Historia Dawcy

Transkrypt

Historia Dawcy
Historia dawcy szpiku
Moja historia z Fundacją DKMS
Polska zaczęła się 3 lata temu.
Zupełnie przez przypadek trafiłem na
stronę www.dkms.pl. Przeczytałem
wnikliwie wszystkie informacje, które
były tam umieszczone i pomyślałem
sobie, że fajnie by było, gdybym mógł
zostać
dawcą.
Bez
wahania
wypełniłem formularz zgłoszeniowy
i zamówiłem pakiet rejestracyjny.
Dostałem go po kilku tygodniach.
Zrobiłem sobie wymaz z jamy ustnej (jakie to się okazało proste!) i odesłałem do fundacji. Po
kilku miesiącach otrzymałem kartę dawcy, czerwony puzzelek (symbol DKMS) oraz
informację, że jestem już potencjalnym dawcą szpiku. Nie wiedziałem w sumie dlaczego, ale
po przeczytaniu listu poczułem radość i dumę. Od tamtego czasu pozostało mi czekać na
ewentualny telefon, że znaleziono mojego bliźniaka genetycznego. Przez długi czas nikt do
mnie nie dzwonił. Pomyślałem sobie, że to nawet dobrze. Mój bliźniak jest zdrowy 
Na początku marca 2013 roku odebrałem telefon od pracownika Fundacji DKMS Polska.
Okazało się, że jest osoba z białaczką, której mogę pomóc. Zapytano mnie wówczas czy
dalej podtrzymuję swoją decyzję i chcę być dawcą. Nie było się nad czym zastanawiać. Od
razu się zgodziłem! Podczas krótkiej rozmowy pracownik fundacji wyjaśnił mi na czym to
wszystko będzie polegać i poinformował, jakie są sposoby pobrania szpiku i komórek
macierzystych. Po kilku dniach byłem już umówiony na pobranie krwi w celu
przeprowadzenia tzw. typizacji (chodzi o sprawdzenie zgodności genetycznej mojej
i pacjenta). Fajne było to, że fundacja sama zatroszczyła się o to, abym na pobranie krwi nie
musiał jechać nie wiadomo gdzie. Umówiono mnie w przychodni, która znajdowała się dwa
bloki od mojego domu 
Po około 2 tygodniach od pobrania krwi, poinformowano mnie telefonicznie i mailowo, że
wszystko jest OK i teraz będę poddany kolejnym, ale tym razem bardziej szczegółowym
badaniom, które odbędą się w Gliwicach (klinika do której miałem najbliżej). Nadszedł dzień
badań. Pielęgniarka, która się mną zajmowała była bardzo miła i pomocna. Na początek
pobrano mi krew. Trochę tego było, bo chyba z 10 próbek. W ogóle się tym jednak nie
przejąłem. Wiedziałem, że jestem komuś potrzebny i to jeszcze bardziej mobilizowało mnie
do działania. Później przyszedł czas m.in. na EKG, USG jamy brzusznej i RTG klatki
piersiowej. Po tournée po kolejnych gabinetach spotkałem się z panem profesorem
(niezwykle miły człowiek), który powiedział mi, że wyniki badań są w porządku i mogę zostać
dawcą. Podczas rozmowy dowiedziałem się także, że komórki macierzyste zostaną pobrane
z krwi obwodowej. Wcześniej musiałem jednak przyjmować przez cztery dni czynnik wzrostu.
Pierwszy zastrzyk zrobiono mi u lekarza rodzinnego, następne trzy musiałem wykonać sobie
sam. Szczerze mówiąc, nie było to nic przyjemnego, ale motywacja była tak duża, że
zrobienie sobie samemu zastrzyku nie było problemem. Tak jak wcześniej mnie uprzedzono,
pojawiły się bóle kostne i złe samopoczucie. Czułem się, jakby rozkładała mnie grypa. Na
szczęście jedna tabletka przeciwbólowa pomogła pozbyć się bólu i wszystko było OK.
Nadszedł czas wyjazdu na pobranie komórek. W klinice zjawiłem się w towarzystwie mojej
dziewczyny Patrycji i byliśmy trochę przed czasem. W szpitalu czekały na mnie dwie
sympatyczne pielęgniarki. Jedna z nich po raz kolejny pobrała mi krew. W oczekiwaniu na
wyniki udało mi się zjeść jeszcze śniadanie. Następnie zaproszono mnie na salę, w której
pobierano komórki. Pielęgniarki podpięły mnie do całej aparatury, po czym wspólnie
z lekarzem wyjaśnili mi wszystko. Pobranie trwało około 5 godzin. Później musiałem jeszcze
poczekać na wyniki badań czy nie będę musiał powtarzać pobrania komórek z krwi
obwodowej na drugi dzień (czasem to się zdarza). Znalazł się więc czas na obiad. Po chwili
zjawił się lekarz. Powiedział, że nie ma potrzeby wykonywać kolejnego pobrania. Wręczył mi
legitymację dawcy i podziękował.
Szczęście ogromne. Pomyślałem, że moja misja została zakończona. Z mojej strony
zrobiłem wszystko co mogłem, aby pomóc choremu. I zrobiłbym to jeszcze nie jeden raz,
jeśli zaszłaby taka potrzeba.
Kamil Szaraniec, dawca szpiku

Podobne dokumenty