BÓG - Miłosz - ja - co dała mi twórczość Czesława Miłosza
Transkrypt
BÓG - Miłosz - ja - co dała mi twórczość Czesława Miłosza
Krystyna Borowicz DKK Chodzież BÓG – Miłosz – ja – co dała mi twórczość Czesława Miłosza? Nie jest łatwo mówić o miłości do Boga, trudno też wypowiadać się na temat religii. Odsłania się wtedy zakamarki duszy, a to trudne i wymaga odwagi oraz uczciwości. Do rozważań nad rolą Stwórcy w moim życiu zainspirował mnie trwający obecnie Rok Miłosza. Należę do pokolenia, które nie przerabiało jego poezji w szkole. Cenzura zabraniała wydawania Miłosza. Nienawidziłam lekcji języka polskiego z poezją w tle, kiedy nauczyciel pytał: „co poeta miał na myśli tworząc swoje dzieło”? Szczęśliwie zwykle trafiałam na mądre polonistki, które zostawiały nam wolność w interpretacji utworów poetyckich, a także promowały odwagę w przedstawianiu własnych opinii. Miłosza poznałam w roku uhonorowania go nagrodą Nobla a znajomość poszerzyłam, kiedy żegnaliśmy go w 2004 roku. Media prześcigały się w dostarczaniu informacji na temat jego osoby. Ja jednak, tak naprawdę, odkryłam poetę dopiero teraz, w roku poświeconym jego pamięci, uczestnicząc w warsztatach z prof. Czaplińskim oraz na spotkaniu z biografem Noblisty – Andrzejem Franaszkiem, który stworzył dzieło oddające wielkość artysty, ale jednocześnie niebrązujące go, jak często ma to obecnie miejsce. W swoich rozważaniach chciałabym skupić się na stosunku Miłosza do religii, jego fascynacji Bogiem przy jednoczesnej krytyce niektórych działań i postaw Kościoła Katolickiego, gdyż jest ono bliskie mojemu pojmowaniu duchowości i życia religijnego. Czuję więź łączącą mnie z tym niezwykłym człowiekiem. Jestem w wieku, kiedy coraz częściej myśli się o nieuchronnym końcu naszej egzystencji oraz przejściu na „drugą stronę”. Poezja Miłosza pomaga mi w zrozumieniu kwestii wiary i dostarcza odpowiedzi na nurtujące pytania. Zapewne nie tylko mnie. Jego poezja jest trudna, dlatego uznałam za celowe podparcie się słowami autorytetów, uznanych twórców i badaczy literatury i kultury. Leszek Kołakowski napisał: „Nie był autorem igraszek słownych, był poetą myśli trudnej, potykającej się nieustannie o sprawy życia naszego, głównie: sprawę Boga i wiary”. Kardynał Franciszek Macharski uważał, że Miłosz „był wielkim, mądrym człowiekiem o chrześcijańskiej duszy”. Zastanawiało mnie, dlaczego tak światły jak nasz noblista człowiek, będący w przyjaźni z Ojcem Świętym Janem Pawłem II, do którego pisał „z synowskim oddaniem”, był tak bardzo krytyczny wobec Kościoła. Odpowiedź znalazłam w dziele Andrzeja Franaszka. Powtarzając za biografem poety uważam, że Miłosz trafił na „złego rzemieślnika”, który obrzydził mu lekcje religii. Czy wypada mi mówić „rzemieślnika”? Tak! Uważam bowiem, że księża to osoby różnie podchodzące do swojego posłania: są dobrzy, ale także źli. Jednych i drugich spotykałam na swojej drodze życia. Widocznie ów katecheta wyrządził młodemu Czesławowi nieokreślone bliżej szkody duchowe i moralne, a może jeszcze inne? Miłosz uważał, że „akt wiary jest ściśle indywidualny, a rozmowa z Bogiem winna być niedostępna oczom postronnych”. Zgadzam się z poetą w pełni. Bez nadęcia czy egzaltacji przyznajemy się do kryzysów wiary. I on, i ja. Ale któż z nas nie miał podobnych dylematów? Jest takie przysłowie – jak trwoga to do Boga. Wiem z autopsji, że kiedy dotyka nas nieszczęście wtedy szukamy Stwórcy. Oczekujemy od niego pomocy czy nawet cudu. Czasami buntujemy się zdając pytanie: dlaczego mnie to spotkało? Idąc dalej zdarza nam się kwestionować istnienie Boga. Czy i poety nie dręczyły podobne dylematy? W pierwszym, ogłoszonym drukiem, wierszu „Kompozycja”, poeta przedstawia mszę jako teatralne przedstawienie. Uczestnicząc niekiedy we mszy świętej odnoszę podobne wrażenie. Nie lubię księży, którzy obłudnie próbują rozliczać naszą moralność zapominając często o własnych grzechach. Dobitnym przykładem będą tu zbrodnie molestowania dzieci przez duchownych oraz brak odpowiedzialności za te wstrętne czyny. Julia Hartwig tak ocenia moralność Miłosza. „O wierze mówił odważnie, czuł się manichejczykiem ale pozostał przy ortodoksji, choć nie opuszczały go wątpliwości”. Był uwielbianym albo odrzuconym, sam wybrał taką drogę, nigdy pośrodku”. Miłosz w jednym z wywiadów powiedział: „można wierzyć w Boga z wdzięczności za wszystkie dary”. Inaczej myślimy mając lat naście, inaczej mając pięćdziesiąt. Dojrzewając i starzejąc się poeta pisze: „jakże zmieniły się moje wiersze, oddane kontemplacji czasu, zza którego odtąd przedzierała wieczność”. Helen Vendler tak wspomina artystę. „Niepokonana wolność umysłu kazała mu się buntować. Jednak nie odrzucił katolicyzmu”. Miłosz nie afiszował się ze swoją religijnością. Pytał: „Jeżeli nawet w kościele nie ma miejsca dla grzeszników, to gdzie mają się podziać tacy jak ja”? Denerwowało go zanikanie poczucia grzeszności. Wiem, że będąc za granicą chodził do kościoła. Ksiądz Adam Boniecki zastanawiał się: „Kim był ten, który do wściekłości doprowadzał dewotów, doktrynerów i klerykałów, a mistyka i trapistę Tomasza Mertona sprowokował do obszernej, niezwykłej korespondencji, która zaowocowała przyjaźnią?” Adam Michnik zaś tak ocenia noblistę: „Mi- łosz rozumiał znakomicie, jak wielka szansą polskiej duchowości jest przemyślenie „heglowskiego ukąszenia”, przeżycie mroków polskiego ciemnogrodu, zrozumienie wartości i sensu katolicyzmu”. Ze smutkiem zastanawiam się czasem, jak do tych słów ma się „kariera” niektórych polskich duchownych-biznesmenów? Jak twierdzi Jarosław Mikołajewski, poeta straciwszy ukochaną żonę Carol i brata Andrzeja został doświadczony hiobowo. „Miłosz nie wydumał sobie wiary – ona była mu do życia niezbędna”. Pozwolę sobie zacytować przepiękne strofy. „Wiara jest wtedy, kiedy ktoś zobaczy Listek na wodzie albo kroplę rosy. I wie, że one są bo są konieczne.” Dla mnie tak jak dla niego trzy cnoty: wiara, nadzieja i miłość to fundamenty ładu świata i gwarancję harmonii życia. U poety dostrzegam poszukiwania ratunku dla człowieka w wartościach trwałych, które na przekór dramatom XX wieku porządkują świat. Historyk literatury zapytawszy Miłosza o to, co jest w życiu najważniejsze, otrzymał następującą odpowiedź: zbawienie. Na koniec moich rozmyślań, rozważań zacytuję wiersz (dla mnie przesłanie poety): „Jeżeli Boga nie ma. To nie wszystko człowiekowi wolno, Jest stróżem brata swego. I nie wolno mu brata zasmucać. Opowiadając, że Boga nie ma.” Od Miłosza – poety otrzymałam to, czego sama sformułować nie potrafiłam. Nadzieję, która płynie z przekraczania własnych ograniczeń, świadomość, że Mimo wszystko „można”. Poeta w wierszu „Twierdzenie i odpowiedź” napisał: „Miłość do Boga jest miłością do siebie. Gwiazdy i morza wypełnia najmilsze ja słodkie jak poduszka i ssany duży palec”. Dla mnie przygoda z Miłoszem to jak poznanie kogoś bliskiego, mądrzejszego, bardziej doświadczonego, ale jednocześnie pragnącego podzielić się swoim doświadczeniem, wiedzą i talentem. Zaczynałam z poetą – noblistą i autorytetem, skończyłam zaś z Czesławem – przyjacielem.