Duch - East Games United
Transkrypt
Duch - East Games United
Szedłempowoli,zimatrzymałaziemięwlodowychokowachibolałymniewszystkiekości.Nicto.Jeśli muzależy,poczeka.Wjegoświecieczasniewątpliwiepłynieinaczej.Czymjestgodzinawobliczu seteklat? Niemasięcospieszyć. Zresztą…gdziemiałbyiść? Nocbyłajasna,skrzyłasięodbiciemgwiazdwśniegunietkniętymludzkąstopą.Nadgłowąmiałem czarnąkoronędrzewiobojętnątwarzksiężyca.Parsknąłem.Parauniosłasięzmoichnozdrzyi uleciałazaraz,rozpraszającsięwlodowatympowietrzu.Takiemutodobrze,pomyślałem.Wisisobie naniebieinicgonierusza.Pozaziemskągrawitacją,oczywiście.Obracajsiętam,nawiekizawieszony wsferachniebieskich–dodałemmściwie,choćprzecieżniezawiniłmiwniczym.Izreflektowałemsię zaraz.Niedobrzejestobrażaćbóstwolunarne.Nigdyniewiadomo,ktosłuchatwoichmyśli. Niepotrzebnemikłopoty.Ibeztegomojasytuacjabyłazła…abogowiebywająpamiętliwi. Ostatecznie,niezostałoimjużnicwięcejniżpamięć.Westchnąłemgłęboko,oddającpowietrzu kolejnąporcjęciepła. Nocnąciszęprzerwałorżenieiusłyszałemodległytętent.Zatrzymałemsięwoczekiwaniu.Koń pojawiłsięmiędzypniami,wyglądającjakzjawa–doskonalebiałykolorsierściwspółgrałzzimowym krajobrazem.Zatupałkopytami,błysnąłczarnymokiem.Efekciarz.Jakimcudem,będącotyle starszym,czułsięlepiejniżja?Losniejestsprawiedliwy. -Nieociągajsię–usłyszałemwgłowierozbawionygłos–Czekam. Sapnąłemzirytacją.Przecieżidę.Boląmniewszystkiekości!Niejestemjużtakimłody.Rumak zawróciłnakopycie,podnoszącchmuręśnieżnegopyłu,wiatrrozwiałjegoogon.Pogalopowałmiędzy drzewami,wskazującmidrogę,zupełniejakbymmógłjązapomnieć.Puszczastałasiębardziejdzika, gęstwaniemalnieprzebyta.Byłemdużyiciężki,przedzierałemsięprzezzaroślabezgracjiibez przyjemności.Wreszcie…krzakiustąpiłyizobaczyłemprzedsobąpolanę.Byłaniemalidealnie okrągła.Wyrwawścianiedrzewpozwalałaksiężycowizalaćjąpowodziąświatła.Nieopodalszemrał strumyk,którynigdyniezamarzał.Pomojejlewejręcerósłdąb,poprawej–jesion.Splatałysię gałęziami,tworzączielonybaldachim…nadposzarzałązestarości,porośniętąmchemsylwetką posągu.Widziałemtrzyjegotwarze–jednąnawprost,dwiezprofilu.Czwartapozostawałaukryta,od kiedypamiętam.Figuradzierżyławdłoniachpioruniklucz,prastareatrybutywładzy.Parsknąłemw powitaniu.Usłyszałemdalekierżenie. -Rozbierzsię–oznajmiłobóstwo–Musimyporozmawiać. Wzdrygnąłemsięipotrząsnąłemgłową.Rozbierzsię!Dobresobie.Łatwomumówić.Samnie odczuwachłodu. -Rozbierzsię–poleceniepadłoponownie–Równonoczatrzydni,niemamyczasunagłupoty. -Dopioruna!–nieopatrzniezakląłemwduchu. -Bacznasłowa! Westchnąłem.Wyglądałonato,żenieuniknęprzemiany.Igrypy.Zociąganiemotrząsnąłemsię, szukającwgłowiezapomnianychsłów.Dawnotegonierobiłem.Owładnęłomnąnienaturalnedrżenie –wibracjarozpoczynającasięnagrzbiecie,spływającadonóg.Doznanieniebyłobolesne,lecznie tęskniłemzanim.Byłemwiernytejnaturze,którąuważałemzaprawdziwą.Palcami,które natychmiastzgrabiałymizzimna,szarpnąłemskórę,któraopadłamidostópinarzuciłemjąna ramiona.Równonoc!Byćmożewiosnajużnadchodziła,czaiłasięzarogiem,alezimaniezamierzała ustąpićwcześniej,niżzmusijądotegoprzedwieczny,nieugiętymechanizm. -Masz–warknąłemschrypniętymgłosem–Jestem! -Byku–odparłobóstwo–okiełznajgniew.Niewzywałemcięprzezlata,pozwalałemudawać,żeś niczymwięcej,niżzwierzęciem.Takibyłtwójwybóriszanowałemto.Jakwszystkiewaszewybory… -Dobrzejuż,dobrze!–przerwałemmu–Czegochcesz? Jaszabyłniebywalegadatliwy,gdytylkonadarzałasięsposobność.Możedlatego,żetakrzadkomiał okazjęzkimśporozmawiać.Nieżebymjasamwidziałwrozmowiejakąkolwiekwartość.Gdybyktoś mniepytał… -Takdalejbyćniemoże–oświadczyłposąg–Byłemcierpliwy,czekałemtakdługo,jakmogłem.Ale dłużejczekaćniemogę! Statuazatrzeszczałaprzytymniepokojąco,zwieczniezielonegomchuosypałsięsiwypył. -Oczymtymówisz?–zapytałem,choćmiałempaskudneuczucie,żewiemdoczegozmierzabóstwo. -Wieszdoczegozmierzam–potwierdziłmojepodejrzeniaJasza.Czytaniewmyślachtowstrętny nawyk,miałemnadzieję,żejużtegoniepraktykuje…żestajesięsłabszy,jakmywszyscyijużtegonie potrafi.Myliłemsię. -Skoropotrafiszczytaćmiwmyślach,pocotacałaszopka?–mruknąłemgniewnie,wskazującgłową siebiesamegoimojąskórę. -Japotrafię–przyznał–Onanie. Wtejsamejchwilinadlasempodniosłosięwycie.Rozpaczliwiesmutna,tęsknapieśńsamotnego wilka.Wilczycy,gwoliścisłości.Dźwiękponiósłsiędalekimechemwśróddrzew.Puszczazamarław absolutnymmilczeniu…najedno,dwa,trzyuderzeniaserca.Apotem,wodpowiedziodezwałsięchór gniewnychgłosów.Jegowymowabyłajasnanawetdlamnie–„Milcz,wyrzutku.Niemadlaciebie miejscawśródnas”.Wilczycazawyłaponownieiszczeknęłakrótko,złowróżbnie.Wilczestadotym razemniepodjęłowyzwania.Usłyszałemszelestwzaroślach–tylkodlatego,żechciała,byśmyją usłyszeli…Apotemwypadłanapolanę-srebrzystobiała,wyniosła,dzikaipiękna.Okręciłasięwokół własnejosi,śniegzaskrzypiałpodjejłapami.Groźniezalśniłybiałe,ostrezęby.Rozwarłapaszczęw uśmiechu,któryrówniedobrzemógłbyćostrzeżeniem.Ktotowieztymiwilkami. -Wadero–powitałjąJasza–Raczsięprzeistoczyć,złaskiswojej.Musimyporozmawiać. „Raczsięprzeistoczyć”!Mniebezceremonialniekazałsięrozebrać.Gdzietusprawiedliwośćirówne traktowanie? -Niebądźmałostkowy,Byku–zgromiłmniebóggromu–Todziecinne. Waderaziewnęłaszerokoizamiotłaśniegogonem.Widziałemrozbawieniewjejjasnychoczach. -Nodalej–ponagliłjąJasza–Musimysięnaradzić. Onatylkoprzekrzywiłagłowę,patrzącnaposągzgłupawąminąpsa,któryniezrozumiałpolecenia. Drewnozaskrzypiało.Byłempewien,żeJaszasapnąłbyzirytacją,gdybytylkomógł.Mimowolnie zachichotałem. -Tojestniepoważne–zagrzmiałnatychmiast,ajaugryzłemsięwpoliczek,powstrzymującśmiech– Wdawnychczasachżadnezwasnieośmieliłobysięnapodobnelekceważenie! Iktotujestmałostkowy? -Wdawnychczasach…-rozkręcałosiębóstwo.Miałemdziwnewrażenie,żespoglądamnajegoinne, bardziejgniewneoblicze–Mógłbymwamnakazaćprzemianę.Niemusiałbymprosić.Kiedycoroku ludzkieofiarydawałymimoc,awpochwalnychhymnachbyłempierwszynafirmamencie,wyzaś… wy!Byliścietylkoduchamizwierząt!Pomniejszymibytami…!Wdawnychczasach… Wilczycazawarczałagniewnie,zobaczyłemzłowrogibłyskwjejspojrzeniu. -Zamilczjuż!–krzyknąłem–Dawneczasyprzeminęłyinigdyniewrócą! Chmuraprzesłoniłaksiężycinapolaniezrobiłosięciemniej.Ijakbyzimniej.Kiedywiatrprzegonił cienie,twarzposąguznówbyłaspokojna. -Maszrację,Byku.Pozostańwwilczejskórze,jeżelitakatwojawola,Wadero.Zwołałemwastutaj,bo DuchPuszczyodszedłimilczy. Wilczycazaskomlałaizrozumiałem,żeprzeczuwała,jakijestpowódnaszegospotkania,podobniejak ja. -Ponieważmijadekadaodkiedyzniknął,odkiedysłyszeliśmyjegogłos…iponieważpuszczaumiera bezniego,któreśzwasmusiprzejąćjegoobowiązki. Nieodezwaliśmysię,anija,aniona. -Zagrażanamnowyświat,bezdusznesiłyżelaza,nienasyconypotwórpostępu.Zkażdymściętym drzewem,zkażdymcelnymstrzałemjesteśmycorazsłabsi.Puszczapotrzebujeswojegoopiekuna, swojegogłosu. -Niewygramyztym–szepnąłemcicho–Naszczasprzeminął.Trzebasiędostosować.Anitopierwsza aniostatniazmiana. -Tak!–zagrzmiałJasza–Niewygramy!Ty…–rzeźbionewdrewnieoczyskierowałyswojeniewidzące spojrzenienawilczycę–…itobiepodobni,schodzicienapsy!Aty…–poczułemciężartegospojrzenia nasobie–…itwojestado,pasieciesięwśródkrów! Skrzywiłemsię.Zrozumiałemniedopowiedzianeiniespodobałomisięto.Waderzerównież,sądzącz wyszczerzonychzębówigłuchegowarkotudobywającegosięzjejpiersi. -Niewarcznamnie,suko–starożytnebóstwoudowodniło,żemawieletwarzy–Tej,którawas powołaławinnijesteściepamięćiszacunek.Oddaćjejto,cojejnależnetowaszapowinność.Niemoja! Jajestemtylkostrażnikiem…prawbyćmożeminionych,leczniezapomnianych.Pytamwięc…które wastozrobi?Któremamwyznaczyć? -DuchPuszczyżyje,drewnianastatuo–usłyszałemcichyszept.Zerknąłemwbok,oszołomiony.Stała tam,naśrodkupolany,nagaipiękna,awilczaskóraścieliłasięujejstóp–Poprostugotuniema. -Zpewnościątywiesznajlepiej–odrzekłJasza–Wkońcutociebiezostawił,wybierającswojąludzką stronę. Skrzywiłemsię,alewilczycapozostałaniewzruszona. -Todlategowyklęłociętwojewłasnestado.Bezniego,bezWilka,niematamdlaciebiemiejsca.To dlategobiegaszsamotnieleśnymiścieżkami,nawołując,wzywając…Samotnośćtodlawilkanajgorszy, najbardziejgorzkilos… -Wystarczy!–podniosłemgłos. Jaszazamilkł,choćsiętegoniespodziewałem. -Wezwijgo,jeślipotrafisz–oświadczyłpochwili,pokazującnamznówspokojnątwarz–Niechwróci, jeżelijesteśwstaniegototegoskłonić.Jeślinie–przejmijjegoobowiązki,Wadero.Lubniech przejmiejeByk.Dlamniebezróżnicy.Macieczasdorównonocy.Inaczejpuszczaprzepadnie,awrazz niąmywszyscy. Opuściłemgłowę,niebędącwstaniespojrzećwstronękobiety.Gdypodniosłemwzrok,posąg ukazywałnamwykrzywionerozpacząrysy. -Toniemojadecyzja,przecieżwiesz–powiedział–Czujeszśmierć,którąpachnądrzewa,chorobę którajetoczy…czujeszzgniliznęismród,któreporastajątkankijakbolesnewrzody,wiesz,żewięcej zwierzątumieraniżsięrodzi. Skinąłemgłową.Wmiejscukobietyponowniesiedziałwilk. -Powiedziałem.Idźciejuż–pożegnałonasbóstwoiumilkło.Woddalizarżałkoń.Wiatrcisnąłśniegw stronędrewnianejsylwetki,ukrywającwszystkiejejtwarzepodbiałązasłoną. -Cóż–mruknąłempochwiliistrzepnąłemskórę–Jeżelimamygoznaleźć,czekanasdługadroga. Miastoprzywitałonassmrodem,hałasem…kakofoniądźwięków.Nieodwiedzałemgoodlat,trudno powiedziećżebymtęsknił.Wubraniuczułemsięjakwprzebraniu,choćprzecieżczęśćmojejnatury byłaludzka.Nawetjeśliodlatniedopuszczałemjejdogłosu.Wilczycakroczącaprzymojejnodze wzbudzałapowszechnezainteresowanieiniepokój.Trudnojąbyłowziąćzapsa,mimożepodkuliła ogonipaszczętrzymałazamkniętą.Zignorowaławszystkiemojesugestie,żegdybybyławludzkiej postacibyłobyłatwiej…przemieszczaćsię.Iprzekonaćgo. Samochodówbyłowięcej,niżzapamiętałem.Ibloków.Iludzi.Czułemsięniecoprzytłoczonyinie mogłemzrozumieć,jakktokolwiek–mającwybór,możewybrać…towszystko.Odległy,niemal niesłyszalnyzzamiejskichmurówzewpuszczyprzyzywałmniezrozpaczliwątęsknotą.Bolałymnie wszystkiekości.Wilczycazaskomlałaipoczułempoddłoniąjejszorstkąsierść.Pozwoliłamisię dotykaćtylkoprzezułameksekundy,apotemodsunęłasię–dzika,jaksamżywiołinieujarzmiona, jakzawsze.Aletopomogło.Wspomniałemprzelotnieteczasy,gdybiegaliśmyrazempopuszczy– młodzi,pełnimocy,doświadczającypotęgiżyciawkażdymjegoaspekcie.Młodzi…Byłapiękna, zwinna,niebezpieczna.Jabyłem…silnyinieugięty.Potembiegałznamirównieżon,Wilk.Duch Puszczy.Niewiem,czybyłDuchem,któryprzyjąłpostaćWilka,czyWilkiem,któryzostałDuchem.Nie podejrzewałem,żebymiałotojakiekolwiekznaczenie,skoroostateczniezostałczłowiekiem…inie ścigaliśmysiępoleśnychduktachjużnigdywięcej.Czytowtedystaliśmysięstarzy? Gdynieotaczałymniedrzewaiichzapach,słabłem.Wspomnieniastawałysiębladeiniewyraźne. Tęsknotęzanieskrępowanymbiegiemprzezmorzetrawzastąpiłopragnienie,byusiąśćwmiejscu,w którymstałeminieruszyćsięwięcej.Waderawarknęła,aletak,żeludzieprzednamizatrzymalisię, wydającokrzykstrachu.Uspokoiłemich,unoszącdłoń.Wilczycanerwowooblizaławargi,aja podziękowałemjejzaczujność.Stanęliśmyprzeddrzwiamimurowanegobudynku.Napodwórku,w piaskownicybawiłosiędwojeludzkichszczeniąt.Zarównowęch,jakiinstynktpodpowiadałymi,że dobrzetrafiliśmy.Mimotegozawahałemsię.Naraz…poczułemwdłonichłodnyciężarklucza. Prychnąłempodnosem.Czydostanęrównieżpiorun,wrazieniepowodzenia? Nieusłyszałemżadnejodpowiedzi,więcwszedłemdośrodka.Ścianydomuzamknęłysięwokółmnie, odcinającodświata.Uczuciebyłotakie,jakbymwpadłdostudni–choćtomisięnigdyniezdarzyło. Nawetwnajczarniejsząnoc,wnajwiększejgęstwinie…puszczanigdyniebyłatakciemnaigłucha,a ciszatakzłowróżbnaimartwa.Wzdrygnąłemsię,aleWilczycanieczekałanamnie.Wkorytarzu przednamiwidniałykolejnedrzwi…Waderaskoczyłananie,raz,potemkolejnyraz.Ustąpiłyz głuchymjęknięciem,otwierającprzejście.Holzalałapowódźświatła. Wszedłemdośrodka. Wilksiedziałnaprzeciwko,nakrześle–wludzkiejskórze.Omiótłwzrokiemmojątowarzyszkęi spojrzałnamnie. -Czegochcecie?–zapytałbezżadnychwstępów. -Mijadziesięćlat,odkiedyodszedłeś–zacząłemcicho. -Wiemdokładnie,ileczasuminęło–sarknął–Jaszawasprzysłał? Niewidziałempotrzeby,bypotwierdzać,anibyzaprzeczać. RoześmiałsięcichoiwyciągnąłdłońdoWilczycy. -Przychodziszwięcdomnie,mojatowarzyszko,mojakochanko,mojapartnerko–wymruczał uwodzicielsko.Usłyszałem,jakgłębokowwilczejpiersibudzisiętęsknyskowyt–Mojapiękna, niebezpieczna…mojaWilczyco.Wciążpamiętam,jakgnaliśmyrazemprzezleśneostępyinikt…- zerknąłkumnieizobaczyłemwjegowzrokuzimnąnienawiść-…niktniebyłwstanienasdogonić. Chciałabyśtak?...Chciałabyśznów?... Powoli,jakbyniecowbrewsobieWaderapołożyłasięnaziemi,podpełzającdoniego,awkońcu kładącsięnaplecach,odsłaniającbrzuch.Żalścisnąłmigardło. Wilkwyciągnąłdłoń,niemaljejdotykając…niemal. -Niestety–powiedział,cofającniedokończonygest–Niewrócę.Anidociebie.Anitam. Niezdobyłemsięnato,bynaniąspojrzeć. -Puszczaumrzebezciebie–powiedziałem. -Puszczajużjestmartwa. -Nie!Nie…dopókimyżyjemy… -Puszczajeststracona!–powtórzyłznaciskiem–Totylkokwestiaczasu.Bezpotrzebyprzedłużacie jejagonię. -Nierozumiesz! -Nie!Totynierozumiesz….Jesteśmystraceni.Chyba,żeprzyjmiemyto,coniesielos. -Co?... Roześmiałsię. -Niezorientowałeśsięjeszcze?Dostałeśludzkąskóręwdarze.Poto,byśmógłocaleć.Aty… -Nie! -Tak.Odrzucasztendar,bywłóczyćsiępobezdrożach,szwendaćpocmentarzyskuminionychdni. Jeżelichceszprzeżyć,musiszsięzmienić.Jajużtozrozumiałem… Wtejchwilidopokojuwpadłyludzkieszczenięta. -Tato!Tato–zaczęłysięprzekrzykiwać–Chodź,pobawsięznami. NiepatrzyłemnaWaderę,aleusłyszałemwarkotdobywającysięzjejgardła.Wilkpoderwałsięiw ułamkusekundystanąłmiędzynią,animi. -Nieważsię!–krzyknął–Preczzmoichoczu!Wybrałemto,cozwycięskie.Odrzucamto,co przegrane.Wybieram…mojejedyne,prawdziwedzieci. WycieWilczycyodbiłosięodścianbudynku,zabrzęczałowszybach.Iumilkło,jakuciętenożem. Zawróciłazpodkulonymogonemiwybiegłaprzezdrzwi. Ruszyłemzanią…zanią,jakzawsze. -Pamiętaj–krzyknąłzamnąWilk.Lubtylkoto,cozniegozostało–Jesttylkojednowyjście.Bądź żubrem,którywybierzeczłowieka.Nieczłowiekiem,którzywybierzegłupio… Biegliśmyprzezmiasto.Betonowylas.Wilczycaija.Niebozachmurzyłosię.Spadłśniegzdeszczem. Topniałodrazunachodniku.Utrzymywałsięniecodłużejnaposzarzałych,ściętychżelaznym uściskiemzimytrawnikach. Zabudowaniarzedły,przednamipojawiłysięzarośla.Zapadałzmierzch–ostatnizmierzchprzed równonocą.Naniebiewidziałembladyowalodległegosłońcaisłabyzarysksiężyca.Odwieczni adwersarzetkwilinaprzeciwkosiebie,jakzawszebardziejzainteresowanistaczanymmiędzysobą pojedynkiem,niżproblemami,zjakimizmagaliśmysiętu,naziemi. Panowałpółmrok,kiedywstąpiliśmywpuszczę.Zostawiliśmyzasobąświat,rozświetlonytysiącami świateł…jednakciemny.Światgorący…ibardzozimnyzarazem. -Poczekaj!–krzyknąłemdoniej. Nieobejrzałasięzasiebie.Zacząłemzrzucaćzsiebieubranie,niepatrzącnanie,niepoświęcającmu anijednejmyśli,anijednegospojrzenia. Wilczycaprzysiadłanazadzie,poderwałałebdogóry. Wjejwyciubyłowszystko.Byławnimtęsknota,byłarozpacz.Byłamiłość,najprawdziwsza.Była najpiękniejszaobietnica.Wiedziałemdlakogoprzeznaczonyjesttenzew.Wiedziałem,żeniejest przeznaczonydlamnie.Jednakkażdyjegodźwięk,każdanutazapadałamiwserce–iwpamięć. Miałemnadzieję,żeonnigdyniebędziewstanieonimzapomnieć.Żebędziebudziłsięwnocy,zdjęty przemożnympragnieniem…któregonigdyjużniezdołazaspokoić. Jakja. AletonieWilkodpowiedziałWilczycy.Zrobiłytowilki. Ichdzieci. Polanazaroiłasięodszarych,zwinnychpostaci. Aonapołożyłasięmiędzynimi,jakwcześniej,odsłaniającbrzuch.Nieżegnającmnienawetjednym spojrzeniem. Pośpieszniesięgnąłemdostóp,wprzeczuciunadciągającejkatastrofy.Skórabyłatamoczywiście,jak zawsze.Zacząłemjąwciągaćnasiebie,alegdyWederazginęłapodfaląpokrytychsrebrzystąsierścią ciał,bezresztyibezjęku,wiedziałem,żejestjużzapóźno. To,cosięstało,byłoprawdziwymkońcemepoki. Wilkiodchodziłypojedynczo.Czmychaływmrok-nieczułe,kierującesięwyłączniebiologicznym instynktemcienie.Ostatecznie….bezpierwiastkaludzkiego,tosątylkozwierzęta. Zatupałemwskostniałąziemię,zakrzyknąłemgłucho.Nikt,aniwpuszczy,anitymbardziejwmieście niebyłwstaniemnieusłyszeć,anizrozumieć.Ostatecznie…bezpierwiastkazwierzęcego,sątotylko ludzie. Poczułemsięcałkiemsam. Równonocprzyszłaiprzeminęła.Wyczuwałem,żezimapoddajesięstopniowo.Żegnałamnie, zakasującśnieżnąszatę,przesyłającmiostatnimroźnypocałunek.„Dozobaczeniawkrótce”,zdawała sięmówić.„Nigdynieznikamnadługo”. Wiosnanadchodziłapowoli,bawiącsięnaszymzniecierpliwieniem.Nieznajdowałemwtymżadnej otuchy. Byłemstary.Bolałymniekości. Szedłemwśróddrzew,zmierzająckupolaniewsamymserculasu.Zaroślaustąpiły,szarpiącmnieza skołtunionąsierść.Zobaczyłemposągkołostrumienia.Zbliżyłemsię.Jastrząb,któregoniewidziałem wcześniej,zprzenikliwymwrzaskiempoderwałsiędolotu.Spojrzałemwtwarzwyrzeźbionejw drewnieprastarejpostaci…izobaczyłemjejczwarteoblicze. Byłopuste. Zawołałem.Widziałem,jakniewielkiestworzeniawpanicepierzchająprzedmoimkrzykiem.Drzewa pochyliłysiękumnie,składającmipokłon.Poczułem,jakżycietysiącastworzeńpulsujemipodskórą. Wmojejpiersirezonowałrównieżrytmsercludzi,którzyskierowaliswojekrokiwgłąbmojego królestwa.Onitakżemnieusłyszeli,mimożeniezrozumieli… Jestemżyciem.Jestemśmiercią.Mojąobecnośćznajdzieszwkażdymźdźbletrawy,trzepocieskrzydeł motyla,melodiikropeldeszczunaliściach.Rodzęsiętysiącrazykażdegodnia,tysiącrazyumieram. Wydzieraszmimojeciało,kawałekpokawałku,nieustępliwie.Wiecznienienasycony,wiecznie głodny. Alejeszczeistnieję. JestemDuchemPuszczy. Znaszmnie?