Eschatologia - teksty z pytaniami

Transkrypt

Eschatologia - teksty z pytaniami
I.
Czy można się nawrócić po śmierci?
Po – na pewno nie. Ale stojąc u jej progu?
Portugalczyk Joao Cesar das Neves w swojej książce „Pierwszy dzień po śmierci” na bitych trzystu
stronach druku buduje wizję Stacji Śmierci, ostatniego przystanku ziemskiego życia, na którą trafiają
wszyscy zmarli. Tu uwaga formalna: katechizm mówi, że po śmierci czeka nas sąd indywidualny
(nazywany też szczegółowym), a w jego konsekwencji – niebo (z ewentualnym przystankiem w czyśćcu)
albo piekło. Dodatkowo katechizm dodaje, że przy końcu świata czeka nas jeszcze Sąd Ostateczny, który
dokona się nad całą ludzkością.
Na razie zajmijmy się sądem indywidualnym. W swojej książce das Neves przypomina, że przed wiekami
ludzie wyobrażali sobie ów pośmiertny sąd jako rodzaj trybunału, przed którym gniewni i uzbrojeni po
zęby aniołowie ciągną nagich i zziębniętych grzeszników przed obliczem Jahwe, którego przedstawiano
jako starca ciskającego pioruny. Wierutne bzdury! „Sędzia nie potrzebuje nic robić, wystarczy, żeby był” pisał wielki teolog Hans Urs von Balthasar.
Dlatego stacja ta tonie w Bożym świetle. To miejsce, w którym dusze stoją wciąż w bramie śmierci, ale ta
wciąż się za nimi nie zatrzasnęła. Człowiek może przystawić na blankiecie swojego życia ostatnią
pieczątkę, dokonać ostatniego w ziemskim życiu wyboru. Tyle że jest on już oświetlony Bożym światłem.
Najważniejsze przesłanie tej książki jest proste. To nie Bóg wymyśla kary, ludzie sami oddalają się od
Boga i sami się rujnują. Dobitnie mówi o tym autor starotestamentalnej Księgi Mądrości: „Nie dążcie do
śmierci przez swe błędne życie, nie gotujcie sobie zguby własnymi rękami! Bo śmierci Bóg nie uczynił
i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą
zdrowie. Bo sprawiedliwość nie podlega śmierci. Bezbożni zaś ściągają ją na siebie słowem i czynem”.
„Po śmierci jest tylko jeden zasadniczy podział, gdyż jest tylko jedno, co zaspokaja tęsknotę istoty
ludzkiej: Bóg. Ten, kto wybierze Boga jako swoją wieczność, idzie w jedną stronę, a ten, kto wybierze co
innego, cokolwiek innego, choćby to było najlepsze, ten idzie na drugą stronę. I to, co wybrał, choćby
było najlepsze, jest złem, jest Piekłem, gdyż nie jest Bogiem. Wieczność jest do zniesienia tylko z Bogiem”
- pisze das Neves w swojej powieści. Nie ma sensu bawić się w „katofantasy”. Po śmierci nikt nikogo
nigdzie nie strąca, nikogo nie grilluje się na ogniu. Jedyne, (i wszystko) co nam grozi, to samopotępienie.
Bóg traktuje nas bardzo poważnie, więc uszanuje nasz wybór, ale przedtem daje nam ostatnią szansę
odrzucenia naszych tłumaczeń, kombinacji i planów, które ją przesłaniały.
Sąd szczegółowy odkryje całą prawdę o nas; i to nie tylko przed nami samymi. Stanie się ona jawna dla
wszystkich. Jezus lojalnie uprzedzał nas o tym w Ewangelii, mówiąc, że to, co człowiek robi w ukryciu,
„głosić będą na dachach”. To szatan w raju wmówił skołowanym ludziom, że grzech mojego brata to
jego prywatna sprawa. Nieprawda. Przecież brat ów jest częścią krwiobiegu Kościoła. A jeśli jedna
komórka wpuszcza doń truciznę, choruje cały organizm. To dlatego w chwili śmierci nasze winy będą
widzieć wszyscy, bo wszyscy byli przez nie truci. Nie popadajmy jednak w depresję. Wszyscy będą też
widzieć całe dobro, które zrobiliśmy na ziemi. Sąd nie służy temu, by dręczyć człowieka, ale by pokazać
mu prawdę. Jeśli prawda o kimś jest taka, że za życia udało mu się wywołać uśmiech na czyjejś twarzy,
to zobaczy ten uśmiech na pewno.
Przez śmierć więc człowiek całkowicie oddaje się w ręce Boga i nie może się już przed Nim dalej
ukrywać. Sąd jest więc spojrzeniem Bogu w twarz. W istocie – sądem człowiek nad Bogiem. Niesłychana
sytuacja! Bóg pokazuje całą swoją miłość i bezbronność, a człowiek musi zająć wobec niej stanowisko
i zgodzić się na konsekwencje tej sytuacji. Choćby na to, że jeśli kocha, lecz nie jest jeszcze gotowy na
wspólne życie, czeka go bolesno-radosny okres „narzeczeństwa” - czyściec. Poznając Boga osobiście,
każdy będzie musiał zdecydować, czy chce z Nim żyć, czy uciec od Niego.
II. Kto będzie tak głupi, by chcieć iść do piekła?
Znany teolog Ladislaus Boros pisze, że możliwość osiągnięcia zbawienia ma każdy. Oto niezależnie od
tego, co robiłeś, jaki byłeś, w bramie śmierci zobaczysz Chrystusa, nie będziesz mógł Go minąć
i będziesz mógł wszystko zacząć od początku. Czy to nie za łatwa perspektywa?
Problem w tym, że człowiek nie działa jak automat, w którym błyskawicznie da się przełożyć jakąś
wajchę. Do śmierci i do wyboru, którego będziemy wtedy dokonywać, musimy się szykować przez całe
życie. Nasza wielka decyzja w chwili śmierci składa się przecież z małych, codziennych decyzji. Gąbka,
która całe życie nasiąkała nieprzyjemną cieczą, nie stanie się nagle sucha. Nie można bezmyślnie żyć
w przekonaniu, że gdy umrzemy, wtedy będziemy się martwić. Kto całe życie czyta przy marnym świetle,
w końcu straci wzrok. Nawet stojąc twarzą w twarz z żywym Jezusem, możemy być zbyt słabi, by
zanegować sumę naszych złych wyborów.
Wracając więc do pytania „kto będzie tak głupi, by chcieć iść do piekła?” trzeba ze smutkiem stwierdzić,
że skoro byli już tacy, to mogą być i następni. Pierwszym był szatan, który widział Boga twarzą w twarz,
a mimo to wybrał co innego. Teraz pracuje intensywnie nad tym, by w swoim wyborze nie być
osamotnionym. Adam i Ewa to przykład decyzji podjętej przecież przez ludzi, który bezpośrednio
oglądali Boga. Dopóki istnieje wolna wola, nie można wykluczyć, że zawsze może znaleźć się ktoś, kto
powie Bogu: „nie”.
Bo kłopot w tym, że ludzie również w śmierci nie przestają być ludźmi. Umierając, niektórzy do tego
stopnia będą zapatrzeni w siebie, we własne pragnienia, wizje, pomysły, że nawet tam nie będą się mogli
od nich uwolnić. Nie odrzucą Boga, plując Mu w twarz. Oni poproszą Go, żeby się nieco przesunął i po
prostu Go miną. Wybiorą to, co znają. Demony zaś potwierdzą słuszność ich rozumowania i nakręcą
pragnienia do granic możliwości.
„Piekło jest tylko realizacją pragnień grzeszników. Każda dusza trafia tam, gdzie sobie zamierzyła. Bóg
daje każdemu to, czego ten chce, gdyż u Boga wola jest traktowana jak uczynek. W ten sposób to, czego
ludzie najbardziej pragną jest tym, co Bóg daje nam na wieczność” – pisze cytowany już wcześniej
das Neves. Pokazuje ludzi, którzy biegną do kasy po bilety na nieustające wakacje – domek nad jeziorem,
cichy las. Inni wierzą w niebo, w którym zrealizują swoje sny o potędze, będą zarządzać, kierować,
budować i tworzyć. Jeszcze inni marzą o wielkiej imprezie. Ludzkie marzenia pomnożone przez
wieczność – tak może wyglądać nasze piekło. Oto wieczne trwanie w tym samym domku nad jeziorem,
oto fantastyczna potańcówka w klubie, zamkniętym w niekończącej się kropli czasu. Wymarzona cisza
i święty spokój, które przeradzają się w wieczną stagnację. Wizja das Nevesa, choć nieco bajkowa, niesie
jednak w sobie jakąś głęboką prawdę. Sprowadza się do jednego, najważniejszego pytania: chcesz być
z Bogiem czy masz na wieczność inne plany?
Na podstawie książki: Szymon Hołownia „Tabletki z krzyżykiem”
Pytania (odpowiedzi na nie należy zapisać w zeszycie pod tematem):
1. Co – wg Katechizmu – czeka człowieka po śmierci?
2. Na czym polega sąd szczegółowy (indywidualny)?
3. Czym jest „samopotępienie” i jak może do niego dojść?
III. Skoro Bóg jest dobry, po co dręczy zmarłych w czyśćcu?
Najpierw obalmy mit, który w głowach chrześcijan robi ogromne spustoszenie. Czyściec to nie lżejsze
piekło. Czyściec to nie kara za grzechy. Czyściec to, jak wskazuje sama jego nazwa, sprawa higieny.
Orzeźwiający prysznic po kąpieli w słonecznym morzu grzechów. Rodzaj terapii, podczas której trzeba
raz jeszcze rozciąć najgłębsze rany pamięci, by oczyścić je i zaszyć na nowo, tak by wreszcie zaczęły się
goić.
Istnienie czyśćca to jeden z najbardziej krytykowanych katolickich dogmatów. Ojcowie reformacji
kilkaset lat temu sugerowali, że rzymscy kurialiści wymyślili czyściec, chcąc zarobić na sprzedaży
odpustów. Nie negując nadużyć, do których dochodziło, dziś trzeba wyraźnie powiedzieć: czyściec jest
bardzo potrzebny i nie należy się go bać. Mimo natłoku literatury przekonującej, że jest inaczej –
naprawdę nie ma tam żadnego pieca, ani aniołów wyposażonych w pałki i obcęgi i urządzającym duszom
„ścieżkę zdrowia”. Bóg nikogo nie smaga ogniem. On patrzy na nas z całą dobrocią swojego boskiego
wzroku. A że ten wzrok jest niełatwy do zniesienia, to już wyłącznie nasza wina. Czyściec boli dokładnie
tak jak wystawienie przyzwyczajonych do ciemności oczu na jasne światło – blask jaśniejszy od
wszystkiego, co znamy.
Źródłem tych cierpień jest tylko człowiek. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że sam człowiek
zdecydował swoim życiem o ich trwaniu. „Tam będziesz musiał stanąć wobec własnych grzechów bez
ochrony, bez znieczulenia, bez iluzji i będziesz musiał je odrzucić, wyrywając je z siebie, wypalając je. To,
co wydało się twoją tożsamością, w rzeczywistości okaże się zgnilizną. To nie będzie proste” - pisał Joao
Cesar das Neves w powieści „Pierwszy dzień po śmierci”. I dlatego ci, który widzieli czyściec, tak często
mówią o ogniu.
Obalmy więc smutne mity do końca i powiedzmy głośno: czyściec to zachwycająca perspektywa!
Rzeczywistość żywa, dynamiczna, rozwojowa. Ludzie podróżują tu w stronę Boga. Mistycy mówili, że
człowiek w czyśćcu będzie chciał nawet dorzucić sobie cierpień, byle jak najszybciej złączyć się
z Bogiem, jedynym źródłem szczęścia, o jakim mu się nawet nie śniło. To niesłychane, ale spróbujmy
sobie uświadomić, że mimo iż ludzie tam cierpią, są jednocześnie o wiele szczęśliwsi, niż ktokolwiek
z nas żyjących na ziemi jest sobie w stanie wyobrazić! Są w końcu po tej stronie zaświatów, gdzie
znajduje się niebo. Mają pewność, że idą w stronę nieuchronnego happy endu. Święta Katarzyna z Genui
pisała, że dusze czyśćcowe pod względem radości ustępują tylko świętym w niebie, że „płomień pożera
rdzę grzechu, a dusza coraz bardziej wystawia się na działanie Boże”. Z każdą chwilą w człowieku
znajdującym się w czyśćcu narastają więc radość, spełnienie, szczęście – również dlatego, że widzi
i komunikuje się z innymi, którzy też zbliżają się do Boga. Jego ból to ból kogoś, kto oddałby wszystko
za spotkanie z Ukochanym, ale z własnej głupoty spóźnił się na samolot. I nic nie może już zrobić. Mogą
mu pomóc tylko ludzie z zewnątrz. Lekarstwem na skutki złej wolnej woli człowieka może być dobra
wolna wola kogoś innego. My naprawdę jesteśmy systemem naczyń połączonych. I dlatego ta część
Kościoła, która wciąż jest na ziemi, powinna modlić się za tych, którzy przeszli już przez bramę śmierci.
„Umarli w czyśćcu – pisze teolog i filozof Romano Guardini – nie mają w sobie nic, co zasługiwałoby na
ckliwą litość czy nawet współczucie. Cierpią w sposób nie do pomyślenia, ale to cierpienie jest pełne
godności. Gdybyśmy bardzo kochali jakiegoś człowieka, a on zszedłby na złe drogi, pewnego dnia jednak
ogarnęłoby go światło, a my widzielibyśmy, że doświadcza głębokiej przemiany – czy wówczas byśmy mu
współczuli? Obawialibyśmy się o niego, pomagalibyśmy mu nieść jego troski, a jednak bylibyśmy
świadomi, że oto dokonuje się coś wielkiego, coś, co wymaga szacunku. (…) Powinniśmy pomagać
naszym pokutującym braciom w człowieczeństwie, ale nie w ten sposób, jakby byli żebrakami, a my
dawalibyśmy im jałmużnę.”
Powtórzmy raz jeszcze: nasza relacja do zmarłych to nie troska o upośledzone dziecko, a o przyjaciela
w potrzebie. „Za dusze można ofiarować każdy drobiazg, Już choćby sam trud pójścia na cmentarz, ścisk
w tramwaju, zziębnięcie, przemoknięcie – wszystko. Trzeba tylko świadomie to ofiarować. Intencja nadaje
ważność i znaczenie każdemu wysiłkowi” - przekonywała wciąż mało znana dwudziestowieczna polska
mistyczna Fulla Horak.
IV. Czy dusze w czyśćcu wiedzą, jak długo tam siedzą?
Pewnie tak, lecz nie ma to dla nich znaczenia. Teologowie piszą o Bogu, że jest wiecznym „teraz”, że nie
ma w Nim żadnego „przedtem” ani „potem” - co oznacza, że gdy modlimy się za zmarłego, nasze prośby
zawsze trafiają w teraźniejszość, w punkt, w którym on tych naszych modlitw potrzebuje. W książce
„Rękopis z czyśćca” – dziewiętnastowiecznym dialogu dwóch francuskich zakonnic: zmarłej siostry
Marii Gabrieli z wciąż pozostającą na tym świecie siostrą Marią od Krzyża – zmarła siostra Maria
Gabriela przekonuje co prawda, że średnia długość trwania czyśćca wynosi od trzydziestu do czterdziestu
lat, z których ona sama cierpi w nim już lat osiem („ale wydaje mi się, że trwa to co najmniej dziesięć
tysięcy lat”), jednak i ona po chwili sumiennie przyznaje, że określa te wartości „według rachuby
ziemskiej, bo tu wszystko odbiera się inaczej”.
„Czyściec ma swoje własne trwanie, a sam fakt, że jest on z istoty swojej oczekiwaniem, wystarczy, żeby
to trwanie wydawało się bardzo, a nawet nie do zniesienia długie” - pisał kardynał Yves Congar.
Mistyczka Fulla Horak twierdziła, że w tej rzeczywistości nie ma się co za bardzo wyrywać do przodu.
„Nawet gdyby się duszy przed czasem otworzyła wolna droga do wszelkich radości niebiańskich, sama by
ku nim nie poszła, nie czując się ni godną, ni gotową, Człowiek ubogi, niewykształcony, nieubrany
odpowiednio i nieumiejący się zachować nie wszedłby też dobrowolnie na dworski bal! Choćby się nawet
przemknął niezauważony, nie umiałby brać w nim udziału. Tak samo źle czułaby się dusza, gdyby przed
oczyszczeniem i dojrzeniem miała wejść do szczęśliwości wiecznej. Nie umiałaby jej po prostu przeżywać.
Po tamtej stronie nie ma tupetu. Nikt nie może i nie chce udawać innego, niż jest, nie może i nie chce
nadrabiać niczego krętactwem i formą. Żadne względy nie istnieją. Każda dusza widzi jasno stopień swej
doskonałości, widzi go w świetle prawdy, której ani zagmatwać, ani odłożyć, ani uniknąć, ani zmylić
niepodobna. Ta prawda jest. I tylko jest, ale więcej nic nie ma”.
Na podstawie książki: Szymon Hołownia „Tabletki z krzyżykiem”
Pytania (odpowiedzi na nie należy zapisać w zeszycie pod tematem):
1. Czym jest czyściec?
2. Dlaczego dusze w czyśćcu cierpią?
3. Jak długo dusze przebywają w czyśćcu i jak można im pomóc?
V. Gdzie jest niebo?
Kiedy używamy zaimka pytajnego „gdzie”, to zakładamy, że niebo można odnaleźć, jak
odnajduje się na mapie Wisłę, Bangladesz lub w Google Maps dom cioci Kasi, która właśnie
przeprowadziła się do innego miasta i przysłała nam swój nowy adres. A skoro miejsce, zatem
i przestrzeń, i czas podobne do naszego. Nagle okazuje się, że wpadamy w pułapkę, wyobrażając
sobie niebo i jego mieszkańców na podobieństwo materialnych obłoków pary czy czegoś w tym
rodzaju. Jak gdyby świat duchów nie mógł obejść się bez tych wszystkich ograniczeń, które my
znamy i bez których nie można sobie wyobrazić materialnego życia. I tak projektujemy sobie
niebo na podobieństwo domu wczasowego nad morzem lub małego domku nad jeziorem.
Stara anegdota głosi, że pierwszy kosmonauta, Jurij Gagarin, stał się specjalistą do spraw
niebiańskich i na obicie okołoziemskiej jak ekspert orzekł „Boga niet” („Boga nie ma”). My
w dzieciństwie obrazowo jesteśmy uczeni, że niebo jest nad nami i że Bóg mieszka w niebie.
Stąd już tylko krok do wesołej pomyłki umieszczającej Boga w przestrzeni kosmicznej.
Tymczasem pytanie o to, gdzie jest niebo, jest pytaniem poważnym i wymaga dojrzałej
odpowiedzi. Po pierwsze, niebo nie jest z tego świata i tym różni się od nieba atmosferycznego,
które widzimy nad sobą. Dlatego niebo jest raczej stanem duszy niż miejscem, do którego można
się udać. Stąd Katechizm, mówiąc o niebie, mówi o „miejscu” zawsze w cudzysłowie. Czym
więc jest niebo? Katechizm poucza, że nie jest to miejsce, lecz sposób istnienia, nie jest zatem
gdzie indziej. Podobnie Bóg nie jest gdzie indziej, lecz ogarnia wszystko. Jest zatem zarówno
ponad światem, jak i w sercach wierzących. Skoro tak, to niebo może być też w nas. Można
nawet ułożyć prostą regułę: niebo (podobnie zresztą jak i piekło) jest tam, gdzie nie sięga ludzki
wzrok. A skoro tak, kto da nam gwarancję, że świat duchów nie znajduje się tuż obok, zaraz przy
nas? Niebo więc zupełnie wymyka się naszym określeniom i nie jest podobne do niczego, co da
się zaobserwować naszymi ludzkimi zmysłami.
Katechizm ujmuje to w ten sposób: „Tajemnica szczęśliwej komunii z Bogiem i tymi wszystkimi,
którzy są w Chrystusie, przekracza wszelkie możliwości naszego zrozumienia i wyobrażenia.
Pismo święte mówi o niej w obrazach: życie, światło, pokój, uczta weselna, wino królestwa, dom
Ojca, raj: 'To, czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało
pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują' (1Kor 2,9)”. Skoro
maksymalnie wysilając mózgi, nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie nieba, powinniśmy
pomodlić się o to, byśmy byli go godni. Z tego samego powodu może lepiej nie wyobrażać sobie
tego, co będziemy robić w niebie. Choć jedno zdanie warte jest zauważenia: „Według wszelkiego
prawdopodobieństwa istota nieba polega nie na przyjmowaniu przyjemności, lecz na jej
sprawianiu”.
VI. Czy zbawiona będzie tylko dusza?
Choć człowiek zbawiony po śmierci jako dusza już cieszy się radością nieba, to jednak nie jest to
dla niego stan naturalny. Ciało również odgrywa w zbawieniu wielką rolę i ono nie jest dla Boga
obojętne. Św. Paweł mówi co prawda o uczynkach ciała, co wiodą ku potępieniu oraz o owocach
Ducha, które dają zbawienie. To rozdwojenie płynie z tego, że nasza zraniona przez grzech
pierworodny cielesna natura „wierzga”, nie chcąc się podporządkować Duchowi Świętemu.
Trzeba więc ją opanowywać, aby przywrócić jej spokój i by ona nie zaczęła dyktować nam
sposobu, w jaki mamy żyć. Nie znaczy to jednak, że ciało ludzkie jest pozbawione łaski i że
z woli Boga człowiek musi je odrzucić jak wąż starą skórę. Jest zupełnie odwrotnie. Można
powiedzieć, że Bóg przygotował dla ludzkiego ciała najwspanialsze wyróżnienia i niespodzianki.
Gdy czytamy opis stwarzania w Księdze Rodzaju dostrzegamy, że jedynie człowieka Bóg
utworzył jako mężczyznę i kobietę na swój obraz i podobieństwo. Co więcej, zwykłe ludzkie
ciało przyjął na siebie sam Bóg. Doskonałość zniżyła się do poziomu przeciętnego, uwiązanego
czasem i przestrzenią stworzenia. To coś nieskończenie większego niż będąc człowiekiem, stać
się np. mrówką. Wcielenie Boga jest nieporównywalne do niczego innego w świecie. To
największy możliwy dystans, który jedynie Bóg może pokonać.
Dzięki Wcieleniu Bóg posłał nam Ducha Świętego, by wspomagał nas w drodze ku niebu.
Zranione złem ciało nie było zdolne do podporządkowania się prawom rządzącym duszami
i drodze ku niebu. Z tego powodu napięcie między duchem i ciałem jest czymś naturalnym. Nie
oznacza też, że ciało samo w sobie jest złe, lecz że jest rodzajem surowego materiału, który
wymaga obróbki. Jest naszym pojazdem, którym mamy dojechać do bram nieba. Gdyby ów
pojazd był sam w sobie zły lub nieskuteczny, Bóg nie przyjąłby takiego samego sposobu
zaistnienia w świecie przez Wcielenie. Opanowanie więc ciała i jego zachcianek to słuszna rzecz,
a możliwe jest to dzięki Duchowi Świętemu, który jest pierwszym darem Chrystusa
zmartwychwstałego (J 20,22).
Jest jeszcze inny sposób wyróżnienia ludzkiego ciała. W starej pieśni kościelnej śpiewamy:
„Żaden z wojska anielskiego nie dostąpił nigdy tego, czego człowiek dostępuje, Ciało i Krew gdy
przyjmuje”.
Jesteśmy zatem niejako widowiskiem dla czystych duchów w niebie. Nie zazdroszczą nam one
naszej świętości, bo sami są tak czyści, że oglądają Boga w całej Jego chwale. Nie mogą jednak
wejść z Bogiem w taką wspólnotę, jak posiadający ciało człowiek, czyli przyjmując Jezusa pod
postacią Komunii św. To jedynie nasz przywilej. „Kto ten chleb spożywa będzie żył na wieki”
(J 6,58).
Na podstawie książki: ks. Łukasz Laskowski „Co wiemy o niebie?”
Pytania (odpowiedzi na nie należy zapisać w zeszycie pod tematem):
1. Czym jest niebo i gdzie się znajduje?
2. Dlaczego lepiej niż wyobrażać sobie niebo, starać się do niego
dostać?
3. Skąd wiemy, że nie tylko dusza, ale i ciało ma wielką godność
i będzie zbawione?
VII. Co to znaczy smażyć się piekle?
niczym innym.
W dziewiętnastym wieku brytyjski zakonnik ojciec Joseph Furniss tak pisał o piekle: „Płomienie
przepalają każdą kość i każdy mięsień. Każdy nerw drży smagany palącym ogniem. Ogień buzuje
wewnątrz czaszki, strzela przez oczodoły, wylewa się uszami, huczy w gardle, pnąc się do góry
niczym wewnątrz komina”. Jego zdaniem piekło składało się z sześciu lochów, z których każdy
wyposażony był gadżety, takie jak: rozpalona prasa, studnia ognista, kocioł z wrzątkiem,
podgrzewana trumna, itp. Takie i podobne wizje ludzkość produkuje sobie od kilku tysięcy lat.
Ich cel jest jeden – wystraszyć potencjalnych kandydatów do mąk piekielnych.
Ladislaus Boros stawia fascynującą tezę, że piekło jest dokładnie tam, gdzie niebo. Że nie ma
dwóch różnych miejsc, są tylko odmienne punkty widzenia. „Spróbujmy sobie wyobrazić taką
sytuację: niebo jest błękitne, słońce swoim wschodzącym porannym blaskiem zaczyna ogarniać
świat, słychać śpiew ptaków, człowiek czuje się bez reszty szczęśliwy. Jaka harmonia, jaka
radość. Ale wyjmijmy z wody rybę, żeby mogła zakosztować owego cudownego piękna: dla niej
będzie ono piekłem”. O piekle, które jest dokładnie tam, gdzie niebo, mówił Hiob, sugerował to
także Zachariasz. Piekło tak boli właśnie dlatego, że jest bardzo blisko Bożej miłości. Gdyby Bóg
„wyłączył” swoją miłość, piekło przestałoby być piekłem.
Trudno jednak znaleźć grzesznika, którego wizja kotła z wrzącą smołą odwiodła od romansu
z cudzą żoną czy kradzieży cudzych pieniędzy. Straszne wizje kar pośmiertnych najpierw
wprawiają nas w osłupienie, a później spływają jak po kaczce, bo im bardziej są barwne, tym
bardziej kojarzą nam się z bajką. A przecież bajki nas nie dotyczą. Poza tym trudno nam uwierzyć
w Boga Ojca, który tak straszliwie znęca się nad swoimi dziećmi. I słusznie!
Czy można jednak pójść o krok dalej i stwierdzić, że skoro Bóg taki nie jest, to znaczy, że ludzie
piekło wymyślili sobie sami? Jego wizję jako wielkiego krematorium z pewnością tak. Wygląda
na to, że wszystkie te historie o płomieniach i wrzącej smole trafiły w końcu do Pisma Świętego,
bo starożytni mieszkańcy Azji Mniejszej na co dzień oglądali podobne widoki w miejscach, które
napawały ich potwornym lękiem. Pierwszym z tych miejsc było miejskie wysypisko śmieci –
położona na południe od Jerozolimy dolina Gehenny, gdzie najpierw składano ofiary z dzieci
Molochowi, który w konkursie na najbardziej wredne bóstwo starożytne miałby gwarantowane
miejsce na podium. Później, gdy era palenia dzieci się skończyła, w dolinie puszczano z dymem
miejskie odpadki oraz ciała zmarłych.
I taka właśnie wizja piekła, działająca na wyobraźnię ówczesnych ludzi, trafiła do nauczania
Chrystusa. Do współczesnych ludzi znacznie bardziej przemawia jednak inna wizja. Współczesny
człowiek odczuwa strach nie wtedy, gdy idzie popatrzeć na płonące wysypisko, ale wtedy, gdy
wieczorem po dniu pełnym zajęć i gwaru dociera do niego, że jest samotny. Coraz liczniejsi
współcześni specjaliści od dłubania w duszy skłaniają się więc ku tezie, że piekło to po prostu
skrajna i wieczna samotność, w świecie własnych wspomnień, myśli, pragnień. Po tej linii zdaje
się iść również Katechizm, nie mówiąc wprost o „samotności”, ale o „oddzieleniu”. „Nauczanie
Kościoła stwierdza istnienie piekła i jego wieczność. Dusze tych, którzy umierają w stanie
grzechu śmiertelnego, bezpośrednio po śmierci idą do piekła, gdzie cierpią męki, 'ogień wieczny'.
Zasadnicza kara piekła polega na wiecznym oddzieleniu od Boga; wyłącznie w Bogu człowiek
może mieć życie i szczęście, dla których został stworzony i których pragnie” (KKK 1035).
VIII.
Czy Hitler i Stalin są w piekle?
Nie wiadomo. Tak samo jak większego sensu nie mają dyskusje nad tym, czy piekło jest puste,
podobnie nie można ocenić, kto tam jest. Wiadomo, że Stalin był jednym z najgorliwszych
kolegów szatana, ale jak zachował się w chwili śmierci, tego nie wiemy. Przed zaludnianiem
piekła i robieniem zeń kolonii karnej, w której odbywa się wyroki, przestrzegał węgierski teolog
Ladislaus Boros. Jego zdaniem piekło to – uwaga! – nie tyle kara za grzechy kiedyś popełnione,
ile grzech sam w sobie. Jeśli ktoś grzeszył całe życie, ma wielkie szanse, aby zgrzeszyć również,
stojąc w drzwiach śmierci. Piekło to odrzucenie Bożej miłości w świecie, gdzie nie da się żyć
W piekle tkwimy więc w straszliwej samotności. Samotność pali przecież nasze zmartwychwstałe
ciała – tak, cierpienia piekielne będą także cielesne – w sposób znacznie bardziej wyrafinowany
niż najbardziej profesjonalny kocioł. Metaforycznie pojmowany ogień ma przecież przede
wszystkim tę cechę, że oczyszcza, pokazuje nam prawdę o materiale, z jakiego jesteśmy
zbudowani. Pali on też egzystencjalne śmieci, których chcemy się pozbyć z naszego otoczenia.
Piekło więc to coś w rodzaju niebiańskiego wysypiska, na którym niszczeć będą wszystkie
rzeczy, jakie nie pasowały do nieba. A jeśli nie będziemy chcieli się ich pozbyć, ryzykujemy, że
trafimy na wysypisko razem z nimi.
Niewykluczone, że piekło polega na tym, iż jego mieszkańcy w ogóle nie będą mieć ze sobą
kontaktu. Na własne zresztą życzenie. Współczesna teologia wzdraga się bowiem przed
pokazywaniem Boga jako Kogoś, kto palcem wtrąca tych lub innych w płonące czeluście.
Tłumaczy, że drogę do piekła zawsze brukuje sobie człowiek przez swoje własne wybory, czyny
i pomysły. Że gdy ma Boga w nosie, grzeszy ile wlezie i umiera bez żalu, ma szansę już na
zawsze zostać sam w świecie własnych płaskich myśli i pragnień. „Piekło jest dla mocnych, nie
dla słabych” - genialnie puentuje Paul Johnson w książce „W poszukiwaniu Boga”.
Na podstawie książki: Szymon Hołownia „Tabletki z krzyżykiem”
Pytania (odpowiedzi na nie należy zapisać w zeszycie pod tematem):
1. Dlaczego piekło kojarzone było często z ogniem?
2. Na czym polega piekło?
3. Kto trafia do piekła po śmierci?
IX. Jak uniknąć Sądu Ostatecznego?
Sąd szczegółowy, który następuje po śmierci człowieka, otwiera nam drogę do nieba, skierowuje
do czyśćca lub na wieczne potępienie. Sąd ten kończy czas możliwości decydowania: idę za lub
przeciw Jezusowi. Lecz nie jest to jeszcze Sąd Ostateczny.
W naszym popularnym języku mówi się o „końcu świata”. Jest to poprawne, ale tylko wtedy, gdy
rozumiemy przez to koniec świata w takiej jego postaci, jaką dziś oglądamy. Inni powtarzają ze
strachem: „Apokalipsa” lub „Armagedon”! Zapominają, że te dwa pojęcia opisują upadek
i zagładę bezbożnych. A tymczasem Sąd Ostateczny to przyjście Jezusa w chwale. Wówczas Bóg
po raz ostatni wypowie swe ostateczne słowo do świata i jego historii, żeby ujawnić stworzeniu
prawdę o nim samym. Wtedy wszystkie tajemnice świata staną się jasne. Nie te fizyczne
i chemiczne, lecz te najtajniejsze, wewnętrzne. Te, które dotyczą dobra i zła, przeznaczenia
i drogi Bożej wśród stworzeń.
Kto wtedy będzie sądził? Jezus w pierwszej kolejności. Lecz On nie chce być samotny. Będzie
miał do dyspozycji aniołów, którzy zbiorą z całego świata dobro i zło. Ponadto sam Jezus mówił
niegdyś do Dwunastu, że będą sądzić dwanaście pokoleń Izraela (Mt 19,28). Innym zaś razem
św. Paweł pisał do Koryntian, że święci będą sądzić świat, a nawet aniołów (1Kor 6, 2-3).
Sąd szczegółowy i później Sąd Ostateczny są potwierdzeniem tego, co dzieje się tu i teraz
w życiu każdego z ludzi. Każdy człowiek podlega najpierw sądowi. Gdy zaś okazuje się świętym,
sam staje się sędzią dzięki temu, że jest w duchowej jedności z Panem Jezusem i innymi
świętymi. I jest to jedyny sposób uniknięcia Sądu Ostatecznego.
Dzień i godzinę tego sądu zna tylko Ojciec. Wszelkie nasze kombinacje i wyliczenia zawiodły.
Jezus zostawił nam jednak kilka znaków, abyśmy rozpoznali nadchodzący dzień Sądu: „Będą
znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu
morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających
ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego,
nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha
i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie.”
Czy było jakieś stulecie bez nawałnic i strachu przed naturą? To przecież opis codzienności.
I słusznie, bo każdy dzień przybliża nas do spotkania z Jezusem. Każdy dzień jest też
wystarczająco dobry, by On przyszedł. I każdy człowiek w każdym dniu na to wydarzenie
powinien być przygotowany.
Sąd Ostateczny będzie ostatnim aktem odrodzenia do życia. Definitywnie zniknie śmierć,
ponieważ wszyscy umarli zmartwychwstaną. Wszyscy zostaną przemienieni, a sama śmierć
zostanie pokonana jako ostatni wróg.
X. Co stanie się ze światem i np. ze zwierzętami?
Sąd Ostateczny zmieni układ sił we Wszechświecie. Jak wspomniano, śmierć i szeol znikną. Bóg
przemieni wszystko, co stworzył. Sprawi, że silniej niż dotąd na całym stworzeniu odcisną się
wspaniałe skutki zmartwychwstania Jezusa. Zauważalna dziś opozycja niebo – ziemia po Sądzie
Ostatecznym nie będzie miała takiego znaczenia, jak ma dzisiaj. Powróci taka wspólnota między
Bogiem a światem, jaka istniała niegdyś, za czasów Adama i Ewy. Sąd Ostateczny nie będzie
jednak reanimacją Edenu. Będzie odnowieniem całego świata. Apokalipsa zapowiada istnienie
nowej ziemi i nowego nieba. Miejscem przeznaczonym dla człowieka powinna być owa nowa
ziemia i nowe niebo.
Pismo Święte mówi coś jeszcze. W Liście do Rzymian św. Paweł pisze, iż całe stworzenie tęskni
za doświadczeniem pełni darów zbawienia danego nam przez Jezusa (Rz 8, 20-22). Nie tylko
więc człowiek, ale całe stworzenie! Czy to znaczy, że w niebie będzie też miejsce dla zwierząt?
Biblia nic konkretnego na ten temat nie mówi. Jedno jest pewne: zwierzęta czują, potrafią
wyrażać emocje, mają swoje upodobania – w przeciwieństwie jednak do ludzi, nie posiadają
nieśmiertelnej duszy.
W tym kontekście ciekawy jest tekst mówiący o wizji wniebowzięcia proroka Eliasza. Święty ten
miał zostać uniesiony w wozie zaprzęgniętym w ogniste rumaki (2Krl 2,11). Może to tylko wizja,
a może sygnał, że na tamtym świecie Bóg ma miejsce również i dla zwierząt? Przecież Ewangelia
nam przypomina, że Stwórca troszczy się o lilie polne (Mt 6,28) i dba o wróble (Łk 12,6). Nowa
ziemia i nowe niebo nie mogą się zbytnio różnić od ziemi, którą aktualnie widzimy. Pewne jest,
że Bóg pamięta o wszystkim, co stworzył. Jest miłośnikiem życia (Mdr 11,26), nie zapomina
więc o niczym, co ożywił. Pamięta także o zwierzętach. Dlatego można mieć nadzieję, że
z ulubionym psem, kotem czy innym zwierzęciem jeszcze się spotkamy.
Jeśli taką nadzieję żywimy, warto się siebie zapytać, czy myśl o życiu wiecznym ulubionego psa
nie pojawia się dlatego, że nie można sobie wyobrazić, by Bóg mógł zaspokoić wszystkie me
pragnienia? Jeśli tak, to być może chodzi o brak ufności Bogu, że On może być dla człowieka
wszystkim? Byłby to niepokojący objaw, który warto powierzyć Boskiemu Lekarzowi i poprosić
o uzdrowienie.
Na podstawie książki: ks. Łukasz Laskowski „Co wiemy o niebie?”
Pytania (odpowiedzi na nie należy zapisać w zeszycie pod tematem):
1. Czym jest Sąd Ostateczny i kiedy nastąpi?
2. Co wydarzy się po Sądzie Ostatecznym?
3. Czy zwierzęta trafią do nieba?
XI. Czy przeszczepiona wątroba zmartwychwstanie w dawcy,
czy biorcy?
XII. Czy człowiek, który umarł, mając osiemdziesiąt lat, będzie
miał ciało staruszka?
I dawca, i biorca narządów zmartwychwstaną w komplecie. Ciało, jakie dostaniemy w dniu
Paruzji (powtórnego przyjścia Chrystusa), nie będzie puzzlem złożonym z tego, co zostawiliśmy
na ziemi, ale nowym kształtem naszej własnej, oczyszczonej, nieśmiertelnej duszy. Być może na
takie pytanie ktoś machnie ręką i powie, że to nieistotne, czy tam będziemy używać wątroby czy
nerki. Tylko pozornie jednak jest to pytanie błahe. Lekceważenie podobnych pytań może
świadczyć, że nie do końca poważnie traktujemy zdanie wypowiadane co niedziela przez miliony
katolików, którzy deklarują co prawda w Credo „I oczekuję wskrzeszenia umarłych. I życia
wiecznego w przyszłym świecie”, ale w zdecydowanej większości nie zdają sobie sprawy z tego,
co są uprzejmi mówić.
Wielki teolog i filozof Romano Guardini uważa, że podstawową cechą naszych
zmartwychwstałych ciał będzie to, że będą w sposób doskonały „dogadywać” się z ludzką duszą.
Oczyszczona dusza nie będzie mogła wejść do innego niż doskonałe ciała.
Wiara w „zmartwychwstanie ciała” oznacza, że po śmierci będzie żyła nie tylko dusza
nieśmiertelna, ale że na nowo otrzymają życie także nasze „śmiertelne ciała” (Rz 8,11). To
oznacza, że po śmierci człowieka, jego oddzielona od ciała nieśmiertelna dusza czeka na
ponowne zjednoczenie z ciałem. Nie będzie to jednak to samo ciało, ale gruntownie i całkowicie
odmienione. Teologia nazywa je „ciałem uwielbionym”.
Zmartwychwstanie bowiem to nie proste ożywienie, wskrzeszenie. Warto sobie przypomnieć
Ewangelię. Uczniowie nie rozpoznali zmartwychwstałego Jezusa, mimo że był to ten sam, dobrze
im znany Jezus. Nasze ciało nadal będzie więc ciałem Kowalskiego, Nowaka i Kwiatkowskiej,
ale zarazem będzie zupełnie inne. Będzie jak fotograficzna emulsja, która pod wpływem światła
zmienia się w wyraźny obraz. Otrzymamy ciało lepsze od tego, które mieli ludzie w raju. Takie,
które nie będzie chorować, umierać, grzeszyć, które zostanie z nami już na zawsze.
Zmartwychwstanie ciała (zaplanowane na chwilę przed Sądem Ostatecznym; na nim musimy
stanąć w formie widzialnej) to sprawa na tyle niewyobrażalna, że kapitulowały wobec niej
najtęższe teologiczne umysły. Teologowie wolą nie dotykać tego tematu, przeczuwając, że worek
z pytaniami będzie pruć się dalej. W jakim ciele zmartwychwstanie ten, kto umarł, mając lat
osiemdziesiąt? W jakim ten, kto nie przeżył dwóch miesięcy? A ten, kto pozwolił się skremować?
Problem z tym mieli już pierwsi chrześcijanie, dlatego św. Paweł musiał im wyjaśniać: „A jak
zmartwychwstają umarli? W jakim ukazują się ciele? Przecież to, co siejesz, nie ożyje, jeżeli
wprzód nie obumrze. To, co zasiewasz, nie jest od razu ciałem, którym ma się stać potem, lecz
zwykłym ziarnem, na przykład pszenicznym lub jakimś innym. Bóg zaś takie daje mu ciało, jakie
zechciał; każdemu z nasion właściwe. Nie wszystkie ciała są takie same: inne są ciała ludzi, inne
zwierząt, inne wreszcie ptaków i ryb. Są ciała niebieskie i ziemskie, lecz inne jest piękno ciał
niebieskich, inne – ziemskich. Inny jest blask słońca, a inny - księżyca i gwiazd. Jedna gwiazda
różni się jasnością od drugiej. Podobnie rzecz się ma ze zmartwychwstaniem. Zasiewa się
zniszczalne - powstaje zaś niezniszczalne; sieje się niechwalebne - powstaje chwalebne; sieje się
słabe - powstaje mocne; zasiewa się ciało zmysłowe – powstaje ciało duchowe. Jeżeli jest ciało
ziemskie powstanie też ciało niebieskie.” (1Kor 15, 35-44)
Mówiąc nieco prościej: tak jak inaczej wygląda ziarno i wyrosła z niego roślina, tak samo różnić
będzie się ciało uwielbione od tego, które mamy teraz. Oto najbardziej klarowna odpowiedź na
pytanie, jak będziemy wyglądać po skończeniu świata.
Guardini zachęca więc, by nie myśleć o zmartwychwstaniu jak o wizycie w wojskowym
magazynie odzieży, gdzie otrzymujemy nowy mundur. Nie, będziemy mieć na sobie te same
ciuchy, które dostaliśmy przy urodzeniu. Odmienione, wyprasowane, lśniące – ale te same, przeto
może warto zacząć dbać o nie jeszcze dzisiaj? - Na pytanie, czy starzec po zmartwychwstaniu
będzie starcem, Guardini odpowiada zaś genialnie prosto: „Bóg nie tworzy nas starcem czy
dzieckiem, tworzy człowieka człowiekiem”. Zatem nasze zmartwychwstałe ciało będzie musiało
zawierać w sobie wszystkie formy ciała. Będzie ciałem doskonałym, nie przez rzeźbę
umięśnienia, ale dzięki temu, że będzie idealnie pasować do naszej własnej, czystej duszy.
No cóż, nie wiemy zbyt dużo o tym, co będzie po zmartwychwstaniu ciał. Pewnych rzeczy
możemy się jednak domyślać. Po zmartwychwstaniu z całą pewnością ludzie będą się
rozpoznawać, komunikować się ze sobą, cieszyć. Nie będą już mogli grzeszyć. Jak będą działać
nasze zmysły? Mistyczna Fulla Horak pisze, że „świat zmysłowy zna zaledwie znikomą cząstkę
istniejących we wszechświecie barw, tę, którą nasze śmiertelne oczy mogą rozpoznać. Wzrok
duszy wyłapuje nieskończoną, niepojętą ich ilość. Nasze ziemskie barwy w porównaniu z tamtymi
są szare i brudne. Nie możemy sobie stworzyć nawet pojęcia o ich skali i bogactwie” .
Czy święci oglądają siebie nago? Pewnie tak, bo wstyd jest konsekwencją grzechu.
Średniowieczna mistyczka Hildegarda z Bingen zgłasza tu votum separatum, twardo obstając
przy tym, że w raju ludzie noszą „ubrania z jedwabiu i białe buty”.
Z jeszcze większą fantazją o ciałach po zmartwychwstaniu pisał piętnastowieczny zakonnik
Celso Maffei: „Z grubsza szacując, ciało najniżej położonego świętego będzie pięćdziesiąt razy
słodsze niż miód lub cukier; następny świętszy będzie już słodszy sto razy, a trzeci w hierarchii –
tysiąckroć”.
Jak widać nawet mistykom trudno jest powiedzieć coś zrozumiałego o życiu wiecznym. Ale
nawet jeśli nie może tam dotrzeć nasza uboga wyobraźnia, to nasze serce lgnie tam spontanicznie
i całkowicie.
Na podstawie książki: Szymon Hołownia „Tabletki z krzyżykiem”
Pytania (odpowiedzi na nie należy zapisać w zeszycie pod tematem):
1. Kiedy nastąpi zmartwychwstanie ciał?
2. Co św. Paweł pisze o zmartwychwstaniu ciał?
3. Jakie będzie ciało po zmartwychwstaniu?

Podobne dokumenty