Mechanizm porusza nawet szyszynkę Kartezjusza
Transkrypt
Mechanizm porusza nawet szyszynkę Kartezjusza
Creatio Fantastica PL ISSN: 2300-2514 R. XII, 2016, nr 3 (54) Krzysztof M. Maj Mechanizm porusza nawet szyszynkę Kartezjusza Mechaniczny Iana Tregillisa rozpoczyna cykl Wojny alchemiczne w sposób najlepszy z możliwych – jest to mianowicie powieść wybitna. W odróżnieniu od trylogii Marka Hoddera i do pewnego stopnia również legendarnego Upadku Ile-Rien Marthy Wells, steampunkowe światotwórstwo nie ogranicza się tutaj wyłącznie do wymiaru estetycznego. Podobnie jak w pełnometrażowym anime Shisha no Teikoku (Empire of Corpses) w reżyserii Ryoutarou Makihary, steampunk odnosi się tu do kontrfaktycznego continuum czasoprzestrzennego, z punktem dywergencji1 osadzonym w XVII w. w postaci genialnego wynalazku Christiaana Huygensa, łączącego mechanikę i alchemię w dziele stworzenia sztucznego człowieka – Klakiera. Historia rozpoczyna się w momencie niepodzielnego panowania Imperium Holenderskiego, z Francją i Watykanem pozostającymi ostatnimi bastionami katolicyzmu na terenie dzisiejszej Kanady i Świętą Gildią Zegarmistrzowską w roli ponurej korporacji sprawującej zakulisowe rządy i będącej jedynym depozytariuszem sekretu okiełznywania woli mechanicznych Klakierów. Akcja powieści, w ponowoczesnym stylu wrzucającej czytelnika in medias res w wir wydarzeń fabularnych, rozpoczyna się w momencie publicznej egzekucji Klakiera odmawiającego poddania się kontrolującym go geas i dającego wyraz swej wolnej woli okrzykiem „Zegarmistrzowie kłamią!”. Walorem Mechanicznego jest jednak przede wszystkim to, że Tregillis pozwala czytelnikom spoglądać na ten kluczowy i symboliczny (Klakier nazywa siebie Adamem) akt buntu sztucznymi oczami Jaxa, służącego u możnego Recenzja książki: Ian Tregillis, Mechaniczny [The Mechanical], przekł. Bartosz Czartoryski, Warszawa: SQN 2016, ISBN: 978-83-7924-686-1, ss. 480. Do recenzji udostępniono egzemplarz sprzed ostatecznej redakcji i korekty. Punkt dywergencji — moment rozejścia się faktycznego i kontrfaktycznego continuum, oddawany zdaniami kontrfaktycznymi „Co by było gdyby…”; np. Co by było, gdyby Napoleon wygrał pod Berezyną (przyp. red.). 1 1 rodu Schoonraadów. Prowadzenie narracji z perspektywy sztucznego konstruktu jest wprawdzie pomysłem nienowym – teoria literatury zna przypadki czynienia tzw. nienaturalnymi narratorami nawet przydrożnych kamieni. Tregillisowi jednakowoż udaje się chwyt ten znakomicie wykorzystać do uwiarygodnienia postępującej ewolucji samoświadomości Jaxa i lepszej motywacji częstych strumieni świadomości i monologów wewnętrznych, znamionujących kształtowanie się Wolnej Woli. O tak, w Mechanicznym nie brakuje teologicznych i filozoficznych rozważań na temat ontologicznych różnic między stwórcą a stworzeniem (kreatorem a konstruktem, panem a poddanym i tak dalej), fenomenologii duszy (i ducha), źródeł i ograniczeń Wolnej Woli czy etyki sprawowania niepodzielnej kontroli nad maszyną. Czym różni się Klakier od zegarka kieszonkowego? – pada w pewnym momencie pytanie, skierowane do reprezentującego drugą perspektywę narracyjną pastora, i pozostaje w zasadzie bez odpowiedzi. Mechaniczny jest do pewnego stopnia konfrontacją trzech światopoglądów: laickiego, kalwinistycznego i katolickiego, różniącego się w zdaniach na temat istnienia i roli duszy jako gwaranta Wolnej Woli i – jak powiedzielibyśmy współczesnym językiem – praw człowieka. Tregillis genialnie łączy oświeceniowy racjonalizm kartezjański z dylematami etycznymi transhumanizmu, nieradzącego sobie nawet po całym doświadczeniu ponowoczesności ze sproblematyzowaniem relacji człowieka do rozumnej maszyny. Czy samoświadomość, zdolność interioryzacji przeżyć, autoidentyfikacji czy podmiotowego wskazania siebie jako jestestwa, rozumnego i myślącego bytu, spełniają warunek uznania mechanicznego konstruktu jako równego pod względem etycznym wobec swoich konstruktorów? Czy zegarek kieszonkowy rozpoznający w zdumieniu – które, jak wiadomo, jest początkiem wszelkiej filozofii – siebie jako jestestwo zwane zegarkiem kieszonkowym, zyskuje prawo równego traktowania? Podmiotowość? Obywatelstwo? Prawo do stanowienia o sobie i decydowania o innych? Z takimi oto przemyśleniami pozostawia czytelników Tregillis, zachęcając do głębokiego przemyślenia dokonującej się w świecie Wojen alchemicznych rewolucji technologicznej i proponując krytyczne odczytanie steampunku jako narracji transhumanistycznej – a więc niejedynie estetycznego sztafażu, sprowadzającego się do obmyśliwania kolejnych pseudowiktoriańskich fantasmagorii. Nie oznacza to oczywiście, by w Mechanicznym brakowało elementów konwencji steampunkowej: wręcz przeciwnie! Są mechaniczne konstrukty, jest rewolucja technologiczna, są lampy gazowe, fetysz na punkcie fortyfikacji dorównuje feblikowi stryjaszka 2 Tobyego z Tristrama Shandy – jednak, co najważniejsze, jest także alchemia, co rewelacyjnie nawiązuje do udokumentowanych zainteresowań siedemnasto- i osiemnastowiecznych luminarzy, z Isaakiem Newtonem na czele. Umiejętne żonglowanie tego rodzaju aluzjami, bynajmniej niezaburzającymi imersji w kontrfaktycznym świecie Wojen alchemicznych, jest niewątpliwym i głównym atutem powieści Tregillisa – choć, znów, niejedynym. Postmodernistyczny zabieg fokalizacji zastosowany jest bowiem nie tylko do postaci Jaxa, ale również katolickiego księdza w przebraniu pastora, Luuka Vissera, pełniącego beznadziejną funkcję męczennika za przegraną sprawę, oraz wicehrabiny Berenice Charlotte de Mornay-Périgord, o równie długim, co absolutnie niezapamiętywalnym nazwisku – za to o budzącym sympatię zadziornym charakterze2. W odróżnieniu jednakowoż od tak wielu autorów fabuł fantastycznych, mknących naprzód w pogoni za atrakcyjnymi perypetiami, Tregillis idealnie równoważy partie opisowe i dialogowe, dbając równocześnie o niespieszne dozowanie informacji o świecie narracji i nie zrzucając na czytelników megatonowego ładunku infodumpu od razu w pierwszym rozdziale powieści. Wreszcie, co jest już absolutnym unikatem w najnowszej fantastyce, Mechaniczny nie kończy się nachalnym cliffhangerem i może być zarówno czytany, jak i oceniany jako samodzielna powieść, a nie tylko drobna część większego cyklu – co nie oznacza jednakże, by Tregillis rezygnował z pozostawienia czytelników Wojen alchemicznych w niepewności. Mechanicznego rekomenduję z całą stanowczością zarówno wszystkim wielbicielom nurtu steampunku, jak i koneserom ambitniejszej fantastyki, zwłaszcza w jej postmodernistycznych odsłonach. Powieść skrzy się od dowcipu i nienachalnej erudycji, nie stroniąc od pogłębiania warstwy filozoficznej i światotwórczej bez równoczesnych strat w dynamice akcji. Pozostaje mi się szczerze cieszyć, że wydawnictwo SQN zdecydowało się na wydanie jej polskiego przekładu i z niecierpliwością oczekiwać publikacji kolejnych tomów cyklu. Aha, byłbym zapomniał: Zegarmistrzowie kłamią. Soczyste potoki przekleństw wicehrabiny Berenice Charlotte de Mornay-Périgord ustępują swą złożonością i erudycją jedynie barokowym inwektywom, z których słynie w redakcji CF Ksenia Olkusz. 2 3