Kiedy udzielam ślubów, mówię do młodych: Stańcie do siebie

Transkrypt

Kiedy udzielam ślubów, mówię do młodych: Stańcie do siebie
Kiedy udzielam ślubów, mówię do młodych: Stańcie do siebie twarzami, podajcie sobie ręce
i powtarzajcie za mną słowa przysięgi małżeńskiej. I tu odkrycie: na 10 par, 7 nie patrzy
sobie w oczy. Na mnie - na księdza patrzą, chociaż nie mnie przysięgają, tylko sobie.
Znajomy starszy ksiądz powiedział: „Nie dziw się, oni się pierwszy raz z tak bliska widzą,
kiedy jest jasno, więc się czują nieswojo". Szkoda, bo narzeczeństwo jest po to, by nauczyć
się patrzeć w oczy i czytać z oczu. Przychodzą tacy zakochani do kancelarii, więc pytam, czy
się kochają. „Na zabój!" - mówią. „To niech się pan odwróci i powie, jaki kolor oczu ma
pańska dziewczyna". On na to: „Kolor oczu? Gośka, jaki ty masz kolor oczu?".
Młodzi często chcą być szybko razem, natychmiast wziąć ślub. Nie chcą „tracić" czasu, by
się lepiej poznać. A po ślubie żona mówi: „On w ogóle nie wie, co się we mnie dzieje". Ale i
ona przed ślubem nie przyjrzała mu się dobrze, co lubi, z jakimi kumplami trzyma, jak
reaguje na stres, jakie ma kompleksy, bo każdy facet jakieś ma. I czas narzeczeństwa jest po
to, żeby nauczyć się tych kompleksów, pokochać je, umieć na nie zaradzić. Po to jest czas
chodzenia ze sobą. I dlatego Kościół mówi: „Nie współżyjcie przed ślubem, bo seks was
bardzo zaangażuje i przesłoni wszystko inne, co w małżeństwie okaże się ważne". Bo
miłości trzeba się mozolnie uczyć. Co znaczy słowo „kocham", jeśli kogoś nie stać na
wyrzeczenia dla dobra miłości?
Poszedłem kiedyś po kolędzie do małżeństwa, które żyło ze sobą przez pół wieku. Pani
domu poszła robić herbatę, a gospodarz do mnie w te słowa: „Proszę księdza, tak pięknej
kobiety jak moja żona nie ma na całym świecie. Byłem kierowcą, jeździłem po Europie, ale
drugiej takiej jak ona nie widziałem. Mówię: „Musieliście się niesamowicie dobrać, że tak
się kochacie. - O, charaktery mamy paskudne - odpowiedział. -Tuż przed ślubem kłóciliśmy
się potwornie. Dwa razy we mnie pierścionkiem zaręczynowym rzucała. I ktoś nam dał
prezent ślubny -krucyfiks. Umówiliśmy się wtedy tak: kochanie, bierzemy ślub, ale
codziennie wieczorem klękamy przed tym krzyżem na chwilę rozmowy z Bogiem. A jeśli się
pokłócimy i któreś nie przyjdzie na modlitwę, to się przyznaje, że jest winne tej kłótni. I
pokłóciliśmy się zaraz po ślubie, gdzie powiesić lustro. Ja mówię, że w przedpokoju, a żona,
że w pokoju, bo jest śliczne. I mało brakowało, a lustro poleciałoby przez okno. Ale
wieczorem idę na modlitwę. Żona uklękła z hukiem i klęczymy. Zaczynam: „Panie Boże, jak
mi dajesz taką kobietę, to mi pomóż!". Ona mówi: „Wojska anielskie nie pokonają tego
ciemnego umysłu!". Ksiądz nie uwierzy, ale myśmy kłócili się jeszcze przed krzyżem Pana
Jezusa! A On do nas: „Dajcie już spokój, dzieci. I daliśmy" - skończył.
Jeśli małżonkowie postanowią uroczyście: codziennie wspólna chwila modlitwy, to szanse
na przetrwanie małżeństwa wzrosną. Bo miłość to nie jest patrzenie się w siebie. Miłość to
patrzenie w tym samym kierunku.