Maciejowi Plebańskiemu - Szkoła Podstawowa nr 43 w Krakowie
Transkrypt
Maciejowi Plebańskiemu - Szkoła Podstawowa nr 43 w Krakowie
Kartka z dziennika Toma Riddle'a Cześć, jestem Tom Marvolo Riddle. Opowiem wam historię, która przydarzyła mi się pięćdziesiąt lat temu. Przenieśmy się w czasie. Kiedyś byłem uczniem Hogwartu. Moim największym przyjacielem był Albus Dumbledore, nauczyciel. Wyrzucił mnie ze szkoły, ponieważ doniosłem na Hagrida, że jego pająk stoi za spetryfikowaniem dziewczynki z rodziny Mugoli. Niestety, dyrektor dowiedział się, że to ja uwolniłem potwora, Bazyliszka, który w taki sposób unieruchomił dziewczynkę. Zacząłem samotnie chodzić po świecie i szukać kumpli. Tych, którzy się buntowali, zamieniałem w pył. Nadałem sobie imię Lord Voldemort, aby wszyscy czarodzieje bali się je wymówić. Jednak jeden z nich przeżył… Był to Harry Potter. To on sprawił, że nadal jestem pod postacią tego przeklętego dziennika! Pokonałem jego rodziców, ale Harry’ego nie. Wystarczyłyby tylko dwie sekundy, a zostałby z niego kurz. Już miałem powiedzieć: „AvadaKedavra”, kiedy wyrwał mi różdżkę i rozerwał ją na dwie części. Wziął swoją i krzyknął: „Experliarmus!”. Zaklęcie rzuciło mną o ścianę i złamało mi lewą rękę. Harry wybił szybę i wyrzucił mnie za okno. Na szczęście pode mną był głęboki basen, więc byłem cały, ale strasznie mokry. Szybko wyszedłem z wody i zacząłem uciekać w stronę zakazanego lasu. To oznaczało, że jestem blisko Hogwartu. Miałem pewien plan, żeby się tam schować przed Harrym Potterem. Chciałem otworzyć po raz drugi Komnatę Tajemnic i uwolnić Bazyliszka, aby pomógł mi go unicestwić. Najpierw jednak musiałem przebiec przez zakazany las a nie było to łatwe. Mieszkały tam bowiem potwory, na przykład gigantyczne tarantule, które poruszały się z prędkością stu kilometrów na godzinę. Strasznie bolała mnie ręka, ale musiałem spróbować pokonać ten las. W dodatku Harry zauważył mnie i ruszył w pościg. Miałem jednak szczęście, bo obok mnie leżała miotła. Bez namysłu wsiadłem na nią i poleciałem w stronę Hogwartu. Myślałem, że już po wszystkim! Jednak zapomniałem, że Harry też posiada miotłę. Przecież jest najzdolniejszym czarodziejem w Hogwarcie i na pewno wie, jak na niej latać. W każdym razie musiałem oddalić się od niego i jakoś wejść do zamku. Zniżyłem lot, żeby mnie nie dostrzegł. Nagle coś ugryzło mnie w nogę. Spadłem z miotły, obróciłem się i zobaczyłem gigantyczną tarantulę, która zaczęła do mnie mówić w ludzkim języku. Nie mówiąc ani słowa, wziąłem miotłę i poszybowałem ku górze. Nie minęło pięć minut a już z daleka zobaczyłem upragniony zamek. Skierowałem miotłę w dół i poleciałem w jego stronę. Były święta i uczniowie spędzali czas w domach ze swoją rodziną. Szkoła była zamknięta, więc musiałem wypowiedzieć zaklęcie, które otwierało drzwi oraz skrzynie. Niestety, nie miałem różdżki, dlatego wyważyłem drzwi. Kiedy wszedłem do zamku, otoczyły mnie setki obrazów, w których zmarli ludzie odpoczywali. Przypomniałem sobie, że przejście do komnaty tajemnic było w damskiej toalecie. W tej, w której bazyliszek spetryfikował dziewczynkę . Czym prędzej tam pobiegłem. Musiałem uważać na ruchome schody, bo lubiły robić na złość. Toaleta też była zamknięta, więc zrobiłem z drzwiami to samo, co wcześniej. Wszedłem tam i stanąłem przy umywalce, gdzie było przejście. Tylko ten, kto był wężousty mógł otworzyć tę komnatę. Ja i Harry posiadaliśmy taki talent. Powiedziałem w języku węży: „ Komnato, otwórz się”. Wtedy dziesięć umywalek rozsunęło się w stronę ściany. Zrobiła się wielka dziura. Za pierwszym razem, kiedy otwierałem komnatę , na dole była zjeżdżalnia. Kiedy się skończyła, wpadało się do kopalni a potem trzeba było tylko znaleźć wejście do centrum komnaty. Skoczyłem w dół. Jechałem z dużą prędkością i podobało mi się to. W końcu znalazłem się w kopalni. Pamiętałem, gdzie był właz, więc szybko go znalazłem. Znów musiałem powiedzieć coś w języku węży. Wejście do centrum zostało otwarte. Szybko zszedłem po drabinie i pobiegłem w stronę kryjówki bazyliszka. Stanąłem przed nią i powiedziałem: „Salazar Slitherin”. W tym momencie kryjówka otworzyła się i wysunęła się z niej głowa Bazyliszka. Miał chyba z dwadzieścia metrów. Wtedy usłyszałem kroki. Obróciłem się i zobaczyłem Harry’ego Pottera. Stał wyprostowany z mieczem Gryffindora w ręku. Miał zamknięte oczy, bo Bazyliszek mógłby go spetryfikować. Wziął rozpęd i rzucił mieczem jak oszczepem w prawe oko potwora. Bestia ryknęła przeraźliwie. Nim zdołała się opanować Harry wykrzyknął zaklęcie: „Wingardium leviosa” i miecz zaczął do niego wracać. Złapał rękojeść i jeszcze raz wykonał perfekcyjny rzut mieczem Gryffindora, który utknął pośrodku lewego oka Bazyliszka. Potwór został oślepiony, ale został mu jeszcze słuch. Harry mógł już otworzyć oczy. Specjalnie upuścił miecz, żeby Bazyliszek go gonił. Potwór natychmiast to usłyszał i zaczął się wić w jego kierunku. Był to najszybszy wąż na świecie, więc Harry nie miał szans, żeby przed nim uciec. Chłopiec wszedł na jedną ze skał, poczekał aż Bazyliszek zbliży się do niego i wbił mu miecz prosto w gardło. Potwór padł martwy na ziemię i utonął w jeziorze, które znajdowało się koło skały. Przeraziłem się, wiedziałem, że to jest mój koniec. Harry powiedział tylko: „BookZamana” i padł na ziemię ze zmęczenia, ale nadal żył. Poczułem, jak moje ręce zamieniają się w kartki papieru a twarz w okładkę. Harry zamienił mnie w dziennik! Od tej pory mogłem tylko odpisywać na pytania dzieci z Hogwartu. Jedyne, co po mnie pozostało, to podpis. Tom Marvolo Riddle Autor: Maciej Plebański, kl. 5a Szkoła Podstawowa nr 43 im. KEN w Krakowie Opiekun: mgr Dominika Kozioł