4. Kolejny tydzień był dla dziewczyn tygodniem chwały. Nie tylko w

Transkrypt

4. Kolejny tydzień był dla dziewczyn tygodniem chwały. Nie tylko w
4. Kolejny tydzień był dla dziewczyn tygodniem chwały. Nie tylko w szkole, ale i w całym mieście
rozpoznawano dziewczyny, w sklepach co bardziej wścibskie sprzedawczynie wypytywały o szczegóły
akcji, a na ulicy nawet zwykle obojętni przechodnie odwracali za nimi głowy. Dodało to dziewczynom
pewności siebie! Nawet Różniczka i dyrektor, mimo wcześniejszych zatargów, pogodnie się do nich
uśmiechali. Aż ciężko im było się skupić na tak przyziemnych sprawach jak poprawianie ocen na
koniec roku. Karol zresztą też nie pozostał w cieniu, teraz jeszcze większe rzesze wielbicielek do
niego wzdychały.
Nie wszyscy jednak byli zachwyceni nagłym wzrostem popularności przyjaciółek… Zawiślaczki, czyli
święta trójca w roczniku Kaśki, ze zgrozą obserwowały jak ich sława zmalała na rzecz harcereczek.
Malwina- szefowa świętej trójcy, od której nazwiska ich paczka wzięła nazwę, robiła co mogła by
wróciły czasy, gdy to im schodzono z drogi, gdy szły szkolnym korytarzem, a miejsca przy lusterku w
damskiej ubikacji żadna inna dziewczyna w ich obecności nie śmiała zająć. Te wszystkie aspekty
jednak blakły przy jednym głównym problemie- Malwina dostawała palpitacji serca gdy widziała jak
Karol (ideał wszystkich dziewczyn- również i świętej trójcy) uśmiecha się w ten szczególny sposób, tak
jak to tylko on potrafi… do Kaśki i Magdy!!!! Tego było dla Malwinkowego charakterku za wiele
- Czekam na wasze pomysły!- Rzuciła do Dominiki i Anki, swoich dwóch wiernych psia-psiółeczek,
które publicznie zawsze były wierne Malwinie, choć w głębi serca trzymały się jej tylko ze względu na
korzyści płynące z tej znajomości. Jednak tym razem zazdrość o Karola szczerze zjednała świętą
trójcę i zdeterminowała do realnego zadziałania w tej sprawie.
- Jedno jest pewne, nie możemy zacząć otwartej wojny z nimi, bo wtedy Karol się tylko do nas
zniechęci. Trzeba wymyślić tajemny plan, taki by nikt się nie dowiedział, że mamy jakieś złe zamiary. –
Głos Anki zabrzmiał rozsądniej niż kiedykolwiek.
- Masz rację- przyznała Malwina i strapiła się jeszcze bardziej, że jej nieszczęsny móżdżek nieskory do
bardziej ambitnych rozważań, będzie musiał się wytężyć. Święcie wierzyła, że od myślenia robią się
zmarszczki na czole już w młodym wieku.
-O, Dominika, zawsze musimy myśleć za ciebie, bo ty nigdy nie masz pomysłów. Teraz nadeszła w
końcu twoja kolej by wymyślić coś skutecznego! – zdecydowała szefowa i od razu kamień spadł jej z
serca, że tym cwanym chwytem uratowała swój móżdżek od zbytniego wysilania się, a tym samym
od przedwczesnych zmarszczek.
- Mam pewien pomysł, ale wymagałby dużego zaangażowania… - stwierdziła z wahaniem Dominika.
- Ooo, jaki to pomysł w takim razie?- zapytała zaskoczona Malwina, zdziwiona, że jednak Dominika
jest w stanie wymyśleć cokolwiek.
- Pewnie wam się nie spodoba, ale myślę, że to jedyny prawdziwie skuteczny sposób na to, by Karola
uwaga została zwrócona na nas… Pomyślcie, czemu on je tak polubił?
- Były pomysłowe i dzielne podczas porwania- zasugerowała Anka.
- No tak, ale przecież on je lubił już wcześniej. Dlaczego akurat je?
- Ma jakiś dziwny gust po prostu… - Malwina zawsze się nad tym głowiła jak można zawracać sobie
głowę tak zwykłymi dziewczętami, gdy w na wyciągnięcie ręki są takie one… 3 najpiękniejsze w całej
szkole dziewczyny. No może nie trzy, ale że ona, Malwina- miss szkoły, nie została doceniona przez
Karola? To nie do pomyślenia! Może po prostu ma wadę wzroku.
- Nie nie nie, to nie o gust chodzi. Myślę, że to przez to, że one tak jak i on, są harcerkami…
- Możliwe że tak- przytaknęły Malwina z Anką
- Tak więc…. Nie pozostaje nam nic innego jak tylko…
- o nie…
- … tak. Zostać harcerkami.
Malwina wciągnęła głośno powietrze ale nic nie powiedziała. Zdała sobie sprawę, że Dominika ma
rację. Nastała cisza. Tylko w głowach dziewczyn przewijały się obrazy równocześnie przemoczonych
butów, robaków w namiocie, latryny w środku lasu i ciuchów śmierdzących ogniskiem. Malwina
wzdrygnęła się na te myśli, nie była przekonana, czy na pewno jest gotowa tyle poświęcić dla
popularności. No i dla Karola.
- Jak one dały radę, to że niby my nie poradzimy sobie?! Damy radę, w końcu jesteśmy najlepszymi
sztukami w tej szkole i nic nam nie jest straszne! Od nowego roku wstępujemy w harcerskie szeregi!
Mimo szczerych chęci nie zabrzmiało to przekonująco. Jednak nie było wyjścia. Jeszcze nie wiedziały
jak w szczegółach będzie wyglądała ich akcja, ale dostrzegły światełko w tunelu w tej całej ciężkiej
sytuacji.
„A Karol wkrótce się przekona, że mi w mundurze jest o wiele ładniej niż Kaśce czy Magdzie, ha!”pomyślała Malwina, zadarła wysoko głowę i ruszyła pewnie szkolnym korytarzem.
*******************************************************************************
5. Cały zastęp spał tej nocy bardzo czujnie, tak że głośniejszy trzask gałęzi koło namiotu mógł obudzić
śpiące harcerki. Dlatego, gdy koło 1 w nocy przyszła wartowniczka obudzić Zebrę, dziewczyny wstały
sprawnie, bez ociągania i niepotrzebnych narzekań. Ubrały się w ciemne dresy i założyły czołówki.
Trwał ich długo oczekiwany obóz, a one szykowały się na podchody!
O tym, że obóz ZHR jest niedaleko ich obozu, wiedziała cała drużyna, cała drużyna też chciała iść na
podchody, bo było to coś na co czekało się cały rok a potem chwaliło się tym kolejne lata. Każda
dziewczyna chciała być tą najdzielniejszą… a co najmniej tak chciała na początku. Bo im bliżej
planowanych podchodów tym chętne na nie coraz bardziej się wykruszały. Tak naprawdę, powodem
były pierwsze nocne warty, podczas których wyobraźnia dziewczyn działała znacznie bardziej niż za
dnia i nie jedna dziewczyna w ciemnościach obozowego lasu widziała już ogromnych chłopów z
siekierami, którzy polują na małe harcerki. Chłopi rano okazywali się grubymi pniami drzew, a siekiera
wygiętą gałęzią, ale wspomnienie panicznego strachu pozostało. „Jestem zmęczona, chcę się wyspać
tej nocy” wykręcały się zazwyczaj, by nie przyznać się do nocnych lęków. Ostatecznie chętne na
podchody zostały same zastępowe plus… cała Zebra. Łowickie dziewczyny nie odpuściłyby możliwości
podejścia innego obozu, toż to wstyd później przyznać się po powrocie, że nie wzięło się udziału w
takiej przygodzie! Fakt, były zmęczone. Tydzień w lesie czerpał z nich sto razy więcej energii niż
tydzień w szkole. Dodatkowo warty nocne uniemożliwiały porządne wyspanie się. Mimo to schodząc
z platformy po drabinie dziewczynom świeciły się oczy z podniecenia na czekające ich wyzwanie.
Doszły po znanych ścieżkach na plac apelowy, gdzie powoli zbierały się zastępowe innych zastępów.
Mimo ciszy, by niepotrzebnie nie zbudzić śpiącego obozu, wśród harcerek wyczuwało się emocje
radosnego napięcia.
- Witamy Zebrę!- Powitała zastęp półszeptem drużynowa Ania. Ucieszyła się widząc, że chociaż jeden
zastęp w całej drużynie nie wymiękł i w całości zamierza podjąć wyzwanie tej nocy. Ania była
dziewczyną, podziwianą przez wszystkich w drużynie. Parę lat starsza od swych podopiecznych, a
mimo to młodsze siostry harcerki traktowała bardzo przyjacielsko. Przy tym jej umiejętność
organizacji , zmysł praktyczny i pomysłowość w układaniu gier były czymś, co bardzo wszystkim
imponowało.
- Skoro jesteśmy już wszystkie, możemy omówić dokładnie plan naszych działań. Kasiu,
przygotowałyście strzałki ?
- Tak, mamy 10 strzałek, dla każdej jedna.- Kasia wyjęła z plecaka ostro zakończone drewniane paliki
z podpisami drużyny. Jeśli zostałyby wbite w ziemie na placu apelowym ZHRu, byłyby znakiem, że
drużynie udało się wkraść na ich teren. Rozdała każdej harcerce jedną strzałkę.
- Plan jest prosty. – Powiedziała Ania.- Są dwa podobozy, więc my też dzielimy się na dwa patrole.
Jeden to Zebra, drugi-reszta, czyli w każdym po 5 osób. Jest warta strzegąca całego obozu, a
dodatkowo możliwe że w podobozach mają również warty, ale tego nie wiemy na 100% .Zastępowe
biorą podobóz zachodni, czyli z prawej strony drogi, a Zebra bierze wschodni, to jest lewą stronę
drogi. Naszym celem jest wbicie strzałek na ich placach apelowych i nie danie się złapać.
Dziewczyny przytaknęły i ściskając w dłoniach strzałki ruszyły za Anią, która jako jedyna znała drogę
do ZHRu. Było ciepło i sucho, jednak pogoda jak na podchody nie była idealna, bo na bezchmurnym
niebie świeciło mnóstwo gwiazd i stosunkowo duży już księżyc. Wartowniczki z obozu ZHRu będą
miały dobre warunki do pilnowania obozu. Sprzymierzeńcem naszych harcerek był lekki wiatr, który
skutecznie zagłuszał szelesty kroków. Szły w ciszy dobre pół godziny. Oczy przyzwyczaiły się do
ciemności dlatego nie paliły latarek. Na ostatniej prostej rozdzieliły się i Zebra zeszła z leśnej ścieżki
we wschodnią część lasu. Był to skraj przy rowie, gdzie na szczęście było sporo trawy więc dość cicho
udało się dziewczynom przedostać do drogi okalającej obóz. Tutaj położyły się w krzakach i z ukrycia
obserwowały sytuację. Długo nie musiały czekać, bo po 2 czy 3 minutach nadeszła warta półgłosem
rozmawiająca ze sobą.
- Poczekajmy aż zatoczą kółko, będziemy mniej więcej wiedzieć ile czasu to im zajmujezaproponowała Magda. Kaśka skinieniem głowy przystała na propozycję. Leżały w krzakach, a ciemne
ubrania dobrze je kamuflowały. Po pewnym czasie warta znów przyszła.
- 12 minut- powiedziała Olka, jedyna która zawsze nosiła ze sobą zegarek.
- Ok, w takim razie za minutę jak znikną, to lecimy!
Gdy warta zniknęła im za drzewami, harcerki cicho zaczęły podnosić się z krzaków. Przeszły na drugą
stronę drogi i ostrożnie zaczęły wsuwać się w głąb lasu. Nie uszły nawet 10 metrów, gdy usłyszały
zbliżające się do nich głosy od strony drogi, gdzie znikli wartownicy.
- Do rowu!- Szepnęła Kaśka i cały zastęp posłusznie wskoczył do płytkiego zarośniętego rowu przy
drodze. Najwidoczniej warta stwierdziła, że zmieni kierunek kreślonego okręgu.
Głosy zbliżały się coraz bardziej, a dziewczyny leżały w rowie metr od drogi, którą za chwile miały
przechodzić wartowniczki. Każda z bijącym sercem, jakby chodziło o ich życie, kuliła się jak tylko
mogła, mocno wierząc, że nieruchome ciemne ciało w ciemności nocy nie przykuje uwagi
wartowniczek. Głosy zbliżały się na tyle, że można było rozróżnić pojedyncze słowa, a w końcu i całe
zdania.
- … Pierwsze warty może były straszne, ale teraz? I tak nikomu się nie chciałoby nas podchodzić.Usłyszały MĘSKIE głosy.
- A harcerki z Zawiszy? Mają niedaleko obóz.
- Niedaleko? Chyba z 5 kilosów od nas, na pewno będzie chciało im się po nocy tyle chodzić. A nawet
jeśli, tam są same dziewczyny, to pewnie prędzej zgubią się w tym lesie niż do nas dotrą.
- Też fakt.
Roześmieli się dwaj harcerze. Hm, męska warta. Tego nikt z Zebry się nie spodziewał. Były pewne, że
podchodzą dziewczęcy obóz. Wiedziały, że czasem zdarza się koedukacja w ZHR, ale traktowały to
jako nieliczne wyjątki, a tutaj… trafiły na taki wyjątek. Wbrew pozorom jednak dodało to
dziewczynom jeszcze więcej (o ile da się mieć jeszcze więcej) motywacji, by wygrać te podchody.
Zastęp leżąc w rowie miał ukryte twarze, więc harcerki nie widziały wartowników, ale po głosach
łatwo było poznać, że jeden jest młodszy i stara się przed swoim starszym kolegą nie pokazywać, że
się stresuje, a drugi, chyba sporo starszy , zgrywa wszechwiedzącego harcmistrza.
- Czekaj, czekaj!- Szepnął młodziak. Jak na złość przystanęli na drodze dosłownie 3 metry od nędznej
kryjówki dziewczyn. „Zobaczył nas” myślały wszystkie, ale oczywiście żadna w dalszym ciągu nic nie
mówiła i nie poruszyła się. Serca im biły tak głośno, że aż same się dziwiły, że tamci tego nie słyszą.
- Znów masz jakieś przewidzenia? - Podśmiewał się starszy
- Spójrz- młodzik wskazał coś palcem- wydaje mi się, że się ruszyło…- szepnął ledwo słyszalnie
młodzik. Dziewczyny mogły się tylko domyślać, że właśnie wskazuje na ciemną plamę rowu , w której
były schowane. W dalszym ciągu nie traciły zimnej krwi i starając się nawet nie oddychać, trwały w
bezruchu.
- Co ty gadasz, rów jak rów, tam nic nie ma, to tylko twoja wyobraźnia świruje. Idziemy dalejzarządził mistrzunio i ruszył pewnym krokiem dalej drogą przed siebie. Młodzik chwilę postał w
miejscu i ku uldze dziewczyn po chwili ruszył za swym starszym kolegą. Udało się!
Gdy tylko wartownicy oddalili się na bezpieczną odległość cały zastęp ruszył w głąb obozu. Nie były
pewne, czy podobóz który miały podejść nie ma przypadkiem swojej własnej, oddzielnej warty, ale
nie widząc nigdzie nic podejrzanego ostrożnie i jak najciszej zbliżyły się do namiotów ZHRu.
- Tu się rozdzielamy, każda idzie w swoją stronę szukać placu apelowego, za 5 minut wracamy w to
samo miejsce.- Zarządziła Kasia i dziewczyny bez słowa ruszyły w gąszcz namiotów. Podział okazał się
nie potrzebny, bo plac był tuż obok. Olka jako jedyna zboczyła trochę z drogi i poszła inną drogą.
Dlatego też to ona jako jedyna zauważyła budkę wartowniczą. „ Czyli może jednak mają swoje warty”
Podkradła się bliżej i przekonawszy się, że w budce nikogo aktualnie nie ma, postanowiła w drodze
powrotnej zabrać proporzec odważnie oparty o ściankę budki. Pod masztami na placu apelowym
poszło im gładko, nie było nikogo, kto by im przeszkodził wbić strzałki. Ruszyły więc do punktu
wyjścia, tylko Olka dała znak, że zaraz dojdzie i ruszyła zabrać proporzec. Wszystko działo się w
absolutnej ciszy, a najmniejsze szmery zagłuszał wiatr. Proporzec oparty o budkę wyglądał jak
bezmyślnie porzucony, jakby ktoś zapomniał go zabrać. Niewiele myśląc Olka podkradła się bliżej i już
wyciągnęła rękę by go sięgnąć, gdy usłyszała za sobą szmer i w jednej chwili została tak mocno
zakneblowana, że myślała, że się udusi, a jej ręce szybko i sprawnie zostały związane. Proporzec
okazał się przynętą, a budka wartownicza dobrą zmyłą…
Zebra czekała na Olkę umówione 5 minut, potem kolejne 5 i kolejne… Aż po upływie 15 minut słysząc
z miejsca placu apelowego męskie głosy zrozumiały, co się stało. Nie mogąc dalej ryzykować (za
chwile cały obóz mógł zostać zaalarmowany) zaczęły się wycofywać. Tym razem bez problemów
udało się przejść męską wartę ogólnoobozową i dojść do punktu w którym umówiły się z resztą
drużyny.
Patrol zastępowych już czekał na Zebrę. Kaśka wciąż nie mogła uwierzyć, że tak zakończyły się ich
podchody. Dawno nikt nie widział tak smutnego tego zastępu. Osiągnęły sukces w ilości wbitych
strzałek, ale co z tego…
Brak jednej osoby, nie umknął uwadze zaniepokojonej drużynowej.
- Gdzie Olka?
- Została zakładniczką... – Odpowiedziała cicho Kaśka. Nie spodziewała się, że ta pozornie
nieszczęśliwa historia, jest dla pewnych osób początkiem wielkiej przygody...

Podobne dokumenty