Untitled

Transkrypt

Untitled
Adam Doboszyński
Konspiracje
Wstęp i opracowanie dr Norbert Wojtowicz
bom Wydawniczy "Ostoja"Dom Wydawniczy "Ostoja" ul. Targowa 29/12 32-065 Krzeszowice tel. (0-12)
282-63-01, fax (0-12) 258-14-81 e-mail: [email protected] www.ostoja.pl
Krzeszowice 2004
ISBN 83-88020-79-X
Masoneria w myśli Adama Doboszyńskiego
„Donoszą mi z Polski, że chcą wystawić nagrobek Adamowi Dobo- szyńskiemu i radzą się, co na nim wyryć. I rzeczywiście co?
Ostatni romantyk? Inżynier, ekonomista, powieściopisarz, dramaturg? Polityk nieokiełznany? Katolik, nacjonalista, rewolucjonista?
Realistyczny fantasta? Człowiek nie znający trwogi i kompromisu? Najwybitniejsza z ofiar terroru bierutowskiego?" — zanotował w
swoich wspomnieniach o nim Wojciech Wasiutyński1. Ten dylemat to nie jakaś tam wydumana figura retoryczna, lecz autentyczna
rozterka człowieka próbującego w kilku słowach przedstawić tę niezwykle barwną postać.
Osoba Adama Doboszyńskiego znana jest w Polsce głównie za sprawą dwóch (trzech) głośnych procesów — w 1937 i 1947 roku.
Pierwszy z nich to efekt głośnego „Marszu na Myślenice", w wyniku którego „zajął" miasteczko, splądrował sklepy żydowskie a
znajdujące się w nich towary spalił. Stanisław Cat-Mackiewicz podkreślał później, iż marszem na Myślenice Doboszyński „poszedł
na czyn rozpaczliwy"". Mimo odżegnywania się endecji od samej akcji, jej zaaprobowanie wzmacniało tylko poglądy socjalistów, że
była to „robota endecji i sprzymierzonych z nią grupek"3. W wyniku pierwszego procesu 26 czerwca 1937 roku przed Sądem
Okręgowym w Krakowie ława przysięgłych powiedziała jednogłośnie „niewinny" na wszystkie stawiane mu zarzuty. Sąd Najwyższy
uchylił ten wyrok i przekazał sprawę do rozpoznania Sądowi Okręgowemu we Lwowie. Tu przysięgli uniewinnili go z dziewięciu na
dziesięć zarzutów. Niezależnie jednak od tego jak oceniano działanie Doboszyńskiego sprawa ta wstrząsnęła społeczeństwem i w
zasadzie wszyscy zgadzali się z tym, że „Myślenice zrobiły ogromne wrażenie. Myślenice dały wszystkim dużo do myślenia".
Sprawa ta ciągnęła się za nim jeszcze na długo później. Gdy w październiku 1946 roku zdecydował się na nielegalny powrót do kraju,
wkrótce został aresztowany przez służbę bezpieczeństwa. Powojenne władze podważając na każdym niemal kroku autorytet i decyzję
rządów sanacyjnych nie wahały się oskarżać Doboszyńskiego m.in. o skierowaną właśnie przeciw tym rządom działalność,
akcentując sprawę myślenicką. W wyniku „procesu" 11 lipca 1947 roku Sąd Rejonowy w Warszawie skazał go na karę śmierci.
Prezydent nie skorzystał z prawa łaski i wyrok wykonano. 26 kwietnia 1989 roku na wniosek Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego
Doboszyński został uniewinniony z zarzutów przestępstwa i pośmiertnie zrehabilitowany.
Znany za sprawą wspomnianych procesów Adam Doboszyński to jednak przede wszystkim główny ideolog gospodarczy młodej
endecji, o którym Jan Rembieliński wspominał mówiąc: „Stronnictwo Narodowe stoi na stanowisku: katolickim, nacjonalistycznym,
bezwzględnie antysemickim, a w kwestiach ekonomicznych jest mniej więcej zgodne z zasadniczymi tezami, wypowiedzianymi w
książce «Gospodarka Narodowa» Adama Doboszyńskiego". Praca ta ukazała się jesienią 1934 roku i wywołała w obozie narodowym
żywe zainteresowanie osobą autora. W obozie tym istniała w tym okresie potrzeba stworzenia nowej koncepcji gospodarczej, bo jak
pisał Andrzej Micewski „Dmowski grzebiąc masoński kapitalizm niewiele ma w tym zakresie do zaofiarowania". W swej niechęci do
ekonomii klasycznej Doboszyński nie oszczędzał nawet ekonomistów starej szkoły związanych z ruchem narodowym. Z drugiej
strony w następstwie wielkiego kryzysu istniejący system gospodarczy w coraz szerszych kręgach zdecydowanie stracił na
atrakcyjności. „Młodzi ludzie z lat trzydziestych przyjmowali za pewnik, że kapitalizm się kończy" — wspominał Wojciech
Wasiutyński. Zaproponowana w „Gospodarce Narodowej" alternatywna wizja gospodarcza dla wielu zdawała się być wyjściem z tej
sytuacji. Nic więc dziwnego, że praca ta miała w okresie międzywojennym aż cztery wydania wpływając na popularność autora.
Tadeusz Hołówko wskazywał w latach dwudziestych, iż „obecne pokolenie inteligencji polskiej jest bezgranicznie obojętne pod
względem religijnym". Nie jest to zresztą opinia odosobniona, gdyż głosy podobne dawały się słyszeć ze wszystkich stron.
Tymczasem Zbigniew Stypułkowski podkreślał, że „Dobo- szyński wyrósł w pokoleniu młodzieży, które żywiołowo przyjmowało
światopogląd narodowy i katolicki". Nie polemizując z prawdziwością tej wypowiedzi należy jednak zauważyć, że religijność
środowiska, w którym człowiek wzrasta, nie musi jeszcze stanowić o jego osobistym stosunku do religii. Bardzo często kończy się na
tym co August Hlond określał mianem powierzchownego, płytkiego i niepraktykującego katolicyzmu. Katolicyzmu, którego nie stać
na żaden aktywny czyn religijny, „katolicyzmu zwyczajowego", „katolicyzmu modnego" i „katolicyzmu okolicznościowego". W
przypadku Doboszyńskiego jego „zdecydowany nawrót do katolicyzmu"" następuje dopiero w wyniku pobytu w Anglii wiosną 1933
roku. Nawrót ten jest jednak tak wyrazisty, że pisząc kilka lat później wspomnienie poświęcone Chester- tonowi wskazywał, że
„człowiek inteligentny może być tylko katolikiem". Podejście takie ma bardzo wyraźny związek z nacjonalizmem, gdyż chcąc
zachować więzi ogólnoludzkie „nacjonalista współczesny ma do wyboru dwie takie więzi: katolicką i masońską, i musi na jedną z
nich się decydować". Zdawał się on w to głęboko wierzyć, toteż pisząc „Gospodarkę Narodową" przeznaczył ją dla osób chcących
doprowadzić do „ulepszenia tego świata na drodze chrystianizmu".
Owo ulepszanie świata musiało zdaniem Doboszyńskiego przebiegać równolegle ma wielu różnych płaszczyznach. Wśród
podejmowanych przez niego różnorodnych tematów pojawia się również masoneria i problem płynącego z jej strony zagrożenia. Jest
to w publicystyce Doboszyńskiego temat stosunkowo częsty, lecz nie łatwo wskazać w sposób jednoznaczny na źródło jego niechęci
do masonerii.
Szukając przyczyn tego negatywnego stosunku Bernadetta Nitschke sugeruje, że może to wynikać z faktu, iż „wychowywał się w
środowisku przesiąkniętym ideami demokratycznymi i związanym z wolnomularstwem (ojciec Doboszyńskiego najprawdopodobniej
należał do loży masońskiej). Opozycja do idei głoszonych przez to środowisko, stała się podstawą tego programu" 15. Choć samo
wychowywanie w atmosferze ideałów demokratycznych może nie wzbudzać większych wątpliwości, to jednak problem pojawia się
już w przypadku powiązań z masonerią i sugestii dotyczących ojca Adama Doboszyńskiego. Musielibyśmy przyjąć te insynuacje „na
wiarę", gdyż asekurująca się zastrzeżeniem „najprawdopodobniej" autorka nigdzie nie podaje jakichkolwiek argumentów na ich
potwierdzenie. Również niezwykle skrupulatny Ludwik Hass z braku podstaw źródłowych nie umieścił Adama Doboszyńskiego
seniora w najnowszym „Słowniku biograficznym" polskich wolnomularzy'6. Sam zaś problem wychowania się w „środowisku
przesiąkniętym ideami demokratycznymi" nie musi wywoływać tego typu awersji.
Na inną przyczynę przyjęcia postawy antymasońskiej mogłaby wskazywać sugestia obrońcy Adama Doboszyńskiego wygłoszona
podczas procesu 7 lipca 1949 roku. W swym przemówieniu adwokat Maślanko zauważył: „Oskarżony Doboszyński jest
nieprzejednanym wrogiem masonerii. A może właśnie wywiad niemiecki dał mu taką receptę, ażeby włożył maskę masonerii"17.
Dość dziwny to sposób obrony, lecz próba pokazania absurdu rozumowania oskarżenia odwołuje się w tym miejscu do zeznań
złożonych przez Doboszyńskiego w trakcie śledztwa 12 września 1947 roku. Czytamy tam m.in.: „Całe drugie półrocze 1933 roku i
pierwsze półrocze 1934 roku zajęty byłem wykańczaniem mej «Gospodarki narodowej» i szerszej działalności politycznej nie
rozwijałem, odkładając ją do chwili wydania tej książki, o czym wywiad niemiecki wiedział i z czym się godził. Czułem jednak, że
nie należąc do żadnej organizacji nie mam dostatecznego zasięgu działania i na jesieni 1933 roku zwróciłem się do Niemców z
zapytaniem, czy mam przystąpić do SN i wstąpić do masonerii.
I5)
B. Nitschke, dz. cyt., s. 111.
Por. L. Hass, Wolnomularze polscy w kraju i na świecie 1821-1999. Słownik biograficzny. Warszawa 1999, s. 105.
1 T)
Proces Adama Doboszyńskiego. Stenogram rozprawy sądowej, Warszawa 1949, s. 532.
W odpowiedzi wywiad niemiecki powiedział mi, bym do masonerii nie wstępował, tylko działał w środowisku katolickim, z
przystąpieniem zaś do jakiejś organizacji narodowej poczekał aż do wyjaśnienia zarysowujących się wówczas w ruchu narodowym
tendencji rozłamowych". Związanie się na polecenie wywiadu niemieckiego ze środowiskiem katolickim w sposób naturalny
oznaczałoby rozpoczęcie działalności antymasońskiej. Zeznania te odczytano w trakcie trzeciego dnia procesu (21 czerwca 1949
roku) i zostały one z miejsca zakwestionowane przez oskarżonego. Wskazywał on, iż wynikały one wyłącznie z metod śledztwa,
które prowadził por. Roman Laszkiewicz, opisywany przez więźniów jako „sadysta o twarzy cherubina, małych usteczkach w
kształcie serca, niebieskich dużych oczach, jasnej czuprynie i bardzo długich rękach". Stosowane przez tego oficera śledczego
metody badania podejrzanych to chociażby „codzienne bicie kablem w gumowej powłoce po całym ciele i w pięty, deptanie
obcasami po paznokciach u nóg, wyrywanie włosów z głowy, stosowanie przysiadów aż do utraty przytomności, skoki po pokoju ze
związanymi nogami i podniesionymi do góry rękami, świecenie przez całą noc w oczy silnymi reflektorami". Śledztwo nadzorował
osławiony Adam Humer, który jak wspominał ponadto „stale przychodził na przesłuchania i sam osobiście Doboszyńskiego
przesłuchiwał".1 właśnie owe przesłuchania i stosowane tam metody sprawiły, że oskarżony „przyznał się" do stawianych mu
zarzutów. W trakcie publicznej rozprawy podkreślał on z naciskiem: „większość moich zeznań potwierdzam, z wyjątkiem tych, w
których jest mowa o mojej rzekomej służbie w wywiadzie zagranicznym". Przy tak sformułowanym zastrzeżeniu cała misterna
konstrukcja rozpada się więc z hukiem.
Pozostaje zatem jeszcze trzecia możliwość. Zamiast doszukiwać się jakichś spektakularnych przyczyn przyjmijmy, że chodzi tu o
proste odwołania do myśli głównego ideologa obozu politycznego, z którym Doboszyński związał swoje życie. Rola Dmowskiego w
działalności obozu narodowego wiąże się koncepcją, na której bazowały systemy autorytarne, z koncepcją wodzostwa jednostki.
Było to aktualne zwłaszcza w przypadku młodego pokolenia, gdyż jak pisał Wojciech Wasiutyński to właśnie „młodzież chciała w
nim widzieć wodza przez duże W". Niektórzy uważali, że był on stworzony do tej roli, gdyż „wśród młodszych o lat wiele mówi on z
Katedry i oni mogą w nim widzieć przywódcę". Bardzo wyraźnie widać to w wypowiedzi Stanisława Pigonia, który podkreślał
„gdziekolwiek sięgniemy: w budownictwie typu psychicznego Polaka, w organizowaniu woli patriotycznego oporu i zdobywczości,
w formacji religijnej ducha narodowego — wszędzie stwierdzić nam wypadnie decydujący wkład stalowej woli, genialnej myśli,
słowem, niezwykłą rolę przetwórczą zwycięskiego wodzostwa Romana Dmowskiego".
Jak wyglądał stosunek Doboszyńskiego do Romana Dmowskiego? W aktach powojennego procesu możemy wyczytać m.in., że
„ambicją jego było zająć miejsce Dmowskiego, leadera Stronnictwa Narodowego. Ażeby zająć miejsce Dmowskiego, trzeba go
naśladować". Do czego miałoby się sprowadzać to naśladowanie? Czy mogło być ono wybiórcze? Czy nie należy tu raczej
powtórzyć stwierdzenia zamieszczonego przez Doboszyńskiego we wspomnieniu poświęconym osobie Gilbertha Keitha
Chestertona: „wielkich ludzi należy brać takimi jakimi są, z dobrodziejstwem inwentarza ich zalet". Wierny temu przekonaniu
Doboszyński należał do grona tych, którzy „ulegając przekonaniom swego mistrza i jego spiskowej teorii historii, która mówiła, iż
głównymi sprężynami procesów historycznych są: masoneria oraz zorganizowani w skali światowej Żydzi, stawiali sobie za zadanie
zrewidowania dotychczasowych poglądów na dzieje Polski w ostatnich trzystu latach".
Dopatrywanie się w działalności wszelkich przeciwników politycznych niewidzialnej ręki sterującej tymi poczynaniami nie jest
niczym nowym. Jedną ze swych sztuk teatralnych, noszącą znaczący tytuł „Bóg", Woody Allen rozpoczyna od sceny rozmowy
dwóch starożytnych Greków. Po chwili jednak dowiadujemy, że nie jest to autentyczny dialog lecz jedynie sztuka wykonywana w
starożytnej Grecji przez dwóch tamtejszych aktorów. Kilka kolejnych zdań wystarcza by uświadomić nam, że tak naprawdę postacie
na scenie nie są również Grekami lecz aktorami w jednym z teatrów na Brooklynie grającymi aktorów w starożytnej Grecji
grającymi z kolei rozmawiających starożytnych Greków. Na tym nie kończy się ten absurd, gdyż w dalszej części sztuki Woody
Allen wskazuje widzowi, iż on również nie jest tylko i wyłącznie widzem i odbiorcą przedstawienia. Widownia, na której się
znajdujemy jest bowiem częścią następnej sceny na której z kolei my występujemy nieświadomi faktu, że tworzymy kolejne fikcyjne
postacie. Nasze dialogi, nasze zachowania i wszelkie nasze reakcje zostały już zaplanowane i wpisane do scenariusza, według
którego toczy się nasze życie. Woody Allen zdaje się pytać w tej części sztuki „kto i jakim prawem bawi się w ten sposób z
człowiekiem?" Wskazana przez niego perspektywa dość dobrze odzwierciedla to, co niejednokrotnie określa isię mianem „spiskowej
teorii dziejów". Zwolennicy tej koncepcji starają się sprowadzić wszystko co zaobserwują do podstawowego pytania brzmiącego
„kto pociąga za sznurki?" W tym ujęciu życie staje się teatrem, zaś ci, których widzimy na scenie politycznej, sąjedynie
marionetkami. Prawdziwi aktorzy poruszający lalkami zawsze pozostają w ukryciu. I chciałoby się w takich chwilach powtórzyć za
„Coningsbym" Benjamina Disraeliego „świat jest rządzony przez całkiem inne osobistości niż wyobrażają sobie ci, którzy nie
znajdują się za kulisami".
Pisząc o działalności sił politycznych w II Rzeczypospolitej Eugeniusz Kwiatkowski podkreślał, iż „przeciwnik polityczny stał się
u nas synonimem skończonego szubrawca. Ten pokarm podajemy ustawicznie niewyrobionemu politycznie społeczeństwu,
podsycamy przejaskrawioną i bez tego nieufność". Tego rodzaju działania ułatwia bardzo wyraźne doprecyzowanie zagrożenia, przed
którym należy się bronić. Sformułowana przez J. Dollarda teoria agresji i frustracji wskazuje, iż brak zaspokojenia potrzeb wywołuje
stany frustracyjne, będące przedmiotem agresji przeciw obiektom stanowiącym przeszkodę. Gdy nie ma możliwości takiego ataku
wówczas agresja zostaje skierowana na inne słabsze lub nie mogące się bronić obiekty. „Prostym zabiegiem demagogicznym
środowisk nacjonalistycznych było straszenie niebezpieczeństwem masonerii oraz «żydokomuny»" — wskazywał Jerzy
Tomaszewski.
W przypadku Romana Dmowskiego dostrzeganie działań niewidzialnej ręki masonerii po raz pierwszy miało miejsce w 1904
roku, po ukazaniu się pracy „Myśli nowoczesnego Polaka". „Gwałtowna reakcja, z którą ta książka się spotkała u niektórych
publicystów zmusiła mnie — pisał — do poważnego zastanowienia się nad źródłami ich skrajnie wrogiego do mych myśli stosunku i
nad tym, co ich między sobą łączyło. W jednym wypadku dwaj politycy, należący do przeciwnych stronnictw, pozornie nie mający ze
sobą nic wspólnego, w zwalczaniu mej książki, wyraźnie dokonali między sobą podziału pracy. Doszedłem do wniosku, że muszą ich
łączyć jakieś tajne węzły, że podziału pracy dokonano w jakiejś organizacji. Tym sposobem pierwszy raz w życiu, mając już lat
czterdzieści, zainteresowałem się masonerią".
Zainteresowanie to przebiegało jednak w kierunku zgoła nietypowym. Sztandarowym przykładem tego są słowa, które w 1933
roku zanotował na kartach „Przewrotu": „Żydostwo, komunizm, prostytucja, masoneria — wszystko to są potęgi międzynarodowe".
Stawianie w jednym szeregu masonerii i prostytucji to pomysł dość oryginalny i świadczący o pewnym braku poczucia
rzeczywistości. W 1919 roku Dmowski postrzegał siebie jako „człowieka nienawidzonego i oszkalowanego przez Żydów całego
świata i przez tajne organizacje". Czy były to obawy uzasadnione? Wprawdzie jako „antysemita i zajadły przeciwnik demonizowanej
przez siebie masonerii" spotykał się on z krytyką mniejszości narodowych, kół liberalnych i radykalnej inteligencji, lecz bez
wątpienia to jednak nie to samo. Czym innym bowiem byłoby dostrzeganie krytyki, a zupełnie czym innym irracjonalny lęk przed
wrogiem czyhającym za każdym węgłem. W przypadku Dmowskiego poszło to chyba za daleko skoro nie oszczędzał nawet
najbliższych współpracowników. Jacek M. Majchrowski wskazywał, że podejrzewał on o przynależność do masonerii i próby
telepatycznego nań wpływania nawet swego sekretarza Henryka Rossmana. Andrzej Micewski prezentował pogląd, iż choć stosunek
Dmowskiego do kwestii masońskiej miał wyraźne cechy obsesji to „nie był [on] w tym odosobniony i raczej wyrażał na terenie
Polski pewną tendencję, ujawniającą się w kołach nacjonalistycznych i totalitarnych w wielu krajach". Podobnie ks. Dariusz Sawicki
pisząc o problematyce związanej ze stosunkiem Dmowskiego do wolnomularstwa zauważał: „Dmowski w swoich poglądach nie był
odosobniony. Przeciwnie, miał wielu zwolenników". Do grona tych zwolenników należał m.in. Adam Doboszyński, który podkreślał:
„Dmowskiemu nie udało się oczyścić szeregów SN całkowicie z masonów, o to winić go nie można ponieważ masoneria jest jak
hydra, głowy urastają jej po ucięciu".
Okres w którym Adam Doboszyński zaczynał pisać, to, jak zauważał Andrzej Micewski, szczytowy moment antysemickomasońskiej obsesj i Dmowskiego. Doboszyński był konsekwentny w swoich poglądach, toteż mówiąc o jego stosunku do masonerii
można z równym powodzeniem odwoływać się do wszystkich jego prac niezależnie od daty ich powstania. Przejawiająca się na
kartach tych prac niezwykle wyrazista antymasońskość czasem zjednywała mu zwolenników, ale też wielu do niego zrażała.
Wątpliwości miewali tu zresztą nie tylko sympatycy wolnomularstwa. Doboszyński wspominał, iż pomagający mu w końcowych
pracach nad „Gospodarką narodową" ks. Piwowarczyk „do narodowych teorii miał swoje zastrzeżenia, a w szczególności nie
podzielał tendencji ustępów, w których jest mowa o masonerii i o sprawach żydowskich". Podobnie przyglądając się powojennym
perypetiom Doboszyńskiego warto wskazać m.in. na jego spotkanie z delegatem Rządu Londyńskiego na okręg krakowski,
Mieczysławem Pszonem. Rozmowa ta nie przyniosła wymiernych efektów jako, że Pszon uznał, iż „dyskusje z Doboszyńskim są
bezcelowe". Pytany w trakcie procesu o istotne punkty dzielące ich poglądy podkreślał, że przede wszystkim chodziło tu właśnie o
spojrzenie na kwestie związane z masonerią. Bernadetta Nitschke podkreśla wręcz, że „Pszon był całkowicie przekonany, że
owładnęła Doboszyńskim obsesja antymasońska".
Nie da się ukryć, że „poważne niebezpieczeństwo stanowi według Dobo- szyńskiego możliwość przejęcia roli elity przez masonerię.
Obawy te najwyraźniej świadczą o jego wierze w żydowsko-masońskie rządy nad światem, a nadto i obsesyjne dążenie masonów do
zniszczenia Polski".
Zdaniem Doboszyńskiego nieustannie dążąc do owego zniszczenia Polski wolnomularze wykazywali niezwykłą perfidię.
Wynikało to zresztą z podkreślanego przez Kazimierza Mariana Morawskiego relatywizmu masonerii postrzegającej „konieczność
asymilowania taktycznego haseł swoich do wymagań chwili i środowiska. Potrafi być liberalna i dyktatorialna, nacjonalistyczna i
kosmopolityczna, kapitalistyczna i socjalistyczna. Te jej zaś «wolty» i przemiany w wielkie nieraz zakłopotanie wprowadzają nie
dość bystrych jej obserwatorów" . W ocenie Doboszyńskiego to asymilowanie doprowadziło do ukazania działań skierowanych w
istocie przeciw Polsce jako działań podejmowanych dla jej dobra. Z jednej strony to działalność Naczelnika Tadeusza Kościuszki
poczynając od „deistycznej formuły przysięgi na krakowskim Rynku" czy Jakobińskiej mowy na ratuszu". Z drugiej to działania o
kilka lat wcześniejsze. „Przed 150 laty z Sejmu Czteroletniego i z Konstytucji 3-go Maja tworzono pewien symbol. Cel był
podwójny: Jeden był cel, który przyświecał ludziom dobrej woli, aby naród w swej walce o niepodległość miał siłę motoryczną, która
by zagrzewała serca i wyobraźnię. Drugi był cel jeszcze wyraźniejszy, cel masoński. Sejm Czteroletni i Konstytucja 3-go Maja to
typowe osiągnięcia masonerii, to nie tylko tryumf masonerii jako takiej, ale tryumf ducha masońskiego i metod masońskich w życiu
polskim. Jest rzeczą jasną iż masoneria, która rządzi Polską od lat dwustu, była zainteresowana w tym, by ten mit podsycać — i jest
nadal zainteresowana. I ostrzegam państwa przed wszelkimi próbami czynionymi już od wielu lat podważenia, podrywania i
ośmieszenia, wszelkich usiłowań dążących do rzucenia światła na kulisy 3-go Maja. Powtarzam jeszcze raz: jest w Polsce dużo ludzi,
którzy w dobrej wierze starają się ten mit galwanizować i utrzymywać. Ale mit ten stał się zupełnie wyraźnie określoną bronią i
jednym z narzędzi masonerii dla utrzymania jej wpływów w Polsce. W tym sensie mit ten jest narzędziem bieżącej polityki i
narzędzie to musi być z rąk masonerii wytrącone (oklaski)" — można było usłyszeć podczas odczytu wygłoszonego 24 maja 1939
roku w sali Stowarzyszenia Techników w Warszawie staraniem redakcji „Prosto z mostu".
Istotnie, aktywność wolnomularzy w opisywanych tu wydarzeniach była ogromna. Po roku 1787 wolnomularstwo polskie
przeżywa okres bardzo wyraźnego zastoju stąd też w okólniku Wielkiego Wschodu z 5 sierpnia 1787 roku czytamy „nie możemy
zataić, że prace masońskie osłabły niesłychanie na tym wschodzie; najusilniej więc prosimy was, abyście polecili waszym deputatom,
większą pilność w uczęszczaniu na sesje wielkiego warsztatu i W[ielkiego] Wschodu". Działalność Sejmu Czteroletniego to
wydarzenie, które sprawia, że zaprzątnięci polityką bracia mieli coraz mniej czasu na prace lożowe. Nie bez kozery mówiąc o tym
okresie można powtórzyć, że „wszyscy, którzy teraz w Polsce rzeczywiście robiąhistorię należądo masonów". Na 177 posłów
wybranych w 178 8 roku do sej mu było conaj mniej 38 masonów, a gdy dwa lata później uzupełniło go 182 nowych posłów weszło
do niego 3 5 kolejnych wolnomularzy. Wolnomularze stanowili więc około 22% posłów oraz ponad 19% dobranych później
deputowanych. Stanisław Wotowski uważał, że „braćmi byli prawie wszyscy zwolennicy reformy w Sejmie Czteroletnim". Efekt tych
reform stanowiła Konstytucja 3-go Maja, toteż Adam Doboszyński wskazywał: „Konstytucję tę stworzyło — jak wiemy — pokolenie
wychowane w duchu masońskim, ludzie ujęci w karby konspiracji masońskiej, kierowani przez masońskich przybłędów, którzy robią
przymierze z królem pruskim, nie tyle w przeświadczeniu, iż król pruski jest rzeczywiście przyjacielem Polski, ale dlatego, iż król
pruski był masonem i że obowiązuje ich solidarność masońska. Fryderyk II, zwany Wielkim, był jak wiemy, jednym z najwyższych
członków Zakonu Iluminatów; masoni całego świata byli do jego dyspozycji. Nic dziwnego, masoni polscy byli również do jego
dyspozycji".
Konstytucja 3-go Maja to zdaniem Doboszyńskiego „tryumf ducha masońskiego i metod masońskich". Stanowisko takie wiązało
się z tym, że był on przeciwnikiem „tzw. demokracji" uważając ją za ustrój kierowany przez masonerię. Doboszyński mówił o „tzw.
demokracji", gdyż jak podkreślał „żadnym państwem nie rządziły nigdy masy, choćby etykieta była jak najbardziej demokratyczna.
Rządził zawsze pewien zespół ludzi. [...] W państwie demoliberalnym zespołem tym zawsze była masoneria". Ustrój demokratyczny
rodzi, zdaniem Doboszyńskiego, anonimowość i brak odpowiedzialności. Tymczasem w „Gospodarce narodowej" wskazywał, że
„anonimowość w polityce (której wyrazem są zakonspirowane rządy masonerii w tzw. ustrojach demokratycznych) oraz
anonimowość w gospodarce — to nie są konieczności, wypływające z naturalnych praw współżycia ludzi. To jest po prostu
narzucona społeczeństwom aryjskim przez Żydów ich mania tajnego działania, straszna broń, służąca do opanowania świata przez
Naród Wybrany".
Adam Doboszyński przyznawał, że „pociąg do konspiracji stanowi niewątpliwie jedną z zasadniczych namiętności człowieka"
lecz sam czuł szczególną niechęć do wszelkiego typu konspiracjonizmów. Tworząc koncepcję Organizacji Politycznej Narodu
Doboszyński wskazywał, iż powinna ona być jawna, gdyż „za jawnością przemawiają argumenty natury zarówno religijnej
(chrześcijaństwo jako jedna z wielkich religii świata nie mająca nauki ezoterycznej, a katolicyzm był zawsze wrogiem konspiracji),
jak socjologicznej (konspiracja jest instytucją cechującą ludy prymitywne), psychologicznej i narodowej". Problematyce tej poświęcił
w przededniu wojny fragment przygotowywanej przez siebie pracy „Ustrój narodowy". Wolnomularstwo było więc przez niego
zwalczane w dużej mierze za tajność działania.
Prezes powiatowy Stronnictwa Narodowego w Nowym Targu dr Władysław Mech zeznający jako świadek w trakcie
krakowskiego procesu Adama Doboszyńskiego po wyprawie myślenickiej zeznał: „W roku zeszłym, w czerwcu odwiedził mnie inż.
Doboszyński. Wówczas rozmawialiśmy o szeregu aktualnych sprawach. Doboszyński mówił o przeniesieniu tajnego, międzynarodowego rządu żydowskiego do Krakowa, który stał się Mekkądla żydów. Mówił także o rozwijających się wpływach masońskich".
Sam oskarżony „przemawiając w trakcie posiedzenia sądu, podkreślił, że decydując się na zorganizowanie wyprawy miał przed
oczyma Hiszpanię, i że Kraków w zamysłach żydokomuny miał stać się «czerwoną pochodnią»". W wypowiedziach tych obok
„zagrożenia żydowskiego" pojawia się też problem wolnomularstwa. Nie jest to przypadkowy zbieg okoliczności, gdyż w
wielonarodowościowej Rzeczypospolitej istotny problem stanowiło wszelkie manifestowanie swej odrębności przez mniejszości. Na
tym tle wyraźnie odznaczała się mniejszość żydowska jako że tym razem to masoni ukazywani byli jako narzędzie w rękach
„światowego żydostwa". Charakterystyczne jest tu dość silne społeczne przenikanie się stereotypów masona i Żyda. Jest to element
szczególnie wyraźny w polskich realiach, ale nie element wyłącznie polski, gdyż „związkom między masonerią a Żydami
nieodłącznie towarzyszy zagadnienie funkcjonowania stereotypu żydo-masonerii, jakże często wykorzystywanego w «kampaniach
nienawiści»"'. Maksymilian Maria Kolbe podkreślał w swych pismach, że Żydzi „kierują lożami masońskimi" i „konspirująz
masonerią". Szczególnie istotne jest tu pierwsze z tych oskarżeń, gdyż to właśnie organizacjom żydowskim wielu autorów
przypisywało rolę kierowniczą w strukturach wol- nomularskich.
Mówiąc podczas procesu o motywach akcji myślenickiej Adam Dobo- szyński wskazywał, iż chodziło o specyficzne warunki
utrudniające pracę narodowcom. „Dlaczego Kraków był specjalnie «uprzywilejowany»? — mówił — Przyczynę tego upatrywałem
nie w całym systemie rządzenia w Polsce, ale w specjalnych warunkach krakowskich. Kto wówczas rządził w Krakowie? Na forum
życia publicznego w Krakowie występowali w głównych rolach dr Kapellner, Mond, dr Drobner i bł. Pamięci radny Ozjasz Thon,
wielki mistrz loży B'nei B'rith".
Wspominane tu stowarzyszenie B'nei B'rith zasługuje na szczególną uwagę, jako że jest ono niejednokrotnie określane mianem
organizacji masońskiej. Stosunkowo często można znaleźć wypowiedzi, których autorzy wskazują że „zakon «B'nei B'rith» stanowi
przykład specyficznej formacji w ramach masonerii. Wyróżnia się on odrębną strukturą organizacyjną mimo, iż podstawową
jednostką jest w nim także loża". W przeszłości szczególnie widoczne było to w przypadku badaczy sympatyzujących z hasłami
endeckimi. Określenia takie nie były jednak domeną wyłącznie osób z tych kręgów. W podobny sposób stowarzyszenie to zostało
potraktowane przez władze państwowe po wprowadzeniu w życie „Dekretu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 22 listopada
1938 roku o rozwiązaniu zrzeszeń wolnomularskich". W następstwie wydania tego dokumentu w tym samym miesiącu rząd
przystąpił do likwidacji istniejących jeszcze na terenach dawnego zaboru pruskiego niemieckich lóż masońskich oraz placówek
parawolnomularskich. W wyniku tych akcji zamknięto również placówki żydowskiego B'nei B'rith i jego warszawskiego odłamu pod
nazwą Achdut. Zajęte w siedzibach tych organizacji dokumenty tj. statuty, rytuały oraz spisy członków zostały niezwłocznie
udostępnione dziennikarzom co umożliwiło im publikację licznych artykułów na ten temat.
Po wojnie w zaprotokołowanych podczas śledztwa „zeznaniach" Adam Doboszyński powiedział o swej działalności: „zacząłem
się szeroko posługiwać zarówno w propagandzie organizacyjnej jak i w przemówieniach publicznych tezą hitlerowską, że
międzynarodowy kapitał żydowski dopomógł komunistom w dojściu do władzy. Na użytek Polski włączyłem jeszcze do tego frontu
sanację, twierdząc, że kieruje nią masoneria". Miał rację Jędrzej Giertych gdy wskazywał, że proces ten stanowił „mieszaninę
obfitego zestawienia faktów całkowicie prawdziwych, ale nie mających żadnego związku ze sprawą, oraz drobnej ilości przymieszki
bezczelnego kłamstwa dotyczącego właśnie meritum procesu".1 właśnie wśród owych faktów bez wątpienia prawdziwych należy
podkreślić wytrwałą krytykę władzy. Doboszyński ostro występował przeciw rządom przedwrześniowym, lecz również później nie
zaprzestał krytyki. Szczególnie ostro atakował zwłaszcza fakt zawarcia układu Sikorski-Majski.
Już we Francji „młodzi" narodowcy występowali z wyraźną krytyką rządu Sikorskiego zarzucając premierowi, że „opiera się na
masonerii i Żydach". Oskarżenia te nie były całkowicie bezpodstawne jako, że kontakty generała w kręgach wolnomularskich
stanowiły tajemnicę poliszynela. Tadeusz Katel- bach dość mocno akcentuje związki generała z wolnomularzami pisząc, iż ludzie z
którymi utrzymywał stosunki polityczne i osobiste byli powiązani z Wielkim Wschodem. Mówił on głównie o kontaktach z okresu
międzywojennego, lecz wiele z nich przetrwało i nierzadko można zetknąć się z opinią, że „od chwili wybuchu wojny i rejterady do
Francji, gen Sikorski był otoczony ciasnym wianuszkiem masonów, na czele z miłośnikiem lewicy, związków zawodowych,
rewolucji, strajków itp. rozrywek, czyli Józefem Retingerem".
Adam Doboszyński był przeciwny udziałowi Stronnictwa Narodowego w rządzie Sikorskiego, lecz —jak zauważał — niestety
narodowcy „poddali się masońskiemu kierownictwu Sikorskiego". Rozgoryczony zarzucał w swych pismach niektórym liderom
Stronnictwa Narodowego (m.in. Władysławowi Folkierskiemu i Adamowi Żółtowskiemu) masoński rodowód. Wojciech Wasiutyński wspominając rozmowy z nim podkreślał przy tym brak logiki tych oskarżeń. Mając swoją wizję świata Doboszyński nie
przyjmował do wiadomości argumentu „przecież to narodowiec, prononsowany katolik". Równocześ- nic jednak, jak pisze
Wasiutyński „po wojnie w Niemczech, zachwycał się Doboszyński Rusinkiem (ludowcem). Zapytałem go złośliwie, czy nie obawia
się, że to może mason. Odpowiedział oburzony: skądże, przecież to praktykujący katolik".Bernadetta Nitsche podkreśla, iż „we
wszystkich jego działaniach widział Doboszyński «rękę» masonerii, uważając zresztą samego Sikorskiego za masona". Sam Sikorski
wskazywany był zresztą przez Leona Kozłowskiego w jego głośnym artykule „demaskatorskim" na łamach „Polityki". Spór na temat
lożowej przynależności generała nie jest niczym nowym, gdyż polscy historycy niejednokrotnie kruszyli już o to kopie. Wprawdzie
Ludwik Hass pisze o nieudanych próbach wciągnięcia go do masonerii i nie umieszcza go na łamach opracowanego przez siebie
słownika biograficznego, ale nie brak też opinii przeciwnych. Tadeusz Katelbach podkreśla, że „powiązania Sikorskiego z
radykalnym odłamem masonerii francuskiej, którego ośrodkiem był Grand Orient ze swą główną kwaterą przy rue Cadet, zdają się nie
ulegać wątpliwości. [...] Faktem jest, że w czasie wojny odwiedzał gmach przy rue Cadet. Czy bywał tam w charakterze czynnego lub
uśpionego brata, trudno jest powiedzieć. W każdym razie i ten szczegół potwierdza opinię, że łączyły Sikorskiego bliskie powiązania
z Grand Orientem". Idąc tropem rozmaitych poszlak o możliwości tego typu związków wspominał również Leon Chajn, choć
zaznaczał „brak jednak miarodajnych dowodów, że Sikorski był masonem". Tym niemniej Doboszyński podkreślał z przekonaniem,
że „wierny swemu powołaniu Sikorski przez całe życie krzewić będzie dookoła siebie konspiracje, których nici wiodą do masonerii".
Krytyka ta mimo, iż bardzo ostra w słowach nie była skierowana przeciw intencjom premiera. „Sikorskiego uważałem i uważam
nadal za człowieka słabego, nie kwestionując jego dobrego charakteru. Sikorski całą swoją karierę życiową oparł na czynnikach
zagranicznych; nie kwestionuję jego patriotyzmu, ale to była jego postawa życiowa" — mówił zeznając w trakcie procesu 18 czerwca
1949 roku. Krytyka Sikorskiego to nie tylko krytyka jego osoby, to również krytyka „przesiąkniętych masonerią" londyńskich kręgów
władzy. W tej sytuacji Adam Doboszyński zdecydował się na powrót do kraju. Zdecydował się na ten powrót w przekonaniu, że
„tylko w Polsce, w ramach jej granic zorganizować można siłę przeciwstawiającą się obcej dominacji, na emigracji bowiem wszyscy
przesiąknięci są masonerią".
Podsumowując należałoby stwierdzić, że zdaniem Doboszyńskiego dla Polski i dla Polaków masoneria jest bez wątpienia złem.
Czy jednak jest ona czymś złym niezależnie od okoliczności i w każdych warunkach? Mimo zarzucanej mu „obsesji antymasońskiej"
Doboszyński operując przykładem Anglii zdaje się wskazywać, że nie musi ono być z gruntu złe. W opublikowanym w 1941 roku
„Liście otwartym do p[ana] A[ntoniego] Słonimskiego" zauważał: „nacjonalizmy zawsze były i będą. Jest nas wielu, którzy staramy
się i starać będziemy o jak najwyższą kulturę polskiego nacjonalizmu. Dużo da nam pobyt w Anglii, która tak pięknie zmontowała
nowoczesny naród, wytworzyła własny odcień religii, własny system elitarny pod postacią masonerii, własny ustrój gospodarczy,
polityczny i wojskowy. Wielkość Anglii polega na tym, że stworzyła ustrój całkowicie narodowy. Najbliższy jej sąsiad, Francja, spróbowała przejąć od Anglii jej instytucje narodowe, masonerię, parlamentaryzm o typie anglosaskim, kapitalizm. Te same instytucje,
które zrobiły wielkość Anglii, zgubiły Francję. Bo każdy naród musi sam sobie posłać, chcąc się dobrze wyspać. Toteż my nie
przejmiemy od Anglików ani ich kapitalizmu, ani ich masonerii, ani ich typu parlamentaryzmu, ani ich sporów z Watykanem.
Stworzymy własny ustrój polityczny, jawny". Tak więc wolnomularstwo nie musi być złe, co więcej widzimy wyraźnie że jest ono
określone mianem jednej z tych instytucji, „które zrobiły wielkość Anglii". Pozornie wygląda to na pochwałę masonerii, ale tylko
pozornie, gdyż zaraz pojawia się zastrzeżenie: „historia ostatnich dwu wieków uczy, że masoneria doprowadziła narody protestanckie
do rozkwitu, a katolickie do upadku".
Wolnomularstwo zawsze starało się by w jego szeregach działały elity, choć na przestrzeni dziejów zakres tego pojęcia ulegał
pewnym zmianom. Początkowo była to arystokracja, potem zaczęli przeważać ludzie nauki. Doboszyński doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, że samo wyeliminowanie masonerii to nie wszystko, gdyż natura nie znosi próżni i powstałą w ten sposób lukę trzeba
czymś zastąpić. Stąd też w „Reginem commixtum" pisał: „każde społeczeństwo, które pragnie wyzbyć się masonerii, musi w jej
miejsce wytworzyć jakąś organizację elity, odpowiadającą potrzebom danego narodu i dostosowaną do charakteru jej członków". W
związku z tym „chcąc dać Polsce ustrój zdrowy musimy więc przede wszystkim stworzyć organizację (instytucję) moral- no-pol i
tyczną, wychowującą nasze jednostki przywódcze, podobnie jak to czyni masoneria w krajach protestanckich".
O „konspiracjach"
Norbert Wojtowicz
Wznowiony tu tekst Doboszyńskiego „Konspiracje" stanowi, zgodnie z umieszczoną na stronie tytułowej informacją fragmenty
pracy pt. „Ustrój Narodowy". Jej pisanie zapoczątkował autor jeszcze w więziennym zaciszu, lecz ze względu na wybuch wojny
praca ta nigdy nie została ukończona.
Podejmując się tak kontrowersyjnego tematu Doboszyński od samego początku musiał liczyć się z mogącą pojawić się krytyką.
Nie przerażało go to jednak, gdyż uważał problem za na tyle ważki by zaryzykować. Na pierwszy rzut oka autor pisał w swej pracy o
pewnym ogólnym mechanizmie funkcjonowania konspiracji. Nie sposób jednak nie zauważyć, że w istocie przedstawiał on na tym
tle własne poglądy na działalność masonerii. Ostrzegał przy tym przed przenikaniem zaczerpniętego od tych struktur
konspiracyjnego sposobu działania do innych, często nie związanych z masonerią w sposób bezpośredni, organizacji.
W zaprezentowanym poniżej tekście obok 23 przypisów autorskich, które znalazły się w pierwotnej wersji, dodano przypisy
redakcyjne. Stosując przyjętą powszechnie praktykę edytorską starano się unikać w przypisach opinii polemicznych z poglądami
wyrażonymi w tekście, ograniczając się do uściśleń natury faktograficznej. Redaktor nie ingerował też w styl oryginału właściwy dla
epoki powstania dokumentu. Jedynie w paru miejscach uwspółcześniono nie stosowany już dzisiaj sposób zapisu końcówek.
NorW
Adam Doboszyński
Konspiracje
Fragmenty z pracy pt. „Ustrój Narodowy"
Postawienie problemu
Z góry jedno zastrzeżenie: mówić będę o konspiracji dobrowolnej, stosowanej w warunkach, w których krycie się nie stanowi
konieczności, jak w wypadku np. spisku, lecz jest formą organizacyjną obraną świadomie ze względu na wrodzoną ludziom
skłonność do otaczania się atmosferą tajemniczości. Spiski, sprzysiężenia, konspiracje zawiązywane celem obalenia władzy,
względnie przeprowadzenia jakiejś akcji wbrew woli czynników rządzących, zawsze na świecie były i będą; bywają w życiu często
sytuacje, w których tajemnica stanowi nieodzowny warunek działania. Konspiracje tego rodzaju mogą być etycznie dodatnie lub
ujemne, zależnie od celu, który sobie stawiają. Spisek zawiązany celem obalenia wybitnie krzywdzącej władzy należy nieraz oceniać
bardzo wysoko pod względem moralnym.
Tego rodzaju spiski stanowią jeden z ustrojowych wentylów bezpieczeństwa; dają one ludziom możliwość działania, wprawdzie
pozalegalną ale tym nie mniej w niektórych wypadkach nieodzowną.
Przeciwieństwem sprzysiężenia, w którym tajemnica stanowi warunek życia i śmierci, jest konspiracja dobrowolna (którą w
dalszych mych rozważaniach nazywać będę krótko konspiracją). Przykład: Francja; w której wszystkie sprężyny władzy, a przede
wszystkim policja (słynna Sûreté Générait) i administracja polityczna, są w stu procentach oddane masonerii, zachowuje konspiracje
nadal jako bazę ustroju. To samo Anglia, w której Wielkim Mistrzem masonerii jest zawsze członek rodziny królewskiej1, a do loży
należy
'' Od 1721 roku, kiedy to książę Montagu został wielkim mistrzem loży wolnomularskicj, przyjął się w Anglii zwyczaj obdarzania tą godnością jedynie lordów lub
członków rodziny królewskiej. Nawiązując do powstałej wówczas zasady Gcraskow podkreśla, żc John Thcophilus Dcsagulicrs i Gcorgc Paync byli ostatnimi nic
utytułowanymi wielkimi mistrzami Wielkiej Loży Londynu, po nich następowali już wyłącznie książęta, hrabiowie i lordowie przejmujący ten urząd jeden po drugim
nieprzerwanie aż po dzień dzisiejszy. Aktualnie urząd Wielkiego Mistrza Wielkiej Zjednoczonej Anglii sprawuje Michał, książę Kentu: zob. H. M. XepacKOB.
npoHcxo>K.AeHHe MaeoHCTBa h ero pa3BHTwe b AHraHH XVIII h XIX BeKa [w:] Tafiiibie opaeHa. MacoHbi, red. A. H. fonanenKO,
Xapi>K0B-KHeB-P0CT0B na floHy 1997, s. 28 (przyp. red.).
każdy prawie sklepikarz i podoficer. Konspiracja wydaje się tu chyba zbyteczna, a jednak podniesiona jest do godności
niewzruszalnej zasady. To samo w Stanach Zjednoczonych" itd. Jeśli chodzi np. o polskie stosunki, to nie tylko tzw. Obóz
Niepodległościowy zachował po odzyskaniu niepodległości swą strukturę konspiracyjną (co jest zrozumiałe ze względu na silne
kontakty tego obozu z masonerią), ale tą samą drogą poszła również Liga Narodowa, której działalność nastawiona była
zdecydowanie antymasońsko. Jak wiadomo Liga Narodowa była organizacją tajną; jej jawną ekspozyturą była przed Wielką Wojną i
w czasie tej wojny Narodowa Demokracja. Rzecz zrozumiała, że póki Polska nie odzyskała Niepodległości, Liga Narodowa
działać musiała tajnie. Ale powstała Polska, Liga Narodowa wyłoniła jawny Związek Ludowo-Narodowy, który przeprowadził
ponad stu posłów do Sejmu. Zdawałoby się, że tajna organizacja stała się już zbyteczna i powinna się była zaraz rozwiązać.
Tymczasem rozwiązała się dopiero w r. 1928! Aż do tego czasu decyzja utrzymała się po staremu przy konspiracyjnej Lidze, a
Zw[iązek] Lud[owo]- Narfodowy] trwał w roli jawnej fasady maskującej kulisy konspiracyjne.
O tym typie konspiracji dobrowolnej, nie narzuconej żadną zewnętrzną koniecznością, obecnie pomówimy.
Konspiracja jako problem etyczny
Czy konspiracja ma jakiś związek z etyką?
Rozpatrzmy sprawę na chłopski rozum. Przeciętny człowiek należący do konspiracji jest uwikłany stale w sieci kłamstw.
Opowiada żonie, że był na brydżu — a był w loży. Głosi jakiś pogląd jako własny — a kazano mu go głosić. Popierając jakiegoś
człowieka twierdzi, że czyni to dla jego zdolności — w rzeczywistości popiera go jako „brata". Kłamstwo jest niewątpliwie grzechem
— członek konspiracj i zupełnie na ten grzech tępieje. Rychło i ósme przykazanie traci u niego walor, podporządkowuje się
zleceniom konspiracji. Szczerość, otwartość, prawdomówność — to cechy prawdziwie męskie, cenione wysoko w ciągu tysiącleci.
Co więcej — są to niewątpliwie cnoty. Z cnót tych konspirator rezygnuje. Wręcz przeciwnie wytwarza się u niego z biegiem czasu,
poprzez ciągłe drobne kłamstewka i wybiegi, obłuda. Każdy konspirator jest obłudnikiem. Nie uważam bynajmniej za przypadkowy
zbieg okoliczności faktu, że obłuda uważana jest przez cały świat za typową cechę anglosaską. To nie przypadek. Przecież to
społeczeństwa anglosaskie wykształciły nowoczesny system masoński, i u nich doszedł ten system do największej potęgi. Anglik — z
warstw wykształconych — od dwustu lat żyje w konspiracji. To niewątpliwie
— obok purytanizmu — źródło jego obłudy.
A więc konspiracja jest źródłem stałych potknięć przeciw prawdzie. Niejeden zauważy, że to raczej grzeszki niż grzechy.
Możliwe. Ale konspiracja ma drugą znacznie poważniejszą wadę. Wytwarza mroki, w których mogą się lęgnąć już nie tylko grzechy,
ale nawet zbrodnie. Jeśli uprzejmy gospodarz zostawi obok sali balowej kilka gościnnych pokoi otwartych, lecz nieoświetlonych,
skutki nie dadzą długo na siebie czekać. Konspiracja stwarza sposobność do korzystania z mroku, i człowiek nie byłby człowiekiem,
gdyby się nie rzucał na taką okazję. Konspiracja staje się w tych warunkach pułapką na słabe charaktery. Niejeden grzech, niejedna
zbrodnia, które w świetle dziennym nie byłyby doszły do skutku, dojrzewają w mroku.
Ale konspiracja jest przede wszystkim czymś jeszcze innym. Jest namiętnością. Tragicy greccy, i ich naśladowcy w późniejszych
wiekach, wprowadzili do literatury pewną ilość zasadniczych namiętności ludzkich: miłość, zazdrość, chciwość, fanatyzm polityczny
i religijny, mściwość, ambicję, potrzebę poświęcenia się dla innych i sadyzm, hedonizm i ascetyzm, żądzę sławy i żądzę krwi.
Wprowadzili również na deski teatru typ konspiratora, który przychodzi w czarnej masce na zebranie spiskowców i rzuca losy o to,
czyj sztylet zgładzi tyrana. Banalny to typ, którego wstydzi się szanujący się autor współczesny. Ale typ konspiratora
nowoczesnego, konspirującego z namiętności do tajnego działania, czeka jeszcze na swego Szekspira. Może dlatego "nie znalazł
się jeszcze w literaturze, że mówić o nim nie jest bezpiecznie, a dyrektorzy teatrów i wydawcy nie są bohaterami. Może i dlatego, że
dopiero jego tak szerokie rozpowszechnienie w naszej epoce daje dostateczny materiał do jego obserwacji, do uchwycenia jego cech
istotnych, jego profilu i klimatu.
Pociąg do konspiracji stanowi niewątpliwie jedną z zasadniczych namiętności człowieka. Wchodzącego w życie chłopca
czekają różne silne emocje: pierwszy papieros, pierwszy kieliszek, pierwszy pocałunek, pierwsza mowa — ale i pierwsze zebranie
konspiracyjne. Spróbuj, czytelniku, zebrać kilkunastu jałowych „szarych ludzi" i nakłonić ich, by się schodzili raz czy dwa razy w
miesiącu i pletli trzy po trzy. Przyjdą raz i drugi, ale rychło im się to znudzi: Zrób żywcem to samo, ale zwiąż ich węzłem
konspiracji, przysięgą i tajemnicą. Będą ci przychodzili latami całymi, i będziesz mógł obserwować zachodzące w nich przemiany.
Konspiracja stanie się nieodzowną koniecznością ich życia, jak opium czy morfina, jak dobrze dopasowana kobieta, jak tytoń dla
palacza, jak wódka dla alkoholika. Oczywiście, że niejeden będzie szukał w konspiracji możności do ukrycia swych brudnych
zamierzeń i brudnych postępków, będzie szukał protekcji i kariery. Od takich ludzi roi się w masonerii. Ale jest dużym błędem
przypuszczenie, że są tam tylko tacy. Główny trzon konspiratorów stanowią niewątpliwie ci, którzy w ten sposób dają folgę
wrodzonej im namiętności do konspirowania. Jest wśród nich wielu takich, którzy by się tej namiętności oparli, gdyby im kto
wytłumaczył jej szkodliwość. Lecz nikt im tego nie tłumaczy. Ludzie wierzący dostosowaliby się do wskazań Kościoła. Lecz Kościół
nie tylko że w tej sprawie milczy, ale sami księża tworzą konspiracje i wiernych do nich kierują. Przeto nic nie stoi na przeszkodzie,
by konspirator z upodobania nie hołdował swej skłonności. Bez przesady można powiedzieć, że dla milionów ludzi życie
pozbawione konspiracji straciłoby na zainteresowaniu. Jedni czująsię dobrze z wędką nad rzeką inni w kawiarni, inni w domu
publicznym. Konspirator potrzebuje dokoła siebie atmosfery tajemniczości, choćby konspiracji do żadnych celów nie potrzebował i
żadnych korzyści z niej nie ciągnął.
Takich bezinteresownych konspiratorów jest sporo. Wśród nich wyodrębnia się grupa ludzi, dla których konspiracja staje się z
biegiem lat czymś więcej niż narkotykiem, którzy zaczynają wkładać w nią nie tylko upodobania, ale i umiłowanie, a w końcu całą
duszę. Od konspiracji krok tylko jeden do mistyki, związanej zawsze z elementem tajemniczości. A mistyka sprowadza nas już w
kompleksy psychologiczne, w których z tajemnicą łączy się wiara. Toteż nie zdziwi nikogo, rozumiejącego wewnętrzny mechanizm
człowieka, fakt, że każdy żarliwy konspirator nabiera z biegiem lat cech mistyczno-religijnych. Sto razy już to powiedziano i
napisano, że masoneria jest religią. Konspirator nie może być katolikiem takim samym, jak katolicy nie należący do konspiracji.
Przypuśćmy nawet, że byłby to członek loży pro-katolickiej. W praktyce zdarza się to rzadko. Ale przypuśćmy, że w pewnej epoce
stałoby się to nawet regułą: Jeśli ten człowiek będzie dobrym konspiratorem, jeśli całą duszą da się ponieść konspiracyjnej mistyce,
katolicyzm jego będzie na pewno daleki od ortodoksji.
1 tu wyłania się pytanie: czy jakakolwiek działalność konspiracyjna, choćby jak najdalsza od masonerii, da się pogodzić z
katolicyzmem?
Oto pytanie naszej epoki.
Konspiracja a katolicyzm
Trudny to temat. Trzeba by do niego wielkiego teologa i ogromnej erudycji Trzeba by prześledzić element tajemniczości w
historii wierzeń religijnych, poprzez misteria eleuzyjskie i kult Mitry, którego wierni utworzyli w II. i III. wieku po Chrystusie coś w
rodzaju masonerii rządzącej imperium rzymskim. Niewątpliwie miała większość religii — a może wszystkie poza chrześcijaństwem
— swe zakamarki tajemnicze. Falliczne pierwiastki, tak częste w religiach starożytności, łączyły się z zasady z elementem
konspiracji. Nie wątpię, że z biegiem czasu nauka, wyzwoliwszy się z dzisiejszej kurateli masońskiej, rzeczy te przestudiuje i opisze.
Dojdziemy wtedy zapewne do wniosku, że konspiracja zdarzała się we wszystkich epokach i u wszystkich ras. Dowiemy się
ciekawych rzeczy o przemożnej roli konspiracji u wszystkich szczepów murzyńskich, u Chińczyków, u ludów Ameryki sprzed
Kolumba, u mieszkańców Australii i Polinezji. Dowiemy się zapewne, że konspiracja nie jest dowodem kultury, ale
prymitywizmu, może nawet zacofanialu. Uwypukli się wówczas niesłychana predylekcja narodu żydowskiego do wszelkich form
konspiracji. Stanie się jasne, dlaczego wbrew prawom tego świata jeden jedyny naród żydowski potrafił zachować w rozproszeniu
swą więź i swą odrębność narodową. Uwypukli się żydowski geniusz do konspiracji. Ale okaże się przede wszystkim, że w świat
starożytny, przetkany tysiącem wierzeń i związanych z nimi konspiracji, wkroczył chrystianizm jako pierwsza może religia,
stawiająca na ołtarzu tajemnice, ale wykluczająca ze swych obrzędów tajemniczość. I jeśli będziemy obserwować w ciągu wieków
zmagania chrystianizmu z podmywającymi go wciąż falami herezji, judaizmu i odszczepieństwa, to będziemy u wszystkich wrogów
katolicyzmu niezmiennie widzieli element konspiracji, aż ujrzymy wreszcie w czasach nowych jak największa schizma,
protestantyzm, wyda największą konspirację — masonerię.
Nie tylko wyda, ale się z nią zidentyfikuje do tego stopnia, że kraje protestanckie, będące kolebką masonerii (Anglia, Holandia,
Szwajcaria, Niemcy13 zdają się już dzisiaj przekształcać swój zniekształcony chrystianizm w zupełnie nową religię — w deizm
masoński'4. W Anglii można tę ewolucję uważać za fakt już dokonany, choć nie nazwany jeszcze po imieniu. Piewca tego wyznania
— Rudyard Kipling — doskonale uwydatnił cechy mistyczno-reli- gijne masonerii angielskiej, będącej przy tym doskonałym
narzędziem nie tylko do trzymania w kupie imperium, ale i do tworzenia „Anglików kolorowych". Odpowiednikiem Galla czy
Syryjczyka, obdarzonego zaszczytnym tytułem civis romanus, jest Hindus lub Malajczyk przyjmowany do loży brytyjskiej. Daleko
idący upadek protestantyzmu w Anglii jest jasny dla każdego uważnego obserwatora. Ale gmach oficjalny protestantyzmu stoi silnie,
dzięki intymnemu związaniu się z masonerią i z niesłabnącą siłą odpiera ponawiane od stu lat (kard. Maning, kard. Newman) ataki
katolicyzmu. Nie odważyłbym się prorokować rychłego triumfu katolicyzmu w Anglii. Na miejsce protestantyzmu weszła tam już
masoneria jako religia. Ewolucja ta będzie się zapewne rozwijała dalej. Może Kościół katolicki potrafi jej zadać cios śmiertelny. A
może za tysiąc lat historycy będą konstatowali wytworzenie się w Anglii pod koniec drugiego tysiąclecia po Chrystusie nowego
systemu moralno-religijnego, pośredniego między chrystianizmem a judaizmem, czegoś analogicznego do Konfucjanizmu, którego
cechą fundamentalną będzie konspiracja.
Religia ta przeciwstawia się już dziś religii katolickiej, której zasadniczą cechą są tajemnice wiary przy jawności obrzędów.
Istota masonerii
W tym miejscu musimy zrobić pewną dygresję i zastanowić się nad pytaniem, po czym poznajemy, czy dana konspiracja ma
charakter masoński? Jakie są cechy charakterystyczne masonerii? Jakie sąznaki rozpoznawcze takiej konspiracji, do której pasuje
etykieta „masonerii"?
Utarło się, że znakami takimi są: wrogi stosunek do katolicyzmu, kierownictwo żydowskie i działanie zbieżne z interesem Żydów,
organizacja lożowa i tradycyjny rytuał.
Wszelkie bardziej precyzyjne lub dalej idące definicje rozbijają się o to, że wśród rozlicznych form masonerii znajdzie się zawsze
ta lub owa, do której dana definicja nie pasuje. A nawet i wyżej wymienione bardzo ogólnikowe znaki rozpoznawcze w praktyce
nieraz zawodzą. Np. szeroko rozpowszechnione zdanie, że Żydzi kierują masonerią budzi w każdym Angliku uśmiech politowania.
Znając dumę Anglików nie można wątpić, że przemożny (niewątpliwie) wpływ Żydów na politykę angielską nie odbywa się w tej
prymitywnej formie, by w najwyższym stopniu hierarchii masońskiej po prostu komenderowali Żydzi. Wpływ żydowski zaznacza się
w sposób o wiele subtel- niejszy, zapewne przez to, że w kierujących ośrodkach znajdują się jednostki żydowskie, górujące nad
swymi aryjskimi kolegami rasowymi zdolnościami do konspiracyjnego działania, jak również tym, że otrzymująinstrukcje z zewnątrz
i skutkiem tego konsekwentnie dążąw pewnym kierunku, zbieżnym z interesem narodowym żydowskim. To samo można powiedzieć
i o lożach staropruskich, silnie wprawdzie zażydzonych, ale kierowanych przez Żydów tylko bardzo pośrednio, i wyłamujących się
nieraz spod ich wpływu, jak to się stało np. wtedy, gdy loże te zdecydowały się poprzeć Hitlera.
Podobnie ostrożnie należy rozumować gdy się chce wnioskować o stosunku pewnej konspiracji do masonerii na podstawie jej
stosunku do religii. Twierdzenie, że masoneria zwalcza katolicyzm, rzadko daje praktyczne kryteria rozpoznawcze. Mówiąc z
grubsza, Wielki Wschód i afiliowane do niego loże reprezentują ateizm, loże anglosaskie deizm. Stąd krok już tylko do masonówpraktykujących katolików, których sporą ilość obserwujemy w Polsce. Jest między nimi niewątpliwie część, która robi to
cynicznie, ale są również i ludzie, którzy rozgrzeszają się na tym punkcie sami od bulli papieskich, grożących ekskomuniką za
przynależność do masonerii, i szczerze łączą w sobie tak sprzeczne pojęcia jak katolicyzm i masoneria. Pamiętając o tym, do jakich
wewnętrznych kompromisów zdolna jest natura ludzka, musimy się więc liczyć i z tym, że nawet kryterium działalności antykatolickiej, o ile je stosować powierzchownie, również nieraz w praktyce zawodzi i nie pozwala zdemaskować masońskiego
charakteru danej konspiracji.
Podobnie możemy zejść na manowce, o ile pojęcie masonerii łączymy z pojęciem „loży". System lożowy, wraz z przynależnądo
niego obrzędowością, nie stanowi bynajmniej nieodzownego atrybutu wszelkiej masonerii. System lożowy, to forma konspiracji
powiedziałbym burżuazyjna, dobra tam, gdzie masoneria nie potrzebuje się kryć i opiera się na warstwach zamożnych. Ale obok
systemu lożowego istniejąo wiele poufniejsze formy konspiracji, o obrzędowości mocno uproszczonej, lub w ogóle tej obrzędowości
pozbawione. W szczególności odnosi się to do wyższych stopni masońskich. Poza tym istnieją przeróżne formy poufnych organizacji
operujących „na przedpolu" masonerii, mających na celu. ułatwiać kierowanie społeczeństwem, a zarazem przygotowywać narybek
masoński. W takich poufnych ugrupowaniach kryteria antykatolickie i prożydowskie ustępują nieraz miejsca pozornym tendencjom
wprost nawet przeciwnym. Wytyczenie granicy między konspiracją „masońską" a niemasońską jest niesłychanie trudne i w praktyce
życia całkowicie zawodne.
Jedyną cechą niezmienną wszystkich masońskich form organizacyjnych jest ich konspiracyjność. Jak napisał trafnie Bernard
Fay' „masoneria, pogardzająca dogmatami, niezależna od królów i religii, lecz spowita w swój sekret, który ją opromienia jak aureola,
z najwyższą zręcznością w miejsce tajemnicy Bóstwa ustanawia bóstwo Tajemnicy".
Tajemnica podniesiona do godności bóstwa — oto istotna cecha rozpoznawcza masonerii. Wszelka konspiracja, bez względu
na jej cele i założenia, przygotowuje wyznawców bóstwa Tajemnicy.
Wnioski
Nie wątpię, że epoka nasza otrzyma kiedyś w historii miano „epoki konspiracji". Niemało się napocą uczeni, zanim oczyszczą
dzieje naszych czasów z naiwnych bajeczek i dojdą da tego, jak się to działo naprawdę — za kulisami. Ich punktem wyjścia będzie
niewątpliwy fakt, że w roku, powiedzmy, 1920 cała ludzkość kierowana była metodą konspiracji, nawet Japonia, nawet Sowiety.
Pierwszą reakcją antykonspiracyjną był faszyzm, którego program, słabo sprecyzowany jeszcze w epoce marszu na Rzym, miał jeden
tylko wyraźny punkt: walkę z masonerią. Punkt ten został wykonany, Wielka Loża włoska rezyduje od r. 1922 w Londynie. O wiele
mętniej przedstawia się sprawa z antykonspiracyjną postawą hitleryzmu, skoro mimo głoszonych haseł antyma- sońskich jeszcze w
trzecim i czwartym roku rządów Hitlera czytaliśmy o rozwiązywaniu lóż w III—ej Rzeszy, i nigdy nie dodano, że rozwiązana loża
była ostatnią. Pokrywa się to z poglądem, że jeśli nie genezy hitleryzmu, to w każdym razie inicjatorów dopuszczenia go do władzy
należy szukać w staro- pruskich lożach junkierskich, które, jak się zdaje, istniejądalej i potrafiły nawet narzucić Hitlerowi walkę z
katolicyzmem, stanowiącą przecież główny postulat każdego masona. Zabójstwo Róhma i tow. miało również typowe cechy
zniszczenia konspiracji. Porównując dzieje faszyzmu i hitleryzmu spostrzegamy od razu zasadniczą różnicę, dzielącą naród katolicki
— a więc z natury antykonspiracyjny — od narodu protestanckiego, współtwórcy nowożytnych form masońskich. Ten trójlistek
koniczyny — protestantyzm-antykatoli- cyzm-masoneria, wydaje się nierozdzielny, i dlatego to, co tak stosunkowo łatwo udało się
Mussoliniemu, wydaje się zadaniem ponad siły narodu niemieckiego.
I tu wracamy do postawionego uprzednio pytania: czy konspiracja niema- sońska da się pogodzić z katolicyzmem? Albo, mówiąc
inaczej, czy konspiracja może być w ogóle pozbawiona cech masońskich?
Z tego, co powiedzieliśmy dotychczas, wypływa podwójna odpowiedź:
1) najistotniejszą cechą wszelkiej masonerii jest konspiracja;
2) konspirowanie wyzwala mistykę, współzawodniczącą w duszy katolika z religią przeto każda konspiracja stanowi
przygotowanie do masonerii.
Wniosek: udział we wszelkiej konspiracji jest zasadniczo sprzeczny z obowiązkami katolika.
W tym wniosku leży niewątpliwie jeden z kluczy do zrozumienia naszych czasów. Przyjęcie zasady, że bez konspiracji nie może
się obyć żadna działalność organizacyjna — prowadzi automatycznie do zmasonizowania społeczeństwa. Wszelka konspiracja, to
swoista masoneria. Nie róbmy kierownikom świata masońskiego przyjemności, wdając się w pożądane przez nich rozważania na
temat różnych odłamów masonerii, ich mniejszego lub większego zażydzenia, mniejszej lub większej pointy antykatolickiej. Każdy
praktyczny polityk staje co chwila wobec dylematu: czy ta lub owa konspiracja jest rzeczywiście antymasońska, czy też z ukrycia jest
kierowana przez masonerię? Odpowiedź bywa niezmienna: Jeśli nawet jakaś konspiracja jest szczerze antymasońska, to jednak
wychowując ludzi przy pomocy metod konspiracyjnych przygotowuje grunt pod masonerię.
Nie ma pod tym względem bardziej pouczających dziejów, niż historia Ligi Narodowej w Polsce. Od lat trzydziestu, regularnie co
kilka lat, odłamuje się jakiś fragment od konspiracji narodowych i rzuca się w objęcia masonerii. Tragiczny błąd, polegający na tym,
że O.W.P. (tak już manifestacyjnie antymasoński) utworzono również według tego samego szablonu konspiracyjnego, doprowadził
do utraty większości przywódców tej organizacji na rzecz kół obracających się w orbicie wpływów masońskich. Trudno o lepszy
przykład, jak dalece forma organizacji łączy się z treścią ideową. Organizacje oparte na kośćcu konspiracyjnym będą stale
wychowywały przyszłych masonów, choćby akcentowały Bóg wie jak silnie hasła katolickie i antymasońskie.
Demoralizujące skutki konspiracji wezmą zawsze górę nad najbardziej nawet wzniosłą ideologią.
Luka w nauczaniu Kościoła
Niestety nie zrozumiał tego jeszcze — jak się zdaje — Kościół katolicki, i przez najtrudniejszy okres swego istnienia, od XV po
XIX wiek, tolerował w świecie swych wyznawców istnienie konspiracji, które miały się stać dźwignią Kościoła, a na skutek zawartej
w nich contradictio in adiecto — konspiracji jako narzędzi prawdy i światła — przyniosły bodajże więcej szkody niż pożytku, mimo
olbrzymich zasług indywidualnych i najlepszych chęci ich uczestników. W szczególności zasadniczym błędem taktycznym wydaje
się oparcie życia katolickiego w Anglii i Stanach Zjednfoczonych] na „masonerii katolickiej". Są to niewątpliwie pewne ustępstwa,
na które poszedł Kościół, podobne do ustępstwa w sprawie pobierania odsetek, o czym pisałem w mej „Gospodarce Narodowej".
Jestem głęboko przekonany, że włączenie przez Kościół do swego nauczania zasady, iż konspiracja jako stała forma
organizacyjna (a nie dla celów ściśle doraźnych) jest sprzeczna z etyką katolicką, stałoby się początkiem wielkiej akcji, z której
masoneria wyszłaby ostatecznie pokonana. Przeprowadzenie tej zasady w Polsce pozwoliłoby nam przełamać wreszcie ten
zaczarowany krąg, w którym bezwładnie kręcą się czynniki katolickie i narodowe, oddając masonerii co chwila wartościowe
jednostki, wychowane w tych konspiracjach, które, mając być sztabami akcji anty masońskiej, są w rzeczywistości przedsionkami
Świątyni Hirama, przedszkolami dla przyszłych „dzieci Wdowy".
Fragment z rozdziału „Katolicka koncepcja ustroju"
Zasada ustroju bez konspiracji nie znalazła do tej pory uwzględnienia w nauce Kościoła. Znajdzie się wielu sceptyków, którzy
wysnują stąd wniosek, że Kościół nie zdecyduje się nigdy na wysunięcie takiej zasady. Nie podzielam tego zdania, lecz rozumiem, że
będzie jeszcze trzeba pewnego czasu przygotowawczej pracy myśli, nim Kościół zdecyduje się poprzeć tę zasadę całą powagą swego
autorytetu. Podobnie było z zasadami społecznymi, sformułowanymi w Encyklice „Rerum Novarum", których ogłoszenie
poprzedziło kilkadziesiąt lat solidnej pracy intelektualnej myślicieli katolickich»
Konspiracja jako narzędzie selekcji
We wszystkich społeczeństwach, w których u podstawy wszelkich zbiorowych poczynań leżą konspiracje (jak np. w Polsce do
ostatnich czasów), awans społeczny prowadzi z konieczności poprzez konspirację. Przez to sito przedostają się w górę:
1) urodzeni konspiratorzy,
2) karierowicze i hochsztaplerzy,
3) ludzie mniej podatni do konspiracji, którzy się jednak do niej naginają inaczej mówiąc, którzy pozwalają konspiracji przerobić
się na jej kopyto.
Sito eliminuje najwartościowsze jednostki, nie chcące iść na kompromis ze swym sumieniem.
Tak zrekrutowana elita wyciska na życiu społecznym specyficzne piętno. Przede wszystkim narzuca swe obyczaje organizacyjne.
W społeczeństwach antykatolickich, gdzie wszystkie konspiracje są jednokierunkowe, łączą się one rychło w jeden schemat, co
ułatwia zadanie rządzących. Natomiast w społeczeństwie katolickim, istnienie równoległe konspiracji prokatolickich i antykatolickich
oraz form pośrednich prowadzi do praktycznego uniemożliwienia konsolidacji całego Narodu, do rozbicia go na kliki i mafie, do
wytworzenia nieprzebytych zapór (pod postacią przysiąg i tajemnic) między ludźmi, którzy skądinąd mogliby się łatwo z sobą
porozumieć. Pisząc te słowa miałem lat trzydzieści trzy, a zdążyłem już stracić szereg kolegów i przyjaciół przez to, że z chwilą ich
wstąpienia do takiej czy innej konspiracji z naszych stosunków wzajemnych znikała od razu nuta szczerości, bez której nie ma mowy
o prawdziwej przyjaźni i owocnej współpracy. Jeśli mimo szybkiego rozszerzania się idei narodowej w Polsce rozbicie Narodu nie
maleje, to zawdzięczamy to tej uranii konspiracyjnej, skutkiem której przypominamy Czerwonoskórych tropiących się nawzajem na
ścieżce wojennej i polujących — w żydowskim interesie — na skalpy swych najbliższych.
Drugi skutek tej selekcji konspiracyjnej, to sztuczny rozdźwięk między elitą narodu a głębiej pojętym katolicyzmem, i chroniczna
niemożność wyprowadzenia katolicyzmu w życie społeczne i gospodarcze poza tradycyjną ambonę. Człowiek, który uformował się w
łonie konspiracji i przez jej sito przedostał się do hierarchii rządzącej, nie nadaje się na lidera katolickiego społeczeństwa, choćby
był nawet żarliwym katolikiem. Jest spaczony, instynkty jego grają inaczej, zawodzi intuicja. Społeczeństwo kierowane przez takich
ludzi nie /.najdzie w sobie siły do oporu przeciw ukrytym siłom, podgryzającym jego korzenie.
Owocem konspiracyjnej selekcji jest osobliwy typ działacza społecznego, którego zasługi są niewidoczne dla ogółu, który może
kroczyć od gafy do niepowodzenia, od niepowodzenia do wpadki, od wpadki do skandalu, a mimo to awansuje: w hierarchii jawnej z
tajnej, w nagrodę za ślepe wykonywanie poleceń otrzymywanych od nieznanych zwierzchników. Jeśli widzimy kogoś, kto fatalnie
nie dorasta do powierzonych mu funkcji, a mimo to wydaje się nieusuwalny ze stanowiska w oczywisty sposób przerastającego jego
zdolności, to możemy być pewni, że jest to człowiek, którego talenty konspiracyjne równoważą jego ujawnione braki. W
społeczeństwie opanowanym przez konspiracje odwraca się hierarchia zdolności: jawne uzdolnienia ważą mało wobec tajnych
znakomitości: Zupełnie inni ludzie wybijają się, inne są kryteria zasługi u geniuszu. Możliwe, że za sto lat nasi prawnukowie
dowiedzą się o rządzących światem w naszej epoce znakomitościach, nieznanych swym współczesnym nawet z nazwiska. Świat
konspiracji ma swych wodzów i proroków, swych Mahometów i swych Napoleonów; oni to piszą naszą historię. Zbyteczne dodać, że
historia ta pisze się na naszej skórze.
Jednorodność konspiracyjna
Istnienie i działalność konspiracji wyciska piętno na naszej epoce. Był moment (przed rewolucją faszystowską) kiedy dogmat
tajnego organizowania ludzi, który uznaliśmy za istotę masonerii, zatriumfował już był na całej kuli ziemskiej. Wszelka
zorganizowana działalność ludzka miała, bezpośrednio po Wielkiej Wojnie, swą podszewkę konspiracyjną. Dlatego nie ma
bardziej uciesznej lektury, niż grube tomy, traktujące o ustrojach liberalno-parlamen- tarnych naszych czasów, w których słowo
konspiracja nawet nie figuruje. Jest to zwykłe „bujanie gości", sport, któremu oddaje się wielu mądrych ludzi, dla celów łatwo
zrozumiałych. Jeśli ktoś zachwala czysty system parlamentarny w tej formie, w jakiej funkcjonuje np. jeszcze w Anglii, Francji,
krajach skandynawskich itd., a nie dodaje, że system taki nie doprowadza automatycznie do rozbicia społeczeństwa tylko dzięki
silnej podbudowie masońskiej — ten albo jest niezmiernie naiwny, albo świadomie wprowadza ludzi w błąd. Każda konstytucja tego
typu, jak chociażby polska z roku 1921, ma tylko wówczas jakiś sens, jeśli założyć istnienie wspólnoty masońskiej, na której podłożu
mogą się rozgrywać bezkarnie walki partyjne, przyjęte już niejako malum necessa- rium, ale jako alfa i omega ustroju.
W oparach frazeologii, przesłaniającej sprawy ustrojowe, można łatwo zbłądzić, o ile nie mieć stale na uwadze pewnych prawd
zasadniczych. Do takich prawd należy zasada — komunał, że społeczeństwo oparte jest przede wszystkim na współdziałaniu. Rzecz
prosta, że współdziałanie to nie powinno nabierać cech wzajemnej adoracji ani mechanicznego posłuchu, i z tego względu ścieranie
się z sobą ludzi i opinii jest wskazane; lecz walka taka powinna przebiegać na podobieństwo fal, tworzących się jedynie na
powierzchni morza, ale nie wprowadzających w ruch całej masy jego wód, jak się to na przykład dzieje, gdy zaczniemy huśtać wodę
w miednicy, co może się rychło skończyć katastrofą — wylania tej wody. Walki ideowe w społeczeństwie nie mogą przekraczać
granic takiej właśnie powierzchniowej fali na zasadniczym podłożu współdziałania, bo inaczej społeczeństwo po prostu się
rozleci31.
Rozumieją to społeczeństwa anglosaskie, Anglia i Stany Zjednoczone, oparte w zasadzie na dwupartyjnym parlamentaryzmie.
System ten funkcjonuje (przynajmniej w Anglii) świetnie, lecz po prostu dlatego, że zarówno wszyscy Anglicy, jak wszyscy
Amerykanie, są jednomyślni co do — powiedzmy 95% problemów życia zbiorowego, i jednomyślność ta wyraża się we wspólnym
należeniu do masonerii ludzi obu partii. Dlatego jest typowo „żydowskim kawałem" przeciwstawianie społeczeństwa jawnie
jednopartyjnego, ale za to bezmasońskiego (faszyzmu, hitleryzmu, bolszewizmu) — społeczeństwom jakoby wielopartyjnym, a w
rzeczywistości również jednopartyjnym, tylko że tajnie. Fakt przynależności przywódców konserwatywnych i laburzystów do tej
samej konspiracji umożliwia Anglikom rozgrywkę jawną o dzielące ich poglądy na sprawy podrzędnej wagi. Gdyby nie zasiadali
przy sobie w loży, a jedynie tylko naprzeciw siebie w parlamencie, Połączone Królestwo 32 (wzgl. Zjednoczone Stany) rozleciałyby
się w szybkim czasie.
Stwierdzenie, że społeczeństwo nie może istnieć bez dużego stopnia jednorodności organizacyjnej i ideowej, odnosi się do
wszystkich krajów i wszelkich epok. Np. Polska przedrozbiorowa. Jakże ciekawe śledzić żmudne wysiłki królów, dążących do
„absolutum dominium", od Zygmunta III po Augusta II; jak usiłują stale tworzyć swą partię i oprzeć się na niej, przeciw reszcie
Narodu, i jak kończy się zawsze na tym, że w gruncie rzeczy i regaliści i rokoszanie, Żółkiewski i Zebrzydowski, Sobieski i
Lubomirski zapatrują się jednakowo na konstytucję narodową i nie udaje się Narodu skłócić dalej w głąb poza różnice taktyczne i
personalne. Jednorodność ówczesnego Narodu polskiego (tzn. szlachty) była rzeczywiście tak przemożna, że najdziksza swawola
właściwie w niczym tej jednorodności nie osłabiała. Dopiero gdy udało się tę
Patrz rozdział „Monoidea". United Kingdom (przyp. red.).
jednorodność zerwać — a to przez zmasonizowanie części elity w epoce króla Stasia — Polska upadła. Ale o tym pomówmy w
innym miejscu.
Nie ma nic ciekawszego, jak obserwacja niesłychanych perturbacji, jakie w społeczeństwach opartych na jednorodności
masońskiej wprowadza zjawienie się jakiejś grupy antymasońskiej. Zdawałoby się, że to partia jak każda inna; tymczasem okazuje
się, że można rządzić przy istnieniu dwudziestu innych partii (kontrolowanych przez masonerię) — a z tą jedną ani rusz. Nie ma
spokoju, póki się jej albo nie usunie poza nawias ustroju, albo ona nie połknie całego społeczeństwa. Pierwszy wypadek
usunięcia poza nawias ustroju przydarzył się we Francji Action Française, w Belgii reksistom; natomiast faszyści i hitlerowcy
połknęli całe społeczeństwo. Nawet bolszewicy mieli swój okres walki w ramach ustroju masońsko-parlamentarnego, w okresie
marzec-listopad 1917, podobnie jak hitlerowcy przed rokiem 1933, jak faszyści przed marszem na Rzym; wszystkie te ruchy
paraliżowały całkowicie funkcjonowanie systemu masońsko-parlamentarnego. We Francji tzw. prawica jest tak samo masońska jak i
tzw. lewica, przeto ustrój funkcjonuje nieźle. Action Française nie mogła się w tym zaczarowanym kręgu pomieścić — ze swym
antymasoństwem i nie umiejąc zwyciężyć musiała ustąpić.
Wielką jednorodność — tyle że nie ściśle masońską lecz konspiracyjną — obserwujemy dziś w Polsce. Wszystkie bez wyjątku
organizacje ideowo-po- lityczne oparte były u nas do niedawna na zrębie konspiracji. Już w ostatnich klasach gimnazjalnych dostaje
się przeciętny uczeń do konspiracji. W ramach konspiracji przechodzi studia wyższe, wchodzi do organizacji ideowo-polity- cznej
partii czy kliki, i zostaje w niej do grobowej deski (awansując po drodze z niektórych konspiracji do oficjalnej masonerii). Działacz
robotniczy czy rzemieślniczy; nawet lokalny lider chłopski ląduje rychło w konspiracji. Oczywiście stan to przejściowy; wprawdzie
wspólność struktury konspiracyjnej całego życia w Polsce wytwarza pewien surogat jednorodności organizacyjnej, dostatecznie
wiążący, by społeczeństwo się nie rozsypało, lecz w braku monoidei społeczeństwo nie może harmonijnie żyć. Ten stopień
jednorodności, który by pozwolił społeczeństwu normalnie funkcjonować, możemy — w teorii — osiągnąć na dwa sposoby: albo 1)
wlewając w jednorodność konspiracyjną jednolitą odpowiadającą jej treść ideową, mówiąc inaczej masonizując całe społeczeństwo;
albo 2) stwarzając jednorodność antykonspiracyjną organizacyjnie i ideowo (patrz ustęp następny). Stan obecny może trwać jeszcze
długo (ze względu na swą — mimo wszystkich różnic ideowych — jednorodność konspiracyjną) i, o ile rzeczywiście dłużej potrwa,
doprowadzi niechybnie Polskę do monoidei masońskiej. O ile natomiast któreś z większych działających u nas ugrupowań
zdecyduje się stanąć na platformie antykonspi- racyjnej, wówczas będzie musiała rychło zapaść decyzja, gdyż nastąpi stan
niejednorodności, w którym Naród ani żyć, ani działać nie może.
Czym zastqpić konspiracje?
Czym zastąpić masonerię? Czym zastąpić konspiracje?
Chcąc odpowiedzieć na te pytania należałoby im poświęcić grubą książkę. Nie mogąc tego uczynić, muszę się ograniczyć do paru
zdań, których celem będzie zorientowanie czytelnika, w jakim kierunku należy — moim zdaniem — szukać odpowiedzi.
Czym zastąpić masonerię? Oczywiście katolicyzmem. Masoneria jest religią (w której cieniu żeruje wielu karierowiczów, ale
dzieje się to w cieniu każdej religii). Masoneria jest religią może być przeto zastąpiona tylko przez innąreligię. W odwiecznej walce
— masoneria contra katolicyzm, Izrael contra Rzym — decyzja musi zapaść na korzyść Rzymu.
Czym zastąpić konspiracje? Tu musimy rozróżnić dwoistą funkcję konspiracji: jako praktycznej metody organizowania ludzi,
oraz jako dostarczycielki wzruszeń i dreszczów, swoistej mistyki. Jeśli chodzi o to pierwsze zadanie, to /.nam wielu ludzi, którzy
uważają formy konspiracyjne za niezastąpione. Nie podzielam ich zdania: przecież Średniowiecze potrafiło dojść do swych
wspaniałych wyników właśnie w ramach form organizacji jawnych. Natomiast nie ulega wątpliwości, że metody organizowania ludzi
muszą być inne, jeśli ograniczamy się do form jawnych, niż przy użyciu form tajnych.
A więc, po pierwsze: organizacja bez podszewki konspiracyjnej musi być rządzona bardziej autorytatywnie, musi w niej panować
większa dyscyplina, obyczaje muszą być mniej „parlamentarne", głosowania mniej „mechaniczne" (patrz rozdział „Wola zbiorowa").
W niektórych wypadkach odda tu dobre usługi „Fuhrer-prinzip" (zasada przywództwa jednostkowego), w innych nieliczny, a silnie
związany zespół kierowniczy.
Po drugie: koniec z tłumnymi organizacjami, które trzyma w ryzach zręcznie zarzucona „siatka" konspiracyjna. W jej braku
należy liczniejsze organizacje rozczłonkowywać na mniejsze grupy i zespoły, budować piramidę tam, gdzie była dotąd „równa"
masa, zastąpić konspirację nową i jawną hierarchią
Po trzecie: organizator mający przed sobą zadanie zorganizowania pewnego odcinka społecznego (np. gminy, miasta,
województwa) w formy jawne, powinien położyć wielki nacisk na dostosowanie swej organizacji do naturalnych linii podziału
społecznego, a więc przede wszystkim do istniejących podziałów regionalnych i korporacyjnych. Sztucznie wycięty region potrzebuje
kierownictwa konspiracyjnego; naturalnemu wystarczy hierarchia jawna. Niezmierną wagę ma organizacja korporatywna (patrz
rozdział „Korporacjonizm"). W pewnej mierze można powiedzieć, że o ile w płaszczyźnie metafizycznej przeciwieństwem
masonerii jest katolicyzm, to w płaszczyźnie organizacyjnej przeciwieństwem masonerii jest korporacjonizm. Nic dziwnego, że
rozrost masonerii szedł w parze z zanikiem korporacji; vice versa, wzrost korporacji ułatwi wypieranie konspiracji.
Cenną bardzo formą organizacji „antykonspiracyjnej" jest ród (oparty na licznych rodzinach); w społeczeństwie katolickim musi
się odrodzić znaczenie rodu, dając jednostce to oparcie, którego szuka dziś nieraz w loży. Trudno mi tu wymienić wszystkie
płaszczyzny organizacyjne, zdolne wiązać ludzi w sposób naturalny i odciągać ich tym samym od konspiracji; mogą tu oddać duże
usługi i korporacje studenckie z ich związkami filistrów, i organizacje koleżeńskie b[yłych] wojskowych, i związki sportowe, i kluby
towarzyskie itd.
Po czwarte: spotkałem się nieraz z takim zdaniem: „Moja organizacja funkcjonuje sprawnie, bo poza oficjalnymi imprezami
poświęcam trzy wieczory tygodniowo na poufne zespoły. Co będzie, jak te zespoły zlikwiduję? Wszystko się rozprzęgnie..."
Odpowiedź: „Jeśli po zlikwidowaniu konspiracj i poświęcisz te trzy wieczory na chodzenie do kina, to organizacja ci się rozlezie
w palcach; ale jeśli umiejętnie organizację swą rozczłonkujesz, powołasz w niej do życia nowe działy, nowe hierarchie i nowe
zespoły, i będziesz w nie wkładał tę samą sumę wysiłku osobistego, którą wkładałeś uprzednio w organizację jawną plus tajną to
organizacja na pewno się utrzyma, i w ogólnym bilansie (trzeba tu mierzyć na lata) da ci rezultaty o wiele bardziej wartościowe".
Uwaga: Istnieją rzeczywiście organizacje, które się nie utrzymają bez konspiracyjnej podszewki: to organizacje nieszczere. Np.
organizacje afiszujące głośno swój katolicyzm, a faktycznie kierowane przez ludzi wrogich katolicyzmowi. Albo organizacje z
oblicza i haseł „narodowe", a sterowane ku celom sprzecznym z interesem Narodu. Takie organizacje nie mogą się obyć bez
konspiracyjnego kierownictwa.
Wreszcie ostatnie pytanie: czym zastąpić tę specyficzną „atmosferę", ten „klimat" konspiracji, tę swoistą mistykę, ten „smaczek",
ten narkotyk, bez którego pewni ludzie po pewnym czasie już żyć nie mogą? Średniowiecze wytwarzało ten „klimat", nieodzowny
dla niektórych jednostek ze względu na ich psychofizyczną strukturę, w Trzecich Zakonach (Franciszkanów i Dominikanów) i w
Bractwach religijnych, związanych często z korporacjami zawodowymi. Nie wątpię, że i nasza epoka wytworzy odpowiednie
organizacje, gdy tylko wyłoni się ich potrzeba, z chwilą wyzwolenia się społeczeństwa z więzów konspiracyjnych. Potrzeba rodzi
zaspokojenie. Lecz póki to nie nastąpi (a tym bardziej skoro już nastąpi) musi ludzkość zrezygnować z niezdrowej rozkoszy
konspirowania w myśl nakazu etycznego. Tak jak zrezygnowała z mężo- bójstwa, z wielożeństwa, z ludożerstwa, z kazirodztwa i
tylu innych drogich wielu ludziom zboczeń, które w każdym pokoleniu zwalczane sąw imię starych, nudnych, ale nieuniknionych
zawołań moralności.
Czytałem w pewnej powieści francuskiej opis spowiedzi jakiegoś poczciwego starowiny, notariusza z zapadłej prowincji. Z
czasów młodości został mu nałóg, niezmiernie szeroko rozpowszechniony na prowincji francuskiej, chodzenia na karty i plotki do
miejscowego domu publicznego. O niczym więcej nie ma mowy: wiek kazał mu już dawno zrezygnować z właściwych przyjemności
udzielanych w tej instytucji. Spowiednik zna jego tryb życia i nalega na niego, by się przeniósł ze swą partią „belotki" do kawiarni. A
nasz staruszek tłumaczy się, że przyzwyczaił się do tego „klimatu"; ze jak wchodzi do owego zakładu, to odczuwa zawsze pewien
specyficzny dreszczyk; że karty nie będą mu w kawiarni ani przez pół tak smakowały. Lecz spowiednik jest nieugięty i żąda od niego
wyrzeczenia się dla wyższych celów.
Tego samego musimy i my żądać od konspiratorów z zamiłowania i nałogu.
Fragment z końcowego rozdziału
Taki stan rzeczy, w którym wielki Naród uzależniony był całkowicie od zagranicznego kierownictwa, nie mógł się utrzymywać w
nieskończoność. Toteż w r. 1893 następuje pierwsza — od czasów Baru — poważna próba wyłonienia organizacji zdolnej do
kierowania Narodem niezależnie od jakichkolwiek wpływów postronnych. Próbą tą było wyłamanie się pewnej ilości osób — z
Balickim, Popławskim i Dmowskim na czele — z Ligi Polskiej, i założenie Ligi Narodowej.
Czym była Liga Polska? Była to organizacja konspiracyjna, założona w 1886 r. w Szwajcarii przez Zygmunta Miłkowskiego,
„pułkownika" z 1863 roku, wysoko wtajemniczonego masona. Miłkowski, po długoletniej burzliwej włóczędze po Bałkanach, której
perypetii nie zrozumie nikt, kto spuści z oka konspiracyjne związki karbonariusza Miłkowskiego z podziemnym światem
rewolucjonistów bałkańskich, osiadł w Szwajcarii, będącej wówczas, jak i dzisiaj, centralą masońską na światową skalę. Działając
niewątpliwie na polecenie wyższych władz masońskich założył Miłkowski w r. 1886 Ligę Polską mającą ująć w karby i poddać
komendzie masońskiej tę część młodego, popowstaniowego pokolenia polskiego, która nie chciała iść do konspiracji „czerwonej",
związanej z narastającym w tym czasie ruchem socjalistycznym. Stara to i wypróbowana metoda „braci w fartuszkach": prowadzić
stale robotę swą dwutorowo, by obejmować zasięgiem swych wpływów prawe i lewe, czyli mówiąc ówczesnym stylem, „białe" i
„czerwone" skrzydło społeczeństwa. W roku 1830 masonami byli zarówno Czartoryski jak i Mochnacki.
W r. 1863 Wielopolski i Mierosławski na równi słuchają komendy lóż. W dwadzieścia lat po powstaniu styczniowym, gdy naród już
ochłonął po niedawnej klęsce i podrosło nowe pokolenie, zdecydowane ponowić zbrojny wysiłek o niepodległość, powołuje
masoneria do życia nowy dwutorowy schemat konspiracyjny. Zgodnie z duchem czasu: tor międzynarodowy i tor „narodowy".
I oto staje się rzecz niespodziewana: w r. 1893 następuje w Lidze Polskiej rozłam, i secesjoniści zakładają Ligę Narodową.
Okoliczności tego rozłamu pozostają do dziś niewyjaśnione, zapewne ze względu na dawne przysięgi masońskie, wiążące niektórych
secesjonistów, wśród których nie tylko Balicki — co do którego poszlaki są bardzo poważne — był masonem; byli masonami może i
inni. Nie wiemy również, czy bezpośrednim powodem rozłamu była chęć wyzwolenia się spod wpływów masonerii; może działały
początkowo motywy inne. Tak czy owak staje się Liga Narodowa w niedługim czasie organizacją świadomie stawiającą sobie dobro
Narodu za wyłączny cel, z wykluczeniem ingerencji zagranicznej w sprawy tyczące Narodu polskiego. Nie wiemy również, czy
początkowo nie przyświecała twórcom Ligi Narodowej myśl stworzenia masonerii „narodowej", tzn. niezależnej od zagranicy, lecz
zachowującej zasadniczą antykatolicką i „postępową" ideologię masońską. Na takie właśnie początkowe nastawienie twórców Ligi
Naród [owej] zdawałoby się wskazywać choćby sztandarowe dzieło Balickiego pt. „Egoizm narodowy", którego toku rozumowania
nie powstydziłby się najprawowierniejszy mason. Możliwe zresztą że Balicki już w chwili tworzenia Ligi Narodowej definitywnie
zerwał z masonerią i że po prostu przy pisaniu „Egoizmu narodowego" odezwały się w nim jeszcze te resztki ideologii masońskiej,
którymi zakaził gasnący wiek XIX wskrzesicieli narodowego sposobu myślenia w Polsce. Tak czy owak, już na długo przed wojną
światową stała się Liga Narodowa, według świadomej woli jej kierowników, polską antymasonerią.
Walkę z lożami o rząd dusz nad Polakami postanowiono prowadzić własną metodą masonerii, tj. ścisłą konspiracją. W tak obranej
metodzie walki leżał zarodek wielu niepowodzeń Ligi Narodowej. Przypominam twierdzenie, znane czytelnikom z poprzednich
naszych rozważań, że wszelka konspiracja, choćby w swym założeniu antymasońska, stanowi sprzyjające podłoże dla rozwoju
bakcyli masońskich. Tak było i z Ligą Narodową. Aż do chwili odzyskania niepodległości, wałka z masonerią przypominała u
nas błędne koło: walka ta musiała się toczyć konspiracyjnie, jak wszelka w ogóle poważniejsza akcja polityczna podbitego
Narodu; w konspiracji „antymasońskiej" zagnieżdżała się z niesłychaną łatwością masoneria, bijąc „antymasonów", przeważnie
aryjczyków, na głowę w zdolności do konspirowania, będącej atrybutem rasowym kierujących masonerią Żydów.
Twórcy Ligi Narodowej, w szczególności Dmowski, strawili życie całe na tropieniu masonów w szeregach swej konspiracji i na
ich usuwaniu. Mimo to wpływy masonerii w Lidze były zawsze silne, chwilami (jak np. w 1926 roku) przemożne, a ciągłe rozłamy,
wywoływane za poduszczeniem masonerii, stanowią namacalny dowód, jak dalece podkopy te były skuteczne. Co gorzej: wielu
ludzi, wychowanych przez Ligę Narodową z biegiem czasu znalazło się w masonerii. Nie zdziwi nas to, skoro zważymy, że niejeden,
przyzwyczaiwszy się żyć w konspiracji, szedł potem po prostu do tego sklepu, w którym sprzedawano ten tajemniczy towar w
lepszym gatunku. A gdzież znaleźć lepszą reżyserię jak w konspiracji sterowanej przez Żydów?
Heroiczne zmagania twórców Ligi Narodowej wewnątrz własnej organizacji dały jednak ten rezultat, że w przełomowych dla
Narodu polskiego latach wojny światowej istniał wreszcie — po raz pierwszy od półtora wieku — niezależny od zagranicy ośrodek
polskiej myśli politycznej. Znaczenie tego faktu było ogromne, bezpośrednio i pośrednio, gdyż musiała się z nim liczyć i masoneria,
dając zależnym od siebie konspiracjom „niepodległościowym", stojącym w ostrej walce z Ligą Narodową, z konieczności również
dyrektywy zgodne przeważnie z interesem narodowym polskim. Udaremnienie powstania antyrosyjskiego w Królestwie w latach
1905 i 1914, Komitet Narodowy we Francji, armia Hallera oraz odzyskanie Pomorza i części Śląska w traktacie wersalskim, to
wielkie sukcesy Ligi Narodowej, których dalszym ciągiem będą pierwsze wybory do Sejmu w r. 1919, dające trzecią część głosów
narodowych, oraz wybory z r. 1922, dające glosom narodowym większość w Sejmie. Na wiosnę 1923 r. dochodzi wreszcie do
rządów gabinet narodowy (tzw. Chjeno- Piasta) pod wodzą Witosa, którego to gabinetu członkiem jest przez krótki czas i Dmowski.
Wydaje się, że Liga Narodowa, narzuciwszy Polsce granice i strukturę państwa według koncepcji własnej, potrafi obecnie
definitywnie usunąć masonerię od wpływów na życie wewnętrzne Polski.
Niestety stało się inaczej. Dlaczego? Przyczyna leży w grzechu pierworodnym, którym obciążona była polska „antymasoneria" —
w jej konspiracyjnej strukturze, tak podatnej na penetrację masońską Z początkiem XX stulecia wyłoniła Liga Narodowa jako swą
jawną ekspozyturę Stronnictwo Naro- dowo-Demokratyczne, mając również swych ludzi w Narodowej Partii Robotniczej, w
ugrupowaniach chrześcijańsko-społecznych i w niektórych konserwatywnych. W czasie wojny wciągnięto do Ligi Witosa. Tego
rodzaju schemat — konspiracja, kierująca szeregiem ugrupowań jawnych — był oczywiście zapożyczony od masonerii. Po wojnie,
kiedy powstało niepodległe państwo polskie, odpada potrzeba konspirowania się. Mimo to kierownicy Ligi Narodowej utrzymują
konspirację nadal, w przeświadczeniu, że walka z masonerią wymaga w dalszym ciągu istnienia tajnej antymasonerii. Rezultat był
łatwy do przewidzenia: wpływy masońskie w Lidze Narodowej wzrastają gwałtownie, kierownictwo jej obejmuje Stanisław Grabski,
zacięty wróg Dmowskiego. Nowe kierownictwo Ligi Narodowej dopuszcza do upadku „Rozwoju", co staje się symbolem
faktycznego zawieszenia walki antyżydowskiej. Zakulisowa rola prof. Stan[isława] Grabskiego w epoce przygotowań do zamachu
majowego czeka jeszcze na swego historyka. W rezultacie misternych zabiegów, w pamiętnych dniach maja 1926 roku wszystkie siły
narodowe w Polsce zostały jak najdokładniej sparaliżowane przez masonerię, zagnieżdżoną wewnątrz Ligi Narodowej i
inspirowanych przez Ligę jawnych organizacji politycznych, jak Związku Ludowo-Narodowego (utworzonego w miejsce dawnej
Narodowej — Demokracji), N[arodowej] P[artii] R[obotniczej], Chrześcijańskiej]- Demokracji], Piasta itp. oraz organizacji bojowej
zwanej „Straż Narodowa". Maj 1926 r. to klasyczne Hasko idei zwalczania masonerii — konspiracją.
I wówczas to popełniono poważny błąd, gdy, zamiast wykorzystać doświadczenia ostatniego czterdziestolecia i porzucić wreszcie
formy konspiracyjne, zakładając na jesieni 1926 r. O.W.P. dano mu z góry tradycyjną formę organizacji jawnej, opartej o podszewkę
konspiracyjną.
Po wypadkach majowych udało się wreszcie Dmowskiemu odsunąć od wpływów Stanfisława] Grabskiego. W r. 1928 rozwiązano
Ligę Narodową (w której walka z masonerią była już zupełnie beznadziejna) oraz jawną ekspozyturę Ligi — Zw[iązek] LudowoNarodowy, i utworzono na ich miejsce nowąkonspiracjęzjawnąfasadąochrzczonąmianemStronnictwaNarodowego. W ten sposób
młode pokolenie narodowe, wychowane już w niepodległej Polsce i powołane do budowy nowego państwa (które to zadanie okazało
się ponad siły pokolenia wychowanego w niewoli), otrzymuje nadal, poczynając od ławy gimnazjalnej, ortodoksyjne przeszkolenie
konspiracyjne. Rezultat nie dał długo na siebie czekać: w osiem lat po założeniu O.W.P. katastrofalny rozłam usuwa spod komendy
Dmowskiego elitę narodowej konspiracji we Lwowie, Warszawie i Poznaniu5'. Od tej chwili konspiracja ta nie wraca już do dawnej
świetności. Przez chwilę wydaje się, że O.N.R. położy główny nacisk na robotę jawną. Jednak masoneria rozgrywa partię po
mistrzowsku, uniemożliwiając O.N.R.-owi jawne działanie, lecz tolerując dobrotliwie jego tajne istnienie i zmuszając tym samym
jego członków do „masonizowania się" w kręgu organizacji wyłącznie tylko konspiracyjnych.
W roku 1939 masoneria może być spokojna o przyszłe losy Polski, skoro poczynając od ławy gimnazjalnej wszystko, co bardziej
w Polsce rozgarnięte, należy do konspiracji. Po staremu nie ma u nas organizacji ideowej bez podszewki konspiracyjnej.
Konspiracyjną podbudowę otrzymało w ostatnich latach nawet harcerstwo (starsze), nawet robotnicze związki zawodowe.
W tych warunkach masoneria, mimo pozornych sukcesów jej przeciwników, nie ma powodu do poważniejszych obaw o
przyszłość, gdyż wie, że młode pokolenie polskie, wychowane w całości w szkole konspiracyjnej, musi z biegiem czasu przyjść
na jej podwórko.
Centralnym problemem polityki wewnętrznej Polski jest od szeregu lat dziwna impotencja Obozu Narodowego do uchwycenia
władzy. Póki w tym Obozie nie weźmie góry zrozumienie, że zasadniczym powodem tej impotencji jest konspiracyjne wychowanie
elity narodowej, póty Mędrcy Syjonu mogąspać spokojnie.
Przypisy:11 W. Wasiutyński, Czwarte pokolenie. Szkice z dziejów nacjonalizmu polskiego, Londyn 1982, s. 65.
21
Cyt. za: J. Jaruzelski, Stanislaw Cat-Mackiewicz 1896-1966, Wilno-Londyn-Warszawa, Warszawa 1987, s. 248.
Cyt. za: A. Trzaska-Chrząszczewski, Przypływy i odpływy demokracji, Warszawa 1939, s. 205; W podobnych słowach Jan Rembieliński charakteryzował
program oenerowców związanych z „ABC", którzy również nawiązywali w kwestiach ekonomicznych "do wytycznych zawartych w pracy Adama Doboszyńskiego.
n)
Wspomnienia Jadwigi Malkiewiczowej — cyt. za: B. Nitschke, Adam Doboszyński — publicysta i polityk, Kraków 1993, s. 54.
46
' K. M. Morawski, Co to jest Masoneria, [w:] K. M. Morawski, W. Moszćzński, Co to jest masoneria, Poznań 1997, s. 46.
W liczącej ponad dwa stulecia historii Stanów Zjednoczonych około 1/3 amerykańskich prezydentów było członkami lóż masońskich. Rola Zakonu
Wolnomularskiego w tym kraju jest olbrzymia skoro dla przykładu w 1960 obecność wolnomularzy szacowano tam na około 4 miliony członków. „The Encyclopedia
Americana" podaje, że w 1959 roku 6 spośród 11 członków gabinetu było masonami, na 96 senatorów masonami było 54, spośród 49 gubernatorów — 29 to masoni.
Dziś są to dane nieco zdezaktualizowane, leczzpewnościąnadal oddająogólną tendencję istniejącą w tym państwie; Zob. też: N. Wojtowicz, Sztuka królewska głów nie
koronowanych, „Rojalista — Pro Patria", R. 2000, nr 1 (30), s. 12-14 (przyp. red.).
Potępienie tajności i bezwzględnego zachowania sekretu w sprawach organizacji wolno- mularskich pojawiło się już w bulli „ln eminenti Apostolatus Speculo"
papieża Klemensa XII z 1838. Wynikało stąd, że sekret ten mógł pociągać za sobą ukrywanie przed spowiednikiem wszelkich faktów związanych z ich działalnością.
Podobnie Benedykt XIV wskazywał, iż przy- czynąpotępienia jest „przysięga składana na bezwzględne zachowanie owej tajemnicy, tak jakby było dozwolone
komukolwiek zasłaniać się pretekstem obietnicy lub przysięgi, aby nie dopełnić obowiązku, w przypadku badania przez prawowitą władzę"; N. Wojtowicz, Kościół i
masoni, „Rojalista — Pro Patria", R. 1999, nr 1 (27), s. 10-14; G. Virebeau, Papieże wobec masonerii, Komorów 1997 (przyp. red.).
13
' Jędrzej Giertych wskazywał, że „masoneria wcale nie jest czynnikiem jednakowo zwalczającym wszystkie narody, wszystkie tradycje, wszystkie państwa,
wszystkie Kościoły. Masoneria jest czynnikiem, politycznie bardzo dojrzałym, doświadczonym i realnym — i rozumie, żc chcąc osiągnąć polityczne sukcesy, musi
mieć sojuszników. Toteż zwalcza ona jednych — ale popiera innych. Zwalcza Kościół Katolicki, ale na ogół popiera protestantyzm"; J. Giertych, Hiszpania bohaterska,
Warszawa 1937, s. 226 (przyp. red.).
I4)
Zob. szerzej: N. Wojtowicz, Wielki Architekt Wszechświata. Teologiczna krytyka masońskich wizji Boga, Wrocław 1999, ss.141 (przyp. red.).
5I)
Szczególnie jeśli chodzi o Warszawę, to nie ulega wątpliwości, że istnienie konspiracji dopomogło
walnie rozłamowcom w ich zamierzeniach. Po prostu oderwał się w Warszawie najwyższy człon
konspiracji lokalnej, pociągając za sobącałąpodległąmu piramidę hierarchiczną. Taka była geneza

Podobne dokumenty