Nasza misja nie dobiegła jeszcze końca Z Wandą Nowicką
Transkrypt
Nasza misja nie dobiegła jeszcze końca Z Wandą Nowicką
Nasza misja nie dobiegła jeszcze końca Z Wandą Nowicką, prezeską Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, rozmawia Agnieszka Grzybek Agnieszka Grzybek: Jak to się stało, że w Polsce doszło do zaostrzenia prawa do przerywania ciąży? Wanda Nowicka: Powodów jest wiele. Po pierwsze, w wyniku transformacji po 1989 roku w Polsce dokonały się nie tylko zmiany o charakterze społeczno-ekonomicznym, ale także związane z dojściem do głosu nowych aktorów na scenie politycznej. Niewątpliwie jednym z ważniejszych, choć nieformalnym, stał się Kościół rzymsko-katolicki, z którym różne siły polityczne zaczęły się liczyć – niektóre z przekonań, a niektóre z powodów pragmatycznych lub czując dług wdzięczności wobec Kościoła, który przed 1989 rokiem dawał wsparcie opozycji. Po drugie, aborcja była tematem, który pozwolił na wprowadzenie bardzo łatwych podziałów politycznych, co w sytuacji, gdy walił się stary system, okazało się bardzo przydatne. Śmiało można zaryzykować tezę, że na początku lat dziewięćdziesiątych polska scena polityczna zorganizowała się według podziału: „kto jest za aborcją, a kto przeciw”. Aborcja jest zresztą cały czas wykorzystywana instrumentalnie i każdy uważa, że może na tym coś ugrać, często jest to temat zastępczy, którym się „przykrywa” inne sprawy. Po trzecie wreszcie, aborcja była wygodnym argumentem stosowanym przez prawicę, która wskazywała, że wszystko, co było za komuny, należy zlikwidować, bo jest skażone złem i sprzeczne z naszym systemem wartości. W tym sensie próby zaostrzenia prawa do aborcji traktowano jako zwiastun nowych, lepszych czasów. Może ten argument nie był tak nośny, ale on mimo wszystko zaistniał w debacie publicznej. To wszystko zrodziło ostre spory światopoglądowe, a w konsekwencji doprowadziło do zmiany ustawy w 1993 roku. Dlaczego Polki nie zbuntowały się przeciwko odebraniu prawa do aborcji? Polki się bardzo buntowały, ale nie miały narzędzi, żeby ten swój opór wyrazić. W 1989 roku społeczeństwo obywatelskie było bardzo słabe, nie było prawie żadnych organizacji, a te, które się potem pojawiły, były za słabe, żeby się skutecznie przeciwstawić ogromnej machinie sił prawicowych wspieranych przez Kościół. Kobiety miały poczucie, że odbiera im się ich prawa, ale czas działał przeciwko nam. Zresztą głosy miliona trzystu tysięcy osób, które opowiedziały 1 się za referendum w sprawie aborcji, zostały zlekceważone i ostatecznie to parlament przyjął restrykcyjną ustawę o planowaniu rodziny i warunkach przerywania ciąży. Jak sobie wobec tego Polki radzą z przerywaniem ciąży? Polki przede wszystkim nie stosują się do prawa, jeżeli uważają, że działa ono na ich szkodę. Zrobią wszystko, nawet z narażeniem swojego życia, jeżeli nie chcą donosić niechcianej ciąży. Choć oczywiście nie jest to decyzja łatwa, bo wiąże się z ogromnym wysiłkiem finansowym, logistycznym, psychicznym. O tym ostatnim aspekcie mówię dlatego, że wskutek ustawy wiele kobiet czuje się winnych. Z jednej strony przyznają sobie prawo do decyzji, a z drugiej często mają poczucie winy, bo ta cała propaganda pro-liferska wmówiła im tzw. syndrom poaborcyjny. W ciągu minionych lat kilkakrotnie podejmowano próby zliberalizowania prawa, ale bezskutecznie. Dlaczego? Układ sił politycznych uniemożliwił zliberalizowanie ustawy na trwałe. Próba podjęta w 1996 roku, kiedy wprowadzono dopuszczalność aborcji ze względów społecznych, została zablokowana przez wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 1997 roku, który orzekł, że zliberalizowana ustawa jest niezgodna z Konstytucją RP. Ówcześnie, zresztą podobnie jak teraz, mieli w nim przewagę sędziowie o konserwatywnych poglądach. Poza tym organizacje kobiece nie były w stanie stworzyć takiej siły, przed którą ugięliby się politycy. Większość polityków boi się Kościoła i nie chce działać wbrew niemu. A co ze środowiskiem lekarskim? Czy tu kobiety nie mogłyby szukać sojuszników? Wszak udało się to we Francji w latach siedemdziesiątych, gdzie lekarze aktywnie wspierali działania zmierzające do zniesienia zakazu aborcji. Próbowałyśmy szukać poparcia u lekarzy. Pamiętajmy jednak, że w Polsce to środowisko lekarskie jako pierwsze podjęło walkę z legalną aborcją. Zanim wprowadzono restrykcyjną ustawę antyaborcyjną, samorząd lekarski wprowadził zakaz aborcji do kodeksu etyki lekarskiej. Część lekarzy próbowała się nowym przepisom sprzeciwić, ale to się szybko skończyło, ponieważ środowisko lekarskie jest u nas dość specyficzne: patriarchalne i podzielone wewnętrznie na grupy zawodowe. Ginekolodzy byli stygmatyzowani przez lekarzy innych specjalności jako grupa zainteresowana legalnością aborcji ze względów finansowych, co natychmiast zamknęło im usta. Trudno w zasadzie stwierdzić, jaki jest naprawdę stosunek lekarzy do aborcji. Większość ją publicznie potępia i odmawia wykonywania tego typu świadczeń, lecz z drugiej strony część robi to w podziemiu aborcyjnym, lecz o tym nie mówi, bo na tym zarabia. To nas odróżnia od lekarzy w innych krajach. Tam lekarze zawsze byli po stronie kobiet, ryzykowali więzieniem, ale mimo zakazu przerywali ciążę. Tak było np. w Kanadzie, Belgii, Francji w czasach, gdy aborcja była nielegalna. W tym roku Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny obchodzi dwudziestą rocznicę istnienia. Co byś uznała za Wasz największy sukces z tej dwudziestoletniej perspektywy? Federacja została założona przez pięć organizacji, które na początku lat dziewięćdziesiątych działały wspólnie przeciwko wprowadzeniu zakazu aborcji. Organizowaliśmy demonstracje, 2 zbieraliśmy podpisy za referendum w sprawie aborcji, szybko jednak okazało się, że to będzie walka wieloletnia. Dlatego Stowarzyszenie Pro Femina, Stowarzyszenie na rzecz Państwa Neutralnego Światopoglądowo Neutrum, Polskie Stowarzyszenie Feministyczne, Liga Kobiet Polskich i Polska YWCA – Związek Kobiet i Dziewcząt Chrześcijańskich powołały osobną organizację. Naszym pierwszym celem było niedopuszczenie do wprowadzenia zakazu aborcji. Nie udało się go zrealizować, więc od lat skupiamy się przede wszystkim na dążeniu do zmiany tej ustawy. Monitorujemy skutki ustawy dla zdrowia Polek i społeczeństwa. Dzięki nam wszyscy wiedzą, że to jest zła ustawa, że mamy w Polsce duże podziemie aborcyjne, a poszkodowane są przede wszystkim kobiety. Instytucje międzynarodowe niemal w każdym raporcie zalecają polskiemu rządowi zmianę złego prawa. Ponadto zaangażowałyśmy się w pomoc kobietom, które mają prawo do legalnej aborcji, ale nie były go w stanie wyegzekwować. Wspierałyśmy Alicję Tysiąc, Barbarę Wojnarowską, Bożenę Kleczkowską, mamę Agaty Lamczak, które próbowały walczyć o sprawiedliwość. Dotychczas największym sukcesem jest sprawa Alicji Tysiąc, która wygrała sprawę przeciwko Polsce przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. Kolejne sprawy czekają na rozstrzygnięcie i liczymy na to, że Trybunał przyzna nam rację. Oprócz rzecznictwa ważnym aspektem naszej działalności jest poradnictwo i edukacja. Od dwudziestu lat prowadzimy telefon zaufania dla kobiet, przez który udzieliłyśmy kilkadziesiąt tysięcy porad. Wiele zrobiłyśmy na rzecz zapobiegania niechcianej ciąży: propagujemy antykoncepcję i edukację seksualną. Przy Federacji powstała grupa młodzieżowa na rzecz edukacji seksualnej PONTON, która w szkołach prowadzi warsztaty dla młodzieży. Największym sukcesem był chyba Langenort? W 2003 roku na zaproszenie Komitetu Ster – Kobiety decydują przypłynął do Polski statek holenderskiej fundacji Kobiety na Falach. To była największa akcja rzecznicza na rzecz legalnego prawa do przerywania ciąży, która ze względu na nagłośnienie medialne pozwoliła wreszcie po wielu latach przełamać tabu milczenia wokół zakazu aborcji. Dzięki kampanii o 10 proc. wzrosło poparcie społeczne dla przerywania ciąży. Poza tym powstała wspólna inicjatywa organizacji pozarządowych i Parlamentarnej Grupy Kobiet – projekt ustawy o świadomym rodzicielstwie, zgłoszony przez posłankę Joannę Senyszyn. Projekt, niestety, nigdy nie został rozpatrzony, bowiem trzech kolejnych marszałków z lewicy nie poddało go pod głosowanie. W ostatnim momencie wycofywano go z porządku obrad. Dlatego czujemy ogromny żal i rozczarowanie, że mimo realnych szans na zmianę prawa, lewica się wtedy wycofała i nie podjęła tego wyzwania. Skoro nie powiodły się dotychczasowe próby liberalizacji prawa, to może wygrane przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka mogą nas w tym wspomóc? Na pewno nie można liczyć na to, że jakakolwiek decyzja podjęta przez Trybunał w Strasburgu przyczyni się do radykalnej zmiany prawa w Polsce, czyli liberalizacji ustawy antyaborcyjnej. Natomiast można zmieniać prawo w mniejszym wymiarze. Np. dzięki wygranej Alicji Tysiąc przed Trybunałem w Strasburgu do ustawy o rzeczniku praw pacjenta wprowadzono możliwość odwołania się od decyzji lekarza, czego wcześniej nie było. Odmowna decyzja lekarza w sprawie przeprowadzenia zabiegu aborcji była nieodwołalna. Dlatego od kilku miesięcy 3 prowadzimy kampanię, aby kobiety korzystały z tego prawa. Przepis jest jednak słaby, ponieważ decyzja może być zmieniona, ale to wcale nie znaczy, że kobiecie uda się wyegzekwować jej wykonanie. Lekarze, odmawiając wykonania aborcji, powołują się bowiem na klauzulę sumienia, a kobiety zamiast procedury odwołania od decyzji lekarza wolą jechać za granicę i tam rozwiązać problem. Jedna ze spraw, które czekają na rozstrzygnięcie Trybunału w Strasburgu, dotyczy m.in. właśnie klauzuli sumienia. Wygrana byłaby prawdziwym sukcesem. W ubiegłym roku Federacja zorganizowała w Sejmie wysłuchanie publiczne w sprawie turystyki aborcyjnej. Jaka jest skala tego zjawiska w Polsce? Trudno tu o prawdziwe dane, możemy mówić wyłącznie o szacunkach. Być może jest to kilka, a może kilkadziesiąt tysięcy przypadków rocznie. Na pewno jednak zjawisko turystyki aborcyjnej staje się coraz powszechniejsze i coraz więcej kobiet decyduje się na wyjazdy zagranicę, ponieważ mają obawy, czy w Polsce będą mogły przeprowadzić zabieg w bezpiecznych warunkach. A ponieważ koszty są zbliżone, to wolą skorzystać z kliniki zagranicą, zamiast szukać tutaj pokątnie. Trzeba jednak pamiętać, że stać na to tylko kobiety w lepszej sytuacji materialnej. Jeżeli ustawa w najbliższym czasie nie zostanie zmieniona, to można sobie wyobrazić, że podziemie aborcyjne w ogóle zniknie, bo kobiety będą jeździły zagranicę. Skoro coraz powszechniejsza staje się turystyka aborcyjna, skoro coraz częściej Polki mogą korzystać, niekoniecznie oficjalnie, z aborcji farmakologicznej, to jaki jest sens w walce o zmianę ustawy, skoro i tak sobie radzimy? Z tym radzeniem sobie jest różnie. Owszem, kobiety w Polsce rzadko umierają w wyniku aborcji, nie tak jak Afrykanki, trudno jednak uznać, że wszystko jest w porządku. To nie jest normalna sytuacja, że kobiety są zmuszone wyjeżdżać ze swojego kraju, żeby skorzystać z usług medycznych. Tę możliwość mają tylko Polki lepiej sytuowane i uprzywilejowane pod każdym innym względem. Prawo musi się zmienić – żyjemy w Europie i trudno się pogodzić z tym, że kobiety w większości krajów europejskich i ościennych mają znacznie lepszą sytuację pod tym względem. Tylko u nas kobiety zostały tego prawa pozbawione. Prawo do decydowania o sobie jest prawem człowieka i państwo ma obowiązek go przestrzegać. Patrząc z dwudziestoletniej perspektywy działalności Federacji, jak się zmienił w Polsce sposób mówienia o prawach reprodukcyjnych? Czy walka o prawo do aborcji nie została przypadkiem zastąpiona przez walkę o prawo do posiadania dziecka, jeżeli wziąć pod uwagę batalię o in vitro? Nie widzę w tym żadnej sprzeczności. Prawa reprodukcyjne to przecież prawo do skorzystania z procedur medycznych w sytuacji, gdy się nie może mieć dzieci, ale także prawo do tego, aby nie mieć dzieci, jeśli się ich mieć nie chce. Faktem natomiast jest, że trudno do świadomości społecznej przebijają się argumenty, że prawo do przerywania ciąży to także prawo człowieka, ponieważ został zbudowany mit wartości życia poczętego, wobec którego prawa kobiet stają się mniej ważne, a same kobiety przestają się liczyć. W ferworze sporu przeciwnicy in vitro porównali tę procedurę do aborcji – „morderstwa nienarodzonych”. Wszyscy się takim porównaniem oburzali. Jednak nie służy dobrze dyskursowi dotyczącemu przerywania ciąży to, że aborcję przywołuje się jako najdrastyczniejszy przykład. To nie aborcja jest straszna, ale manipulacja, jakiej się dopuszczają zwolennicy całkowitego zakazu in vitro. 4 W tym roku czekają nas wybory parlamentarne. Czy jest szansa, że nowy parlament zliberalizuje ustawę antyaborcyjną? Oczywiście, bardzo bym tego chciała i będziemy o to zabiegać, ale będzie to bardzo trudne ze względu na obecny układ polityczny. Po pierwsze, mamy do czynienia z dominacją dwóch partii prawicowych walczących ze sobą, wskutek czego głosy lewicowe nie są w stanie się przebić, a po drugie, nasza lewica jest dość słaba. Być może gdyby była bardziej zaangażowana i lepiej przygotowana, można by osiągnąć dużo więcej, choćby wprowadzając tę kwestię do debaty publicznej. Miejmy nadzieję, że jeśli lewica zdecyduje się podjąć ten temat w trakcie kampanii, to zrobi to z autentycznym zaangażowaniem i w sposób na tyle profesjonalny i konsekwentny, że aborcja będzie tą kwestią, która rozstrzygnie o wyborach Polek i Polaków w tych wyborach parlamentarnych. Jakie Federacja ma plany na następne dwudziestolecie? Byłabym szczęśliwa, gdybym mogła zamknąć biuro i powiedzieć, że nasza misja została wypełniona, ale obawiam się, że jeszcze długo będziemy musiały działać. W tej chwili skupiamy się na tym, żeby pokazać, że dzięki członkostwu Polski w Unii Europejskiej, kobiety mogą skorzystać z możliwie największych uprawnień m.in. w dostępie do aborcji. Dzięki nowej dyrektywie unijnej o transgranicznej opiece medycznej pojawiają się nowe możliwości: kobiety mające prawo do legalnego przerywania ciąży będą mogły zrobić to zagranicą, a NFZ będzie musiał zabiegi refundować. Wymaga to przeprowadzenia kampanii informacyjnej, ale to z kolei może zmusić NFZ do energiczniejszego wyegzekwowania od publicznej służby zdrowia realnej dostępności aborcji. Będziemy zabiegać o to, aby aborcja farmakologiczna była w Polsce legalnie dostępna: zgodnie z prawem unijnym, jeżeli dany specyfik jest zarejestrowany w innych krajach UE, to procedura jego rejestracji w Polsce może być znacznie prostsza. Będziemy dalej działać na rzecz liberalizacji ustawy antyaborcyjnej, lecz w tym wypadku warunkiem jest takie przebudowanie sceny politycznej, aby powstała w Polsce lewica z prawdziwego zdarzenia, która prawo do przerywania ciąży uzna za sprawę priorytetową. Chciałabym, aby Kongres Kobiet – ta najbardziej obecnie widoczna w Polsce inicjatywa kobieca – podjął ten temat. Marzy nam się, aby kobiety, które nie mogą wyegzekwować praw im przysługujących, były na tyle zdeterminowane, aby ich dochodzić, i wiedziały, jak to robić. Wanda Nowicka – działaczka feministyczna, prezeska Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, autorka wielu publikacji na temat praw reprodukcyjnych i seksualnych kobiet. W 2005 roku otrzymała nagrodę za działalność na rzecz kobiet w Europie Środkowej i Wschodniej przyznaną przez Sigrid Rausing Trust, w 2008 roku otrzymała prestiżową Nagrodę Uniwersytetu na Wygnaniu (University-in-Exile Award) nowojorskiej New School for Social Research. 5