Coś nowego - IDiKS KUL
Transkrypt
Coś nowego - IDiKS KUL
INSTYTUT DZIENNIKARSTWA I KOMUNIKACJI SPOŁECZNEJ Drodzy Czytelnicy! W NUMERZE: 4 4 5 6 STUDENT Duszpasterstwo Akademickie - Dołącz do nas! KULowe Jasełka IV Forum Regionalistyczne na KUL-u Kampus Wschodni też jest COOL TEMAT NUMERU 7 Anioły z hospicjum... SPOŁECZEŃSTWO 9 Lublin rok po wyborach prezydenckich, czyli bilans sukcesów i porażek Krzyszofa Żuka 10 Co kraj, to obyczaj 11 Last Christmas we „sold out” our hearst... 12. Marsz Niepodległości - Eskalacja nienawiści, czy medialna propaganda? KULTURA 14Co Za Bal! 15Osierocona „Magia Paryża” 16 Odyse(j)a ITP, itd... 17. DOBRA, polska, romantyczna, komedia? Sami zobaczcie! HYDEPARK Po bardzo długiej przerwie na scenę ponownie wkracza Wasza ulubiona gazeta studencka – COŚ nowego! Na pierwszy rzut oka widać, iż cały zespół redakcyjny uległ metamorfozie. Postaramy się dotrzymać kroku naszym starszym kolegom i nie zawieść Waszych oczekiwań. Ku mej radości i nieukrywanemu zaskoczeniu nowy zespół jest bardzo ambitny i nie raz zaskoczy Was różnorodnością tematów Z tego miejsca serdecznie dziękujemy osobom, dzięki którym nasza historia może tworzyć się dalej. Szczególnie Dyrektorowi Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej prof. dr hab. Karolowi Klauzie. Jego rady, cenne wskazówki i życzliwość sprawiła, że możemy realizować swoje pasje i dzielić się nimi z Wami! Pragnę także przekazać Wam pozdrowienia wraz z podziękowaniami za te lata wspólnej przygody od Rafała Górki, który wciąż (w jakiś sposób) nad nami czuwa z telefonem przy uchu w Warszawie Życzę miłej lektury i magii w te Święta! Natalia Karpińska – redaktor naczelna 18 Strach ma wielkie skrzydła, czyli nie bójmy się latać 20 My rider of the bright eyes... 21 Obudź w sobie dziecko ;) SPORT 22Piłkarski kibic w werski żeńskiej. Jak wygląda i czy w ogóle istnieje? Wydawca: Instytut Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej KUL Redaktor naczelny: Natalia Karpińska Z-ca red. nacz.: Monika Szymczyk Sekretarz redakcji: Magdalena Gładysz Skład redakcji: Katarzyna Kwitowska, Ewelina Kołodziej, Jan Brzeziński, Mateusz Ostrowski, Rafał Pruszkowski, Patrycja Puchacz, Patrycja Sanecka, Paula Fabiańczyk, Edwin Tarka Korekta: Damian Racławski Skład, szata graficzna: Bartosz Piekarz Kurator: dr Małgorzata Żurakowska Kurator honorowy: mgr Grzegorz Winnicki E-mail: [email protected] Okładka: Krzysztof Ożóg Redakcja nie ingeruje w poglądy autorów i zastrzega sobie prawo skracania tekstów i zmian tytułów, nie zwraca także nadesłanych materiałów COŚ NOWEGO XII 2011 3 STUDENT Duszpasterstwo Akademickie Dołącz do nas! spędzania wolnego czasu młodym, aktywnym ludziom. Do wyboru mamy m. in. kilkanaście wspólnot (wśród nich np. Odnowa w Duchu Świętym, Wspólnota Życia Chrześcijańskiego, Grupa Misyjna czy Chór), poradnictwo (duchowe, psychologiczne, a także poradnię rodzinną), wolontariat, a nawet kurs przedmałżeński. Ponadto członkowie organizacji prowadzą Herbaciarnię i Księgarenkę – miejsca z pewnością przyjazne każdemu studentowi. Sekretariat DA KUL mieści się w budynku przylegającym do Kościoła Akademickiego (te same drzwi, Duszpasterstwo Akademickie KUL to wspaniała propozycja dla ludzi, którzy chcą zgłębiać swoją wiarę, wymieniać się doświadczeniami z innymi poszukującymi, a także dla działaczy społecznych chcących nieść pomoc innym. Słowo „duszpasterstwo” kojarzy się z reguły z nudnawymi spotkaniami przy herbacie i rozmowami przypominającymi serię następujących po sobie homilii, co jakiś czas umilanymi odsłuchiwaniem audycji na 97,00 fm. Otóż NIE! Duszpasterstwo Akademickie KUL oferuje szerokie spektrum działalności, wiele form pożytecznego KUL – które prowadzą do sekretariatu DiKS), natomiast od semestru letniego roku 2010/2011 istnieje już oddział duszpasterstwa na Majdanku. Nad wszystkim czuwają duszpasterze: o. Piotr Twardecki, o. Rafał Huzarski i o. Sławomir Patalan. Dla zainteresowanych lub choćby dociekliwych – więcej informacji na stronie: http://www.dakul.jezuici.pl/ Jan Brzeziński KULowe JASEŁKA 4 jak i wokalne robi wrażenie. Każdy daje z siebie wszystko. Premiera zapowiada się niezwykle ciekawie, uświetnią ją ważni goście, na czele z Ks. rektorem Stanisławem Wilkiem. Będzie to nie lada wydarzenie. Skąd czerpałaś inspiracje? Teologia, to mój drugi kierunek studiów, który pomógł mi w napisaniu tego scenariusza. Moim celem było przekazanie w sposób prosty i zrozumiały treści i wartości związanych z narodzinami Chrystusa. Wywiad z autorką scenariusza Karoliną Kleczko studentką II roku Dziennikarstwa i komunikacji społecznej oraz teologii Czy nie wydaje Ci się ryzykowny taki sposób przedstawienia narodzin Chrystusa? Myślę że, wręcz przeciwnie dotrze to do większego grona odbiorców, szczególnie młodych ludzi, którzy stają się coraz bardziej wymagającymi widzami. My ze swej strony pragniemy serdecznie zaprosić każdego z was na KUlowskie Jasełka, których premiera odbędzie się dnia 15.12.2011 roku, o godzinie 16:00 w sali numer 241 na Wydziale Nauk Społecznych na Majdanku. Musisz tam być! Czym tegoroczne jasełka zaskoczą widzów? W tym roku zaproponowałam połączenie czasów współczesnych z domieszką tradycyjnej wizji jasełek. COŚ NOWEGO fot. J. Szachta Mimo upływających wieków i ciągle zmieniającej się kultury, jedno pozostaje wciąż niezmienne, a tym czymś jest istota Bożego Narodzenia. Już niebawem, bo 25 grudnia w rodzinnym gronie będziemy obchodzić kolejną rocznicę narodzin naszego Zbawiciela. Polska tradycja obrazuje nam to wydarzenie w postaci jasełek. Również nasi koledzy i koleżanki zdecydowali się na tę formę przedstawienia tego jakże ważnego wydarzenia dla wiary chrześcijańskiej. Akademickie jasełka, są bardzo ważne dla naszego Uniwersytetu, dlatego wciąż odbywają się próby, aby wszystko wyszło perfekcyjnie. Będąc na jednym z takich spotkań można zaważyć duże zaangażowanie uczestników. Widać ile energii i serca wkładają w to przedstawianie. Niektórzy nawet uszyją dla siebie kostiumy! Na próbach panuje miła atmosfera. Oprócz kolejnych powtórzeń danej sceny, jest czas na śmiech, dzięki któremu można po prostu dobrze się bawić. Co tylko może pomóc w stworzeniu czegoś naprawdę dobrego. Aranżacja zapowiada się bardzo ciekawie, wykonanie aktorskie XII 2011 Damian Racławski Natalia Sudzińska Jagoda Szlachta STUDENT 2 grudnia odbyło się na naszym Uniwersytecie IV Forum Regionalistyczne. Poruszane na nim kwestie dotyczyły zagadnienia polityki spójności w Unii Europejskiej. Program ten zawiązany jest z takimi obszarami jak Lubelszczyzna. Jego zadaniem jest wyrównywanie szans regionów. Z finansów UE korzysta wiele firm, jak również uczelni, samorządów czy organizacji. Forum otworzył JM Rektor KUL ks. prof. dr hab. Stanisław Wilk. W swoim wystąpieniu powitał wszystkich prelegentów, dziękując za to, że zechcieli uczestniczyć w tym niecodziennym wydarzeniu. Ksiądz Rektor zwrócił szczególną uwagę na rolę Polski w Unii Europejskiej i jej stopień zaangażowania w realizację polityki spójności. Polska powinna nie zwlekać i wykorzystać swoją szansę na rozwój przez aktywne uczestnictwo w tego typu działaniach. Podkreślony został również związek etyki i gospodarki jako podstawowy, by móc utrzymać równowagę między pieniądzem a celem do którego ma być on wykorzystany. fot. K. Furmanek Następnie głos zabrał dr Janusz Lewandowski- Komisarz ds. Budżetu UE. Nie krył on emocjonalnej więzi w Lublinem, ponieważ urodził się w tym mieście. Komisarz w przemówieniu inauguracyjnym mówił o polityce Unii związanej z finansami, szczególnie w nawiązaniu do funduszy kohezyjnych. Wskazał na realne i nierealne wykorzystanie przez Polskę tego rodzaju zasilenia, omawiając przy tym zmiany zachodzące w polskiej gospodarce po roku 1989. Dr Lewandowski podkreślił rolę Lublina w dzisiejszej gospodarce naszego kraju, rozwój tego okręgu, a także uczelni znajdujących się na terenie miasta. Według niego kluczową sprawą w działalności Polski związanej z finansami w UE jest „budowanie poprzez własną wiarygodność kraju, który jest poważany”. Polska ma mówić swoim głosem, który mimo możliwej krytyki musi się przebijać. Po przemówieniu komisarza rozpoczęła się dyskusja panelowa, w której udział wzięli: dr Lewandowski, Marceli NiezgodaPodsekretarz Stanu w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego, Krzysztof Hetman- Marszałek Województwa Lubelskiego, dr Krzysztof Żuk- Prezydent Miasta Lublin oraz prof. dr Jerzy Kłoczkowski- Dyrektor Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej. Dyskusje prowadził dr Bartosz Jóźwik. Panowie rozmawiali głównie o dotychczasowym wykorzystaniu funduszy UE w ramach polityki spójności na szczeblach: unijnym, krajowym, regionalnym i lokalnym. Polska według nich dosyć dobrze wypada na tle innych państw należących do tego projektu, ponieważ szybko i efektywnie wykorzystała środki unijne, realizując rozmaite projekty. W województwie lubelskim wskazuje się na takie inwestycje jak: droga S17, lotnisko, rozbudowa uczelni, Parki Naukowo-technologiczne. Chociaż Lublin stoi przed wieloma problemami dotyczącymi infrastruktury miasta i trudności związanych z nowymi inwestycjami. Perspektywy rozwoju na lata 2014-2020 wydają się więc optymistyczne, ale czy takie będą, biorąc pod uwagę kryzys w Europie? Sukces polityki spójności, o którym mówili wszyscy goście może okazać się nie trwały, a „największe wyzwania się dopiero przed nami”- jak mówił dr Krzysztof Żuk. W trakcie rozmowy poruszone zostały kwestie m. in. ewentualnego rozpadu strefy euro, obawy przed pochłonięciem Polski przez dziurę budżetową oraz partnerstwa wschod- COŚ NOWEGO XII 2011 fot. R. Czyrka IV Forum Regionalistyczne na KUL-u niego w ramach polityki sąsiedzkiej. Podczas dyskusji były przewidziane także pytania z Sali, które wypisane na karteczkach zostały przekazane do prowadzącego. Cześć pytań pokrywała się z wypowiedziami gości uczestniczących w tym panelu, ale było też kilka pytań poszerzające dyskusje o nowe tematy. M. in. padało pytanie o rynek pracy (według statystyk województwo lubelskie jest na ostatnim miejscu w Polsce pod względem udziału młodych ludzi bezrobotnych). Obecna sytuacja może być zmieniona tylko w momencie gdy pojawią się inwestorzy tworzący miejsca pracy. Prezydent miasta mówił o warunkach, które muszą być spełnione by przeciągnąć inwestorów. Ale te zabiegi zajmą przynajmniej kilka lat, więc póki co studenci mogą czekać na nowe miejsca pracy i nie doczekać się. Przynajmniej nie wszyscy. Po spotkaniu odbyła się krótka konferencja prasowa, a następnie nadszedł czas na wystąpienia innych prelegentów, wykładowców m.in. Uniwersytetów: Rzeszowskiego, Warszawskiego, Łódzkiego czy Uniwersytetu Jagiellońskiego. IV Forum Regionalistyczne z pewnością było niezwykłym wydarzeniem ze względu na osobistości w nim uczestniczące. Ale to niecodzienne spotkanie było ciekawym doświadczeniem także dla studentów, którzy mogli poszerzać swoją wiedzę na temat gospodarki i zasad jej funkcjonowania na różnych szczeblach państwowych i UE. Katarzyna Kwitowska Izabella Pyda 5 STUDENT KUL znowu będzie COOL! Po wielkim sukcesie LipDuba studenci lubelskiej uczelni postanawiają działać dalej. Tym razem ideą jest promocja kampusu wschodniego przy Drodze Męczenników Majdanka, gdzie w starych obiektach wojskowych dzień w dzień bije kilkaset studenckich serc. „To nie koniec świata!” – podkreślają zgodnie organizatorzy i pomysłodawcy akcji. Główny koordynator projektu Ewelina Kruczek dodaje: „ Kampus wschodni to ogromna przestrzeń z potencjałem, chcemy pokazać, że nie jesteśmy odcięci od życia kulturalnego i studenckiego KUL”. Projekt COOL MOVIE powstał pod koniec roku akademickiego 2010/2011, wtedy to rozpoczęto pierwsze rozmowy i ustalenia co do szczegółów i głównej idei. Ustalono zatem, że COOL MOVIE będzie filmem kręconym metodą „poklatkową”, co oznacza połączenie kilku tysięcy wcześniej zrobionych zdjęć w jedną całość dającą wrażenie ruchu. Zadanie trudne i czasochłonne, którego podjął się reżyser ubiegłorocznego LipDuba - Tomek Gabłoński. Zaczerpnąwszy inspiracje z uczelnianych korytarzy, wraz z Karoliną Tulejską – kierownikiem planu, wspólnie stworzyli filmowy scenariusz. „Co autor miał na myśli, ujawni film” – mówi Tomek. Oczywiście sam pomysł to nie wszystko… Potrzeba było aktorów, którzy odegrają postaci wymyślone przez twórców. Dlatego 8 i 9 listopada przeprowadzono wśród studentów całej uczelni castingi, do których zgłosiło się około 80 osób z różnych instytutów, kierunków, a nawet krajów! Ostatecznie 60 oso- 6 bom udało się zaistnieć przed obiektywem operatora Mateusza Pastuszaka, który na co dzień studiuje kulturoznawstwo na KUL. „Fotografia to moja pasja, kręceniem filmów nie zajmuję się profesjonalnie. Najważniejsze, że lubię to co robię!” – mówi z uśmiechem Mateusz. Ekipa organizatorów składała się z 20 osób, między innymi: reżyser, kierownik planu, operator, koordynatorzy, COOLporterzy, a nawet Legia Akademicka. Wszystkim przyświecały wspólne cele: promocja kampusu wschodniego, animacja życia akademickiego, integracja i przede wszystkim… dobra zabawa, która trwała od 22 do 24 listopada. Wtedy to kampus wschodni kipiał pomysłami, talentami i oczywiście dobrym humorem do późnych godzin nocnych. Główna rola przypadła studentowi pierwszego roku dziennikarstwa i komunikacji społecznej - Jakubowi Klochowi. „Kuba ma doświadczenie z teatrem i kabaretem, widać profesjonalizm w jego podejściu do aktorstwa. To bardzo ważne przy obsadzaniu głównej roli. Na castingu zaprezentował się bardzo dobrze, właściwie od razu wiedzieliśmy, że znaleźliśmy naszego Bohatera”- przyznaje reżyser. Żołnierze grający w twistera, księża siłujący się na ręce z… no właśnie. I tu organizatorzy projektu zadbali o jego atrakcyjność. Tylko na KUL’u COŚ NOWEGO XII 2011 materiały promocyjne Kampus Wschodni też jest COOL! księża siłują się na ręce z chłopakami z zespołu Rotten Bark – finalistami popularnego show muzycznego „Must be the music”. „Zgodziliśmy się wziąć udział w tym projekcie bo to fajna zabawa, a także promocja dla zespołu” – mówi jeden z jego członków. To nie przypadek, że to właśnie chłopaki znaleźli się na planie filmu. Jako podkład muzyczny realizatorzy wybrali utwór Chillin’ Out, który zespół Rotten Bark nagrał w 2009 roku. Czy film spełni swoje ostateczne i główne zadanie – promocję kampusu wschodniego KUL? Czy będzie to kolejny sukces reżysera bijący rekordy oglądalności? O tym przekonamy się już wkrótce! Trzymamy za Was kciuki :) Patrycja Sanecka TEMAT NUMERU Anioły z hospicjum... Kiedy „Siedem dni tygodnia…” zostały „Czterema dniami tygodnia…” musiały zwiększyć wydajność pracy. „Na początku było naprawdę ciężko” – wspomina Hania – „Byłam w swojej pierwszej ciąży, kiedy przejęłam formalnie obowiązki Moniki. Zaczęłam przychodzić już nie tylko w piątki, ale i w środy”. Prawdę mówiąc, dziewczyny zaczęły z czasem pokazywać się u swoich małych przyjaciół codziennie. „Kiedy zdajemy sobie sprawę, że nie wiadomo, ile jeszcze zostało czasu i że być może następnego dnia zastaniemy już tylko zaścielone białym prześcieradłem puste łóżko, chcemy tu być w każdej wolnej chwili” – mówi Hania, a koleżanki przytakują zgodnie. „Hania ma najtrudniej. Dwójka małych synków…” „Nie” – przerywa koleżance – „Właśnie teraz rozumiem, jak jestem ważna i potrzebna. Jak bym się czuła, gdyby mojemu choremu dziecku nikt już nie chciał pomóc a ja sama nie miałabym na to dość siły?” – zadaję pytanie samej sobie. Więc Hania pomaga kiedy tylko może. Pomagają też inne dziewczyny. Kamila i Ola przychodzą codziennie, po pracy. - A wasze prywatne życie? – pytam -„To jest nasze prywatne życie” – odpowiadają chórem i zaczynają się śmiać. Małgosia wciąż studiuje. Ma mnóstwo nauki. -„Kiedy mam sesję prawie nie bywał w hospicjum. Ma wtedy okropne wyrzuty sumienia, takie jak wtedy, gdy na moich oczach umierali Tomek i Madzia, a ja nic nie mogłam zrobić.” Małgosia zabiera więc podręczniki, notatki z uczelni i uczy się w hospicjum. -„Dla nich ważne jest, by ktoś w ogóle był przy nich, żeby nie zostały same. Bo wtedy ból nasila się dwa razy mocniej i wracają nocne kosz- materiały promocyjne W kawiarni, w której się umówiłyśmy jest przytulnie i miło. „Siedem dni tygodnia dających nadzieję”, jak zwykły same o sobie mówić, przyszły wszystkie. To znaczy wszystkie cztery, które same nie straciły nadziei, wiary w siebie i przetrwały. Wtedy świeżo upieczone maturzystki, teraz dorosłe kobiety gotowe, by podzielić się ze mną swoją wciąż żywą historią. Historią, która z całą pewnością odmieniła bezpowrotnie ich Życie. Było ich siedem, gdy po raz pierwszy stanęły przed bramą hospicjum 22 grudnia 2009 roku. Pełne zapału studentki pierwszego roku. Każda z kolorowym akcentem we włosach i z uśmiechem na ustach. Monika – „Środa” odpadła pierwsza. Po roku rzuciła psychologię, zrezygnowała i została ateistką. Odmówiła udzielenia wywiadu. Personel hospicjum wspomina ją jednak ciepło: „Pamiętam ją bardzo dobrze. Zawsze starała się patrzeć na wszystko optymistycznie. Częstowała każdego cukierkami i każdej środy miała wpiętą w bluzkę innego koloru broszkę – motyla” – wyznała mi w telefonicznej rozmowie Pani Krystyna, jedna ze starszych pielęgniarek. Druga była Beata – „Niedziela”. Po pierwszej nieuniknionej śmierci Agnieszki, dziewczynki z rakiem mózgu, Beata przeżyła wstrząs psychiczny. Nie pokazała się więcej w hospicjum. Podobno wyjechała z kraju. Nikt jednak nie jest w stanie udzielić mi konkretnej odpowiedzi na jej temat. „Była zbyt delikatna. Osobiście bardzo się zżyłyśmy podczas szkoleń. Próbowałam nawiązać z nią kontakt, zresztą jak wszystkie dziewczyny, ale bezskutecznie. Beata po prostu uciekła”. – stwierdza jedna z moich rozmówczyń. Po siedmiu miesiącach ugięła się także Iwona – „Poniedziałek”. Nie zrezygnowała całkiem z wolontariatu, zwyczajnie zmieniła rejon. Mimo że nadal utrzymuje kontakt z koleżankami, ona też nie chciała przyjąć zaproszenia na spotkanie. Teraz pomaga dzieciom z tzw. trudnych rodzin. Czasami jeździ na wycieczki z wychowankami lubelskich domów dziecka, ale do hospicjum już nie wraca. Boi się, że powrócą niechciane wyrzuty sumienia, uczucie bezradności, przytłaczające wspomnienia.” – mówi Ola – „Sobota” , znajdująca po mojej prawej stronie. Obok niej oparta o drewniany blat stołu siedzi Małgosia – „Wtorek”. Po mojej lewej stronie jest Kamila – „Czwartek” i Hania – „Piątek”. Dokładnie cztery lata temu, gdy „Siedem dni tygodnia niosących nadzieję” zaczynały pracować w wolontariacie, miały wielkie plany. Były przygotowane na każdą przykrą sytuację i każde trudne pytanie małych, nieuleczalnie chorych pacjentów. Teoretycznie, ale nie w praktyce. Przechodząc po raz pierwszy przez „korytarz bez powrotu” czuły, że odnalazły swoje powołanie. Za każdym z białych drzwi odkrywały inne smutne oczy i to dodawało im siły do działania. Czuły, że są potrzebne. „Nie jesteśmy przecież lekarzami. Przychodząc znamy wyrok z góry. Nic nie da się zrobić. Uśmiech na buzi umierającego dziecka to wszystko i aż wszystko, na co możemy liczyć” – mówi Ola. „I niczego więcej nie oczekujemy. To właśnie jest naszą zapłatą” – podkreśla Kamila. COŚ NOWEGO XII 2011 7 TEMAT NUMERU Księcia. I Ty zostań „Aniołem”! Nigdy nie jest za późno żeby zrobić coś dla innych dlatego już dziś zastanów się jak Ty możesz pomóc. Na początek wystarczy, że ofiarujesz jakąś cząstkę swojej codziennej modlitwy dla chorujących dzieci. Twoja modlitwa będzie mieć większe oddziaływanie jeżeli przejdziesz się do Lubelskiego Hospicjum dla Dzieci im. Małego Księcia które mieści się przy ul. Lędzian 49 w Lublin i powiesz wybranej osobie że będziesz się za nią modlił. Nic tak nie podnosi na duchu jak szczera, codzienna modlitwa. Uwierz że to naprawdę pomaga! Jeżeli natomiast czujesz że masz czas i siły żeby jeszcze bardziej zaangażować się w pomoc na początek odwiedź stronę internetową: www.hospicjum.lublin.pl na której znajdziesz dokładne informacje o tym co możesz zrobić. Możesz także bezpośrednio napisać wiadomość na adres: [email protected]. pl i zgłosić się do wolontariatu tak jak zrobiły to już dziesiątki ludzi. Emilia Małek Wszelkie dane osobowe bohaterek zostały zmienione. www.sxc.hu mary, z którymi sami nie umieją sobie poradzić otwierając oczy.” Nasz czas dobiegł końca. Małgosia biegnie na uczelnię, Hania musi odebrać chłopców z przedszkola, a Ola i Kamila śpieszą się do hospicjum. Nie proponują mi jednak, bym poszła z nimi a ja nie nalegam. Wiem, że nie mam dość siły, by przejść obojętnie „korytarzem bez powrotu.” „To udaje się tylko aniołom” – myślę i dziękuję za spotkanie. Po chwili zostaje sama. „Tam gdzie zamyka się korytarz, czas przestaje mieć znaczenie” – mówiła Kamila i chyba coś w tym musi być, bo mimo ogromnej pracy jaką wykonują, wciąż wyglądają pięknie i młodo – Anioły z Hospicjum Małego 8 COŚ NOWEGO XII 2011 SPOŁECZEŃSTWO Lublin rok po wyborach prezydenckich, czyli bilans sukesów i porażek Krzysztofa Żuka COŚ NOWEGO Ważnym elementem był również przygotowany przez studentów materiał filmowy zawierający ocenę działań prezydenta. Wypowiedzieli się zarówno byli kontrkandydaci jak i obywatele. Krzysztof Żuk oceniony został przez większość pozytywnie. Ciężko było doszukać się jakichkolwiek mankamentów, ale Jerzy Gryz z SLD trafnie zauważył, że Lublin jest miastem z ogromną ilością studentów, dla których po zdobyciu stopnia naukowego nie ma tu miejsca do dalszego rozwoju. Miejmy nadzieję, że w najbliższej przyszłości ulegnie to zmianie. Podsumowując, debata pokazała zarówno pozytywne jak i negatywne aspekty pierwszego roku kadencji prezydenta Lublina. Optymistycznym akcentem jest fakt, że te pierwsze zdecydowanie przeważały, ale nie można też zapominać o minusach. Na zakończenie warto dodać, że prowadzącymi debaty byli Magdalena Szmit z Koła Naukowego Studentów Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej oraz Józef Szopiński z Radia Lublin, a inicjatorem dr Wojciech Wciseł. Michał Kaczor fot. K. Ożóg fot. K. Ożóg Minął już rok od czasu wyboru Krzysztofa Żuka na stanowisko prezydenta Lublina. Z tej okazji na sali obrad Rady Miasta zorganizowana została debata na temat jego rozwoju. Prezydent przedstawił strategię „Lublin 2020” opierającą się na czterech elementach: otwartości, przedsiębiorczości, akademickości i przyjazności. Podstawą sukcesu ma być aktywność społeczna, dzięki której każdy będzie mógł uczestniczyć w zmianach zachodzących w mieście. Krzysztof Żuk w swojej krótkiej prezentacji skupił się głównie na osiągniętym spadku bezrobocia (z 10% do 9,2% - przyp. red.), modernizacji komunikacji miejskiej i wielkich planach inwestycyjnych mających realizować się w najbliższej przyszłości. Wydatki Lublina na ten cel w ciągu dwóch lat mają wzrosnąć z 222 mln aż do 527 mln zł. Głównym celem jest zakończenie budowy Portu Lotniczego Lublin planowane na II poł. 2012 r. Cała debata podzielona była na trzy części – wystąpienie prezydenta, pytania od publiczności i krótki materiał filmowy oceniający dotychczasowe działania Krzysztofa Żuka. Szczególne zainteresowanie wzbudziła ta dru- ga część. Pytania dotyczyły głównie problemów z miejs c e m na targowisku przy ul. Ruskiej, co zapoczątkowało żywiołową dyskusję, ale pojawiły się również te dotyczące rozwoju kultury, problemów z parkowaniem czy też nierozstrzygniętej sprawy planu przebudowy Placu Litewskiego. Nerwową atmosferę wprowadził limit czasowy, przez co nie wszyscy mieli możliwość zabrania głosu. Na sali pojawili się przedstawiciele wielu organizacji i grup społecznych. Zasiedli tam m.in. członkowie Rady Miasta, handlarze, wykładowcy akademiccy, ale również studenci. Nie obyło się niestety bez kontrowersji i jedna z uczestniczek debaty opuściła ją przed końcem. XII 2011 9 SPOŁECZEŃSTWO Co kraj, to obyczaj Sezon gorączki przedświątecznych zakupów możemy uznać za oficjalnie otwarty! Na sklepowych półkach pojawiły się już mikołaje, choinki, szopki (bez krzty złośliwości napomknę jedynie, że pierwsze stały w marketach już 2 listopada) czy nawet tradycyjny polski karp! Wszystkie wymienione rzeczy kojarzą się nam nieodzownie z symbolami naszego Bożego Narodzenia. Podobnie jak 12 potraw, sianko pod stołem, kolędy, opłatek czy pasterka. Jednak jak głosi przysłowie „co kraj to obyczaj”, dlatego warto przyjrzeć się w ten czas, jak Święto Bożego Narodzenia obchodzą inne kraje. Zapewniam, że wielu z was zdziwią pewne tradycje;) Niemcy: Na stole powinno pojawić się 9 potraw, m.in. pieczone kiełbaski, sałatka kartoflana czy pieczona gęś. Tradycyjnie dzieciom opowiada się legendę mówiącą, iż prezenty przyniósł Święty Mikołaj lub Dzieciątko Jezus. Wiele rodzin wynajmuje nawet Mikołaja, którego rolę odgrywają studenci przebrani w kostium. Włochy: To chyba jedyny kraj w zachodniej Europie, w którym zachowuje się w dniu Wigilii post, który kończy się dopiero po nocnym nabożeństwie. Prezenty czekają na dzieci pod choinkami, ale otworzyć je można dopiero rano. Mali Włosi zresztą na brak prezentów w okresie świą- Dania: Tutaj w Wigilię spożywają pieczoną kaczkę i ryż z owocami w miseczkach, a w jednej z nich znajduje się migdał i osoba która dostanie tą miseczkę z owym owocem - otrzymuję dodatkowy prezent. Węgry: W czasie świąt organizuje się wielkie bale dla dzieci. Najważniejszy z nich odbywa się w stolicy kraju, Budapeszcie, w budynku Parlamentu. Uczestniczą w nim znani aktorzy i artyści. Innym zwyczajem jest wkładanie sianka pod obrus. Wyciągnięcie najdłuższego źdźbła wróży długie życie. Na stole nie może zabraknąć ciasta z makiem, bo mak zapewnia rodzinie miłość. Irlandia: w Wigilię robi się tu jeszcze ostatnie ważne zakupy. Jest to również jedyny dzień w roku, kiedy puby otwarte są do północy. Wieczo- www.sxc.hu Wielka Brytania: W tym kraju, jak wiadomo Wigilia nie jest obchodzona. Ale za to do „Christmas” Brytyjczycy przygotowują się już kilka tygodni wcześniej, ponieważ na angielskim stole tradycyjnie powinno znaleźć się aż 25 potraw! Ponadto dekoruje się domy, ubiera choinki oraz wysyła kartki świąteczne-podobno najwięcej w całej Europie. Znanym świątecznym zwyczajem jest pulling of Christmas crackers. Cracker to mała zwinięta i zawiązana na obu końcach tubka z papieru, w której znajdują się małe zabawki, błyskotki lub zagadki. Żeby zobaczyć co jest w środku dwie osoby muszą ciągnąć za jego końce, do momentu pęknięcia. tecznym nie mogą narzekać – w nocy z 5 na 6 stycznia, który kończy zimowe wakacje, dzieci odwiedza Befana, dobra stara wiedźma. Zjada orzechy i ciasteczka, a zostawia prezenty w skarpetach. Tradycyjnie grzeczne dzieci mogą liczyć na słodycze, niegrzeczne – na grudki węgla. 10 COŚ NOWEGO XII 2011 SPOŁECZEŃSTWO rem w domach zapala się kominek i pali torf, wiesza skarpety w oczekiwaniu na prezenty. Ciekawą sprawą są łakocie i mała szklanka whiskey zostawiana w podzięce dla Św. Mikołaja. Dla życzliwego renifera Rudolfa leży marchewka lub jabłko. Brak tych podarków w pierwszy dzień Świąt świadczy o obecności Św. Mikołaja. Szkocja: Boże Narodzenie w Szkocji nie było obchodzone przez 400 lat. Od niespełna 60 lat Szkoci na nowo uczą się celebrować ten magiczny czas. Do lat 60. XX wieku dzień Bożego Narodzenia w Szkocji był zwyczajnym dniem pracy. Obecnie obchody te niewiele mają wspólnego z radosnym celebrowaniem i są wręcz ponure. Prawdopodobnie jest tak dlatego, że Boże Narodzenie w Szkocji nie uchodzi wcale za najważniejszą uroczystość w katolickim kalendarzu. Patrycja Puchacz Last Christmas we “sold out” our hearts... cy się z zapachem mandarynek nie przyciąga już tak naszej uwagi. Choć oczywiście to wszystko budzi cały czas raczej pozytywne skojarzenia (byleby tylko śnieg nie był za zimny). Z jakiegoś powodu odwracamy się od tradycyjnego sposobu na spędzenie świąt (wspólnego, rodzinnego wyjścia na pasterkę po kolacji wigilijnej), na rzecz zabiegania i w zasadzie zmęczenia się świętami przed ich faktycznym nadejściem. Mimo, że coraz częściej organizowane są akcje mające na celu zwrócenie uwagi społeczeństwa na ten „listopadowo-przedabsurd, świateczny” tendencje się nie zmieniają, a taki np. Buy Nothing Day nie odbija się zbyt głośnym echem. Dalej szalejemy na wyprzedażach, słuchając w tle nastrojowych piosenek, na czele z „Last Christmas”. Pojawia się pytanie: Czy to rosnący konsumpcjonizm wywołuje takie zachowania czy może fakt, że niektórzy COŚ NOWEGO XII 2011 zapomnieli o co tak naprawdę chodzi w świętach Bożego Narodzenia i przechrzcili je na Gwiazdkę (z nieba). Katarzyna Kwitowska www.kwejk.pl „Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta”- to coś na co każdy z nas czeka z niecierpliwością. Bo kto nie lubi magii nadchodzących świąt, szczególnie kiedy są to święta Bożego Narodzenia. Jednak dość szokujące jest, kiedy przedświąteczny szał zakupów „atakuje” nas z witryn sklepowych na początku listopada. Na wystawach, na prawie dwa miesiące przed Świętami, widzimy prezenty, gwiazdki, bałwanki- całą listą świątecznych gadżetów. Choć prawdopodobnie nikt nie kupuje prezentów 4 czy 5 listopada, to kiedy pod koniec miesiąca zaczynają się wielkie świąteczne promocje, wyprzedaże, w centrach handlowych robi się dość tłoczno, a kolejki do kasy stają się niemiłosiernie długie. Przedświąteczne zakupy stają się pewnego rodzaju rytuałem, w którym biorą udział całe rodziny. Dodatkowo przyglądając się niektórym klientom można zauważyć, że traktują oni te wizyty w centrach handlowych prawie jak zawody, które posiadają zasadę, która brzmi mniej więcej: „zabij i kup”. Nie da się ukryć, że ten trend przywędrował do nas z zachodu, za pomocą m.in. filmów, zachodnich firm oraz sieci sklepów. Do zwiastunów Gwiazdki dołączyła m.in. ciężarówka Coca-Coli. W związku z tym może się wydawać, że śnieg, choinka, lampki, bombki, sianko, zapach pierników mieszają- 11 SPOŁECZEŃSTWO Marsz Niepodległości – Eskalacja nienawiści, czy medialna propaganda? 11 Listopada byliśmy świadkami jednej z największych i najgorętszych manifestacji ostatniego czasu. Media zasypały nas obrazami pełnymi nienawiści i bijatyk. Eksperci telewizyjni potępiali cały Marsz, uważając go za coś złego i niegodnego. Jednak czy przekaz medialny był bezstronny, czy pokazał całość i sens wydarzenia? Na to i kilka innych pytań odpowiedział mi Mateusz Ostrowski student Pierwszego roku Dziennikarstwa na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, który osobiście uczestniczył w Marszu Niepodległości. Co Cię zaskoczyło/zdziwiło gdy przyjechałeś do Warszawy? Zaraz po przyjeździe dotarła do mnie informacja o przyjeździe niemieckiej Antify, w liczbie ponad 100 osób. Początkowo uznałem to za żart. Jednak widząc tę skrajnie lewicową grupę, zachowującą się prowokacyjnie wobec obywateli naszego kraju, nie mogłem wyjść ze zdumienia. Nie mieściło mi się w głowie jak można siać wrogość w obcym dla siebie kraju... Jak przechodnie, zwykli ludzie reagowali na Marsz? Ogromne, biało-czerwone morze flag i szalików robiło wrażenie na wszystkich. Wielu ludzi widząc jedność i piękno wspólnoty, dołączało do nas. Sporo osób robiło zdjęcia z balkonów, kręciło filmiki. Każdy patrzył z podziwem, nikt nie wyrażał swojego niezadowolenia z faktu, że 12 Marsz idzie pod ich oknami. Ogólny odbiór Marszu przez mieszkańców Warszawy był pozytywny. www.niepoprawni.pl Mateusz, czym kierowałeś się podejmując decyzję o udziale w Marszu Niepodległości? Nie będę ukrywał, że moje poglądy polityczne są zdecydowanie prawicowe. Takie wartości jak Bóg, Honor i Ojczyzna są mi bardzo bliskie, czuję się patriotą. Dlatego też uznałem, że 11 listopada w Warszawie po prostu muszę być. Jak wyglądał Pochód? Kto w nim brał udział? W Marszu brała udział szeroko pojęta narodowa prawica. Były to przeróżne środowiska : narodowcy, kibice sportowi, ludzie starsi ( najczęściej z przeszłością opozycyjną w czasach PRL-u ); polscy patrioci, w tym rodziny z dziećmi, studenci etc. Jaka atmosfera panowała wśród uczestników? Atmosfera była niesamowita, wszystkich przepełniała jedna wielka narodowa duma. Skandowano patriotyczne i prawicowe hasła takie jak ,,Bóg Honor i Ojczyzna” ,, Cześć i chwała Bohaterom” oraz znane ze stadionów ,, Polska biało-czerwoni” czy ,, Biało-czerwone to barwy niezwyciężone”. Odśpiewany został hymn i ,,Rota”. Marsz przebiegał w spokoju, co chwilę palono race ( przed Marszem na Placu Konstytucji za odpalenie racy można było dostał policyjną pałką ), nie było wokół nas ani policji ani mediów. COŚ NOWEGO XII 2011 Czy mięliście kontakt z tzw. Kolorową Niepodległą? Przed Marszem na Placu Konstytucji słyszałem jakąś muzykę, jakieś bębny, ale tak naprawdę nikt nie zwracał na to uwagi. Zmieniło się to, gdy do uczestników Kolorowego Marszu dołączyli tajemniczy osobnicy w czarnych chustach i kominiarkach. Zaczęli rzucać różnymi przedmiotami w naszym kierunku, wznosząc przy tym jakieś okrzyki w języku naszych zachodnich sąsiadów. Potem zaczęło się to co tak szczegółowo i dogłębnie pokazano w mediach. Jak zachowywała się policja? Opisane przeze mnie wyżej wydarzenia z udziałem lewicowych bojówek z Niemiec działy się przy kompletnym braku reakcji ze strony policji. Stróże prawa zainterweniowali dopiero gdy ktoś postanowił odrzucić owe przedmioty. Po interwencji policji, dzięki której chuligani się rozproszyli, na miejscu pozostała ogromna grupa faktycznych uczest- SPOŁECZEŃSTWO i środowisk lewicowych Marsz Niepodległości został w mediach przyćmiony wydarzeniami, które działy się w jego pobliżu. Cieszę się również, że do opinii publicznej zaczyna docierać kim są ci tzw. antyfaszyści”. Ludzie powoli zauważają, że często rzekoma walka z poglądami nazistowskimi to tylko przykrywka do wrogiej propagandy. Natomiast na oskarżenia mówiące o tym, że uczestnicy pochodu to faszyści i rasiści odpowiedzieć mogę tylko tym, że razem z nami udział w Marszu Niepodległości brał czarnoskóry student na wózku inwalidzkim. Czy również on jest faszystą? fot. M. Ostrowski ników Marszu Niepodległości. Mimo, iż wśród nas było wiele kobiet, dzieci czy osób starszych funkcjonariusze kontynuowali swój atak ! Plac został zamknięty ze wszystkich stron, nie było gdzie uciec. Policjanci idąc z tarczami zepchnęli ludzi pod ściany budynków. Większość zaczęła panicznie uciekać do sklepów, jednak z oczywistych względów tylko nieliczni się tam zmieścili. Ludzie byli przerażeni. Nie spodziewali się, że policja, która powinna dbać o ich bezpieczeństwo może ich tak potraktować. Po jakimś czasie ludziom udało się przedrzeć przez kordon, jednak nie wszystkim udało się przejść bez szwanku, część poczuła na własnej skórze policyjną pałkę. Po tym jak wydostaliśmy się z Placu Konstytucji, dołączyliśmy do Marszu, który z racji zajść na Placu musiał zmienić trasę. A na niej nie było ani policji, ani mediów, czyżby nie interesował ich dalszy pokojowy pochód..? Kim byli ludzie podpalający auta TVN-u i bijący się z policjantami? Byli to ludzie, którzy albo dali się sprowokować albo nie wiedzieli dlaczego tam są.... Ci ludzie w Marszu nie szli, jedynie kręcili się koło niego. Mnie natomiast zaintrygowała grupa w śnieżno-białych kominiarkach. Całkiem nowych, nigdy wcześniej nie używanych, idealnie białych; żadna z nich nie posiadała barw klubowych. Jednego posiadacza takowej kominiarki ( dokładnie tego, który uderzył fotoreportera ) wychwyciły kamery. Porównano to nagranie z filmem z jakiejś lewicowej manifestacji, gdzie ten człowiek kłócił się z policjantem i okazało się, że to jedna i ta sama osoba ! Także nie można z całkowitą pewnością odpowiedzieć na Twoje pytanie, te sytuacje potrzebują dogłębnych analiz. Marszem. Z tego co mi powiedzieli rodzice relację na żywo z samego pochodu pokazała telewizja Polsat News. Transmisja była prowadzona z wysokości helikoptera. Na szczęście żyjemy w dobie, w której większość ma dostęp do kamer i Internetu. Stąd zaczęły wypływać do sieci nagrania pokazujące inne, spokojne oblicze Marszu Niepodległości oraz często brutalne zachowania policji. Również w niektórych mediach pokazano te nagrania, jednak przeszły one praktycznie bez echa. Jak oceniasz Marsz? Uważam, że ten Marsz to wielkie zwycięstwo polskości. Pokazaliśmy, że patriotyczny duch w narodzie jeszcze nie umarł. Widok ponad 20 tysięcy polskich patriotów napawał niezwykłą dumą i nadzieją, że przyszłość narodu wcale nie rysuje się w szarym świetle. Gratuluję organizatorom, bo wykonali kawał dobrej roboty. Szkoda, że przez pewne grupy chuliganów i prowokatorów jak Rozmawiał Damian Racławski fot. M. Ostrowski Jak media podeszły do relacji Marszu? Media oczywiście przez cały wieczór i dzień następny pokazywały w kółko 30 sekundowe filmiki z awantury ,które miały miejsce przed Chciałbyś wziąć ponownie udział w takim wydarzeniu? Chyba żaden z uczestników Marszu nie wyobraża sobie, aby tam nie być za rok. Było to coś wspaniałego, coś czego nie zapomnę do końca życia. Z tego miejsca chciałbym wszystkich zachęcić do uczestnictwa w tym wydarzeniu. Spodziewam się propagandy na wielką skalę w przyszłym roku, zniechęcającej ludzi do wybrania się 11 listopada do Warszawy. Jednak wierzę, że każdy zdrowo myślący człowiek potrafi oddzielić co jest prawdą, a co tylko manipulacją ze strony mediów czy też środowisk, których patriotyzm bardzo boli. Psy szczekają, my jedziemy dalej. COŚ NOWEGO XII 2011 13 KULTURA Minionej jesieni, wszyscy wielcy fani światowej sceny musicalowej mięli Nie lada powód do świętowania. „Upiór w operze”, największe z dzieł Andrew Lloyda Webbera, spektakl uważany za musical wszechczasów, obchodził swoje 25 urodziny. Musical, który we wrześniu 1986r po raz pierwszy zagościł na londyńskiej, a potem na wielu światowych scenach m.in.: w Nowym Jorku, Meksyku, Tokio, Wiedniu, Hamburgu, Budapeszciet, czy w końcu Warszawie, został z wielkim rozmachem wyreżyserowany w jednej z największych, brytyjskich sal koncertowych, The Royal Albert Hall w Londynie. Uroczysty spektakl odbył się 1 października 2011 i miał charakter pełnej, scenicznej wersji przedstawienia. Wielotysięczny tłum miał przyjemność podziwiać drogie, przyozdobione w rozmaite dekoracje kostiumy, olbrzymi, górujący nad sceną żyrandol, oraz widowiskowe efekty specjalne. Oczywiście na największe pochwały zasługuje strona muzyczna całej imprezy: gigantyczna orkiestra, dostojnie brzmiący chór i wspaniale dobrana obsada sprawiły, że całość tworzyła w wyobraźni słuchacza magiczny, niepowtarzalny klimat i budziła jak najbardziej wysokie doznania.. W rolę tytułowego Upiora, muzyka o oszpeconej twarzy, wcielił się Ramin Karimloo, aktor, który już od kilku lat zdążył zagrzać dobre miejsce w nie jednej musicalowej produkcji. Rolę Christine, śpiewaczki operowej, uczennicy i wielkiej miłości Upiora, znakomicie odegrała natomiast Sierra Boggess, znana już z tej roli w produkcji „Upiora” w Las Vegas, oraz w sequelu musicalu pod tytułem „Love Never dies” z 2010 roku. Jednak największym zaskoczeniem okazał się finał przedstawienia. Andrew Lloyd Webber, człowiek, dzięki któremu możemy zachwycać się „Upiorem w operze” wygłosił mowę, w której podziękował wszystkim osobom zaangażowanym w wieloletnią produkcję i promocję musicalu. Na scenie pojawili się pierwsi odtwórcy głównych ról, gwiazdy z przed 25 lat: Sarah Brightman, oraz Michael Crawford, a także inni, późniejsi odtwórcy roli Upiora. Jakże wielkie było wzruszenie kompozytora, gdy aktorzy wspólnie zaśpiewali dwa największe hity materiały promocyjne Co Za Bal! materiały promocyjne z musicalu: „Phantom of the opera”, oraz „The music of the night”. Kapitalne wykonanie, łzy w oczach twórcy i owacje na Sali mówią same za siebie, aż chce się przytoczyć tekst z jednej arii ze spektaklu: „Co za Bal! Maskarada na sto par!” I faktycznie. Bal i to nieprzeciętny. Bal dla duszy, bal dla serca, wielki koncert dla każdego z nas. Jeśli jednak ktoś przegapił spektakl w Londynie, dostępne są pełne wydania CD i DVD z imprezy, którą każdy miłośnik musicalu koniecznie musi zobaczyć. Tak więc niech Upiór opery ma we władzy Wasze sny i niech to noc, broń Boże dzień, lecz noc dla Was muzykę gra! Edwin Tarka 14 COŚ NOWEGO XII 2011 KULTURA Osierocona ,,Magia Paryża” Jesienny wieczór to z jednej strony dobre alibi dla malkontentów, a z drugiej okazja do szukania wrażeń wbrew niesprzyjającej aurze. Gdzie tych wrażeń najlepiej szukać? Na pewno nie na dworcu PKP (choć tam ich nie brakuje). Jako osoba złakniona wrażeń estetycznych swoje polowania zwykle zaczynam od muzyki i kina, co nigdy mnie nie zwiodło. Na pierwszy trop trafiłam zupełnie niechcący na jednym z portali internetowych, gdzie dowiedziałam się o projekcie ,,Magic Paris”, który w naszym kraju gości po raz drugi. Przemierzając wiele polskich miast oto 27 października miał zawitać i do Lublina. ,,Magic Paris” to ,,ekskluzywny program najlepszych krótkometrażowych filmów francuskich” jak słusznie jest zachwalany na wielu stronach i forach internetowych, które w zasadzie są niestety jedynym źródłem informacji na temat projektu. Jest to świetny pomysł na promowanie nie tylko kina francuskiego, ale też samego gatunku filmów krótkometrażowych. Ale co nas przyciąga w pierwszym odruchu? ,,Magic Paris” - eh...jak to brzmi! Nie mogłam się oprzeć. Urzeczona wizją duchowej podróży przez miasto artystów na parę dni przed projekcją wybrałam się do siedziby TVP, gdzie jak podano w internecie miała być przedsprzedaż biletów. Gdy już weszłam do budynku telewizji i na portierni oznajmiłam cel mej wizyty w zacnym miejscu panu ochroniarzowi, zamiast odpowiedzi uzyskałam bezcenną minę, która momentalnie ostudziła mój zapał. Najpierw zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno powiedziałam wszystko po polsku. Później czy nie mam na sobie loga TVN. I czy oby na pewno to co powiedziałam było prawdą. Pierwsze – tak. Drugie – nie. Trzecie – chyba tak. Ok, teoretycznie jestem czysta. Pan na portierni wykonał telefon, po czym nie zmieniając wyrazu twarzy podał mi słuchawkę. Powtórzyłam. - Że co? To na pewno u nas?- odpowiedział mi kobiecy głos w słuchawce. Zapewniłam kolejne trzy, że tak, ogólnopolski projekt ,,Magic Paris” ma się odbyć w siedzibie TVP 27 października 2011 roku o godzinie 18:00. Zdziwieniom nie było końca. Nagle sprawa zaczęła się wyjaśniać, kiedy usłyszałam od kolejnej pani: - Czekaj, coś było... - i po ok. 15 minutach dowiedziałam się primo – nie cierpię na zaburzenia jaźni (co chyba ucieszyło najbardziej pana na portierni, gdyż przestał mierzyć mnie badawczym wzrokiem), secundo – faktycznie pokaz odbędzie się i tertio – w TVP nie mają biletów. Kto je więc ma? Nie wiedzą. Kto ma wiedzieć? Nie wiadomo. Dzwonią. Już wiedzą – Warsztaty Kultury. W sumie po drodze, więc idę. Co najlepsze Warsztaty... (i tu element zaskoczenia)...nic nie wiedzą! ,,Trafiona nazwa” myślę w duchu i znowu pytam: kto ma wiedzieć? Dzwonią. Tym razem padło na Centrum Kultury. Informację traktuję z podobną podejrzliwością i dystansem, co pan w portierni TVP moją poczytalność. Nigdzie nie idę! Postanowione. Poszłam...ale żeby nie negować istnienia mojej silnej woli, do Centrum Kultury wybrałam się na drugi dzień. Bilety były( i to muszę przyznać dosyć tanie, bo 7zł studencki, 9zł normalny). Jesteśmy z koleżanką o deklarowanej porze seansu (przyznaję odrobinę – zaznaczam – modnie spóźnione), a tu dowiadujemy się od nowego pana ochroniarza, że seans przed chwilką się zaczął, ale również z poślizgiem, bo ani organizatorzy, ani osoby odpowiedzialne za realizację projektu w Lublinie zwyczajnie nie pojawiły się. - cieszcie się, że filmy są. A zresztą i tak nie ma biletów – kończy ironicznie. Na szczęście bilety miałyśmy, więc poszłyśmy się cieszyć i z satysfakcją przyznaję, że było czym. Cała moja irytacja wyszła pod rękę z oburzeniem, kiedy już usadowiona (co prawda na podłodze), mogłam nacieszyć oczy i dumę, że mimo wszystko dopięłam swego. Pomimo macoszego podejścia organizatorów i ludzi odpowiedzialnych COŚ NOWEGO XII 2011 za event pokaz odbył się i przebiegł bardzo sprawnie ku uciesze fanów kina francuskiego, których muszę przyznać było więcej niż się spodziewałam. Filmy projektu ,,Magic Paris” gorąco polecam nie tylko koneserom kina francuskiego. Niestety to wydarzenie kulturalne nie było ostatnim niedociągnięciem organizacyjnym ostatnimi czasy. Mało kto wie, że 24 października w ramach Festiwalu Teatrów Niewielkich w lokalu Hades-Astoria koncert, a raczej swoiste połączenie muzyki i stand-up zaprezentował Czesław Mozil, tym razem jako Czesław Mozil Solo Act, co najlepsze za darmo. Ci, którzy interesują się Czesławem wiedzą, że w tym wypadku ‚’solo’’ oznacza tyle samo muzyki, co barwnych opowieści artysty. Jednakże nie jest to ujma, a wręcz przeciwnie – konkurencja może mu tylko pozazdrościć kontaktu z publicznością. Piszę, bo wiem, choć niestety akurat tego dnia nie miałam szczęścia podziwiać Czesława(ciągle ubolewam), gdyż za późno odczytałam sms od koleżanki o występie i drzwi do Hadesu zamknęły się dla mnie bezpowrotnie, a wierzcie mi lub nie, ale robiłam co mogłam aby przekonać pana ochroniarza, że gdzieś na pewno mam zaproszenie. Choć byłam niesamowicie przekonująca, nie uległ moim zdolnościom aktorskim. Jednakże z pewnego źródła wiem, że większość miejsc zajmowali ludzie zaproszeni, którzy do młodzieży już od paru dekad się nie zaliczali... No tak, bo niby skąd młodzi mieliby się o tym dowiedzieć? Jedyną informacją na temat występu jaką udało mi się odnaleźć była krótka wzmianka od organizatora na stronie internetowej Dziennika Wschodniego. I tak oto Czesław przeszedł mi koło nosa... Chciałabym móc powiedzieć, że to wydarzenie zamyka pasmo niefortunnie organizowanych wydarzeń kulturalnych, lecz nie mogę niczego przemilczeć. 13 listopada w Filharmonii Lubelskiej o godz. 11:00 miał 15 KULTURA pokaz filmu niemego pt. ,,Sherlock Junior” reż. Bustera Keatona z 1924r. z akompaniamentem muzyków Filharmonii, w ramach projektu ,,Muzyka i Film”. I tu znowu spotkał mnie zawód pod samą kasą. Mało widoczna informacja o odwołaniu filmu przyklejona do okienka... Jakieś wytłumaczenie? Nie, bo i po co? Porzucony magiczny Paryż, przemilczany Czesław, zagubiony niemy film... Na brak wydarzeń na kulturalnej mapie Lublina nie możemy narzekać. Raz nie doceniamy ich my sami, często sami organizatorzy, a to chyba w ich interesie leży zainteresowanie i zadbanie o widzów, bo jeśli nie, to po co to wszystko. Niejednokrotnie tak się dzieje, że kiedy znajdziemy dla siebie jakąś perełkę kulturalną siła wyższa sprawia, że albo nie możemy z niej skorzystać, albo droga do niej jest wyboista. Czy coś mnie jeszcze zdziwi? Za każdym razem kładę się z nadzieją, że tak, marząc, że tym razem pozytywnie. Pamiętajmy, że życie kulturalne nie rozgrywa się tylko na wielkich afiszach czy słupach ogłoszeniowych. Czasem trzeba zaglądać po kątach, patrzeć pod nogi lub...walczyć z portierami. Ewelina Kołodziej Odyse(j)a ITP, itd… materiały promocyjne Na kolejne dziecko teatralnej grupy ITP przyszło nam czekać tylko nieco ponad rok, a więc trzeba przyznać, że ekipa nie próżnowała. 5 listopada 2011 roku w Auli Stefana Wyszyńskiego KUL odbyła się premiera najnowszego musicalu uczelnianego teatru pt: „Odysea”. Reżyserii podjął się tradycyjnie ksiądz Mariusz Lach, zaś scenariusz napisał Marcin Wąsowski. O stronę muzyczną zatroszczyli się natomiast kompozytor – Sławomir Badowski oraz Urszula Kasprzak Wąsowska, która przygotowała aktorów wokalnie. „Odysea” to historia dziewczyny, która wędrując w poszukiwaniu swojej Itaki, stara się również odnaleźć sens życia i odkryć jego najważniejsze aspekty. Na swej drodze spotyka ludzi i stworzenia, które przedstawiają kilka różnych perspektyw istnienia, nieko- 16 niecznie mających wiele wspólnego z moralnością. Od wszelkich pokus i niebezpieczeństw tytułową bohaterkę ratuje jej wymarzony mężczyzna, który dopiero pod koniec urzeczywistnia się jako Adam – pierwszy człowiek na ziemi (grany przez Kacpra Kubca). Cały spektakl utrzymany jest w konwencji greckiej mitologii, w której to świat ludzi łączy się ściśle ze światem bogów. Jak jednak przystało na ITP wiele sytuacji, które kojarzymy jedynie z czasami starożytnymi, zostało przeniesionych do współczesności. Przykładem mogą być choćby boginki – emancypantki, które toczą ciągłą kłótnię z męską częścią rezydentów Olimpu. Obie płcie mają oczywiście swych reprezentantów – Atenę (Małgorzata Adamczyk) i Zeusa (Łukasz Kmak). Trzeba zaznaczyć, iż ów przeplatający się wątek wnosi bardzo wiele energii do całokształtu i wywołuje jak najbardziej pożądane reakcje publiczności. Nie zabrakło również starożytnych filozofów (Sokrates – Przemysław Kurasz, Pitagoras – Jakub Bożyk i Heraklit – Piotr Żurawski) oraz postaci mitologicznych, takich jak Kalipso, w której rolę wcieliła się Wioletta Waszkiewicz, Kirke, graną przez Elżbietę Piekorz czy Syrena ( w tej roli Maria Brzezińska). Na uwagę zasługuje też odtwórczyni roli tytułowej Odysei, debiutantka – Kinga Nadłonek, której występy solowe zostały nagrodzone przez widzów zasłużonymi oklaskami. Każdy etap podróży bohaterki po- COŚ NOWEGO XII 2011 ciąga za sobą pewną naukę moralną. Przykładowo Kiklopi, którzy zapomnieli, jaka jest rzeczywista wartość życia, nie potrafią dostrzec żadnych jego pozytywów. Boją się patrzeć na świat czy na innych. Z kolei Umarli opowiadają o tym, jak zaprzepaścili swoje istnienia w pogoni za sławą, karierą bądź pięknem, kruchymi, doczesnymi namiastkami szczęścia. Ciekawą cechą przedstawienia jest wielość ról głównych. Wprawdzie tytuł sugerowałby pierwszoplanowość Odysei, jednakże byłoby to stwierdzenie co najmniej niewłaściwe. Na scenie dominują bowiem zarówno Atena i Zeus. Ponadto wielu wykonawców wcieliło się w kilka ról, pojawiając się naprzemiennie przez cały czas trwania spektaklu. Grę aktorów ogląda się dobrze. Daje się zauważyć, że teatr tworzą młodzi ludzie z inicjatywą i chęcią działania, którzy dobrze czują się na scenie, potrafią bawić się tym, co robią, a jednocześnie czerpać z tego satysfakcję. Jest to zasługa zaangażowanych wykonawców, ale też Dawida Modrzejewskiego – byłego członka teatru, który pomógł „młodszym kolegom” opracować układy choreograficzne. Tradycyjnie ITP pokazało wiele nieszablonowych rozwiązań. Wielcy filozofowie przedstawieni zostali jako panowie z niższej klasy społecznej, śpiący na kartonach i żłopiący piwo, o których krótko powiedzielibyśmy - żule. Bogowie greccy prowadzą między sobą ciągłe sprzeczki „dam- KULTURA sko – męskie”, ukazując tym samym różnice w widzeniu świata przez mężczyzn oraz kobiety. No, i oczywiście sama Odysea, której bezdyskusyjnym pierwowzorem jest Odyseusz. Można by rzec - jest jego damską wersją. Niejako zwieńczeniem tych odstępstw od przyjętych norm jest transformacja bogów olimpijskich w aniołów Boga Jedynego zaś Odysei w Ewę – towarzyszkę Adama w raju. Ogromnym atutem przedstawienia jest ciągła obecność muzyki, a wraz z nią melodyjnych piosenek. Gatunki rozpięte są pomiędzy śpiewem chóralnym a naszym rodzimym disco polo. Nawet jedna z kłótni między bogami została zaaranżowana muzycznie i to z bardzo pozytywnym skutkiem. Nie da się ukryć, że strona muzyczna została naprawdę solidnie przygotowana i dopracowana przez wykonawców. Akcja jest dynamiczna, a spektakl niezwykle barwny i oryginalny. Na scenie nie zabrakło również prostej aczkolwiek pomysłowej, a równocześnie – czytelnej symboliki. Generalnie rzec można, że jest to spektakl o poszukiwaniu. Dostarcza on wiele rozrywki, ale jednocześnie nakłania do refleksji i porusza wiele ważnych kwestii. Momentami widz może mieć wręcz problemy z doszukaniem się głównego przesłania. Jednak o jakości przedstawienia oraz poziomie jego twórców najlepiej zaświadczyła wysoka frekwencja publiczności oraz jej żywe, autentyczne reakcje. Jan Brzeziński DOBRA, polska, romantyczna komedia? Sami zobaczcie! sklejone w spójną całość dały niezły efekt. Widać, że reżyser wraz ze scenarzystami trzymali rękę na pulsie. Co więcej, aktorzy też się postarali. Tomasz Karolak w roli kipiącego testosteronem, nieznoszącego dzieci Mikołaja, czy Maciej Stuhr jako dziennikarz o czarującym głosie, to tylko niewielka część tego co zobaczycie na ekranie. Warto również zauważyć i docenić role dzieci, które są miłym dodatkiem do świątecznego obrazka. Zaskoczyć może również wielowątkowy scenariusz, w którym znajdziemy zabawne dialogi, o dziwo nieprzepełnione odpychającymi wulgaryzmami. Odstrasza jedynie ilość product placementu, który sprawia, że widz może poczuć się jak podczas długiego spotu reklamowego. Film jako całość prezentuje się bardzo przystępnie. To zabawne i wzruszające widowisko wyciśnie u bardziej wrażliwych nie jedną łezkę. Nie jest to produkcja na miarę sąsiadów z Wysp, jednak jak na polską komedię godna polecenia. Z pewnością od tego roku, za- COŚ NOWEGO XII 2011 miast Kevina, w przerwie między Wigilią, a rozpakowywaniem prezentów będzie uroczym przerywnikiem! Patrycja Sanecka materiały promocyjne Czy czujecie atmosferę świąt? Jeżeli nie, to z pewnością powinniście obejrzeć polską komedię BARDZO romantyczną - „Listy do M.”, która już od 10 listopada gości na dużych ekranach. Film Mitja Okorna, słoweńskiego reżysera ( znanego z produkcji „39 i pół” ) zachwycił i zarazem zadziwił polską publiczność. Mimo, że pojawił się w kinach stosunkowo wcześnie cieszył i cieszy się dużym powodzeniem. Czy będzie to polski mega hit na miarę brytyjskiego „To właśnie miłość”? Zapewne nie. Mimo wszystko polskie realia wyglądają w nim bardzo dobrze. Warszawa, pomimo sztucznego śniegu, prezentuje się niczym Nowy Jork. Obsada też niczego sobie. Specjalnie dla widzów, w główne role wcielają się Piotr Adamczyk, Maciej Stuhr, Roma Gąsiorowska, Paweł Małaszyński, Agnieszka Dygant, Tomasz Karolak, Beata Tyszkiewicz oraz wielu innych, znanych i lubianych aktorów ostatnich polskich produkcji. Historia wydaje się banalna – miłość, spełnione marzenia, bohaterowie idący za głosem serca… typowe romansidło. Już sam plakat wydaje się nudny. Czerwony, ze śniegiem, mikołajem i dużym sercem. A tu, miłe zaskoczenie! Fantastyczne zdjęcia 17 HYDEPARK 18 waży często nawet kilkaset ton. Stąd po wielu cyklach startów i lądowań może pojawić się zjawisko zwane „zmęczeniem materiału”. Polega ono na pękaniu materiału pod wpływem cyklicznie zmieniających się naprężeń, które pojawiają się gdy maszyna jest w ruchu. W katastrofach spowodowanych tym zjazginęło wiskiem już bardzo wiele osób. Nasuwa się pytanie, czy można walczyć z tym rodzajem usterek? Jest wiele sposobów aby uniknąć podobnych zdarzeń w przyszłości. Najważniejsze jednak jest to, aby to człowiek dbał o stan maszyny, która może przewieźć z jednego końca świata na drugi nawet pięćset osób w niedługim czasie. Przypomnijmy sobie jedną z największych tego typu katastrof. W lutym 1980 roku, Boeing 747 linii China Airlines obsługiwał lot 611. Kilka minut po starcie znikł z radarów. Okazało się, że maszyna spadła do Morza Chińskiego, a z 225 pasażerów nie przeżył nikt. Po bardzo długim dochodze- COŚ NOWEGO niu okazało się, że maszyna rozpadła się w locie, gdyż miała uszkodzony obszar kadłuba, co doprowadziło do wzrostu różnicy ciśnień po starcie i całej dekompresji maszyny powodującej m.in. oderwanie części ogonowej samolotu. China Airlines została oskarżona o wiele zaniedbań w eksploatacji swojego Jumbo Jeta i nieodpowiedzialnych przeglądów innych swoich maszyn. Była to przestroga dla innych linii oraz Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego(ICAO). Nie możemy powiedzieć, że z każdym rokiem katastrof i wypadków jest mniej. Wiąże się to jednak z ogromnym nasileniem zainteresowania ludzi podniebnym i podróżami. Kto nie chce być u celu swojej podróży kilkakrotnie szybciej niż samochodem lub pociągiem? Kto nie fot. R. Pruszkowski Po każdej katastrofie lotniczej jakaś część potencjalnych pasażerów mówi sobie: „dziękuję za samolot, wolę autobus lub pociąg”. Wydarzenia z 1 listopada bieżącego roku, gdy na warszawskim Okęciu lądował awaryjnie Boeing 767 Polskich Linii Lotniczych LOT, oraz inne, wcześniejsze, dużo bardziej tragiczne katastrofy, nasuwają pytanie czy w powietrzu możemy czuć się bezpiecznie? Czy ludzie, którzy za nas odpowiadają w trakcie podniebnej podróży są wystarczająco wykwalifikowani? Podobno samolot to najbezpieczniejsza forma transportu. Statystycznie liczba spadających samolotów w porównaniu z ilością wypadków samochodowych jest niewielka. Jednak w przypadku poważnej podniebnej kolizji szanse na przeżycie są bardzo małe. Siły z jakimi samolot uderza w ziemię, są na tyle silne, że rozrywają człowieka na kawałki, które służby ratownicze poszukują wśród metalowych zgliszczy maszyny. Katastrofy lotnicze w zasadzie należy podzielić na dwie kategorie: z udziałem samolotów cywilnych jak i z udziałem samolotów wojskowych. Dla zwykłych ludzi ważniejsze jest na pewno to jak „dbają” o nas w lotnictwie cywilnym, niż wojskowym, z którym mamy styczność niezwykle rzadko. Czy możemy czuć się do końca bezpiecznie na pokładzie nawet bardzo nowego samolotu? Okazuje się, że nie do końca… Wchodząc na pokład samolotu chcemy bezpiecznie dotrzeć do celu naszej podróży. Niestety samolot w trakcie startu z lotniska, lotu na bardzo dużej wysokości a w końcu lądowania musi radzić sobie z ogromnymi przeciążeniami, siłami, a nie zapominajmy, że fot. R. Pruszkowski Strach ma wielkie skrzydła, czyli nie bójmy się latać XII 2011 HYDEPARK LOT zaraz po stracie z Nowojorskiego lotniska Newark stracił dziewięćdziesiąt procent płynu w układzie hydraulicznym odpowiedzialnym za wysuwanie podwozia. Załoga zdecydowała się jednak kontynuować lot do Warszawy. Dziesięciogodzinny przelot przebiegł wydawałoby się bez problemów. Jednak w okolicach Warszawy załoga poinformowała wieżę na lotnisku Okęcie o problemach z podwoziem. Kilkukrotne próby jego wysunięcia nie powiodły się. Jak w i e m y załoga zdecydowała się lądować bez podwozia, na brzuchu maszyny na specjalnie przygotowanej pianie gaśniczej. Dzięki doświadczeniu głównego pilota kpt. Tadeusza Wrony, zgranej akcji kontrolerów, służb naziemnych uniknięto ofiar, a nawet nikt nie został ranny. Kapitan Wrona od razu stał się bohaterem mediów, gościem programów. Utarło się już powiedzenie „lataj jak orzeł, ląduj jak Wrona”. Co ciekawe w pierwszym tygodniu listopada miało miejsce aż trzy awaryjne lądowania maszyn polskich przewoźników. Dwa w Warszawie oraz jedno w Krakowie. Nie miały jednak ze sobą nic wspólnego. Opisane przeze mnie wydarzenia pokazują, że nie możemy czuć się bezpieczni na sto procent wybierając na nasz środek transportu samolot. Warto jednak po raz kolejny zwrócić uwagę na to, że jest to nadal najbezpieczniejszy środek transportu jaki wymyślił człowiek. Chcieliśmy latać od wieków, co pokazuje mit o Dedalu i Ikarze oraz pionierskie poczynania w lotnictwie braci Wright. Wiele wydarzeń jest negatywnie koloryzowa- COŚ NOWEGO XII 2011 nych przez media, które nie zawierają pełnej prawdy w swych materiałach, a także pokazują stronniczość np. jeśli chodzi o katastrofę w Smoleńsku. Jak pokazują statystyki, Polacy chętnie podróżują właśnie tego typu transportem. Tylko w październiku tego roku stołeczne Okęcie odprawiło ponad osiemset tysięcy pasażerów. Przytaczając statystyki z liczbami ofiar, które są nieubłaga- fot. R. Pruszkowski chce przeżyć niebywałej atrakcji jaką bez wątpienia jest lot samolotem odrzutowym? Właśnie te argumenty przekonują bardzo często ludzi aby kupili bilet i znaleźli się na pokładzie Airbusa, Boeinga lub innego typu maszyny. Jednak nad naszym bezpieczeństwem w trakcie tak złożonego procesu jakim jest podróż lotnicza z punktu A do punktu B musi czuwać bardzo wielu ludzi. Odpowiedzialność jaka spoczywa na barkach kontrolerów lotów jest tak ogromna, że mogą oni często jej nie sprostać. W następstwie tego dzieją się również katastrofy o dużej liczbie ofiar, podobnie jak w przypadku problemu „zmęczenia materiału” o którym była mowa wcześniej. Na jednym lotnisku pracuje nawet kilkudziesięciu kontrolerów lotów. W czasie swojej zmiany odprawiają oraz przyjmują setki maszyn. Za pomocą radarów mają wgląd na pozycję, wysokość oraz wpływ maszyn. Ich zadaniem jest sprowadzenie maszyny bezpiecznie na ziemie, wybierając dla niej wolny pas startowy oraz drogę kołowania. Jednak gdy zawodzi sprzęt, człowiek nie ma niestety wiele możliwości manewru. Może się równie stać tak, że zawiedzie i sprzęt i człowiek. Nie musimy daleko sięgać pamięcią, aby przypomnieć sobie podobne wydarzenie. 10 kwietnia 2010 roku to data, która na pewno pozostanie w naszej pamięci na długo. Polska delegacja na pokładzie Tupoleva 154M leciała na 70 obchody zbrodni Katyńskiej. Mgła, brak nowoczesnych systemów na lotnisku w Smoleńsku, obsługa lotniska na najniższym poziomie. Efekt znamy wszyscy. Samolot w czasie podchodzenia do lądowania rozpada się na części, po wcześniejszym uderzeniu w drzewo. Łącznie dziewięćdziesiąt sześć ofiar śmiertelnych, a wśród nich Prezydent RP Lech Kaczyński wraz z małżonką, inni najważniejsi ludzie w państwie. Niestety, na podobne chwile grozy nie musieliśmy czekać długo. 1 listopada, data kiedy obchodzimy Święto Zmarłych, od tego roku mogła by kojarzyć nam się z czymś bardzo tragicznym. Samolot polskich linii ne – średnio co roku w katastrofach lotniczych ginie na świecie 769 osób, natomiast tylko na polskich drogach w ubiegłym roku śmierć poniosło 5712 kierowców, pasażerów, pieszych! Jestem osobiście przekonany, że samoloty jeszcze nie raz nas pozytywnie zaskoczą. Zarówno swoją prędkością, wygodą podróży a także bezpieczeństwem, bo to jest na pewno kwestia najważniejsza. Zatem drodzy czytelnicy, nie bójmy się spełniać naszych marzeń o podniebnej podróży, a więc latajmy bez strachu, zwłaszcza gdy za sterami siedzi człowiek pokroju Kapitana Wrony. Rafał Pruszkowski 19 HYDEPARK My rider of the bright eyes... My rider of the bright eyes, What happened you yesterday? I thought you in my heart, When I bought you your fine clothes, A man the world could not slay. Dark Eileen O’Connell, 1773 Delikatnie zamknęła za sobą drzwi zostawiając całe uniesienie po drugiej stronie. Taka była niepisana umowa pomiędzy tymi, którzy przekraczali ten próg – nigdy nie pozwolili, aby owe drzwi poznały co to trzaskanie. Zniszczyłoby to ich majestat i odebrało tajemniczą niezwykłość. Wchodzący przez nie mieli do nich większy szacunek niż do samych siebie, byli wdzięczni za to, co miało ich czekać za kotarą buduaru. Drobna dłoń, która dopiero co oderwała się od zimnej klamki pełna była jeszcze cudzego ciepła. Dziewczyna przeczesała palcami długie włosy i wpięła w nie spinkę z pawim piórem. Jej zdecydowany wzrok poprowadził nogi do baru i tak powróciła do rutyny. Schodząc po wąskich, drewnianych schodach jej oczy nie były rozbiegane w odróżnieniu od reszty bywalców tego miejsca. Czerpała spokój z podniecenia ich spojrzeń, bo dobrze wiedziała jaka siła je wywołała i kto nią włada. Nie racząc nikogo zainteresowaniem usiadła tam gdzie zawsze, gdzie tak jak zawsze czekał na nią ten sam mężczyzna. Miał około 40 lat, był dobrze zbudowany. Przez jego posągowe rysy niektórzy powiedzieliby, że jest przystojny. Smutne oczy i niedbały wygląd dodawały mu chłopięcego uroku, choć zdradzały, że nie był dzieckiem szczęścia. Dziewczyna posłała znaczące spojrzenie barmanowi, w zamian za co dostała małą szklaneczkę ze słonecznym trunkiem, który już po pierwszym łyku rozjaśnił jej otaczający półmrok zadymionego miejsca. – Chyba nie czekałeś na mnie długo? - powiedziała do mężczyzny, który był widocznie przejęty jej przybyciem. – Jak zwykle za długo – odpowiedział ze zmęczonym uśmiechem – ale to tylko przez to, że nie mogłem się doczekać. - Uśmiechnął się do niej. Przez jego oczy przebijał się podziw i tęsknota. W tym czasie ona wyciągnęła z małej torebki złotą papierośnicę, wybrała ciemną cygaretkę spośród jasnych papierosów i włożyła ją w rozchylone wargi. Nie wiadomo skąd pojawiła się ręka barmana odpaloną zapalniczką i po chwili słodka woń stworzyła im przestrzeń, w której mogli być już tylko dla siebie. – Za dużo palisz. To cię kiedyś zgubi – powiedział jej z nieukrywaną troską w głosie i oczach. – Dobrze jest mieć coś, co cię zgubi. Wtedy zawsze znajdzie się coś, co może cię ocalić – odpowiedziała bez namysłu. Jej pewność siebie przemawiała przez każdą część jej ciała. - Poza tym pamiętaj mój drogi, ja nie palę ani nie piję. Robię tylko to na co mam ochotę – wyraz jej twarzy potwierdzał słowa, a trunek odbijał się w wielkich oczach. Mężczyzna westchnął poddając się i podsunął 20 COŚ NOWEGO jej kilka kartek maszynopisu. Bez słowa zaczęła czytać, a on bacznie śledził każdą zmianę w jej fizjonomii. Próbował wyłapać mocną woń jej perfum spoza otaczającego ją dymu. Marzył w duchu by zatopić dłoń w potoku jej włosów, ale wiedział, że na ten luksus nie może już sobie pozwolić. Zazdrościł światłu, któro mogło swobodnie po nich biegać i spince, która nigdy jej nie opuszczała. – Skąd tyle okrucieństwa?- przerwała nagle jego oniryczne projekcje. - Nie rozumiem dlaczego nie pozwalasz im płakać, kiedy ja czuję ich łzy pod powiekami – powiedziała z wyrzutem. – Wolę, żeby więcej mówili o swoich uczuciach – wszedł w fachowy ton – to buduje rys psychologiczny postaci, przez co... – Jasne. Skończ. Pomiędzy jedną a drugą łzą jest więcej myśli niż pomiędzy jednym a drugim westchnieniem. I to jest już wystarczający powód, żeby nie wstrzymywać łez. Cudzych czy swoich – skończyła myśl patrząc mu w oczy. Mówiła jak zwykle spokojnie przepełniając jego uszy swoim głębokim głosem. Nigdy nie mógł się nadziwić skąd w tak młodej dziewczynie tyle doświadczenia, wrażliwości, swobody i odwagi myśli. – Kiedy zaczynamy rozmawiać odnoszę wrażenie, że okłamałaś mnie mówiąc o sobie – powiedział z udawaną obrazą. – W życiu! Chociaż...czy dwa logicznie splecione ze sobą kłamstwa nie tworzą prawdy? - zalotnie puściła mu oczko. – Skoro tak mówisz – poczuł, że dystans pomiędzy nimi zmniejszył się, kiedy wymienili serdeczne uśmiechy. Wciąż nie mógł oderwać od niej oczu. – Dziękuję – powiedział po chwili milczenia. – Niepotrzebnie. Wiesz, że to lubię – dokończyła drinka i gwałtownie poderwała się z miejsca, gdy tylko zobaczyła zmierzającą ku niej rękę. - To chyba tyle na dziś. A więc do jutra. Odchodząc nieświadomie musnęła go włosami i łaskawie pozwoliła patrzeć jak wychodzi machając do barmana. Nie miała pojęcia jak bardzo potrzebował chociażby dotyku jej dłoni. Patrząc na zamykające się drzwi wiedział już, że nie wstrzyma swoich łez, ale nigdy by nie pomyślał, że czyjeś popłynęły razem z jego. Ewelina Kołodziej XII 2011 HYDEPARK Obudź w sobie dziecko ;) Ksiądz chodzący po kolędzie, dzwoni do drzwi mieszkania. - Czy to ty, aniołku? - pyta kobiecy głos zza drzwi. - Nie, ale jestem z tej samej firmy! Biznesmen przed świętami Bożego Narodzenia mówi do żony: - Kochanie, co mam ci kupić na gwiazdkę? - Może być jakiś drobiazg. Najlepiej jakieś małe BMW do jazdy po mieście! Policjant przesłuchuje świętego Mikołaja: - Co pan robił w nocy z piątego na szóstego grudnia? - Knock, knock! - Who’s there? - Mary. - Mary who? - Marry Christmas! Materiały pobrano z www.chomikuj.pl i www.joemonster.org COŚ NOWEGO XII 2011 21 SPORT Piłkarski kibic w wersji żeńskiej. Jak wygląda i czy w ogóle istnieje? Klasyczna nierówność: Piłka nożna ≠ Kobiety. Jest to stereotyp, który przewija się wciąż: w żartach, skeczach, w życiu codziennym. Mężczyzna wie, że gdy tylko zaczynie temat piłki, kobieta robi dziwne miny, uwagi, czyni wszystko by jak najszybciej zakończyć niewygodną i nudną rozmowę. Mało tego, płeć piękna próbuje odciągnąć kibiców od telewizora, stadionu za pomocą wielu sposobów. Wszystko staje się lepsze, niż owy znienawidzony football… Ale czy na pewno? Czy tak jest zawsze …? Otóż okazuje się, że nie! Kobieta też może być kibicem i to jakim. Śmiem twierdzić, że często równie żywiołowym i zaangażowanym jak mężczyzna. Trzeba tylko pozwolić im się wykazać, a nie zniechęcać. Temat żeńskiego kibicowania jest bardzo marginalizowany, ale przecież jest obecny w naszym społeczeństwie. materiały promocyjne 22 footballvj.pl “I’m forever blowing bubbles, Pretty bubbles in the air. They fly so high, Nearly reach the sky(…)” Nieco szerzej został on pokazany w filmie Anny Kazejak pt. „Skrzydlate Świnie”. Gdzie poprzez postaci Basi ( granej przez Olgę Bołądź ), w początkowych scenach, zostało ukazane zaangażowanie, fascynacja piłką i całkowite jej oddanie. Obraz filmowy jest mocno przerysowany, lecz podobne kobiety istnieją w rzeczywistości. Może w bardzo małym stopniu biorą udział w ustawkach, czy rozróbach, ale swoim dopingiem mogą zawstydzić niejednego mężczyznę. Nie są to wnioski wyssane z palca, po obserwacjach i zafascynowaniu tym tematem, postanowiłem u źródła zasięgnąć informacji, jak wygląda kibicowanie kobiet i jak się ono ma w stosunku do mężczyzn. Miałem przyjemność rozmawiać z dwiema kibickami: Klaudią COŚ NOWEGO XII 2011 i Martą, które ukazały mi swoje spojrzenie na piłkę nożną i kibicowanie. Dzięki nimi dowiedziałem się chociażby, że przeklinanie na meczu, to nie tylko domena mężczyzn. Marta stosunkowo nie dawno zaczęła swoją przygodę z futbolem, interesuje się nim od 1,5 roku. Wcześniej nie była do niego do końca przekonana, ale gdy narzeczony wziął ją na mecz, jej spojrzenie zupełnie się zmieniło. Kiedy poczuła atmosferę stadionu, atmosferę chwili, obraz nudnej piłki zmienił się w niesamowite przeżycie. Została wciągnięta w ten magiczny świat. Oprawa wizualna, śpiewy, efekty zrobiły na niej wielkie wrażenie. Już po chwili głośno krzyczała dopingując swój zespół. Czuła się częścią tego wydarzenia. Na początku interesowała się klubem narzeczonego i tylko jego grą, lecz w miarę upływu czasu przekonała się, że Liga Mistrzów, czy Mundial to również wspaniałe wydarzenia. Teraz razem ze swym mężczyzną siada przed telewizorem i SPORT piłce mogła z nimi przebywać, bawić się. Dlatego od małego przesiąknęła miłością do futbolu, bo skoro mężczyźni z jej rodziny uważali, że piłka jest cudowną, to młoda dziewczynka brała to za pewnik. Może też dlatego jej podejście różni się od podejścia Marty. Obie chodzą na mecze swoich drużyn, ale Klaudia ma większy dystans. Skupia się na istotnych wydarzeniach, jak mecze ukochanego zespołu i ważne spotkania reprezentujących nasz kraj. Ale w czasie tych meczy jej zachowanie podobne jest do zachowanie Marty. Głośnym dopingiem wspiera swoją drużynę, komentuje mecz, przeżywa każdą akcje. Towarzyszą jej wielkie emocje, potrafi wzruszyć się zwycięstwem, ale i wściekle przeżywać porażkę. Spotkanie przeżywa całą sobą. Dla niej kibicowanie jest czymś naturalnym, nie czuję się z tym wyjątkowo, bardzo zdrowo do niego podchodzi, mimo, że kobieta-kibic brzmi dumnie i wydaje się być rzadkością. Dzięki tym dwóm rozmowom dowiedziałem się również, że kobieta kibicuje temu klubowi, do którego jako pierwszego zostanie przekonana. To od mężczyzny zależy, czy umie COŚ NOWEGO swoją miłość do zespołu przedstawić dziewczynie. Na pewno nic na tym nie straci, a może zyskać wierną fankę swojej ukochanej drużyny i to obok swego boku. Także panowie, gra jest warta świeczki. Śmiało mogę powiedzieć, że żeńskie kibicowanie istnieje i jest ono ciekawym zjawiskiem. Istotne jest tylko to, czy my mężczyźni będziemy chcieli je dostrzec, a także czy kobiety dadzą się poznać z tej często niewidocznej strony. Pewne jest jedno korzyści płyną dla obu stron, bo czy dla mężczyzny nie jest miło mieć ukochaną kobietę pięknie przystrojoną w barwy klubowe? A dla kobiety nie jest lepiej i ciekawiej gdy rozumie pasje mężczyzn? Myślę, że tak. Warto przynajmniej spróbować, wszak jak mawiał klasyk, trener Górski : „ Dopóki piłka w grze, wszystko się może zdarzyć.” Damian Racławski materiały promocyjne śledzi poczynania 22 zawodników uprawiających futbol. Śmiało może się nazwać kibicem, nie są jej obce nazwiska, wydarzenia, mocno zakorzeniła się w piłkarskim świecie. O Jej zaangażowaniu świadczy fakt, że już kilka dni przed meczem czuje rosnące ekscytacje, czeka futbolowe święto jak na coś ważnego. Ale kibicowanie to nie tylko emocje, to także manifestacja popieranego zespołu, dlatego oprócz standardowego szalika, nie może zabraknąć u niej koszulki. Na stadionie moja rozmówczyni daje z siebie wszystko, głośnym dopingiem i oklaskami pobudza swoich ulubieńców do walki. Często na drugi dzień nie może wymówić słowa przez zachrypnięte gardło, ale mimo to jest szczęśliwa, że na stadionie dała z siebie wszystko. Kibicowanie sprawia jej radość, jest ważne, a przecież o to w tym chodzi, by bawić się na meczach. Marta uważa, że na stadionach inne kobiety rzadko się wczuwają; na meczach są ze wzglądu na swoich ukochanych, znajomych, a nie dla przyjemności, ale to może problem nas, mężczyzn? Nie umiemy odpowiednio pokazać świata futbolu, zachęcić do zainteresowania się nim. A jak widać na przykładziemożna spotkać kobietę z częścią piłkarską duszy, wystarczy tylko tą cząstkę obudzić. Moja druga rozmówczyni – Klaudia, ma kontakt z piłką od najmłodszych lat. Mając pięciu braci musiała zetknąć się z tym tematem. Właściwie futbol był furtką do ich świata. Dzięki XII 2011 23