Norwegia - Wyprawa Marzeń
Transkrypt
Norwegia - Wyprawa Marzeń
Norwegia - Wyprawa Marzeń Elżbieta Dzikowska Norwegia – kraj położony tak blisko nas, a tak słabo znany. Sama niedawno zaczęłam go odkrywać i... zakochałam się w Norwegii. W jej fiordach, skałach, wyspach, w białych nocach, a przede wszystkim w ludziach – uczciwych, odważnych, otwartych i gościnnych, a także pięknych, uśmiechniętych i szanujących swoją tradycję. Wielce zaskoczył mnie widok kilkuset (!) osób w strojach regionalnych podczas otwarcia nowej, zaprojektowanej z wielkim rozmachem Opery w Oslo – a byli wśród nich ludzie kultury, wysocy urzędnicy państwowi, nawet ministrowie, dla których strój ludowy to nie eksponat muzealny, ale odświętne ubranie potwierdzające tożsamość. Tożsamość norweską najłatwiej dostrzec w budownictwie – takim samym od wieków. Czerwony kolor drewnianych domków wywodzi się z biedy i najtańszej farby, podobnej do tej, jakiej niegdyś w Polsce używano do malowania podłóg. Żółty – z tranu, który był ważnym dodatkiem do barwnika. Biały natomiast przysługiwał jedynie ludziom zamożnym. Czerwieni najwięcej jest na wsi, bieli – w miastach. Gdzieniegdzie przetrwały budowle z surowego drewna, naznaczonego czasem, ale doskonale zakonserwowanego. Nie brakuje wśród nich średniowiecznych kościółków, podobnych do naszej już, choć powstałej w XIII stuleciu w Norwegii, świątyni Wang koło Karpacza. Urzekło mnie kilka miast. Oslo ze swoimi ciekawymi muzeami – któż nie chciałby zobaczyć wspaniałych, dramatycznych obrazów Muncha, rzeźb Vigelanda, statku „Fram”, na którym dokonywali odkryć Nansen i Amundsen, łodzi „Kon-Tiki” i „Ra”, na których Hayerdahl udowadniał, że już w bardzo dawnych czasach można było przepłynąć ocean na żaglowcach zbudowanych z balsy lub sitowia. Również wikingowie mają w Oslo niezwykłe muzeum ze smukłymi, pięknie wykonanymi w drewnie łodziami – ich sylwetkę i konstrukcję naśladuje się do dzisiaj. Oni to – handlarze, rabusie, znakomici żeglarze, ale przede wszystkim odkrywcy – ponad 400 lat przed Kolumbem przybyli do wybrzeży Ameryki Północnej. W Bergen (najpiękniej wyglądającym z góry, na którą wjeżdża się koleją szynową) zachowały się zabytkowe budynki Hanzy. Jako że wznoszono je z drewna, a miasto płonęło wiele razy, nie można w nich było rozpalać ognia. Młodzi adepci hanzeatyckich nauk musieli spać dwójkami w specjalnych szafach z półkami, czasami zamykanych od zewnątrz, ogrzewając się nawzajem. Cały ten hanzeatycki kwartał na brzegu malowniczego fiordu został wpisany na Listę 1/3 Norwegia - Wyprawa Marzeń Elżbieta Dzikowska Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO. Wraz z moją towarzyszką podróży dotarłam kolejką linową na szczyt górujący nad Tromsø, miastem położonym na wyspie, 300 km za kołem podbiegunowym. Stamtąd fotografowałyśmy panoramę miasta już po północy, bo noc była wówczas biała i przedziwna: z jednej strony słońce jeszcze nie zakończyło swej wędrówki po niebie, a z drugiej już zdawało się wschodzić. Z Tromsø wypływa się na fotograficzne safari, ale walenie – uprzedzam – nie zawsze chcą pozować. Radzę raczej wybrać się na wyspę Summerey, gdzie można zobaczyć renifery. Najwięcej hodują Lapończycy, a właściwie Samowie, bo tak właśnie wolą się nazywać. To niesłychanie dumny naród – oni pierwsi zasiedlili Norwegię, zanim przybyli tu wikingowie, wywodzący się głównie z plemion germańskich. Oni pierwsi używali nart, spopularyzowanych w Norwegii dopiero pod koniec XIX w. Był czas, kiedy ich tożsamość wydawała się zagrożona, ale potrafili o nią walczyć, co potwierdzają choćby zdjęcia i eksponaty w Muzeum Regionalnym w Tromsø. Powstało tu także Muzeum Polarnictwa i nic w tym dziwnego, bo stąd właśnie wyruszały wszystkie wyprawy polarne z Nansenem i Amundsenem, którzy w Tromsø kompletowali załogę i żywność. Na uwagę zasługuje również naukowa stacja polarna, sprawująca pieczę nad Polarią – ciekawy architektonicznie budynek, gdzie można podziwiać ryby polarne, a także pokazy karmienia fok. Te inteligentne zwierzęta udowadniają, że przez żołądek trafia się nie tylko do serca, ale i do umysłu. Skoro mowa o żołądku, pora pochwalić norweskie jedzenie. Dla smakoszy ryb – a do nich należę – to, powiadając banalnie, raj. Świeże, suszone, morskie, z jezior – palce lizać, kiedy znajdą się na talerzu. Znany doskonale łosoś norweski w swojej ojczyźnie jest jeszcze bardziej smakowity niż u nas. Poza tym halibut, żabnica, okoń, karmazyn i pyszny wieloryb! Nie gardziłam też świetnie przyrządzanymi owocami morza, a dla odmiany degustowałam również pyszną, zwłaszcza na Lofotach, jagnięcinę, w Bergen zaś pieczeń. Nie stroniłam też od befsztyków z renifera. Gdyby istniały wczasy gastronomiczne, to na pewno w ich czołówce znalazłyby się turnusy w Norwegii, bo jedzenie tam jest nie tylko smaczne, ale i zdrowe. Zdrowe jedzenie – bo zdrowe środowisko. Czyste powietrze, woda, ziemia. Człowiek uzależniony od natury, żyjący z nią w zgodzie, darzący ją szacunkiem. Otaczający też szacunkiem drugiego człowieka, niezależnie od tego, skąd pochodzi, jaki ma kolor skóry, jakich czci bogów. Dobrze czują się w Norwegii Polacy, docenia się ich pracę; w Tromsø naszym norweskim przewodnikiem był czarnoskóry Kenijczyk, w Oslo ekskluzywny hotel prowadziła Meksykanka, która poślubiła Szweda, w Bergen za potomka wikingów wzięłam Niemca. Wieloetniczność staje się zjawiskiem coraz bardziej naturalnym. Przyjaźnie wita się tutaj turystów, którzy mają co oglądać, co robić, gdzie odpoczywać. W 2/3 Norwegia - Wyprawa Marzeń Elżbieta Dzikowska Norwegii polecałabym przede wszystkim odpoczynek czynny, jako że w kraju, który jest potęgą narciarską, są wspaniałe warunki do uprawiania sportów zimowych nawet latem. A rybołówstwo? Przecież to raj dla wędkarzy. Rejsy statkami po fiordach, wędrówki po górach, przygody pod żaglami, wycieczki tropem odkrywców, artystów, pisarzy, wspominając choćby Griega, Ibsena czy Hamsuna… Dla każdego coś odpowiedniego. Warto marzyć o wyprawie do Norwegii. I trzeba koniecznie to marzenie spełnić. Fragment albumu „Norwegia – Wyprawa Marzeń”, Elżbieta Dzikowska, Izabela Staniszewski, wyd. Pascal 2008 3/3