Tomik poetycki laureata konkursu im.Iwaniuka

Transkrypt

Tomik poetycki laureata konkursu im.Iwaniuka
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
sequel
1
2
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
Mariusz
Cezary
Kosmala
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
sequel
3
WYDAWNICTWO
CHEŁM 2008
© Urząd Gminy Siedliszcze
© Gminny Ośrodek Kultury w Siedliszczu
© Wydawnictwo TAWA Taurogiński Waldemar
Opracowanie edytorskie
Waldemar Taurogiński
Projekt okładki i skład
Krzysztof Kowalczyk
Korekta
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
Ewa Darowska
Danuta Makaruk
Wydano na zlecenie Urzędu Gminy Siedliszcze
i Gminnego Ośrodka Kultury w Siedliszczu
Wydawca:
Wydawnictwo TAWA Taurogiński Waldemar
22-100 Chełm, ul. Krzywa 41/3
tel. 082 565 69 09, tel. kom. 508 389 764
[email protected]
www.tawa.pl
4
ISBN 978-83-60371-86-2
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
Nagroda Główna
w I Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim
im. Wacława Iwaniuka
Siedliszcze 2007
Organizatorzy Konkursu:
Wójt i Urząd Gminy Siedliszcze
Gminny Ośrodek Kultury w Siedliszczu
Starostwo Powiatowe w Chełmie
Wydawnictwo TAWA
Pismo Literacko-Artystyczne Egeria
5
O, kto z tych?
Czytając rzeczy z teorii literatury,
tortury, której zapewne nie zdam, jak mi się
zdaje, niezdara ze mnie, zastanawiam się nad tym,
biorąc pod uwagę wagę dotychczasowych
niepowodzeń w owej sprawie, jak napisać pierwszy
lepszy wiersz, klejnot, niebędący już kolejną
klęską wklęsłą bez echa w otchłań mojej szuflady.
A tak poza tym, to jestem zdrowy. Zdrobniały.
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
25/26 IV 2001
6
Palcówka b-moll
op.1 nr 1 „Magda”
zasypiałbym z twoim imieniem
na ustach, szepcząc je sobie
do snu zdrobniale, gdybyś tylko
chciała, drobny opłatku ciała,
śliczny policzku wschodzącego słońca,
zaskrońcu! w trawie rąk moich
płakałbym nad tobą byleby łzy
cię pieściły łagodnie, intymnie --i ty mnie, moje głodne dłonie
drżące przed zbliżeniem
do pożaru twoich włosów, łodyg młodego głosu,
kołyski bioder kwilących!
19/20 X 2001
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
i chwili nie roniąc na skroni bym cię nosił,
jak laur dojrzały, ciągle
kwitnący wiernym akwilonem oddechu; och!
Opłatku, wiem, nie jestem ciebie godzien, ale
powiedz tylko słowo
7
Sonet op. 12 nr 2 (Tempo rubato)
Świat jest okropny. Przede wszystkim
dlatego, że istnieje śmierć [...]
Jarosław Iwaszkiewicz
Dwudziesty czwarty kwietnia. Wiosna. Jutro pogrzeb
Sławka. Dwadzieścia siedem lat. Ja protestuję.
Nie pozwalam, ale jak. Jak się pogodzić mam.
Co zrobić... Jego mama. Siostra. Narzeczona.
Wiosna - a nie mówiłem już, że pachnie śmiercią.
Łkam. I niech mi nie łże nikt, że czas... i tak dalej.
Nie łykam tych kłamstw. Podłych. Ale zaraz, chyba
można! Można go jeszcze wskrzesić. Trzeba tylko -
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
wiary! Lecz to by wiara być musiała wielka,
największa... Na pogrzebie czułem się jak pętak,
pętak z lichą wiązanką - wobec góry wieńców,
8
lasu kwiatów, pustyni płaczu. Wiele trudu
kosztowało mnie, żeby zachować jakotakość
twarzy. I nie potrafię sobie wyobrazić,
że już go nie ma?
23/25 IV 2002
Śmietniczki, autobusy,
zatłoczony tramwaj
Śmietniczki, autobusy, zatłoczony tramwaj,
ludzie łażą, ulice jeżdżą, wszystko dobrze,
wejść do tramwaju, nie ma miejsc, więc się za poręcz
chwycić, żeby nie wlecieć w panią albo w pana
z teczką, kiedy tramwaj hamując, stanie w poprzek
Marszałkowskiej. Wyjść wreszcie, zapalić, lecz ramka
papierosów, zgnieciona wewnątrz marynarki,
musiała wylądować w koszu. Szybko podejść
do kiosku, kupić nową ramkę papierosów,
wsadzić do ust, zapalić, ochłonąć przy jakiejś
kawie, gdzieś przy stoliku, z widokiem na nagie
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
niemal kobiety wklejone w świetność billboardów,
lecz wstać trzeba kiedyś, pójść, zapłacić za kawę,
i znów na ulicy patrzeć tramwajom w mordy.
9
Stabat Mater op. 17
na czternaście wersów i akrostych
Stała Matka bolejąca - jak złamane drzewko,
łkała Matka, mała Matka ze zmarszczkami grzechów,
a oczy jej jak nie oczy, ale... dziury, ślepo
wrące dziury - jakby śmiercią syna zaropiałe
echo wzroku. Stała Matka... - już nie Matka, tylko
krzyk zdławiony, krzyż złamany, rany boskie, rany...!
Głowę miała roztrzaskaną o doczesność czasu,
ust nie miała, Oniemiała - zamiast ust był mur
zapłakanego ciała. Bo już nie Matka stała,
obolała prochem krwi z jej krwi obróconego
wniwecz żywota, to tak kołatka serca stała
i ociekała łzami wyprutymi z aorty...
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
Czemu...? Czemuście synka Matce zabrali, czemu
zabili...? Czemu teraz do grobu go... Na zawsze?
10
31 X/8 XI 2002
Trata-tata op. 22 nr 4, alias krótka
kantata na trąbkę,
pięć tetrastychów i aktora
lub dziesięć dystychów i dwanaście
waltorni z koncertującym
fortepianem
Andrzejowi Ferencowi
jąkając się
Ożeż ty w niebo, bo-bo-Boże złoty a wszechmo-mocny,
przecież prosiłem ciebie o ma-Magdę, i nici...
A przecież i złotówkę z prośbą do świętego
a-Antoniego zaniosłem jego ko-ko-kościołowi
sardoniczną, pro-si-siłem, jak p-p-prosiak naiwny.
I p-p-proszę tak już, proszę, aż od po-po-podstawówki
p-proszę - prawie pra-prawiczek - i ciągle mi nie jest
dane. a-a-A ciągle p-proszę. Tym razem o Go-o-osię,
wiesz, tę, co pie-pi-eszczotliwie nazywałem sobie
Czukiesią, a o której pie-Piekutowski swego
czasu mawiał: me-m-Mercedes... O, Boże! A p-przecież
wysłałem jej prz-przedwczoraj pikto-e-esemesa
o cu-cudownej w-p-prost treści :) = (: ale...
bo-Boże! Boże! O, b-Boże!* Nie odpisała mi
sa-sałatka. Mała, sło-o-dka, zjadliwa s-sałatka.
Sałaciątko, cy-cymesik wręcz... o-Ożeż ty w niebo...!
25/26 XII 2002
*W tym miejscu wiersza należy pruknąć za pomocą
języka i warg, w miarę najwymowniej.
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
w Zako-ko-panem. I nici... A potem prosiłem
ciebie, bo-Boże, pamiętasz, o a-Agnieszkę. I co?
Znów „nico”. A prosiłem, nie pa-a-amiętasz? Przecież
pa-pamiętasz, o a-Agnieszkę (eR.), t-tę wredną nimfę
11
Scherzo op. 5 nr 2 (Tragiczne)
I (preludium)
Szedłem. Oczami źrały tyłek miasta klepałem
nieśmiało - warczało było, nie minęło. Warszawa
przecież twarda - trwa, rozrasta się w sen, aż pęka
w szwach. I pięknie. Tam
jest wszystko czego trzeba [do głodnego życia,
do godnego żucia gumy (intelektualnej),
do dobrego samopoczucia (się rzycią
wrzuconą w chłostę tę tych tramwajowych wedut)].
II (trio)
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
Widziałem. Trawa w Ogrodzie Saskim, dziadek podpierający
asfaltowy landszaft Marszałkowskiej laską, młodziutkie
dziewczyny na każdym kroku (laski śliczne niczym słodkie
pałubki); albo jakiś Jakub Winiarski, czyli
zwinnie uwijający się książę książek w księgarni
na Krakowskim Przedmieściu (którego godność skądinąd
znana była podmiotowi lirycznemu tego
scherza). Wszystko to wziąłem sobie głęboko do
spluwaczki serca, jak nie pierwszą lepszą miłość
do szmaragdu Magdy wyssanej z palca
Placu Bankowego, alias z Błękitnego (coś cudownego)
Wieżowca. Ergo: z Bankowego w dół do metra i dalej,
jakieś, ja wiem? Ze dwa kilometry może, aż do Alej
Jerozolimskich jechać, a potem wyjść i skręcić
(się ze śmiechu).
III (sonet)
12
Jechałem. Miasto merdało mi przed oczami jadem
kolorów i ludzi. Wysiadłem, zjadłem zapiekankę,
popiłem widokiem przystanków flirtujących
z pierzejami ślamazarnych autobusów i
wyszło mi bokiem, bąkiem, Bogiem a prawdą,
zamordowało mi żołądek, że biegiem do toalety, ale
gdzie? Nietutejszy przecież byłem, więc zapytałem
i... lecz mniejsza, chodzi o to, że nie zdążyłem
(dobiec, bo nie dożyłem, chociaż nawet szybko udało mi się
dociec miejsca, o które tak zapalczywie zaindagowałem
byle przechodnia, byle prędzej tylko ulżyć potrzebie tyłka;
toteż biegłem jak na złamanie karku, żeby katastrofie zapobiec
i nagle, miły Boże! jak to się mogło zdarzyć, że to kochane miasto
w mordę mi dało pięścią tramwaju? W każdym bądź razie
jestem już w raju).
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
1/23 XII 2001
13
Mariusz Cezary Kosmala
peregrynuje do muzeum
śp. Marcina Świetlickiego
w „Zwisie”
Generalnie to jestem za pięknem.
Zawsze się to mnie podobało.
Olimpia Maciejewska-Jeżowska
To muzeum mieści się, nie wiedzieć dlaczego,
w pewnym poczesnym mieście we współczesnej knajpie.
Szedłem tam. Szedłem. Szedłem nie wiedząc, że klamkę
pocałuję, więc szedłem tam, a było ciemno,
bo wyłączyli światło. No. W każdym bądź co bądź
jak by nie było razie ładne miasto, Rynek
jak Obłomowa mowa obła obłapia, bo
tak. Tak że szedłem, szedłem i nagle: Te, synek,
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
kopsnij dyszkę albo dwie. Cóż, nie miałem wyjścia,
były to, krótko mówiąc, tutejsze złe misie,
a na dobitek głodne i spragnione, a na
14
dodatek bardzo mi się śpieszyło do wejścia
już do muzeum. Lecz cóż to?! W drzwiach kartka zwisa
i drwi: Muzeum nieczynne do odwołania!
12/13 VI 2003
Rondo (od kapelusza) op. 23 nr 2
Bądź miłościw, bo przyjdzie mi minąć bez smaku
anioła w ustach, a to znaczy jeszcze gorzej,
bo... bez miłości - choćby niewiernej i w strachu
czynionej, choćby kijem zbitej, jak pies w norze...
Bądź miłościw,
cudzołożyłem bowiem, lecz w oziębłym smutku
własnego ciała i krwi - w oskomie skomlącej
o najświętszy sakrament, więc jeszcze nie tratuj,
chociaż czyn mój niczym nie usprawiedliwiony,
bądź miłościw,
i w godzinie tęsknoty ulituj się łaską
mleczną, a kiedy zgasną wszystkie światła - rozgrzesz,
i gwiazdy kiedy runą z firmamentu na dno
nieskończoności. Tylko ustom moim, Boże,
bądź miłościw.
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
29 XII 2002 / 4 I 2003
15
Rondo szpotawe op. 29 nr 2
(na klawesyn i smyczki)
dla Ireny Myczki
Piszę rondo na klawesyn i smyczki,
tu, w schronisku, nad zmokłym Morskim Okiem, w siwej mgle
i w gęstych strunach deszczu, gdzie płomyki
świerków zgaszone i dymiące regle piszę rondo
na klawesyn i smyczki dla - Ireny Myczki...
Brudne mleko mgły, nie widać nic, wciąż mży, to znów leje
jak z cebra, a jeszcze mnie przeprawa przez Rysy
czeka... Tymczasem pogoda cholerna, więc se
piszę rondo
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
na klawesyn i smyczki dla szanownej pracowniczki
Programu 2. Polskiego Radia SA - jednej
takiej kobitki z głosem jak cień głosu - pani Myczki.
Piszę, bo wciąż mży, to znów leje i mgły, więc ni mniej, ni więcej:
piszę rondo!...
16
30 VII - Morskie Oko/14 IX Legionowo 2003
Forma sonetowa op. 29 nr 4
Ojciec maluje ścianę. Krzyczy do kota: Zdzisiek,
spierdalaj! A za jakąś inną ścianą,
gdzieś bodaj z góry, chyba drugie albo
trzecie piętro po skosie, śpiewa słodko... zdziwicie
się: wiertarka. Więc ojciec maluje ścianę. Zdzisiek,
zasrańcu!... - krzyczy. Nie chciałbym być ścianą,
którą maluje ojciec; ścianą, albo
nawet jego małżonką, gdyż tak czy siak, zdziwicie
się, ale to na jedno wychodzi... Więc wiertarka
śpiewa, Zdzisiek śpi, ojciec w samych majtkach
ścianę pokrywa białą farbą.
Lecz czyj to ojciec? Czyja wierci dziurę wiertarka?
Jaki liryczny podmiot świeci farbą
nagości w wiersza brudnych majtkach?
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
7 X 2003
17
Komórka
Jak pięściak plastikowy (srebrnometalowy),
without żadnego sznura czy też czczego cudu,
trzymam se ją w kieszeni - nawet w filharmonii,
gdzie mi... szlag by ją trafił, zawsze się rozdzwoni.
Płaska jest jak kobieta, co ma plecy z dwóch stron,
płaska, milutka, ciepła - gdy ją wyjąć z portek;
i taki ma ekranik, jak malutkie lustro;
a jeszcze dżojstik, którym dookoła Wojtek
robić se można, gdy się komu z ludzi znudzi
cokolwiek i gdziekolwiek... O, moja komórko,
nieodzowna ptaszyno na akumulator,
to znaczy bateryjkę taką, co się w kółko
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
ładuje... O, geniuszu techniki skradzionej
bogom przez konstruktorów szczęścia... O, ty porteparole dzisiejszych czasów - śpij, śpij, wyłączona,
i niech ci lekką będzie kieszeń moich portek.
18
13 II 2004
ecce homo nr 2
oto ja jestem człowiek, cokolwiek to znaczy;
oto ja jestem świnia pijana jak człowiek;
oto bydlę parszywe ubrane jak człowiek tak, to ja; i wilk w owczej skórze za człowieka
przebrany - ja; i głupi baran, i baranek
boży, jak też ubity pies pod płotem - wszystko
ja; i jeszcze stary cap jak człowiek śmierdzący,
jeszcze szczur wyścigowy jak człowiek obrotny,
i czarna małpa jeszcze, złośliwa jak człowiek
także - a wszystko to ja! i ja! i ja! moja
więc wina konia, co pod górę kombinuje;
moja wina słonia, co w składzie porcelany;
i moja bardzo wina muchy, co do gówna
zawsze i wszędzie, i o każdej porze - człowiek!
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
2 III 2004
19
VII
Kromkę chleba ukąsić, by mi w twarz napluła?
W kobiecie się zakochać, by dociec, że głupia
koza? Napić się wódki, by się wyrzygała
ze mnie, niepyszna? Potem jeszcze zburzyć Pałac
Kultury i Nauki, by odkryć, że spałem?
i że przebudzenie to rodzaj pały,
którą dostałem w głowę? W końcu się wyturlać
z domu, aby spostrzec, że otacza mnie trupa
kuglarzy? lub w najlepszym razie, że karzełków
to niemytych parada? No więc pójść nad rzekę,
co się zaszczytnie mieni Wisłą, i zobaczyć,
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
że najady śnięte brzeg uśliczniają? Patrzyć
jeszcze w toń prosto z mostu, lecz nie skoczyć? Bo wtem
pod tramwaj wpaść, by stwierdzić: niebo nie śmierdzi
Bogiem
a prawdą?
20
15/16 IV 2004
Niema. Nenia?
Zapominam. Coraz bardziej nie pamiętam.
Przepadł gdzieś we mnie kształt olszy, zgubił
się wygląd szczygła, znikła modlitwa kaczeńców
o poranku. I już nie wiem, co znaczy bór,
struga, błahej błoni ruń o zachodzie choćby,
lub choćby bujająca woń kwiatów, co jak ptaków
płatki zwinne - tyle ich, a każdy inny, i kto
mi je z pamięci zwinął, wymiótł, jak miód
z barci wyjadł; jaki niedźwiedź brunatny
z kory obdarł i świerkiem na drodze powalił,
5 - 7 V 2004
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
kto aż tak w pół drogi złamał i ze słów
jak z jabłek poobrywał, że nie wiem,
nie pamiętam, zapominam... Bo tak się jakoś
w tym wszystkim nagle pogubiłam: ręka tu,
noga tam, głowa jeszcze gdzie indziej,
aż już mnie niemal... nie ma
o czym mówić.
21
Trzynaście dystychów. Pechowo?
To nie ja piszę wiersz, to wiersz pisze mnie i mnie
mnie: kartkę ciała wątłą, zapisaną w imię,
nazwisko, adres, miejsce urodzenia - wszystko
nieudane, że podrzeć i wyrzucić tylko,
by od nowa: na nagiej kartce ciała pisze
mnie wiersz, słowo po słowie - raz głośne, raz cichsze,
welinowo szepczące zdania z treścią albo
i bez, przydrożny, dziki bez, kwitnący albą
wróbli... Źle, więc znów pognieść i do kosza wrzucić,
i jeszcze spalić, żeby świergot kartki ucichł.
A potem wyjąć kartkę chłonnego podbrzusza
i prosić - niech się na niej wypełni najczulsza
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
przygarść liter złożonych pocałunkiem pióra,
i niechby słowo ciałem się powiło w bólach
szczęśliwych... Lecz kto kartkę pobłogosławioną
z życiorysu znów wydarł, żeby w płaczu spłonąć
musiała? - to wiersz, który mnie pisze i kartki
ufnego ciała gubi, zgniata, robi zmarszczki,
i to jest wiersz, którego strofy znają moją
śmierć - spisaną na końcu poematu ostrą
sosną niezrozumiałej metafory... Znów źle,
kartka wyrwana, ciało przegląda się w lustrze,
i wiem, dla niego jestem wciąż niedoskonała
treść, małe piersi rymów, coraz bardziej stara
22
puenta, lecz czemu ciągle mnie na nowo pisze
ten wrednie chichoczący wiersz, co zmienił mi płeć?
7 - 10 V 2004
Szczęśliwy
Byłem szczęśliwy. Żyłem bowiem w czasach, kiedy
Czesław Miłosz oglądał Złotopolskich. Byłem
naprawdę szczęśliwy, mogłem przecież nie przeżyć
nawet kilku odcinków, a tu masz: dożyłem
dnia, w którym ten czcigodny starzec odszedł z tego
świata. Jakżeż jestem szczęśliwy. O, jak bardzo
szczęśliwy. Dane mi jest bowiem żyć w tych samych
czasach jeszcze, kiedy to Wisława Szymborska
i Tadeusz Różewicz ciągle piszą wiersze.
O, niesamowite to szczęście, toteż jestem
niezmiernie szczęśliwy. Ba! Przy odrobinie szczęścia
będę mógł nawet dożyć dni, kiedy to i ci
wybitni powiększą grono aniołów. Lecz to,
jak Bóg da, przy odrobinie szczęścia. O, jakżeż
będę wtedy szczęśliwy, jak cholernie szczęśliwy,
że ciągle jeszcze żyje na tym świecie poeta
Świetlicki. Albo Sendecki. Lub też inny, Baran.
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
6 - 17 IX 2004
23
Co prawda, nigdy też nie byłem
w Sopocie
Nigdy nie byłem w Rzeszowie i nawet nie wiem:
miasto to czy wieś? Bo może tylko jezioro,
które od środka toczy jakiś czarnoksięski
obwieś ryby złapanej na haczyk księżyca,
co błyszczącą tarczą wsącza się w krajobraz drzew.
A może Rzeszów to rzeka deszczu, po której
tratwą płynąć dookoła chmur zwisających
stalaktytami ze stropu przestrzeni. Lub
może jest tam port i jakieś morze, i plaże
nudystów, co nudzą się jak mopsy, tyłkami
świecąc jak gwiazdy w noc pogodną jak diabli. A
jeśli to jest miasto co się zowie i jeżdżą
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
po nim tramwaje, i nawet metro się kręci
pod spodem jak niezły interes, a wyrostki
napadają tam w ślepych kiszkach ulic na
Bogu ducha winne staruszki? Ale jeśli
Rzeszów to zmowa rządu? Lub pomysł premiera?
Lecz po cóż mistyfikacja taka? Czyżby ktoś
chciał zakryć jakąś czarną dziurę historii, co
chłonie, pożera i ssie? No, a jeśli Rzeszów
istnieje zaledwie w obrębie słów? Lub lepiej cyfr! Bo może to wirtualna symulacja
tylko, że sznur wyciągnąć z kontaktu i nikt nic
nie wie, jak w czeskim filmie. A jeśli piekło to Rzeszów?
5/6 XII 2004
24
Air de Furies
Boję się ludzi. Nieludzcy są. Tej się boję.
Tamtych. Tego. Boję się wysokich balkonów.
Boję się wysokich wiaduktów. Oni mogą
mnie wypchnąć. Oni mogą mnie wepchnąć pod tramwaj.
Albo najedzie na mnie czoło autobusu.
Boję się pustych autobusów. Oni mogą
wsiąść. Boję się pustych pociągów. Boję dworców,
ulic. Oni mogą mnie ubić. Pięścią noża
prosto w serce bezradnej twarzy. Twarz rozmaże
się po zaułku. Krew do rynsztoka popłynie...
Byleby ich nie spotkać. Niech w oczy mi się nie
cisną. Niech nie podchodzą do mnie. W nich kamieniem
celnie trafić. Byle z kamieniem się zróść, zbratać
i zabić. Ich wszystkich zabić!
4 - 26 VII 2005
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
rzucać. Ja! Ja bez grzechu jestem. Rzucić mogę
pierwszy. Byleby tylko potrafić. Byleby
25
Melodramat w czterech esemesach
Ja:
Dobranoc, moja sliczna, kochana lalko. Gdybys
byla u mnie, tobysmy cala noc ogladali
filmy, a potem dlugo spali. Dobranoc.
Teskniacy ze mnie kot. Dobranoc, moja kochana.
Ja:
Porzadne koty umieraja z tesknoty
za najukochanszymi lalkami swoimi.
Ja:
Oj, cos mi nie chcesz odpisac. Ja wiem,
co to znaczy. Moze po prostu nie chcesz
miec juz ze mna do czynienia. Ja w kazdym
razie, pamietaj o tym, nie bede sie narzucal.
Ona (wreszcie): Robie sobie paznokcie - to jak mam pisac?
a poza tym - jest u mnie mama. A! jak bedziesz jutro
przyjezdzal, kup gdzie po drodze kartofli.
I gumki, bo ja sie wstydze. Cmok!
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
? V - 27 VII 2005
26
Andrzej. Dzisiaj jestem lepszy
od Norwida
Przyszedł do mnie Babiński. Mówił, że mu tam jest
niedobrze i odradzał, gorąco odradzał
skoki z mostów. Gorąco było, no bo lato.
Jakieś - nie wiadomo skąd - rany, zadrapania
na mózgu. Krótko mówiąc: kora mnie bolała,
a sen broczył mrokami amorków. Albowiem
tamta, co była mała i płakała we mnie,
teraz również, jak i ja, stała się dorosła
dolorosa: jej kara sierść jak u wałacha
śpiewała dla kastratów arie. Było piwo,
dużo piwa dawnego, był Babiński, który
stawiał, była śmierć, co się odradza z radości
pijanego, było życie i płonąca noc.
Był film, który się urwał w plastikowym worku
30 VII - 1 VIII 2005
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
z białej wieży.
27
Sonetino
Jest ulica.
Tramwaj jedzie.
Ciocia Jadzia
nie ma lica.
Kamienica.
Wredne jezdnie
słodzi miedzią
blask Księżyca.
Nie ma lica
Jadzia ciocia,
bo ją w lico
pięścią liznął
drab bandyta
i zabita.
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
? - 28 IX 2005
28
Wielkie nieba
Wieczorem z psem wyszedłem na spacery. Ale
przecież ja nie mam wcale żadnego psa - nagle
uświadomiłem sobie. Naraz machinalnie
zerknąłem w swoje okno, co na pierwszym piętrze,
a tam w kuchni, ożeż ty w mordę! Sam nie wierzę,
lecz światło zapalone, a w środku ja - kręcę
się, coś robię, herbatę parzę, wtem podchodzę
do okna, otwieram je, wyglądam i: ożeż
ty w mordę! - krzyczę, bowiem siebie - jak z psem chodzę
pod oknem - widzę, chociaż uwierzyć nie mogę,
toteż mdleję raptownie, mało przy tym oknem
nie wypadam, pies ujada i ciemność potem,
i na spacer pragnie. Ale ja przecież nie mam...
Ożeż ty w mordę,
merda!
14 - 18 X 2005
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
ciemność nad ciemnościami... Było rano, gdy się
ocknąłem i skonstatowałem, znaczy widzę
blado przerażony, że pies mi mordę liże
29
Agresywne ciasteczka
Czajnik to leniwy buc. Kawa jest śmierdząca.
Kosztuje mnie tylko złotówkę i czterdzieści
dziewięć groszy, lecz za to mam ćwierć kilo. Wieści
dochodzą, że poecie Sendeckiemu pora
w czerwcu wyruszać z żoną wprost na Kretę. Kretyn
zazdrosny: nie mam żony, toteż żadna podróż
z żoną mi nie zagraża. Lecz coś wyznam: otóż
doszedłem do wniosku, że rzeczy mają – kretyn
ze mnie, wiem – oczy. Dajmy na to taki czajnik
leniwy jak buc - patrzy na mnie i choć para
się gotowaniem wody, gwiżdże na to, stary
peerelowski pierdoła, że ja zwyczajnie
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
jak człowiek chciałbym się tej kawy napić. Wreszcie
wystarczy zerknąć na ów kubek, który wrzątkiem
lada chwila zaleję: o, jak łypie okiem
i nosem kręci. Ale już mi czajnik wrzeszczy,
30
żeby zdjąć buca z gazu i tę kawę zalać.
Robię to i z kubkiem siadam przed komputerem.
„Surfuję”. Komputer krztusi się, warczy, stara
się działać, wie, że ma do czynienia z lamerem.
31 III – 25 IV 2006
***
Wciąż mieszkam ze starymi. Starzy robią remont
mieszkania. Święta sprawa. Wynajęli szewca,
znaczy się robotnika, który im odnawia,
lecz za to klnie jak szewc, więc na jedno wychodzi.
Od rana do wieczora stukanie i lament
wiertarki. Majster robi im dobrze i peta
w twarzy nosi jak dziecko smoczek. Święta sprawa –
panele, terakota, zrywanie podłogi,
pył, brud oraz bałagan. Nie można nic znaleźć.
Nawet wyjście z mieszkania gdzieś się zapodziało.
Majster maluje ściany na biało, przedzierzgnął
nogi w drabinę (teraz wygląda jak Wieża
uda się wywlec obok do pokoju. Kot też
gdzieś przepadł w labiryncie tego nieporządku.
Może zasnął w żołądku wersalki, a może
pożarła go zaciszna w miarę szafka jakaś?
Majster jest dziarski chojrak i siłacz nie lada.
Majster ma dziary i się nie opieprza. Boże,
jakie piękne mieszkanie będzie – święta sprawa
w bloku. Święta i odnowiona, prawie kościół.
20 – 25 I 2007
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
Eiffla w miniaturze) i po suficie daje.
Trzeba przenosić meble. Wte i wewte. Szafom
to nie w smak, toteż opór stawiają. Jest ciężko,
zwłaszcza z topornym wyrkiem, które wreszcie, wierzę,
31
Marcin Sendecki siedząc w fotelu
i paląc papierosa, ogląda w telewizji
reklamę doskonałych noży ze stali
nierdzewnej
Niedobrze! Nasze rany są zbyt chłonne. Wszystkie
się w nich pomieszczą razy, wszelki gwałt na sercu
nożem. Niedobrze, nasze rany są zbyt głodne,
każdą pięść chleba połkną do ostatniej kromki
krwi wyplutej nożem. I niedobrze, gdyż nasze
rany są zbyt zachłanne: kłute czy szarpane,
ale zawsze jak kieszeń głębokie. Niedobrze!
Nasze rany są podłe, przeżegnane nożem
rozmodlonym w kościele ciała, umierają
na raka ulicy, po której ksiądz w przebraniu
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
akwizytora kroczy i sprzedaje noże –
kto nie kupi ten jest głupi!
32
18 – 30 I 2007
IMVHO
Lecz wiem, jesteś oszustką – kilka kilobajtów
śliny, co przez Internet pocałunkiem wionie.
Wysuwam język, sprawdzam, nic nie czuję – drobne
ukłucie tylko, jakby kto szpilkę wbił w język,
którego nie rozumiem. Można sobie język
połamać, gdy się chce na głos czytać te drobne
słówka, którymi ekran komputera wionie.
I tak insynuujesz po sześć kilobajtów
na sekundę. Lecz skąd u ciebie taki język,
jakby kto w niego szpilkę wbił. I twoje drobne
zęby gryzą – czy czasem ugryziesz się w język
tak, że aż wionie z bólu krzykiem kilobajtów?
Lecz wiem, jesteś oszustką, twój język to drobne
aplety kilobajtów, z których ślina wionie.
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
16 III – 3 IV 2007
33
Drobne partycje
dla P na pożegnanie
umarłaś tydzień temu więc to już siedem dni
nie wstaję z łóżka chyba że do toalety
albo żeby zjeść <płacze>
twoje kochane ciało na pewno już śmierdzi
a tutaj w łóżku ciągle jeszcze nie zmieniłem
pościeli bo ona wciąż pachnie tobą życia
ludzkie to takie drobne partycyjki bytu
raz-dwa-trzy i po strachu i ciebie też już nie
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
ma i gdzie ja teraz znajdę taką kochaną
kobietę jak ty przecież nie jestem Orfeuszem
a podziemia nie istnieją zresztą nawet liry
nie mam nawet zwykłej gitary nie mówiąc już
34
o tym że ja w ogóle nie potrafię śpiewać
mógłbym tylko krzyczeć ochryple na okrutnych
bogów że mi cię odebrali taką młodą
i kochaną
umarłaś tydzień temu a ja nawet spać nie
mogę tylko przewracam się w koszmarnym łóżku
i każda cząstka twojego zapachu jaką
jeszcze znajdę na poduszce każda twoja rzecz
twoje ubrania płyty twój ręcznik w łazience
i koszulka nocna nawet widok z balkonu
na te same chodniki na drzewa na parking
wszystko mi już tylko rozdziera serce
czasem wydaje mi się jeszcze że słyszę gdzieś
twój kochany głos ale przecież ty umarłaś
tydzień temu od siedmiu dni już nie istnieje
świat
2/3 V 2007
Akt
Nagość Patrycji bardzo jest kłótliwa. Nagość
Patrycji krwawi aż do bólu nocy. Nagość
Patrycji promieniuje mnogością Księżyców,
do których wyje w pełni jej zachłanna nagość.
Nagość Patrycji jest jak dym lub długość czerni.
Jest jej nagość jak balkon na ostatnim piętrze
ciała. Nagość Patrycji jest też zawartością,
jaką jej niosą moje zwarte dłonie ciszy.
Nagość Patrycji moją jest nagością. Nagość
jej mam w ustach, nagością jej nasiąka każde
słowo. Nagość Patrycji jest także jak snem
polizane nasionko śmiechu. Ta jej nagość
aż się prosi, żeby w nią wsadzić zęby, wygryźć
żeby. Nagość Patrycji jest nagością kości.
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
7 VI 2007
35
***
Umiera się z trzeźwości albo pije wódkę,
wybór wódki należy do ciebie. Umiera
się z miłości albo rżnie się ostro w karty, kto
rżnie w karty i wygrywa ten jest ze szczęśliwej
bajki. Bowiem umiera się z nadmiaru życia
lub z perspektywy ostatniego piętra świat ci
się pali papierosem w ustach jak na stosie,
kto nie umiera, temu się życie rozpływa
w żyłach gorącą kawą, chlebem i codziennym
moczem. Żyje się dobrze albo jeszcze gorzej,
kobieta jest kawałkiem piekła, papierosem
bez filtra, życiem, które boli, a umierać
bez kobiety, bez chleba, bez butelki wina czyja to jest wina, że kobieta jest życia
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
winna?
36
7 – 11 VI 2007
Chata Plesnivec
Chata Plesnivec jak kot leniwy leniwie
leży i prężąc deski, patrzy się w dolinę
ze wszystkich okien naraz. Rad nierad nad chatą
ulewnie świerki świerkną, lecz razem z nią gapią
się w mruczącą mgłę deszczu. Gdzieś ponad tym wszystkim,
przy słonecznej pogodzie, widać górę z brzydkim
czołem - złą, namarszczoną, groźną jak karabin
górę, która na nosie nosi okulary
zupełnie takie same, jakie i ja noszę ale nieważne. Daję Patrycji – za złość jej
do mnie i za te wszystkie muchy w nosie – klapsa
zadziornego i krzyczę: Dalej, szybciej, nad Staw
pełną gębą i wzrokiem błądząc gdzieś po Dzikiej
Dolinie, papierosa wypali, wypije
piwo i zapatrzona w ścianę Kieżmarskiego,
zje zupę z chlebem myśląc, że jest wiecznym śniegiem
gdzieś po drodze na Przełęcz Baranią. Tymczasem
znów odpoczynek - woda - jemy czekoladę.
13/14 XI 2007
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
Zielony, bo znów nam deszcz pięścią z chmur wygraża!
Potem Patrycja widok na góry zagarnie
37
Czyja Patrycja
czyja Patrycja i dla kogo chodzi naga
coraz bardziej śmiertelna i noga za nogą
czyja jest taka że nie żyje coraz bardziej
chociaż szyję ma i krew i czerwone wargi
czyja Patrycja czyja tarza się w kałuży
oddechu który nie jej jest oddechem ale
ręką czyja mnie gryzie w sen co umknął prosto
na księżyc żeby się tam w kamienie zamienić
czyja i czemu nie ma jej na dachu blachy
samochodu co nie jest moim samochodem
lecz ręką która zbiera na księżycu drzewa
pobliskie jabłka szpaków czyja jest jesienią
Patrycja i dla kogo gra na żyłkach mojej
skóry z której zrobiła sobie buty naga
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
i śmiertelna bardziej
38
17 VIII 2007
Agnus Dei
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
zmiłuj się nad nami, sfrustrowanymi kpami,
pogładź nas po głowach najprostszymi słowami,
i niech nam butelka nadal będzie jak matka.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
zmiłuj się nad nami, z łaknącymi brzuchami,
więc nam je napełnij powszednimi chlebami,
i niech nam butelka nadal będzie jak matka.
(Dona nobis pacem)
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
obdarz nas pokojem, nas, sfrustrowanych bobków,
bez pracy, płacy, mieszkania, żony i światła
20 XI 2003
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
przyszłości; więc nas obdarz choć pokojem w bloku,
choć świętym spokojem, a winy nasze odkup,
i niech nam butelka nadal będzie jak matka.
39
• MARIUSZ CEZARY KOSMALA • sequel •
Spis wierszy
40
O, kto z tych?
Palcówka b-moll op.1 nr 1 „Magda”
Sonet op. 12 nr 2 (Tempo rubato)
Śmietniczki, autobusy, zatłoczony tramwaj
Stabat Mater op. 17 na czternaście wersów
i akrostych
Trata-tata op. 22 nr 4, alias krótka kantata
na trąbkę, pięć tetrastychów i aktora
lub dziesięć dystychów i dwanaście waltorni
z koncertującym fortepianem
Scherzo op. 5 nr 2 (Tragiczne)
Mariusz Cezary Kosmala peregrynuje do muzeum
śp. Marcina Świetlickiego w „Zwisie”
Rondo (od kapelusza) op. 23 nr 2
Rondo szpotawe op. 29 nr 2
(na klawesyn i smyczki)
Forma sonetowa op. 29 nr 4
Komórka
ecce homo nr 2
VII
Niema. Nenia?
Trzynaście dystychów. Pechowo?
Szczęśliwy
Co prawda, nigdy też nie byłem w Sopocie
Air de Furies
Melodramat w czterech esemesach
Andrzej. Dzisiaj jestem lepszy od Norwida
Sonetino
Wielkie nieba
Agresywne ciasteczka
*** (Wciąż mieszkam ze starymi)
Marcin Sendecki siedząc w fotelu i paląc
papierosa, ogląda w telewizji reklamę
doskonałych noży ze stali nierdzewnej
IMVHO
Drobne partycje
Akt
*** (Umiera się z trzeźwości)
Chata Plesnivec
Czyja Patrycja
Agnus Dei
6
7
8
9
10
11
12
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39

Podobne dokumenty