Przeczytaj fragment
Transkrypt
Przeczytaj fragment
Rozdział 2 Zapomnijcie o tym, co wiecie W rozdziale tym dowiemy się, że pobożne opowieści o Franciszku rozmijają się z prawdą, i zaczniemy poznawać go jako człowieka, który wyprzedzał swoją epokę. Aby przygotować się na spotkanie z rzeczywistym Franciszkiem z Asyżu, trzeba wytrzeć do czysta tablicę swojej wyobraźni kulturowo-religijnej i wykreślić z pamięci na wpół urobione legendy. Po prostu należy zacząć od nowa. Jak to ujął Chesterton, „prawda z konieczności musi być dziwniejsza od fikcji, bo fikcję wymyślamy tak, by nam odpowiadała”i. Obiecuję, że Franciszek, którego spotkacie na kartach tej książki, nie jest owym świętym, o którym sądziliście, że go znacie; tamten bowiem Franciszek jest jednym z najsłynniejszych fikcyjnych bohaterów wszech czasów. Nieposągowa postać Spróbujcie zapomnieć, czegokolwiek dowiedzieliście się o Franciszku na lekcjach religii. Tamte cukierkowe obrazy i opowieści przesłaniają prawdziwego człowieka. Naszemu poszukiwaniu prawdy nie sprzyja również fakt, że częstokroć wolimy przesłodzone wizerunki Franciszka, gdyż są one krzepiące. Któż nie chciałby siedzieć na ławce w cichym ogrodzie pośród kwiatów, przygrywających koników polnych i podskakujących dokoła ptaszków, mając obok siebie wizerunek Franciszka? On jest taki łagodny i kojący, zwłaszcza gdy jest posągową postacią. Ze świętymi zawsze łatwiej się obchodzić niż z ludźmi. Święci robią dokładnie to, czego od nich oczekujemy, podczas gdy ludzie – tylko z rzadka. Z tej racji Dorothy Day kiedyś powiedziała, że nigdy nie chciała zostać uznana za świętą, ponieważ byłby to łatwy sposób na pozbycie się jej. Franciszek ze świątobliwych obrazów bardzo nam odpowiada. Chętnie zaprosilibyśmy go na podwieczorek. Posągowy Franciszek siedziałby pokornie w kącie pomiędzy paprociami, rozłożyłby sobie serwetkę na podołku i przypominał o cudownym świergocie ptaków na dworze. Może nawet mógłby nam przetłumaczyć ich śpiewy, bo zdaje się, że rozumiał ptasią mowę. Gdybyśmy zaprosili na podwieczorek rzeczywistego Franciszka, zapewne chciałby najpierw stanąć przy drodze, aby żebrać wśród przechodniów na herbatniki. Miałby na sobie znoszone, brudne ubranie, ponieważ nie troszczył się o powierzchowność. Tej scenie przyglądaliby się sąsiedzi, myśląc, że zadajemy się z włóczęgami albo spraszamy pomyleńców. Gdy ktoś mi mówi, że nie wierzy w Boga, zazwyczaj pytam: „W jakiego?”. Wtedy rozmówcy niezmiennie opisują mi Boga, który jest surowy w osądach, mściwy, apodyktyczny, kapryśny i pozbawiony miłości. „Ach, w takiego Boga ja też nie wierzę” – odpowiadam na to. Równie mało obchodzi mnie posągowy Franciszek. Być może myślicie podobnie. Nie wierzę, że on kiedykolwiek istniał. Nic nie wiadomo o tym, by rzeczywisty Franciszek przesiadywał w ogrodach i trzymał ptaki na rękach. Niemniej był on pierwszym chrześcijaninem, który zdawał się rozumieć, jak ścisła więź łączy istoty ludzkie ze wszystkimi stworzeniami. Spłycamy tę głęboką świadomość, ilekroć sprowadzamy ją do jednej ckliwej opowieści i jednego zafałszowanego obrazu. Potrzebujemy nowego spojrzenia. Nie powinniśmy zadowalać się oglądaniem kukły czy widma zamiast rzeczywistości. Byłoby to tak, jak z czeskim pisarzem Franzem Kafką, który w 1911 roku wybrał się w podróż z Pragi do Paryża, aby zwiedzić Luwr. Odstawszy swoje w kolejce, zamiast Mony Lisy Leonarda da Vinci zobaczył puste miejsce po obrazie, który został skradziony tydzień wcześniej! Kafka, jak tysiące innych tamtego roku, odwiedził Luwr po to, aby obejrzeć pozostałość po obrazie, a nie rzeczywisty przedmiot. Nie zajmujmy się już pozostałościami, tylko poszukajmy realnego człowieka. Na naszych wyobrażeniach ciąży jednak balast minionych doświadczeń; naszą wiedzę może determinować to, gdzie byliśmy, co widzieliśmy i czego słuchaliśmy. Wszystko to, co wiele osób wie o najpopularniejszym świętym na świecie, ma mało wspólnego z jego prawdziwą osobą. Być może im szersza wiedza, tym mniejsza zdolność do popatrzenia na rzeczywistego Franciszka innym okiem. Dlatego zazdroszczę sięgającym po tę książkę osobom, które nie mają wiadomości wyniesionych z katechezy i nie czytały przedtem żadnych legend o pobożnym Franciszku: mogą one otworzyć i czytać tę książkę bez wielkich uprzedzeń, ażeby w nowy sposób spojrzeć na jego życie i duchowość. Jeżeli natomiast chodzi o czytelników, którzy wiedzą o nim dużo, to chciałbym zaproponować im małą dekonstrukcję i zmienić ich wyobrażenia, tak aby ten święty na nowo ich zadziwił. Rzeczywisty Franciszek jest znacznie bardziej frapujący i dużo ważniejszy od wymyślonego. Zresztą w tym przypadku samo określenie „święty” wprowadza nas w błąd. Chociaż wysoko cenię świętych (i piszę o nich książki), to jednak szkoda, że tak często posługujemy się tym słowem. Wielu ludzi, gdy je słyszy, myśli o pobożności, a pobożność, niestety, w świadomości ogółu równa się jakiemuś oderwaniu od życia i bujaniu w obłokach. Ponadto niektórzy święci w dziejach, zwłaszcza w czasach po Franciszku, rozmyślnie postanowili właśnie takimi zostać, nieomal tak, jak dziecko może sobie zamierzyć, że w przyszłości będzie lekarzem. Nie w tym rzecz, by taki cel nie był wart dążeń – nasze matki z pewnością by go pochwaliły; jednakże tego rodzaju duchowa samoświadomość była całkowicie obca Franciszkowi. Nic nie świadczy o tym, żeby kiedykolwiek troszczył się on o własny wizerunek albo starannie rzeźbił dla siebie religijną osobowość liczącej się postaci Kościoła. Mam teraz na myśli takie święte jak Aniela z Foligno (zm. 1309), Katarzyna Sieneńska (1347-1380) i Teresa z Lisieux (1873-1897). Tak jak Franciszek, dorastały one w małych miastach (Aniela i Katarzyna we włoskich miasteczkach nieopodal Asyżu); w odróżnieniu jednak od niego, każda z nich pielęgnowała w sobie świadome pragnienie, żeby zostać świętą w oczach Boga i Kościoła. Kiedy czytam ich pisma, niekiedy trudno mi odpędzić od siebie obraz dziecka, które patrzy w lustro i marzy o czymś wielkim. Można sobie wyobrazić owe kobiety, jak z powagą przyglądają się wizerunkom dawniejszych świętych (przede wszystkim Franciszka), pragnąc naśladować ich miny i gesty. Franciszek świadomie kształtował swoje czyny na wzór Jezusa, którego spotkał w Ewangelii; natomiast wielu późniejszych świętych czytało opowieści o swoich poprzednikach, takich jak Franciszek, aby wytyczyć sobie drogę i podejmować decyzje zgodnie z tym, co tamci przypuszczalnie robili. W tym momencie przychodzi mi na myśl wymiana zdań z filmu Woody’ego Allena pt. Manhattan (1979): – Uważasz się za Boga! – Cóż... Muszę się na kimś wzorować! W przypadku Franciszka było inaczej, ponieważ wchodził on w życie religijne spokojnie i bezpretensjonalnie. Ponadto jego cechy nie stanowiłyby podstawy programu budowania świętości. Nigdy nie planował zbyt dokładnie rozkładu dnia, nie czytał wiele, a nawet nie potrafił długo usiedzieć na miejscu, chyba że akurat był zmęczony albo się modlił. I wreszcie do jego czasów po prostu mało było publicznych wizerunków osób świętych. Jego życie faktycznie stało się punktem zwrotnym w dziejach tego „świątobliwego przemysłu”. Franciszek został pierwszym wzorcem świętości, chociaż w jego własnych oczach była to jedynie droga nawrócenia. Rzeczywisty Franciszek był nieprzewidywalną zagadką. W jego życiu następowało tyle potknięć i zrywów, że nie sposób go posądzić o przemyślne planowanie. Trudno nam przyjąć do wiadomości, kim on naprawdę był, ponieważ tak bardzo różnił się od wszystkich innych ludzi. W dodatku mimowolnie odmienił samo pojęcie świętości. Nowe podejście do Franciszka Franciszek to najpopularniejszy święty na świecie, a także główne źródło natchnienia dla naszego nowego papieża. Jednakże Franciszek z Asyżu pozostaje niezrozumiany. Napisano i powiedziano o nim więcej niż o którejkolwiek innej postaci w dziejach z wyjątkiem Chrystusa, lecz wiele z tego to pomyłki albo wprost błędy. Wybitny dramaturg ubiegłego stulecia Peter Barnes powiedział: „Gdybyście mnie nie znali, pomyślelibyście, że jestem obcy”ii. Franciszek mógłby to samo powiedzieć do nas. Wyjaśnijmy od razu, że proponujemy podejście odmienne od tego, czego można by się spodziewać po książce o tej tematyce. Nie będę powtarzać słynnych legend, gdyż niczemu to nie służy – znajdziecie je gdziekolwiek. Chcę natomiast rzucić światło na sześć obszarów, na których życie i przesłanie Franciszka najwięcej odmieniły orędzie chrześcijańskie i wydobyły pierwotnego ducha chrześcijaństwa. W związku z tym dopowiedzmy, że książka ta nie jest przeznaczona wyłącznie dla wierzących. Duch Boży inspiruje i pobudza wszystkich, a Franciszek i jego wizja duchowa przemawiają do każdego. W kolejnych sześciu rozdziałach przyjrzymy się rewolucyjnemu podejściu Franciszka do następujących spraw: Przyjaźń. W ówczesnej kulturze panowały jasne i wyraźne podziały przebiegające według granic płci, religii i statusu społecznego, a Franciszek przekraczał je wszystkie. Gdyby równocześnie nie wykazywał się nieskazitelną motywacją i takimż charakterem, zostałby za to spalony na stosie. Inni. Franciszek przejawiał głęboki szacunek do niewidocznych, odrzucanych i demonizowanych ludzi, stworzeń i wszelkich nieznanych. Niczego przez to nie zyskiwał, a jednak traktował ich jak równych sobie. W tej postawie zawiera się istota przemiany życia zakonnego, której on dokonał, jak też esencja jego zapatrywań na to, w jaki sposób każdy człowiek powinien postępować w świecie. Ubóstwo. Franciszek osobiście, dobrowolnie przyjął ubóstwo w swoim wnętrzu i dla siebie, a nie tylko traktował je jako przedmiot troski w cudzym życiu. Nie czynił z ubóstwa cnoty samej w sobie, lecz koncentrował się na tym, że „bycie ubogim” jest niezawodną drogą do zrozumienia orędzia Jezusa. Duchowość. Życie duchowe cenił wyżej od rozumienia teologicznego. Jego osobista duchowość odróżniała go od niemal wszystkich pozostałych przywódców ówczesnego Kościoła. Jeśli to stwierdzenie brzmi dla was dziwnie, to poczekajcie na opis tego, jak faktycznie wyglądał Kościół zachodni na początku XIII wieku. Troska. Franciszek był nieomal buddystą pod względem delikatności podejścia nie tyle do ludzi i zwierząt, ile istot w ogóle. Jego pełna troska o najmniejszych uczyniła z niego ekologicznego świętego, jakiego dzisiaj znamy. Na tym obszarze szczególnie wyraźnie widać, jak Franciszek wyprzedzał swoje czasy. Śmierć. Franciszek przyjmował śmierć nie jako fatalistyczny dar (tak czyniła większość ludzi średniowiecza, którzy w makabrycznym tonie rozprawiali o życiu jako „tańcu ze śmiercią”), lecz jako ważną część samego życia. Ta jego postawa prawie nie znajduje precedensów w nauczaniu chrześcijańskim. Na każdym z tych obszarów Franciszek przetarł nowy szlak duchowy, wyprzedzając wyobrażenia chrześcijan (a także ludzi innych religii i osób niewierzących) aż po XXI wiek. i Gilbert Keith Chesterton, Heretycy, IV, tłum. Jaga Rydzewska, wyd. 2, Fronda, Warszawa 2013, s. 53. ii Peter Barnes, Plays: 2, Methuen Drama, London 1996, s. ix.