NIE LITUJCIE SIĘ NAD KOBIETAMI– POMÓŻCIE IM… Słońce
Transkrypt
NIE LITUJCIE SIĘ NAD KOBIETAMI– POMÓŻCIE IM… Słońce
NIE LITUJCIE SIĘ NAD KOBIETAMI– POMÓŻCIE IM… Słońce wystawiło czubek nosa zza okiennic chmur. Lato tego roku było wyjątkowo deszczowe. Aura nie sprzyjała ludziom, nękając ich organizmy ciągłymi wahaniami nastrojów, ale roślinom pozwalała wyzwalać się spod kontroli natury i w niekonwencjonalny sposób rozrastać się. Pięły się więc w górę żywopłoty sąsiadów, powoje skręcały swoje łodyżki i oplatały się zwinnie wokół furtek, a w ogródkach kwiaty rozlewały się po klombach zaskakując swoją bujnością niejedno oko, przechodzącego ulicą, przypadkowego obserwatora. Dom Niny położony był blisko skweru, w którym można było zaczerpnąć oddechu i ożywić się chłodem, napływającym od połaci zieleni, zacienionych drzewami. Umówione byłyśmy na poobiednią kawę. Zbliżałam się do niego, powoli pokonując dzielącą nas przestrzeń. Przez głowę przebiegały mi skrawki myśli. Przeczesując jej życiorys, usiłowałam znaleźć odpowiedzi na wiele nurtujących pytań. Próbowałam zrozumieć jak mogła tak żyć…? Nacisnęłam przycisk domofonu. Odpowiedziało mi szczekanie psa. Nie byłam mu obca, jednak zaufania również nie wzbudzałam. Czekałam, aż pojawi się Nina. Ona jedna wiedziała, jak postępować z niesfornym charakterem Feliksa. Ja za każdym pojawieniem się przy nim, obawiałam się zębów, mogących bez trudu zatopić się w mojej łydce. Cóż, do odważnych nie należałam, ale Feliks miał wyjątkowe poczucie humoru i nie przepadał za obcymi. Mimowolnie, lekko rozciągnęłam usta w uśmiechu. – Witaj! – dźwięczny głos Niny wyrywa mnie z zamyślenia – jak dobrze, że już jesteś, zaparzyłam pyszną kawę. – Dodaje. Patrzę, jak z gracją porusza się, podchodząc do furki ogrodzenia. Mimo upływu lat wydaje mi się jeszcze taka młoda i te jej rysy twarzy – dziecięce, zawsze pozostawały obiektem zazdrości, moim również. A przecież jest ode mnie starsza. Cóż, nie wszystkim pisane… – Znów mi się przyglądasz? – Joanna przywołuje mnie do porządku. – Tak bardzo się zmieniłam? – całuje mój policzek. „Gdzie tam”, pomyślałam – Jesteś… – niezniszczalna? – skończyła za mnie. – Przestań proszę, za każdym razem, kiedy się spotykamy mówisz to samo. Wchodziłam w jej świat, uważnie przestępując próg okazałego domu – złotej klatki. Zaprosiła mnie do siebie, bym jej słowami opowiedziała historię, w którą nikt nie wierzy. W domu panuje przeraźliwa cisza. Kosztowne meble, ustawione w harmonijnym porządku, błyszczą od nadmiaru nałożonego wosku, który roztacza wokół przyjemny aromat, nawet ustawione na nich bibeloty, zdają się nie być przypadkowe. Całość przegląda się w oprawionych pięknem ramach, tylko odbijająca się w nich moja postać wykrzywia walory tych wnętrz. Do błękitnego pokoju prowadzi nas zapach świeżo zaparzonej kawy, unoszący się znad ręcznie malowanego imbryczka, jak się później okazało, z miśnieńskiej porcelany. Nina kryła zdenerwowanie, zdradzały ją jedynie drżące ruchy rąk. Chciała mi o czymś opowiedzieć, chociaż oszołomiona bogactwem wokół siebie, na początku nie mogłam się na jej wywodzie skupić. Fibromialgia… Słowa z trudem wyściełały otaczającą nas przestrzeń, zwróciłam na nie uwagę dopiero wtedy, gdy ich powtarzalność sprawiła, że poczułam się nieswojo. Wydawała mi się teraz taka krucha. Zachorowała, bo jej organizm nie zniósł psychicznej walki, jaką codziennie toczyła się w niej, zawieszonej między dobrem a złem. Ten szczęśliwiec, przystojniak w rozchełstanej wiatrem, białej batystowej koszuli, który uśmiechał się do mnie ze zdjęć w ramkach, znęcał się nad nią psychicznie. Znęcał się? Niedorzeczność, przecież miała wszystko. – A to? – zapytałam, rozkładając ręce, aby ogarnąć zmysłami cały blichtr. – Dla N. ważne były zawsze tylko pieniądze, których wcześniej się dorobił, a które teraz dawały mu poczucie pewności siebie do tego stopnia, że przestał zauważać innych. Dom? - budowali wspólnie, ale jest na niego. Samochód? – jego. Meble? Mogła wybrać, ale kupione za jego pieniądze. Oszczędności? – nie wie, chyba na jego koncie, nie ma do nich dostępu. Dzieci? – jedno, żeby było komu zostawić majątek. Przyjaciele? – wyłącznie jego, dużo starsi i zajęci światami, w których Nina czuła się nieswojo. No, może chociaż zainteresowania jakieś wspólne? – tak, teatr i opera, bo tego wymagają układy, poza tym nigdy nie uczestniczy w jej czasie wolnym, bo przecież ktoś musi na to wszystko zarabiać. Dlaczego się z tym godzi? – bo brakuje jej sił, żeby walczyć. O swoją godność, niezależność, miłość… Po kilku latach małżeństwa zaczęła miewać lęki, bo N. stawał się coraz bardziej agresywny, wydzierał z jej wnętrza coraz większe kawałki wrażliwości i układał na półkach między swoją porcelaną, jakby była jej częścią, a ona stawała się krucha, jak te figurki. Aż w końcu rozpadła się na miliony cząsteczek i zapadła w ciężką depresję, która zaowocowała silnym, okrutnym bólem. Dziecko było wtedy maleńkie, kwiliło tylko złożone w łóżeczku, jakby wiedziało – ono jedno – że mama musi spać, ale musi także wstać i je nakarmić, bo to jej obowiązek. Nie mogła wydobyć się z ogarniającego ją mroku. Nie mogła płakać, spać, nie mogła żyć. Lekarze stwierdzili u niej fibromialgię, chorobę autoimmunologiczną o podłożu psychosomatycznym. Leczenie miało być kosztowne i długotrwałe, bo była to choroba nieuleczalna, dla współczesnych jeszcze niezrozumiała. N. zamiast ją przytulić, zrobił wykład na temat oszczędzania pieniędzy i dodał, że za nic nie zamierza płacić. Niech sobie radzi z tą, jak jej tam…, chorobą, która przecież nie istnieje… Rozmawiał już ze znajomym lekarzem, który tylko się uśmiał i dodał, że Nina musi mieć za dobrze, skoro wymyśla sobie jakieś dolegliwości. Ale Ninę bolało coraz częściej, ból wędrował po ciele, nigdy nie uprzedzając, gdzie się pojawi. Traciła koncentrację i pamięć, traciła wzrok szalała z rozpaczy, a mijały lata, błąkała się od lekarza do lekarza i wszyscy odsyłali ją z receptą na środki uspakajające. Zaczęła uchodzić w wąskim środowisku za hipochondryczkę, której ciągle coś dolega, a wyniki badań niczego nie wykazują. Ignorowały ją koleżanki, a w pracy przeżywała same upokorzenia. Nikt nie rozumiał rosnącego w jej ciele potwornego bólu, nad którym nie mogła zapanować. Przedmioty wypadały jej z rąk, dziecko wysuwało się, umycie naczyń i przejście kilku metrów, stawało się koszmarem. Przestała wychodzić z domu i zatrudniła panią do pomocy, ale N. tylko szydził sobie z tego, że ma służącą. Nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby jej pomóc. Kiedy już traciła nadzieję, na drodze jej cierpienia stanął reumatolog, który zaproponował jej udział w specjalnym programie naukowym leczenia fibromialgii. Coś jednak drgnęło. Tak, świat przecież nie mógł oszaleć wraz z nią. Nina po raz pierwszy spojrzała w moje oczy, a ja dostrzegłam w nich ogniki nadziei. – Czy mogę ci jakoś pomóc – starałam się powiedzieć cokolwiek. – Nie, mogę to zrobić tylko ja. Terapia trwa i powoli wracam do normalności, ale potrzebuję sił, by zmienić swoje życie. Chciałabym, żebyś opowiedziała światu, że kiedy kobieta narzeka na rozlewający się po ciele ból, to może nim być ból istnienia – ból fibromialgii, przejawiający się reumatycznymi atakami sztywności mięśni. To może być choroba, która bezwzględnie zatrzyma ją w biegu i upokorzy. To może byś smutek, o którym wstydzić się będzie mówić, bo nikt jej nie zrozumie. To może być choroba, w którą nikt nie uwierzy… Wyszłam z domu Niny lekko zmieszana. Nie sądziłam, że aż cierpi, przecież tak piękną zdawała się wydawać jej twarz. No i N., który jawił mi się jej największym dobrem. Nie rozumiałam jej słów… Kilka miesięcy później trafiłam na zabieg akupunktury, mający poprawić sprawność organów trawienia. Kiedy tak leżałam, z wbitymi w ciało igłami, za drzwiami usłyszałam spokojny głos kobiety, rozmawiającej z lekarzem: – jestem chora na fibromialgię… dzisiaj bolą mnie całe plecy i ręce, do ich połowy. Przepisano mi nowy lek, który biorę od tygodnia i mam wrażenie, że jest lepiej, ale może to tylko moje subiektywne odczucie… nie wiem… Pobiegłam do domu, chwyciłam słuchawkę telefonu, by nerwowym ruchem wybrać numer do Niny. Chciałam jej powiedzieć: ja uwierzyłam! Zrozumiałam twój ból i cierpienie. Chciałam… odebrał N., Nina już tam nie mieszka, odeszła… Bydgoszcz, 2010.11.19 Anna Cybulska