Rodzina katolicka - Śmierć Heliogabala
Transkrypt
Rodzina katolicka - Śmierć Heliogabala
Rodzina katolicka - Śmierć Heliogabala wtorek, 07 lipca 2009 15:16 O umarłych, kiedyś twierdzono, nie należy mówić źle, póki nie ostygną. Ale dawne zasady chyba już nie obowiązują, a poza tym nie wiem, czy kiedykolwiek dotyczyły monarchów. O Michaelu Jacksonie wciąż zaś powtarzają media, że był „królem popu”. Moim skromnym zdaniem zresztą błędnie: nie żadnym królem, tylko cesarzem. Cesarzem pop-kultury, a konkretnie cesarzem Kaligulą. Chociaż mnie osobiście bardziej niż z Kaligulą kojarzy się on z Heliogabalem, takim, jakim go przedstawił Krasiński w zapomnianym dziś niestety „Irydionie”. Nieszczęsny piosenkarz wydaje mi się ucieleśnieniem wszystkich zboczeń i chorób psychicznych świata, w którym „wszystko psuje się, rozprzęga i szaleje − bogi i ludzie szaleją”. Chciałoby się powiedzieć jego zapłakanym fanom ewangelicznymi słowy: płaczcie nad sobą. Michael Jackson moim skromnym zdaniem był potworem; człowiekiem pozbawionym empatii, normalnych ludzkich uczuć, zasługującym może na współczucie, ale na pewno nie na podziw. I fakt, że morderczym treningiem zrobiono z niego sprawną maszynę do śpiewania, komponowania i tańczenia (nie znam się, ale skoro tak krytycy twierdzą, to niech będzie) nie ma w gruncie rzeczy większego znaczenia. Sądzę, że nie podziwiano w nim ani wokalisty, ani tancerza, ani muzyka, tylko po prostu wielkie, straszliwe dziwadło. Stwora, który urodził się jako Murzyn, a zamienił się w białą dziewczynkę, który został miliarderem nie wyrastając z dzieciństwa, ponurego i okrutnego jak dzieciństwo spędzone w lochach potwornego czarownika czy ogra, który zrobił sobie kilkakrotnie więcej operacji plastycznych, niż przeciętny człowiek przechodzi w życiu zabiegów stomatologicznych, chodził w maseczce tlenowej, bał się śmiertelnie bakterii i tytułem zabawki zrobił sobie troje dzieci z probówki. Przyznam szczerze, że o ile wszystko inne można uznać za dziwactwo, chorobę czy nieszczęście, to właśnie myśl o owych dzieciach sprawia, że ilekroć słyszę o niedawno zmarłym amerykańskim dziwadle, otwiera mi się nóż w kieszeni. Jeśli, jak piszą biografowie, dzieciństwo Jacksona, spędzone w szponach chorobliwie ambitnego, tresującego go od maleńkości ojca, było piekłem − to i tak w porównaniu z tym, co urządził „swoim” dzieciom uchodzić ono może za sielskie. Dzieci, które zrobił sobie współczesny Heliogabal, pozbawionych matek czy stałych opiekunek, nie wolno było nikomu dotykać ani przytulać, nie wolno im mieć żadnych zabawek − wszystko, 1/2 Rodzina katolicka - Śmierć Heliogabala wtorek, 07 lipca 2009 15:16 czego dotykały, było jednorazowe, sterylne i zaraz po użyciu palone. Nie umiem sobie wyobrazić cierpień tak traktowanych dzieci. Umiem sobie tylko wyobrazić, jakim teraz staną się one obiektem walki, bo wiadomo, że kto przechwyci prawo do opieki nad nimi, przejmie też lwią część majątku Potwora. Los tych dzieci był jednak i jest zgodny z prawem i nikogo nie wzrusza. W przeciwieństwie do banalnego faktu, iż organizm poddany tylu operacjom i nawalony tyloma chemikaliami w końcu odmówił posłuszeństwa. Z punktu widzenia „jego” dzieci − szkoda, że nie wcześniej. Rafał A. Ziemkiewicz Źródło: Niezależna.pl 2/2