Coś nowego - IDiKS KUL

Transkrypt

Coś nowego - IDiKS KUL
INSTYTUT DZIENNIKARSTWA I KOMUNIKACJI SPOŁECZNEJ
Drodzy Czytelnicy!
W NUMERZE:
4
4
5
6
STUDENT
Duszpasterstwo Akademickie - Dołącz do nas!
KULowe Jasełka
IV Forum Regionalistyczne na KUL-u
Kampus Wschodni też jest COOL
TEMAT NUMERU
7 Anioły z hospicjum...
SPOŁECZEŃSTWO
9 Lublin rok po wyborach prezydenckich, czyli bilans sukcesów i porażek Krzyszofa Żuka
10 Co kraj, to obyczaj
11 Last Christmas we „sold out” our hearst...
12. Marsz Niepodległości - Eskalacja nienawiści, czy medialna propaganda?
KULTURA
14Co Za Bal!
15Osierocona „Magia Paryża”
16 Odyse(j)a ITP, itd...
17. DOBRA, polska, romantyczna, komedia? Sami zobaczcie!
HYDEPARK
Po bardzo długiej przerwie na scenę
ponownie wkracza Wasza ulubiona gazeta
studencka – COŚ nowego! Na pierwszy rzut
oka widać, iż cały zespół redakcyjny uległ
metamorfozie. Postaramy się dotrzymać
kroku naszym starszym kolegom i nie
zawieść Waszych oczekiwań. Ku mej
radości i nieukrywanemu zaskoczeniu
nowy zespół jest bardzo ambitny i nie raz
zaskoczy Was różnorodnością tematów
Z tego miejsca serdecznie dziękujemy
osobom, dzięki którym nasza historia może
tworzyć się dalej. Szczególnie Dyrektorowi
Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji
Społecznej
prof.
dr
hab.
Karolowi
Klauzie. Jego rady, cenne wskazówki
i życzliwość sprawiła, że możemy realizować
swoje pasje i dzielić się nimi z Wami!
Pragnę
także
przekazać
Wam
pozdrowienia wraz z podziękowaniami za
te lata wspólnej przygody od Rafała Górki,
który wciąż (w jakiś sposób) nad nami
czuwa z telefonem przy uchu w Warszawie
Życzę miłej lektury i magii w te Święta!
Natalia Karpińska – redaktor naczelna
18 Strach ma wielkie skrzydła, czyli nie bójmy się latać
20 My rider of the bright eyes...
21 Obudź w sobie dziecko ;)
SPORT
22Piłkarski kibic w werski żeńskiej. Jak wygląda i czy w ogóle istnieje?
Wydawca: Instytut Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej KUL
Redaktor naczelny: Natalia Karpińska
Z-ca red. nacz.: Monika Szymczyk
Sekretarz redakcji: Magdalena Gładysz
Skład redakcji: Katarzyna Kwitowska, Ewelina Kołodziej, Jan Brzeziński, Mateusz Ostrowski, Rafał Pruszkowski, Patrycja Puchacz, Patrycja Sanecka, Paula Fabiańczyk, Edwin Tarka
Korekta: Damian Racławski
Skład, szata graficzna: Bartosz Piekarz
Kurator: dr Małgorzata Żurakowska
Kurator honorowy: mgr Grzegorz Winnicki
E-mail: [email protected]
Okładka: Krzysztof Ożóg
Redakcja nie ingeruje w poglądy autorów i zastrzega sobie prawo skracania tekstów i zmian tytułów, nie zwraca także nadesłanych materiałów
COŚ NOWEGO
XII 2011
3
STUDENT
Duszpasterstwo Akademickie
Dołącz do nas!
spędzania wolnego czasu młodym,
aktywnym ludziom. Do wyboru mamy
m. in. kilkanaście wspólnot (wśród
nich np. Odnowa w Duchu Świętym,
Wspólnota Życia Chrześcijańskiego,
Grupa Misyjna czy Chór), poradnictwo (duchowe, psychologiczne, a także poradnię rodzinną), wolontariat,
a nawet kurs przedmałżeński.
Ponadto członkowie organizacji
prowadzą Herbaciarnię i Księgarenkę – miejsca z pewnością przyjazne
każdemu studentowi. Sekretariat DA KUL mieści się
w budynku przylegającym do Kościoła Akademickiego (te same drzwi,
Duszpasterstwo
Akademickie
KUL to wspaniała propozycja dla ludzi, którzy chcą zgłębiać swoją wiarę, wymieniać się doświadczeniami
z innymi poszukującymi, a także dla
działaczy społecznych chcących
nieść pomoc innym. Słowo „duszpasterstwo” kojarzy się z reguły z nudnawymi spotkaniami przy herbacie
i rozmowami przypominającymi serię
następujących po sobie homilii, co jakiś czas umilanymi odsłuchiwaniem
audycji na 97,00 fm.
Otóż NIE! Duszpasterstwo Akademickie KUL oferuje szerokie spektrum
działalności, wiele form pożytecznego
KUL
–
które prowadzą do sekretariatu
DiKS), natomiast od semestru letniego roku 2010/2011 istnieje już oddział
duszpasterstwa na Majdanku. Nad
wszystkim czuwają duszpasterze:
o. Piotr Twardecki, o. Rafał Huzarski
i o. Sławomir Patalan.
Dla zainteresowanych lub choćby
dociekliwych – więcej informacji na
stronie: http://www.dakul.jezuici.pl/
Jan Brzeziński
KULowe JASEŁKA
4
jak i wokalne robi wrażenie. Każdy
daje z siebie wszystko.
Premiera zapowiada się niezwykle ciekawie, uświetnią ją ważni goście, na czele z Ks. rektorem Stanisławem Wilkiem. Będzie to nie lada
wydarzenie.
Skąd czerpałaś inspiracje?
Teologia, to mój drugi kierunek
studiów, który pomógł mi w napisaniu
tego scenariusza. Moim celem było
przekazanie w sposób prosty i zrozumiały treści i wartości związanych
z narodzinami Chrystusa.
Wywiad z autorką scenariusza
Karoliną Kleczko studentką II roku
Dziennikarstwa i komunikacji społecznej oraz teologii
Czy nie wydaje Ci się ryzykowny
taki sposób przedstawienia narodzin Chrystusa?
Myślę że, wręcz przeciwnie dotrze to do większego grona odbiorców,
szczególnie młodych ludzi, którzy stają się coraz bardziej wymagającymi
widzami.
My ze swej strony pragniemy
serdecznie zaprosić każdego z was
na KUlowskie
Jasełka, których premiera odbędzie się dnia 15.12.2011 roku,
o godzinie 16:00 w sali numer 241
na Wydziale Nauk Społecznych na
Majdanku.
Musisz tam być!
Czym tegoroczne jasełka zaskoczą widzów?
W tym roku zaproponowałam
połączenie czasów współczesnych
z domieszką tradycyjnej wizji jasełek.
COŚ NOWEGO
fot. J. Szachta
Mimo upływających wieków i ciągle zmieniającej się kultury, jedno
pozostaje wciąż niezmienne, a tym
czymś jest istota Bożego Narodzenia.
Już niebawem, bo 25 grudnia w rodzinnym gronie będziemy obchodzić
kolejną rocznicę narodzin naszego
Zbawiciela. Polska tradycja obrazuje
nam to wydarzenie w postaci jasełek.
Również nasi koledzy i koleżanki zdecydowali się na tę formę przedstawienia tego jakże ważnego wydarzenia dla wiary chrześcijańskiej.
Akademickie jasełka, są bardzo
ważne dla naszego Uniwersytetu,
dlatego wciąż odbywają się próby,
aby wszystko wyszło perfekcyjnie.
Będąc na jednym z takich spotkań
można zaważyć duże zaangażowanie uczestników. Widać ile energii
i serca wkładają w to przedstawianie.
Niektórzy nawet uszyją dla siebie kostiumy!
Na próbach panuje miła atmosfera. Oprócz kolejnych powtórzeń
danej sceny, jest czas na śmiech,
dzięki któremu można po prostu dobrze się bawić. Co tylko może pomóc
w stworzeniu czegoś naprawdę dobrego. Aranżacja zapowiada się bardzo ciekawie, wykonanie aktorskie
XII 2011
Damian Racławski
Natalia Sudzińska
Jagoda Szlachta
STUDENT
2 grudnia odbyło się na naszym
Uniwersytecie IV Forum Regionalistyczne. Poruszane na nim kwestie
dotyczyły zagadnienia polityki spójności w Unii Europejskiej. Program
ten zawiązany jest z takimi obszarami
jak Lubelszczyzna. Jego zadaniem
jest wyrównywanie szans regionów.
Z finansów UE korzysta wiele firm,
jak również uczelni, samorządów czy
organizacji.
Forum otworzył JM Rektor KUL
ks. prof. dr hab. Stanisław Wilk.
W swoim wystąpieniu powitał wszystkich prelegentów, dziękując za to, że
zechcieli uczestniczyć w tym niecodziennym wydarzeniu. Ksiądz Rektor zwrócił szczególną uwagę na rolę
Polski w Unii Europejskiej i jej stopień
zaangażowania w realizację polityki
spójności. Polska powinna nie zwlekać i wykorzystać swoją szansę na
rozwój przez aktywne uczestnictwo
w tego typu działaniach. Podkreślony
został również związek etyki i gospodarki jako podstawowy, by móc utrzymać równowagę między pieniądzem
a celem do którego ma być on wykorzystany.
fot. K. Furmanek
Następnie głos zabrał dr Janusz
Lewandowski- Komisarz ds. Budżetu
UE. Nie krył on emocjonalnej więzi
w Lublinem, ponieważ urodził się w
tym mieście. Komisarz w przemówieniu inauguracyjnym mówił o polityce
Unii związanej z finansami, szczególnie w nawiązaniu do funduszy kohezyjnych. Wskazał na realne i nierealne wykorzystanie przez Polskę tego
rodzaju zasilenia, omawiając przy
tym zmiany zachodzące w polskiej
gospodarce po roku 1989. Dr Lewandowski podkreślił rolę Lublina w dzisiejszej gospodarce naszego kraju,
rozwój tego okręgu, a także uczelni
znajdujących się na terenie miasta. Według niego
kluczową sprawą w działalności Polski związanej
z finansami w UE jest „budowanie poprzez własną
wiarygodność kraju, który
jest poważany”. Polska ma
mówić swoim głosem, który
mimo możliwej krytyki musi
się przebijać.
Po przemówieniu komisarza rozpoczęła się dyskusja
panelowa, w której udział wzięli:
dr Lewandowski, Marceli NiezgodaPodsekretarz Stanu w Ministerstwie
Rozwoju Regionalnego, Krzysztof
Hetman- Marszałek Województwa
Lubelskiego, dr Krzysztof Żuk- Prezydent Miasta Lublin oraz prof. dr Jerzy
Kłoczkowski- Dyrektor Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej. Dyskusje
prowadził dr Bartosz Jóźwik.
Panowie rozmawiali głównie o dotychczasowym wykorzystaniu funduszy UE w ramach polityki spójności
na szczeblach: unijnym, krajowym,
regionalnym i lokalnym. Polska według nich dosyć dobrze wypada na
tle innych państw należących do tego
projektu, ponieważ szybko i efektywnie wykorzystała środki unijne, realizując rozmaite projekty. W województwie lubelskim wskazuje się na takie
inwestycje jak: droga S17, lotnisko,
rozbudowa uczelni, Parki Naukowo-technologiczne. Chociaż Lublin stoi
przed wieloma problemami dotyczącymi infrastruktury miasta i trudności
związanych z nowymi inwestycjami.
Perspektywy rozwoju na lata
2014-2020 wydają się więc optymistyczne, ale czy takie będą, biorąc
pod uwagę kryzys w Europie? Sukces polityki spójności, o którym mówili wszyscy goście może okazać się nie trwały, a „największe wyzwania
się dopiero przed nami”- jak mówił
dr Krzysztof Żuk.
W trakcie rozmowy poruszone
zostały kwestie m. in. ewentualnego
rozpadu strefy euro, obawy przed
pochłonięciem Polski przez dziurę
budżetową oraz partnerstwa wschod-
COŚ NOWEGO
XII 2011
fot. R. Czyrka
IV Forum Regionalistyczne na KUL-u
niego w ramach polityki sąsiedzkiej.
Podczas dyskusji były przewidziane także pytania z Sali, które wypisane na karteczkach zostały przekazane do prowadzącego. Cześć pytań
pokrywała się z wypowiedziami gości uczestniczących w tym panelu,
ale było też kilka pytań poszerzające
dyskusje o nowe tematy. M. in. padało pytanie o rynek pracy (według
statystyk województwo lubelskie jest
na ostatnim miejscu w Polsce pod
względem udziału młodych ludzi bezrobotnych). Obecna sytuacja może
być zmieniona tylko w momencie gdy
pojawią się inwestorzy tworzący miejsca pracy. Prezydent miasta mówił
o warunkach, które muszą być spełnione by przeciągnąć inwestorów.
Ale te zabiegi zajmą przynajmniej
kilka lat, więc póki co studenci mogą
czekać na nowe miejsca pracy i nie
doczekać się. Przynajmniej nie wszyscy.
Po spotkaniu odbyła się krótka
konferencja prasowa, a następnie nadszedł czas na wystąpienia innych
prelegentów, wykładowców m.in. Uniwersytetów: Rzeszowskiego, Warszawskiego, Łódzkiego czy Uniwersytetu Jagiellońskiego.
IV Forum Regionalistyczne z pewnością było niezwykłym wydarzeniem
ze względu na osobistości w nim
uczestniczące. Ale to niecodzienne
spotkanie było ciekawym doświadczeniem także dla studentów, którzy
mogli poszerzać swoją wiedzę na
temat gospodarki i zasad jej funkcjonowania na różnych szczeblach państwowych i UE.
Katarzyna Kwitowska
Izabella Pyda
5
STUDENT
KUL znowu będzie COOL! Po
wielkim sukcesie LipDuba studenci
lubelskiej uczelni postanawiają działać dalej. Tym razem ideą jest promocja kampusu wschodniego przy Drodze Męczenników Majdanka, gdzie
w starych obiektach wojskowych
dzień w dzień bije kilkaset studenckich serc. „To nie koniec świata!” –
podkreślają zgodnie organizatorzy
i pomysłodawcy akcji. Główny koordynator projektu Ewelina Kruczek dodaje: „ Kampus wschodni to ogromna przestrzeń z potencjałem, chcemy
pokazać, że nie jesteśmy odcięci od
życia kulturalnego i studenckiego
KUL”.
Projekt COOL MOVIE powstał
pod koniec roku akademickiego
2010/2011, wtedy to rozpoczęto
pierwsze rozmowy i ustalenia co do
szczegółów i głównej idei. Ustalono zatem, że COOL MOVIE będzie
filmem kręconym metodą „poklatkową”, co oznacza połączenie kilku
tysięcy wcześniej zrobionych zdjęć
w jedną całość dającą wrażenie
ruchu. Zadanie trudne i czasochłonne, którego podjął się reżyser
ubiegłorocznego LipDuba - Tomek
Gabłoński. Zaczerpnąwszy inspiracje
z uczelnianych korytarzy, wraz z Karoliną Tulejską – kierownikiem planu,
wspólnie stworzyli filmowy scenariusz. „Co autor miał na myśli, ujawni
film” – mówi Tomek. Oczywiście sam
pomysł to nie wszystko… Potrzeba
było aktorów, którzy odegrają postaci
wymyślone przez twórców. Dlatego 8
i 9 listopada przeprowadzono wśród
studentów całej uczelni castingi, do
których zgłosiło się około 80 osób
z różnych instytutów, kierunków,
a nawet krajów! Ostatecznie 60 oso-
6
bom udało się zaistnieć
przed obiektywem operatora Mateusza Pastuszaka, który na co dzień
studiuje
kulturoznawstwo na KUL. „Fotografia to moja pasja, kręceniem filmów nie zajmuję
się profesjonalnie. Najważniejsze, że lubię
to co robię!” – mówi
z uśmiechem Mateusz.
Ekipa
organizatorów
składała się z 20 osób,
między innymi: reżyser,
kierownik planu, operator,
koordynatorzy,
COOLporterzy, a nawet Legia Akademicka.
Wszystkim przyświecały
wspólne cele: promocja
kampusu wschodniego,
animacja życia akademickiego,
integracja
i przede wszystkim… dobra zabawa,
która trwała od 22 do 24 listopada. Wtedy to kampus wschodni kipiał pomysłami, talentami i oczywiście dobrym
humorem do późnych godzin nocnych. Główna rola przypadła studentowi pierwszego roku dziennikarstwa
i komunikacji społecznej - Jakubowi
Klochowi. „Kuba ma doświadczenie
z teatrem i kabaretem, widać profesjonalizm w jego podejściu do aktorstwa.
To bardzo ważne przy obsadzaniu
głównej roli. Na castingu zaprezentował się bardzo dobrze, właściwie od
razu wiedzieliśmy, że znaleźliśmy naszego Bohatera”- przyznaje reżyser.
Żołnierze grający w twistera, księża
siłujący się na ręce z… no właśnie.
I tu organizatorzy projektu zadbali
o jego atrakcyjność. Tylko na KUL’u
COŚ NOWEGO
XII 2011
materiały promocyjne
Kampus Wschodni też jest COOL!
księża siłują się na ręce z chłopakami z zespołu Rotten Bark – finalistami popularnego show muzycznego
„Must be the music”. „Zgodziliśmy się
wziąć udział w tym projekcie bo to
fajna zabawa, a także promocja dla
zespołu” – mówi jeden z jego członków. To nie przypadek, że to właśnie
chłopaki znaleźli się na planie filmu.
Jako podkład muzyczny realizatorzy
wybrali utwór Chillin’ Out, który zespół
Rotten Bark nagrał w 2009 roku.
Czy film spełni swoje ostateczne
i główne zadanie – promocję kampusu wschodniego KUL? Czy będzie to
kolejny sukces reżysera bijący rekordy oglądalności? O tym przekonamy
się już wkrótce! Trzymamy za Was
kciuki :)
Patrycja Sanecka
TEMAT NUMERU
Anioły z hospicjum...
Kiedy „Siedem dni tygodnia…”
zostały „Czterema dniami tygodnia…” musiały zwiększyć wydajność pracy.
„Na początku było naprawdę
ciężko” – wspomina Hania – „Byłam w swojej pierwszej ciąży, kiedy
przejęłam formalnie obowiązki Moniki. Zaczęłam przychodzić już nie
tylko w piątki, ale i w środy”.
Prawdę mówiąc, dziewczyny
zaczęły z czasem pokazywać się
u swoich małych przyjaciół codziennie.
„Kiedy zdajemy sobie sprawę,
że nie wiadomo, ile jeszcze zostało czasu i że być może następnego
dnia zastaniemy już tylko zaścielone
białym prześcieradłem puste łóżko,
chcemy tu być w każdej wolnej chwili”
– mówi Hania, a koleżanki przytakują
zgodnie.
„Hania ma najtrudniej. Dwójka małych synków…”
„Nie” – przerywa koleżance –
„Właśnie teraz rozumiem, jak jestem
ważna i potrzebna. Jak bym się czuła,
gdyby mojemu choremu dziecku nikt
już nie chciał pomóc a ja sama nie
miałabym na to dość siły?” – zadaję
pytanie samej sobie.
Więc Hania pomaga kiedy tylko
może. Pomagają też inne dziewczyny. Kamila i Ola przychodzą codziennie, po pracy.
- A wasze prywatne życie? – pytam
-„To jest nasze prywatne życie” –
odpowiadają chórem i zaczynają się
śmiać. Małgosia wciąż studiuje. Ma
mnóstwo nauki.
-„Kiedy mam sesję prawie nie bywał w hospicjum. Ma wtedy okropne
wyrzuty sumienia, takie jak wtedy,
gdy na moich oczach umierali Tomek
i Madzia, a ja nic nie mogłam zrobić.”
Małgosia zabiera więc podręczniki,
notatki z uczelni i uczy się w hospicjum.
-„Dla nich ważne jest, by ktoś
w ogóle był przy nich, żeby nie zostały same. Bo wtedy ból nasila się dwa
razy mocniej i wracają nocne kosz-
materiały promocyjne
W kawiarni, w której się umówiłyśmy jest przytulnie i miło.
„Siedem dni tygodnia dających
nadzieję”, jak zwykły same o sobie
mówić, przyszły wszystkie. To znaczy
wszystkie cztery, które same nie straciły nadziei, wiary w siebie i przetrwały. Wtedy świeżo upieczone maturzystki, teraz dorosłe kobiety gotowe,
by podzielić się ze mną swoją wciąż
żywą historią. Historią, która z całą
pewnością odmieniła bezpowrotnie
ich Życie.
Było ich siedem, gdy po raz pierwszy stanęły przed bramą hospicjum
22 grudnia 2009 roku. Pełne zapału
studentki pierwszego roku. Każda
z kolorowym akcentem we włosach
i z uśmiechem na ustach.
Monika – „Środa” odpadła pierwsza. Po roku rzuciła psychologię,
zrezygnowała i została ateistką. Odmówiła udzielenia wywiadu. Personel
hospicjum wspomina ją jednak ciepło:
„Pamiętam ją bardzo dobrze. Zawsze
starała się patrzeć na wszystko optymistycznie. Częstowała każdego cukierkami i każdej środy miała wpiętą
w bluzkę innego koloru broszkę – motyla” – wyznała mi w telefonicznej rozmowie Pani Krystyna, jedna ze starszych pielęgniarek.
Druga była Beata – „Niedziela”.
Po pierwszej nieuniknionej śmierci Agnieszki, dziewczynki z rakiem
mózgu, Beata przeżyła wstrząs psychiczny. Nie pokazała się więcej
w hospicjum. Podobno wyjechała
z kraju. Nikt jednak nie jest w stanie
udzielić mi konkretnej odpowiedzi na
jej temat. „Była zbyt delikatna. Osobiście bardzo się zżyłyśmy podczas
szkoleń. Próbowałam nawiązać z nią
kontakt, zresztą jak wszystkie dziewczyny, ale bezskutecznie. Beata po
prostu uciekła”. – stwierdza jedna
z moich rozmówczyń.
Po siedmiu miesiącach ugięła
się także Iwona – „Poniedziałek”.
Nie zrezygnowała całkiem z wolontariatu, zwyczajnie zmieniła rejon.
Mimo że nadal utrzymuje kontakt
z koleżankami, ona też nie chciała
przyjąć zaproszenia na spotkanie. Teraz pomaga dzieciom z tzw. trudnych
rodzin. Czasami jeździ na wycieczki
z wychowankami lubelskich domów
dziecka, ale do hospicjum już nie
wraca. Boi się, że powrócą niechciane wyrzuty sumienia, uczucie bezradności, przytłaczające wspomnienia.”
– mówi Ola – „Sobota” , znajdująca po
mojej prawej stronie. Obok niej oparta
o drewniany blat stołu siedzi Małgosia
– „Wtorek”. Po mojej lewej stronie jest
Kamila – „Czwartek” i Hania – „Piątek”.
Dokładnie cztery lata temu, gdy
„Siedem dni tygodnia niosących nadzieję” zaczynały pracować w wolontariacie, miały wielkie plany. Były
przygotowane na każdą przykrą
sytuację i każde trudne pytanie małych, nieuleczalnie chorych pacjentów. Teoretycznie, ale nie w praktyce.
Przechodząc po raz pierwszy przez
„korytarz bez powrotu” czuły, że odnalazły swoje powołanie. Za każdym
z białych drzwi odkrywały inne smutne oczy i to dodawało im siły do działania. Czuły, że są potrzebne.
„Nie jesteśmy przecież lekarzami.
Przychodząc znamy wyrok z góry. Nic
nie da się zrobić. Uśmiech na buzi
umierającego dziecka to wszystko
i aż wszystko, na co możemy liczyć”
– mówi Ola.
„I niczego więcej nie oczekujemy.
To właśnie jest naszą zapłatą” – podkreśla Kamila.
COŚ NOWEGO
XII 2011
7
TEMAT NUMERU
Księcia.
I Ty zostań „Aniołem”!
Nigdy nie jest za późno żeby zrobić coś dla innych dlatego już dziś zastanów się jak Ty możesz pomóc.
Na początek wystarczy, że ofiarujesz jakąś cząstkę swojej codziennej modlitwy dla chorujących dzieci.
Twoja modlitwa będzie mieć większe
oddziaływanie jeżeli przejdziesz się
do Lubelskiego Hospicjum dla Dzieci im. Małego Księcia które mieści się
przy ul. Lędzian 49 w Lublin i powiesz
wybranej osobie że będziesz się za
nią modlił. Nic tak nie podnosi na duchu jak szczera, codzienna modlitwa.
Uwierz że to naprawdę pomaga!
Jeżeli natomiast czujesz że masz
czas i siły żeby jeszcze bardziej zaangażować się w pomoc na początek odwiedź stronę internetową:
www.hospicjum.lublin.pl na której
znajdziesz dokładne informacje o
tym co możesz zrobić. Możesz także
bezpośrednio napisać wiadomość na
adres: [email protected].
pl i zgłosić się do wolontariatu tak jak
zrobiły to już dziesiątki ludzi.
Emilia Małek
Wszelkie dane osobowe bohaterek zostały zmienione.
www.sxc.hu
mary, z którymi sami nie umieją sobie
poradzić otwierając oczy.”
Nasz czas dobiegł końca. Małgosia biegnie na uczelnię, Hania musi
odebrać chłopców z przedszkola,
a Ola i Kamila śpieszą się do hospicjum. Nie proponują mi jednak, bym
poszła z nimi a ja nie nalegam. Wiem,
że nie mam dość siły, by przejść obojętnie „korytarzem bez powrotu.”
„To udaje się tylko aniołom” – myślę i dziękuję za spotkanie. Po chwili
zostaje sama.
„Tam gdzie zamyka się korytarz,
czas przestaje mieć znaczenie” – mówiła Kamila i chyba coś w tym musi
być, bo mimo ogromnej pracy jaką
wykonują, wciąż wyglądają pięknie
i młodo – Anioły z Hospicjum Małego
8
COŚ NOWEGO
XII 2011
SPOŁECZEŃSTWO
Lublin rok po wyborach prezydenckich,
czyli bilans sukesów i porażek
Krzysztofa Żuka
COŚ NOWEGO
Ważnym elementem był również przygotowany przez studentów
materiał filmowy zawierający ocenę
działań prezydenta. Wypowiedzieli
się zarówno byli kontrkandydaci jak
i obywatele. Krzysztof Żuk oceniony
został przez większość pozytywnie.
Ciężko było doszukać się jakichkolwiek mankamentów, ale Jerzy Gryz
z SLD trafnie zauważył, że Lublin jest
miastem z ogromną ilością studentów, dla których po zdobyciu stopnia
naukowego nie ma tu miejsca do dalszego rozwoju. Miejmy nadzieję, że
w najbliższej przyszłości ulegnie to
zmianie.
Podsumowując, debata pokazała zarówno pozytywne jak i negatywne aspekty pierwszego roku
kadencji prezydenta Lublina. Optymistycznym akcentem jest fakt, że
te pierwsze zdecydowanie przeważały, ale nie można też zapominać
o minusach. Na zakończenie warto
dodać, że prowadzącymi debaty byli
Magdalena Szmit z Koła Naukowego
Studentów Instytutu Dziennikarstwa
i Komunikacji Społecznej oraz Józef
Szopiński z Radia Lublin, a inicjatorem dr Wojciech Wciseł.
Michał Kaczor
fot. K. Ożóg
fot. K. Ożóg
Minął już rok od czasu wyboru
Krzysztofa Żuka na stanowisko prezydenta Lublina. Z tej okazji na sali
obrad Rady Miasta zorganizowana
została debata na temat jego rozwoju.
Prezydent przedstawił strategię „Lublin 2020” opierającą się na
czterech elementach: otwartości,
przedsiębiorczości, akademickości
i przyjazności. Podstawą sukcesu ma
być aktywność społeczna, dzięki której każdy będzie mógł uczestniczyć
w zmianach zachodzących w mieście. Krzysztof Żuk w swojej krótkiej
prezentacji skupił się głównie na osiągniętym spadku bezrobocia (z 10%
do 9,2% - przyp. red.), modernizacji
komunikacji miejskiej i wielkich planach inwestycyjnych mających realizować się w najbliższej przyszłości.
Wydatki Lublina na ten cel w ciągu
dwóch lat mają wzrosnąć z 222 mln
aż do 527 mln zł. Głównym celem jest
zakończenie budowy Portu Lotniczego Lublin planowane na II poł. 2012 r.
Cała debata podzielona była na trzy
części – wystąpienie prezydenta, pytania od publiczności i krótki materiał
filmowy oceniający dotychczasowe
działania Krzysztofa Żuka. Szczególne zainteresowanie wzbudziła ta dru-
ga część.
Pytania
dotyczyły głównie problemów
z
miejs c e m
na
targowisku
przy ul.
Ruskiej,
co zapoczątkowało żywiołową
dyskusję,
ale pojawiły się również te dotyczące
rozwoju kultury, problemów z parkowaniem czy też nierozstrzygniętej
sprawy planu przebudowy Placu
Litewskiego. Nerwową atmosferę
wprowadził limit czasowy, przez co
nie wszyscy mieli możliwość zabrania
głosu. Na sali pojawili się przedstawiciele wielu organizacji i grup społecznych. Zasiedli tam m.in. członkowie
Rady Miasta, handlarze, wykładowcy
akademiccy, ale również studenci.
Nie obyło się niestety bez kontrowersji i jedna z uczestniczek debaty opuściła ją przed końcem.
XII 2011
9
SPOŁECZEŃSTWO
Co kraj, to obyczaj
Sezon gorączki przedświątecznych zakupów możemy
uznać za oficjalnie otwarty! Na sklepowych półkach
pojawiły się już mikołaje, choinki, szopki (bez krzty
złośliwości napomknę jedynie, że pierwsze stały w
marketach już 2 listopada) czy nawet tradycyjny polski
karp! Wszystkie wymienione rzeczy kojarzą się nam
nieodzownie z symbolami naszego Bożego Narodzenia.
Podobnie jak 12 potraw, sianko pod stołem, kolędy,
opłatek czy pasterka. Jednak jak głosi przysłowie „co
kraj to obyczaj”, dlatego warto przyjrzeć się w ten czas,
jak Święto Bożego Narodzenia obchodzą inne kraje.
Zapewniam, że wielu z was zdziwią pewne tradycje;)
Niemcy: Na stole powinno pojawić
się 9 potraw, m.in. pieczone kiełbaski,
sałatka kartoflana czy pieczona gęś.
Tradycyjnie dzieciom opowiada się
legendę mówiącą, iż prezenty przyniósł Święty Mikołaj lub Dzieciątko
Jezus. Wiele rodzin wynajmuje nawet
Mikołaja, którego rolę odgrywają studenci przebrani w kostium.
Włochy: To chyba jedyny kraj
w zachodniej Europie, w którym zachowuje się w dniu Wigilii post, który
kończy się dopiero po nocnym nabożeństwie. Prezenty czekają na dzieci
pod choinkami, ale otworzyć je można dopiero rano. Mali Włosi zresztą
na brak prezentów w okresie świą-
Dania: Tutaj w Wigilię spożywają pieczoną kaczkę i ryż z owocami
w miseczkach, a w jednej z nich znajduje się migdał i osoba która dostanie
tą miseczkę z owym owocem - otrzymuję dodatkowy prezent.
Węgry: W czasie świąt organizuje się wielkie bale dla dzieci. Najważniejszy z nich odbywa się w stolicy kraju, Budapeszcie, w budynku
Parlamentu. Uczestniczą w nim znani
aktorzy i artyści. Innym zwyczajem
jest wkładanie sianka pod obrus. Wyciągnięcie najdłuższego źdźbła wróży długie życie. Na stole nie może
zabraknąć ciasta z makiem, bo mak
zapewnia rodzinie miłość.
Irlandia: w Wigilię robi się tu jeszcze ostatnie ważne zakupy. Jest to
również jedyny dzień w roku, kiedy
puby otwarte są do północy. Wieczo-
www.sxc.hu
Wielka Brytania: W tym kraju, jak
wiadomo Wigilia nie jest obchodzona.
Ale za to do „Christmas” Brytyjczycy przygotowują się już kilka tygodni
wcześniej, ponieważ na angielskim
stole tradycyjnie powinno znaleźć
się aż 25 potraw! Ponadto dekoruje
się domy, ubiera choinki oraz wysyła
kartki świąteczne-podobno najwięcej
w całej Europie. Znanym świątecznym
zwyczajem jest pulling of Christmas
crackers. Cracker to mała zwinięta
i zawiązana na obu końcach tubka
z papieru, w której znajdują się małe
zabawki, błyskotki lub zagadki. Żeby
zobaczyć co jest w środku dwie osoby muszą ciągnąć za jego końce, do
momentu pęknięcia.
tecznym nie mogą narzekać – w nocy
z 5 na 6 stycznia, który kończy zimowe wakacje, dzieci odwiedza Befana,
dobra stara wiedźma. Zjada orzechy
i ciasteczka, a zostawia prezenty
w skarpetach. Tradycyjnie grzeczne
dzieci mogą liczyć na słodycze, niegrzeczne – na grudki węgla.
10
COŚ NOWEGO
XII 2011
SPOŁECZEŃSTWO
rem w domach zapala się kominek
i pali torf, wiesza skarpety w oczekiwaniu na prezenty. Ciekawą sprawą
są łakocie i mała szklanka whiskey
zostawiana w podzięce dla Św. Mikołaja. Dla życzliwego renifera Rudolfa
leży marchewka lub jabłko. Brak tych
podarków w pierwszy dzień Świąt
świadczy o obecności Św. Mikołaja.
Szkocja:
Boże
Narodzenie
w Szkocji nie było obchodzone przez
400 lat. Od niespełna 60 lat Szkoci na nowo uczą się celebrować ten
magiczny czas. Do lat 60. XX wieku
dzień Bożego Narodzenia w Szkocji
był zwyczajnym dniem pracy. Obecnie obchody te niewiele mają wspólnego z radosnym celebrowaniem
i są wręcz ponure. Prawdopodobnie
jest tak dlatego, że Boże Narodzenie
w Szkocji nie uchodzi wcale za najważniejszą uroczystość w katolickim
kalendarzu.
Patrycja Puchacz
Last Christmas we “sold out” our hearts...
cy się z zapachem mandarynek nie
przyciąga już tak naszej uwagi. Choć
oczywiście to wszystko budzi cały
czas raczej pozytywne skojarzenia
(byleby tylko śnieg nie był za zimny).
Z jakiegoś powodu odwracamy się
od tradycyjnego sposobu na spędzenie świąt
(wspólnego, rodzinnego wyjścia na pasterkę
po kolacji wigilijnej),
na rzecz zabiegania
i w zasadzie zmęczenia się świętami przed
ich faktycznym nadejściem.
Mimo, że coraz
częściej organizowane są akcje mające na
celu zwrócenie uwagi
społeczeństwa na ten
„listopadowo-przedabsurd,
świateczny”
tendencje się nie zmieniają, a taki np. Buy Nothing Day nie odbija się
zbyt głośnym echem.
Dalej szalejemy na wyprzedażach, słuchając
w tle nastrojowych piosenek, na czele z „Last
Christmas”.
Pojawia się pytanie:
Czy to rosnący konsumpcjonizm wywołuje
takie zachowania czy
może fakt, że niektórzy
COŚ NOWEGO
XII 2011
zapomnieli o co tak naprawdę chodzi w świętach Bożego Narodzenia
i przechrzcili je na Gwiazdkę (z nieba).
Katarzyna Kwitowska
www.kwejk.pl
„Coraz bliżej święta, coraz bliżej
święta”- to coś na co każdy z nas
czeka z niecierpliwością. Bo kto nie
lubi magii nadchodzących świąt,
szczególnie kiedy są to święta Bożego Narodzenia. Jednak dość szokujące jest, kiedy przedświąteczny szał
zakupów „atakuje” nas z witryn sklepowych na początku listopada. Na
wystawach, na prawie dwa miesiące
przed Świętami, widzimy prezenty,
gwiazdki, bałwanki- całą listą świątecznych gadżetów.
Choć prawdopodobnie nikt nie kupuje prezentów 4 czy 5 listopada, to
kiedy pod koniec miesiąca zaczynają się wielkie świąteczne promocje,
wyprzedaże, w centrach handlowych
robi się dość tłoczno, a kolejki do
kasy stają się niemiłosiernie długie.
Przedświąteczne zakupy stają się
pewnego rodzaju rytuałem, w którym
biorą udział całe rodziny. Dodatkowo
przyglądając się niektórym klientom
można zauważyć, że traktują oni te
wizyty w centrach handlowych prawie
jak zawody, które posiadają zasadę,
która brzmi mniej więcej: „zabij i kup”.
Nie da się ukryć, że ten trend
przywędrował do nas z zachodu, za
pomocą m.in. filmów, zachodnich firm
oraz sieci sklepów.
Do zwiastunów Gwiazdki dołączyła m.in. ciężarówka Coca-Coli.
W związku z tym może się wydawać,
że śnieg, choinka, lampki, bombki,
sianko, zapach pierników mieszają-
11
SPOŁECZEŃSTWO
Marsz
Niepodległości
–
Eskalacja
nienawiści, czy medialna propaganda?
11 Listopada
byliśmy świadkami jednej z
największych i najgorętszych manifestacji
ostatniego
czasu.
Media zasypały nas
obrazami
pełnymi
nienawiści
i
bijatyk.
Eksperci telewizyjni potępiali cały Marsz,
uważając go za coś złego i niegodnego.
Jednak czy przekaz medialny był bezstronny,
czy pokazał całość i sens wydarzenia?
Na to i kilka innych pytań odpowiedział
mi Mateusz Ostrowski student Pierwszego
roku
Dziennikarstwa
na
Katolickim
Uniwersytecie Lubelskim, który osobiście
uczestniczył
w
Marszu Niepodległości.
Co Cię zaskoczyło/zdziwiło gdy
przyjechałeś do Warszawy?
Zaraz po przyjeździe dotarła do
mnie informacja o przyjeździe niemieckiej Antify, w liczbie ponad 100
osób. Początkowo uznałem to za
żart. Jednak widząc tę skrajnie lewicową grupę, zachowującą się prowokacyjnie wobec obywateli naszego
kraju, nie mogłem wyjść ze zdumienia. Nie mieściło mi się w głowie jak
można siać wrogość w obcym dla siebie kraju...
Jak przechodnie, zwykli ludzie
reagowali na Marsz?
Ogromne, biało-czerwone morze
flag i szalików robiło wrażenie na
wszystkich. Wielu ludzi widząc jedność i piękno wspólnoty, dołączało
do nas. Sporo osób robiło zdjęcia
z balkonów, kręciło filmiki. Każdy
patrzył z podziwem, nikt nie wyrażał
swojego niezadowolenia z faktu, że
12
Marsz idzie pod
ich oknami. Ogólny odbiór Marszu
przez mieszkańców Warszawy był
pozytywny.
www.niepoprawni.pl
Mateusz, czym kierowałeś się
podejmując decyzję o udziale
w Marszu Niepodległości?
Nie będę ukrywał, że moje poglądy polityczne są zdecydowanie prawicowe. Takie wartości jak Bóg, Honor
i Ojczyzna są mi bardzo bliskie, czuję
się patriotą. Dlatego też uznałem, że
11 listopada w Warszawie po prostu
muszę być.
Jak wyglądał
Pochód? Kto w nim brał udział?
W Marszu brała udział szeroko pojęta narodowa prawica. Były to przeróżne środowiska : narodowcy, kibice
sportowi, ludzie starsi ( najczęściej
z przeszłością opozycyjną w czasach
PRL-u ); polscy patrioci, w tym rodziny z dziećmi, studenci etc. Jaka atmosfera panowała wśród
uczestników?
Atmosfera była niesamowita,
wszystkich przepełniała jedna wielka narodowa duma. Skandowano
patriotyczne i prawicowe hasła takie
jak ,,Bóg Honor i Ojczyzna” ,, Cześć
i chwała Bohaterom” oraz znane ze
stadionów ,, Polska biało-czerwoni” czy ,, Biało-czerwone to barwy
niezwyciężone”. Odśpiewany został
hymn i ,,Rota”.
Marsz przebiegał w spokoju, co
chwilę palono race ( przed Marszem
na Placu Konstytucji za odpalenie
racy można było dostał policyjną pałką ), nie było wokół nas ani policji ani
mediów. COŚ NOWEGO
XII 2011
Czy mięliście kontakt z tzw. Kolorową Niepodległą?
Przed Marszem na Placu Konstytucji słyszałem jakąś muzykę, jakieś bębny, ale tak naprawdę nikt nie
zwracał na to uwagi. Zmieniło się to,
gdy do uczestników Kolorowego Marszu dołączyli tajemniczy osobnicy
w czarnych chustach i kominiarkach.
Zaczęli rzucać różnymi przedmiotami
w naszym kierunku, wznosząc przy
tym jakieś okrzyki w języku naszych
zachodnich sąsiadów. Potem zaczęło
się to co tak szczegółowo i dogłębnie
pokazano w mediach.
Jak zachowywała się policja?
Opisane przeze mnie wyżej wydarzenia z udziałem lewicowych bojówek z Niemiec działy się przy
kompletnym braku reakcji ze strony policji. Stróże prawa zainterweniowali dopiero gdy ktoś postanowił
odrzucić owe przedmioty. Po interwencji policji, dzięki której chuligani
się rozproszyli, na miejscu pozostała
ogromna grupa faktycznych uczest-
SPOŁECZEŃSTWO
i środowisk lewicowych Marsz
Niepodległości został w mediach przyćmiony wydarzeniami, które działy się w jego
pobliżu. Cieszę się również,
że do opinii publicznej zaczyna docierać kim są ci tzw. antyfaszyści”. Ludzie powoli zauważają, że często rzekoma
walka z poglądami nazistowskimi to tylko przykrywka do
wrogiej propagandy.
Natomiast na oskarżenia
mówiące o tym, że uczestnicy
pochodu to faszyści i rasiści odpowiedzieć mogę tylko tym, że razem
z nami udział w Marszu Niepodległości brał czarnoskóry student na wózku inwalidzkim. Czy również on jest
faszystą?
fot. M. Ostrowski
ników Marszu Niepodległości.
Mimo, iż wśród nas było wiele
kobiet, dzieci czy osób starszych
funkcjonariusze
kontynuowali
swój atak ! Plac został zamknięty ze wszystkich stron, nie było
gdzie uciec. Policjanci idąc z tarczami zepchnęli ludzi pod ściany
budynków. Większość zaczęła
panicznie uciekać do sklepów,
jednak z oczywistych względów
tylko nieliczni się tam zmieścili. Ludzie byli przerażeni. Nie spodziewali się, że policja, która powinna dbać o ich bezpieczeństwo
może ich tak potraktować. Po jakimś
czasie ludziom udało się przedrzeć
przez kordon, jednak nie wszystkim
udało się przejść bez szwanku, część
poczuła na własnej skórze policyjną
pałkę. Po tym jak wydostaliśmy się
z Placu Konstytucji, dołączyliśmy do
Marszu, który z racji zajść na Placu
musiał zmienić trasę. A na niej nie
było ani policji, ani mediów, czyżby
nie interesował ich dalszy pokojowy
pochód..?
Kim byli ludzie podpalający
auta TVN-u i bijący się z policjantami?
Byli to ludzie, którzy albo dali się
sprowokować albo nie wiedzieli dlaczego tam są.... Ci ludzie w Marszu
nie szli, jedynie kręcili się koło niego.
Mnie natomiast zaintrygowała grupa
w śnieżno-białych kominiarkach. Całkiem nowych, nigdy wcześniej nie
używanych, idealnie białych; żadna
z nich nie posiadała barw klubowych.
Jednego posiadacza takowej kominiarki ( dokładnie tego, który uderzył
fotoreportera ) wychwyciły kamery. Porównano to nagranie z filmem
z jakiejś lewicowej manifestacji, gdzie
ten człowiek kłócił się z policjantem i okazało się, że to jedna i ta sama
osoba ! Także nie można z całkowitą
pewnością odpowiedzieć na Twoje
pytanie, te sytuacje potrzebują dogłębnych analiz.
Marszem. Z tego co mi powiedzieli rodzice relację na żywo z samego
pochodu pokazała telewizja Polsat
News. Transmisja była prowadzona
z wysokości helikoptera.
Na szczęście żyjemy w dobie,
w której większość ma dostęp do
kamer i Internetu. Stąd zaczęły wypływać do sieci nagrania pokazujące
inne, spokojne oblicze Marszu Niepodległości oraz często brutalne zachowania policji. Również w niektórych mediach pokazano te nagrania,
jednak przeszły one praktycznie bez
echa. Jak oceniasz Marsz?
Uważam, że ten Marsz to wielkie
zwycięstwo polskości. Pokazaliśmy,
że patriotyczny duch w narodzie
jeszcze nie umarł. Widok ponad 20
tysięcy polskich patriotów napawał
niezwykłą dumą i nadzieją, że przyszłość narodu wcale nie rysuje się
w szarym świetle. Gratuluję organizatorom, bo wykonali kawał dobrej
roboty. Szkoda, że przez pewne grupy chuliganów i prowokatorów jak
Rozmawiał
Damian Racławski
fot. M. Ostrowski
Jak media podeszły do relacji
Marszu?
Media oczywiście przez cały
wieczór i dzień następny pokazywały w kółko 30 sekundowe filmiki
z awantury ,które miały miejsce przed
Chciałbyś wziąć ponownie
udział w takim wydarzeniu?
Chyba żaden z uczestników Marszu nie wyobraża sobie, aby tam nie
być za rok. Było to coś wspaniałego, coś czego nie zapomnę do końca życia. Z tego miejsca chciałbym
wszystkich zachęcić do uczestnictwa
w tym wydarzeniu. Spodziewam się
propagandy na wielką skalę w przyszłym roku, zniechęcającej ludzi do
wybrania się 11 listopada do Warszawy. Jednak wierzę, że każdy zdrowo
myślący człowiek potrafi oddzielić co
jest prawdą, a co tylko manipulacją
ze strony mediów czy też środowisk,
których patriotyzm bardzo boli. Psy szczekają, my jedziemy dalej. COŚ NOWEGO
XII 2011
13
KULTURA
Minionej jesieni, wszyscy wielcy
fani światowej sceny musicalowej
mięli Nie lada powód do świętowania.
„Upiór w operze”, największe
z dzieł Andrew Lloyda Webbera, spektakl uważany za musical wszechczasów, obchodził swoje 25 urodziny.
Musical, który we wrześniu 1986r
po raz pierwszy zagościł na londyńskiej, a potem na wielu światowych
scenach m.in.: w Nowym Jorku,
Meksyku, Tokio, Wiedniu, Hamburgu, Budapeszciet, czy w końcu Warszawie, został z wielkim rozmachem
wyreżyserowany w jednej z największych, brytyjskich sal koncertowych,
The Royal Albert Hall w Londynie.
Uroczysty spektakl odbył się
1 października 2011 i miał charakter pełnej, scenicznej wersji przedstawienia. Wielotysięczny tłum miał
przyjemność podziwiać drogie, przyozdobione w rozmaite dekoracje kostiumy, olbrzymi, górujący nad sceną
żyrandol, oraz widowiskowe efekty
specjalne. Oczywiście na największe
pochwały zasługuje strona muzyczna
całej imprezy: gigantyczna orkiestra,
dostojnie brzmiący chór i wspaniale
dobrana obsada sprawiły, że całość
tworzyła w wyobraźni słuchacza magiczny, niepowtarzalny klimat i budziła jak najbardziej wysokie doznania..
W rolę tytułowego Upiora, muzyka
o oszpeconej twarzy, wcielił
się Ramin Karimloo, aktor,
który już od kilku lat zdążył zagrzać dobre miejsce
w nie jednej musicalowej
produkcji.
Rolę Christine, śpiewaczki operowej, uczennicy i wielkiej miłości Upiora,
znakomicie odegrała natomiast Sierra Boggess, znana już z tej roli w produkcji
„Upiora” w Las Vegas, oraz
w sequelu musicalu pod
tytułem „Love Never dies”
z 2010 roku.
Jednak
największym
zaskoczeniem okazał się finał przedstawienia. Andrew
Lloyd Webber, człowiek,
dzięki któremu możemy
zachwycać się „Upiorem
w operze” wygłosił mowę,
w
której
podziękował
wszystkim osobom zaangażowanym w wieloletnią produkcję
i promocję musicalu. Na scenie pojawili się pierwsi odtwórcy głównych ról,
gwiazdy z przed 25 lat: Sarah Brightman, oraz Michael Crawford, a także
inni, późniejsi odtwórcy roli Upiora.
Jakże wielkie było wzruszenie
kompozytora, gdy aktorzy wspólnie zaśpiewali dwa największe hity
materiały promocyjne
Co Za Bal!
materiały promocyjne
z musicalu: „Phantom of the opera”,
oraz „The music of the night”. Kapitalne wykonanie, łzy w oczach twórcy i owacje na Sali mówią same za
siebie, aż chce się przytoczyć tekst
z jednej arii ze spektaklu:
„Co za Bal! Maskarada na sto par!”
I faktycznie. Bal i to nieprzeciętny.
Bal dla duszy, bal dla serca, wielki
koncert dla każdego
z nas. Jeśli jednak
ktoś przegapił spektakl
w Londynie, dostępne
są pełne wydania CD
i DVD z imprezy, którą
każdy miłośnik musicalu koniecznie musi
zobaczyć.
Tak więc niech
Upiór opery ma we
władzy Wasze sny
i niech to noc, broń
Boże dzień, lecz noc
dla Was muzykę gra!
Edwin Tarka
14
COŚ NOWEGO
XII 2011
KULTURA
Osierocona ,,Magia Paryża”
Jesienny wieczór to z jednej strony dobre alibi dla malkontentów,
a z drugiej okazja do szukania wrażeń wbrew niesprzyjającej aurze.
Gdzie tych wrażeń najlepiej szukać?
Na pewno nie na dworcu PKP (choć
tam ich nie brakuje). Jako osoba złakniona wrażeń estetycznych swoje polowania zwykle zaczynam od muzyki
i kina, co nigdy mnie nie zwiodło.
Na pierwszy trop trafiłam zupełnie niechcący na jednym z portali
internetowych, gdzie dowiedziałam
się o projekcie ,,Magic Paris”, który
w naszym kraju gości po raz drugi.
Przemierzając wiele polskich miast
oto 27 października miał zawitać
i do Lublina. ,,Magic Paris” to ,,ekskluzywny program najlepszych krótkometrażowych filmów francuskich”
jak słusznie jest zachwalany na wielu
stronach i forach internetowych, które w zasadzie są niestety jedynym
źródłem informacji na temat projektu.
Jest to świetny pomysł na promowanie nie tylko kina francuskiego, ale
też samego gatunku filmów krótkometrażowych. Ale co nas przyciąga
w pierwszym odruchu? ,,Magic Paris”
- eh...jak to brzmi! Nie mogłam się
oprzeć. Urzeczona wizją duchowej
podróży przez miasto artystów na
parę dni przed projekcją wybrałam
się do siedziby TVP, gdzie jak podano
w internecie miała być przedsprzedaż
biletów. Gdy już weszłam do budynku
telewizji i na portierni oznajmiłam cel
mej wizyty w zacnym miejscu panu
ochroniarzowi, zamiast odpowiedzi
uzyskałam bezcenną minę, która
momentalnie ostudziła mój zapał.
Najpierw zaczęłam się zastanawiać,
czy aby na pewno powiedziałam
wszystko po polsku. Później czy nie
mam na sobie loga TVN. I czy oby
na pewno to co powiedziałam było
prawdą. Pierwsze – tak. Drugie – nie.
Trzecie – chyba tak. Ok, teoretycznie
jestem czysta. Pan na portierni wykonał telefon, po czym nie zmieniając
wyrazu twarzy podał mi słuchawkę.
Powtórzyłam. - Że co? To na pewno u nas?- odpowiedział mi kobiecy
głos w słuchawce. Zapewniłam kolejne trzy, że tak, ogólnopolski projekt
,,Magic Paris” ma się odbyć w siedzibie TVP 27 października 2011 roku
o godzinie 18:00. Zdziwieniom nie
było końca. Nagle sprawa zaczęła się
wyjaśniać, kiedy usłyszałam od kolejnej pani: - Czekaj, coś było... - i po ok.
15 minutach dowiedziałam się primo
– nie cierpię na zaburzenia jaźni (co
chyba ucieszyło najbardziej pana na
portierni, gdyż przestał mierzyć mnie
badawczym wzrokiem), secundo –
faktycznie pokaz odbędzie się i tertio
– w TVP nie mają biletów. Kto je więc
ma? Nie wiedzą. Kto ma wiedzieć?
Nie wiadomo. Dzwonią. Już wiedzą
– Warsztaty Kultury. W sumie po drodze, więc idę. Co najlepsze Warsztaty... (i tu element zaskoczenia)...nic
nie wiedzą! ,,Trafiona nazwa” myślę
w duchu i znowu pytam: kto ma wiedzieć? Dzwonią. Tym razem padło na
Centrum Kultury. Informację traktuję
z podobną podejrzliwością i dystansem, co pan w portierni TVP moją
poczytalność. Nigdzie nie idę! Postanowione. Poszłam...ale żeby nie
negować istnienia mojej silnej woli,
do Centrum Kultury wybrałam się na
drugi dzień. Bilety były( i to muszę
przyznać dosyć tanie, bo 7zł studencki, 9zł normalny). Jesteśmy z koleżanką o deklarowanej porze seansu
(przyznaję odrobinę – zaznaczam –
modnie spóźnione), a tu dowiadujemy się od nowego pana ochroniarza,
że seans przed chwilką się zaczął,
ale również z poślizgiem, bo ani organizatorzy, ani osoby odpowiedzialne
za realizację projektu w Lublinie zwyczajnie nie pojawiły się. - cieszcie się,
że filmy są. A zresztą i tak nie ma biletów – kończy ironicznie. Na szczęście bilety miałyśmy, więc poszłyśmy
się cieszyć i z satysfakcją przyznaję,
że było czym. Cała moja irytacja wyszła pod rękę z oburzeniem, kiedy
już usadowiona (co prawda na podłodze), mogłam nacieszyć oczy i dumę,
że mimo wszystko dopięłam swego.
Pomimo macoszego podejścia organizatorów i ludzi odpowiedzialnych
COŚ NOWEGO
XII 2011
za event pokaz odbył się i przebiegł
bardzo sprawnie ku uciesze fanów
kina francuskiego, których muszę
przyznać było więcej niż się spodziewałam. Filmy projektu ,,Magic Paris”
gorąco polecam nie tylko koneserom
kina francuskiego.
Niestety to wydarzenie kulturalne nie było ostatnim niedociągnięciem organizacyjnym ostatnimi czasy. Mało kto wie, że 24 października
w ramach Festiwalu Teatrów Niewielkich w lokalu Hades-Astoria koncert,
a raczej swoiste połączenie muzyki
i stand-up zaprezentował Czesław
Mozil, tym razem jako Czesław Mozil
Solo Act, co najlepsze za darmo. Ci,
którzy interesują się Czesławem wiedzą, że w tym wypadku ‚’solo’’ oznacza tyle samo muzyki, co barwnych
opowieści artysty. Jednakże nie jest
to ujma, a wręcz przeciwnie – konkurencja może mu tylko pozazdrościć kontaktu z publicznością. Piszę,
bo wiem, choć niestety akurat tego
dnia nie miałam szczęścia podziwiać
Czesława(ciągle ubolewam), gdyż
za późno odczytałam sms od koleżanki o występie i drzwi do Hadesu
zamknęły się dla mnie bezpowrotnie,
a wierzcie mi lub nie, ale robiłam co
mogłam aby przekonać pana ochroniarza, że gdzieś na pewno mam zaproszenie. Choć byłam niesamowicie
przekonująca, nie uległ moim zdolnościom aktorskim. Jednakże z pewnego źródła wiem, że większość miejsc
zajmowali ludzie zaproszeni, którzy
do młodzieży już od paru dekad się
nie zaliczali... No tak, bo niby skąd
młodzi mieliby się o tym dowiedzieć?
Jedyną informacją na temat występu
jaką udało mi się odnaleźć była krótka wzmianka od organizatora na stronie internetowej Dziennika Wschodniego. I tak oto Czesław przeszedł mi
koło nosa...
Chciałabym móc powiedzieć,
że to wydarzenie zamyka pasmo niefortunnie organizowanych wydarzeń
kulturalnych, lecz nie mogę niczego
przemilczeć. 13 listopada w Filharmonii Lubelskiej o godz. 11:00 miał
15
KULTURA
pokaz filmu niemego pt. ,,Sherlock
Junior” reż. Bustera Keatona z 1924r.
z akompaniamentem muzyków Filharmonii, w ramach projektu ,,Muzyka i Film”. I tu znowu spotkał mnie
zawód pod samą kasą. Mało widoczna informacja o odwołaniu filmu przyklejona do okienka... Jakieś wytłumaczenie? Nie, bo i po co?
Porzucony magiczny Paryż,
przemilczany Czesław, zagubiony
niemy film... Na brak wydarzeń na
kulturalnej mapie Lublina nie możemy narzekać. Raz nie doceniamy ich
my sami, często sami organizatorzy,
a to chyba w ich interesie leży zainteresowanie i zadbanie o widzów, bo
jeśli nie, to po co to wszystko. Niejednokrotnie tak się dzieje, że kiedy
znajdziemy dla siebie jakąś perełkę
kulturalną siła wyższa sprawia, że
albo nie możemy z niej skorzystać,
albo droga do niej jest wyboista. Czy
coś mnie jeszcze zdziwi? Za każdym
razem kładę się z nadzieją, że tak,
marząc, że tym razem pozytywnie.
Pamiętajmy, że życie kulturalne nie
rozgrywa się tylko na wielkich afiszach czy słupach ogłoszeniowych.
Czasem trzeba zaglądać po kątach,
patrzeć pod nogi lub...walczyć z portierami.
Ewelina Kołodziej Odyse(j)a ITP, itd…
materiały promocyjne
Na kolejne dziecko teatralnej grupy ITP przyszło nam czekać tylko nieco ponad rok, a więc trzeba przyznać,
że ekipa nie próżnowała. 5 listopada
2011 roku w Auli Stefana Wyszyńskiego KUL odbyła się premiera najnowszego musicalu uczelnianego teatru pt: „Odysea”. Reżyserii podjął się
tradycyjnie ksiądz Mariusz Lach, zaś
scenariusz napisał Marcin Wąsowski. O stronę muzyczną zatroszczyli
się natomiast kompozytor – Sławomir
Badowski oraz Urszula Kasprzak Wąsowska, która przygotowała aktorów wokalnie.
„Odysea” to historia dziewczyny,
która wędrując w poszukiwaniu swojej
Itaki, stara się również odnaleźć sens
życia i odkryć jego najważniejsze
aspekty. Na swej drodze spotyka ludzi
i stworzenia, które przedstawiają kilka
różnych perspektyw istnienia, nieko-
16
niecznie mających wiele wspólnego
z moralnością. Od wszelkich pokus
i niebezpieczeństw tytułową bohaterkę ratuje jej wymarzony mężczyzna,
który dopiero pod koniec urzeczywistnia się jako Adam – pierwszy człowiek
na ziemi (grany przez Kacpra Kubca).
Cały spektakl utrzymany jest
w konwencji greckiej mitologii, w której to świat ludzi łączy się ściśle ze
światem bogów. Jak jednak przystało
na ITP wiele sytuacji, które kojarzymy jedynie z czasami starożytnymi,
zostało przeniesionych do współczesności. Przykładem mogą być choćby
boginki – emancypantki, które toczą
ciągłą kłótnię z męską częścią rezydentów Olimpu. Obie płcie mają oczywiście swych reprezentantów – Atenę
(Małgorzata Adamczyk) i Zeusa (Łukasz Kmak). Trzeba zaznaczyć, iż ów
przeplatający się wątek wnosi bardzo
wiele energii do całokształtu i wywołuje jak najbardziej pożądane reakcje
publiczności.
Nie zabrakło również starożytnych
filozofów (Sokrates – Przemysław Kurasz, Pitagoras – Jakub Bożyk i Heraklit – Piotr Żurawski) oraz postaci
mitologicznych, takich jak Kalipso,
w której rolę wcieliła się Wioletta
Waszkiewicz, Kirke, graną przez Elżbietę Piekorz czy Syrena ( w tej roli
Maria Brzezińska). Na uwagę zasługuje też odtwórczyni roli tytułowej
Odysei, debiutantka – Kinga Nadłonek, której występy solowe zostały
nagrodzone przez widzów zasłużonymi oklaskami.
Każdy etap podróży bohaterki po-
COŚ NOWEGO
XII 2011
ciąga za sobą pewną naukę moralną.
Przykładowo Kiklopi, którzy zapomnieli, jaka jest rzeczywista wartość
życia, nie potrafią dostrzec żadnych
jego pozytywów. Boją się patrzeć na
świat czy na innych. Z kolei Umarli
opowiadają o tym, jak zaprzepaścili swoje istnienia w pogoni za sławą,
karierą bądź pięknem, kruchymi, doczesnymi namiastkami szczęścia.
Ciekawą cechą przedstawienia
jest wielość ról głównych. Wprawdzie
tytuł sugerowałby pierwszoplanowość
Odysei, jednakże byłoby to stwierdzenie co najmniej niewłaściwe. Na scenie dominują bowiem zarówno Atena
i Zeus. Ponadto wielu wykonawców
wcieliło się w kilka ról, pojawiając się
naprzemiennie przez cały czas trwania spektaklu.
Grę aktorów ogląda się dobrze.
Daje się zauważyć, że teatr tworzą
młodzi ludzie z inicjatywą i chęcią
działania, którzy dobrze czują się na
scenie, potrafią bawić się tym, co robią, a jednocześnie czerpać z tego
satysfakcję. Jest to zasługa zaangażowanych wykonawców, ale też
Dawida Modrzejewskiego – byłego
członka teatru, który pomógł „młodszym kolegom” opracować układy
choreograficzne. Tradycyjnie ITP pokazało wiele
nieszablonowych rozwiązań. Wielcy
filozofowie przedstawieni zostali jako
panowie z niższej klasy społecznej,
śpiący na kartonach i żłopiący piwo,
o których krótko powiedzielibyśmy
- żule. Bogowie greccy prowadzą
między sobą ciągłe sprzeczki „dam-
KULTURA
sko – męskie”, ukazując tym samym
różnice w widzeniu świata przez mężczyzn oraz kobiety. No, i oczywiście
sama Odysea, której bezdyskusyjnym
pierwowzorem jest Odyseusz. Można
by rzec - jest jego damską wersją.
Niejako zwieńczeniem tych odstępstw
od przyjętych norm jest transformacja
bogów olimpijskich w aniołów Boga
Jedynego zaś Odysei w Ewę – towarzyszkę Adama w raju.
Ogromnym atutem przedstawienia jest ciągła obecność muzyki,
a wraz z nią melodyjnych piosenek.
Gatunki rozpięte są pomiędzy śpiewem chóralnym a naszym rodzimym
disco polo. Nawet jedna z kłótni między bogami została zaaranżowana
muzycznie i to z bardzo pozytywnym
skutkiem. Nie da się ukryć, że strona
muzyczna została naprawdę solidnie
przygotowana i dopracowana przez
wykonawców. Akcja jest dynamiczna,
a spektakl niezwykle barwny i oryginalny. Na scenie nie zabrakło również prostej aczkolwiek pomysłowej,
a równocześnie – czytelnej symboliki. Generalnie rzec można, że jest
to spektakl o poszukiwaniu. Dostarcza on wiele rozrywki, ale jednocześnie nakłania do refleksji i porusza
wiele ważnych kwestii. Momentami
widz może mieć wręcz problemy
z doszukaniem się głównego przesłania. Jednak o jakości przedstawienia
oraz poziomie jego twórców najlepiej
zaświadczyła wysoka frekwencja publiczności oraz jej żywe, autentyczne
reakcje.
Jan Brzeziński
DOBRA, polska, romantyczna komedia?
Sami zobaczcie!
sklejone w spójną całość dały niezły
efekt. Widać, że reżyser wraz ze scenarzystami trzymali rękę na pulsie.
Co więcej, aktorzy też się postarali.
Tomasz Karolak w roli kipiącego testosteronem, nieznoszącego dzieci
Mikołaja, czy Maciej Stuhr jako dziennikarz o czarującym głosie, to tylko
niewielka część tego co zobaczycie
na ekranie. Warto również zauważyć i docenić role dzieci,
które są miłym dodatkiem do
świątecznego obrazka. Zaskoczyć może również wielowątkowy scenariusz, w którym
znajdziemy zabawne dialogi,
o dziwo nieprzepełnione odpychającymi wulgaryzmami. Odstrasza jedynie ilość product
placementu, który sprawia, że
widz może poczuć się jak podczas długiego spotu reklamowego.
Film jako całość prezentuje
się bardzo przystępnie. To zabawne i wzruszające widowisko wyciśnie u bardziej wrażliwych nie jedną łezkę. Nie jest
to produkcja na miarę sąsiadów z Wysp, jednak jak na polską komedię godna polecenia.
Z pewnością od tego roku, za-
COŚ NOWEGO
XII 2011
miast Kevina, w przerwie między Wigilią, a rozpakowywaniem prezentów
będzie uroczym przerywnikiem!
Patrycja Sanecka
materiały promocyjne
Czy czujecie atmosferę świąt? Jeżeli nie, to z pewnością powinniście
obejrzeć polską komedię BARDZO
romantyczną - „Listy do M.”, która już
od 10 listopada gości na dużych ekranach. Film Mitja Okorna, słoweńskiego reżysera ( znanego z produkcji „39
i pół” ) zachwycił i zarazem zadziwił
polską publiczność. Mimo, że pojawił
się w kinach stosunkowo wcześnie
cieszył i cieszy się dużym powodzeniem. Czy będzie to polski mega hit
na miarę brytyjskiego „To właśnie miłość”? Zapewne nie. Mimo wszystko
polskie realia wyglądają w nim bardzo
dobrze. Warszawa, pomimo sztucznego śniegu, prezentuje się niczym
Nowy Jork. Obsada też niczego sobie. Specjalnie dla widzów, w główne
role wcielają się Piotr Adamczyk, Maciej Stuhr, Roma Gąsiorowska, Paweł Małaszyński, Agnieszka Dygant,
Tomasz Karolak, Beata Tyszkiewicz
oraz wielu innych, znanych i lubianych
aktorów ostatnich polskich produkcji.
Historia wydaje się banalna – miłość, spełnione marzenia, bohaterowie idący za głosem serca… typowe
romansidło. Już sam plakat wydaje
się nudny. Czerwony, ze śniegiem,
mikołajem i dużym sercem. A tu, miłe
zaskoczenie! Fantastyczne zdjęcia
17
HYDEPARK
18
waży często nawet
kilkaset ton. Stąd po
wielu cyklach startów i lądowań może
pojawić się zjawisko
zwane „zmęczeniem
materiału”. Polega
ono na pękaniu materiału pod wpływem
cyklicznie zmieniających się naprężeń,
które pojawiają się
gdy maszyna jest
w ruchu. W katastrofach spowodowanych tym zjazginęło
wiskiem
już bardzo wiele
osób. Nasuwa się
pytanie, czy można walczyć z tym
rodzajem usterek? Jest wiele sposobów aby uniknąć podobnych zdarzeń w przyszłości. Najważniejsze
jednak jest to, aby to człowiek dbał
o stan maszyny, która może przewieźć
z jednego końca świata na drugi nawet pięćset osób w niedługim czasie.
Przypomnijmy sobie jedną z największych tego typu katastrof. W lutym
1980 roku, Boeing 747 linii China Airlines obsługiwał lot 611. Kilka minut po
starcie znikł z radarów. Okazało się,
że maszyna spadła do Morza Chińskiego, a z 225 pasażerów nie przeżył nikt. Po bardzo długim dochodze-
COŚ NOWEGO
niu okazało się, że maszyna rozpadła
się w locie, gdyż miała uszkodzony
obszar kadłuba, co doprowadziło do
wzrostu różnicy ciśnień po starcie
i całej dekompresji maszyny powodującej m.in. oderwanie części ogonowej samolotu.
China Airlines została oskarżona
o wiele zaniedbań w eksploatacji
swojego Jumbo Jeta i nieodpowiedzialnych przeglądów innych swoich
maszyn.
Była to przestroga dla innych linii
oraz Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego(ICAO). Nie
możemy powiedzieć, że z każdym
rokiem katastrof
i wypadków jest
mniej.
Wiąże
się to jednak
z ogromnym nasileniem zainteresowania ludzi
podniebnym
i podróżami. Kto
nie chce być
u celu swojej
podróży kilkakrotnie szybciej
niż
samochodem lub pociągiem? Kto nie
fot. R. Pruszkowski
Po każdej katastrofie lotniczej jakaś część potencjalnych pasażerów
mówi sobie: „dziękuję za samolot,
wolę autobus lub pociąg”. Wydarzenia z 1 listopada bieżącego roku,
gdy na warszawskim Okęciu lądował
awaryjnie Boeing 767 Polskich Linii
Lotniczych LOT, oraz inne, wcześniejsze, dużo bardziej tragiczne katastrofy, nasuwają pytanie czy w powietrzu
możemy czuć się bezpiecznie? Czy
ludzie, którzy za nas odpowiadają
w trakcie podniebnej podróży są wystarczająco wykwalifikowani?
Podobno samolot to najbezpieczniejsza forma transportu. Statystycznie liczba spadających samolotów
w porównaniu z ilością wypadków samochodowych jest niewielka. Jednak
w przypadku poważnej podniebnej
kolizji szanse na przeżycie są bardzo
małe. Siły z jakimi samolot uderza
w ziemię, są na tyle silne, że rozrywają człowieka na kawałki, które służby
ratownicze poszukują wśród metalowych zgliszczy maszyny.
Katastrofy lotnicze w zasadzie
należy podzielić na dwie kategorie:
z udziałem samolotów cywilnych jak
i z udziałem samolotów wojskowych.
Dla zwykłych ludzi ważniejsze jest
na pewno to jak „dbają” o nas w lotnictwie cywilnym, niż wojskowym, z
którym mamy styczność niezwykle
rzadko.
Czy możemy czuć się
do końca bezpiecznie na
pokładzie nawet bardzo
nowego samolotu? Okazuje się, że nie do końca…
Wchodząc na pokład samolotu chcemy
bezpiecznie dotrzeć do
celu naszej podróży. Niestety samolot w trakcie
startu z lotniska, lotu na
bardzo dużej wysokości
a w końcu lądowania musi
radzić sobie z ogromnymi przeciążeniami, siłami,
a nie zapominajmy, że
fot. R. Pruszkowski
Strach ma wielkie skrzydła, czyli nie
bójmy się latać
XII 2011
HYDEPARK
LOT zaraz po stracie z Nowojorskiego lotniska Newark stracił dziewięćdziesiąt procent płynu w układzie
hydraulicznym odpowiedzialnym za
wysuwanie podwozia. Załoga zdecydowała się jednak kontynuować lot do
Warszawy. Dziesięciogodzinny przelot przebiegł wydawałoby się bez problemów. Jednak w okolicach Warszawy załoga poinformowała wieżę na
lotnisku Okęcie o problemach z podwoziem.
Kilkukrotne
próby
jego
wysunięcia
nie
powiodły
się. Jak
w i e m y
załoga
zdecydowała się
lądować
bez podwozia, na
brzuchu
maszyny
na specjalnie
przygotowanej pianie gaśniczej. Dzięki doświadczeniu głównego pilota kpt.
Tadeusza Wrony, zgranej akcji kontrolerów, służb naziemnych uniknięto
ofiar, a nawet nikt nie został ranny.
Kapitan Wrona od razu stał się bohaterem mediów, gościem programów.
Utarło się już powiedzenie „lataj jak
orzeł, ląduj jak Wrona”. Co ciekawe
w pierwszym tygodniu listopada miało miejsce aż trzy awaryjne lądowania maszyn polskich przewoźników.
Dwa w Warszawie oraz jedno w Krakowie. Nie miały jednak ze sobą nic
wspólnego.
Opisane przeze mnie wydarzenia pokazują, że nie możemy czuć się
bezpieczni na sto procent wybierając
na nasz środek transportu samolot.
Warto jednak po raz kolejny zwrócić
uwagę na to, że jest to nadal najbezpieczniejszy środek transportu jaki
wymyślił człowiek. Chcieliśmy latać
od wieków, co pokazuje mit o Dedalu
i Ikarze oraz pionierskie poczynania
w lotnictwie braci Wright. Wiele wydarzeń jest negatywnie koloryzowa-
COŚ NOWEGO
XII 2011
nych przez media, które nie zawierają
pełnej prawdy w swych materiałach,
a także pokazują stronniczość np. jeśli chodzi o katastrofę
w Smoleńsku. Jak pokazują statystyki, Polacy chętnie podróżują właśnie
tego typu transportem. Tylko w październiku tego roku stołeczne Okęcie
odprawiło ponad osiemset tysięcy
pasażerów. Przytaczając statystyki
z liczbami ofiar, które są nieubłaga-
fot. R. Pruszkowski
chce przeżyć niebywałej atrakcji jaką
bez wątpienia jest lot samolotem
odrzutowym? Właśnie te argumenty przekonują bardzo często ludzi
aby kupili bilet i znaleźli się na pokładzie Airbusa, Boeinga lub innego
typu maszyny. Jednak nad naszym
bezpieczeństwem w trakcie tak złożonego procesu jakim jest podróż
lotnicza z punktu A do punktu B musi
czuwać bardzo wielu ludzi. Odpowiedzialność jaka spoczywa na barkach
kontrolerów lotów jest tak ogromna,
że mogą oni często jej nie sprostać.
W następstwie tego dzieją się również katastrofy o dużej liczbie ofiar,
podobnie jak w przypadku problemu
„zmęczenia materiału” o którym była
mowa wcześniej.
Na jednym lotnisku pracuje nawet kilkudziesięciu kontrolerów lotów. W czasie swojej zmiany odprawiają oraz przyjmują setki maszyn.
Za pomocą radarów mają wgląd na
pozycję, wysokość oraz wpływ maszyn. Ich zadaniem jest sprowadzenie maszyny bezpiecznie na ziemie,
wybierając dla niej wolny pas startowy oraz drogę kołowania. Jednak
gdy zawodzi sprzęt, człowiek nie ma
niestety wiele możliwości manewru.
Może się równie stać tak, że zawiedzie i sprzęt i człowiek. Nie musimy
daleko sięgać pamięcią, aby przypomnieć sobie podobne wydarzenie. 10
kwietnia 2010 roku to data, która na
pewno pozostanie w naszej pamięci
na długo. Polska delegacja na pokładzie Tupoleva 154M leciała na 70 obchody zbrodni Katyńskiej. Mgła, brak
nowoczesnych systemów na lotnisku
w Smoleńsku, obsługa lotniska na
najniższym poziomie. Efekt znamy
wszyscy. Samolot w czasie podchodzenia do lądowania rozpada się na
części, po wcześniejszym uderzeniu
w drzewo. Łącznie dziewięćdziesiąt
sześć ofiar śmiertelnych, a wśród
nich Prezydent RP Lech Kaczyński
wraz z małżonką, inni najważniejsi
ludzie w państwie.
Niestety, na podobne chwile
grozy nie musieliśmy czekać długo.
1 listopada, data kiedy obchodzimy
Święto Zmarłych, od tego roku mogła
by kojarzyć nam się z czymś bardzo
tragicznym. Samolot polskich linii
ne – średnio co roku w katastrofach
lotniczych ginie na świecie 769 osób,
natomiast tylko na polskich drogach
w ubiegłym roku śmierć poniosło
5712 kierowców, pasażerów, pieszych!
Jestem osobiście przekonany,
że samoloty jeszcze nie raz nas pozytywnie zaskoczą. Zarówno swoją
prędkością, wygodą podróży a także bezpieczeństwem, bo to jest na
pewno kwestia najważniejsza. Zatem
drodzy czytelnicy, nie bójmy się spełniać naszych marzeń o podniebnej
podróży, a więc latajmy bez strachu,
zwłaszcza gdy za sterami siedzi człowiek pokroju Kapitana Wrony.
Rafał Pruszkowski
19
HYDEPARK
My rider of the bright eyes...
My rider of the bright eyes,
What happened you yesterday?
I thought you in my heart,
When I bought you your fine clothes,
A man the world could not slay.
Dark Eileen O’Connell, 1773
Delikatnie zamknęła za sobą drzwi zostawiając całe
uniesienie po drugiej stronie. Taka była niepisana umowa
pomiędzy tymi, którzy przekraczali ten próg – nigdy nie
pozwolili, aby owe drzwi poznały co to trzaskanie. Zniszczyłoby to ich majestat i odebrało tajemniczą niezwykłość.
Wchodzący przez nie mieli do nich większy szacunek niż
do samych siebie, byli wdzięczni za to, co miało ich czekać
za kotarą buduaru. Drobna dłoń, która dopiero co oderwała się od zimnej klamki pełna była jeszcze cudzego ciepła.
Dziewczyna przeczesała palcami długie włosy i wpięła
w nie spinkę z pawim piórem. Jej zdecydowany wzrok poprowadził nogi do baru i tak powróciła do rutyny. Schodząc
po wąskich, drewnianych schodach jej oczy nie były rozbiegane w odróżnieniu od reszty bywalców tego miejsca.
Czerpała spokój z podniecenia ich spojrzeń, bo dobrze
wiedziała jaka siła je wywołała i kto nią włada. Nie racząc
nikogo zainteresowaniem usiadła tam gdzie zawsze, gdzie
tak jak zawsze czekał na nią ten sam mężczyzna. Miał
około 40 lat, był dobrze zbudowany. Przez jego posągowe
rysy niektórzy powiedzieliby, że jest przystojny. Smutne
oczy i niedbały wygląd dodawały mu chłopięcego uroku,
choć zdradzały, że nie był dzieckiem szczęścia.
Dziewczyna posłała znaczące spojrzenie barmanowi,
w zamian za co dostała małą szklaneczkę ze słonecznym
trunkiem, który już po pierwszym łyku rozjaśnił jej otaczający półmrok zadymionego miejsca.
– Chyba nie czekałeś na mnie długo? - powiedziała do
mężczyzny, który był widocznie przejęty jej przybyciem.
– Jak zwykle za długo – odpowiedział ze zmęczonym
uśmiechem – ale to tylko przez to, że nie mogłem się doczekać. - Uśmiechnął się do niej. Przez jego oczy przebijał się podziw i tęsknota. W tym czasie ona wyciągnęła
z małej torebki złotą papierośnicę, wybrała ciemną cygaretkę spośród jasnych papierosów i włożyła ją w rozchylone wargi. Nie wiadomo skąd pojawiła się ręka barmana
odpaloną zapalniczką i po chwili słodka woń stworzyła im
przestrzeń, w której mogli być już tylko dla siebie.
– Za dużo palisz. To cię kiedyś zgubi – powiedział jej
z nieukrywaną troską w głosie i oczach.
– Dobrze jest mieć coś, co cię zgubi. Wtedy zawsze
znajdzie się coś, co może cię ocalić – odpowiedziała bez
namysłu. Jej pewność siebie przemawiała przez każdą
część jej ciała. - Poza tym pamiętaj mój drogi, ja nie palę
ani nie piję. Robię tylko to na co mam ochotę – wyraz jej
twarzy potwierdzał słowa, a trunek odbijał się w wielkich
oczach. Mężczyzna westchnął poddając się i podsunął
20
COŚ NOWEGO
jej kilka kartek maszynopisu. Bez słowa zaczęła czytać,
a on bacznie śledził każdą zmianę w jej fizjonomii. Próbował wyłapać mocną woń jej perfum spoza otaczającego ją
dymu. Marzył w duchu by zatopić dłoń w potoku jej włosów, ale wiedział, że na ten luksus nie może już sobie pozwolić. Zazdrościł światłu, któro mogło swobodnie po nich
biegać i spince, która nigdy jej nie opuszczała.
– Skąd tyle okrucieństwa?- przerwała nagle jego oniryczne projekcje. - Nie rozumiem dlaczego nie pozwalasz
im płakać, kiedy ja czuję ich łzy pod powiekami – powiedziała z wyrzutem.
– Wolę, żeby więcej mówili o swoich uczuciach –
wszedł w fachowy ton – to buduje rys psychologiczny postaci, przez co...
– Jasne. Skończ. Pomiędzy jedną a drugą łzą jest więcej myśli niż pomiędzy jednym a drugim westchnieniem. I
to jest już wystarczający powód, żeby nie wstrzymywać
łez. Cudzych czy swoich – skończyła myśl patrząc mu w
oczy. Mówiła jak zwykle spokojnie przepełniając jego uszy
swoim głębokim głosem. Nigdy nie mógł się nadziwić skąd
w tak młodej dziewczynie tyle doświadczenia, wrażliwości,
swobody i odwagi myśli.
– Kiedy zaczynamy rozmawiać odnoszę wrażenie, że
okłamałaś mnie mówiąc o sobie – powiedział z udawaną
obrazą.
– W życiu! Chociaż...czy dwa logicznie splecione ze
sobą kłamstwa nie tworzą prawdy? - zalotnie puściła mu
oczko.
– Skoro tak mówisz – poczuł, że dystans pomiędzy
nimi zmniejszył się, kiedy wymienili serdeczne uśmiechy.
Wciąż nie mógł oderwać od niej oczu.
– Dziękuję – powiedział po chwili milczenia.
– Niepotrzebnie. Wiesz, że to lubię – dokończyła drinka i gwałtownie poderwała się z miejsca, gdy tylko zobaczyła zmierzającą ku niej rękę. - To chyba tyle na dziś.
A więc do jutra.
Odchodząc nieświadomie musnęła go włosami i łaskawie pozwoliła patrzeć jak wychodzi machając do barmana.
Nie miała pojęcia jak bardzo potrzebował chociażby dotyku jej dłoni. Patrząc na zamykające się drzwi wiedział już,
że nie wstrzyma swoich łez, ale nigdy by nie pomyślał, że
czyjeś popłynęły razem z jego.
Ewelina Kołodziej
XII 2011
HYDEPARK
Obudź w sobie dziecko ;)
Ksiądz chodzący po kolędzie, dzwoni
do drzwi mieszkania.
- Czy to ty, aniołku? - pyta kobiecy głos
zza drzwi.
- Nie, ale jestem z tej samej firmy!
Biznesmen przed świętami Bożego
Narodzenia mówi do żony:
- Kochanie, co mam ci kupić na
gwiazdkę?
- Może być jakiś drobiazg. Najlepiej
jakieś małe BMW do jazdy po mieście!
Policjant
przesłuchuje
świętego
Mikołaja:
- Co pan robił w nocy z piątego na
szóstego grudnia?
- Knock, knock!
- Who’s there?
- Mary.
- Mary who?
- Marry Christmas!
Materiały pobrano z www.chomikuj.pl i www.joemonster.org
COŚ NOWEGO
XII 2011
21
SPORT
Piłkarski kibic w wersji żeńskiej. Jak
wygląda i czy w ogóle istnieje?
Klasyczna nierówność:
Piłka nożna ≠ Kobiety. Jest to
stereotyp, który przewija się
wciąż: w żartach, skeczach,
w życiu codziennym. Mężczyzna wie, że gdy tylko zaczynie temat piłki, kobieta robi dziwne
miny, uwagi, czyni wszystko
by jak najszybciej zakończyć
niewygodną i nudną rozmowę.
Mało tego, płeć piękna próbuje
odciągnąć kibiców od telewizora, stadionu za pomocą wielu
sposobów. Wszystko staje się
lepsze, niż owy znienawidzony
football…
Ale czy na pewno? Czy tak
jest zawsze …?
Otóż okazuje się, że nie!
Kobieta też może być kibicem
i to jakim. Śmiem twierdzić, że
często równie żywiołowym i zaangażowanym jak mężczyzna.
Trzeba tylko pozwolić im się
wykazać, a nie zniechęcać.
Temat żeńskiego kibicowania jest bardzo marginalizowany, ale przecież jest obecny w naszym społeczeństwie.
materiały promocyjne
22
footballvj.pl
“I’m forever blowing
bubbles,
Pretty bubbles in the air.
They fly so high,
Nearly reach the sky(…)”
Nieco szerzej został on pokazany w filmie Anny Kazejak
pt. „Skrzydlate Świnie”. Gdzie
poprzez postaci Basi ( granej
przez Olgę Bołądź ), w początkowych scenach, zostało ukazane zaangażowanie, fascynacja piłką i całkowite jej oddanie.
Obraz filmowy jest mocno przerysowany, lecz podobne kobiety istnieją w rzeczywistości.
Może w bardzo małym stopniu
biorą udział w ustawkach, czy
rozróbach, ale swoim dopingiem mogą zawstydzić niejednego mężczyznę.
Nie są to
wnioski
wyssane
z palca, po obserwacjach i zafascynowaniu tym tematem, postanowiłem
u źródła zasięgnąć
informacji, jak wygląda kibicowanie
kobiet i jak się ono
ma w stosunku do
mężczyzn.
Miałem
przyjemność
rozmawiać z dwiema
kibickami: Klaudią
COŚ NOWEGO
XII 2011
i Martą, które ukazały mi swoje spojrzenie na piłkę nożną
i kibicowanie. Dzięki nimi dowiedziałem się chociażby, że
przeklinanie na meczu, to nie
tylko domena mężczyzn.
Marta stosunkowo nie dawno zaczęła swoją przygodę z
futbolem, interesuje się nim od
1,5 roku. Wcześniej nie była do
niego do końca przekonana,
ale gdy narzeczony wziął ją na
mecz, jej spojrzenie zupełnie
się zmieniło. Kiedy poczuła atmosferę stadionu, atmosferę
chwili, obraz nudnej piłki zmienił się w niesamowite przeżycie. Została wciągnięta w ten
magiczny świat. Oprawa wizualna, śpiewy, efekty zrobiły na
niej wielkie wrażenie. Już po
chwili głośno krzyczała dopingując swój zespół. Czuła się
częścią tego wydarzenia.
Na początku interesowała
się klubem narzeczonego i tylko jego grą, lecz w miarę upływu czasu przekonała się, że
Liga Mistrzów, czy Mundial to
również wspaniałe wydarzenia.
Teraz razem ze swym mężczyzną siada przed telewizorem i
SPORT
piłce mogła z nimi przebywać,
bawić się. Dlatego od małego
przesiąknęła miłością do futbolu, bo skoro mężczyźni z jej
rodziny uważali, że piłka jest
cudowną, to młoda dziewczynka brała to za pewnik. Może też
dlatego jej podejście różni się
od podejścia Marty. Obie chodzą na mecze swoich drużyn,
ale Klaudia ma większy dystans. Skupia się na istotnych
wydarzeniach, jak mecze ukochanego zespołu i ważne spotkania reprezentujących nasz
kraj. Ale w czasie tych meczy
jej zachowanie podobne jest
do zachowanie Marty. Głośnym
dopingiem wspiera swoją drużynę, komentuje mecz, przeżywa każdą akcje. Towarzyszą jej wielkie emocje, potrafi
wzruszyć się zwycięstwem, ale
i wściekle przeżywać porażkę.
Spotkanie przeżywa całą sobą.
Dla niej kibicowanie jest czymś
naturalnym, nie czuję się z tym
wyjątkowo, bardzo zdrowo do
niego podchodzi, mimo, że kobieta-kibic brzmi dumnie i wydaje się być rzadkością.
Dzięki tym dwóm rozmowom dowiedziałem się również,
że kobieta kibicuje temu klubowi, do którego jako pierwszego
zostanie przekonana. To od
mężczyzny zależy, czy umie
COŚ NOWEGO
swoją miłość do zespołu przedstawić dziewczynie. Na pewno
nic na tym nie straci, a może
zyskać wierną fankę swojej
ukochanej drużyny i to obok
swego boku. Także panowie,
gra jest warta świeczki.
Śmiało mogę powiedzieć,
że żeńskie kibicowanie istnieje i jest ono ciekawym zjawiskiem. Istotne jest tylko to, czy
my mężczyźni będziemy chcieli
je dostrzec, a także czy kobiety
dadzą się poznać z tej często
niewidocznej strony.
Pewne jest jedno korzyści
płyną dla obu stron, bo czy
dla mężczyzny nie jest miło
mieć ukochaną kobietę pięknie przystrojoną w barwy klubowe? A dla kobiety nie jest
lepiej i ciekawiej gdy rozumie
pasje mężczyzn? Myślę, że tak.
Warto przynajmniej spróbować,
wszak jak mawiał klasyk, trener
Górski : „ Dopóki piłka w grze,
wszystko się może zdarzyć.”
Damian Racławski
materiały promocyjne
śledzi poczynania 22 zawodników uprawiających futbol.
Śmiało może się nazwać kibicem, nie są jej obce nazwiska,
wydarzenia, mocno zakorzeniła
się w piłkarskim świecie. O Jej
zaangażowaniu świadczy fakt,
że już kilka dni przed meczem
czuje rosnące ekscytacje, czeka futbolowe święto jak na coś
ważnego.
Ale kibicowanie to nie tylko
emocje, to także manifestacja
popieranego zespołu, dlatego
oprócz standardowego szalika,
nie może zabraknąć u niej koszulki.
Na stadionie moja rozmówczyni daje z siebie wszystko,
głośnym dopingiem i oklaskami pobudza swoich ulubieńców
do walki. Często na drugi dzień
nie może wymówić słowa przez
zachrypnięte gardło, ale mimo
to jest szczęśliwa, że na stadionie dała z siebie wszystko.
Kibicowanie sprawia jej radość,
jest ważne, a przecież o to
w tym chodzi, by bawić się na
meczach.
Marta uważa, że na stadionach inne kobiety rzadko
się wczuwają; na meczach
są ze wzglądu na swoich ukochanych, znajomych, a nie
dla przyjemności, ale to może
problem nas, mężczyzn? Nie
umiemy odpowiednio pokazać świata
futbolu, zachęcić do
zainteresowania się
nim. A jak widać na
przykładziemożna spotkać kobietę
z częścią piłkarską
duszy, wystarczy tylko tą cząstkę obudzić.
Moja druga rozmówczyni – Klaudia,
ma kontakt z piłką
od najmłodszych lat.
Mając pięciu braci
musiała zetknąć się
z tym tematem. Właściwie futbol był furtką
do ich świata. Dzięki
XII 2011
23

Podobne dokumenty