Wawel i Skałka. Panteony polskie

Transkrypt

Wawel i Skałka. Panteony polskie
Spis Treści
Nasz Dom
str.
1
Świat się śmieje
str.
5
Kalendarium naszego miasta
str.
7
Ojców
str.
9
Moja przyjaciółka Ela
str. 11
5 czerwca
str. 12
Zielone świątki
str. 13
Zakwita raz tylko raz
str. 15
Michał Rożek
str. 16
Nasz Dom
Przytulisko przy ul. Zielnej obecnie Dom Pomocy
Społecznej przy ul. Nowaczyńskiego został zbudowany
i uruchomiony
w roku 1938. By zrozumieć potrzebę tego
Domu trzeba wrócić do jego przeszłości i Jego patrona.
Adam Chmielowski późniejszy brat Albert urodził się
w roku 1846
w Igołomni na terenie zaboru rosyjskiego.
W 1855 r. otrzymał stypendium rządowe i wyjechał do szkoły
w Sankt Petersburgu, gdzie rozpoczął edukację w Korpusie
Kadetów. W 1861 r. podjął studia w Instytucie Politechnicznym
i Rolniczo-Leśnym w Nowej Aleksandrii (Puławy. W 1863
roku, gdy wybuchło powstanie styczniowe razem z większą
grupą słuchaczy Instytutu zgłosił się do powstania. W 1863 r.
przyłączył się do powstania styczniowego. W czasie kiedy
udawał się z meldunkiem został ostrzelany przez żołnierzy
rosyjskich. Kule zabiły konia Adama, a upadający koń
zmiażdżył nogę jeźdźca, konieczna była amputacja nogi. Aby
uniknąć represji ze strony władz udało się go przerzucić do
Krakowa mieszczącego się wówczas w zaborze Austriackim.
Po znalezieniu sponsorów
udał się na studia malarskie
w Paryżu, a następnie Monachium. Wiele malował i wysyłał
swoje obrazy na wystawy do Polski.
Z tego okresu życia
pochodzą pierwsze obrazy o tematyce religijnej, na przykład
1
Wizja św. Małgorzaty, oraz najsłynniejszy religijny obraz
Chmielowskiego Ecce Homo, który obecnie znajduje się
w Krakowie w prezbiterium kaplicy sióstr Albertynek pw. Ecce
Homo. Wraz z namalowaniem obrazu Ecce Homo we wnętrzu
Adama Chmielowskiego nastąpił przełom. 24 września 1880
roku wstąpił do Zakonu Ojców Jezuitów w Starej Wsi pod
Lwowem. Jako kaleka z protezą zaczął się interesować innymi,
którzy potrzebowali pomocy. W 1884 r. wstąpił do zakonu
Franciszkanów,
w
który
otrzymał
imię
brat
Albert.
Zgromadzeni wokół niego ludzie będący zainteresowani dolą
bezdomnych i kalek założyli zakon Albertynów i Albertynek.
W 1886 r. powrócił do Krakowa gdzie zainteresował się
organizacją i reorganizacją tzw ogrzewalni tj. pomieszczeń,
w których chorzy, kalecy, starsi nie posiadający rodziny
zmuszeni byli szukać noclegów i zatrudnienia oraz sposobu na
życie. Udało mu się uzyskać budynki w celu zwiększenia liczby
ogrzewalni np. przy ul. Krakowskiej i Skawińskiej. By móc
utrzymać te domy niejednokrotnie sprzedawał swoje obrazy.
W 1887r. Adam Chmielowski ostatecznie porzucił sztukę, by
poświęcić się życiu religijnemu i służbie ubogim. Zakładał
domy dla sierot, kalek, starców i nieuleczalnie chorych. Słynne
są słowa Brata Alberta, że "trzeba każdemu dać jeść,
bezdomnemu miejsce, a nagiemu odzież, bez dachu i kawałka
chleba może on już tylko kraść albo żebrać dla utrzymania
życia".
2
Schorowany brat Albert, zmarł 25 grudnia 1916 r. w Krakowie
w opinii świętości.
Kim byli podopieczni brata Alberta? Byli to ludzie
kobiety, mężczyźni, którzy w swoich miejscach zamieszkania
nie mając wyuczonego zawodu, oparcia w rodzinie z powodu
kalectwa lub chorób przyjeżdżali do miast i miasteczek gdzie
szukali pomocy jakiej w miejscu swojego urodzenia nie mogli
uzyskać. Dla umieszczenia takich osób został wybudowany
również nasz Dom Pomocy Społecznej im. św. Brata Alberta.
Przechodził on różne koleje losu. Początkowo był schroniskiem
dla chorych mężczyzn, kalek i w starszym wieku. W czasie
okupacji służył jako szpital, a po wojnie powrócił do swego
przeznaczenia.
Osobami
potrzebującymi
zajmowały
się
najpierw siostry Albertynki później zaczęły dołączać osoby
świeckie. Dla wielu osób, którzy dożywają sędziwych lat Dom
jest ostatnią przystanią. Dlatego nigdy nie jesteśmy zdziwieni
gdy na bramie zobaczymy klepsydrę. Śmierć w naszym Domu
nie ma długiego urlopu.
Augustyn Sajboth
3
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE.
Czy tak jest naprawdę, czy potrafimy, chcemy się
uśmiechać.
Każdy
człowiek
powinien
z dobrodziejstwa jakim jest śmiech. Może
korzystać
nie wszyscy
wiedzą co powoduje śmiech jakie są jego następstwa dla
organizmu pod względem medycznym. Nie jestem lekarzem
ale każdy wie, że śmiech masuje przeponę, co wpływa na
lepsze trawienie, a w konsekwencji na lepsze samopoczucie.
Wiadomo nie od dziś, że każdy człowiek nie mający
problemów z trawieniem jest w lepszej kondycji fizycznej
i bardziej komfortowo podchodzi do życia. Jestem zdrowy co
za sobą niesie uśmiechnięty i tak w koło Macieju. Natomiast
jest jeszcze jedna ważna sprawa, pod wpływem śmiechu
w organizmie wydzielają się endorfiny, co w rezultacie
poprawia nasze samopoczucie. Banalne kolejny plus śmiech
jednoczy ludzi i to wszędzie gdzie się znajdują od bieguna
do bieguna. Czy ktoś widział człowieka który się uśmiecha
,jego zachowanie, jest miły, uległy, spokojny i przyjazny dla
innych, to wystarczy żeby walory śmiechu zaakceptować
i nadać mu nadzwyczajne znaczenie. Dość już tego
wymądrzania się do czego zmierzam do tego żeby każdy się
uśmiechał i do siebie i od siebie, to nas jednoczy i sprawia
że życie staje się proste. Co do mnie się tyczy zawsze byłem
4
człowiekiem który się uśmiechał i to do wszystkich nawet do
swoich wrogów oczywiście jak ich miałem to raczej rzadko.
Łatwo było zażegnać wszystkie konflikty i spory w otoczeniu
i wiem to
z własnego doświadczenia
jak jeden do
drugiego się uśmiechał, a nie patrzył wilkiem. To takie
banalne i tak mało kosztuje bo skrzywienie twarzy już
gdzieś podświadomie powoduje
chęć do uśmiechu no
i dobrze bo nawet wymuszony uśmiech jest pozytywny. Co
dalej zastanawiam się czy potrafimy się śmiać z samych
siebie to jest bardzo ważne pokazuje nasze ego i podejście do
świata, czy akceptujemy sami siebie jakimi jesteśmy i czy
jest nam z tym dobrze. W dzisiejszym świecie panuje moda
na pięknych młodych i bogatych ale nie przejmujmy się tym
tak było zawsze i co z tego. Nie każdy człowiek z górnej
półki jest szczęśliwy, bo tak naprawdę tyko to się liczy.
Mamy
jakiś czas dany
wykorzystać,
najlepiej
i powinniśmy go jak najlepiej
w
dobrym
samopoczuciu
i z uśmiechem. Czy tak jest każdy sobie odpowie na to
pytanie osobiście. Jeszcze jeden ważny aspekt sprawy czy
potrafimy się śmiać z samych siebie, czy potrafimy widzieć
własne wady i z nich drwić, mimo całej otoczki i powagi
mamy w sobie szczyptę samokrytycyzmu, ludzie którzy mają
do siebie dystans ten pozytywny są zupełnie inaczej
postrzegani i wydaje mi się łatwiej im funkcjonować
w każdym środowisku. Muszę się przyznać że sam kiedyś
5
miałem do
czynienia
ze
środowiskiem kabaretowym
i dopiero tam jest wspaniała atmosfera i pracuje się na luzie,
a życie płynie spokojnie mimo nawału występów i spotkań.
Zachęcam wszystkich do częstszego uśmiechania się do
siebie i nawet co odważniejszych do samoironii ,zapewniam
że życie stanie się łatwiejsze i milsze a my sami bardziej
z siebie zadowoleni. Zastanawiam się czy to nasze położenie
geograficzne czy uwarunkowania polityczne nie nastrajają do
częstego się uśmiechania, czy musi nas coś bardzo
zmotywować żeby człowiek się poczuł wyluzowany,
dlaczego nie potrafimy cieszyć się z banalnych spraw
i przychodzić do pracy uśmiechnięci, mili i dawać innym tę
odrobinę szczęścia, zarażać innych dobrym humorem, być
dla siebie miłym.
Kończąc
moje
obserwacje życzę wszystkim dobrego
samopoczucia, uśmiechu na co dzień i szeroko, szeroko
otwartej przestrzeni śmiechowej, bawcie się dobrze.
A.J.
6
Kalendarium naszego miasta
Lipiec 1850 – 160 lat temu miał miejsce największy,
najdłuższy pożar w historii Krakowa. Z pozoru niegroźny,
zaczął się na Dolnych Młynach, zasięgiem objął całe
centrum. Niesprzyjająca pogoda- ogromny upał i brak
deszczu sprawiły, że został ugaszony po kilku dniach.
Zabudowa większości ulic przestała istnieć. Wokoło tylko
zgliszcza. Dramat. Nawet ówcześni optymiści nie wierzyli,
że jeszcze miasto kiedyś się
z tego nieszczęścia podniesie.
Trwało to lata, ale powstało jak mityczny „ Feniks z
popiołów”. Ślady tej tragedii – pojedyncze, opalone cegły,
akcesoria pożarnicze, możemy oglądać wmurowane w fasadę
kamienicy na rogu ulic Batorego i Karmelickiej. To był
pomysł znanego krakowskiego architekta – twórcy wielu
obiektów – Teodora Talowskiego. Kamienica ta niedawno
została odnowiona, a ponieważ jest zabytkowa, pozostawiono
zachowane elementy.
J.T.
7
OJCÓW
O piękny Ojcowie,
w Tobie strumyk szemrze,
koryta rzek
wiją się jak węże,
a Brama Krakowska,
jak brama gościnnego wieśniaka,
otwarta stoi
niby chata polska dla biednego żaka.
Maria Sitko
Kraków, 13.05.2015r.
8
Dzień Matki
W tym roku wszystkie panie zostały zaproszone na spotkanie
z okazji Dnia Matki. Panowie Andrzej i Maciek zatroszczyli się
o odpowiednią oprawę tej uroczystości. Pani Krysia czytała
wiersze, Słoneczni grali, a pan Leszek przeczytał napisany
przez siebie piękny wiersz. Nie tylko zaproszone panie ale
wszyscy byliśmy wzruszeni.
Powiew lata
W zamkniętej myśli, letnich dni obłoki
pachnąca kwiatów kiść w wazonie
I słońca blask, co jasne miał
Matczyne czułe dłonie.
W poszumie czasu mijają lata
lecz pora roku tu się nie zmienia.
Choć coś odchodzi tak bezpowrotnie
We mnie jest pełnia twego istnienia.
Do dziś rozbrzmiewa radosną nutą
pełen dobroci głos twego słowa
W przestrzeni myśli tak pozostał
i z przypomnienia żyje od nowa.
Często tu powracam po okruszek chleba
gdzie dziecięce lato wciąż trwa takie samo
Tam gdzie pachnie zieleń od błękitu nieba
i znów jesteś przy mnie ukochana mamo.
Leszek Łabuń
9
Kraków 26.05.2013 r.
Moja przyjaciółka Ela.
Kiedy się zaczęłam zastanawiać, to przyznam szczerze, że
nie pamiętam już czy od początku mego pobytu na Zielnej
mieszkałam z Elą czy razem zamieszkałyśmy dopiero po
pewnym czasie. Po prostu odnoszę wrażenie, że z Elą byłyśmy
zawsze razem. Różne to były chwile i bywało czasem, że
miałyśmy inne zdanie, ale nigdy nie było to przyczyną jakiejś
kłótni czy obrazy. Wiele, wiele lat od rana do wieczora i od
wieczoru do rana. No może trochę przesadziłam bo Ela to
prawdziwy pędziwiatr. Wiecznie coś robiła, przyjeżdżała,
wyjeżdżała, przepakowywała się opowiadała w biegu co się
działo i co dalej planuje i kiedy wróci. Wiecznie w ruchu,
wiecznie coś robiąca, planująca. Teraz uświadamiam sobie, że
brakuje mi tego zamieszania. Miała coś takiego w sobie, że
przyciągała ludzi do siebie jak magnes. Jak ktoś zaglądnął do
naszego pokoju to wsiąkał już na zawsze. Nigdy nie była
osoba roszczeniową, gdy o coś prosiła to robiła to w sposób
tak naturalny, że nie sprawiało to najmniejszych problemów.
Myślę sobie nawet, że gdyby poprosiła o gwiazdkę nieba to
wydawałoby się zwykłą sprawą prostą do wykonania.
Nie mogę sobie także przypomnieć, kto i kiedy nazwał Elę
żabą. Ale żaba przylgnęła do niej na zawsze. W ubraniach
zaczęła preferować zielony kolor i wokół Niej zaczęły
pojawiać się różne żaby. Pluszowe, gipsowe odlewy,
ceramiczne żabki zerkające wesoło ze ściany, żabki na
10
kubkach i na świecznikach. Płazy te rozpanoszyły się na dobre
w naszym pokoju i nadały mu specyficzny i nietuzinkowy
charakter. Myślę sobie, że taki obraz Eli i naszego pokoju
zostanie w pamięci wszystkich tych którzy Elę znali
i odwiedzali.
Nadszedł kiedyś taki dzień w którym Ela kolejny raz nas
zaskoczyła. Okazało się, że Ela w tym ruchu i zawirowaniu
znajdowała czas na spokój, refleksje, może nawet na czas
zadumy. Z tych przemyśleń, wewnętrznych przeżyć narodziły
się wiersze. Czytając je ze zdziwieniem zaczęliśmy odkrywać
Elę, której nikt z nas nie znał. Nową Elę.
Ile jeszcze tych odsłon mogło nas czekać nikt nie wie bo Ela
była nieodgadniona. Bez przerwy czymś zaskakiwała.
Jedno było nie odmienne,
odkąd sięgnę pamięcią zawsze
walczyła. Nigdy nie pozwalała sobie na chwile słabości.
Chora, zmęczona nigdy nie dawała sobie pozwolenia na
pozostanie w łóżku czy lenistwo. Zawsze siadała na wózek,
zawsze gotowa do walki. Taka była Ela.
Zostały jej wiersze. Wiersze, które za każdy razem kiedy
się je czyta odkrywa się w nich coś nowego, coś na co
poprzednio nie zwróciliśmy uwagi. Za każdym razem, kiedy
się je czyta poznaje się Elę taką jakiej nie znaliśmy.
Bożena Czajor
11
5 czerwca – to „urodziny Krakowa” - obchodzone na
pamiątkę lokacji w 1257 r. przez Bolesława Wstydliwego, na
prawie magdeburskim. Od tej daty minęło 758 lat urzędowo,
bo faktycznie, owiany legendą Kraków jest starszy –
pochodzi przecież od Kraka – 1500 lat. Z tej okazji –
Krakowowi
życzymy
by
zawsze
trwał.
Miastu
i mieszkańcom – co roku życzenia w obecności prezydenta
miasta składa Lajkonik ( kończąc oktawę Bożego Ciała), a za
pomyślność wychyla toast pucharem wina. Warto z tej okazji
przypomnieć mniej znaną – bo trzecią zwrotkę Krakowiaka „ Płynie Wisła”, autorstwa Edmunda Wasilewskiego:
„ Chociaż się schowała
w niepołomskie lasy
i do morza wpadła,
płynie jak przed czasy”
Wraz
z
Gałczyńskim
odeszła
„zaczarowana
dorożka
i zaczarowany koń”. Czesław Niemen śpiewał „ Sen
o Warszawie”. „ Snu o Krakowie” jeszcze nie ma. Ale
krakowianin Andrzej Sikorowski śpiewa „ Nie przenoście
nam stolicy do Krakowa” i niech tak zostanie.
J.T.
12
„ Zielone Świątki”
- Święto Zesłania Ducha świętego – kiedyś rangą
dorównywało Świętom Bożego Narodzenia i Wielkanocy –
nie tylko religijnie lecz także upamiętniane życzeniami
wysyłanymi
na
okolicznościowych
kartkach.
Wielka
rzadkość, bo zwyczaj ten znany był tylko w Krakowie,
w latach międzywojennych. Życzenia radości przesyłano na
pocztówkach, które przedstawiały sceny z życia wsi –
umajone zielem zagrody, odświętnie ubranych w ludowe
stroje mieszkańców wsi- kolorowe, barwne. Obrazki tzw. „
Wsi spokojnej, wsi wesołej”. Kolekcją tą szczyci się
krakowski kolekcjoner pan Marek Sosenko, a udostępnił ją
w książce innego znanego „ krakauera” pana Andrzeja
Kozioła pt. „ Smakowonie”. Tradycją „zielonoświątkową”
były też w Krakowie tzw. „ fury”, wozami drabiniastymi,
które odjeżdżały z Placu Kossaka na Bielany do kamedułów,
na odpust i zwiedzanie. Bryczki, wozy i konie świątecznie
przystrojone. Bo to święto jest jednym z dwunastu dni
w roku, kiedy można klasztor zwiedzać, by chłonąć klimat,
czar i urok „ Srebrnej Góry”. I ciekawostka współczesna.
Udając się na Bielany możemy zobaczyć nad Wisłą, na
wysokości Przegorzał lub z przeciwnego brzegu rzeki, z ul.
Tynieckiej, wiosną kwitnący łęg topolowo – wierzbowy tzw.
„dżunglę” w mieście – unikat przyrodniczy na skalę
13
europejską, niespotykany już
w dużym mieście. Święto
wypada czasem w maju, czasem
w czerwcu. Zmienna
i nieprzewidywalna bywa jak zawsze pogoda. Sympatycznie
przedstawił to Bolesław Leśmian w wierszu „ Poranek”:
„ Kto na święta Zielone, dal kusząc, rwie kwiaty – Mówią
o nim: „deszcz zrywa!” - że niby to właśnie W ślad za
kwiatem – wszemrany, w pijanych wód baśnie Deszcz
nadbiegnie – wesoły, kropliście skrzydlaty!”(…) Leśmian
piewca miłości tak kończy ten wiersz: „ My dwoje- iluż
dalom stąd widni
i światom! Któryż z rzędu nam błękit
uderza do głowy? Zrywamy deszcz! Idź wolniej i śnij się
tym kwiatom... Deszcz zrywamy! O, dłuż, się, poranku
czerwcowy”.
Zachował się też zwyczaj, któremu są wierni do dziś
głównie
starsi
mieszkańcy-
na
„Zielone
Świątki”
-
przystrajają bramy domów zielonymi gałązkami, ziela
wszelakiego. Klasycznie – powinien być tatarak, ale jest
rośliną chronioną.
J.T.
14
Zakwita raz tylko raz biały kwiat
Kwiat Lotosu według legendy hinduskiej kwitnie na
biało i tylko raz i na krótko. W legendzie świętojańskiej –
kwiat paproci zakwita w tę jedną noc. Z piosenki Alibabek do
słów Jonasza Kofty wiemy, że to „ Królowa jednej nocy,
zakwita raz na parę chwil”. Oba z podań – choć dalekie _
łączy noc, zapach, urok chwili. Chcemy wierzyć, że tak jest,
choć racjonalnie – paproć to bylina i nie kwitnie. Z badań
etnograficznych wiemy, żeby się to spełniło wg podań
ludowych, trzeba owego kwiatu paproci szukać we dwoje,
biegając nago po lesie, w tę jedną noc. Nago, bo kwiat się
wstydzi odzienia szukających i właśnie wśród nagości
oblubieńców
zakwita
–
a
może
to
a może to sen...
J.T.
15
miłość,
Michał Rożek, pasjonat krakowskiej historii
wytrawny znawca dziejów Krakowa.
Ktoś kiedyś powiedział o mnie: Michał, ty jesteś
najlepszy przy obiekcie. Moją prawdziwą pasją jest bowiem
zwiedzanie zabytków. W ten sposób ciągle się uczę. Szereg
pytań, jakie słyszę od ludzi, inspiruje mnie do działania" tłumaczył w jednym z wywiadów wybitny historyk sztuki
i kultury profesor Michał Rożek. Był pasjonatem dziejów
rodzinnego Krakowa i uczniem profesora Karola Estreichera,
z którym łączyła go serdeczna przyjaźń. Zmarł 10.06.2015r.
Miał 69 lat.
Był autorem ponad 100 książek, poświęconych głównie
historii kultury podwawelskiego grodu.
- Łączył dużą erudycję z piękną formą literacką tekstów.
Dzięki temu jego publikacje miały szerszy rezonans. Uczył
się zaś u najlepszych. W trakcie studiów słuchał wykładów
historyków, historyków sztuki i literatury, m.in. Lecha
Kalinowskiego, Karola Estreichera, Tadeusza Ulewicza,
Józefa Gierowskiego i Henryka Wereszyckiego.
Michał Rożek urodził się 19 sierpnia 1946 r. w Krakowie.
Jego rodzina była związana z tym miastem od lat 30. XIX
wieku. Był absolwentem historii sztuki Uniwersytetu
Jagiellońskiego. Doktoryzował się i habilitował w tej
dziedzinie. Był wykładowcą krakowskiego Uniwersytetu
Pedagogicznego.
Jako autor debiutował w 1964 r., będąc jeszcze uczniem
szkoły średniej, na łamach „Życia Literackiego” artykułem
na temat oświetlenia Sukiennic. Pierwszą opublikowaną
przez niego książką był wydany w 1976 r. przewodnik po
katedrze na Wawelu. Od 1973 r., na prośbę kard. Karola
Wojtyły, przedstawiał klerykom dzieje katedry.
16
Podczas swojej półwiecznej pracy pisarskiej opublikował
m.in. książki o katedrze wawelskiej, bazylice św. Floriana,
grobach królewskich na Wawelu, Panteonie Narodowym na
Skałce, polskich insygniach koronacyjnych. Publikował
również teksty publicystyczne na łamach „Dziennika
Polskiego”.
Michał Rożek był absolwentem krakowskiego drugiego
Liceum Ogólnokształcącego, historię sztuki studiował na
Uniwersytecie Jagiellońskim. Przez wiele lat należał do
Towarzystwa Miłośników Historii i Zabytków Krakowa,
przez całe dorosłe życie prowadził akcje edukacyjne, również
dla dzieci.
Ta śmierć zaskoczyła wiele osób zwłaszcza, że jeszcze kilka
dni temu Michał Rożek rozmawiał o nowych projektach
wydawniczych.
"Kraków to było jego życie. Stary Kraków z zabytkami pięknie o nich opowiadał, o nich pisał. Miał wyjątkowy talent
do pisania o rzeczach trudnych w stylu gawędziarskim,
obrazowym. Za to też cenili go czytelnicy" - powiedział
Radiu Kraków Paweł Piotrowski, dyrektor Wydawnictwa
Petrus.
Prof. Michał Rożek był laureatem wielu nagród m.in.
w 1990 Nagrody Miasta Krakowa, we wrześniu 1995
Nagrody "Krakowska Książka Miesiąca" (za książkę Wawel
i Skałka. Panteony polskie).
17
EGZEMPLARZ BEZPŁATNY