Błogosławiony o. Michał Czartoryski

Transkrypt

Błogosławiony o. Michał Czartoryski
Błogosławiony o. Michał Czartoryski
O. Michał Czartoryski urodził się 19 lutego 1897 roku w Pełkiniach koło
Jarosławia. Na chrzcie nadano mu imiona Jan Franciszek. Był szóstym
z jednaściorga dzieci Witolda i Jadwigi z domu Dzieduszyckiej. Atmosfera
domu była przesiąknięta głęboką wiarą, zarówno matka jak i ojciec należeli do
Sodalicji Mariańskiej. W wieku trzech lat Jan przeszedł ciężką szkarlatynę, po
której częściowo stracił słuch. Po otrzymaniu starannego wychowania w domu,
uczył się w prywatnej szkole "Ognisko" prowadzonej przez ks. Jana
Gralewskiego w Starej Wsi pod Warszawą. Po maturze zdanej w Krakowie
rozpoczął studia techniczne we Lwowie i ukończył je jako inżynier architekt.
W międzyczasie brał udział w obronie Lwowa w roku 1920 i otrzymał za
męstwo okazane w na polu bitwy Krzyż Walecznych. Gdy w 1921 roku zaczęto
we Lwowie organizować katolickie stowarzyszenie młodzieży „Odrodzenie”,
Jan Czartoryski był jednym z jego założycieli. Od 1923 roku był
współorganizatorem wakacyjnych kursów „Odrodzenia”. Od tego czasu był
również regularnym uczestnikiem rekolekcji zamkniętych organizowanych
przez związek.
W 1924 roku odbył własne rekolekcje w klasztorze redemptorystów
w Krakowie pod kierunkiem o. Bernarda Łubieńskiego. W 1926 roku, po
długich wakacjach spędzonych w podróży po Francji i Belgii, Jan wstąpił do
seminarium duchownego obrządku łacińskiego we Lwowie. Po krótkim pobycie
w seminarium opuścił je, a w rok później, 18 września 1927 roku, przyjął
w Krakowie w kaplicy św. Jacka habit dominikański i rozpoczął nowicjat.
W Zakonie otrzymał imię Michał. Po roku, 25 września 1928 złożył śluby
zakonne. Już w trzy lata później, w 1931 roku otrzymał święcenia kapłańskie.
Po ukończeniu studiów teologicznych w 1932 roku, został wychowawcą
najpierw braci nowicjuszy, a potem studentów. To trudne i odpowiedzialne
zadanie wypełniło większość jego życia zakonnego. Oprócz tego przez jakiś
czas był odpowiedzialny za budowę nowego klasztoru na Służewie. Gromadził
wokół siebie środowiska inteligencji, zajmował się III Zakonem św. Dominika,
głosił rekolekcje. Wiosną 1944 roku został skierowany do klasztoru na Służewie
w Warszawie. Wybuch Powstania Warszawskiego zaskoczył o. Michała na
Powiślu. Ponieważ w wyniku walk została odcięta możliwość powrotu do
klasztoru, zgłosił się on do dowództwa walczącego na Powiślu III Zgrupowania
AK "Konrad" i został kapelanem powstańców. Większość czasu spędzał
w szpitalu zorganizowanym w piwnicach firmy „Alfa-Laval” u zbiegu ulic
Tamki i Smulikowskiego opiekując się rannymi, niosąc otuchę i posługę
duszpasterską. W zorganizowanej przez siebie kaplicy odprawiał msze. W nocy
z 5 na 6 września odziały III Zgrupowania AK „Konrad” wycofały się z Powiśla
do Śródmieścia. W szpitalu pozostali ciężko ranni żołnierze, kilka osób
z personelu medycznego, cywile i o. Michał...
1
Jego wcześniejsze poszukiwanie Boga i wierność Ewangelii
w codziennym życiu zaowocowały rozeznaniem powołania i ochoczym jego
podjęciem. Przyjął je bez najmniejszego wahania, przekonany, że powołanie
- w jego przypadku do Zakonu Kaznodziejskiego
- jest wielkim darem Boga, którego nigdy nie można spłacić.
Od samego początku swego życia w Zakonie z niesamowitym oddaniem podjął
swoje obowiązki, pragnąc w najmniejszych szczegółach życia wiernie pełnić
wolę Boga. Pisał w swych notatkach, iż „pragnie oddać się na służbę Bożą bez
zastrzeżeń !. Wtedy jest się wolnym, szczęśliwym, wesołym już tu na ziemi.”
Jednym ze sposobów realizacji pragnienia zupełnego oddania się Bogu była
wierność w modlitwie. Wiedział dobrze, że „bez modlitwy nie ma łaski, bez łaski
nie ma zbawienia. Trzeba umieć się modlić”.
Wierność Bogu wyrażała się m.in. przez ogromną troską o dokładną, wyraźną
recytację psalmów, mimo iż - jak sam wspomina - na początku bardzo niewiele
rozumiał z tego, co wypowiada. Dbał, by jego myśli nieustannie były
skoncentrowane na Bogu. Pisał w pamiętniku: „czynem, wysiłkiem ciągłym,
zewnętrznym i wewnętrznym mam pokazać Bogu, że Go kocham ciągłą intencją,
ciągłym skupieniem, ciągłym uszanowaniem - ciągłym przywiązaniem,
przylgnięciem, ofiarowaniem się służyć mam Panu i Stworzycielowi mojemu.”...
Jedną z charakterystycznych jego cech była stanowczość. Sam był świadom, że
jest to główna cecha „prawdziwego charakteru”, dzięki której możliwe jest
sięganie po rzeczy trudne i wartościowe. Z drugiej strony wiedział, że jeśli
braknie stanowczości, to „praca, życie całe, zajęcia i obowiązki będą się
rozłazić”. Dzięki tej stanowczości udawało mu się wprowadzać w życie
program zupełnego oddania się na służbę Bogu. Dokonywało się to przez
bezapelacyjną, całkowitą wierność w codziennych obowiązkach, poprzez
pokorne przyjmowanie strapień, bólu, oschłości. Miał świadomość, że to
wszystko prowadzi do męczeństwa, bo taka jest miłość…Ogromnie szanował
czas i starał się go maksymalnie wykorzystać.
W swoich notatkach przypominał sam sobie, że ma „być bardziej punktualny,
bardziej akuratny, bardziej wierny i stanowczy. Z pierwszym dzwonkiem
przerywać pracę i zajęcia. Nie marnować tak drogiego (sic) czasu!”. Ojciec
Michał uważał, że doświadczenie Boga w życiu zakonnym jest możliwe jedynie
wtedy, gdy zakonnik odda się pod „posłuszeństwo absolutne, bezwzględne”.
Dzięki takiemu poddaniu się woli przełożonych człowiek zostanie oderwany od
wszystkich swoich przywiązań, jego egoizm zostanie złamany. Składając
profesję wieczystą zakonnik pozbywa się i dobrowolnie zrzeka wszystkiego,
z jedynym wyjątkiem- miłości Boga... Nic więc już mu się nie należy, nie tylko
w dziedzinie dóbr materialnych, ale także w dziedzinie dóbr duchowych: „żadne
żądanie nie będzie niesprawiedliwe, żadne domaganie się choćby największej
ofiary i poświęcenia nie będzie za wielkie, ani nieprawne, ani też niczym się nie
mogę wymówić, ani usprawiedliwić. Jedyną tu miarą miłość Boża.” To ostatnie
zdanie pozwala do głębi poznać sens drobiazgowego wypełniania reguły,
wyrzeczenia i ofiary. Ojciec Michał nie traktował ich jako celu samego w sobie,
ani nie stanowiły one jedynie sposobu doskonalenia swego charakteru.
2
Nieustanne pragnienie pełnienia w najdrobniejszych szczegółach woli Bożej
wypływało z chęci jak najdoskonalszej odpowiedzi na nieskończoną miłość
Boga i było w tej miłości zanurzone. Skoro Chrystus nieustannie ofiarowuje się
za na w Ofierze Mszy świętej, to najwspanialszym sposobem naśladowania
Pana jest zupełne zatracenie swego życia z miłości do Boga i braci. Ogromny
nacisk, jaki o. Michał położył na indywidualną pracę duchową mógł zamiast do
coraz większej świętości prowadzić do pychy i przekonania o własnej
doskonałości.
Ojciec Michał był świadom tego niebezpieczeństwa i „ufał w wielkie
miłosierdzie Boże”.
Napominał sam siebie:
„utrzymywać się stale i ciągle w pokorze.
Sobie nie dowierzać, nie ufać we własne siły.
Nie czuć się nigdy pewnym siebie.
Opuszczenie i upadek zawsze możliwy.
Nie liczyć na własne siły, one niczym są, chwiejne i zwodnicze”...
Jedynym sposobem kroczenia prawdziwą drogą do świętości jest trwanie
w jedności z Jezusem i liczenie wyłącznie na Jego moc: „Trzeba być nieustannie
zjednoczonym z Panem. Jemu się ciągle polecać, przez Niego, z Nim i w Nim
nieustannie żyć”. Miał głęboką świadomość, że cokolwiek posiada, nie jest to
jego własnością. Wszelkie łaski i cnoty, wszystkie sukcesy nie były też jego
zasługą... Pisał, że „żadna cnota nie jest moją własnością, nawet Wiara
i Nadzieja, bo dla Miłości Bożej mam je też oddać (jedynie przez śmierć), bo do
nieba i wieczności ich nie zabiorę - jedynie Miłość trwa na wieki”. Przylgnięcie
przez miłość do Chrystusa pozwoliło mu poznać najgłębsze pragnienie
Zbawiciela: „Jezus pragnie dusz! Sitio! Z tym pragnieniem wisi na krzyżu
i wciąż spodziewa się mojej gorliwości!”
Rozpoznanie pragnienia Jezusa było dla o. Michała podstawowym motywem
gorliwej działalności apostolskiej. Przez swoje głoszenie, przez sprawowanie
sakramentów, przez przykład, wychowywanie nowicjuszy i studentów chciał
zaspokajać „żar i upalenie, i boleść tego pragnienia”.
W perspektywie powyższego opisu jakby naturalną konsekwencją
dotychczasowego życia wydaje się decyzja podjęta przez o. Michała
Czartoryskiego w dniu 6 września 1944 roku. Wierność miłości i chęć
odpowiedzi na pragnienie Jezusa wymagały od niego pozostania
z opuszczonymi rannymi powstańcami. Nawet jeśli miałby to przypłacić ofiarą
ze swego życia. Dlatego pozostał w szpitalu jako kapłan, jak dobry pasterz,
który oddaje swoje życie za owce. (...)
Opracowano na podstawie:
o. Zygmunt Mazur OP, o. Michał Jan Czartoryski, męczennik i bohater, Kraków 1994.
3