w domu iw górach
Transkrypt
w domu iw górach
NUMER TATRZAŃSKI 2 WYWIAD PARTNERSTWO W DOMU I W GÓRACH Z EWELINĄ ZWIJACZ-KOZICĄ i GRZEGORZEM WIERCIOCHEM, ratownikami TOPR, przewodnikami tatrzańskimi, instruktorami narciarstwa skiturowego i wspinaczki, prywatnie małżeństwem, rozmawia AGNIESZKA SZYMASZEK. NUMER TATRZAŃSKI 3 KTO U WAS PROWADZI AUTO? Grzesiek: Mamy dwa... . Ewelina: Obydwa prowadzi Grześ. Ja tego nie lubię, więc generalnie z wygodnictwa cieszę się, że przejął inicjatywę... TO TROCHĘ ZAWOALOWANE PYTANIE O DOMINACJĘ W ZWIĄZKU. BO PRZECIEŻ RAZEM PRACUJECIE W GÓRACH, CO WYMAGA PODEJMOWANIA DECYZJI, I TO TRUDNYCH. CZY TO PRZENOSI SIĘ NA ŻYCIE NA DOLE? Ewelina: Jestem bardzo silną kobietą, mam mocną osobowość. Natomiast mój mąż – i to jest jego wielki sukces – odkrył we mnie kobiecość, uświadomił, że mam kilka twarzy. Nie zdawałam sobie z tego sprawy. Pierwsza, gdy działam w górach: skoncentrowana, silna, konkretna. Druga, kiedy wrócę do domu i przestaję być partnerem górskim, a staję się kobietą, żoną, matką, ubieram się w coś eleganckiego, maluję... Grzesiek: Przychodzi wieczór – nie poznaję jej, jest delikatna, da się nawet przytulić . Ewelina: A co! Pewnie! Uwielbiam być kobieca, uwielbiam gotować, dbać o dom i rodzinę. Oczywiście wszystko zależy od tego, w jakiej sferze działam. Co innego być kobietą w domu, a co innego w górach. Na obu tych płaszczyznach ważne jest partnerstwo, niemniej ważne są inne rzeczy. Uzupełniamy się! Grzesiek: Czasami trzeba przekazać „lejce” komuś innemu . Ewelina: Dokładnie tak. Wiem, że mam przy sobie stuprocentowego chłopa, poddałam się temu całkowicie. Dominuję, gdy sytuacja tego wymaga, albo mam lepszy dzień niż Grześ. W prozaicznych sytuacjach życiowych bardzo się cieszę, gdy to on przejmuje inicjatywę. Byłam przyzwyczajona do tego, że wymaga się ode mnie bycia zawsze silną, konkretną, podejmującą każdą, nawet trudną decyzję samodzielnie. Natomiast okazało się, że można trochę przełamać schemat i oddzielić te dwie role. One się ze sobą zupełnie nie muszą łączyć. To jest fajne, bo... fajnie czuć się prawdziwą, docenianą kobietą i żoną. PRZEWODNICKO, INSTRUKTORSKO – DZIAŁACIE RAZEM CZY OSOBNO? Grzesiek: Po pewnym czasie okazało się, że zawodowo świetnie się uzupełniamy. CoZdjęcie po lewej: W raz częściej działamy więc razem. Można powiedzieć, że wszystko zostaje w rodzinie, bo wymieniamy się wycieczkami lub prowadzimy je wspólnie. Wiele zależy też od tego, kto ma jaki dzień i na jakiej płaszczyźnie lepiej się czuje. Ewelina: Każdy z nas ma swoje „działki”. Grześ jest lepszy w etnografii, a ja wolę wyższe partie gór i lepiej znam Tatry Słowackie. Gdy mamy wspólne grupy lub indywidualnych klientów, chętnie zostawiam Grzesiowi opowieści o historii czy legendy, a on mi na przykład topografię Tatr Słowackich czy rejony wspinaczkowe. On fantastycznie jeździ na nartach i świetnie biega. Grzesiek: Natomiast Ewelina, do czego się bez problemu przyznaję, jest dużo lepsza w skałach, lepiej się wspina. NIE MA MIĘDZY WAMI KONKURENCJI? POTRAFICIE ODPUŚCIĆ PRZY KLIENTACH? Grzesiek: Na początku patrzyliśmy na siebie z boku i się obserwowaliśmy – musieliśmy poznać swoje umiejętności, zaufać sobie w górach. To oczywiste, że każdy z nas ma nawyki, przyzwyczajenia. Po pewnym czasie zaczęliśmy się od siebie uczyć. Ona ma zupełnie inne podejście do pewnych spraw jako kobieta. Ewelina: Barierę lęku mamy też na innym poziomie. Ja czasem jestem skłonna bardziej ryzykować, a Grześ bardziej hamuje. Generalnie w ogóle ze sobą nie rywalizujemy. Nie ingeruję w tematy, w których on radzi sobie lepiej. Na przykład kiedy zimą prowadzę szkolenia skiturowe, jemu oddaję tematy dotyczące lawin. Uważam, że świetnie się uzupełniamy, i to jest fajne. Nie można być omnibusem. Jesteśmy dobrym duetem, bo każdy szlifuje dziedziny, w których lepiej się czuje, a także dlatego, że uczymy się od siebie wzajemnie. NIE KŁÓCICIE SIĘ W PRACY? DLACZEGO TUTAJ TAKI WĘZEŁ, ALBO DLACZEGO TĘDY, A NIE TAMTĘDY? Grzesiek: Nie. Czasem Ewelina obiera inną technikę, niż ja bym wybrał. Potem po pracy, w domu albo w drodze powrotnej, omawiamy dane działanie. Wszystko oczywiście jest robione bezpiecznie, ale czasem po prostu wykorzystujemy inne rozwiązania. Ewelina: Jeżeli Grześ podjął decyzję, że lepiej się wycofać, to ja to przyjmuję i nie ma dla mnie problemu, pomimo że czasem uważam, że moglibyśmy napierać. NIE OBRAŻASZ SIĘ, ŻE TWÓJ MĄŻ ZROBIŁ COŚ INACZEJ NIŻ TY? :) Ewelina: Nie, tu chodzi o bezpieczeństwo. Nie odbieram tego tak, że mnie nie posłucha, choć oczywiście nie robię wtedy tak dobrej kolacji . Grzesiek: Jeśli opracowujemy plan działania, to nie przy klientach. Ewelina: Chociaż na początku naszej wspólnej działalności górskiej zdarzyło się, że odeszliśmy na bok, by przedyskutować strategię. Pamiętam, że warunki były wówczas wymagające, a klienci okazali się słabi kondycyjnie. Mieliśmy, delikatnie mówiąc, inne pomysły dotyczące dalszych działań . Wynikało to z faktu, że się jeszcze dobrze nie znaliśmy. Musieliśmy się górsko dotrzeć. Dzisiaj ze sobą nie dyskutujemy, Grześ wie, że w trudnych momentach zawsze podejmuję właściwe decyzje. To działa też oczywiście w drugą stronę. Najfajniejsze jest to, że w razie potrzeby ja studzę jego, a on mnie . Grzesiek: Kluczowa jest tu kwestia zaufania. Wiem, że w sytuacjach podwyższonego ryzyka Ewelina da sobie radę. Ewelina: Oboje jesteśmy ratownikami i wiemy, że zbyt ryzykowne decyzje mogą skończyć się źle. Mamy też już swoje lata, dzieci, obowiązki. W każdej sytuacji kierujemy się przede wszystkim względami bezpieczeństwa. Góry mają nas łączyć i sprawiać frajdę, a nie dzielić i powodować konflikty. Odkąd zaczęliśmy razem pracować, możliwości jest coraz więcej. Klienci lubią, kiedy jesteśmy razem, dotyczy to zwłaszcza rodzin, z którymi pracujemy. Często słyszymy od nich, że jako małżeństwo idealnie się uzupełniamy. Obecnie około 70 procent naszej pracy w górach to wspólne działania. To nas zainspirowało do zbudowania rodzinnej firmy TAMiTU Tatry, także z moim tatą i siostrą. [Tata Eweliny, Czesław Ślimak, jest ratownikiem TOPR i wiceprezesem tej organizacji, siostra, Katarzyna Ślimak, jest zawodniczką i instruktorką narciarstwa – przyp. red.]. NUMER TATRZAŃSKI 4 Łączymy siły i bardzo indywidualne umiejętności . Grzesiek: A co najważniejsze – gdy działamy osobno i przychodzę do domu po ciężkim dniu, nie muszę nic mówić, Ewelina doskonale mnie rozumie i bardzo o mnie dba. Wie, że wyjście wysoko w góry z klientem to nie przysłowiowa „bułka z masłem”, że bywa bardzo ciężko. Od osoby, która nie działa w ten sposób, często słyszę: „Stary, co to znaczy: było ciężko? Przecież byłeś w górach na superwycieczce, opalony wracasz. Masz pracę lżejszą od snu” . My, przewodnicy chyba wszyscy wiemy, o co chodzi . Oczywiście to także działa w drugą stronę. Gdy Ewelina wraca zmęczona, najczęściej nie musi nic mówić, bo widzę po oczach, że dostała w kość i staram się, żeby odpoczęła. OD RAZU DOBRZE SIĘ DOGADYWALIŚCIE? Grzesiek: Na początku wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, żeby broń Boże do siebie nie podchodzić. A okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Jesteśmy razem już dwa lata. Ewelina: Nie przejdzie nam przez głowę, by dominować, pokazywać, kto jest lepszy. Jest spokój, ludzie w górach czują dobrą energię i lubią do nas wracać. ALE PEWNIE POJAWIA SIĘ TROCHĘ STRESU, GDY JEDNO CZEKA W DOMU, A DRUGIE PRACUJE W TRUDNYCH WARUNKACH? Ewelina: Zdarzały się takie sytuacje, że na przykład Grześ był z klientami na Mnichu, a ja z grupą na Rusinowej Polanie, kiedy zaczęło walić piorunami. Patrzyłam nerwowo w tamtą stronę, zwłaszcza że było tam epicentrum burzy. Nie lubię takich momentów. Grzesiek: Znam dobrze Ewelinę i wiem, że to rozsądna i twarda bestia – poradzi sobie i nie podejmie niepotrzebnego ryzyka. Jeśli to możliwe, dzwonię do niej, natomiast jeśli jestem w domu, a na zewnątrz wali piorunami, to patrzę nerwowo w okno. JAK WYGLĄDA W TOPR? WASZA WSPÓŁPRACA Grzesiek: Byliśmy ciekawi, jak to się ułoży. To w końcu taki mały ewenement. Na początku było śmiesznie, koledzy żartowaZdjęcie po lewej: W NUMER TATRZAŃSKI 5 li, że trzeba będzie wpisać pierwszy dyżur małżeński w kronikach TOPR . Teraz bierzemy wyłącznie wspólne dyżury. Ewelina: Odkąd mam męża ratownika, jest mi dużo łatwiej. Nie jestem już wolną kobietą w męskim gronie, tylko mężatką w męskim gronie , dla mnie to bardzo komfortowa sytuacja. Niedawno byliśmy w schronisku na szkoleniu. Po zajęciach poszliśmy razem spać, co ucięło plotki i niezręczne sytuacje, oczyściło specyficzną atmosferę. Sądzę, że gdyby mój mąż był spoza środowiska, nie byłby zbyt szczęśliwy . Poza tym pozostali ratownicy patrzą na mnie inaczej, wiedząc, że jestem żoną ich kolegi. Wiem, że brzmi to jak mdła historia, ale generalnie jesteśmy wszędzie razem. Nawet czytamy te same książki, choć tu nasze gust-a są czasem różne. Dzięki Grzesiowi odkryłam na przykład, że styl literacki Mariusza Zaruskiego usypia mnie w trzy sekundy . Grzesiek: Tak, na nerwy najlepszy Zaruski . JAK JEST U WAS W DOMU? CO ROBICIE, ŻEBY ZOSTAWIĆ GÓRY ZA DRZWIAMI? Ewelina: Hmmm… ciężko je tak do końca zostawić. Wciąż planujemy nowe cele, rozwijamy się, otwieramy na inne góry. Unikamy jednak ludzi i sytuacji, w których jest ich zbyt dużo – nasi przyjaciele nie są związani z górami i to jest bardzo fajne. Nie wyobrażam sobie spędzania czasu w innym miejscu, ale wychodzę z założenia, że jak się coś robi, to nie trzeba o tym wciąż gadać. Jak przestanę być tak aktywna w górach, to być może zacznę więcej o nich opowiadać . Grzesiek: Uwielbiamy góry, ale kiedy wracamy do domu, chcemy od nich odpocząć. MACIE JAKIEŚ INNE HOBBY – TEATR, KSIĄŻKI, WYJAZDY NIE W GÓRY? Ewelina: Czytam trochę pozycji psycho- logicznych i dotyczących duchowości, ale mamy teraz tak gęsty etap w naszym życiu – praca, milion spraw, które trzeba załatwić, dzieci, prowadzenie firmy – że w zasadzie nie mam czasu na własne zainteresowania pozagórskie. Trzeba też porozmawiać o ocenach, kolejnej zerwanej przyjaźni córki, o problemach 17-letniego chłopaka itd. Coraz częściej uciekamy do miast, żeby zmienić klimat, porozmawiać o czymś innym. WIELU CZYTELNIKÓW OTWORZY TU OCZY ZE ZDUMIENIA, BO ONI Z MIAST UCIEKAJĄ W GÓRY... Ewelina: Bywa, że my mamy odwrotnie . Dla mnie najważniejszą rzeczą po przyjściu z gór jest kąpiel i sukienka . Czasami, żeby się trochę zrelaksować, ubieramy się superelegancko i idziemy na kolację do dobrej restauracji. Wówczas absolutnie nie rozmawiamy o górach... Musimy sobie zrobić trochę przestrzeni w głowie. DZIĘKUJĘ ZA ROZMOWĘ.