dni 5-19

Transkrypt

dni 5-19
strona 4
Gazeta 7, 13 - 19 lutego 2015
www.gazetagazeta.com
WYPRAWA
8000 kilometrów przez Kanadę
Tuż przed Górami Skalistymi
Jakub Muda kontynuuje swoją wymarzoną pieszą wyprawę - od Pacyfiku po Atlantyk, 8000 km Across Canada.
Dzisiaj zamieszczamy kolejny fragment jego dziennika - zapiski z podróży.
Dzień 5
Poprzednia noc była przyjemna!
Spałem w Glenora Farm i to było wszystko czego potrzebowałem. Dowiedziałem
się, że dziś jest niedziela więc zaplanowałem trochę relaksu. Nie miałem czasu aby wyprać swoje rzeczy więc musiałem założyć wszystko brudne i mokre. Ale dzień był przyjemny! Wiedziałem, że wszystko co mokre wyschnie
przy takiej ładnej pogodzie. Zrobiłem
dziś też bardzo mądrą rzecz, mianowicie, zmieniłem miejsce, w którym przyczepiłem swój namiot do plecaka. Wcześniej wisiał z dołu, teraz przełożyłem go
wyżej, na wysokość śpiwora. Mała zmiana? Nie sądzę! Środek ciężkości znalazł
się wyżej, więcej ciężaru poszło na biodra i lepiej się rozłożył więc pięty nie
bolały tak bardzo.0
Szedłem Indian Road z Glenora
Farm aż do miasta Duncan. Małe miasto, wyglądało na nie więcej niż 8000 ludzi. Centrum było ciekawe, pełne indiańskich totemów, i było dużo ludzi! Szedłem i szukałem dobrego miejsca aby
uzupełnić jedzonko i znalazłem stację
benzynową. Wiecie, jest to dobre miejsce bo jest tam wszystko, od oleju samochodowego, przez lekarstwa, jedzenie, wszystko! Oczywiście to tylko kwestia psychiki, jak jest dużo rzeczy to czuje
się swobodniej. Zjadłem pół pizzy, jeden
szaszłyk z kurczakiem. Dobre i gorące,
zapewniło mi to dużo energii na później.
Miasto było łatwe do przejścia, potem
znalazłem Cowichan Valley Trail. Musiałem zmienić trochę swoje plany, jak się
okazało szlak skręca na zachód do Cowichan Lake, a wraca na północy miasta i idzie już prawidłowo.0
Na szlaku spotkałem wiele osób, robili ze mną zdjęcia i dałem im swoje naklejki. Nagle natrafiłem na ogrodzenie i
szlak się skończył. Zupełnie nie miałem
pomysłu gdzie iść, dookoła nie było widać dalszej części. Zdecydowałem iść
dalszą część po drodze, skręciłem w
prawo i doszedłem do jakiejś większej
drogi. Na GPS w telefonie zobaczyłem,
że dochodzę do jakiejś mniejszej autostrady (Island Highway???) i zdecydowałem podążać do torów kolejowych.
Nie wiem czy był to najlepszy pomysł,
ale na mapie wydawał się to najkrótszy
odcinek. Było ciężko iść, za każdym razem stopa inaczej się układa i potem
wszystko boli!0
Robiło się ciemno, bałem się, że tory
nie są jednak opuszczone i może mnie
rozjechać pociąg. Niby słyszałem w Victorii o opuszczonych torach, ale czy to
te, czy inne? Na wszelki wypadek co jakiś czas patrzyłem do tyłu. Było już zupełnie ciemno i nadal szedłem. Miałem
bardzo mocne światła więc widziałem
zupełnie wszystko, nawet z bardzo daleka. Szedłem torami, tunelem pod
Trans Canada Highway i przez rezerwat
Indian. Nawet nie widać różnicy. Szedłem przez las... i nagle znalazłem się
po środku jeziora. Po prawej była woda,
po lewej było jeszcze więcej wody, a po
środku biegły tory po jakimś wąskim
wale. Ciekawe! I jednocześnie przerażające bo nie wiadomo jak długo to się ciągnie, byłem zmęczony a nie było tam
miejsca na namiot! Na horyzoncie widziałem jakieś latarnie i postanowiłem
sprawdzić co to jest.
Kiedy dotarłem do tych świateł na
horyzoncie były tam jakieś domki. Jednak ludzie byli strasznie wystraszeni, nie
wiem dlaczego! Pojawiła się mgła, a po
drodze jest zbyt niebezpiecznie aby chodzić w takich warunkach. Postanowiłem
rozstawić gdzieś namiot i widziałem, że
za chwilę będę bezpieczny w ciepłym
śpiworze!
Znalazłem jakieś puste miejsce w lesie, coś blisko drogi, dla bezpieczeństwa. Miałem duże problemy z przypięciem namiotu do ziemi, na głębokości
kilku cm była skała, równa jak asfalt, ale
normalnie była tam polana. Coś ciekawego! Nagle zobaczyłem 2 samochody, które zatrzymały się na drodze obok,
wybiegły 2 osoby i świeciły latarką po
krzakach. Czyżby szukali.... mnie?????
Dla bezpieczeństwa wolałem zobaczyć o co chodzi, nie chciałem mieć niespodzianek w środku nocy. Samochody były już dalej więc musiałem trochę
przejść w ich stronę, podjechały do mnie
i usłyszałem: “Czy ty jesteś osobą, której szukamy?”. Odpowiedziałem: “Prawdopodobnie tak”. I wtedy się okazało,
że to POLICJA! W pierwszej chwili się
przeraziłem, ale wiedziałem, że w razie
czego będę bezpieczny. Spytali kim jestem, co robię itd. Wytłumaczyłem, że
idę przez Kanadę, że jestem dobrze
przygotowany i wyposażony. Nie byłem
przecież ani pijany, ani nic innego. Z 15
minut rozmawialiśmy. Po wszystkim powiedziałem: “Może to głupie pytanie, ale
macie może wodę do picia?”. Okazało
się, że policjant też człowiek, dał mi
wszystko co miał, a było tego prawie 1
litr!0
Miałem macaroni z serem, bardzo
dobre po ciężkim dniu. Trochę się bałem spania w tym rejonie, ale cóż, byłem zbyt zmęczony aby iść dalej. Nogi
bardzo bolały mnie w nocy po torach kolejowych...
Specjalne podziękowania dla oficera RCMP (Kanadyjskiej Policji) za oddanie mi swojej pitnej wody! Bardzo mi to
ułatwiło życie! Policjant to też człowiek!
•••
Dzień 6
Ostatni dzień był pełen różnych przygód. Gdy się obudziłem, wciąż miałem
je w głowie. Ranek był zimny, ale słońce wzeszło szybko i pogoda poprawiła
się na tyle, że byłem w stanie wysuszyć
wszystko w 15 minut. Spojrzałem na
mapę - byłem nie więcej niż 10 km od
Chemainus, małego miasta niedaleko
Ladysmith, więc zdecydowałem się
zjeść na śniadanie batoniki i czekoladę,
a dobry obiad gdy dotrę do celu. Droga
była bardzo dobra, była tam niewielka
ulica, bez chodnika, ale dla ludzi było
wystarczająco miejsca.
Dotarcie tam zajęło mi chwilę, odnalazłem Cowichan Valley Trail ponownie. Nagle ujrzałem na szlaku coś, na
co czekałem! Restaurację! Dobrze, że
była otwarta, w środku było tylko kilka
osób. Musiałem oswoić się z tym, co
znalazłem po chwili zamówiłem kurczaka z frytkami i sałatą oraz sporo picia. Po kilku minutach mogłem cieszyć się posiłkiem! Spotkałem tam
dwie bardzo miłe osoby, rozmawialiśmy
o mojej wyprawie, dałem im naklejki,
znaleźli mnie na Facebooku, później
tego samego dnia rozdanie naklejek
okazało się bardzo ważne.
Spędziłem tam około 90 minut, jedząc, rozmawiając, ładując swoje akumulatory, aż w końcu postanowiłem ruszyć dalej. Pogoda była dobra, szedłem
swoim szlakiem, brzuch był pełen, świetny dzień! Szedłem w kierunku Ladysmith, w pewnym momencie szlak się
skończył, więc musiałem iść tuż przy
drodze. Zawsze chodzę po lewej stronie jezdni, by widziały mnie samochody, jadące w przeciwnym kierunku, ale
w tym wypadku nie starczyło miejsca,
więc dla bezpieczeństwa szedłem prawą stroną - wiecie, trzeba się jakoś dostosować do sytuacji.
Zbliżałem się do Ladysmith, z każdą minutą było coraz ciemniej, morale
spadło, dziwne rzeczy zaczęły dziać się
w mojej głowie. Przybyłem na miejsce,
ale nie mogłem rozbić tam namiotu, bo
miasto było zbyt duże. Myślałem, że
przeszedłem przez nie, ale to nawet nie
był początek - centrum miasta wciąż było
przede mną. Znalazłem się w trudnej sytuacji, nie chciałem płacić 60-70$ za noc
w motelu czy podobnym miejscu. Znalazłem centrum handlowe, wydawało mi
się, że to najlepsze co mogłem znaleźć!
Siedziałem w McDonald’s - był otwarty
24/7, była tam woda do picia i WiFi.
Zacząłem pisać post na Facebooka,
że czuję się niedobrze, zagubiony i zmęczony, a tuż po zamieszczeniu go uratowały mnie dwie panie i społeczność
Ladysmith! Mój ekwipunek był brudny,
ja byłem brudny, nie pachniałem za dobrze… Mimo tego, zostałem zaproszony na noc przez bardzo miłą rodzinę!
Znalazłem się w centrum Ladysmith!
Dziękuję wam bardzo! Zrobiłem pranie.
Dzień był niezwykle stresujący, byłem
wyczerpany psychicznie, ale ta rodzina
przywróciła mi wiarę w ludzkość!
•••
Dzień 7
Wspaniała noc w domu Sharon, ale
poranek rozpoczął się nieciekawie ze
względu na pogodę. O godzinie 8 rano
byłem praktycznie gotowy do drogi, miałem do przejścia ze 30-coś kilometrów
bo o godzinie 20 miałem prom z Nanaimo do Vancouver. Niestety, była wielka
mgła, widoczność z 50 m, a musiałem
iść trochę po drogach, szkoda ryzykować więc zdecydowałem się poczekać.
Godzina 9, to samo, mgła. Godzina 10,
już lepiej, coraz cieplej więc powoli zniknęła, byłem już ubrany więc w każdej
chwili mogłem ruszyć. Po 10:30 wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na
to samo miejsce gdzie skończyłem
wczorajszy dzień, w końcu chcę przejść
całą Kanadę bez oszukiwania samego
siebie. Początek był prosty, po drogach,
przez miasto. Co ciekawe, ludzie zatrzymywali się i uśmiechali, wczorajszego
dnia pojawiła się przecież wiadomość na
facebooku, która obiegła miasteczko!
Sam burmistrz przecież do mnie pisał!
Więc idąc do Tim Hortons tuż przy autostradzie dużo ludzi wiedziało kim jestem
i co robię.
Kolejny odcinek był po autostradzie,
jak się okazało względnie bezpieczny bo
na części była betonowa ściana, w innej części były duże pobocza. W sumie
po tej autostradzie nie było dużo do
przejścia, szedłem tylko do momentu
gdzie tory kolejowe przechodzą pod dro-
ga na lewą stronę, coś koło 3 km. Był to
prosty odcinek, było ciepło, psychicznie
czułem się wypoczęty.
Po torach kolejowych zdecydowałem, że będzie najbezpieczniej. Szlak
Trans Kanada Trail z tego co się dowiedziałem nie ma jednego mostu, poza
tym jest on źle oznaczony w tym miejscu, bardzo ciężko się nawiguje. Po torach jednak było szybciej i bardziej prosto. Te kilometry się dłużyły i dłużyły,
miałem przecież dotrzeć do godziny 20
pod prom! Zdecydowałem ograniczyć
przerwy do minimum, również nie jadłem
obiadów bo gotowanie trochę trwa, nawet do 20 minut na jedzenie.
Po torach w sumie nudno, ale doszedłem do Nanaimo Airport, na stacji
kupiłem sobie batonika czekoladowego
i pół litra do picia, wody oczywiście i w
drogę! Kilkanaście kilometrów do przejścia!
Idę, idę, idę i nagle tablica - NANAIMO! Tak! Dotarłem! Tory jeszcze z kilometr i wszedłem na ulice. Nogi bolą,
trochę ciężko iść. Ale już w mieście, 9
km do promu, godzina 17. Szedłem jakimiś mniejszymi ulicami, na stacji znowu na szybko coś do picia i biegiem do
promu. Było już ciemno i morale w dół…
Ten odcinek był już dość trudny, nawet
wiedząc, że już tak blisko, nogi paliły coraz bardziej i bardziej każdym krokiem,
ale trzeba pędzić, nie chciałem przecież
zostać na noc..
2 kilometry od promu już byłem pół
przytomny, prawie biegłem na ten prom,
a już 19:30. I co się okazało? O 20 byłem już na parkingu, nie wiedziałem, że
prom jest o 21, pracownik mi to powiedział. Odetchnąłem dopiero w terminalu. Zdążyłem! I miałem godzinę zapasu
tak na wszelki wypadek. Prom był niezwykle wygodny, cały rząd siedzeń miałem dla siebie więc się rozłożyłem. Słuchałem muzyki i spałem. Nogi paliły
żywym ogniem, ale to szczęście, że zaraz będę w Vancouver! Bezcenne!
Na promie poznałem bardzo ciekawą osobę, artystkę - pozdrowienia dla
Liv! Było niezwykle miło, mimo tego w
jakim byłem stanie. Na brzegu w Vancouver jeszcze była okazja porozmawiać
i spotkałem się z Panem Zenonem oraz
Panem Januszem, do którego miałem
jechać na noc. Cóż to był za wieczór,
ciepła pizza, pranie i totalna regeneracja! Byłem gdzieś, ale nie wiedziałem
gdzie, znałem tylko nazwę miejscowości - Squamish. Ale czy to ważne? Wszyscy mówili po polsku, byłem u swoich!
Specjalne podziękowania dla Pana
Zenona, Pana Janusza i Pana Jurka za
ogromną pomoc w Vancouver, organizację mojego czasu, pomoc w organizacji wyprawy i za te wszystkie drobne
rzeczy, które ułatwiły moją wyprawę!
•••
Dzień 8
Mój pierwszy dzień wolny, zwiedzanie Whistler i cieszenie się pięknymi widokami gór! Dziś był moim pierwszym
dniem w kontynentalnej części Kanady.
Razem z Panem Januszem (specjalne
podziękowania dla wszystkich członków
Polskiego Klubu Żeglarskiego w Vancouver) pojechaliśmy do Whistler, które
było około 50 od Squamish, miasta, w
którym chwilowo spałem.
•••
Dzień 13
Szczęśliwa 13-tka...
Rozpocząłem w Stanley Park i to był
naprawdę nudny dzień... Szedłem przez
downtown Vancouver. Nie miałem dobrego dnia, rozumiecie jak to jest, i stopy troszkę bolały... Zdecydowałem się
kupić wkładki żelowe do butów, ale okazało się, że po kilku kilometrach zniszczyłem sobie pięty... Zły dzień. Dzień był
kiepski, nawet nie chcę o nim pisać więc
zapomnijcie o tym dniu.
Vancouver jest ładne, ale jeżeli się
idzie widzi się tylko sklepy dookoła, nic
specjalnego. Downtown jest wspaniałe,
budynki robią wrażenie. Bardzo dobre
miejsce do mieszkania więc na pewno
kupię sobie tutaj apartament!
•••
Dzień 14
Dziś miałem dzień na przygotowywanie sprzętu (10 godzin szycia na maszynie, modernizacja sprzętu, poprawianie bezpieczeństwa) na Góry Skaliste.
Spotkanie człowieka za Vancouver bę-
dzie jak święto.
Kolejne odcinki na najbliższe dni:
Langley - Abbotsford
Abbotsford - Chilliwack
Chilliwack - Hope
Hope - Manning Park
Manning Park - Princeton
za Hope już będzie ostro, nie ma żartów.
Każda pomoc w tym rejonie będzie
bardzo cenna!
Co do sprzętu? Szczerze? Wiele rzeczy nie sprawdza się lub jest zbyt mało
przydatne. Nie mówię o głównym ekwipunku jak namiot, śpiwór, one są bez
zarzutów więc napiszę o innych ważnych
drobiazgach.
Poncho nie ma odblaskowych pasów więc trzeba przyszyć, i jeszcze kolor zielony. Inne w kolorze żółtym są do
dupy lub brak rozmiaru, nie zarywają plecaka itp, a jak już się trafi porządne to
zielone... To samo z pokrowcem na plecak, nic odblaskowego. Sam przyszyłem metry odblasków i jest lepiej.
Na czapce doczepiłem rzepy i odblaski, to samo do kurtki Goretex i
spodni.
Plecak? Jasna cholera, nie ma z czego wybierać w sklepie bo wszystkie są
jakieś w mało widocznych kolorach. Doczepiłem odblaski w wielku miejscach,
pomarańczowe siatki, na pasie biodrowym mam naszyte duże pasy odblaskowe, totalna modernizacja.
Ubrania termoaktywne od firmy z
Polski - spodnie z wełny merynosów
mają dziurę na tyłku. Bokserki już szmata
- jak raz wchłoną wodę to nie oddychają i ocierają...
Gaitors (stuptuty) po 6 dniach do wyrzucenia.
Kije trekingowe Black Diamond - po
7 dniach rozwalił się talerzyk, końcówki
obtarte mocno.
Mogę tak wymieniać, ale zrobię o
tym film. Sprzęt ma mieć jak najwięcej
funkcji, wszystko jest ważne. Firmy myślą, że robią dobry sprzęt, jeżeli chcecie
go sprawdzić to ja Wam powiem prawdę, u mnie nie ma zmiłuj się. Dziś ulepszałem te produkty aby spełniały moje
wymagania na Góry Skaliste. Co przewiduję? 50% ekwipunku będzie do wyrzucenia w Calgary, firmy robią za dużo
komercji, za mało profesjonalnie.
•••
Dzień 16
MAM DLA WAS WSPANIAŁĄ WIADOMOŚĆ!!!
Teraz można sprawdzać moją pozycję
online co 60 minut.
http://share.findmespot.com/shared/faces/
viewspots.jsp?glId=0qoqUWb21CQnVhMqp2WHOxAMRNi9IN2ba”http://share.findmespot.com/shared/faces/viewspots.jsp…
•••
Dzień 17
Przygotowuję trasę do Princeton, to jednak trwa ogrom czasu, pracuję już ze 34 godziny. Teraz jest 1 w nocy... Muszę
wiedzieć gdzie są stacje benzynowe,
muszę znać pogodę, wiedzieć czy ewentualnie są jakieś noclegi, przygotować
raport bezpieczeństwa i dużo więcej!
•••
Dzień 18
National Geographic Traveler Poland opublikował wywiad ze mną! Jest
on z grudnia, bo jednak cała edycja u
nich trochę trwała, ale poczytajcie sobie!
•••
Dzień 19
Dotarłem do Chilliwack. Dziś może
być ostatni dzień z internetem. Proszę
czekać cierpliwie na zdjęcia i filmy!
Dziś zrobiłem swój pierwszy maraton, 42 km (+/-5%). Jestem zmęczony,
lewa noga boli, ale jestem NIESAMOWICIE ZADOWOLONY! Od wczoraj zrobiłem 70 km.
•••
Czekamy na dalsze relacje z kolejnych dni wyprawy i życzymy Jakubowi
dużo siły!
Małgorzata P. Bonikowska
Website podróży:
http://www.8000kmacrosscanada.com
Facebook: 8000km Across Canada –
Jakub Muda: relacje, filmy, zdjęcia.
Pomagajmy też wspierać wyprawę finansowo "kupując" kilometry: http://
www.8000kmacrosscana- da.com/kilometers.html

Podobne dokumenty