Cieszymy się z małych rzeczy

Transkrypt

Cieszymy się z małych rzeczy
Kategoria : reportaż literacki
Imię i nazwisko autora : Katarzyna Krupa
Adres kontaktowy : ul. Gen. Haukego 10/2, 22-400 Zamość
Imię i nazwisko opiekuna : Anna Krupa
„Cieszmy
się z małych rzeczy...”
„...Bo wzór na szczęście w nich zapisany jest” – śpiewa Sylwia Grzeszczak. Każdy
powinien kierować się tą zasadą jednak nie każdy potrafi to zrobić...
W tym reportażu chciałabym na swoim przykładzie pokazać że mimo przeciwności
trzeba żyć normalnie z nutą radości na każdym kroku, „widzieć, ile szczęścia w
sobie kryje każda mała rzecz” - jak dalej śpiewa Sylwia, na przekór ciężkiemu
losowi.
Nazywam się Kasia Krupa mam dziewiętnaście lat. Jestem osobą niepełnosprawną
od urodzenia. Choruje ja mózgowe porażenie dziecięce. Od sześciu lat zajmuję się
pisarstwem – piszę wiersze, opowiadania. Na początku robiłam to amatorsko „do
szuflady” jednak teraz w dorobku mam cztery książki „W kajdanach miłości –
zbiór tekstów”, „Róże wśród mgły – pisemne rozmaitości”, „Bajulki – bajki
małego odkrywcy” i „Miłosne zwierzenia Barbary S.” Książki piszę pod
pseudonimem Karina Pomorska. Pisanie to moja wielka pasja. Spełniam się w tym
co robię i cieszy mnie każdy dzień. Wydawałoby się że przy tym co mnie spotkało
trudno mieć w sobie pogodę ducha , chęć życia i radość. Jednak ja myślę inaczej
dlatego chcę to tutaj wszystko Państwu opowiedzieć...
Dzieciństwo
Urodziłam się 11.02.1993 roku w Lublinie. Byłam wcześniakiem. Na początku nic
nie wskazywało na to że jestem „inna” jedynym mankamentem była zbyt mała
waga. Kiedy miałam dwa lata stwierdzono u mnie mózgowe porażenie dziecięce.
Wiadomo mama na początku jak każdy człowiek zareagowała szokiem,
zdziwieniem, zaskoczeniem... Czuła poczucie winy, strach że sobie nie poradzi,
żal, gorycz, rozpacz... Trzeba było jednak żyć dalej. Powoli zaczęła akceptować ten
fakt bo wiedziała że jej płacz i łzy nic nie zmienią. Mama chodziła ze mną na
rehabilitacje, jeździła po sanatoriach i wprowadzała mnie powoli do codziennego
życia. Oprócz tego co zaistniało żyłam normalnie. W wieku sześciu lat mama
zapisała mnie do przedszkola. Z tą różnicą że to było przedszkole w którym uczyły
się zdrowe dzieci. Uznała że kłopoty z chodzeniem nie przeszkadzają w
normalnym funkcjonowaniu wśród rówieśników. Niestety rehabilitacje i sanatoria
to było za mało aby można mi było pomóc w chorobie. Rodzice zdecydowali się na
wykonanie operacji ścięgien w Lublinie. Musiałam na jakiś czas przerwać naukę.
Operacja się udała. Jak wiadomo pobyt w szpitalu jak i noszenie gipsów na nogach
było trudne tym bardziej dla tak małego dziecka. Po powrocie do domu leżałam w
łóżku a koledzy i koleżanki z klasy przychodzili do mnie w odwiedziny co mile
wspominam. Po tym jak operacja się udała ja z rodzicami w podziękowaniu za
szczęśliwy jej przebieg, zaczęliśmy jeździć co roku do Częstochowy na Jasną Górę.
Potem moje życie toczyło się w miarę normalnie : chodziłam do szkoły jednak
miałam trochę utrudnień – nie mogłam nosić ciężkiego plecaka bo mam kłopoty z
równowagą, mama przez cały okres dekady chodzenia do szkoły odprowadzała
mnie i przeprowadzała przez piętra. Schody nie były dla mnie przeszkodą bo od
urodzenia do osiemnastego roku życia mieszkałam w bloku na trzecim piętrze.
Dopiero niedawno się przeprowadziłam. W zasadzie nigdy moja choroba niczego
mi w życiu nie utrudniała. Wiele samodzielnych czynności musiałam nauczyć się
trochę później ale za to mimo młodego wieku miałam już wiele przemyśleń na
temat życia, ludzi i otaczającego świata.
Młodość
Kiedy rozpoczęłam naukę w czwartej klasie szkoły podstawowej życie zaczęło
mnie przytłaczać. Świat wydawał się być dla mnie szary, smutny i niezrozumiały.
Przez wiele dojrzałych myśli w młodej główce następstwem był brak zrozumienia
mnie przez otoczenie i nie potrafiłam znaleźć przyjaźni, kontaktu z innymi byłam
zamknięta w sobie, nieśmiała. Nie przejmowałam się tym tak za bardzo (zawsze
byłam optymistką) jednak głaz prozy życia dawał o sobie znać... lekcje, ćwiczenia,
szkoła i całkowity brak czasu dla siebie i swojej indywidualności. To doprowadziło
mnie do depresji. Nie spałam po nocach przez co opuszczałam lekcje, czułam lęk,
nie chciało mi się żyć i nie widziałam dalszych perspektyw. Miałam nawet myśli
samobójcze których na szczęście nie zrealizowałam bo gdyby było inaczej to by
mnie już tu nie było. Lata mijały a ja nie chciałam dopuścić do swojej świadomości
tego że mam problem. W międzyczasie pisałam swoje pierwsze książki „Bajulki –
bajki małego odkrywcy” i „Róże wśród mgły – pisemne rozmaitości”. Skąd
miałam na to czas nie wiem. Wiem jedno : książka „Róże...” głównie w wierszach
opowiada jak było mi źle. Przelewałam swój ból, żal, gniew, rozpacz i wszystko
inne na papier. Wtedy jeszcze nie wiedziałam że będę pisarką. W wieku 15 lat
zrozumiałam że muszę sobie pomóc. Od tamtej pory depresja powoli zaczęła mijać
aż znikła bezpowrotnie a z powstałej przez lata nerwicy leczę się nadal co przynosi
pozytywne efekty. Wiele wsparcia, ciepła i miłości dali mi rodzice. Dziękuje im
serdecznie za to. Wiele czasu poświęcamy na rozmowy na każdy temat. Jest
dobrze.
Druga strona medalu
W wieku 16 lat zakończyłam edukację w gimnazjum, rozpoczęłam
korespondencyjną naukę na kursie „Średnie Wykształcenie” przez ESKK
(Europejska Szkoła Kształcenia Korespondencyjnego) i napisałam książkę „W
kajdanach miłości...” Od tamtej pory moje życie diametralnie się zmieniło. Jestem
pogodna, uśmiechnięta, cieszę się każdym dniem i każdą najmniejszą drobnostką.
Spełniam się w tym co robię, dużo podróżuje - odkąd sięgam pamięcią, mniej
więcej w wieku 4-5 lat wspominam wyjazdy do rodziny do Białegostoku i
Grudziądza a także wspominany już tutaj wyjazd do Częstochowy na Jasną Górę.
Zwiedzałam też ruiny zamku w Olsztynie k/Częstochowy. Gdy zaczęłam chodzić
do szkoły zaciekawiły mnie zamki, pałace i kościoły. Jeździliśmy do Łańcuta,
Kozłówki, Krasiczyna, Lichenia, Kalwarii Pacławskiej, Ciechocinka i Wieliczki. W
Kazimierzu Dolnym pływałam statkiem po Wiśle, zwiedziłam też całe Roztocze
oraz Ojcowski Park Narodowy, gdzie oglądałam słynny zamek w Pieskowej Skale i
byłam pod maczugą:). Dwukrotnie byłam w miejscowości Odry w Borach
Tucholskich, gdzie są słynne mające dwa tysiące lat kamienne kręgi. Podczas
jednego z pobytów w Krakowie, pojechałam na Krakowskie Błonia, gdzie czasie
odbywał się zlot fanów seriali „W-11 Wydział Śledczy” i „Detektywi”.
Jednym z piękniejszych wyjazdów, była podróż w nieznane. Rano wsiadaliśmy w
samochód, rozkładaliśmy mapę i ruszaliśmy, w kierunku na: Tomaszów Lubelski,
Jarosław, Przemyśl, Sanok, Krosno, Jasło, Nowy Sącz, Piwniczna Zdrój, przełom
Dunajca – było przepięknie. Byliśmy też w Szczawnicy-Krościenku. W
miejscowości Maniowy nad Zalewem Czorsztyńskim zatrzymaliśmy się na cztery
doby. Stamtąd robiliśmy codzienne wypady turystyczne m.in. do Nowego Targu,
Białego Dunajca i Zakopanego. Wyjeżdżałam też nad morze np. do miejscowości
Karwia, Rozewie, Jastrzębia Góra, Rumia. Zwiedziłam Trójmiasto, płynęłam też
statkiem na Hel i oglądałam foki w fokarium.
Bardzo miło wspominam także pobyt w miejscowości Lubrza nad jeziorem Lubrza
w województwie lubuskim, gdzie odbywała się słynna, coroczna impreza Noc
Nenufarów. Tam obejrzałam spektakl teatralny opisujący wydarzenia z czasów
Piastuna. Po obejrzeniu musicalu „Notre Dame de Paris” tak bardzo spodobała mi
się rola Garou, że wyciągnęłam rodziców na jego koncert w Pałacu Narodowym w
Kijowie.
7 stycznia 2012 wystąpiłam w programie profesora Jana Miodka „Słownik
polsko@polski
Mam też wszechstronne zainteresowania Lubię polskie i międzynarodowe kino.
Fascynują mnie zwyczaje innych narodów, biografie wielkich ludzi, historia
starożytna a także anatomia człowieka. Na te tematy cały czas zgłębiam swoją
wiedzę.
Jednak jak to bywa w życiu jest też druga strona medalu... Przez swoją chorobę
mam utrudniony kontakt z ludźmi a co za tym idzie trudno jest nawiązać głębsze
więzi międzyludzkie tak jak przyjaźń czy miłość. Wszędzie bywam z rodzicami bo
mimo to że sama chodzę to jednak nie potrafiłabym samodzielnie wyjść z domu. A
przecież ja jestem jak każdy inny człowiek który potrzebuje przyjaźni czy miłości
nawet jeśli jestem indywidualistką czy samotnikiem.
Mimo tych rozterek nie rozpaczam nad własną sytuacją ponieważ wiem że
mnóstwo ludzi boryka się z różnymi problemami których ja nie chciałabym
doświadczyć. Żyję więc z dnia na dzień z małymi radościami, pomysłami,
marzeniami, celami które chcę osiągnąć. Krótko mówiąc jestem twarda, wytrwała,
uparta ale też szczera, ciepła, delikatna, czuła i otwarta.
Napisałam ten artykuł bo chciałam się otworzyć opowiedzieć o sobie i swoim życiu
żeby inni wiedzieli że można stawić czoło przeciwnościom, normalnie żyć i być
sobą.
Chcę tu podkreślić że mimo tego co się w moim życiu zdarzyło nie chcę aby
patrzono na mnie przez pryzmat mojej choroby – z litością że jak to mi niby jest źle
jak i moim rodzicom (głównie mówią to starsze obce osoby). Nie ważne jaki ktoś
jest na zewnątrz, ważne co ma w środku. Uważam że mam ciekawe życie i jestem
szczęśliwa bo wiem że mimo przeszkód - “I tak warto żyć” dla siebie i innych.
Katarzyna Krupa