Pobierz pdf
Transkrypt
Pobierz pdf
ROK który w s z y s t ko zmienił G e o rg i a B oc kov e n ROK który w s z y s t ko zmienił Przełożyła Marta Kisiel-Małecka Tytuł oryginału THE YEAR EVERYTHING CHANGED Copyright © 2011 by Georgia Bockoven All rights reserved Projekt okładki Anna Damasiewicz Zdjęcie na okładce © Elisabeth Ansley/Trevillion Images Redaktor prowadzący Grażyna Smosna Redakcja Lucyna Łuczyńska Korekta Jolanta Kucharska Łamanie Ewa Wójcik ISBN 978-83-7839-415-0 Warszawa 2013 Wydawca Prószyński Media Sp. z o.o. 02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28 www.proszynski.pl Druk i oprawa Colonel S.A. 30-532 Kraków, ul. Dąbrowskiego 16 PROLOG Październik 2011 roku Elizabeth skryła się głębiej w wczesnowieczornym cieniu wysokiego na dwadzieścia pięć metrów dębu, symbolu cmentarza tak samo wiekowego jak to drzewo i przypominającego park. Tutaj spoczywały elity, wiekopomni, ci, którzy pociągali za sznurki w Sacramento i Kalifornii. Majestatyczne mauzolea i przygaszone, lecz elegancko kosztowne granitowe nagrobki dowodziły niezbicie, że przeciętni obywatele nie mogli nawet myśleć o pochowaniu bliskich w miejscu dla wybranych. Obowiązywały surowe i sztywne zasady, kto i jak mógł tutaj spocząć, choć nikt otwarcie tego nie mówił. Swego czasu Elizabeth bez pytania by im się podporządkowała. Nie była już jednak tą samą kobietą, co dziesięć lat temu. Przyszła wcześniej na ostatnie pożegnanie, bo chciała być sama ze swoimi myślami, zanim zjawi się reszta. Wspomnienia, tylko one jej zostały, stanowiły marny substytut tego, co niegdyś było przyjaźnią, która wciąż się 5 rozwijała. Ile czasu upłynie, zanim przestanie sięgać po telefon, by zadzwonić i podzielić się czymś, co na pewno wzbudziłoby ich śmiech, a może nawet odrobinę tęsknoty? Kiedy stępią się i przestaną ranić krawędzie odłamków utraty? Trzepoczący ruch w pobliżu różanecznika przyciągnął jej spojrzenie. Był to pomarańczowo-czarny paź królowej – te motyle co rok frunęły przez dolinę w drodze do eukaliptusowych gajów na wybrzeżu. Tam spędzały zimę, odpoczywały, spały i łączyły się w pary, by po czterech miesiącach znów wyruszyć w liczącą tysiąc trzysta kilometrów wędrówkę, a cztery pokolenia później powrócić do tych samych gajów i rozpocząć cykl od nowa. Elizabeth czytała, że teoretycznie podróżnik w czasie mógłby zdecydować o przyszłości, przypadkowo zmieniając tor lotu pojedynczego motyla. Jeśli właśnie to je spotkało, to jak… czy raczej dlaczego materia ich życia rozdarła się jedenaście lat temu, po czym została zszyta ponownie we wzór, wcześniej przez żadną z nich nie do rozpoznania? Kiedyś śmiałaby się z podróżników w czasie i motyli. Teraz wcale nie była tego pewna. Coś – może motyle, może przeznaczenie, a może zwyczajna nieuchronność losu – doprowadziło do tego roku, kiedy wszystko stało się inne, ona zaś przyszła na cmentarz i snuła plany, przez które mogła wylądować w więzieniu. 1 LUCY Marzec 2000 roku Lucy Hargreaves stała w drzwiach gabinetu wyłożonego wiśniową boazerią i spoglądała na jedynego mężczyznę, którego naprawdę kochała. Przez dwadzieścia lat kładła się do łóżka w samotności i zastanawiała po nocach, czy słusznie zrobiła, o niczym mu nie mówiąc, a budziła się nad ranem, świadoma, że tylko milczeniem może zatrzymać go w swoim życiu. Kiedy w grę wchodziły kobiety – a było ich więcej, niż chciała myśleć – w przypadku Jessiego Reeda żadne półśrodki nie wchodziły w rachubę. Albo seks, albo przyjaźń. Seks byłby dobry. Więcej niż dobry. Taki, o jakim marzyła we wczesnej młodości, a potem usiłowała wyprzeć z pamięci, gdy rzeczywistość zaczęła przypominać bardziej komiks Marvela niż Szekspirowski sonet. Tamtego dnia, kiedy Jessie Reed przekroczył próg jej kancelarii, miała trzydzieści dziewięć lat i szukała sposobu, by zapomnieć, że wkrótce skończy czterdziestkę. 7 Był nowy w Sacramento; świeżo po drugim rozwodzie, a od bezdomnego na dworcu autobusowym, którego mijała w drodze do pracy, różniła go tylko inteligencja i skupienie na jednym celu: odbudowie majątku. Dokonał tego dzięki sprytowi, absolutnemu przekonaniu o swojej nieomylności i temu, że całkowicie obce było mu uczucie strachu. Czas traktował jak wroga, odpoczynek zaś jak grzech śmiertelny. Teraz, z głową na wysokim oparciu skórzanego fotela, gęstymi siwymi włosami zachodzącymi na uszy i przymkniętymi oczami, wydawał się kruchy – a określenie to nie pasowało do Jessiego Reeda tak samo jak „niezdecydowany”. Uniósł powieki i bez mrugnięcia spojrzał prosto w oczy Lucy. –Spóźniłaś się – powiedział z nutą irytacji, która podkreślała miękkie, przeciągnięte samogłoski rodem z Oklahomy. –Spotkanie trwało dłużej, niż się spodziewałam. Wyprostował się, przesunął dłońmi po przyklepanych włosach i niecierpliwym gestem pokazał, żeby do niego dołączyła. –No więc czego się dowiedziałaś? Ani razu go nie okłamała. Nawet na towarzyskim gruncie, gdy przyjaciele zwykle z wdziękiem omijają prawdę. Ale tym razem to było coś innego. Nigdy nie prosił, by wzięła udział w czymś, co uważała za nierozważne. Mógł pożyć jeszcze kilka miesięcy, może nawet rok, gdyby przeciwstawił się trudom raka tak samo, jak trudom innych aspektów życia. Mimo to nadal nie wystarczyłoby mu czasu, którego pragnął. 8 –Jak dotąd niczego – odparła. Może nie było to prawdziwe kłamstwo, lecz trochę minięcie się z prawdą. –To za długo trwa. Zatrudnij innego detektywa. – Uniósł się w fotelu. – Do diabła, w tych telewizyjnych talk-show bez przerwy ogłaszają się ludzie, którzy gwarantują, że znajdą każdego w ciągu tygodnia. –Kiedy zacząłeś oglądać takie programy? –Nie w tym rzecz. –Wiem, że nie w tym rzecz. Ale chciałabym wiedzieć, dlaczego marnujesz czas, oglądając… – Czy mogła zadać głupsze pytanie? Trzy i pół miesiąca temu, w Święto Dziękczynienia, Jessie poszedł do szpitala, żeby umrzeć. Żalem i cynizmem przepełniała go świadomość, że nie doczeka nadejścia nowego wieku wraz z zapowiadanymi awariami systemów komputerowych i stopieniem rdzeni w reaktorach. Wyszedł po tygodniu, z nowotworem w remisji, choć nikt nie sądził, że to możliwe. Posępnie pogodziwszy się z myślą, że nie będzie mu dana wieszczona przez lekarzy szybka śmierć, dwa dni później zjawił się w kancelarii i wręczył Lucy kopię testamentu, który sporządził u innego prawnika. Kiedy powiedział, że poszedł z tym gdzie indziej, była zmieszana i urażona, ukryła to jednak starannie. Najpierw przejrzała dokumenty, pobieżnie rzucając okiem na szczegóły. Później, przekonana, że źle coś zrozumiała, przeczytała uważniej. Skończywszy, rozsiadła się w fotelu i wbiła wzrok w mężczyznę, którego, jak jej się wydawało, znała całkiem dobrze. Po lekturze dokumentów, oszołomiona, długo się nie odzywała. –Oglądanie talk-show to jak robienie rozeznania 9 – powiedział Jessie. – Odkryłem cały świat, o którym nic nie wiedziałem. Najwyższy czas się dowiedzieć. Chyba nawet udało mi się rozgryźć apelację. Zupełnie jakbym patrzył na ludzi, którzy po kraksie wyskakują z rozbitego pociągu, żeby ukraść to, co wypadło na tory. Człowiek nie wierzy własnym oczom i czuje się winny, bo się przygląda, ale nie potrafi zamknąć oczu ani odwrócić wzroku. –Tak słyszałam. Nie sądziłam jednak, że kiedykolwiek usłyszę to z twoich ust. –Nie oceniaj mnie zbyt surowo, Lucy – napomniał ją z uśmiechem. – Dzięki temu nie myślę zbyt wiele. Mam zajęcie. –Znaczy inne niż to, które ci podsunęłam? Przez chwilę przypatrywał się jej z zaciekawieniem, zanim odparł: –Nie pamiętam, co mi podsunęłaś. Tym wyznaniem nadłamał jej serce. Jessie miał sześćdziesiąt cztery lata, kiedy się poznali, lecz z umysłem bystrzejszym niż u kogokolwiek, kogo znała, mógł uchodzić za czterdziestoparolatka. Wysoki i szczupły, wyglądał tak, jakby całe życie spędził w siodle. Jego uśmiech zaczynał się od powolnego uniesienia lewego kącika ust, a kończył mrugnięciem w kluczowym momencie. Jessie zjednał ją sobie po pięciu minutach pierwszej rozmowy. Od tamtej pory do każdego mężczyzny przykładała nową miarę. –Poradziłam ci, żebyś odwiedził organizacje charytatywne, te z testamentu – przypomniała mu delikatnie. – Daj im szansę podziękować ci osobiście. –Dlaczego miałbym to zrobić? –Bo to im poprawi samopoczucie. –Nie tak dobrze jak czek. 10 –Nie w tym rzecz. Pozwól mi zorganizować jedno spotkanie. Jeśli ci się nie spodoba, nie będziesz musiał… Pochylił się, przyciskając dłoń do boku, jakby chciał przytrzymać ból. –Nie. –Dobrze. A co powiesz na podróż? Nic długiego ani forsownego, zaledwie dzień lub dwa. – Zastanowiła się. – Spowity mgłą most Golden Gate… jezioro Tahoe… kraina winnic. Mój brat wciąż pracuje w Opus. Mógłby nam załatwić prywatną wycieczkę. Uśmiechnął się drwiąco. –Grałaś kiedyś w taką grę, w której trzeba powiedzieć, co byś zrobiła, gdyby został ci miesiąc życia? – Przetarł dłonią twarz, po czym oparł łokieć na podłokietniku, a podbródek na pięści. – Odpowiedzi przychodzą człowiekowi do głowy z wielką łatwością, kiedy nie ma to żadnego znaczenia. Teraz wszystko wydaje się stratą czasu. Przez całe życie podróżowałem, gromadząc doświadczenia i wspomnienia. Co mi po nich? –Mogłabym zrobić sobie wolne. – Coś w jej głosie sprawiło, że nie zabrzmiało to tak swobodnie, jak planowała. – Moglibyśmy pojechać razem. Wzrok Jessiego przewiercił jej skorupę. –Tylko mi się nie rozklejaj, Lucy. Miałem dobre życie, w większości przeżyłem je na własnych warunkach i miałem na to więcej czasu niż wielu ludzi. Nie skarżę się, tylko szukam dobrego sposobu na zejście ze sceny. –Jak mogę pomóc? –Już pomagasz. Po prostu rób to nieco szybciej. –W żaden sposób nie wybiję ci tego z głowy? – Rozumiała jego potrzebę, by przed śmiercią spróbować pogodzić 11 się z córkami, o których istnieniu jeszcze przed trzema miesiącami nie miała pojęcia. Nie mogła jednak sprawić, by on zrozumiał, że to niemożliwe. Potrzebował wybaczenia, one zaś odpowiedzi i celu, w który uderzyłyby za wypełnione bólem życie. Była dzieckiem rozwodu i emocjonalnego porzucenia. Wiedziała, przez co przeszły córki Jessiego, przez co wciąż przechodzą. W swoim gniewie złamałyby mu serce, wychodząc z założenia, że to ich prawo. Nawet gdyby Jessie miał jeszcze dwadzieścia lat, i tak zabrakłoby mu czasu. –Nic, co powiesz, nie przekona mnie do zmiany zdania – odparł cicho. – Wiem, twoim zdaniem robię to, bo wydaje mi się, że przybiegną i rzucą się w moje ramiona, nazywając mnie tatusiem, ale nie mogłabyś się bardziej mylić. Robię to, bo nie będę umiał stawić czoło śmierci, jeśli nie spróbuję jeszcze raz wyjaśnić im, że nie jestem skurwysynem, za jakiego mają prawo mnie uważać. Odszedłem, ale nigdy o nich nie zapomniałem. Oparł dłonie na podłokietnikach i podźwignął się do pozycji stojącej. Rak nie tyle obnażył jego prawdziwy wiek, ile zapoczątkował rozpad. –Kiedy postanowiłem, że to zrobię, powiedziałem sobie, że chcę im dać tyle spokoju ducha, ile jeszcze zdołam, i niech diabli wezmą konsekwencje, jakie sam poniosę. Żałuję, że to nieprawda, Lucy. Z całego serca żałuję, że nie jestem aż tak bezinteresowny. – Śmiało spojrzał jej w oczy. – Robię to dla siebie. Tylko w ten sposób mogę dać sobie choć odrobinę spokoju. Podszedłszy do biurka, otworzył szufladę i wyciągnął z niej kartkę. –Znalazłem adres, pod którym mieszkała Elizabeth, kiedy parę lat temu próbowałem się z nią skontaktować. 12 Lucy wzięła kartkę. Piętnaście lat temu Jessie odkrył, że jego najstarsza córka mieszka we Fresno, i zadzwonił do niej. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Powiedziała, że załatwi zakaz zbliżania się, jeśli Jessie spróbuje się z nią zobaczyć. Jego listy wracały nietknięte. Po roku dał za wygraną. Omawiając informacje, których potrzebował detektyw, by znaleźć cztery córki Jessiego, Lucy zapytała, czy próbował skontaktować się z którąś poza Elizabeth. Zwyczajnie nie potrafiła uwierzyć, że on porzucił swoje dzieci tak, jak jej ojciec porzucił ją. Jessie ociągał się z odpowiedzią, wyraźnie zdenerwowany. Wtedy mu odpuściła. Teraz postanowiła podjąć kolejną próbę. –Nigdy nie szukałeś żadnej z nich, tylko Elizabeth? Odwrócił wzrok, skupiając się na regałach za biurkiem, gdzie spoczywały skarby i śmieci gromadzone przez całe życie w niewyobrażalnym dostatku i skrajnej nędzy. Pierwsze wydania Hemingwaya i Twaina, groty strzał znalezione na rodzinnej farmie w Oklahomie, łuska z zaoranego pola pod Gettysburgiem. Jedna półka wyróżniała się spośród pozostałych, na nią teraz spoglądał. Pośrodku, na drewnianej podstawce, znajdowało się małe otwierane pudełko. W środku spoczywało Purpurowe Serce z wystrzępioną, wyblakłą, fioletowo-białą wstążką. Relief z brązu był już niemal całkiem wytarty. Przed laty Lucy chciała zapytać o ten medal, ale coś w oczach Jessiego ją powstrzymało. Nigdy więcej nie próbowała. –Jakiś czas temu usłyszałem od dawnego partnera w interesach w Meksyku, że Christina wróciła do Stanów i wybiera się na studia w Arizonie – odparł Jessie. 13 – Po tym, co się stało z Elizabeth, byłem… – Zachwiał się. – Powiedzmy, że nie mogłem się zdecydować na spotkanie twarzą w twarz, dlatego pojechałem do Tucson zobaczyć sztukę, w której występowała. –I? – dociekała Lucy. –Nie poznałem jej. Musiałem zerknąć do programu, sprawdzić obsadę. Kiedy ostatnio ją widziałem, miała trzy lub cztery lata. Byłem głupi, jadąc tam z przekonaniem, że znajdę małą dziewczynkę z moich wspomnień. A jak ona miałaby rozpoznać mnie? – Wzruszył ramionami, fizycznie umacniając swoją decyzję. – A jednak… spróbowałem. To głupie, ale zostałem na to spotkanie po przedstawieniu, kiedy publiczność może porozmawiać z aktorami. Przyglądałem się jej przez długi czas, zanim wymyśliłem, co powiedzieć, żeby jej nie przestraszyć. Zapytałem, czy odziedziczyła po kimś swój talent, a ona odpowiedziała, ale bez choćby śladu zainteresowania, kim jestem. Szukałem jakiegoś powodu, by jej to wyjawić… – Westchnął głęboko, a potem uśmiechnął się ze smutkiem. –A Ginger i Rachel? –Nigdy ich nie szukałem. Cóż, tylko raz czy dwa, kiedy były małe. Biorąc pod uwagę okoliczności, wiedziałem, że gdy dorosną, nie będą chciały się ze mną zobaczyć. – Nie skomentowała tego, więc dodał: – Powiedz, o czym myślisz, Lucy. Po dwudziestu latach wreszcie zrozumiała jego skupienie na jednym celu, wszechogarniające pragnienie zbudowania imperium. Nie miały nic wspólnego z pieniędzmi czy sukcesem. Wypełniał swoje dni, żeby uciec przed duchami i poczuciem winy, które teraz go zżerało. 14 –W żaden sposób nie wybiję ci tego z głowy? – powtórzyła, a on zaprzeczył. –Muszę to zrobić. –W takim razie spróbuję znaleźć jakiś sposób na obudzenie zapału w naszym detektywie – odparła zrezygnowana. –Podwój mu honorarium. –Nie sądzę… –Zrób to, Lucy – rzucił i dodał łagodniejszym tonem: – Wierzę w nowe początki. Bez tego nie znalazłbym się tu, gdzie jestem teraz. – Uśmiechnąwszy się, puścił do niej oko. – Tym razem los jest po mojej stronie. Początek nowego wieku powinien znaczyć coś wyjątkowego, coś niezapomnianego. Myślisz, że doczekałem go bez powodu? 15