Agatha Christie: I nie by ło już nikogo - recenzja

Transkrypt

Agatha Christie: I nie by ło już nikogo - recenzja
Agatha Christie: I nie było już nikogo - recenzja
Pitek, 02.10.2009, godzina 20:00, autor: Anna "AnKa" Kaiper, ID: 4217
Thriller na Wyspie Rozbitków
W 2005 roku The Adventure Company wydało serię gier przygodowych Agatha Christie, stworzoną przez AWE Productions. Ich fabuła oparta
jest na popularnych powieściach słynnej pisarki. Tej autorki właściwie nie trzeba przedstawiać, choć mniej obeznanym z literaturą warto wyjaśnić, że
jest ona jednym z najbardziej poczytnych twórców powieści kryminalnych. „Dziesięciu małych Murzynków” – książka, która posłużyła za kanwę pierwszej gry - to dość mroczna opowieść o 10 osobach odciętych przez sztorm w rezydencji na niewielkiej wyspie. Jedna z nich jest mordercą, który
zwabiwszy tu swe przyszłe ofiary, eliminuje je, dopasowując kolejne zbrodnie do tekstu dziecięcego wierszyka o 10 małych Murzynkach. Dzieło to
uważa się za największe osiągnięcie literackie pisarki. Agatha Christie: I nie było już nikogo ukazała się jako pierwsza z gier serii, chociaż w
wydaniu Extra Klasyka Agatha Christie: Kolekcja tajemnic znajduje się na końcu. Zdecydowanie różni się charakterem od dwóch pozostałych. Nie
jest to zwykła zagadka kryminalna, gdzie zadaniem bohatera jest znaleźć mordercę. Tutaj bierze on udział w swojego rodzaju zabawie powstałej w
chorym umyśle zabójcy, zabawie, w trakcie której po kolei giną ludzie. Wszystko zaplanowano w niej z niezwykłą dokładnością, jedynie poczynania
głównego bohatera pozwalają odwrócić nieco bieg wydarzeń.
...Jeden nagle się zadławił i dziewięciu ich zostało... Do książkowych 10 bohaterów w grze dołącza jeszcze jedna postać - Patrick Narracott,
którego postacią będzie się miało przyjemność kierować. Jego obecność na wyspie jest przypadkowa, nie bierze udziału w scenariuszu zaplanowanym
przez mordercę. Dlatego to jemu powierzono śledztwo mające na celu ujawnienie tożsamości właściciela posesji, tajemniczego Owena, i uratowanie
jego gości przed śmiercią. W grze rymowanka, do słów której zaplanowano kolejne zabójstwa, mówi o 10 marynarzach. Takie właśnie figurki
ustawiono na stole w jadalni, a upływ czasu odmierzany jest przez ich stopniowe znikanie. Wskazują one, ilu mieszkańców domu na Wyspie
Rozbitków zostało już zabitych, a ilu wciąż czeka, kiedy przyjdzie ich kres, wyznaczony przez tajemniczego mordercę. Goście U. N. Owena nie są niewinnymi, przypadkowymi ofiarami szaleńca. Chociaż pozornie nic ich nie łączy, to każdy z nich (z wyjątkiem Patricka) ma na sumieniu czyjeś życie i
będzie się musiało rozliczyć ze swoją przeszłością. Zostali wybrani właśnie ze względu na to, że za swoje winy nigdy nie odpowiedzieli. Gra, w którą ich
wplątano, jest swojego rodzaju karą za dawne grzechy.
Ośmiu dziarskich marynarzy hrabstwo Devon raz zwiedzało Jeden zostać chciał na zawsze, no i właśnie tak się stało Atmosfera
oczekiwania na to, co przyniosą kolejne godziny, szalejący za oknami sztorm i zagadka kolejnych zabójstw układających się zgodnie z treścią rymowanki, wszystko to sprawia, że gra ma niesamowity klimat. Podtrzymuje go nie tylko fabuła tej opowieści, ale i grafika. Miejsce akcji – wspaniały
dom w stylu art-déco jest doskonale zaprojektowany i narysowany. Wszystkie pomieszczenia wyglądają jak prawdziwe, pokoje różnią się od siebie
kolorystyką, ustawieniem mebli, kształtem. Jedyne, co przeszkadza, to dość kulejąca animacja. Postacie bohaterów nie są narysowane ze szczególną starannością, a ich ruchy są często nienaturalne i niezgrabne. Teren, po którym porusza się bohater, pomimo że fabularnie zamknięty w obrębie
wyspy, jest dość duży. Nie można się skarżyć na niewielką ilość lokacji, szkoda tylko, że - jak w większości przygodówek - jest to głównie tło, ścieżki
prowadzące od jednego punktu do drugiego są mało istotne dla toczącej się historii. Trzeba jednak przyznać, że i tutaj graficy i projektanci postarali
się, uzyskując krajobrazy doskonale oddające klimat samotnej wyspy u wybrzeży Anglii, nieustannie targanej wiatrem, gdzie deszczowe chmury
nadają morzu niezmienną, stalową barwę. Dodatkowo atmosfera rosnącego napięcia budowana jest przez doskonale dopasowaną ścieżkę dźwiękową.
Niskie, minorowe dźwięki fortepianu kojarzą się właśnie z ponurą pogodą, nieustannie padającym deszczem i dość smutnymi wydarzeniami, jakie
towarzyszą tej historii. Nie pozwalają ani na chwilę zapomnieć o minionych wydarzeniach i czyhającej grozie nieuchronnej śmierci. Siedmiu dzielnych
marynarzy rąbać drewno wnet zaczęłoJeden zaciął się siekierą, sześciu dalej popłynęło. Zdecydowanym minusem gry są jej animacje.
Postacie nie poruszają się swobodnie, a ich chód bardziej przypomina sposób poruszania się pająka niż człowieka. Widać to zarówno w fabularnych
przerywnikach, jak i podczas przemieszczania się głównego bohatera. Już sam sposób narysowania postaci pozostawia wiele do życzenia. Włosy, które
wyglądają jak przedłużenie głowy, a podczas gestykulacji trzymają się sztywno, źle udrapowane ubrania – wszystko to psuje ogólnie dobre wrażenie,
jakie wywołuje ta gra. Pewnym utrudnieniem w grze jest to, że nie da się przewijać dialogów, co irytuje, szczególnie gdy po raz kolejny słyszy się ten
sam długi opis miejsc i przedmiotów. Jeśli trzeba będzie się cofnąć i ponownie przechodzić jakieś rozdziały, to niestety – wszystkich dialogów
wysłuchamy kilkakrotnie od początku do końca. W ramach pocieszenia dodamy, że angielski dubbing jest doskonały, świetnie dobrane głosy i akcenty
są tu miłym smaczkiem. Samo tłumaczenie napisów niestety miejscami kuleje, jest niedokładne lub nie oddaje niektórych niuansów. Tak to niestety z
tłumaczeniami bywa.
I ten jeden, ten ostatni Tak się przejął dolą srogąŻe aż z żalu się powiesiłI nie było już nikogo... Nowe wydania starych gier mają to do
siebie, że trzeba przymknąć oczy na to, że technicznie trącą myszką. W tym wypadku warto to zrobić, bo jest naprawdę dobra. Przez cały czas
utrzymuje doskonały klimat odizolowania od świata, grozy sytuacji i nieuchronności śmierci. Niestety, każde z jej czterech zakończeń różni się od
oryginału literackiego (a nawet od filmowego, które i tak jest nieco osłodzone) a szkoda, bo trochę osłabia to całą historię. Na szczęście, po
zakończeniu gry twórcy dali graczom możliwość poznania prawdziwego zakończenia powieści. Te ostatnie kilka minut, kiedy można poznać przemyślenia chorego umysłu, który w swojej zimnej kalkulacji objął wszystkie okoliczności śmierci współmieszkańców Wyspy Rozbitków, są doskonałym zwieńczeniem kilkunastu godzin niezłej rozgrywki.