- Moi bliscy zaraz się zjawią – powiedziała Teri z westchnieniem
Transkrypt
- Moi bliscy zaraz się zjawią – powiedziała Teri z westchnieniem
- Moi bliscy zaraz się zjawią – powiedziała Teri z westchnieniem. - Pamiętaj, że cię kocham – odparł Bobby z promiennym uśmiechem. - To nie mnie powinno się o tym przypomnieć – oznajmiła pełna najgorszych przeczuć. Christie potrafiła być subtelna, kiedy jej na tym zależało. Teri wiedziała, że siostra całkowicie skupi się na Bobbym, spijając każde jego słowo i wpatrując się w niego jak w obraz. A na nim wywrze to odpowiednie wrażenie. Właściwie Christie zabierała jej każdego chłopaka, w którym Teri się kochała. Kiedy delikwent poznawał jej siostrę, tracił nią zainteresowanie. Nawet jeśli Christie w tym czasie z kimś się spotykała, i tak musiała odbić Teri partnera. Żaden z nich jednak nie znaczył dla Teri tyle co Bobby. Jeśli kochana siostrzyczka myśli, że przyjdzie tu i bez przeszkód zacznie prowadzić swoją grę, to bardzo się myli, pomyślała bojowo. - Przypomnij mi jeszcze raz ich imiona – poprosił Bobby. - Moja matka to Ruth, a jej mąż, mój ojczym, nazywa się Donald... – Teri zmarszczyła brwi w namyśle. - Nie, wybacz. Johnny niedawno powiedział mi przez telefon, że matka zostawiła Donalda i zamierza wyjść za mąż za Mike’a. Jeszcze nie miałam okazji go poznać – zakończyła smętnie. Były mąż, przyszły mąż... Jeśli chodzi o Ruth, trudno być na bieżąco nawet jej córce. Jakby tego było mało, nie spodziewała się niczego dobrego po tym całym Mike’u. Ruth zawsze wiązała się z fatalnymi facetami. - Ruth i Mike – powtórzył. – A twoja siostra nazywa się Christie. - Christie Levitt. Zapowiedziałam mamie, że nie podamy alkoholu, więc nie proponuj whisky czy wina. - W porządku. – Spojrzał uważnie na żonę. Najczęściej Bobby w ogóle nie zwracał uwagi na to, co się wokół niego dzieje. Zwykle nie wiedział, która jest godzina czy jaki dzień tygodnia, a nawet co to za miesiąc. Ale czasem, szczególnie kiedy sprawa dotyczyła Teri, zdawał się rozumieć o wiele więcej. - Twoja siostra jest do ciebie podobna? To było interesujące pytanie. Christie w niczym jej nie przypominała, a jednak w jakiś sposób były podobne. Młodsza o dwa lata Christie w dzieciństwie wciąż łaziła za Teri. To co miała starsza z dziewczynek, młodsza również musiała mieć, i zazwyczaj dostawała. Teri zdawała sobie sprawę, że z nich dwóch matka wolała Christie. Choć tak bardzo rozpuszczana, faworyzowana i uczona samolubstwa, Christie, o czym Teri zbyt łatwo zapominała, potrafiła okazać bezinteresowną dobroć, ów najpiękniejszy dar serca. Wystarczająco dobrze znała ludzką naturę, by wiedzieć, że im obu brak jest poczucia bezpieczeństwa, a także poczucia własnej wartości, co zawdzięczały egoistycznej i beztroskiej matce, która nie miała ochoty lub po prostu nie potrafiła właściwie zająć się córkami. Ruth wybrała Christie, którą bez opamiętania psuła, bo tylko to potrafiła, ale cierpiały z tego powodu obie dziewczynki. Główna różnica między nimi polegała na tym, w jaki sposób manifestowały swoje zagubienie. - Cóż, można powiedzieć, że pod pewnymi względami jesteśmy do siebie podobne – uznała Teri. - To czego się boisz? - Nie boję, tylko niepokoję. – Okrasiła te słowa ciężkim westchnieniem, zaraz jednak pomyślała, że powinna nauczyć się ufać mężowi. Właśnie czeka ich najtrudniejszy test i Teri raz na zawsze przekona się, czy Bobby naprawdę ją kocha. - Czy Donald gra w szachy? - Mike – przypomniała cierpliwie Teri. Tym razem matka nawet nie zadała sobie trudu, żeby przedstawić jej nowego partnera. Chociaż, z drugiej strony, Teri również nie zaprezentowała dotąd Bobby’ego rodzinie, choć kierowały się zupełnie innymi powodami. - Czy Mike gra w szachy? – powtórzył Bobby. - Nie wiem. - Doceniała zainteresowanie męża, który nie cierpiał spotkań towarzyskich i unikał ich, jak tylko mógł. Gdy rozległ się dzwonek do drzwi, Teri cała się spięła. - To będzie wspaniały wieczór – powiedziała, jakby sama wiara mogła zapewnić sukces, zabrzmiało to jednak sarkastycznie. Ostatnie spotkanie rodzinne odbyło się na Gwiazdkę przed dwoma laty i zakończyło się totalną klapą. Kiedy Teri przyszła na świąteczną kolację, Ruth i jej ówczesny mąż, Donald, byli już podpici i zacięcie się o coś kłócili. Johnny się spóźniał, a Christie obraziła się i wyszła przed przyjściem siostry. Teri utknęła w środku awantury, próbując pogodzić matkę z mężem. Starała się wprowadzić nieco świątecznego nastroju, ale w zamian były tylko gniew i wyrzuty. Nikt poza nią nie miał ochoty świętować. Bardzo chciała zobaczyć się z bratem, więc została. Przegadali godzinę, a potem wyszła i resztę świąt spędziła w łóżku z dobrą książką i tabliczką czekolady. Miała wyrzuty sumienia, że zostawiła brata na pastwę szalonej rodziny, ale cieszyła się, że ją omija cała ta burza. A jednak znów zamierzała zgromadzić ich w jednym pomieszczeniu. Teri otworzyła drzwi. Powinna wiedzieć, że przyrodnia siostra zjawi się punktualnie. Christie rozglądała się z podziwem i zazdrością. Nie było w tym nic dziwnego, bo dom naprawdę robił wrażenie. - Fiu, fiu, nieźle się urządziłaś – rzuciła na powitanie. – Mama i Mike parkują auto, a potem chcą jeszcze zapalić przed wejściem. – Zerknęła za plecy Teri i dostrzegła Bobby’ego. – Witaj – zagruchała, przepychając się obok siostry. – Mam na imię Christie. – Wyciągnęła dłoń, a kiedy Bobby wysunął swoją, przyciągnęła go bliżej, wpadając mu w ramiona. – W końcu jesteśmy rodziną – oznajmiła z czarującym uśmiechem, przytulając się lekko. Bobby wyplątał się z jej objęć i położył dłoń na ramieniu żony. - Bobby Polgar – przedstawił się. - Wiem, kim jesteś. Poczytałam o tobie w sieci. Jesteś tym sławnym na całym świecie arcymistrzem od warcabów! - On jest szachistą – mruknęła Teri, delikatnie ściskając rękę męża. - Och... – Christie zrzedła mina. – Wiedziałam, że chodzi o którąś z tych gier. Inaczej niż siostra, Christie miała przyjemne krągłości we właściwych miejscach i dobrze wiedziała, jak je podkreślić. Bluzka miała niemal nieprzyzwoity dekolt, jednak Bobby zdawał się tego nie zauważać. - Może usiądziemy – zaproponowała Teri. Obiad był prawie gotowy, więc nie musiała sterczeć w kuchni. Zresztą nie zamierzała zostawiać siostry sam na sam z mężem. Zaprowadziła więc gościa do salonu, gdzie usiedli i patrzyli na siebie w ciszy. W końcu milczenie stało się krępujące. Teri błagała wzrokiem męża, żeby coś powiedział, ale tylko posłał jej bezradne spojrzenie. Ścisnęła jego dłoń, jakby to była lina ratunkowa, szukając gorączkowo bezpiecznego tematu do rozmowy. - To nie do uwierzenia, że moja siostrzyczka złapała takiego przystojniaka – wypaliła Christie. - Nie do uwierzenia? – powtórzyła Teri przez zaciśnięte zęby. - Przystojniaka? – zdziwił się Bobby. Teri zerknęła na niego z niepokojem. Tylko nie to, pomyślała w popłochu. - Nie tylko jesteś przystojny, ale też bogaty i sławny. Taki właśnie jest mój mąż. I jest świetnym warcabistą – powiedziała Teri, parodiując siostrę, a potem wstała i zatrzepotała rzęsami w stronę Bobby’ego. On jednak nie zrozumiał tej gry. Wyglądał na zagubionego. - No nie, naprawdę się boisz, że sprzątnę ci męża sprzed nosa? – ze śmiechem skwitowała tę scenkę Christie. – Masz aż tak niską samoocenę? Cóż, tak właśnie było. Zresztą problem dotyczył ich obu. Christie czuła nieustanny przymus rywalizacji i wygrywania, co w Teri budziło najgorsze instynkty, szczególnie kiedy gra toczyła się o mężczyznę. Christie znała jej ukryte lęki i potrafiła nimi manipulować, a Teri jej na to pozwalała. Innymi słowy, choć doskonale znała ten wzorzec, nie potrafiła się od niego wyzwolić. Może weszło jej w nawyk odgrywanie tej roli i odczuwanie związanych z nią emocji. W efekcie Christie nie spędziła w jej domu jeszcze pięciu minut, a Teri już nie mogła jej znieść i zaczynała siebie za to nienawidzić. Odetchnęła głęboko, by uspokoić myśli, po czym zdecydowała, że tym razem nie weźmie udziału w intrygach siostry. Nie będę więcej tą przegraną, brzydszą i odrzuconą, pomyślała buntowniczo. Zamierzała wygłosić swoją kwestię i zejść ze sceny, ufając własnemu sercu i pokładając całkowite zaufanie w swoim mężu. - Możesz spróbować, jeśli chcesz – oznajmiła, siląc się na beztroskę. – Mąż mnie kocha, a ja mu ufam. Więc baw się dobrze, siostrzyczko, ale uprzedzam, że tym razem bardzo się rozczarujesz. - Może tak zrobię... a potem zobaczymy, co z tego wyniknie – mruknęła Christie, zaskoczona tym bezpośrednim przesłaniem. Teri wzruszyła ramionami i wyszła do kuchni na całych dziesięć minut. Nie mogła patrzeć na knowania siostry, więc udała, że musi zająć się obiadem. Kiedy wróciła, Christie miała nietęgą minę. - Pewnie nie macie piwa? – zapytała. - Uznałam, że alkohol to zły pomysł, biorąc pod uwagę problemy mamy. - Szkoda. Bardzo by mi się teraz przydało. Teri napotkała wzrok męża. Ku jej zdumieniu, Bobby puścił do niej oczko. Zapewne w czasie jej nieobecności Christie spróbowała swoich sztuczek, a on ją usadził. Nie wiedziała, co tak naprawdę się stało, ale miała ochotę rzucić się mężowi na szyję i zacząć się z nim kochać tu i teraz. Bobby rozpoznał ogień w jej wzroku i posłał jej równie rozochocony uśmieszek. Po chwili zjawiła się matka i Mike. - Teri, tu jest pięknie – oznajmiła, gdy tylko się przywitali. – Oprowadzisz mnie? Muszę zobaczyć każdy pokój! Teri zorganizowała więc małą wycieczkę, a matka podziwiała każdy mebel i komentowała wystrój wnętrz. Mike, niczym posłuszny szczeniak, wędrował za nią bez słowa. - Teraz, kiedy Teri ma kasę, może nią szastać – oznajmiła w swoim stylu Christie. Teri udała, że na ten moment ogłuchła. Nie zamierzała pouczać siostry czy wdawać się w idiotyczne pyskówki. Niedługo potem zjawił się Johnny. - Nie jest tak źle, co? – szepnął do Teri, kiedy się witali. - Masz rację – odparła z uśmiechem. - To wspaniale! Ruth wyszła do samochodu, po chwili wróciła ze zgrzewką piwa. - To nasz wkład w tę imprezę – oznajmiła radośnie. Zanim gospodarze zdążyli zareagować, Christie sięgnęła po butelkę, odkręciła kapsel i pociągnęła długi łyk. Mike i matka poszli w jej ślady. Johnny zerknął wymownie na Teri. Już nie mogli nic zrobić. Od tej chwili było tylko gorzej. Rodzina Teri rozsiadła się w salonie, popijając piwo i ignorując przystawki podawane przez gospodynię. Bobby i Johnny dzielnie pochłaniali krakersy z pastą rybną i krewetki na ostro. - Upiekłam szynkę – oznajmiła Teri. - Mam nadzieję, że wszyscy są głodni, bo Teri gotowała cały dzień – powiedział Johnny, podchodząc do siostry i stojącego obok niej męża. - Nie tylko gotowała, ale i chyba jadła od rana – oznajmiła Ruth złośliwie. - Nie pij więcej, dobrze? – poprosiła Teri z dezaprobatą. - Słucham? – Matka aż się zachłysnęła. - To mój dom i jeśli chcesz dalej pić, to proszę, żebyś robiła to gdzie indziej – powtórzyła tym razem dobitniej. - Niech będzie – warknęła Ruth, wstając. Mike natychmiast zrobił to samo. – Uważasz się za lepszą, bo złapałaś przystojnego mądralę? – wybuchła. – To, że masz forsę, nie daje ci prawa mówić innym, jak mają żyć! Wszyscy zamarli, tylko Bobby spokojnie wziął torebkę matki Teri z kanapy i zaniósł ją pod frontowe drzwi. - Co on wyprawia? – spytała zaskoczona Ruth. – Wyrzucasz mnie?! Nie mogę w to uwierzyć! Własna córka wyprosiła mnie ze swojego domu! – Rozejrzała się wokół, skoro jednak nikt nie wziął jej strony, chwyciła Mike’a pod ramię i ruszyła do wyjścia. - I tak chciałaś wyjść – skomentowała Christie. - Właśnie, mamo – dorzucił radośnie Johnny, otwierając przed nią drzwi. – Pijesz, wychodzisz. To zasada Teri. - Nie myśl, że ci to zapomnę. – Ruth wbiła wściekły wzrok w Teri. – Jeszcze kiedyś będziesz mnie potrzebowała, ale już ci mówię, że nawet nie próbuj o nic mnie błagać! – syknęła na pożegnanie i zadarła wysoko głowę. Mike, niczym jej cień, posłusznie za nią pomaszerował. Gdy drzwi się zamknęły, zapadła przytłaczająca cisza. Teri miała ochotę płakać. Przeczuwała, że coś takiego się zdarzy, chociaż sądziła, że to raczej Christie urządzi scenę. - Ty też wychodzisz? – zapytała siostrę. - Nie... – Christie czknęła. Też wypiła zbyt wiele, jednak w jej oczach czaił się podziw. – Jeszcze nigdy nie widziałam, żebyś tak stanowczo postawiła się matce. Żałuję, że nie mam tyle odwagi. Teri nie wierzyła własnym uszom. Nieraz zdarzało jej się dyskutować z matką. Być może Christie nigdy nie była świadkiem takich kłótni, zbyt zajęta uwodzeniem kolejnego chłopaka siostry. - Powinniśmy usiąść i zjeść – wtrącił Johnny. – Taki pyszny obiad nie może się przecież zmarnować. - Racja – przytaknął Bobby. Ku zaskoczeniu Teri, posiłek przebiegał w miłej atmosferze. Christie gładko przestawiła się z piwa na wodę gazowaną i pogodnie gawędziła z siostrą. Johnny i Bobby rozmawiali o szachach, samochodach i serialach telewizyjnych. Bobby uprzejmie odnosił się do Christie, ale widać było gołym okiem, że nie uległ jej urokowi. - Kto ma ochotę na deser? – zapytała radośnie Teri. Wiedziała, że poślubiła wspaniałego mężczyznę, okazał się jednak jeszcze wspanialszy, niż dotąd myślała. Bobby nie zamierzał nikomu pozwolić na obrażanie żony. Nie wymówił jednego słowa, ale przesłanie było więcej niż jasne. Teri nie mogła się już doczekać, kiedy okaże mu wdzięczność. Błysk w jego oczach zdradzał, że Bobby wie, jak zamierzała to zrobić. Christie dostrzegła wymianę ich spojrzeń i wyszła za siostrą do kuchni. - On cię kocha, wiesz? – powiedziała, kiedy zostały same. - Owszem – przyznała Teri, wkładając talerze do zmywarki. – Jeszcze nikt nie darzył mnie tak szczerym uczuciem. - Gdzie go poznałaś? - Na pewno nie w barze. - Wiedziałam, że coś takiego powiesz – mruknęła Christie, wycierając naczynia. Teri nie pamiętała, kiedy tak zgodnie razem coś robiły. Na pewno nie jako dorosłe kobiety, pomyślała. - On jest przyzwoitym facetem. Ja mam marne szanse na poznanie kogoś takiego – po chwili ze smutkiem powiedziała Christie. - Nie bądź taka pewna, nigdy nic nie wiadomo. – Teri wiedziała doskonale, że sama miała niewiarygodne szczęście. To jednak zarazem dowód, że cuda się zdarzają. – Myśl pozytywnie. - Też mi rada – prychnęła Christie. Teri zaparzyła herbatę, zostawiając siostrze pokrojenie ciasta kokosowego. Razem zaniosły deser do salonu. Pół godziny później Johnny zaczął się zbierać. Czekała go podróż do Seattle. Uściskał siostry, a Teri pokazał uniesiony kciuk. - Odwieziemy cię – oznajmił Bobby, kiedy Christie również zamierzała wychodzić. - Nie, nie trzeba. Chętnie się przejdę. - James już czeka – oznajmił Bobby tonem nieznoszącym sprzeciwu. - James? – powtórzyła Christie, zerkając ciekawie na Teri. - James Wilbur jest kierowcą Bobby’ego – wyjaśniła siostra. - Och – zachwyciła się Christie, próbując bezskutecznie ukryć uśmiech. – W takim razie w porządku. Gospodarze odprowadzili ją do samochodu. Jak zawsze dystyngowany James już czekał na pasażerkę przy otwartych drzwiach. - Olala! – zachwyciła się Christie i skinęła mu głową. – Dziękuję, James – oznajmiła po królewsku, choć wrażenie zepsuł dziewczęcy chichot. – Do domu, James – zarządziła, a gdy tylko wsiadła, opuściła szybę. – To naprawdę coś! – zawołała z przejęciem. Teri poruszył widok siostry, która zachowała się jak sympatyczna i trochę zwariowana nastolatka, a nie jak wamp. - Odwiedź nas znowu – zaprosił Bobby. - Z przyjemnością. – Posłała im czarujący uśmiech. - To było bardzo miłe z twojej strony – powiedziała Teri, kładąc głowę na ramieniu męża, kiedy limuzyna znikła za zakrętem. - Rzeczywiście – przytaknął Bobby bez fałszywej skromności. Czego jednak miałby się wstydzić, skoro miał pieniądze, świadomość swojego statusu i chciał zrobić coś miłego dla innej osoby. - Co myślisz o mojej rodzinie? - Lubię Johnny’ego. - Wiem. - I Christie. Teri nagle zrobiło się gorąco. - Lubisz Christie? - Owszem, ale to ciebie kocham. - Doskonała odpowiedź, panie Polgar. - Jestem zmęczony, chodźmy się położyć – powiedział z uśmiechem. - Jeszcze za wcześnie – zaprotestowała, wiedząc, że nie myślał o spaniu. - Wcale nie. Prawdę mówiąc, już od trzech godzin strasznie chce mi się spać – wzmocnił przesłanie. Och tak, Teri Polgar kochała męża przynajmniej tak samo mocno, jak on kochał ją.