Pielęgniarka musi mieć ciepło wsobie

Transkrypt

Pielęgniarka musi mieć ciepło wsobie
32
PARTNER
CYKLU
Sobota–niedziela 11-12 grudnia 2010 Gazeta Wyborcza wyborcza.pl
+
+
LECZYĆ PO LUDZKU
Akcja społeczna „Gazety Wyborczej”
oraz Instytutu Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej
Pielęgniarka musi mieć
ciepło w sobie
DOMINIK WERNER
Czasem zdarza się, że rodzice są agresywni, chcą postawić na swoim. Zawsze pamiętam jednak,
że nawet podczas konfliktu mamy wspólny cel: żeby dziecko wyzdrowiało
Marianna Cywka, pielęgniarka pediatryczna: – Po prostu wykonuję swoją pracę – staram się być na ich każde zawołanie, a na zadane pytanie odpowiadam, jak umiem
ROZMOWA Z
Marianną Cywką*
pielęgniarką pediatryczną
z Gdańska
JACEK KOWALSKI: Ludzie mówią, że
aby zostać dobrą pielęgniarką pediatryczną, trzeba mieć nie tylko
umiejętności zawodowe, ale i predyspozycje osobiste.
M ARIANNA C YWKA : Tak. Dużo wewnętrznego ciepła, empatii i umiejętność komunikowania się.
Coś jeszcze?
– Powiem banalnie: trzeba być po
prostu dobrym człowiekiem. Wychodzić do tych zatroskanych mam
z życzliwością. I brać pod uwagę to,
że czasami problemy, które nam wydają się banalne, dla rodziców są trudem nie do przeskoczenia. Spotykam się nieraz z bezradnością rodziców, którzy nie umieją sobie poradzić np. z karmieniem niemowlaka. Po chwili rozmowy okazuje się,
że prosty sposób na ich problem jest
najskuteczniejszy.
Długo jest pani pielęgniarką?
– Od 1986 roku. Skończyłam liceum medyczne w Piszu. Najpierw
pracowałam w Akademii Medycznej w Gdańsku na oddziale hematologii dziecięcej. Ale zrezygnowałam.
Dlaczego?
– To był dla mnie trudny czas. Byłam świeżo upieczoną pielęgniarką,
a praca była niezwykle ciężka. Leczyły się tam dzieci z chorobami nowotworowymi. Dużo było białaczek.
Mam taką konstrukcję psychiczną,
że każdy przypadek bardzo przeżywam. Ciągle jeszcze mam przed oczami te dzieciaczki. W końcu sytuacja
rodzinna zmusiła mnie do rezygnacji. Zgłosiłam się do przychodni
w Brzeźnie, gdzie przyjęto mnie jako pielęgniarkę pediatryczną. Od 15
lat pracuję w tej specjalności. Obecnie zajmuję się szczepieniami.
Rodzice bardzo panią chwalą. Wie
pani za co?
– Nie wiem. Po prostu wykonuję
swoją pracę – staram się być na ich każde zawołanie, a na zadane pytanie odpowiadam, jak umiem.
Okazuje się, że to wystarcza.
– Wciąż są wprowadzane szczepionki coraz to nowszych generacji. Rodzice
dopytują, chcą być na bieżąco. Zawsze
namawiam ich, żeby dzieci szczepić. Sporo problemów sprawia mi internetowy
ruch antyszczepionkowy. Rodzice to czytają i mają wątpliwości, że może niepotrzebne to wszystko, że to szkodliwa ingerencja w układ odpornościowy. Odpowiadam wtedy cierpliwie, że whistorii było już tyle chorób, że gdyby nie szczepienia, dawno byśmy wyginęli.
A nie byłoby wygodniej zamknąć się
w pokoju pielęgniarskim i nie reagować na natarczywe stukanie do drzwi?
– Nie mam takiego zwyczaju. Gdy
ktoś puka, otwieram.
Chyba że jest kolejka. Wtedy pewnie
pani się chowa albo spławia natrętów.
– Nie, dlaczego? Nigdy!
Większość pielęgniarek, które spotkałem, tak właśnie robi.
– Kiedy jest gorąca sytuacja, po prostu proszę o wyrozumiałość i cierpliwie tłumaczę, że w tej chwili nie mogę pomóc. Zawsze staram się uprzejmie komunikować z rodzicami dzieci. Tu nie chodzi o to, żebyśmy ich bajerowali. Trzeba z nimi rozmawiać w taki sposób, by odczuli, że ich dziecko
jest ważne. I że jest w dobrych rękach.
Czy dobra pielęgniarka może pozwolić sobie na współczucie?
– Ależ oczywiście! Gdybym nie
współczuła pacjentom, nie nadawałabym się do tego zawodu.
A może trzeba być zimną profesjonalistką, nie przywiązywać się?
– Faktem jest, że współczucie czasami miesza trochę w tej pracy. Szczególnie jak trafiają do mnie takie maleństwa, że nawet nie ma gdzie się
wkłuć. Ale szybko się otrząsam. Bo
wiem, że od mojego profesjonalizmu
zależy zdrowie tego malucha.
Zdarzyło się kiedykolwiek, żeby rodzic
panią zaatakował?
Rodzice dzielą się
ze mną swoimi
wątpliwościami
co do szczepień.
Odpowiadam cierpliwie,
że w historii było już tyle
chorób, że gdyby nie
szczepienia, dawno
byśmy wyginęli
– Tak. Czasem zdarza się, że rodzice są agresywni, chcą postawić na swoim. Ale zwykle przekonuję ich, że dla
dobra dziecka muszą zastosować się
do zaleceń. Ajeśli sama nie potrafię wytłumaczyć, o co chodzi, odsyłam do
przełożonego. Zawsze pamiętam, że
nawet podczas konfliktu mamy wspólny cel: żeby dziecko wyzdrowiało.
Czasem się zdarza, że rodzice domagają się określonych szczepień.
Usłyszeli od znajomych lub wyczytali z internetu, że ma być to i nic innego. Wtedy z całą sympatią wyjaśniam,
że owszem, posiadają wiedzę, ale jest
ona niepełna, bo dla dziecka w tym
wieku ta szczepionka się nie nadaje.
Czasem próbują jakąś szczepionkę
wymusić.
I wtedy…
– Jestem twarda. Znając zalecenia
i konsekwencje podania nieprawidłowej szczepionki, nigdy jej nie podam.
Czyli dobra pielęgniarka wszystko rodzicom tłumaczy, tłumaczy i jeszcze
raz tłumaczy?
– Tak jest!
A dziecko kocha, współczuje mu, ale
i profesjonalnie pomaga?
– Oczywiście!
Mój znajomy był niedawno w szpitalu
z dzieckiem. Przyjechał wieczorem, rano miała być operacja. Tyle mu powiedziano. Przez pół nocy dobijał się
do drzwi pielęgniarek, żeby powiedziały
coś więcej. Nikt nie otworzył. Potem
okazało się, że były w środku, ale nic
nie wiedziały, a nie chciały go denerwować. Pani by otworzyła drzwi?
– Dla rodzica to jedno jedyne dziecko na oddziale jest najważniejsze. Dla
pielęgniarki to dziecko jest także bardzo ważne, ale ona musi też znać swoje miejsce. Informacji o stanie zdrowia pacjenta udziela lekarz.
Otworzyłabym oczywiście i poinformowała, że wkrótce przyjdzie lekarz i wyjaśni, jaki jest stan zdrowia
dziecka. Jeśli dziecko jest już przyjęte
na oddział, można poprosić lekarza
o informację, powołując się na silne
zdenerwowanie rodzica. Poprosiłabym
też rodzica o troszkę cierpliwości.
Na pewno nie można zbywać pacjenta.
No tak, takiemu rodzicowi wiele to porządkuje.
– W każdej sytuacji trzeba być człowiekiem.
Pani chyba jest urodzoną pielęgniarką.
– Zawsze podobał mi się ten zawód.
Od dziecka. Zaczęło się od tego, że zachwyciłam się strojem: czepek, biały
fartuszek – uosobienie elegancji. Później zachorował mój tato i to ostatecznie zadecydowało o tym, że poszłam
do szkoły pielęgniarskiej. Widziałam,
że pielęgniarki robią dużo dobrego
– tak naprawdę to one zajmowały się
tatą. Z lekarzem rozmawiała mama,
a gdy my wchodziliśmy na salę, zawsze
była tam pielęgniarka. I pomagała nam
we wszystkim, o cokolwiek poprosiliśmy. To robiło na mnie ogromne wrażenie.
Ma pani jakieś wzorce?
– Poza siostrami, które opiekowały
się tatą, są jeszcze moje koleżanki z pracy – dobre, miłe. No i wzór – Florence
Nightingale, którą znam z literatury.
Od niej wzięłam ciepło. Zresztą każda
dobra pielęgniarka musi mieć je w sobie. *MARIANNA CYWKA
została uhonorowana nagrodą
Pielęgniarka Pediatryczna Roku
przez prezydenta miasta Gdańsk
za kompetencję i życzliwość
Pielęgniarek
jest za mało!
Elżbieta Buczkowska
szefowa Naczelnej Rady
Pielęgniarek i Położnych
Dobra pielęgniarka dla dzieci to
pielęgniarka nieprzepracowana, która ma czas na edukowanie rodzica.
Na oddziale szpitalnym praca pielęgniarki pediatrycznej jest nieoceniona – opiekuje się dzieckiem, zastępuje rodziców. Dziecko jest pacjentem wyjątkowym – wymaga większej uwagi, a także zaangażowania
emocjonalnego. Trudno mi sobie wyobrazić nieczułą pielęgniarkę, która
nie kocha dzieci. Pobyt w szpitalu to
dla dziecka sytuacja bardzo stresująca, dlatego od pielęgniarek wymaga się wrażliwości – nie tylko na płacz
dziecka, ale i na jego lęki. Dobrą metodą, by dziecko uspokoić, jest przytulenie, pogłaskanie, czytanie mu bajek. Choć prawo do wyrażania zgody
na terapię – na piśmie bądź ustnie wobec lekarza – mają rodzice dziecka,
w praktyce zlecenia te wykonuje i koordynuje pielęgniarka.
Na początku, gdy „wchodzi do systemu”, pielęgniarka jest pielęgniarką ogólną. Dopiero później się specjalizuje. Co więcej, zgodnie z ustawą o zawodzie pielęgniarki ma ona
obowiązek nieustannie podnosić swoje kwalifikacje. W praktyce tak się nie
dzieje. Winni są temu pracodawcy,
którzy nie wysyłają swojej kadry na
kursy specjalistyczne, kwalifikacyjne i inne. A kursy pomagają przecież
nie tylko nam, ale przede wszystkim
pacjentom.
Pielęgniarka może się na kursach
nauczyć m.in. komunikowania z pacjentem. Prowadzą je psycholodzy
i pedagodzy. Przykładowo – jedna z zasad mówi, że jeśli uprzedzimy dziecko w przystępny sposób, co będziemy przy nim robić krok po kroku, mały pacjent mniej się boi. Na kursie
można się też nauczyć przeprowadzania zabiegów na małym dziecku
– np. używania kontrolowanej przemocy. Chodzi o przytrzymanie malucha w czasie bolesnego zabiegu lub
zastrzyku.
To prawda, że na oddziałach szpitalnych dochodzi czasem do konfliktu między rodzicami a pielęgniarkami. Uważam, że rodzic na oddziale powinien przebywać z dzieckiem jak najdłużej, ale nie może traktować pielęgniarki jak służącej. Idealnie byłoby,
gdyby panowała tu współpraca – rodzic wspiera pielęgniarkę, a ona odpłaca się wiedzą. Pielęgniarka – a także położna – powinna być edukatorem.
Mały pacjent nie będzie przecież cały
czas w szpitalu. Trzeba nauczyć rodziców czynności pielęgnacyjnych,
które będą wykonywać w domu.
Problem jednak w tym, że jest nas
za mało! A wtedy pielęgniarka nie ma
na edukację czasu – zwykle jest przemęczona i przepracowana, trudno wtedy oczekiwać, że będzie pielęgniarką
idealną.
Na Zachodzie już dawno zauważono, że wystarczająca liczba pielęgniarek stwarza lepsze warunki zdrowienia. 1
wyborcza.pl/leczyc Kiedy zachoruje dziecko (broszura PDF)
Leczyć po ludzku 33
wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Sobota–niedziela 11-12 grudnia 2010
+
+
Akcja leczyć po ludzku trwa. Opowiedzcie nam swoją historię
Nasz e-mail: [email protected]. Pisz też na: „Leczyć po ludzku”, „Gazeta Wyborcza”, ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa
Szczepionka wprezencie
ROZMOWA Z
Dr n. med. Jerzym
Pejczem*
i prof. Leszkiem
Szenbornem*
ŁUKASZ GIZA
Czy można dziecka nie szczepić? Tak, można. Podobnie jak można jeździć autem lewą stroną drogi.
Gdy droga jest pusta, uda się dojechać. Ale w mieście, gdzie ruch jest większy, może się to skończyć kraksą.
Podobnie jest z chorobami – w ich gąszczu niezaszczepione dziecko jest bezbronne
Jeśli rodzice nie są zamożni,
niech lepiej szczepią
dziecko bezpłatnymi
szczepionkami, ale wysupłają
pieniądze na szczepienia
dodatkowe
MARZENA KASPERSKA: Czy nasz kalendarz szczepień obowiązkowych
bardzo odbiega od kalendarzy pozostałych krajów europejskich?
DR N. MED. JERZY PEJCZ: Nasz ka-
fundując obywatelom szczepionkę
przeciwko ospie wietrznej, zapłaciliby miliony euro. Z drugiej strony
oszacowali, ile wydaliby w ciągu 15
lat na leczenie choroby, powikłań,
zwolnień rodziców oraz ich absencję w pracy. Wyszło, że szczepienia
byłyby tańsze. W Polsce liczy się koszty z roku na rok, nie myśląc o zysku
w przyszłości.
W moim szpitalu w Trzebnicy hospitalizowanych jest każdego roku
około stu dzieci zakażonych rotawirusami. A gdyby je zaszczepić, żadne z nich nie wymagałoby pobytu
w szpitalu. Pomnóżmy teraz koszt
ich leczenia przez liczbę szpitali
w Polsce i dowiemy się, ile pieniędzy
udałoby się zaoszczędzić.
Czy szczepionki refundowane w Polsce są nowoczesne?
J.P.: One są dobre, bezpieczne i sku-
teczne, ale nie wszystkie są nowoczesne.
L.S.: Dotyczy to głównie szczepionki przeciwko krztuścowi. Ryzyko wystąpienia objawów niepożądanych
po stosowanej u nas szczepionce „całokomórkowej” jest nieco większe niż
po szczepionce „bezkomórkowej”.
Tę pierwszą przygotowuje się z całej
zabitej bakterii, adrugą zkilku oczyszczonych najważniejszych antygenów.
Dlatego jest lepsza. Dodam, że szcze-
List czytelnika
Rodzice, popatrzcie
na siebie
Dr n. med. (nie pediatra na
szczęście) z 23-letnim
doświadczeniem
1
Gdy dzieci zasypiają, rodzice
wylegają na korytarz i zaczyna się
spotkanie towarzyskie. Przekrzykują się, włączają laptopy, grają na
telefonach komórkowych, przygotowują sobie jedzenie. Słowem
– piknik.
Choroba w rodzinie jest stresem,
zaś choroba dziecka stresem szczególnym. I z tym nie sposób polemizować.
MIECZYSŁAW MICHALAK
lendarz jest tak dobry jak nowy polonez. A Europy jak mercedes.
PROF. LESZEK SZENBORN: Żadna z nowoczesnych szczepionek, którą stosuje się w ekonomicznie rozwiniętych krajach, nie jest ujęta w powszechnym kalendarzu szczepień
w Polsce. Brakuje w nim szczepionek przeciwko pneumokokom, meningokokom, ospie wietrznej i rotawirusom. Gdyby były, dzieci nie
umierałyby i nie były narażone na
nieodwracalne skutki zakażeń meningokowych i pneumokokowych
– rzadziej trafiałyby także do szpitala z powodu rotawirusa lub ospy
wietrznej.
Może państwu to się nie opłaca.
J.P.: Niemcy wyliczyli kiedyś, że
trzymiesięczne niemowlę traci odmatczyną odporność i zaczyna częściej chorować. Pneumokoki przenoszone są drogą kropelkową i mogą wywołać ciężkie zakażenia inwazyjne: zapalenie płuc, ucha, zatok, a także zakażenie krwi, czyli sepsę, i zapalenie
opon mózgowych. Rocznie choruje
z tego powodu kilkaset dzieci.
Od czterech lat w Kielcach miasto
finansuje szczepienia wszystkich maluchów przeciwko pneumokokom.
Efektem tej akcji jest 60-procentowa
redukcja przyjęć do szpitala z powodu zapalenia płuc w grupie dzieci do
drugiego roku życia. Te, które są hospitalizowane, trafiają do szpitala z innych powodów, np. zapalenia płuc wywołanego wirusami.
Prof. LESZEK SZENBORN:
Dr n. med. JERZY PEJCZ:
Każde dziecko dostaje
po przyjściu na świat prezenty.
Może warto, by dziadkowie
i wujkowie zamiast pięciu
zabawek dali pieniądze
na szczepionkę?
pionka „bezkomórkowa” także w Polsce bywa bezpłatna, ale przysługuje
wyłącznie dzieciom, u których już
wcześniej wystąpiły objawy niepożądane lub dzieciom dotkniętym chorobami neurologicznymi.
wyszczepialność przekracza 90 proc.
Ale mówimy o szczepieniach obowiązkowych. Pamiętajmy, że rodzice,
którzy ignorują te szczepienia, popełniają wykroczenie administracyjne
i mogą zostać ukarani. W pilnowaniu
terminów pomagają pielęgniarki
z punktów szczepień, które informują rodziców o zaległych szczepieniach.
Ze szczepień zalecanych natomiast
korzysta w Polsce nie więcej niż 20 procent dzieci. Częściej szczepione są
dzieci z większych miast.
Ostatnio coraz głośniej o ruchu antyszczepionkowym.
L.S.: Nie jest on bardzo popularny, ale
wszystkim realizować program szczepień obowiązkowych. Może to zrobić
za pomocą szczepionek bezpłatnych
lub za pomocą nowocześniejszych, zawierających np. „bezkomórkowy”
krztusiec, szczepionek skojarzonych
np. 5- lub 6-walentnych, które uodparniają dziecko jednocześnie przeciwko pięciu lub sześciu chorobom.
Rodzic musi za taką szczepionkę za-
płacić, ale ma świadomość, że zapewnił dziecku większy komfort – jej podanie oznacza tylko pojedyncze wkłucie. Szczepionka skojarzona nie przeciąża wcale bardziej systemu immunologicznego dziecka.
Zupełnie czymś innym jest oferta
dodatkowych szczepień, np. przeciwko
pneumokokom i meningokokom. Płacąc za taką szczepionkę, rodzic daje
dziecku nową jakość, bo umożliwia
mu nabycie odporności przeciwko
większej liczbie zakażeń. Wniosek? Jeśli rodzice nie są zamożni, niech lepiej
szczepią dziecko bezpłatnymi szczepionkami, ale wysupłają pieniądze na
szczepienia dodatkowe.
J.P.: Lekarz powinien dostarczyć rodzicom rzetelnej informacji, a potem
dać im wybór. Wiem, że nie wszystkich
stać na opłacenie dodatkowych szczepień, ale warto spojrzeć na to inaczej
– każde dziecko dostaje po przyjściu na
świat prezenty. Może warto, by dziad-
Warto się jednak przyjrzeć rodzicom w szpitalu. Już w izbie przyjęć zaczynają się awantury – wielu rodziców
twierdzi, że to ICH dziecko musi być
przyjęte bez kolejki. Jeśli stan zdrowia nie zagraża życiu dziecka, niestety, trzeba czekać.
Gdy dziecko trafia już na oddział
– trzeba je zbadać. Nie ma czasu na zabawę z misiem, gdy za drzwiami kolejka. Płaczące i wyrywające się dziecko pielęgniarka musi przytrzymać,
a wtedy jest rugana przez rodziców.
Koleżanka była świadkiem, jak babcia
uderzyła pielęgniarkę w rękę.
Koszmarem jest noc. Sale chorych
nie są z gumy, a zmieniają się z pięcioosobowych w dziesięcioosobowe.
Gdy dzieci zasypiają, rodzice wylegają na korytarz i zaczyna się spotkanie towarzyskie. Przekrzykują się,
włączają laptopy, grają na telefonach
komórkowych, przygotowują sobie
jedzenie. Zdarza się słyszeć popisy
wokalne mam śpiewających na cały
oddział kołysanki na dobranoc. Słowem – piknik.
Chorego w szpitalu trzeba nakarmić, więc mimo przepisanej diety, np. przed operacją, rodzice przynoszą z domu rosołek. Bywa, że jedzenie nie jest pierwszej świeżości
(np. przetrzymywane latem na parapecie) i dochodzą problemy związane z zatruciami.
Bywa, że i sam rodzic jest chory.
Katar, niegroźny dla osoby zdrowej,
dla dzieci z obniżoną odpornością jest
zagrożeniem. Ale ten argument nie
trafia do przeziębionej mamy, która
rezyduje na oddziale.
Słowo o higienie. Mama czy babcia
wychodzi z ubikacji i brudnymi rękami dotyka dziecka, podaje mu jedze-
Rodzice nie zawsze mają wiedzę na
temat szczepień. Gdy idą z dzieckiem
do gabinetu i słyszą: „Mamy dla pani dziecka lepszą szczepionkę, ale za
300 zł”, nie wiedzą, co robić. Boją
się, że lekarz naciąga ich na zbędny,
być może, wydatek.
L.S.: Zadaniem lekarza jest przede
Czy wiemy, ile procent dzieci jest
w Polsce szczepionych?
L.S.: Z danych sanepidu wynika, że
kowie czy wujostwo zamiast pięciu zabawek dali pieniądze na szczepionkę?
To dodatkowy zysk dla dziecka, rodzaj
ubezpieczenia i jednocześnie ulga finansowa dla rodziców. Na Dolnym Śląsku od lat propagujemy ten rodzaj prezentu i mamy dużo sygnałów, że staje
się on coraz popularniejszy.
Czy lekarze zawsze mówią rodzicom
o szczepieniach zalecanych?
L.S.: Mają taki ustawowy obowiązek.
J.P.: Jeśli lekarz nie powie, a dziecku
coś się stanie i rodzice podadzą go do
sądu – przegra. Dlatego radzę lekarzom, żeby zbierali podpisy rodziców
pod oświadczeniami, że nie zgadzają
się na dane szczepienie.
Gdyby panowie mogli decydować,
jaką szczepionkę włączyliby do
szczepień obowiązkowych jako
pierwszą?
L.S.: Przeciwko pneumokokom, moż-
przyznaję, że powoduje pewną, zupełnie niepotrzebną, nerwowość.
Kiedy rodzic mnie pyta, czy można dziecka nie szczepić, odpowiadam:
tak, można. Podobnie, jak można jeździć autem lewą stroną drogi, a nie prawą. Czasami, gdy droga jest pusta, uda
się nawet dojechać naprawdę daleko.
Ale w mieście, gdzie ruch samochodowy jest większy, będzie to wręcz niemożliwe. I prawdopodobnie skończy
się kraksą. Podobnie jest z chorobami
– w ich gąszczu niezaszczepione dziecko jest bezbronne. ROZMAWIAŁA MARZENA KASPERSKA
*PROF. LESZEK SZENBORN
przewodniczący Polskiego
Towarzystwa Wakcynologii, kierownik
Katedry i Kliniki Pediatrii i Chorób
Infekcyjnych Akademii Medycznej we
Wrocławiu
*DR N. MED. JERZY PEJCZ
na ją podać już po szóstym tygodniu
życia. Dlaczego tak szybko? Ponieważ
członek Polskiego Towarzystwa
Wakcynologii, ordynator oddziału
dziecięcego Szpitala im. św. Jadwigi
Śląskiej w Trzebnicy
nie. Już nic nie powiem o „zapachu”
niemytych ciał.
Rodzice ładują komórki, laptopy,
palą bez opamiętania światło, leją wodę. A potem dziwią się, że szpital ma
długi. Woda i prąd kosztują.
Lekarza rzeczywiście czasem trudno złapać na oddziale, bo operuje, robi
badania endoskopowe, obsługuje inny
oddział lub jest w izbie przyjęć. Poza
tym ma mnóstwo papierkowej roboty
– prowadzenie historii choroby, wypisywanie recept dla wychodzących, kart
informacyjnych, skierowań isetek druków dla NFZ. Jak ma to robić, gdy na
głowie siedzi mu rodzina dziecka i domaga się informacji tu i teraz? Musimy
zatem stosować różne fortele i chować
się. Informacji udzielamy w określonym czasie i przy wypisie do domu.
Dlaczego jesteśmy rugani za język
medyczny, podczas gdy nie oburza, że
prawnik używa języka prawniczego?
Można przecież poprosić o wyjaśnienie, zamiast od razu robić awanturę.
Agresja budzi agresję, stąd zmęczony
personel medyczny nie zawsze jest
uprzejmy.
W polskich szpitalach brakuje lekarzy i pielęgniarek. Winę za to ponosi system płac, ale także fatalne traktowanie nas. Obrzucony inwektywami
lekarz szuka pracy w prywatnej placówce lub... za granicą. Podobnie lub
nawet gorzej jest zpielęgniarkami. Traktuje się je jak sprzątaczki i służące,
a przecież mają wyższe wykształcenie.
Drodzy Rodzice, nim wysuniecie
żądania, by personel medyczny traktował Was jak partnerów, a nie intruzów, popatrzcie na siebie. Nawet stres
związany z hospitalizacją dziecka nie
usprawiedliwia wielu Waszych poczynań.