Test HiFiMAN HE-6

Transkrypt

Test HiFiMAN HE-6
Test HiFiMAN HE-6
poniedziałek, 06 lutego 2012 02:00 - Poprawiony wtorek, 07 lutego 2012 09:41
Dopiero co skończyłem pisać recenzję o
stopień niższego modelu HiFiMAN’a i dość
niezadowolony z konieczności jego zwrotu,
jako że bardzo ciekawie słuchawki te
grały, pomaszerowałem ku stojącemu pod
bramą kurierowi, a tu okazało się, że nie
tylko paczkę mam mu przekazać, ale także
on ma paczkę dla mnie.
Test HiFiMAN HE-6
Autor: Piotr Ryka.
Wstęp.
Zawartością okazał się przedmiot niniejszej recenzji, o którym wiedziałem, że ma
nadejść, ale w późniejszym terminie. Znakomicie – pomyślałem – bo już w opisie
zwracanego modelu HE-5LE dopominałem się o możliwość jego posłuchania. Napisałem tam,
że w nowych ortodynamikach HiFiMAN’a wiele jest bardzo ciekawych elementów
brzmieniowych, jednakże – przynajmniej z poziomu reprezentanta drugiego od góry – nie
potrafią one wysławiać się w sposób znamionujący arcymistrzostwo dykcyjne,
charakteryzujące takich słuchawkowych asów jak Sennheiser Orfeusz czy Ultrasone
Edition9. Dźwięk urywał się przed zyskaniem kompletnej formy, a przy tym jego postura
pozostawała nieco zbyt sztywna, niezdolna wlać się w tęże formę z całą precyzją
mistrzowskiego odlewu. Wiedziałem przy tym, że model HE-6 posiada lepszej jakości
membranę i doskonalsze magnesy napędzające, czyli ma po prostu lepsze przetworniki.
No a gdyby okazało się, że przetworniki te zachowując wszystkie atuty modelu HE-5LE
potrafią także prawidłowo się wysławiać, wypowiadając muzyczne frazy nie gorzej od
najlepszych, wówczas ho, ho, co mogło się zdarzyć…
Technologia.
Napisałem to już parę razy przy okazji recenzowania słuchawek ortodynamicznych, ale
dla porządku raz jeszcze powtórzę: one są konstrukcyjnie odmienne, a odmienność ta
1 / 9
Phoca PDF
Test HiFiMAN HE-6
poniedziałek, 06 lutego 2012 02:00 - Poprawiony wtorek, 07 lutego 2012 09:41
polega na posiadaniu cewki wtopionej bezpośrednio w membranę (inaczej diafragmę),
przy czym membrana ta jest po obu stronach obłożona magnesami sterującymi, a ponieważ
sterowanie to obejmuje jednocześnie całą powierzchnię diafragmy, powinno,
przynajmniej teoretycznie, być bardziej precyzyjne od tego z najczęściej spotykanych
słuchawek dynamicznych, mających jedynie centralnie położoną ruchomą cewkę. Poza tym
membrany ortodynamików, podobnie jak membrany elektrostatów, mogą być cieńsze i
elastyczniejsze, co jest oczywiście atutem.
Sama technologia ortodynamiczna, zwana także planarną lub izodynamiczną, jest
stosunkowo stara. Słuchawki o tej konstrukcji święciły tryumfy od połowy lat 70-tych
po koniec 80-tych zeszłego stulecia, by następnie niemal całkowicie zaniknąć. Liderem
produkcji był wówczas potężny koncern Yamacha. Z kolei firma HiFiMAN jest bardzo
młoda; jej pierwszy rynkowy produkt, oznakowany symbolem HE-5 (zastąpiony rok później
przez HE-5LE), pojawił się w 2009 roku, a przedmiot recenzji, flagowe obecnie HE-6,
debiutowały w czerwcu 2010 roku. Prace nad skonstruowaniem najwyższej klasy słuchawek
planarnych twórca firmy, dr Fang Bian, rozpoczął jednak znacznie wcześniej, bo już w
2003 roku, przy czym poprzednio także zajmował się inżynierią słuchawkową, próbując
zbudować tańszą wersję legendarnego Sennheisera Orfeusza, czego owocem są dostępne
dziś elektrostatyczne słuchawki Jade.
Jak na wstępie wspomniałem, model HE-6 wyróżnia się wyższej klasy przetwornikami. Tak
samo jak u HE-5LE przetworniki te mają mylarową diafragmę, lecz napyloną warstewką
złota a nie aluminium, dzięki czemu może być ona cieńsza i lżejsza, bo złoto jest
bardziej wydajne od aluminium. Jednocześnie magnesy napędzające są silniejsze, co
skutkuje większą precyzją sterowania. W sukurs tym usprawnieniom przychodzi
okablowanie z miedzi monokrystalicznej, wyprodukowane przez chińską firmę Yongsheng,
dające zdecydowanie lepsze przewodzenie. A gdyby ktoś zapragnął pójść jeszcze krok
dalej, firma ALO Audio ma dla niego kable jeszcze wyższej jakości, życząc sobie za
nie skromne 550 dolarów.
Napisałem okablowanie, ponieważ słuchawki mają dwa komplety kabli, oba odpinane przy
muszlach. (ALO Audio za swoje 550 dolarów oferuje pojedynczy przewód z końcówką XLR
oraz przejściówkę na duży jack.) Pierwszy z oryginalnych kabli jest zwykły, czyli
zakończony tradycyjnym wtykiem 6,3 mm, a drugi ma symetryczną końcówkę czteropinową,
analogiczną z tymi od AKG K1000. Racją istnienia tego drugiego jest fakt posiadania
przez niemal wszystkie modele HiFiMAN’a, a już zwłaszcza HE-6, skuteczności prawie
równie niskiej co dawny flagowiec AKG, skutkiem czego wpinanie ich w tory dla tychże
AKG jest czynnością jak najbardziej uzasadnioną, o czym jako posiadacz K1000 miałem
się okazję osobiście przekonać. HiFiMAN wyposaża też swojego flagowca w przejściówkę
do łączenia z normalnymi wzmacniaczami, czego uzasadnieniem odnotowany w materiałach
informacyjnych fakt konieczności napędzania go mocą aż 5-20 watów. Tak więc model
HE-6 można i należy łączyć ze zwykłymi wzmacniaczami, bo tak naprawdę tylko wówczas
pokaże co potrafi. Trzeba oczywiście przy tym uważać, by wpiąwszy go w coś naprawdę
mocnego nie uczynić mu krzywdy, ale to nie jest chyba wymóg przerastający możliwości
behawioralne przeciętnie rozgarniętego audiofila.
Z kolei osobom lubiącym załatwiać sprawy po linii najmniejszego oporu, firma HiFiMAN
oferuje wzmacniacz własnej produkcji; tranzystorowy i zapewniający mocowe minimum,
czyli 5 watów na kanał. Kosztuje on na rynku amerykańskim dokładnie tyle samo co
słuchawki, to jest 1299 USD.
2 / 9
Phoca PDF
Test HiFiMAN HE-6
poniedziałek, 06 lutego 2012 02:00 - Poprawiony wtorek, 07 lutego 2012 09:41
Wygląd i wygoda. W tym miejscu mogę czytelnika z czystym sumieniem odesłać do recenzji słuchawek
HE-5LE (http://rms.pl/audiofilskie/profesjonalne/test-hifiman-he-5le-hifiman-ef-5),
ponieważ na oko oba modele prawie się nie różnią. Jedyne czego się można dopatrzyć,
to położony na HE-6 lepszej jakości lakier – metalizowany, jak z dumą informuje
producent. Poza tym odniosłem wrażenie, że HE-6 układają się odrobinę lepiej, co może
być tylko złudzeniem, chociaż wytwórca utrzymuje, że faktycznie są lepiej
wymodelowane. Być może wygoda ta bierze się z trochę grubszego obszycia nagłownego
pałąka, może z mniejszego uścisku serwowanego przez muszle, może z czegoś jeszcze
innego, a może tak naprawdę wcale jej nie ma. W każdym razie słuchawki są całkiem
wygodne, a ich wymienne skórzane bądź welurowe pady są przyjemne w kontakcie ze
skórą.
Ciekawy efekt estetyczny w połączeniu z eleganckimi, masywnymi i jednolicie czarnymi
muszlami, stanowią wspomniane kable od Yongshenga, oferowane tylko wraz z modelem
HE-6. Są bladoróżowe i plecione z dwóch cieniutkich drucianych nitek, kontrastujących
z masywnością muszel. Mnie się ten kontrast podobał, choć trzeba przyznać, że kabel
od ALO Audio prezentuje się jeszcze efektowniej. Podobno także sporo dobrego wnosi do
dźwięku, ale w to możemy tylko wierzyć na słowo.
Słuchawki pakowane są w porządne czarne pudło, a dostarczone z nimi kable znajdują
schronienie w bardzo ładnym welurowym woreczku. W sumie, jak za produkt wyceniony na
polskim rynku na ponad pięć tysięcy złotych, jest na tle konkurencyjnego peletonu
całkiem zadowalająco i przyzwoicie. Nie mamy wprawdzie do czynienia z jakąś
szczególnie wyrafinowaną estetyką ani urzekającą wygodą, ale poziom ogólny jest
całkowicie akceptowalny, a konstrukcyjnym wyróżnikiem wydaje się solidna budowa, nie
rodząca obaw o trwałość. Producent wspomina też, że awaryjność przetworników w
okresie gwarancyjnym oscyluje wokół jednego promila, co wydaje się niezłym wynikiem.
Brzmienie.
Krętymi ścieżkami technologii, estetyki i ergonomii dochodzimy na koniec
do audiofilskiej krynicy mądrości, czyli do brzmienia.
Więc jakże to: czy spełnią się pokładane oczekiwania, czy popularna w latach 70-tych,
a potem zarzucona i znów wskrzeszona technologia planarna ujawni swoje przewagi? Czy
da radę sprostać nieustannie rozwijanej, idącej w międzyczasie naprzód technice
słuchawek dynamicznych i elektrostatycznych? Tą historię można opowiedzieć w paru
słowach, lecz że jestem starym nudziarzem, opowiem ją po swojemu.
Słuchawki rozpakowałem następnego dnia, bo wcześniej nie miałem na to czasu, dzięki
3 / 9
Phoca PDF
Test HiFiMAN HE-6
poniedziałek, 06 lutego 2012 02:00 - Poprawiony wtorek, 07 lutego 2012 09:41
czemu nabrały temperatury pokojowej, co według niektórych jest nie bez wagi dla
brzmienia. Bez żadnych ceregieli wpiąłem je następnie w miejsce własnych AKG K1000,
czyli do końcówki mocy Croft Polestar1 poprzedzonej przedwzmacniaczem ASL Twin-Head i
odtwarzaczem Cairn Soft Fog V2. Dodać tu muszę, że ten Twin-Head bardzo jest
przerobiony; ma między innymi lampy mocy 45 w miejsce oryginalnych 2A3, wielkie
kondensatory wyjściowe Jensena i dwa krokowe potencjometry DACT, po jednym na kanał.
Cairn też coś tam na rzecz swojej lepszości niegdyś podłapał, na przykład zegar LC
Audio i kondensatory Black Gate. Ale nie w tym rzecz. Otóż słuchawki zagrały nędznie.
Zwłaszcza góra była żałosna. Przejście powrotne na K1000 ukazało przeraźliwy rozziew
w mierze reprodukcji sopranów i ogólnej kultury brzmienia, z czystością artykulacji
na pierwszym miejscu.
E tam, pomyślałem sobie, coś tu nie gra, i to nie tylko te HE-6. Nie może to być,
żeby niższy model tak mi się podobał, a te były takie marne. To znaczy, oczywiście,
tak być mogło, tylko było to bardzo mało prawdopodobne. Główkować nad zaistniałym
dylematem nie musiałem wcale, bo sprawa od początku wydawała się jasna, aczkolwiek
jakiś niepokój oczywiście był. Do czego zmierzam, otóż ten Croft ma osobliwy zwyczaj
najlepiej napędzać AKG K1000, kiedy zaaplikować mu nieprawidłową lampę. Tak nawiasem
jest on hybrydą, mającą tylko jedną lampę w torze. Powinna nią być 5965, lecz z racji
nieznanych a mrocznych z K1000 lepiej, a w każdym razie jak dla mnie ciekawiej,
wypada w tej roli ECC83 Mullard „long anode”, która włożona w miejsce 5965 pracuje
pod przeciążeniem. Co jednak dobre dla K1000, dla HE-6 okazało się katastrofalne. A
ponieważ słuchawki HE-5LE testowałem z prawidłową lampą, odgadnięcie przyczyny złego
brzmienia HE-6 nie stanowiło problemu.
Płynie stąd ważna nauka – te słuchawki niczego nie wybaczają, w związku z czym sygnał
im podawany musi być perfekcyjny. Musi też być bardzo nasycony, na ile możliwe
barwny, ile się da szczegółowy, no i przede wszystkim bardzo mocny. Moc jest tutaj
kluczem. Bez niej te słuchawki nie grają i powiedzmy to od razu, nie grają także na
niskich poziomach głośności. W niektórych recenzjach można napotkać sugestie, że
melomani lubiący słuchać cichej muzyki, powinni nabyć Grado GS-1000. Osobiście zdania
tego nie podzielam. Jak już, to raczej Staksa Omegę II Mk1 albo Staksa SR-009. W
każdym razie od HiFiMAN’a HE-6 powinni się miłośnicy cichej muzyki trzymać raczej na
dystans, bo on nie to, że po cichu nie zagra, ale traci wówczas tyle ze swego
potencjału, że naprawdę szkoda go do takiej roli. Poza tym mimo ulepszeń względem
niższego w klasyfikacji bratanka, jego dźwięku nie można postawić na dokładnie tym
samym poziomie brzmieniowego wyrafinowania co najwybitniejszych pod tym względem
zawodników, z Sony MDR- R10 na czele. Dystans względem niższego modelu niewątpliwie
bardzo się zmniejszył, ale tak do końca nie zatarł i nie może być co do tego
wątpliwości. Nie jest to przy tym kwestia odczytu samych szczegółów, bo te HE-6 łapią
bez problemu, tylko pewnej elastyczności w odpowiedzi na sygnał, zdolnej przybierać
kształt dowolnie skomplikowany. Wspomniane Sony elastyczność tę miały niezrównanej
jakości, jednakże jedynie w zakresie wysokich i średnich częstotliwości, podczas gdy
bas pozostawał ułomny, podobnie jak nieco ułomny (choć w znacznie mniejszym stopniu)
jest bas AKG K1000. One także najlepiej sprawdzających się w sopranach i na średnicy,
przy czym nadają dźwiękowi dużo więcej energii niż Sony, których dźwięk okazuje się
znacznie bardziej łagodny i ezoteryczny. Świeżej daty nawiązaniem do tego typu
wysublimowanej w najwyższym stopniu dźwiękowej reprodukcji (chociaż mającym całkiem
przyzwoity rewir basowy), są najnowsze flagowce Staksa SR-009, których specyfikę
opisałem w odnośnej recenzji.
A zatem? Stoi zatem HiFiMAN HE-6 na straconej pozycji względem najlepszych, czy się
jakoś obroni? Otóż nie stoi i bardzo jest do tego daleko.
Wpiąłem Croftowi przynależną lampę 5965 (JAN RCA) i odczekałem stosowną chwilę, by
się rozgrzała. A potem, potem moi mili przeżyłem jedne z najciekawszych chwil w
4 / 9
Phoca PDF
Test HiFiMAN HE-6
poniedziałek, 06 lutego 2012 02:00 - Poprawiony wtorek, 07 lutego 2012 09:41
towarzystwie słuchawek jakie dane mi było przeżyć. Ale najpierw napiszę, jak one
grają, a dlaczego było tak wspaniale, zostawię sobie na deser.
Dźwięk jest bardzo bliski i otacza nas z trzech stron (za plecami nie
grają, a nie śmiejcie się, niektórym słuchawkom się to czasami przydarza).
Jednocześnie nie zaznacza się, albo co najwyżej w bardzo niewielkim stopniu,
nierzadka tendencja do uciekania dźwięków w górę. Nic także nie gra w samej głowie,
podczas gdy u nowego flagowego Staksa gra. (Hańba mu!)
W porównaniu z HE-6 dźwięk AKG K1000 jest postawiony dużo dalej i idzie zdecydowanie
w głąb, miast nas osaczać. Ma holografię, wyrafinowanie, szybkość, dynamikę i
wspaniałą paletę smaków…
Co na to odpowiada flagowy HiFiMAN? Nie ma holografii, ale jest jeszcze szybszy. Nie
ma takiej palety smaków, ale energię ma co najmniej nie gorszą. I ma coś jeszcze – ma
bas. A bas to jest, sami wiecie szanowni panowie, coś bez czego muzyka staje się
ułomna i pozbawiona ważnej części urody. Ten bas w HE-6 nie jest aż taki na miarę
kolumn głośnikowych z bas-refleksem, ale w porównaniu z niemal całą słuchawkową
konkurencją załatwia sprawę jednym potężnym grzmotem, do którego inni mogą sobie co
najwyżej powzdychać. I nie jest to bas gdziekolwiek się wpychający. Kiedy go nie ma w
nagraniu, u HE-6 też go nie ma. Jest tylko wtedy, gdy jest.
Jak chodzi o basową potęgę, chyba tylko Ultrasony E9 mogłyby stanąć w zawody, bo
chociaż mające także konstrukcję planarną Audez’e LCD-2 bas mają bardzo wielkich
rozmiarów, nie jest on ani tak perfekcyjnie wyrażony, ani tak precyzyjnie ograniczony
do samego obszaru swego występowania. Co do innych słuchawek obdarzonych dużym basem,
jak Sennheiser HD 650 czy Beyerdynamic DT150, to jest to zupełnie inna klasa ogólna i
nawet nie ma co porównywać. Także flagowe Grado PS-1000, mimo wspaniałego basu i
znakomitej ogólnej artykulacji, nie dają tyle frajdy. Więc co z tą frajdą, spytacie?
Przejdźmy zatem do clou.
Na początek parę zastrzeżeń. Biorę odpowiedzialność wyłącznie za ich brzmienie we
własnym systemie i stanowczo podkreślam, że swój wielki muzyczny spektakl słuchawki
HiFiMAN HE-6 dają wyłącznie na bardzo dużych poziomach głośności. Z tego względu są
niebezpieczne, bo pchają właściciela w czeluść hałasu i to takiego, który może przy
długim słuchaniu uszkodzić słuch. A oprzeć mu się jest rzeczą niebywale trudną, bo to
czysty narkotyk. Jak urzeczony słuchałem VII symfonii Beethovena pod Karajanem,
siedząc w pierwszym rzędzie Berlińskiej Filharmonii, a może nawet bliżej, niemal
pośród orkiestry. Ogrom, szybkość i naturalność dźwięku była powalająca. Skoro tak to
wygląda, pomyślałem sobie, trzeba sięgnąć po rocka. Czy myśleliście kiedyś, że dane
wam będzie stać na scenie razem z Led Zeppelin, zupełnie jakbyście byli członkiem
zespołu? Ja nie myślałem. Nie wierząc własnym uszom zawołałem syna, bo kiedy się
takich rzeczy doświadcza, człowiek traci pewność własnego osądu. Nic nie mówiąc
puściłem mu jego ulubione solo perkusyjne z „Moby Dicka”. Wysłuchał w skupieniu i
powiedział: – Nieprawdopodobne, zupełnie jakbym sam grał na tej perkusji. (Jest
perkusistą.)
Tak to właśnie brzmi, całkiem nieprawdopodobnie. I kiedy się tego słucha, a słuchać
5 / 9
Phoca PDF
Test HiFiMAN HE-6
poniedziałek, 06 lutego 2012 02:00 - Poprawiony wtorek, 07 lutego 2012 09:41
bardzo długo niestety nie można, wszystkie te Orfeusze, K1000, czy R10 zdają się
jakieś mniej istotne. Puściłem sobie jedno ze sztandarowych nagrań Jordi Savalla –
„Caucha” z płyty „Villancicios y Danzas Criollas”. Tancerze porwali mnie za ręce i w
jednej chwili znalazłem się pośród nich. Niezrównane przeżycie, niemożliwe z innymi
słuchawkami. Puściłem Fugę organową Bacha i nie wytrzymałem. Napór dźwięku był zbyt
potężny. Nie byłem, jak ze Staksem SR-009, samym organistą, tylko stałem na wprost
organów i ich dźwięk mnie miażdżył. Uciekłem.
To prawda, że z K1000 albo SR-009 można się rozkoszować bogactwem muzycznych smaków,
podpatrywać niuanse, albo przepatrywać budowę wewnętrzną fortepianu. Że Stax Omega II
ma bajeczną holografię, a Grado GS-1000 bajeczną scenę. Że dźwięk Sony R-10 jest
delikatny i subtelny jakby był z morskiej pianki, a Orfeusz wszystko potrafi. Prawdą
jest i prawdą zostanie, że dźwięk Staksa SR-Omega to czysta kremowa słodycz, czyniąca
kobiece głosy śpiewem rajskich cherubów. Jednakże żadne z tych słuchawek nie potrafią
dać takiej złudy naturalizmu na realnych poziomach głośności. Ja w każdym razie
niczego takiego nie doświadczyłem. (Najbliższy wydaje się Orfeusz.) Dźwięk HE-6
potrafi cały do was przylgnąć, dotrze do każdego skrawka waszej skóry, nie pozostawi
milimetra swobody. Jest żarłoczny, nachalny, nie znoszący sprzeciwu. Jest prawdziwy.
Pisałem kiedyś, porównując Sennheisery HD 800 z AKG K1000, że dźwięk tych ostatnich
jest na wskroś przeszywający i nie można mu się oprzeć. To prawda, ale tylko w
wymiarze emocjonalnym, bo K1000 ukazują muzykę graną przez kogoś innego, muzykę
zewnętrzną, dziejącą się w pewnym oddaleniu i z tego oddalenia docierającą, i dopiero
wówczas przeszywającą. Tymczasem muzyka reprodukowana przez HE-6 nie zna żadnego
dystansu. Jesteście w niej zanurzeni i często staje się tak, a zależy to od nagrania,
że odnosicie wrażenie, iż tworzycie ją sami, że jest waszym bezpośrednim udziałem. To
jest niesamowite i niepowtarzalne.
Rekomendacja.
Słuchawek HiFiMAN HE-6 nikomu nie polecę. Jeżeli je nabędziecie, to
tylko na własną odpowiedzialność. Nie mam ochoty wysłuchiwać, że wcale tak nie grają
i mam jakieś zwidy w torze dla audiofilskich oszołomów, albo że są za głośne i do
normalnego użytkowania się nie nadają. Cudze poglądy w odniesieniu do sprzętu którego
sam słuchałem mało mnie obchodzą, ale recenzje pisze się przecież nie dla siebie, co
muszę brać pod uwagę.
Słyszałem co słyszałem i mogę zaproponować, byście spróbowali usłyszeć sami. Jest
wiele wysokiej klasy słuchawkowych wzmacniaczy, od topowego RudiStora po dwa topowe
WooAudio. Jest Apex Pinnacle, Balancing Act, Apache, Dark Star i wiele innych.
Jednakże trzeba brać pod uwagę, iż nie wszystkie z nich są w stanie oddać aż pięć
watów na kanał, a niektóre z tych co potrafią, potrafią to jedynie na wyjściach
głośnikowych, które często są dla nich tylko dodatkiem i okazują się nie najwyższej
jakości. W efekcie pojawiają się opinie (np. Tylla Hertsensa albo Srayana Ebaena) o
raczej rozczarowującym brzmieniu nowych flagowych HiFiMAN’ów. Ale są też różne tory
pod AKG K1000 oraz jedyny chyba w miarę normalny cenowo słuchawkowy wzmacniacz mający
wystarczającą moc – Grace Design. Jest też oczywiście nowy firmowy wzmacniacz EF-6.
No a przede wszystkim są normalne wzmacniacze. Jeżeli uważacie, że wasz system
posiada odpowiednio wysoką klasę, a solidnie hałasujące na zewnątrz słuchawki o
budowie otwartej mimo posiadania normalnych kolumn głośnikowych się wam do czegoś
przydadzą, bo na przykład sąsiad z góry nie podziela waszych zapatrywań na
6 / 9
Phoca PDF
Test HiFiMAN HE-6
poniedziałek, 06 lutego 2012 02:00 - Poprawiony wtorek, 07 lutego 2012 09:41
przyjemności płynące z nocnego muzykowania, możecie sobie posmakować wypożyczonych
HE-6. Za nic nie ręczę, za nic nie odpowiadam. Złożyłem tylko relację. Można jej
wierzyć albo nie. To wasza sprawa.
Dźwiękowe próbki i związany z tym problem.
Recenzorskim wygodnictwem byłoby nie napisanie na koniec paru słów o konkretnych
przykładach brzmień w odniesieniu do wyrobu tak wcześniej pochwalonego. Właściwie już
to odbębniłem w samym opisie dźwięku, ale dla porządku, a właściwie z uwagi na jedno
zagadnienie, coś jeszcze dopiszę. I teraz o tym zagadnieniu.
Otóż jest pewien problem. Ja w każdym razie taki posiadam. Siedzę sobie
i piszę recenzję, a w międzyczasie wymieniam z żoną uwagi na tematy, dajmy na to,
polityczne, bo ona akurat ogląda „Wiadomości”. I jej głos jest, jak to się mówi,
normalny. W normalnym pokoju normalnie nie ma pogłosu, a mowa potoczna pozbawiona
jest śpiewności i słodyczy. Powie ktoś, no tak, ale twoja żona nie jest wokalistką i
nie występuje na scenie, a ciebie zna od tak dawna, że nie ma ochoty przemawiać do
cię „na słodko”, i dlatego jej głos jest normalny i tylko normalny. Dobrze, weźmy w
takim razie płytę z normalnie wypowiadanym głosem normalnej osoby. Akurat taką
posiadam. Na „The Tarantino Collection” Quentin Tarantino opowiada, na jakiej
zasadzie dobiera podkłady muzyczne do swoich filmów. I ta jego normalna wypowiedź w
wydaniu takiej Audio-Techniki ATH-W5000 albo Staksa Omegi i w ogóle zdecydowanej
większości wysokiej klasy słuchawek, staje się jakaś nieautentyczna – zbyt
emfatyczna, pogłosowa, z nadnaturalną precyzją artykulacji. Słowem, nie jest taka jak
w życiu. Rzecze ktoś – No tak, ale systemy audio mają przecież za zadanie zwodzić
nasze zmysły bogactwem brzmienia, nic w tym zatem nie ma nagannego, że upiększają. Są
po prostu ukierunkowane na wzbogacanie. W porządku, przejdźmy zatem do drugiego
budynku i poprośmy syna perkusistę, by zechciał trącić pałeczką talerz Zildjiana.
Lekkie muśnięcie i prawdziwy instrument dobywa z siebie bogactwo dźwięków, którego
żaden system, nawet taki piekielnie drogi, nie jest w stanie powtórzyć. A podobno są
to systemy nastawione na upiększanie… Ale co tam perkusja, nie ona jest Canossą
systemów audio. Podejdźmy do szkoły muzycznej, a opodal mam taką, i poprośmy
nastolatka, żeby zechciał dmuchnąć w jakąś trąbę, najlepiej w helikon. Powstająca
wówczas fala dźwiękowa ośmiesza każdą aparaturę audio, a już wszelkie słuchawki w
ogóle nie mają czego szukać.
Widzicie dychotomię? Bo ja widzę. Z jednej strony normalna mowa nie jest normalna
tylko sztucznie wzbogacona, z drugiej autentyczny bogaty dźwięk nie potrafi być
powtórzony. Mamy więc dwustronne przeinaczanie i jeszcze do tego przeciwbieżne.
Przenieśmy to zagadnienie na łono słuchawek HE-6. Pewne jest, że Quentin Tarantino
wypada na nich najbardziej naturalnie. Na drugim biegunie instrumenty dęte też
odznaczają się znakomitą jak na słuchawki reprodukcją. A zatem? A zatem są flagowe
HiFiMAN’y w odpowiednim dla nich torze naturalnymi i bardzo wszechstronnie
prezentującymi się słuchawkami, pozbawionymi sztucznych upiększeń, przesłodzeń i
nadnaturalnych ozdobników. Dla kogoś przyzwyczajonego do audiofilskich produkcji może
to stanowić pewien problem, ponieważ może się poczuć nieswojo. Te same utwory,
zwłaszcza wokalne, zabrzmią inaczej. A czy znajdzie to jako wadę, czy zaletę, to już
kwestia jego prywatnych upodobań, do których nic recenzentom.
7 / 9
Phoca PDF
Test HiFiMAN HE-6
poniedziałek, 06 lutego 2012 02:00 - Poprawiony wtorek, 07 lutego 2012 09:41
Ujmując rzecz od strony ogólniejszej muszę przyznać, że nie umiem rozstrzygnąć, czy
oszczędniejsza forma brzmieniowa HE-6 jest bardziej naturalna od niesłychanie bogatej
w ornamentykę reprodukcji Orfeusza albo Sony R10. Czy ich bardzo szybki, urywający
się dźwięk jest prawdziwszy od wypowiedzianego do ostatniego muzycznego atomu dźwięku
Ultrasonów Edition9. Są to niewątpliwie różne szkoły brzmienia, ale czy forma
dźwiękowego odlewu, o której pisałem na początku, powinna rzeczywiście być aż tak
perfekcyjna? Czy nie jest to przekłamanie, patrzenie na muzyczny utwór poprzez swego
rodzaju szkło powiększające, a jednocześnie podejście i tak niezdolne do oddania
całego muzycznego bogactwa? Nie wiem. W sumie najważniejsza i tak jest satysfakcja
słuchającego, a tę każdy ma tylko na własny użytek i sam ją sobie musi zorganizować.
Zbierzmy to w punktach:
Zalety:
- Wspaniały realizm.
- Całkowita bezpośredniość.
- Naturalność stylu.
- Potęga brzmienia.
- Doskonała szczegółowość.
- Potężny i świetnie kontrolowany bas.
- Fantastyczna szybkość.
- Nie gorsza dynamika.
- Perfekcyjna klarowność.
- Scena, na którą zostajesz wrzucony.
- Wbrew niektórym opiniom, zupełnie nie sybilują.
- Soprany bez żadnych ograniczeń.
- Do każdego repertuaru.
- Rock i w ogóle wszelka głośna muzyka to na nich niezapomniane przeżycie.
- Rzadko spotykana szerokość przenoszonego pasma.
- Wyjątkowo precyzyjnie ukazują jakość nagrań, zarówno od strony samego dźwięku jak i
aranżacji scenicznej.
8 / 9
Phoca PDF
Test HiFiMAN HE-6
poniedziałek, 06 lutego 2012 02:00 - Poprawiony wtorek, 07 lutego 2012 09:41
- Zadowalająca wygoda.
- Wymienne, bardzo dobrej jakości kable i przejściówki.
- Elegancko się prezentują.
- Porządnie opakowane.
- Dwa komplety padów.
- Niska awaryjność.
Wady
- Lubiący upiększanie muszą się od nich trzymać z daleka.
- Można je napędzić wylącznie czymś mającym minimum 5 watów na kanał.
- Nie wybaczają niedociągnięć.
- W związku z tym wymagają bardzo wysokiej jakości toru.
- Kwestia, czy są w stanie dostatecznie precyzyjnie artykułować bardzo
złożone dźwięki, pozostaje otwarta.
- Pełnię klasy brzmieniowej ujawniają jedynie na realistycznych
poziomach głośności.
- W konsekwencji kuszą niebezpiecznym dla słuchu hałasem.
- Drogie.
- Ciężkie.
- Jak wszystkie ortodynamiki wytwarzają silne pole magnetyczne.
- Są wyrobem małej firmy pozbawionej tradycji.
Szczegółowa specyfikacja techniczna oraz cena (kliknij).
9 / 9
Phoca PDF

Podobne dokumenty