Samotność bez sieci

Transkrypt

Samotność bez sieci
Samotność bez sieci
To niesamowite, jak bardzo człowiekowi skacze wydajność, gdy
mu Internet odetną. Oczywiście ciśnienie też skacze, bo nagle
się okazuje, że ktoś odciął nam tlen.
Awaria. W panice wlepiłam wzrok w żółty trójkącik z
wykrzyknikiem i klnąc na czym świat stoi, intensywnie
przegrzebałam pamięć, gdzież to ja mam ten długaśny klucz
zabezpieczeń do liveboxa, bo okienko w kompie poinformowało,
że jak nie pomoże reset modemu, to trzeba wpisać klucz albo
dzwonić.
W pierwszej kolejności wbiłam wzrok bazyliszka – licząc, że to
pomoże – w rządek kolorowych światełek mrugających na modemie.
Nic.
– A wsadź ty sobie tę dyskotekę między chipy i sensory! Ty
podły modemie! Tyyy…
Nie pomogło. Nie ma wyjścia. Zrobiłam reset i mam klucz.
Oczywiście pięć razy się pomyliłam, zanim udało mi się go
wpisać poprawnie. Mam. Niebieskie kółeczko zakręciło się
obiecująco, a mnie żołądek podjechał do gardła. Bach! Kicha.
Znowu zwiastujący kłopoty żółty trójkącik usadził się złowrogo
na dole ekranu. Na domiar złego, jeszcze pojawił się
komunikat, że jednak trzeba zgłosić awarię. No dobra, ale jak?
Niby jak ja mam znaleźć numer na infolinię konieczny do
zgłoszenia awarii Internetu, skoro nie mam Internetu, a
telefon kontaktowy jest w Internecie? Przecież nikt nie trzyma
takich numerów przyczepionych na lodówce, bo po co, skoro jest
Internet, a w Internecie jest wszystko? Myślę gorączkowo, co
tu zrobić, na szczęście spływa na mnie olśnienie. Jestem
uratowana. Dane komórkowe w telefonie pozwalają mi ustalić
numer na infolinię. No tak, połączenia tylko ze stacjonarnych.
Na te zaczynające się na 8 mam w komórce ustawioną blokadę,
ale na szczęście, dzięki uczynnym ludziom, którzy w
przeciwieństwie do mnie, mają Internet, udało się ustalić
numer dla komórek.
W międzyczasie pojawił się mały problem. Kilka dni temu
kupiłam rodzicom fotel na allegro. Wszystko cacy, kurier fotel
im przywiózł, ale produkt nie do końca zgadzał się opisem.
Mama zadzwoniła do mnie na komórkę, zameldować że fotel nie
taki, jak trzeba.
– Dlaczego ty nie odbierasz normalnego telefonu?! Nie ma cię w
domu? Mówiłaś, że piszesz książkę.
– Bo jestem w domu i piszę książkę- odparłam nie do końca
zgodnie z prawdą, bo przecież zamiast pisać, walczyłam o
odzyskanie Internetu.
– To dlaczego nie odbierasz?
– Bo nie mam Internetu- tłumaczę.
– Ale ja do ciebie DZWONIĘ! Co ma do tego Internet?
– No dużo, bo mam internetowy telefon.
– No dobrze- mama w końcu dała się udobruchać.- To w takim
razie koniecznie zadzwoń do producenta, że pomylili kolory.
– Ale ja nie mogę?
– Dlaczego? Co znowu?
– Bo nie wiem, do kogo mam zadzwonić.
– To ty nie wiesz u kogo kupiłaś?! A ja myślałam, że ty jesteś
rozsądna…
– No wiem, ale nie sprawdzę, bo przecież nie mam Internetu…
Bingo! Tym razem miałam szczęście. Telefon był na fakturze.
Dzwonię i tłumaczę, że przedmiot niezgodny z opisem. To chyba
nie pierwsza wpadka, bo sprzedawca bez problemu zgodził się na
wymianę. Poprosił tylko, żeby napisać mu maila w tej sprawie
i przesłać zdjęcie. No nie mogę… dzwonię do taty z prośbą o
zdjęcie, żeby przesłał mms-em, ale tu pojawia się kolejny
problem, bo taty smartfon się zepsuł i nie da się z niego
zadzwonić, a drugi telefon nie robi zdjęć. Tata proponuje
rozwiązanie za pomocą facebooka, ale ja z kolei nie korzystam
z messengera i żadnej wiadomości na telefonie nie odczytam, a
Internetu nie mam, więc fejsbunia też nie mam. Sprawa fotela
musi zaczekać, a ja wyszłam na taką, co pomóc nie chce. Ech.
Nie wiem, kiedy znów odzyskam kontakt ze światem zewnętrznym,
bowiem automatyczna konsultantka powiedziała, że o awarii
wiedzą, ogarniają i każą cierpliwie czekać. Enigmatyczne
określenie „usunięcia awarii może potrwać do kilku godzin”
sprawiło, że poczułam panikę. Ignorując żółty trójkącik,
udając że go nie widzę, z nadzieją, kilkakrotnie kliknęłam na
globus. Nic. Koniec. Moje ciekawe plany na obiad poszły się
paść, bo przepis jest w… Internecie. Moje pogaduszki na czacie
poszły się paść, bo przecież to też jest w Internecie.
Pomyślałam, że skoro nie mam z kim gadać, to na otarcie łez
kupię sobie kieckę, ale kiecka też poszła się paść, bo allegro
bez netu nie działa. To samo z butami. W przypływie
dojmującego poczucia odosobnienia i samotności uznałam, że
może telewizor włączę. Niestety, TV mam też przez Internet, bo
z telewizją było taniej niż bez, ale ja i tak nie używam, więc
dotychczas nad
zastanawiałam.
ewentualnym
brakiem
telewizji
się
nie
W międzyczasie, ze zdziwieniem zauważyłam, że przez tę awarię
dopadły mnie stres i nerwowość. Coś, jakby poczucie, że w
czasie, gdy mnie „tam” nie ma, coś istotnego przejdzie mi koło
nosa. Ech, paskudne poczucie. Jedyne, co mi pozostało to
wreszcie odpalić Worda i dla zabicia czasu wziąć się do pracy.
I tu zdarzył się cud. Nie niepokojona telefonami, czatowaniem
i lajkowaniem, postawiwszy jednocześnie na prosty przepis
własnego pomysłu, koniec końców wybrnęłam z sytuacji z pysznym
jedzonkiem i nowym dłuuugim rozdziałem do kolejnej powieści z
cyklu „Stajnia w Pieńkach”
Po kilku godzinach, z twórczego transu, wyrwał mnie telefon z
informacją, że usterka została usunięta, a ja na widok
kręcącego się błękitnego kółeczka poczułam, że krew w moich
żyłach ruszyła ponownie, a ja znów wróciłam do świata żywych.
Szybkich megabajtów, Kochani!
Pozdrowienia z Matrixa
Iza