Joanna d`Arc XXI wieku
Transkrypt
Joanna d`Arc XXI wieku
Ewa Szponar Jennifer Lawrence: bez cenzury/ Joanna d’Arc XXI wieku Pod względem talentu porównuje się ją z Meryl Streep. Kondycji i seksapilu mogłaby jej pozazdrościć Angelina Jolie, błyskotliwości i poczucia humoru zaś nie tylko Sarah Silverman. Jennifer Lawrence, gdyż o niej mowa, ma 23 lata, a na swoim koncie Oscara i wiele innych nagród oraz zadatki, by zostać symbolem przemian zachodzących w Hollywood. Kino od blisko stu lat okazuje swoją słabość do nastolatek. Czy to pod postacią flapperek, dziewczyn z sąsiedztwa, szkolnych piękności, cheerleaderek czy outsiderek – ważne, żeby były charyzmatyczne, inteligentne i bezpretensjonalne. Dopiero niedawno wśród funkcji ekranowych podlotków, oprócz roztaczania czaru lub ulegania metamorfozie z brzydkiego kaczątka w łabędzia, pojawiły się też bohaterki kina akcji. Bohaterka ostatniej akcji W latach 90. pierwszymi zwiastunami przemian były postacie takie jak telewizyjna pogromczyni wampirów Buffy Summers (Sarah Michelle Gellar) lub Sidney Prescott (Neve Campbell) odważnie demaskująca kolejnych seryjnych morderców w serii horrorów Krzyk (1996–2011) Wesa Cravena. Dekadę później dołączyły do nich między innymi: Lisbeth Salander (Noomi Rapace i Rooney Mara), Hit-Girl (Chloë Grace Moretz) i waleczna wersja Królewny Śnieżki (Kristen Stewart). Najgłośniejszą wojowniczką Hollywood stała się wszakże Katniss Everdeen, postać grana przez Jennifer Lawrence w Igrzyskach śmierci (2012, G. Ross). Pierwsza część sagi z jej udziałem już w weekend otwarcia przyniosła zyski przekraczające 150 milionów dolarów, zyskując tym samym tytuł trzeciej wśród najbardziej kasowych amerykańskich premier w historii. Dorothy Pomerantz, dziennikarka magazynu „Forbes”, która zbiera doniesienia o zarobkach hollywoodzkich gwiazd, uznała to za dobry omen i symbol powolnej feminizacji Fabryki Snów. W 2013 roku Jennifer Lawrence została jednocześnie nazwana „najgorętszą przedstawicielką show-biznesu” (magazyn „Men’s Health”) oraz jedną ze „stu najbardziej wpływowych osób świata” („Time”). Nawet jeśli gaża Toma Cruise’a wciąż przewyższa płacę Angeliny Joli, w nowym tysiącleciu mamy niewątpliwie do czynienia z rosnącą girl power. Pochodząca z Kentucky Lawrence posiada wszelkie atrybuty reprezentantki tego nurtu. Jest bezsprzecznie utalentowana i bez wątpienia zdecydowana co do przebiegu własnej kariery. Na ekranie zachwyca naturalnością, powagą i głębią interpretacji. Poza nim błyszczy poczuciem humoru, swobodą bycia i dystansem do otaczającej ją sławy. Filmy z jej udziałem ogląda się z nie mniejszą fascynacją niż wywiady, których jest bohaterką, czy programy telewizyjne, w jakich gości. Ponieważ jedna z jej cech charakterystycznych to uroczy brak dbałości o zachowywanie konwenansów, często zdobywa się na szczerość i bezpośredniość, której inne gwiazdy unikają jak ognia. To zapewnia jej status nowej „ulubienicy Ameryki” oraz niekwestionowanej królowej internetowych memów. Nie warto rozstrzygać, czy dezynwoltura tej wychowywanej wśród kilku braci „dziewczyny z sąsiedztwa”, przyzwyczajonej do męskich zajęć i koszarowych dowcipów, to prawdziwa twarz Jennifer, czy raczej oblicze nowoczesnej, świetnie działającej machiny star systemu. W końcu właśnie na tej niewiadomej opiera się po części magia kina. Piękna czy bestia? Chociaż dziennikarze, próbując wyjaśnić fenomen jej popularności, porównują J.Law (jak nazywana bywa od czasów szkoły średniej ze względu na zbieżność jej inicjałów z pierwszymi literami nazwiska Jennifer Lopez, czyli J.Lo) do innych gwiazd, trudno ją jednoznacznie zakwalifikować. Wrodzony talent i żywa inteligencja przywodzą na myśl Meryl Streep lub Jodie Foster. Wprawdzie brak jej ich wykształcenia (23-latka skończyła edukację na szkole średniej), ale równoważy go typowo hollywoodzką urodą. Atrakcyjność Jennifer można przeoczyć, gdy ogląda się ją w zgrzebnym stroju Ree Dolly w Do szpiku kości (2010, D. Granik) lub „wojskowym” kostiumie Katniss. Trudno nie zauważyć jej jednak na czerwonym dywanie. Z rozpoznaniem w tej wysokiej, blondwłosej kobiecie o aparycji lalki Barbie zadziornej dziewczyny z Kentucky problemy miał nawet David O. Russell, twórca Poradnika pozytywnego myślenia (2012). Jennifer Lawrence łączy w sobie bezczelność chłopczycy, luz świetnej kumpeli, seksapil gwiazdy lat 50. i aurę outsiderki. Krągłe kształty à la Marilyn Monroe towarzyszą w jej przypadku urodzie i niewinności Shirley Temple. Warunki fizyczne sytuują ją w szeregu współczesnych piękności z Amandą Seyfried, Emmą Roberts lub Hayden Panettiere na czele (kto nie wierzy, niech obejrzy jej sesję zdjęciową w strojach kąpielowych dla magazynu „Esquire”). Pod względem artystycznego image’u bliżej jej jednak do indywidualistek spod znaku Rooney Mary lub Mii Wasikowskiej. Z pierwszą z wymienionych aktorek połączyły ją zresztą starania o rolę w Dziewczynie z tatuażem (2011, D. Fincher). Ciekawe, czy w skórzanej kurtce i z irokezem na głowie Jennifer byłaby równie przekonująca co w mundurze i z warkoczem pierwszej łuczniczki Hollywood? Dziewczyna z dobrego domu Jeśli wierzyć plotkom, gwiazda przyszłej tetralogii o śmiertelnych igrzyskach podobno tak dobrze opanowała strzelectwo, że mogłaby reprezentować USA na olimpiadzie. Ten sam rodzaj determinacji prezentuje ponoć w wypadku każdej roli od początku swej kariery. W wieku czternastu lat została zauważona przez fotografa z agencji modelek podczas wycieczki do Nowego Jorku. Szybko zorientowała się jednak, że to nie pozowanie do zdjęć, lecz aktorstwo jest jej przeznaczeniem, do czego wkrótce udało jej się przekonać rodziców. Zadebiutowała rolą Caitlin w telewizyjnym dramacie Company Town (2006, T. Carter). Potem były epizody w serialach Detektyw Monk (2006), Dowody zbrodni (2007), Not Another High School Show (2007), Terapia domowa (2009) oraz Medium (2007–2008). Na dużym ekranie po raz pierwszy pojawiła się w epizodycznej rólce „lubianej nastolatki” w komedii Drillbit Taylor: ochroniarz amator (2008, S. Brill). Czytając proponowane jej scenariusze, zrozumiała, że musi uważać, by nie stać się ofiarą typażu. Dlatego postanowiła często zmieniać kolor włosów i starannie wybierać kolejne projekty. Zamiast „głupią blondynką” została więc etatowym white thrash. Jej ulubione postaci to wrażliwe bohaterki z niezłomną siłą woli, często przedstawicielki najniższej z amerykańskich klas społecznych, egzystujące na marginesie, przedwcześnie dorosłe i obarczone zbyt wielką odpowiedzialnością. Taka właśnie jest Mariana w Granicach miłości (2008), debiucie reżyserskim Guillerma Arriagi – nastoletnia morderczyni, której interpretacja przyniosła jej wenecką Nagrodę im. Marcella Mastroianniego. Podobnie jak Agnes w The Poker House (2008), autobiograficznym filmie Lori Petty, czy Ree w nominowanym do Oscara Do szpiku kości, a nawet Katniss Everdeen. Pobieżne spojrzenie na te postaci, poza refleksją o niebywałej dojrzałości aktorskiej Jennifer, mogłoby zakończyć się wnioskiem o powtarzalności kreacji Lawrence. Uważniejsza lektura wspomnianych obrazów każe jednak zwrócić uwagę na niuanse, jakimi młoda gwiazda obdarza swoje protagonistki. Nieustraszona gladiatorka z Igrzysk śmierci, którą amerykańscy krytycy nazwali futurystyczną Joanną d’Arc, przypomina raczej figurę, symbol niezłomności i buntu niż dziewczynę z krwi i kości. Podobnie jak Ree, mieszkanka surowego Missouri, której zdarzają się subtelnie zagrane chwile zwątpienia, jest ona wcieleniem Androgyna, istotą aseksualną, nieomal acielesną. Z kolei Agnes i Mariana przechodzą etap burzy hormonów, odkrywając meandry własnej, często trudnej do zaakceptowania, seksualności. Sceny uwodzenia pomiędzy czternastolatką a o wiele od niej starszym alfonsem w The Poker House wypadają tyleż przerażająco, co niezwykle zmysłowo. Pytana o źródło inspiracji, Jennifer bez namysłu odpowiada: wyobraźnia. Mistrzostwo, jakie osiągnęła, grając czułe chłopczyce, wywołuje zdziwienie także ze względu na odmienność jej własnych doświadczeń. Mimo że nie wspomina swojego dzieciństwa najlepiej – z powodu neurotycznej osobowości, dość nietypowych jak na amerykańską dziewczynkę zainteresowań i sposobu bycia oraz niełatwych relacji z rówieśnikami – dorastała w domu kochającym i bezpiecznym. Rodzice i dwaj starsi braci byli i są dla niej najważniejszym punktem odniesienia. „To silna osoba, która pochodzi z silnej rodziny – miał powiedzieć o niej Bradley Cooper, kolega z planu Poradnika… – Jej korzenie sięgają bardzo głęboko”. Pewnie dzięki nim – pomimo oszałamiającej kariery – udaje jej się zachować normalność (oczywiście w typowym dla siebie wydaniu). Narodziny gwiazdy „Zawsze szukam interesujących historii i niebanalnych postaci – twierdzi aktorka. – Skala produkcji nie ma dla mnie znaczenia”. Rzeczywiście, gwiazda X-Men: Pierwszej klasy (2011, M. Vaughn) równie dobrze odnajduje się na planie niezależnych filmów, co wysokobudżetowych serii. Do skromnych indie movies wnosi powiew glamouru, superprodukcje zaś obdarza naddatkiem psychologicznej głębi. Nieczęsto się zdarza, by początkujące adeptki sztuki aktorskiej, które dopiero stawiają pierwsze kroki wśród surowych pejzaży Stanów Zjednoczonych, zasługiwały na oscarową nominację. Jeszcze rzadziej udają się spektakularne transfery pomiędzy skrajnie odmiennymi stanami kina. „Nie mogę wyobrazić sobie roli, której nie potrafiłaby sprostać – stwierdza Francis Lawrence (zbieżność nazwisk przypadkowa), reżyser Igrzysk śmierci: W pierścieniu ognia (2013). – Widzę ją w historycznym kostiumie, widzę ją w wersji współczesnej i science fiction. Ona jest ponadczasowa. Niemożliwa do zaszufladkowania”. „Ta dziewczyna z pewnością umie grać, ale co ważniejsze, umie po prostu być” – dodaje Jodie Foster, która w swoim niedocenionym Podwójnym życiu (2011) powierzyła jej rolę szkolnej piękności dotkniętej traumą. Warsztat Jennifer zachwyca także znanego z wysokich wymagań Davida O. Russella. Pod jego skrzydłami Lawrence nie tylko zmieniła emploi, udowadniając, że nie boi się utraty kontroli, ale przyćmiła samego Roberta De Niro. Metamorfozę gwiazdy z zaciętej (nastoletniej) wojowniczki w niestabilną psychicznie młodą wdowę docenili również członkowie Amerykańskiej Akademii. A jak utrzymuje Catherine Shoard z „The Guardian”, „dostać Oscara to wielki wyczyn, niezależnie od wieku. Otrzymać go, mając zaledwie 22 lata, to sukces podwójny. Zostać nagrodzoną, będąc tak młodą, za rolę w komedii romantycznej to prawdziwy rekord. Znaleźć się w tej sytuacji, mając za rywalkę 86-letnią legendę francuskiego kina (…), to już jednak dość podejrzane”.