Esej o tym, jak znaleźć drogę ku szczęściu, io tym, jak

Transkrypt

Esej o tym, jak znaleźć drogę ku szczęściu, io tym, jak
Esej o tym, jak znaleźć drogę ku szczęściu, i o tym, jak rozkoszować się życiem w czasach
udręki
Esej o tym, jak znaleźć pewną drogę ku szczęściu i cieszyć się życiem mimo różnych
trudności
Esej o tym, jak znaleźć pewną drogę do szczęścia i bez przeszkód także pośród największych
udręk życia delektowac się nią
--------------------------------------------------------------------Widzimy wielkich tego świata w posiadaniu jego dóbr. Żyją oni we wspaniałości i zbytku,
skarby sztuki i natury wydają się gromadzić wokół nich i dla nich, dlatego też nazywani są
oni ulubieńcami losu. Ale niezadowolenie mąci ich spojrzenia, ból wybiela ich lica, z ich
twarzy przemawia strapienie. Z drugiej zaś strony widzimy biednego parobka, który w pocie
czoła zdobywa chleb; otaczają go niedostatek i ubóstwo, jego całe życie zdaje się być
wiecznym zmartwieniem, tyraniem i biedowaniem. W jego oczach widać zadowolenie,
radość rozpromienia jego oblicze, pogoda ducha i zapomnienie unoszą się wokół niego. To
więc co ludzie nazywają szczęściem i nieszczęściem, to widzi Pan, mój przyjacielu, nie
zawsze nim jest; bo przy wszystkich przywilejach zewnętrznego szczęścia widzieliśmy łzy w
oczach pierwszego i przy jego braku uśmiech na obliczu drugiego.
Więc jeśli reguła szczęścia opiera się tak niepewnie na rzeczach przyziemnych, to gdzie więc
szukać pewnego i trwałego fundamentu? Myślę, że tam mój przyjacielu, gdzie jedynie będzie
się można cieszyć szczęściem i za nim tęskinić, we wnętrzu.
W dziele stworzenia musi się ono na czymś opierać, istota wszystkich rzeczy musi zawierać
przyczyny i składniki szczęścia, mój przyjacielu, ponieważ bóg nie zachwieje tęsknoty za
szczęściem, którą sam to niezatarcie obudził w naszej duszy, on to też nie oszuka nadziei,
przez którą jasno wskazuje na możliwe do osiągnięcia szczęście. Bycie szczęśliwym, to
pierwsze spośród wszystkich naszych życzeń, które głośno i żywo przemawia z każdej żyły i
każdego nerwu naszej istoty, które towarzyszy nam przez całe nasze życie, które pojawia się
już w pierwszych dziecięcych myślach naszej duszy i które dopiero jako starcy zabieramy ze
sobą do grobu.
I gdzie mój przyjacielu może być to życzenie spełnione, gdzie może tworzyć się szczęście
lepiej niż tu, gdzie leżą narzędzia rozkoszowania się nim, nasze zmysły, do których odnosi się
całe stworzenie, gdzie powtarza się świat z jego niezmierzonymi powabami.
To jest wszak tylko nasza własność i nie zależy od żadnych zewnętrznych czynników, żaden
tyran nie może nam jej odebrać, ani żaden złoczyńca zakłócić, obnosimy z nim we wszystkich
częściach świata.
Gdyby szczęście zależało tylko od okoliczności zewnętrznych , więc od przypadku, mój
Przyjacielu, i jeśli nawet przytoczyłby mi Pan na to tysiąc przykładów; co kłóci się z dobrocią
i mądrością bożą, nie może być prawdą.Wszyscy ludzie są sercu Boga tak samo bliscy, tylko
niewielu los sprzyja, dla większości rozkosz szczęścia byłaby zatem na zawsze stracona.Nie,
mój Przyjacielu, tak niesprawiedliwy Bóg być nie może, musi istnieć szczęście, które da się
oddzielić od zewnętrznych okoliczności, wszyscy ludzie mają do niego takie samo prawo, dla
wszystkich musi być ono osiągalne w równym stopniu. Nie łączmy więc szczęścia z
okolicznościami zewnętrzynymi, byłoby ono wtedy nietrwałe, jak filar na którym się opiera;
połączmy je więc jako nagrodę i zachętę z cnotą, wówczas objawi się ono w piękniejszej
postaci i na pewniejszym gruncie. To wyobrażenie zdaje się Panu w pewnych przypadkach i
okolicznościach prawdziwe, mój Przyjacielu, ono jest zawsze prawdziwe, i już teraz się
cieszę, że Pana o tym przekonam.
Jeśli przedstawię panu szczęście jako nagrodę cnoty, to to pierwsze wydaje się być celem, a ta
druga tylko środkiem.Czuję przy tym, że w tym sensie cnota również nie pojawia się w swej
największej i najwznioślejszej postaci, nie potrafię jednak powiedzieć, jak proporcje te
mogłyby się zmienić. Możliwe, że umiłowanie cnoty dla niej samej i praktykowanie jej jest
własnością niewielu pięknych dusz. Ale moje serce mówi mi, że oczekiwanie i nadzieja na
ludzkie szczęście, perspektywa cnotliwych, choć wprawdzie nie całkiem czystych
przyjemności, nie jest mimo wszystko karalna i nie jest przestępstwem. Jeśli u podstaw tego
leży interesowność, wtedy jest to najszlachetniejsza interesowność jaką można sobie
pomyśleć, ponieważ jest to interesowność samej cnoty. I wtedy mój przyjacielu służą i
wspierają się wzajemnie te dwa bóstwa tak, że dla ludzi dopuszczalne jest pojmowanie
szczęścia jako zachęty do praktykowania cnoty, jej zaś samej jako drogi do szczęścia, można
więc przyjąć, że istnieją one obok siebie i w sobie. Nie jest możliwą żadna lepsza zachęta ku
cnocie niż widok bliskiego szczęścia i żadna piękniejsza i szlachetniejsza droga ku szczęściu
niż droga cnoty. Ale, mój przyjacielu, ona jest nie tylko tą najpiękniejszą i najszlachetniejszą,
zapominamy czego chcieliśmy dowieść, że jest ona tą jedyną. Niech się pan nie lęka
uznawania cnoty za to czym jest, przewodniczką ludzi w drodze ku szczęściu.Tak, mój
przyjacielu, tylko cnota daje szczęście. To co głupcy nazywają szczęściem nie jest nim, tylko
zagłusza ich tęsknotę za prawdziwym szczęściem, uczy ich właściwie tylko zapominania o
własnym nieszczęściu. Proszę spojrzeć na bogatego i szanowanego w jego alkowie, gdy swój
order i wstęgę na łóżku wiesza i widzi siebie jako człowieka. Proszę podążyć za nim w
samotność, to jest miarą szczęścia. Wówczas ujrzy pan łzy spływające po bladym policzku,
wówczas usłyszy pan westchnienia wydobywające się z poruszonej piersi. Nie, nie, mój
przyjacielu, cnota, tylko ona jedyna jest matką szczęścia i ten najlepszy jest tym
najszczęścliwszym.
Słucha mnie pan, jak mówię tak dużo i żywo o cnocie, a przecież wiem że łączy pan z tym
słowem tylko mgliste pojęcie; mój drogi, czuję się tak samo jak pan, kiedy tak dużo o niej
mówię. Jawi mi się ona tylko jako coś wielkiego, wzniosłego, nienazywalnego, na co
bezskutecznie szukam słów i obrazów, żeby to w jakiejś postaci lepiej wyrazić. A jednak
dążę do niej z nienasyconym utęsknieniem, jakby stała ona jasno i wyraźnie przed moją
duszą. Wszystko, co o niej wiem, to, że z pewnością będzie w sobie zawierać te niedoskonałe
wyobrażenia, do których teraz jedynie zdolny jestem; lecz przeczuwam coś jeszcze, coś
większego, coś wznioślejszego, i to jest właściwie tym, czego nie potrafię wyrazić i czemu
nie mogę nadać kształtu.
Pociesza mnie wspomnienie tego, o ile ciemniej i zawilej niż teraz pojęcie cnoty jawiło się
mojej duszy, i jak pomału, odkąd myślę i pracuję nad sobą, także obraz cnoty nabierał dla
mnie postaci i formy; dlatego mam nadzieję i wierzę, że fakt, iż w mojej duszy stopniowo się
rozjaśnia, sprawi, że także ten obraz będzie mi się jawił coraz wyraźniej, i im bardziej stanie
się prawdziwym, tym bardziej wzmocni moje siły i zachwyci moją wolę.
Jeżeli miałbym Panu w kilku słowach opisać niewyraźne wyobrażenie ideału cnoty, które
jawi mi się w postaci mędrca, to mógłbym tylko zebrać cechy, które tu i ówdzie znajduję
rozproszone wśród poszczególnych ludzi i których widok wyjątkowo mnie porusza, na
przykład szlachetność, miłość bliźniego, wytrwałość, skromność, umiarkowanie etc.; ale, Mój
Drogi, to wciąż nie byłby skończony obraz, |21III2016| zarówno dla Pana jak i dla mnie
pozostałby on zagadką, od której rozwiązania dzieli nas to najbardziej istotne słowo. Ale,
poprzestając na tych kilku przykładach, pozwalam sobie już teraz zauważyć, że dopiero
zaszczepienie przywołanych cech w naszym wnętrzu przy możliwie dogłębnym czerpaniu z
duchowego potencjału, dlatego powiadam, jeśli kształtując nasz osąd, karmiąc nasz intelekt
doświadczeniem i studiami wszelkiego rodzaju, wpletliśmy w nasze serca trwałe i niezmienne
zasady szlachetności, sprawiedliwości, miłości bliźniego, niezłomności, skromności,
tolerancji, umiaru, wstrzemięźliwości, w tych okolicznościach stwierdzę, że nigdy nie
będziemy nieszczęśliwi. Szczęściem nazywam mianowicie jedynie pełne i niewymowne
rozkosze, które - by to Panu wyjaśnić jednym zdaniem – wynikają z radosnej obserwacji
moralnego piękna istoty ludzkiej. Te rozkosze, zadowolenie z samego siebie, świadomośc
dobrego postępowania, stałe poczucie godności w każdym momencie naszego życia pomimo
tysięcy ciosów i pokus |11IV2016|, są w stanie zapewnić trwałe, (głęboko zakorzenione) i
niczym niezakłócone szczęście, w każdych okolicznościach życia, nawet tych pozornie
najgorszych.
Wiem, że ten sposób myślenia uważa Pan za sztuczny, ale jednak skuteczny środek na to, by
filozofując odpędzić od siebie ciemne chmury przeznaczenia i pośród błysków i grzmotów
dostrzec blask słońca. Podwójnie ubolewam nad tym, że nie docenia Pan tej niebiańskiej siły
drzemiącej w ludzkiej duszy, po pierwsze, bo wiele Pan przez to traci, po drugie, bo trudnym,
wręcz niemozliwym jest, sprawić, by zaczął Pan o niej lepiej myśleć. Niemniej życzę by
odnalazł Pan swoje szczęście i żywię nadzieję, że z biegiem czasu Pańskie serce przyniesie
(Panu) uczucie prawdziwe i głębokie, jak to które w tej chwili mnie towarzyszy. |18IV2016|
Najbardziej zbawiennym działaniem które przypisuje Pan takiemu myśleniu, lub odczuwaniu
(bo tym ono jest w istocie) będzie to, że prawdopodobnie pozwoli ono ochronić człowieka
przytłoczonego przeciwnościami losu przed zwątpieniem; a Pan sądzi, że gdyby rozsądek i
serce zaprowadziły człowieka tam gdzie mógłby czuć się szczęśliwy nawet w prawdziwie
niekorzystnych okolicznościach, to w tych sprzyjających musiałby być jeszcze
szczęśliwszym.
Pozostawie to mój przyjacielu bez odpowiedzi inaczej wywołałbym jałowy spór prowadzący
do nieporozumień. |25IV2016| Szczęście, o którym wspomniałem, nie zależy od żadnych
czynników zewnętrznych, towarzyszy temu, któremu ono sprzyja, z taką samą siłą w każdym
momencie jego życia, a okazje, by się nim rozkoszować, nadarzają się zarówno w lochach
jak i na tronach. Tak mój przyjacielu, nawet w łańcuchach i pętach, siedząc w ciemnym jak
noc lochu – czy nie wierzy Pan i nie czuje, że również tam cnotliwi mędrcy doświadczają
uczucia bezgranicznego szczęścia? Ach w cnocie drzemie tajemna boska siła, która wynosi
człowieka ponad jego przeznaczenie, w jej łzach dojrzewa szlachetniejsza / niebiańska radość,
nawet w jej trosce drzemie nowe szczęście. |16V2016| Jest niczym słońce, które nigdy nie
jawi się na horyzoncie w tak ognistej boskiej czerwieni, jak wieczorami zwiastującymi noce
niepogody. Ach, mój przyjacielu, szukam i rozglądam się za słowami i obrazami, ażeby
przekonać Pana o tej wspaniałej uszczęśliwiającej prawdzie. Pozostańmy chwilę przy obrazie
niesłusznie uwięzionego, - albo lepiej, proszę spojrzeć dwa tysiące lat wstecz, na człowieka
nieskazitelnego, tego najszlachetniejszego, który umarł śmiercią na krzyżu za ludzkość, na
Chrystusa. Drzemał pośród swoich morderców, dobrowolnie dał sobie związać ręce, cudowne
dłonie, których celem było jedynie czynienie dobra, czuł się bardziej wolny niż niegodziwcy,
którzy go spętali, jego dusza była tak pełna pociechy, że mógł jeszcze podzielić się nią ze
swymi przyjaciółmi, umierając przebaczył swoim wrogom i dobrotliwie uśmiechał się do
swoich oprawców, spokojnie i z radością oczekiwał straszliwie okrutnej śmierci |23V2016|