Tajemnica wygiętego skalpela
Transkrypt
Tajemnica wygiętego skalpela
Tajemnica wygiętego skalpela Wśród wszystkich spraw, jakie rozwiązywał Sherlock Holmes, ta jedna zapadła mi głęboko w pamięć. Był dziewiąty września 1888r. mój przyjaciel został poproszony przez Scotland Yard o pomoc w trudnym śledztwie. Wieczorem w naszym mieszkaniu pojawił się mężczyzna w średnim wieku odziany w ciemny płaszcz. Wyglądał na człowieka prostego i konkretnego, a rysy jego twarzy były surowe i wyraziste. - Sierżant Joseph Gold. – przedstawił się i usiadł. – Zwracam się do pana, ponieważ Scotland Yard jest bezradny w pewnej sprawie. Otóż wczoraj w nocy z siódmego na ósmego września popełnione zostało morderstwo. Zamordowano niejaką Annie Chapman. Ofiara znaleziona została przed godziną szóstą rano. Morderca poderżnął jej gardło i rozciął brzuch. Ponadto wyciął wnętrzności. Nie byłoby w tym nic podejrzanego, gdyby pierwszego września Mary Ann Nichols nie została zamordowana w całkiem podobny sposób. - Mam znaleźć sprawców tych dwóch przestępstw? – domyślił się mój przyjaciel. - Sprawcę. Czytał pan dziś rano prasę? - Cóż, przyznaję, że dziś nie miałem nastroju do zajmowania się gazetami. Jestem w toku innego śledztwa. - A pan, doktorze? – sierżant zwrócił się do mnie. -Również nie. Do wieczora zajmowałem się prywatną praktyką. – przyznałem. Nasz gość wyjął z walizki egzemplarz „Timesa” z dnia dzisiejszego. Pierwsza strona zwieńczona była krzyczącym nagłówkiem „Kuba Rozpruwacz dokonuje morderstw – policja jest bezradna”. Mój przyjaciel uniósł brwi, a następnie obaj spojrzeliśmy sobie w oczy. - Kuba Rozpruwacz? – spytałem po chwili. - Tak podpisuje się przestępca. - Ale skąd pewność, że jest to dzieło jednej osoby? – zapytał Holmes zaabsorbowany. - Pewności nigdy nie ma, sir. Jednak, jak mówię, przestępstwa są do siebie podobne. Oba zostały popełnione w nocy, na kobietach i poprzez rozcięcie jamy brzusznej oraz poderżnięcie gardła. Być może – dodał. – jest to sprawka szalonego studenta medycyny? Oprócz pana zajmuje się tą sprawą trzech detektywów. Czy chciałby się pan z nimi skontaktować? - Na razie nie będzie to konieczne. Proszę pozwolić mi zaznajomić się z okolicznościami. – Oczywiście. – inspektor wstał. – A póki co, zaczyna robić się późno. Żegnam panów. To mówiąc, wyszedł. Sherlock rozsiadł się wygodnie przy kominku, zapalił fajkę i poprosił: – Watsonie, przeczytaj proszę ten artykuł. Wziąłem więc do ręki gazetę i zacząłem czytać na głos: W okolicach londyńskiej dzielnicy Whitechapel nie jest ostatnio spokojnie. Na początku września bieżącego roku pojawiły się dwa morderstwa, w tym jedno na Mary Ann Nichols. Kobieta nie miała pieniędzy na opłacenie czynszu, dlatego wyrzucona została z pokoju przy Thrawl Street 18. Ostatni raz widziała ją współlokatorka Ellen Holland, gdy o wpół do trzeciej odchodziła Whitechapel Street. – Była pijana. - mówiła Ellen przez łzy na przesłuchaniu dla Scotland Jard. - Mówiłam jej, żeby wróciła do pokoju. Była przecież noc. Ale Mary uparła się, że zdobędzie pieniądze. Ostatni raz widziałam ją idącą Whitechapel Street, a później ktoś odnalazł jej martwe ciało. Gdy około godzinę później znaleziono jej jeszcze ciepłe zwłoki, miała poderżnięte gardło i rozciętą jamę brzuszną. Lecz na tym się nie skończyło. Wczoraj nad ranem mieszkaniec Hanbury Street 29 natknął się na martwe ciało Annie Chapman. Początkowo wziął je za stertę brudnych szmat. Kobieta leżała między płotem a schodami, ze spódnicami zadartymi aż po brodę. I tym razem morderca poderżnął gardło oraz rozciął jamę brzuszną ofiary. Z jedną różnicą ; tym razem wyciął też wnętrzności. Policja nie robi jednak nic w tej sprawie, mimo że najprawdopodobniej będzie kolejna ofiara. – Co o tym myślisz, drogi Watsonie? - spytał Sherlock, gdy odłożyłem gazetę na stół. – Trochę przerażające. I okrutne. Kto mógłby się dopuścić czegoś tak okropnego? – Szaleniec, doktor bądź zbrodniarz. To się jeszcze okaże. Na razie potrzebuję więcej informacji i, przede wszystkim spokoju. Pozwolisz, że udam się teraz na dłuższą chwilę kontemplacji przy wspaniałej muzyce skrzypiec. Sherlock udał się do swojego pokoju i nie wychodził z niego do końca wieczoru. Rankiem zastałem go, gdy spożywałem śniadanie przyrządzone przez naszą gosposię. Mój towarzysz wolał nie jeść, ponieważ w jego opinii nie warto tracić energii na trawienie. Około południa znów odwiedził nas inspektor Gold z nowymi informacjami w sprawie Kuby Rozpruwacza. – Czy przeczytał pan przyniesiony przeze mnie artykuł, panie Holmes? – Owszem. Prawdopodobnie nie jest to sprawka jednej osoby. Jeżeli ktoś zabił człowieka i jest ścigany przez detektywów, po cóż miałby dokonać następnego morderstwa w taki sam sposób? – Ma pan rację, jednak morderstw było o wiele więcej. Tak naprawdę pierwsze z nich przypada na 3 kwietnia bieżącego roku. Wszystkie te przestępstwa zostały popełnione na kobietach o niezbyt dobrej opinii, jeżeli wie pan, o czym mówię. – Och, to przecież nie dziwne na East Endzie. - odparł mój przyjaciel niecierpliwie. Inspektor wyprostował się w swoim fotelu. – Lekarz policyjny, który badał zwłoki pani Mary Ann Nicholls twierdził, że morderstwa może dokonać jedynie osoba wprawiona we władaniu nożem. Nie zaprzeczy pan, że poszlaka ta jasno wskazuje na rzeźnika bądź chirurga. – Bądź myśliwego, cyrkowca lub marynarza. Mógłby to być także zarówno rybak jak i były żołnierz indyjskiej armii. Według mnie trzeba bardziej skupić się na faktach, niż domniemaniach, drogi inspektorze. Prawdopodobnym wydaje się student medycyny, który wykorzystuje ludzkie wnętrzności do swoich sekretnych badań. Musi odznaczać się dużą siłą fizyczną, nie sądzę jednak, by miał równie dużo rozsądku. – A skąd to posądzenie? - spytał wyraźnie zdziwiony inspektor. – Ktoś, kto zostawia swoją ofiarę na widoku innych ludzi musi być albo bardzo odważny, albo niezwykle lekkomyślny. - rzekłem podążając drogą dedukcji mego przyjaciela. W następnych dniach Londyn zaczęła zalewać fala pogłosek na temat osoby Kuby Rozpruwacza. Gazety pełne były mniej lub bardziej wiarygodnych doniesień na ten temat. Dowiedzieliśmy się, że według Elizabeth Long mężczyzna rozmawiający z Annie Chapman prawdopodobnie jako ostatni przed jej śmiercią, miał około 40 lat, nosił czarny płaszcz i kapelusz oraz wyglądał na ubogiego. Był to jednak, jak wspólnie twierdziliśmy, obraz typowego mężczyzny z okolic Whitechapel. Tożsamość mordercy dalej pozostawała zagadką i widząc, że nawet słynny Sherlock Holmes, najlepszy detektyw w Londynie, nie daje sobie rady z tą sprawą, porzuciłem wszelkie nadzieje. Jednak kilka dni po drugiej wizycie inspektora Golda do naszych drzwi zapukał elegancki mężczyzna w średnim wieku, który przedstawił się jako Frederick Abberline. – Ja nazywam się Sherlock Holmes, a to mój przyjaciel, doktor Watson. - powiedział mój współlokator, gdy zajęliśmy miejsca w salonie. – To bardzo poważna sprawa. - mruknął niepewnie Abberline obrzucając mnie niechętnym spojrzeniem. – Spokojnie, doktor Watson uczestniczy w moich śledztwach bardzo często. – Jestem zaangażowany w to śledztwo od zabójstwa Mary Ann Nichols. - zaczął rzeczowo nasz gość. - Mam już kilka pomysłów, jednak chętnie posłuchałbym, co ma do powiedzenia w tej sprawie najsłynniejszy detektyw w Londynie. – Nie znam jeszcze wszystkich szczegółów, jednak powtórzę panu to, co już mówiłem inspektorowi Gold ze Scotland Yardu. Sprawcą na pewno jest dość silny fizycznie mężczyzna, który pracuje bądź pracował w zawodzie wymagającym posługiwania się nożem. Ledwo to usłyszał, na twarzy detektywa Abberline zagościł uśmieszek. – Widzę, że tak jak inni detektywi pracuje pan na tezach i domniemaniach. Nie przyszło panu jednak do głowy, sir, że człowiekiem kryjącym się pod pseudonimem Kuby Rozpruwacza może być kobieta? Przemyślałem wszystko i doszedłem do wniosku, że kobieta podpisująca się męskim pseudonimem jest tutaj bardzo prawdopodobną podejrzaną. Przyjechałem do pańskiego mieszkania dorożką. Być może miałby pan ochotę wybrać się wraz ze mną na Buck's Row, gdzie znalezione zostały zwłoki Mary Ann Nichols? – Z miłą chęcią. Watsonie, co ty na to? - Sherlock zwrócił się do mnie. – Właściwie i tak nie mam nic do roboty. - stwierdziłem. Tak oto udaliśmy się w podróż na Buck's Row. Gdy dotarliśmy do Bishopsgate, Sherlock poprosił woźnicę o postój i dalej poszliśmy pieszo. Mijaliśmy biedne domy i brudne dzieci bawiące się na ulicach. Mój towarzysz cały czas się rozglądał, zwracając uwagę na ulice, ziemię i niebo. – Tutaj została zamordowana Mary Ann Nichols. - powiedział nagle detektyw Abberline wskazując na małą uliczkę. Przyznam, że inaczej wyobrażałem sobie miejsce zamordowania kobiety przez potencjalnego seryjnego mordercę. Buck's Row była wąską, słabo oświetloną uliczką, tak samo biedną jak całe Whitechapel. Holmes uważnie przyjrzał się brukowi, ziemi i budynkom po obu stronach uliczki. Przez chwilę wydawało mi się, że szacuje odległość między Buck's Row a Royal London Hospital. Mój przyjaciel przez chwilę kroczył spokojnie w tę i z powrotem, lecz gdy jego wzrok zatrzymał się na kawałku gołej ziemi, jego twarz gwałtownie się ożywiła. Już wtedy wiedziałem, że musiał wpaść na jakiś trop. Przerwał panującą dotąd ciszę słowami: – Drodzy panowie, czas wracać. Detektyw Abberline popatrzył na niego zdziwiony. – Już domyśla się pan, kto mógłby być przestępcą, sir? – Zapoznałem się ze szczegółami tej sprawy. Teraz muszę je przemyśleć. - odparł lakonicznie Holmes. Cały wieczór mój towarzysz spędził w swoim pokoju brzdękając monotonne melodie na skrzypcach. Nie zakłócałem jego spokoju, gdyż wydało mi się co najmniej nieuprzejme przeszkadzać najlepszemu detektywowi Anglii w jego śledztwie. Następnego dnia jadłem właśnie śniadanie (Sherlock wolał głodówkę, gdyż w jego opinii nie warto tracić energii na trawienie), gdy nagle Holmes podniósł głowę znad gazety i zapowiedział: – Watsonie, właśnie z wizytą śpieszy do nas inspektor Gold. Ledwo wypowiedział te słowa, kiedy w naszym mieszkaniu faktycznie pojawił się ów mężczyzna w swym eleganckim czarnym płaszczu. – Na przyszłość proszę przywiązywać większą wagę do oświetlenia w kuchni. Nikłe światło świecy nie jest wystarczające przy czytaniu późnym wieczorem, sir. – Co proszę? - inspektor wbił w Sherlocka zdumione spojrzenie. – Nic takiego – Holmes odłożył gazetę. - Drobna rada na przyszłość. Mniemam, że przychodzi pan z jakimiś informacjami? – Rzeczywiście, mam kilka wskazówek. Najważniejsza jest taka, że udało nam się znaleźć zabójcę kryjącego się pod pseudonimem Kuby Rozpruwacza. – Doprawdy? - Sherlock poczęstował inspektora najbardziej czujnym i przenikliwym spojrzeniem, jakie kiedykolwiek u niego spotkałem. – Jest nim prawdopodobnie Żyd John Pizer. Jest on szewcem i nosi przydomek „Skórzany fartuch”. – Na jakiej podstawie uważa pan, że to on miałby być zabójcą? – Cóż... Pizer jest znany z zastraszania kobiet z półświatka i wyłudzania od nich pieniędzy. Poza tym jego opis idealnie pasuje do powszechnej sylwetki Kuby Rozpruwacza, no i nie ma alibi na dni, których popełniono morderstwa. Na razie jeszcze nic ciekawego nam nie powiedział, ale to tylko kwestia czasu, żeby się przyznał. – Czy mógłbym z nim porozmawiać? - zapytał Holmes. Inspektor zgodził się i obaj wyszli. Tym razem jednak Holmes poprosił mnie, bym został w domu. Niecierpliwie czekałem na ich powrót, to jednak nastąpiło dopiero późnym wieczorem. Holmes wrócił bardzo zamyślony i zdawkowo rzucił mi jedynie, że Scotland Yard jak zwykle zbyt pochopnie wyciąga wnioski. Po tym od razu poszedł spać. Zagadnął mnie dopiero nazajutrz przy śniadaniu. – Byłem jeszcze wczoraj rozejrzeć się po East Endzie i obejrzałem obydwa ciała ofiar. – A co z tym Pizerem? - spytałem. – Po prostu boi się przyznać, że w tym czasie zadawał się z innymi kobietami. Alibi ma stuprocentowe, jedynie nie chce, aby jego żona się o tym dowiedziała. Ale nie zajmujmy się już nim. Watsonie, czy mógłbyś mi przynieść rozkład wyścigów konnych na wrzesień? Myślę, że będzie mi bardzo pomocny. Morderca nie tylko był wprawnym chirurgiem, ale też był bardzo silny i używał niezwykle dużego wygiętego skalpela. Takich skalpeli używa się tylko do operowania koni i wielbłądów,a że w Londynie nie ma wielbłądów skupimy się na koniach. Przez następne kilka godzin Holmes z zapałem studiował rozkłady gonitw. Wyszukiwał też wszelkie informacje o Londyńskich weterynarzach. – Watsonie, wiesz, że w Londynie nie ma ani jednego weterynarza wykonującego skomplikowane operacje koniom? Konie pociągowe i dorożkarskie po prostu się dobija. Operuje się tylko konie wyścigowe i stajnie muszą zatrudniać do tego weterynarzy. Ustal mi proszę, kiedy będzie następne derby w Gloucestershire. Kolejny wyścig miał się odbyć dopiero dwudziestego, więc za trzy dni. W tym czasie mój towarzysz skupiał całą swą uwagę na książkach weterynaryjnych. Przeprowadził też wiele rozmów z miejscowymi weterynarzami oraz pasjonatami wyścigów konnych. Wypytywał również o kształt narzędzi chirurgicznych, szczególnie skalpeli. Był jednak niezadowolony z moich odpowiedzi. Narzędzia używane w chirurgii były jego zdaniem „zbyt małe” i „za bardzo wyspecjalizowane”. Kilkakrotnie prosił mnie również o pokazanie mu mojego zestawu narzędzi. W dzień wyścigu miał błyszczące oczy i był bardzo pobudzony, co wskazywało na to, iż wreszcie odnalazł właściwy trop. – Ubierz się ciepło, Watsonie. - oznajmił. - Jedziemy na wyścigi. Pociągiem pojechaliśmy do Gloucestershire, jednak mój towarzysz przez cala drogę nie odezwał się ani słowem. Na miejscu zaś zamiast kupić bilety na tor od razu wmieszał się pomiędzy koników trzymających nielegalne zakłady, wypytując ich o dzisiejszego faworyta. Zauważyłem też, ze z niezwykła uwagą przyglądał się ludziom robiącym zakłady. Potem poczekał tylko na ogłoszenie wyników i wróciliśmy do naszego mieszkania w sam raz na kolację. Zaraz po niej odwiedził nas inspektor Gold z zapytaniem, czy Holmes wpadł już na jakiś trop. – Zapewne niedługo uda mi się rozwiązać tę sprawę, sir. Może pan spać spokojnie. Jestem przekonany, że dziś nie będzie żadnego morderstwa. - powiedział Holmes. To mówiąc dość obcesowo wyprosił inspektora z naszego mieszkania. Patrzyłem na niego pełen zdziwienia. Widząc moje zdziwienie, Holmes zaczął opowiadać: - Watsonie, byłem obejrzeć ciała ofiar i zauważyłem, że rany zadano bardzo specyficznym narzędziem. Było ono ostre jak skalpel, jednak dziwnie wygięte. Gdy pokazywałeś mi swój zestaw narzędzi, zauważyłem, iż tego typu noży nie używają lekarze. Skalpele używane w weterynarii są dostatecznie duże, ale proste, a nie wygięte. Jak pewnie wiesz, na wyścigach rozmawiałem z kilkoma ludźmi. Dowiedziałem się, że w niektórych stajniach koni wyścigowych przeznaczonych do zawodów weterynarze operacyjnie wzmacniają źrebakom pęciny, aby mogły wytrzymywać większe obciążenia. Jest to oczywiście zabronione i żaden szanujący się weterynarz nie zrobi takiego zabiegu. Jednakże jest to jednym z powodów, dla których stajnie zatrudniają własnych weterynarzy i dobrze im płacą. Do tego zabiegu potrzebny jest właśnie taki dziwny wygięty skalpel i próżno takich szukać w sklepie. Są one robione tylko na specjalne zamówienie i raczej trzymane w tajemnicy, dlatego też nie ma dwóch takich samych egzemplarzy. Myślę, że znalezienie właściwego noża jest w tej chwili najważniejsze i pomoże wskazać mordercę. – Sądzisz więc, że to weterynarz jest mordercą? – Jestem tego pewien i wiem nawet który, ale muszę jeszcze zebrać dowody dla sądu. Czy widziałeś może Watsonie weterynarza ze stajni Bridgestscham, Roberta Dawney'a? Robił nielegalne zakłady na Derby u koników. Mimo iż w jego grupie startowały same młode konie, nie zawahał się postawić na nią dużo pieniędzy. Przyjrzałem mu się dokładnie i jestem przekonany, że to on. Wielki mężczyzna o posturze boksera i stalowych mięśniach, niskie czoło i wąsko osadzone oczy oraz nerwowe szybkie ruchy zdradzają kogoś gwałtownego i o niskim poczuciu moralności. Mojej uwadze nie umknął też fakt, że Dawney oglądał się za każdą młodą kobietą przebywającą w jego pobliżu. Miał na sobie drogi surdut i płaszcz, ale odzież dawno nie była w pralni. Może to oznaczać, że w ostatnim czasie brakowało mu pieniędzy. W ostatnich gonitwach jego stajnia nie zdobyła żadnego trofeum. Wiem, że mimo to konsekwentnie stawia na nich i raczej nic nie wygrał. Gonitwy odbywały się właśnie w dniach, kiedy zamordowano obie kobiety, a jak wiemy, ofiary były ładne i zdesperowane. Myślę że po gonitwach chciał skorzystać z ich usług, ale nie miał dość pieniędzy i to było powodem, dla którego kobiety odmówiły. To wywołało w nim wściekłość. – A skąd wiesz że nie będzie morderstwa dziś w nocy? – To proste, drogi Watsonie. Stajnia Bridgestscham zajęła drugą lokatę, a to oznacza, że Dawney wygrał sporo pieniędzy i stać go zapłacić kobietom. Zresztą zaraz pójdę się rozejrzeć i poszukać narzędzia zbrodni. Aby to zrobić, muszę się jednak przygotować. Mój przyjaciel często się przebierał w ramach śledztw, które prowadził. Dziś również wyszedł ze swojego pokoju ubrany jak zwykły ulicznik z potarganą czupryną. Zauważyłem jednak charakterystyczne wybrzuszenie kieszeni. – Bierzesz rewolwer? - zapytałem. Holmes uśmiechnął się pod nosem. – Jesteś coraz bardziej spostrzegawczy, drogi Watsonie. Jak wiadomo, ta okolica nie jest ostatnio bezpieczna, a przecież chyba nie myślisz, że odda mi skalpel dobrowolnie, gdy tak po prostu go o to poproszę. Przeczuwam, że będę musiał go ukraść. – Myślisz, że nosi go przy sobie? - spytałem z powątpiewaniem. – O tym jestem przekonany. Skalpel to drogie i rzadkie narzędzie, a poza tym przecież chyba nie chciałby, żeby ktoś go znalazł. – Jak zawsze masz rację. - przyznałem. Nie rozumiem jednak po co wycinał wnętrzności Annie Chapman. – Aby naprowadzić policję na fałszywy trop, wszyscy szukali niezrównoważonego zwyrodnialca kryjącego się pod pseudonimem Kuby Rozpruwacza, drogi Watsonie. Nikomu w Scotland Yardzie nie przyszłoby do głowy, że mordercą może być szanowany, dobrze sytuowany obywatel. Jak pamiętasz, Kuba Rozpruwacz wyciął jednej z ofiar wnętrzności. Dawney jest weterynarzem i żadne wnętrzności nie robią na nim wrażenia więc nie było to dla niego zbyt trudne. No dobrze, pójdę już. Holmes wrócił niespodziewanie szybko taszcząc ze sobą wielką torbę lekarską, którą postawił na stole i zaraz wyjął z niej wielki wygięty podwójnie skalpel. Zaczął w skupieniu oglądać go przy świetle lampy. – Tak, Watsonie. Oto właśnie jest narzędzie zbrodni. Wygięcia idealnie pasują do ran zadanych ofiarom przez Kubę Rozpruwacza. – A co z Dawneyem? - spytałem. - Och, bez obaw. Nim zajął się już Scotland Yard, nawet nie przypuszczasz, jak potrafią być szybcy. Torbę musiałem oczywiście wcześniej ukraść Dawneyowi i sprawdzić, ale zaraz zgłosi się tutaj sierżant Joseph Gold by ją odebrać. Muszą ten skalpel przecież zbadać ich specjaliści. No cóż, mój drogi Watsonie, kolejna zagadka rozwiązana i znowu cała chwała spłynie na tych cymbałów ze Scotland Yardu. - to powiedziawszy, zapalił fajkę.