Duch - East Games United

Transkrypt

Duch - East Games United
Szedłempowoli,zimatrzymałaziemięwlodowychokowachibolałymniewszystkiekości.Nicto.Jeśli
muzależy,poczeka.Wjegoświecieczasniewątpliwiepłynieinaczej.Czymjestgodzinawobliczu
seteklat?
Niemasięcospieszyć.
Zresztą…gdziemiałbyiść?
Nocbyłajasna,skrzyłasięodbiciemgwiazdwśniegunietkniętymludzkąstopą.Nadgłowąmiałem
czarnąkoronędrzewiobojętnątwarzksiężyca.Parsknąłem.Parauniosłasięzmoichnozdrzyi
uleciałazaraz,rozpraszającsięwlodowatympowietrzu.Takiemutodobrze,pomyślałem.Wisisobie
naniebieinicgonierusza.Pozaziemskągrawitacją,oczywiście.Obracajsiętam,nawiekizawieszony
wsferachniebieskich–dodałemmściwie,choćprzecieżniezawiniłmiwniczym.Izreflektowałemsię
zaraz.Niedobrzejestobrażaćbóstwolunarne.Nigdyniewiadomo,ktosłuchatwoichmyśli.
Niepotrzebnemikłopoty.Ibeztegomojasytuacjabyłazła…abogowiebywająpamiętliwi.
Ostatecznie,niezostałoimjużnicwięcejniżpamięć.Westchnąłemgłęboko,oddającpowietrzu
kolejnąporcjęciepła.
Nocnąciszęprzerwałorżenieiusłyszałemodległytętent.Zatrzymałemsięwoczekiwaniu.Koń
pojawiłsięmiędzypniami,wyglądającjakzjawa–doskonalebiałykolorsierściwspółgrałzzimowym
krajobrazem.Zatupałkopytami,błysnąłczarnymokiem.Efekciarz.Jakimcudem,będącotyle
starszym,czułsięlepiejniżja?Losniejestsprawiedliwy.
-Nieociągajsię–usłyszałemwgłowierozbawionygłos–Czekam.
Sapnąłemzirytacją.Przecieżidę.Boląmniewszystkiekości!Niejestemjużtakimłody.Rumak
zawróciłnakopycie,podnoszącchmuręśnieżnegopyłu,wiatrrozwiałjegoogon.Pogalopowałmiędzy
drzewami,wskazującmidrogę,zupełniejakbymmógłjązapomnieć.Puszczastałasiębardziejdzika,
gęstwaniemalnieprzebyta.Byłemdużyiciężki,przedzierałemsięprzezzaroślabezgracjiibez
przyjemności.Wreszcie…krzakiustąpiłyizobaczyłemprzedsobąpolanę.Byłaniemalidealnie
okrągła.Wyrwawścianiedrzewpozwalałaksiężycowizalaćjąpowodziąświatła.Nieopodalszemrał
strumyk,którynigdyniezamarzał.Pomojejlewejręcerósłdąb,poprawej–jesion.Splatałysię
gałęziami,tworzączielonybaldachim…nadposzarzałązestarości,porośniętąmchemsylwetką
posągu.Widziałemtrzyjegotwarze–jednąnawprost,dwiezprofilu.Czwartapozostawałaukryta,od
kiedypamiętam.Figuradzierżyławdłoniachpioruniklucz,prastareatrybutywładzy.Parsknąłemw
powitaniu.Usłyszałemdalekierżenie.
-Rozbierzsię–oznajmiłobóstwo–Musimyporozmawiać.
Wzdrygnąłemsięipotrząsnąłemgłową.Rozbierzsię!Dobresobie.Łatwomumówić.Samnie
odczuwachłodu.
-Rozbierzsię–poleceniepadłoponownie–Równonoczatrzydni,niemamyczasunagłupoty.
-Dopioruna!–nieopatrzniezakląłemwduchu.
-Bacznasłowa!
Westchnąłem.Wyglądałonato,żenieuniknęprzemiany.Igrypy.Zociąganiemotrząsnąłemsię,
szukającwgłowiezapomnianychsłów.Dawnotegonierobiłem.Owładnęłomnąnienaturalnedrżenie
–wibracjarozpoczynającasięnagrzbiecie,spływającadonóg.Doznanieniebyłobolesne,lecznie
tęskniłemzanim.Byłemwiernytejnaturze,którąuważałemzaprawdziwą.Palcami,które
natychmiastzgrabiałymizzimna,szarpnąłemskórę,któraopadłamidostópinarzuciłemjąna
ramiona.Równonoc!Byćmożewiosnajużnadchodziła,czaiłasięzarogiem,alezimaniezamierzała
ustąpićwcześniej,niżzmusijądotegoprzedwieczny,nieugiętymechanizm.
-Masz–warknąłemschrypniętymgłosem–Jestem!
-Byku–odparłobóstwo–okiełznajgniew.Niewzywałemcięprzezlata,pozwalałemudawać,żeś
niczymwięcej,niżzwierzęciem.Takibyłtwójwybóriszanowałemto.Jakwszystkiewaszewybory…
-Dobrzejuż,dobrze!–przerwałemmu–Czegochcesz?
Jaszabyłniebywalegadatliwy,gdytylkonadarzałasięsposobność.Możedlatego,żetakrzadkomiał
okazjęzkimśporozmawiać.Nieżebymjasamwidziałwrozmowiejakąkolwiekwartość.Gdybyktoś
mniepytał…
-Takdalejbyćniemoże–oświadczyłposąg–Byłemcierpliwy,czekałemtakdługo,jakmogłem.Ale
dłużejczekaćniemogę!
Statuazatrzeszczałaprzytymniepokojąco,zwieczniezielonegomchuosypałsięsiwypył.
-Oczymtymówisz?–zapytałem,choćmiałempaskudneuczucie,żewiemdoczegozmierzabóstwo.
-Wieszdoczegozmierzam–potwierdziłmojepodejrzeniaJasza.Czytaniewmyślachtowstrętny
nawyk,miałemnadzieję,żejużtegoniepraktykuje…żestajesięsłabszy,jakmywszyscyijużtegonie
potrafi.Myliłemsię.
-Skoropotrafiszczytaćmiwmyślach,pocotacałaszopka?–mruknąłemgniewnie,wskazującgłową
siebiesamegoimojąskórę.
-Japotrafię–przyznał–Onanie.
Wtejsamejchwilinadlasempodniosłosięwycie.Rozpaczliwiesmutna,tęsknapieśńsamotnego
wilka.Wilczycy,gwoliścisłości.Dźwiękponiósłsiędalekimechemwśróddrzew.Puszczazamarław
absolutnymmilczeniu…najedno,dwa,trzyuderzeniaserca.Apotem,wodpowiedziodezwałsięchór
gniewnychgłosów.Jegowymowabyłajasnanawetdlamnie–„Milcz,wyrzutku.Niemadlaciebie
miejscawśródnas”.Wilczycazawyłaponownieiszczeknęłakrótko,złowróżbnie.Wilczestadotym
razemniepodjęłowyzwania.Usłyszałemszelestwzaroślach–tylkodlatego,żechciała,byśmyją
usłyszeli…Apotemwypadłanapolanę-srebrzystobiała,wyniosła,dzikaipiękna.Okręciłasięwokół
własnejosi,śniegzaskrzypiałpodjejłapami.Groźniezalśniłybiałe,ostrezęby.Rozwarłapaszczęw
uśmiechu,któryrówniedobrzemógłbyćostrzeżeniem.Ktotowieztymiwilkami.
-Wadero–powitałjąJasza–Raczsięprzeistoczyć,złaskiswojej.Musimyporozmawiać.
„Raczsięprzeistoczyć”!Mniebezceremonialniekazałsięrozebrać.Gdzietusprawiedliwośćirówne
traktowanie?
-Niebądźmałostkowy,Byku–zgromiłmniebóggromu–Todziecinne.
Waderaziewnęłaszerokoizamiotłaśniegogonem.Widziałemrozbawieniewjejjasnychoczach.
-Nodalej–ponagliłjąJasza–Musimysięnaradzić.
Onatylkoprzekrzywiłagłowę,patrzącnaposągzgłupawąminąpsa,któryniezrozumiałpolecenia.
Drewnozaskrzypiało.Byłempewien,żeJaszasapnąłbyzirytacją,gdybytylkomógł.Mimowolnie
zachichotałem.
-Tojestniepoważne–zagrzmiałnatychmiast,ajaugryzłemsięwpoliczek,powstrzymującśmiech–
Wdawnychczasachżadnezwasnieośmieliłobysięnapodobnelekceważenie!
Iktotujestmałostkowy?
-Wdawnychczasach…-rozkręcałosiębóstwo.Miałemdziwnewrażenie,żespoglądamnajegoinne,
bardziejgniewneoblicze–Mógłbymwamnakazaćprzemianę.Niemusiałbymprosić.Kiedycoroku
ludzkieofiarydawałymimoc,awpochwalnychhymnachbyłempierwszynafirmamencie,wyzaś…
wy!Byliścietylkoduchamizwierząt!Pomniejszymibytami…!Wdawnychczasach…
Wilczycazawarczałagniewnie,zobaczyłemzłowrogibłyskwjejspojrzeniu.
-Zamilczjuż!–krzyknąłem–Dawneczasyprzeminęłyinigdyniewrócą!
Chmuraprzesłoniłaksiężycinapolaniezrobiłosięciemniej.Ijakbyzimniej.Kiedywiatrprzegonił
cienie,twarzposąguznówbyłaspokojna.
-Maszrację,Byku.Pozostańwwilczejskórze,jeżelitakatwojawola,Wadero.Zwołałemwastutaj,bo
DuchPuszczyodszedłimilczy.
Wilczycazaskomlałaizrozumiałem,żeprzeczuwała,jakijestpowódnaszegospotkania,podobniejak
ja.
-Ponieważmijadekadaodkiedyzniknął,odkiedysłyszeliśmyjegogłos…iponieważpuszczaumiera
bezniego,któreśzwasmusiprzejąćjegoobowiązki.
Nieodezwaliśmysię,anija,aniona.
-Zagrażanamnowyświat,bezdusznesiłyżelaza,nienasyconypotwórpostępu.Zkażdymściętym
drzewem,zkażdymcelnymstrzałemjesteśmycorazsłabsi.Puszczapotrzebujeswojegoopiekuna,
swojegogłosu.
-Niewygramyztym–szepnąłemcicho–Naszczasprzeminął.Trzebasiędostosować.Anitopierwsza
aniostatniazmiana.
-Tak!–zagrzmiałJasza–Niewygramy!Ty…–rzeźbionewdrewnieoczyskierowałyswojeniewidzące
spojrzenienawilczycę–…itobiepodobni,schodzicienapsy!Aty…–poczułemciężartegospojrzenia
nasobie–…itwojestado,pasieciesięwśródkrów!
Skrzywiłemsię.Zrozumiałemniedopowiedzianeiniespodobałomisięto.Waderzerównież,sądzącz
wyszczerzonychzębówigłuchegowarkotudobywającegosięzjejpiersi.
-Niewarcznamnie,suko–starożytnebóstwoudowodniło,żemawieletwarzy–Tej,którawas
powołaławinnijesteściepamięćiszacunek.Oddaćjejto,cojejnależnetowaszapowinność.Niemoja!
Jajestemtylkostrażnikiem…prawbyćmożeminionych,leczniezapomnianych.Pytamwięc…które
wastozrobi?Któremamwyznaczyć?
-DuchPuszczyżyje,drewnianastatuo–usłyszałemcichyszept.Zerknąłemwbok,oszołomiony.Stała
tam,naśrodkupolany,nagaipiękna,awilczaskóraścieliłasięujejstóp–Poprostugotuniema.
-Zpewnościątywiesznajlepiej–odrzekłJasza–Wkońcutociebiezostawił,wybierającswojąludzką
stronę.
Skrzywiłemsię,alewilczycapozostałaniewzruszona.
-Todlategowyklęłociętwojewłasnestado.Bezniego,bezWilka,niematamdlaciebiemiejsca.To
dlategobiegaszsamotnieleśnymiścieżkami,nawołując,wzywając…Samotnośćtodlawilkanajgorszy,
najbardziejgorzkilos…
-Wystarczy!–podniosłemgłos.
Jaszazamilkł,choćsiętegoniespodziewałem.
-Wezwijgo,jeślipotrafisz–oświadczyłpochwili,pokazującnamznówspokojnątwarz–Niechwróci,
jeżelijesteśwstaniegototegoskłonić.Jeślinie–przejmijjegoobowiązki,Wadero.Lubniech
przejmiejeByk.Dlamniebezróżnicy.Macieczasdorównonocy.Inaczejpuszczaprzepadnie,awrazz
niąmywszyscy.
Opuściłemgłowę,niebędącwstaniespojrzećwstronękobiety.Gdypodniosłemwzrok,posąg
ukazywałnamwykrzywionerozpacząrysy.
-Toniemojadecyzja,przecieżwiesz–powiedział–Czujeszśmierć,którąpachnądrzewa,chorobę
którajetoczy…czujeszzgniliznęismród,któreporastajątkankijakbolesnewrzody,wiesz,żewięcej
zwierzątumieraniżsięrodzi.
Skinąłemgłową.Wmiejscukobietyponowniesiedziałwilk.
-Powiedziałem.Idźciejuż–pożegnałonasbóstwoiumilkło.Woddalizarżałkoń.Wiatrcisnąłśniegw
stronędrewnianejsylwetki,ukrywającwszystkiejejtwarzepodbiałązasłoną.
-Cóż–mruknąłempochwiliistrzepnąłemskórę–Jeżelimamygoznaleźć,czekanasdługadroga.
Miastoprzywitałonassmrodem,hałasem…kakofoniądźwięków.Nieodwiedzałemgoodlat,trudno
powiedziećżebymtęsknił.Wubraniuczułemsięjakwprzebraniu,choćprzecieżczęśćmojejnatury
byłaludzka.Nawetjeśliodlatniedopuszczałemjejdogłosu.Wilczycakroczącaprzymojejnodze
wzbudzałapowszechnezainteresowanieiniepokój.Trudnojąbyłowziąćzapsa,mimożepodkuliła
ogonipaszczętrzymałazamkniętą.Zignorowaławszystkiemojesugestie,żegdybybyławludzkiej
postacibyłobyłatwiej…przemieszczaćsię.Iprzekonaćgo.
Samochodówbyłowięcej,niżzapamiętałem.Ibloków.Iludzi.Czułemsięniecoprzytłoczonyinie
mogłemzrozumieć,jakktokolwiek–mającwybór,możewybrać…towszystko.Odległy,niemal
niesłyszalnyzzamiejskichmurówzewpuszczyprzyzywałmniezrozpaczliwątęsknotą.Bolałymnie
wszystkiekości.Wilczycazaskomlałaipoczułempoddłoniąjejszorstkąsierść.Pozwoliłamisię
dotykaćtylkoprzezułameksekundy,apotemodsunęłasię–dzika,jaksamżywiołinieujarzmiona,
jakzawsze.Aletopomogło.Wspomniałemprzelotnieteczasy,gdybiegaliśmyrazempopuszczy–
młodzi,pełnimocy,doświadczającypotęgiżyciawkażdymjegoaspekcie.Młodzi…Byłapiękna,
zwinna,niebezpieczna.Jabyłem…silnyinieugięty.Potembiegałznamirównieżon,Wilk.Duch
Puszczy.Niewiem,czybyłDuchem,któryprzyjąłpostaćWilka,czyWilkiem,któryzostałDuchem.Nie
podejrzewałem,żebymiałotojakiekolwiekznaczenie,skoroostateczniezostałczłowiekiem…inie
ścigaliśmysiępoleśnychduktachjużnigdywięcej.Czytowtedystaliśmysięstarzy?
Gdynieotaczałymniedrzewaiichzapach,słabłem.Wspomnieniastawałysiębladeiniewyraźne.
Tęsknotęzanieskrępowanymbiegiemprzezmorzetrawzastąpiłopragnienie,byusiąśćwmiejscu,w
którymstałeminieruszyćsięwięcej.Waderawarknęła,aletak,żeludzieprzednamizatrzymalisię,
wydającokrzykstrachu.Uspokoiłemich,unoszącdłoń.Wilczycanerwowooblizaławargi,aja
podziękowałemjejzaczujność.Stanęliśmyprzeddrzwiamimurowanegobudynku.Napodwórku,w
piaskownicybawiłosiędwojeludzkichszczeniąt.Zarównowęch,jakiinstynktpodpowiadałymi,że
dobrzetrafiliśmy.Mimotegozawahałemsię.Naraz…poczułemwdłonichłodnyciężarklucza.
Prychnąłempodnosem.Czydostanęrównieżpiorun,wrazieniepowodzenia?
Nieusłyszałemżadnejodpowiedzi,więcwszedłemdośrodka.Ścianydomuzamknęłysięwokółmnie,
odcinającodświata.Uczuciebyłotakie,jakbymwpadłdostudni–choćtomisięnigdyniezdarzyło.
Nawetwnajczarniejsząnoc,wnajwiększejgęstwinie…puszczanigdyniebyłatakciemnaigłucha,a
ciszatakzłowróżbnaimartwa.Wzdrygnąłemsię,aleWilczycanieczekałanamnie.Wkorytarzu
przednamiwidniałykolejnedrzwi…Waderaskoczyłananie,raz,potemkolejnyraz.Ustąpiłyz
głuchymjęknięciem,otwierającprzejście.Holzalałapowódźświatła.
Wszedłemdośrodka.
Wilksiedziałnaprzeciwko,nakrześle–wludzkiejskórze.Omiótłwzrokiemmojątowarzyszkęi
spojrzałnamnie.
-Czegochcecie?–zapytałbezżadnychwstępów.
-Mijadziesięćlat,odkiedyodszedłeś–zacząłemcicho.
-Wiemdokładnie,ileczasuminęło–sarknął–Jaszawasprzysłał?
Niewidziałempotrzeby,bypotwierdzać,anibyzaprzeczać.
RoześmiałsięcichoiwyciągnąłdłońdoWilczycy.
-Przychodziszwięcdomnie,mojatowarzyszko,mojakochanko,mojapartnerko–wymruczał
uwodzicielsko.Usłyszałem,jakgłębokowwilczejpiersibudzisiętęsknyskowyt–Mojapiękna,
niebezpieczna…mojaWilczyco.Wciążpamiętam,jakgnaliśmyrazemprzezleśneostępyinikt…-
zerknąłkumnieizobaczyłemwjegowzrokuzimnąnienawiść-…niktniebyłwstanienasdogonić.
Chciałabyśtak?...Chciałabyśznów?...
Powoli,jakbyniecowbrewsobieWaderapołożyłasięnaziemi,podpełzającdoniego,awkońcu
kładącsięnaplecach,odsłaniającbrzuch.Żalścisnąłmigardło.
Wilkwyciągnąłdłoń,niemaljejdotykając…niemal.
-Niestety–powiedział,cofającniedokończonygest–Niewrócę.Anidociebie.Anitam.
Niezdobyłemsięnato,bynaniąspojrzeć.
-Puszczaumrzebezciebie–powiedziałem.
-Puszczajużjestmartwa.
-Nie!Nie…dopókimyżyjemy…
-Puszczajeststracona!–powtórzyłznaciskiem–Totylkokwestiaczasu.Bezpotrzebyprzedłużacie
jejagonię.
-Nierozumiesz!
-Nie!Totynierozumiesz….Jesteśmystraceni.Chyba,żeprzyjmiemyto,coniesielos.
-Co?...
Roześmiałsię.
-Niezorientowałeśsięjeszcze?Dostałeśludzkąskóręwdarze.Poto,byśmógłocaleć.Aty…
-Nie!
-Tak.Odrzucasztendar,bywłóczyćsiępobezdrożach,szwendaćpocmentarzyskuminionychdni.
Jeżelichceszprzeżyć,musiszsięzmienić.Jajużtozrozumiałem…
Wtejchwilidopokojuwpadłyludzkieszczenięta.
-Tato!Tato–zaczęłysięprzekrzykiwać–Chodź,pobawsięznami.
NiepatrzyłemnaWaderę,aleusłyszałemwarkotdobywającysięzjejgardła.Wilkpoderwałsięiw
ułamkusekundystanąłmiędzynią,animi.
-Nieważsię!–krzyknął–Preczzmoichoczu!Wybrałemto,cozwycięskie.Odrzucamto,co
przegrane.Wybieram…mojejedyne,prawdziwedzieci.
WycieWilczycyodbiłosięodścianbudynku,zabrzęczałowszybach.Iumilkło,jakuciętenożem.
Zawróciłazpodkulonymogonemiwybiegłaprzezdrzwi.
Ruszyłemzanią…zanią,jakzawsze.
-Pamiętaj–krzyknąłzamnąWilk.Lubtylkoto,cozniegozostało–Jesttylkojednowyjście.Bądź
żubrem,którywybierzeczłowieka.Nieczłowiekiem,którzywybierzegłupio…
Biegliśmyprzezmiasto.Betonowylas.Wilczycaija.Niebozachmurzyłosię.Spadłśniegzdeszczem.
Topniałodrazunachodniku.Utrzymywałsięniecodłużejnaposzarzałych,ściętychżelaznym
uściskiemzimytrawnikach.
Zabudowaniarzedły,przednamipojawiłysięzarośla.Zapadałzmierzch–ostatnizmierzchprzed
równonocą.Naniebiewidziałembladyowalodległegosłońcaisłabyzarysksiężyca.Odwieczni
adwersarzetkwilinaprzeciwkosiebie,jakzawszebardziejzainteresowanistaczanymmiędzysobą
pojedynkiem,niżproblemami,zjakimizmagaliśmysiętu,naziemi.
Panowałpółmrok,kiedywstąpiliśmywpuszczę.Zostawiliśmyzasobąświat,rozświetlonytysiącami
świateł…jednakciemny.Światgorący…ibardzozimnyzarazem.
-Poczekaj!–krzyknąłemdoniej.
Nieobejrzałasięzasiebie.Zacząłemzrzucaćzsiebieubranie,niepatrzącnanie,niepoświęcającmu
anijednejmyśli,anijednegospojrzenia.
Wilczycaprzysiadłanazadzie,poderwałałebdogóry.
Wjejwyciubyłowszystko.Byławnimtęsknota,byłarozpacz.Byłamiłość,najprawdziwsza.Była
najpiękniejszaobietnica.Wiedziałemdlakogoprzeznaczonyjesttenzew.Wiedziałem,żeniejest
przeznaczonydlamnie.Jednakkażdyjegodźwięk,każdanutazapadałamiwserce–iwpamięć.
Miałemnadzieję,żeonnigdyniebędziewstanieonimzapomnieć.Żebędziebudziłsięwnocy,zdjęty
przemożnympragnieniem…któregonigdyjużniezdołazaspokoić.
Jakja.
AletonieWilkodpowiedziałWilczycy.Zrobiłytowilki.
Ichdzieci.
Polanazaroiłasięodszarych,zwinnychpostaci.
Aonapołożyłasięmiędzynimi,jakwcześniej,odsłaniającbrzuch.Nieżegnającmnienawetjednym
spojrzeniem.
Pośpieszniesięgnąłemdostóp,wprzeczuciunadciągającejkatastrofy.Skórabyłatamoczywiście,jak
zawsze.Zacząłemjąwciągaćnasiebie,alegdyWederazginęłapodfaląpokrytychsrebrzystąsierścią
ciał,bezresztyibezjęku,wiedziałem,żejestjużzapóźno.
To,cosięstało,byłoprawdziwymkońcemepoki.
Wilkiodchodziłypojedynczo.Czmychaływmrok-nieczułe,kierującesięwyłączniebiologicznym
instynktemcienie.Ostatecznie….bezpierwiastkaludzkiego,tosątylkozwierzęta.
Zatupałemwskostniałąziemię,zakrzyknąłemgłucho.Nikt,aniwpuszczy,anitymbardziejwmieście
niebyłwstaniemnieusłyszeć,anizrozumieć.Ostatecznie…bezpierwiastkazwierzęcego,sątotylko
ludzie.
Poczułemsięcałkiemsam.
Równonocprzyszłaiprzeminęła.Wyczuwałem,żezimapoddajesięstopniowo.Żegnałamnie,
zakasującśnieżnąszatę,przesyłającmiostatnimroźnypocałunek.„Dozobaczeniawkrótce”,zdawała
sięmówić.„Nigdynieznikamnadługo”.
Wiosnanadchodziłapowoli,bawiącsięnaszymzniecierpliwieniem.Nieznajdowałemwtymżadnej
otuchy.
Byłemstary.Bolałymniekości.
Szedłemwśróddrzew,zmierzająckupolaniewsamymserculasu.Zaroślaustąpiły,szarpiącmnieza
skołtunionąsierść.Zobaczyłemposągkołostrumienia.Zbliżyłemsię.Jastrząb,któregoniewidziałem
wcześniej,zprzenikliwymwrzaskiempoderwałsiędolotu.Spojrzałemwtwarzwyrzeźbionejw
drewnieprastarejpostaci…izobaczyłemjejczwarteoblicze.
Byłopuste.
Zawołałem.Widziałem,jakniewielkiestworzeniawpanicepierzchająprzedmoimkrzykiem.Drzewa
pochyliłysiękumnie,składającmipokłon.Poczułem,jakżycietysiącastworzeńpulsujemipodskórą.
Wmojejpiersirezonowałrównieżrytmsercludzi,którzyskierowaliswojekrokiwgłąbmojego
królestwa.Onitakżemnieusłyszeli,mimożeniezrozumieli…
Jestemżyciem.Jestemśmiercią.Mojąobecnośćznajdzieszwkażdymźdźbletrawy,trzepocieskrzydeł
motyla,melodiikropeldeszczunaliściach.Rodzęsiętysiącrazykażdegodnia,tysiącrazyumieram.
Wydzieraszmimojeciało,kawałekpokawałku,nieustępliwie.Wiecznienienasycony,wiecznie
głodny.
Alejeszczeistnieję.
JestemDuchemPuszczy.
Znaszmnie?

Podobne dokumenty