SSzpalty pamięci

Transkrypt

SSzpalty pamięci
SSzpalty pamięci
ADWOKAT WILHELM TUŁACZKO
(1909–1981)
Adwokat Wilhelm Tułaczko urodził się 6 marca 1909 r. w miejscowości Campulung Moldovanescu niedaleko Czerniowiec, stolicy Bukowiny.
W tym czasie Bukowina należała do Austro-Węgier, jego ojciec zaś, będący pracownikiem kolei,
przeniósł się tam ze Lwowa. Zarówno ojciec, jak
i matka byli rdzennymi Polakami i takim czuł się
Wilhelm, mimo że urodził się poza granicami
Polski.
Po zakończeniu I wojny światowej Bukowinę przejęła Rumunia, będąca wówczas królestwem, a Czerniowce były ważnym ośrodkiem
kulturalnym i gospodarczym na styku czterech
państw: Rumunii, Czechosłowacji, Węgier
i Polski.
W mieście tym były dwa uniwersytety, na
jednym z nich (Królewskim) Wilhelm Tułaczko
uzyskał dyplom magistra prawa i w roku 1937
podjął praktykę adwokacką. Jako obywatel rumuński polskiej narodowości nawiązał oczywiście bliskie kontakty z polskimi stowarzyszeniami oraz z przedstawicielami Rzeczypospolitej
Polskiej. Został też radcą prawnym konsulatu
Rzeczypospolitej w Czerniowcach, a później
(chyba już w czasie II wojny) Ambasady Rzeczypospolitej w Bukareszcie. Na przełomie lat
1939–1940 Związek Radziecki odebrał Rumunii
Mołdawię (ze stolicą Kiszyniowem), Bukowinę
zaś po 1945 r częściowo włączono do Ukrainy.
Po abdykacji króla Karola II w listopadzie
1940 r. i objęciu tronu przez jego syna Michała
władza nad krajem została opanowana przez
organizację faszystowską Żelazna Gwardia,
pod wodzą generała Antonescu. Rumunia
przyłączyła się wówczas do wojny po stronie
Niemiec i Włoch. W trakcie wojny z ZSRR
Rumunia odzyskała chwilowo zabrane jej terytorium Mołdawii, a nawet okupowała ukraińską Odessę wspólnie z Włochami. Z relacji
Polaków mieszkających wówczas w Odessie,
którzy przedostali się do Polski w ramach
repatriacji, wynika, że nie była to okupacja
bardzo uciążliwa, rozkwitł handel i prywatna
przedsiębiorczość, zlikwidowane natychmiast
po powrocie czerwonych władców.
W drugiej połowie roku 1944 r. losy wojny
były już dla Niemiec przesądzone, co umożliwiło wybuch rewolucji antyfaszystowskiej
w Bukareszcie i innych miastach Rumunii. Nastąpiło to 24 sierpnia 1944 r., zaraz po rozstrzygającej bitwie stoczonej z Sowietami w rejonie
pomiędzy Kiszyniowem i Jassami, która miała
miejsce w dniu 23 sierpnia.
Politycy partii opozycyjnych, działając
wspólnie z komunistami, nie tylko doprowadzili do usunięcia i aresztowania generała Antonescu i jego zauszników, ale już dnia następnego po wybuchu rewolucji, to jest 25 sierpnia
1944 r., spowodowali, że Rumunia wypowiedziała wojnę Niemcom, 12 września 1944 r.
podpisała zaś zawieszenie broni z członkami
koalicji antyhitlerowskiej.
265
Szpalty pamięci
W maju 1945 r., to jest w chwili formalnego
zakończenia wojny z Rzeszą Niemiecką, Rumunia znalazła się już po właściwej stronie.
Jej status polityczny miał jednak charakter
swo­isty: z jednej strony ofiary faszyzmu, co
mocno akcentowano, a z drugiej strony – ofiary zachłanności terytorialnej ZSRR, członka
koalicji antyhitlerowskiej, który zawładnął
Mołdawią i Rusią Zakarpacką, o czym się raczej wtedy nie mówiło...
Początkowo, tj. do końca 1946 roku, Rumunia
była nadal królestwem, z rządem demokratycznym złożonym z przeciwników Żelaznej Gwardii, przy decydującym udziale przedstawicieli
partii komunistycznej. Od 6 marca 1945 r. premierem Rumunii został znany przedwojenny
polityk (z partii caranistów) Petru Groza, który
za faszystów przebywał rok w obozie koncentracyjnym w Targu Jio w jednej celi z Wilhelmem Tułaczką. W końcu roku 1947 komuniści
doprowadzili do abdykacji króla Michała i ustanowienia republiki „demokratycznej”, oczywiście w stylu moskiewskim, sięgając po pełnię
władzy i rozwiązując partie konkurencyjne.
Petru Groza utrzymał się we władzach Rumunii jeszcze przez kilka lat, prawdopodobnie
ze względów propagandowych, gdyż był od
dawna znany i szanowany za granicą, lecz faktyczna władza należała do komunistów.
Wracając do losów Wilhelma Tułaczki, należy stwierdzić, że od początku II wojny światowej całym sercem włączył się w akcję pomocy
dla uciekinierów z Polski. Akcję tę rozpoczął
już we wrześniu 1939 r. w Czerniowcach, dokąd przybyła między innymi 120-osobowa
ekipa Polskiego Radia z Warszawy, bezradna
w obcym kraju, nieznająca języka i niewiedząca, gdzie skierować swe kroki.
Wilhelm gorliwie zajął się tą grupą, czynił
wszystko, co mógł (a nawet więcej...), aby udzielić im pomocy materialnej i moralnej. Części
ekipy udzielił gościny w swym domu, a reszcie
uciekinierów zapewnił kwatery u znajomych
i w pensjonatach. Należy dodać, że na Bukowinie żyła dość liczna kolonia polska, której członkowie także pomagali uciekinierom, ale w tej
akcji przodował Wilhelm, jako prawnik mający
266
PALESTRA
koneksje w Czerniowcach i w Bukareszcie oraz
niezmożoną energię, która zresztą towarzyszyła
mu do końca życia. Załatwił uciekinierom tymczasowe dowody osobiste, wymieniał pieniądze
w bankach i instruował, jak mają postępować,
aby móc się przemieścić do stolicy kraju i za
granicę, do Francji. Należy pamiętać, że w tym
czasie Rumunia była już infiltrowana przez
Niemców, którzy wymuszali na urzędnikach
rumuńskich stosowanie ograniczeń wynikających z porozumień i konwencji międzynarodowych. Podjęta przez Wilhelma akcja pomocowa
dla tak dużej grupy Polaków (120 osób) została
potwierdzona w wielu dokumentach urzędowych, m.in. w liście Stanisława Krzewskiego,
plenipotenta Polskiego Radia (odpis w aktach
personalnych ORA w Warszawie). Wilhelm
udzielał też pomocy z własnej kieszeni i bezpośrednio interweniował, gdy wskutek akcji agentów Rzeszy nasi uciekinierzy napotykali bariery prawne i trudności formalne. Otrzymał też
wiele podziękowań od stowarzyszeń polskich
w Rumunii i od indywidualnych osób, m.in.
od stowarzyszenia „Dom Polski w Rumunii”
oraz od polskich prawników, którym pomagał
zwłaszcza w Bukareszcie, gdzie przebywali na
przymusowej emigracji.
Z żalem i smutkiem opowiadał mi jednak,
że gdy znalazł się w Warszawie, przejściowo w trudnej sytuacji (po zmianie reżymu
w Bukareszcie i przejęciu władzy przez komunistów), niektórzy z tych byłych polskich
emigrantów nie udzielili mu oczekiwanej pomocy i samotnie musiał rozwiązywać trapiące
go problemy formalne i majątkowe. Nie chciał
podawać mi nazwisk, a ja o nie nie pytałem, ale
musiało go bardzo boleć, bo kilka razy wracał
do tego tematu.
Z tego, co wynika z akt ORA w Warszawie, Wilhelm uzyskał polskie obywatelstwo
w 1948 r. na podstawie art. 3 ustawy z 20 stycznia 1920 r. (Dz.U. nr 7, poz. 44), a potem sprowadził do Polski oboje rodziców i brata – pułkownika gwardii królewskiej, który ukończył
wyższą szkołę wojenną we Francji, lecz jako
przyboczny króla nie miał chyba szans na
karierę u „komunistycznych demokratów”,
1–2/2016
w Polsce zaś został szanowanym obywatelem,
który zajmował się budownictwem.
W swoim życiorysie Wilhelm Tułaczko pisze
tylko o swej działalności jako radcy prawnego
polskich przedsiębiorstw handlowych i budowlanych. Nie ma natomiast dokumentów
o jego działalności jako attaché prasowego Ambasady Królestwa Rumunii w Polsce, o czym mi
opowiadał. Twierdził bowiem, że przyjechał do
Warszawy w tym właśnie charakterze, pragnąc
przy okazji zbadać warunki pozostania w Polsce na stałe, bo zdawał sobie sprawę, dokąd
zmierza Rumunia. Po radykalnych zmianach
politycznych (prokomunistycznych) w roku
1947 i następnych nie miał po co wracać do
Rumunii i został na stałe w kraju przodków,
wprawdzie rodzinnym, ale nieznanym mu od
praktycznej strony organizacji życia, zwłaszcza
bez pieniędzy i stałego lokum.
Wersja o posadzie attaché Rumunii, mimo
braku dokumentacji pisemnej, jest więcej niż
prawdopodobna. Z pisemnego życiorysu wynika bowiem, że miał osobiste poparcie Petru
Grozy, ówczesnego premiera rządu wyzwolonej Rumunii. Znany przedwojenny polityk
(z partii caronistów) dr praw Petru Groza został
bowiem – w pierwszym rządzie po wyzwoleniu – zastępcą, a potem premierem rządu
rumuńskiego, jeszcze za panowania króla Michała. Według pisemnego życiorysu Wilhelma
Tułaczki Groza mianował go swoim osobistym
sekretarzem, a potem dyrektorem Urzędu
Ekonomicznego w resorcie przemysłu i handlu. Poznał go bowiem bardzo dobrze, gdyż
wspólnie spędzili cały rok w jednej celi obozu
koncentracyjnego w Targu Jio, gdzie umieścił
ich generał Antonescu. O ile jednak Petru Groza był na tyle znany w świecie, że komunistom
opłacało się zostawić go na tytularnym świeczniku w parlamencie, nie dotyczyło to znacznie
młodszego Wilhelma, powiązanego z przeciwnikami reżymu i z dworem królewskim (przez
swego brata pułkownika gwardii), nie mówiąc
o polskich koneksjach z czasów wojny, a przez
nie – kontaktach z aliantami.
Wilhelm już doświadczył realiów życia
w czasach dyktatury faszystów, a komuni-
Szpalty pamięci
styczna władza jawiła mu się jeszcze gorzej,
o czym mi mówił. Własne doświadczenia,
a być może poufne informacje z kraju o tym,
jak ma być rządzona nowa Rumunia, oraz chęć
zapewnienia spokojnej starości rodzicom zadecydowały o pozostaniu w Polsce. Ułatwiała
mu to ówczesna masowa repatriacja Polaków
rozsianych przez wojnę po całym świecie i z tej
drogi wraz z rodziną skorzystał.
Z naturalizacją i obywatelstwem rodziców
i brata nie było większych kłopotów, a Wilhelm
już w 1948 r. został pełnoprawnym obywatelem
polskim. Trudności zaczęły się przy staraniach
o prawo wykonywania zawodu adwokata. Rumuński dyplom wymagał bowiem nostryfikowania, a przepisy o uznawaniu wzajemnych
dyplomów nie były jeszcze uchwalone. Po długich staraniach (1948–1952) udało się Wilhelmowi uzyskać w drodze wyjątku zgodę Ministra
Sprawiedliwości na praktykowanie w Polsce
bez nostryfikacji dyplomu, a Rada Adwokacka
w Warszawie wpisała go na listę adwokatów.
Jak wspominałem już wcześniej, nie będąc adwokatem, wykonywał obsługę prawną
przedsiębiorstw w Warszawie, gdyż był przecież prawnikiem i łatwo przyswajał przepisy
polskie.
W tym czasie nie obowiązywały w Polsce
ograniczenia w zakresie wykonywania obsługi
prawnej w charakterze radcy prawnego. Decydował pracodawca. Radcą czy doradcą mógł
być więc każdy prawnik.
Byli to najczęściej urzędnicy o wykształceniu prawniczym, zajmujący się problematyką
specjalistyczną określonej branży czy działalności gospodarczej zakładu pracy. Radcowie
nie mieli jednak w tym czasie prawa zastępowania osób fizycznych (tak jak adwokaci) przed
sądami oraz obrony w sprawach karnych.
Wilhelm to wykorzystał i został radcą prawnym kilku firm, co dostarczało mu środków do
życia. Mnie osobiście wiadomo, że przez wiele lat (chyba do śmierci) był radcą prawnym
Przedsiębiorstwa Robót Instalacji Sanitarnych
Warszawa, także po wpisie do adwokatury
polskiej, i wykonywał zarówno obsługę przedsiębiorstw, jak i indywidualnych klientów, bro-
267
Szpalty pamięci
niąc ich interesów z dużym temperamentem
i na ogół skutecznie.
Ponieważ wykonywanie zawodu adwokackiego w krajach o korzeniach prawodawstwa
rzymskiego jest do siebie podobne, mimo różnic w treści prawa materialnego i trudności
językowych, Wilhelm nie miał w sądach
większych problemów; zarówno koledzy, jak
i sędziowie byli mu przyjaźni i nie wykorzystywali początkowych potknięć.
Od roku 1964 sytuacja na rynku obsługi
prawnej zmieniła się i radcostwo prawne stało
się zawodem określonym przepisami i rejestrowalnym, ponadto zakazano łączenia tej czynności z obsługą osób fizycznych, trzeba więc było
dokonać trudnego wyboru (obecnie zakaz ten
nie obowiązuje). Wilhelm wybrał radcostwa,
przede wszystkim w PISB Warszawa – był to
związek nierozerwalny i trwał aż do śmierci.
Oddzielenie radcostw od zawodu adwokackiego było dotkliwym ciosem zadanym adwokaturze polskiej przez komunistów, gdyż zawód
ten nie był pieszczoszkiem reżymu. Starano się
jednak zachować pozory i nie deprecjonowano
go nieograniczonym dopływem kadr, powodującym obniżenie jakości usług i pauperyzację
zawodu. Trzeba więc przyznać rację krytykom,
że III Rzeczpospolita nie odwdzięczyła się adwokatom za lata bezpłatnej obrony i narażania się
na represje za udzielanie pomocy członkom „Solidarności”, ale to oddzielny temat, niedotyczący Wilhelma Tułaczki, który zmarł w 1981 r. i nie
mógł przypuszczać, że tak się sprawy potoczą.
Do końca był pogodny, przyjazny ludziom, pełen zapału i energii. W sprawach arbitrażowych
(gospodarczych) Wilhelm Tułaczko walczył jak
lew, zgłaszając niezmiennie wnioski o oddalenie
pozwów z tytułu żądanych kar za opóźnienia robót lub usuwania usterek przez Przedsiębiorstwo
Robót Inżynieryjnych Budownictwa Warszawa
(PRIBW). Spory dotyczące głównie tej materii rozpatrywały aż do lat dziewięćdziesiątych okręgowe komisje arbitrażowe, odpowiednik obecnych
sądów gospodarczych. Postępowanie było mniej
formalistyczne niż sądowe, stosowano prekluzję
PALESTRA
roszczeń już po upływie roku i głównie opierano
się na dowodach z dokumentów i ewentualnie
opiniach biegłych, a świadków słuchano wyjątkowo. W tej sytuacji nasz „lew Bukowiny”
roztaczał przed arbitrami wizje trudności, jakie
musiał pokonywać podwykonawca robót (jego
mocodawca), jak: braki materiałowe, spóźniona
dokumentacja techniczna i przewlekające się odbiory, utrudnienia we wstępie do lokali w celu
usuwania usterek itp. Zgłaszał te wyjaśnienia
i wnioski głównie na rozprawach, załączając
mnóstwo pism i notatek, zaskakując tym przeciwników (głównie pełnomocników generalnego wykonawcy budowy). Stawiał też arbitrów
przed dylematem, czy odroczyć rozprawę, aby
przeciwnicy mogli się dokładnie przyjrzeć tym
dokumentom, czy też kończyć sprawę, co było
zwykle mile widziane przez strony i zgodne
z tendencją ograniczania liczby rozpraw. Przeciwnicy procesowi (mając na uwadze zasady ówczesnej gospodarki i jednej kieszeni państwowej)
na ogół zbytnio temu nie oponowali. Wilhelm
na tym korzystał, uzyskując obniżenie kwoty
zasądzonej w stosunku do żądanej. Nikt mu nie
miał za złe tej taktyki obronnej, gdyż wówczas
ciągle czegoś brakowało, co utrudniało roboty
budowlane. Wszyscy przeciwnicy procesowi
go lubili i choć znali jego sztuczki, dawali mu
szansę częściowego sukcesu, bo był rozbrajający
i walczył z odsłoniętą przyłbicą.
O Wilhelmie Tułaczce można by opowiadać
godzinami, zwłaszcza o jego bojach z władzami w Rumunii, o rozmowach z Petru Grozą,
o obozie koncentracyjnym w Targu i o pensjonacie „Malmaison”, gdzie rumuńska bezpieka
(Securitate) maltretowała opozycjonistów.
Z tego, co opisałem, jasno wynika, że był
to dobry i szlachetny człowiek, Polak patriota
z krwi i kości, a Rumun z miejsca urodzenia.
Niech to wspomnienie utrwali go w naszej
pamięci, sugerując umieszczenie Wilhelma
Tułaczki na liście osób zasłużonych dla adwokatury w związku z jego działalnością na rzecz
emigrantów polskich w Rumunii w okresie
II wojny światowej.
Lesław Myczkowski
268

Podobne dokumenty