szansa szczęścia czy zbyt wymagający ideał?

Transkrypt

szansa szczęścia czy zbyt wymagający ideał?
Czystość przedmałżeńska – szansa szczęścia
czy zbyt wymagający ideał?
Czystość przedmałżeńska i związana z nią wstrzemięźliwość seksualna przed zawarciem
sakramentalnego małżeństwa budzi wiele emocji, pytań i kontrowersji. Dawno już przestała
być normą, a stała się pewnego rodzaju „luksusem” ludzi o specyficznych poglądach
i zazwyczaj wyraźnie zaangażowanych po stronie światopoglądu chrześcijańskiego oraz
wartości religijnych.
Przestała być obyczajem funkcjonującym w kulturze i mentalności społecznej, stała się
natomiast przejawem religijności oraz identyfikacji z pewnymi normami moralnymi. Dlatego
też jest postrzegana przez świat jako niezrozumiały wymysł religijny i ciężki wymóg
określonego systemu etycznego lub wręcz ideologii. Oceniana się ją bardziej jako przejaw
nienormalności i pewnej „egzotyki”, niż harmonii i normalnego porządku życia.
Chrześcijańskie wskazania dotyczące przeżywania miłości i seksualności coraz częściej
przeciwstawiane są naturze i szczęściu człowieka. Tego typu opinie są z jednej strony
skutkiem propagandy - kłamliwych ataków przedstawicieli rozmaitych współczesnych
liberalnych prądów myślowych, ideologów ateizmu i walczącej lewicy, propagującej
swobodę seksualną bez ograniczeń w każdym wieku i stanie życia. Coraz częściej dołączają
do nich sami ludzie Kościoła, duchowni i świeccy, którzy mniej lub bardziej otwarcie
sprzeciwiają się tradycyjnemu nauczaniu w tej dziedzinie. Przedstawiają oni moralność
katolicką w ten sposób, że odnieść można wrażenie, iż jest ona niemal najbardziej opresyjnym
systemem moralnym, tłumiącym w ludziach żywotność, radość życia i człowieczeństwo.
Postawa odrzucenia wartości związanych z czystą miłością i seksualnością, oprócz
wspomnianych procesów celowego dyskredytowania katolickich norm moralnych w oczach
ludzi, jest także efektem zatracenia przez samych chrześcijan właściwego rozumienia, a co za
tym idzie przeżywania czystości seksualnej w ogóle, nie tylko przedmałżeńskiej.
Niejednokrotnie zdarza się, że osoby wierzące nie potrafią zaakceptować propozycji
Kościoła, gdyż, zamiast pięknego ideału i szansy na szczęście, widzą w niej tylko
niemożliwy do zrealizowania zbiór norm i zakazów, który ich ogranicza i potępia.
Potrzeba szerokiego widzenia problemu
Aby uzasadnić pojęcie czystości, zarówno światu jak i sobie samemu, trzeba spojrzeć na
problem z dwóch stron.
Po pierwsze należy zrozumieć istotę czystości i jej etyczne uzasadnienie – patrząc bardzo
szeroko na to kim jest człowiek, do czego jest powołany, czym jest miłość i jakie są jej cechy,
jaka jest funkcja seksualności w ludzkim życiu i jakie postawy utrudniają właściwe
zintegrowanie seksualności z miłością?
Po drugie trzeba spojrzeć na człowieka jako indiwidum i spróbować go zrozumieć. Najpierw
widząc go jako istotę seksualną z całą gamą odcieni potężnej energii, która drzemie
w każdym z nas, bez względu na religię, wyznawane wartości i sytuację życiową. Trzeba
zobaczyć jak ta seksualność przejawia się w życiu konkretnego człowieka, jak wpływa na
niego i jak zależy od innych sfer jego życia.
Seksualność jest bowiem swoistym barometrem życia – jakość jej przeżywania zależy od
jakości życia, od kondycji życiowej i sytuacji egzystencjalnej człowieka - doświadczenie
wielu ludzi wskazuje, że problemy z zachowaniem czystości seksualnej - pokusy, natrętne
myśli, problemy z wiernością etc. nasilają się w momentach mniejszych lub większych
kryzysów życiowych - problemów osobistych, szkolnych, zawodowych, przemęczenia, stresu
i napięć wewnętrznych, konfliktów z bliskimi, nie radzenia sobie w grupie rówieśniczej,
niskiego poczucia własnej wartości, szczególnie w doświadczeniu pewnej pustki
egzystencjalnej i braku głębszych wartości w życiu. Trzeba więc tą sytuację zrozumieć,
określić zasadnicze czynniki wpływające na człowieka w jego środowisku, kulturze, rodzinie
– dostrzec jego wartości, kryzysy, sposób przeżywania samego siebie.
Widząc ludzką seksualność jako integralną część osobowości człowieka, z jej ścisłą
zależnością od innych sfer ludzkiego życia, oraz traktując ją jako odbicie sytuacji życiowej
człowieka, można lepiej zrozumieć jej znaczenie, a także zauważyć przyczyny jej
nieprawidłowego funkcjonowania.
Całościowe spojrzenie na problem czystości uwalnia od dwóch skrajnych postaw.
Pierwsza to niesłuszne lub zbytnie obwinianie i potępianie rozmaitych zachowań i postaw,
oraz pochopne i powierzchowne wartościowanie moralne czynów seksualnych. Takie
podejście polega na widzeniu wszędzie grzechu. Retoryka i argumentacja odwołuje się
głównie do potrzeby „nawrócenia” rozumianego jedynie jako zmianę zewnętrznych
zachowań. Nie ułatwia to osobom uwikłanym w problemy seksualne wyjścia z tej trudnej
sytuacji, ale dodatkowo je zniechęca i pogrąża w izolacji, gdyż, zamiast dawać nadzieję
i pozytywną motywację, straszy i oskarża. Często osoby takie nie potrafią po prostu zmienić
zachowań bo, jak powiedzieliśmy przeżywanie seksualności związane jest z całym ich
życiem, jest odbiciem problemów danego człowieka.
Drugą skrajnością, przed którą chroni szerokie widzenie problemu to naiwne afirmowanie
wszelkich zachowań seksualnych, także tych nieodpowiedzialnych, szkodliwych
i niebezpiecznych dla rozwoju człowieka oraz dla jego szczęścia. Pozwala dostrzec
zagrożenia wynikające z niewłaściwego używania własnej seksualności, oraz dobrać
odpowiednie środki dla ich zmiany. Potrafi też oddzielić złe czyny od osoby, która je
popełniła. W sferze seksualnej wina moralna często jest trudna do oceny. Nie mniej
negatywne skutki niewłaściwego postępowania dotyczą wszystkich, którzy igrają z seksem –
nawet tych, którzy z powodu indywidualnych uwarunkowań, niedojrzałości, zranień czy
niewiedzy nie ponoszą pełnej odpowiedzialności moralnej za popełniane czyny. Dlatego
właśnie nauczanie na temat czystości ma głęboki sens.
Sytuacja młodych ludzi a zachowania i postawy seksualne
Analizując zjawisko współżycia seksualnego młodych ludzi przed - lub szerzej – poza
małżeństwem, również można spojrzeć na ten problem z dwóch stron.
Z jednej strony będzie to ogólna analiza seksualności młodych ludzi w ogóle – dojrzewanie
psycho–seksualne z zachodzącymi zmianami, zafascynowanie erotyką, eksperymentowanie
z seksem, inicjacja seksualna, zachowania autoerotyczne, nastawienie młodych do
seksualności, mity krążące na temat współżycia seksualnego, wartości i oczekiwania
związane z tą sferą, a także przyczyny określonych postaw młodych ludzi wobec seksualności
i sposoby wychowywania młodzieży do czystości. Taka analiza bierze pod uwagę
przeżywanie potrzeb i energii seksualnej przez młodych ludzi, a także sposoby, za pomocą
których wyrażają i zaspakajają potrzeby seksualne, oraz rozładowują napięcia w tej sferze.
Z drugiej strony potrzebna jest bardziej szczegółowa analiza sytuacji ludzi żyjących w mniej
lub bardziej formalnych związkach. Młodzi ludzie tworzą pary, sympatie, „chodzą ze sobą”.
Ciężko jest sprecyzować, zarówno od strony psychologicznej jak i etycznej czym są owe
związki – gdyż nie mają one określonej natury, statusu ani celu, poza realizacją pojawiających
się potrzeb bliskości, relacji, a także fascynacji emocjonalno – erotycznej drugą płcią.
Pomimo to każdy może przyznać, że tego typu doświadczenia w młodym wieku mogą być
wspaniałą szkołą relacji i obcowania z drugim człowiekiem, szansą rozwoju, okazją poznania
samego siebie, przeżyciem pięknych chwil wspominanych przez długie lata. Są podbudową
i początkiem związków bardziej trwałych, zmierzających do małżeństwa. Każde bowiem
małżeństwo zaczynało w młodości jako „para”. Niestety, ze względu na niedojrzałość
emocjonalną, kruchość i wrażliwość młodego wieku, często młodzieńcze związki,
szczególnie gdy towarzyszą im przeżycia erotyczne, kończą się negatywnie - zostawiają
zranienia, kierują drogę rozwoju na niewłaściwe ścieżki, powodują bolesne skutki życiowe.
O tych zagrożeniach trzeba mówić młodym ludziom, jednak promowanie czystości nie może
się jedynie do tego ograniczyć.
Szczególną sytuacją związku młodych ludzi jest narzeczeństwo – w odróżnieniu od
młodzieńczych sympatii jest to bardziej określona relacja, mająca swój cel – wspólne życie,
wiążąca się z poważnymi planami, funkcjonująca wciąż jeszcze w społeczeństwie jako pewna
instytucja.
Wprowadzone rozróżnienie na przeżywanie seksualności przez młodych ludzi w ogóle, oraz
przez osoby żyjące w mniej lub bardziej formalnych związkach może się wydać sztuczne
i niezrozumiałe. Przecież każde odczucie seksualne ma ukierunkowanie na drugą osobę, a
więc ma charakter relacyjny – wspólnotowy (nawet masturbacja, choć uprawiana w
samotności, to jednak paradoksalnie jest zaburzonym, rozpaczliwym poszukiwaniem
bliskości, lub raczej próbą zagłuszenia bolesnej samotności i lęku). Jednak obecność w życiu
drugiej osoby, którą się kocha i pragnie, ma zasadniczy wpływ na rozumienie i przeżywanie
własnych potrzeb seksualnych. Bliska relacja, doświadczenie intymnej więzi, uczucie miłości
- zmienia człowieka, wpływa na jego postawy, zachowania, światopogląd, niejednokrotnie
weryfikuje wcześniejsze nastawienie do życia. W tym właśnie tkwi siła miłości, oraz twórcza
energia ludzkiej seksualności. Niestety, może ona okazać się także niszcząca.
Przyjrzyjmy się zatem w jakim kontekście kulturowym i społecznym żyją młodzi ludzie.
Seks poza małżeński jest dziś akceptowany przez duży odsetek młodzieży. Funkcjonuje
powszechne przekonanie, że „tak robią wszyscy”. Wiąże się z tym pewna presja odczuwana
przez młodych – inicjacja seksualna staję się wręcz wymogiem i przymusem psychicznym.
Młodzi postrzegają brak doświadczeń seksualnych jako pewne piętno, robią więc wszystko
aby jak najszybciej utracić dziewictwo. Ów pęd do seksu w dużej mierze jest prowokowany
przez kulturę, media, modę. Mamy do czynienia z niespotykaną dotąd na taką skalę
erotyzacją sfery publicznej. Internet, telewizja, reklamy, programy rozrywkowe, wypowiedzi
osób publicznych, tematy popularnych utworów muzycznych, filmów i seriali – wszystko
koncentruje się na seksie. Trzeba sobie także zdawać sprawę z istnienia potężnych grup
interesów, którym zależy na erotyzacji okresu dorastania i współżyciu seksualnym dzieci
i młodzieży. Należą do niej biznesmeni, politycy, przedstawiciele przemysłu farmaceutyczno
– antykoncepcyjnego, aborcyjnego, pornograficznego, rozrywkowego, reklamowego.
Do niekontrolowanego wzrostu swobody i nieodpowiedzialności seksualnej przyczynia się
także forsowana przez wielu pedagogów, psychologów i polityków permisywna edukacja
seksualna. Promuje ona antykoncepcję jako skuteczny środek uniknięcia negatywnych
konsekwencji własnych zachowań, a więc sugeruje, że seks zawsze i wszędzie jest możliwy
i dobry, trzeba tylko się „zabezpieczyć”. Do grona cynicznych demoralizatorów przyłączają
się ci, którzy powinni strzec ładu moralnego młodych ludzi – rodzice, nauczyciele,
wychowawcy, pedagodzy, psychologowie a nawet niektórzy duchowni. Mamy zatem
społeczne przyzwolenie na seks dzieci i młodzieży, a wręcz rozbudzanie w młodych ludziach
przez dorosłych pragnień seksualnych i skłanianie do ich realizowania. Seks zostaje
sprowadzony do roli rozrywki, sportu, sposobu zaspokajania doraźnych potrzeb, do którego
każdy ma prawo zawsze i wszędzie. Młodzi ludzie wychowując się w takiej atmosferze często
nie próbują zrozumieć dlaczego powinni zachować czystość przedmałżeńską, a nawet nie
rozumieją tego pojęcia. Jest im ono zupełnie obce. Wielu z nich nie jest już zdolnych
do odkrycia w seksualności czegoś więcej niż tylko chwilowego doznania emocjonalno –
cielesnego, dającego przyjemność i ulgę (choć nawet i to jest często w nich zablokowane).
Nie widzą sensu miłości i trwałych związków.
Na klimat kulturowy nakłada się sytuacja życiowa i kondycja psychiczna współczesnej
młodzieży. Żyjemy w czasach kryzysu rodziny i braku wzorców. Młodzi ludzie, wchodząc
w dorosłość czują się osamotnieni i zagubieni. Często już ich dzieciństwo pełne jest zranień,
traumatycznych przeżyć, braku kochających rodziców. Nie wiedzą kim są i po co żyją. Nie
mają poczucia wartości siebie samych oraz własnego życia jako daru, cennego skarbu
i zadania. Wchodząc w okres dojrzewania zderzają się z egoistyczną i konsumpcyjną
cywilizacją, gdzie nadrzędną wartością jest tzw. samospełnienie, polegające w gruncie rzeczy
na realizowaniu swoich doraźnych potrzeb, podniet i impulsywnych pragnień. Nie mając
prawdziwych wzorców i wartości, dla których można by się poświęcić, nie rozumieją, że
życie może mieć głębszy sens niż tylko dążenie do szybkiego zaspokojenia własnych
popędów. Nie widzą przed sobą perspektywy małżeństwa, rodziny – gdyż sami nie
doświadczyli nigdy prawdziwego rodzinnego szczęścia. Rodzina często kojarzy się bardziej
z udręką, upokorzeniem oraz bólem, niż ze szczęściem i spełnieniem. Młodzi więc nie tyle nie
chcą czekać z seksem do ślubu, ile po prostu nie bardzo wiedzą na co mają czekać. Nawet
jeśli są wychowywani do pewnych wartości, nawet jeśli słyszeli jak życie może wyglądać, to
wewnętrznie w to nie wierzą, nie czują tego i nie pragną. Oczywiście jest spory procent
młodych ludzi, którzy właśnie w małżeństwie i rodzinie widzą swoje szczęście. Ale także i ta
grupa jest epatowana konsumpcyjnym, oderwanym od sakramentalnego związku podejściem
do seksu oraz propagandą swobody seksualnej.
Samotność i zagubienie młodzieży, połączone z narzucającym się wzorcem „bogatej”
aktywności seksualnej powodują, że młodzież eksperymentuje z seksem. Współżycie
seksualne daje bowiem chwilowe odczucie pozornego szczęścia, zadowolenia – gdyż wiąże
się z przeżyciem bliskości. Często u podstaw szukania doznań seksualnych nie znajduje się
sam popęd seksualny, ale tzw. „głód skóry” – potrzeba ukojenia bolesnej samotności i pustki
życiowej. Dzieci szukają przytulenia, bliskości, ukojenia z poczucia upokorzenia i samotności
wyniesionej z domu. Stosunek seksualny daje im szybkie i stosunkowo łatwe poczucie ulgi.
Niestety tylko na chwilę. Podstawową przyczyną takiego zachowania nie jest zła wola, lecz
brak nadziei na lepsze życie, brak wartości, dla których warto żyć.
Młody człowiek, który czuje się szczęśliwy i ważny, fascynuje się światem i życiem, ma
swoje zainteresowania, wartości i ideały oraz harmonijnie przeżywa więzi rodzinne
i rówieśnicze nie odczuwa tak silnych, zniewalających podniet seksualnych i nie ma
gwałtownej, wręcz kompulsywnej potrzeby rozładowywania napięcia seksualnego. Dlatego
wychowanie do czystości nie może przede wszystkim opierać się na moralizowaniu
i potępianiu pewnych postaw. Żeby przekonać młodzież do czystości trzeba dać im nadzieję,
dać pozytywną motywację, ukazać perspektywę szczęścia, która stoi przed nimi. Trzeba
przekonać, że istnieją wartości, dla których warto żyć. Największym nieszczęściem człowieka
jest brak sensu, a ten z kolei wynika z braku miłości. Aby przekonać młodych do czystości,
trzeba ich kochać a także pokazywać sens życia – nie da się bowiem oddzielić seksualności
od całości życia ludzkiego.
Czekając na małżeństwo
Czystość przedmałżeńska wiąże się z czekaniem. Na co? – Czy tylko na przyjemność
współżycia seksualnego, która „wreszcie” po ślubie będzie dozwolona? Otóż nie! Pragnienia
dwojga kochających się osób dotyczą czegoś więcej. Narzeczeni podjęli już wybór swojej
dalszej drogi życiowej – przygotowują się do małżeństwa. Wybór ten jest dla nich jedną
z najważniejszych decyzji, ma nieodwracalny wpływ na ich dalsze życie, wiąże się
z najgłębszymi i najbardziej życiodajnymi pragnieniami, aspiracjami i marzeniami.
Zdecydowali się stworzyć ze sobą intymną i nierozłączną wspólnotę życia. Chcą być razem
aż do śmierci, wspólnie żyć, tworzyć „jedno ciało”, wydać na świat potomstwo, obdarzać
swoją miłością siebie nawzajem i swoje dzieci. Zatem to czego pragną i na co czekają to
właśnie realizacja owego wyboru – zjednoczenie i dopełnienie jedności na wszystkich
płaszczyznach życia.
Narzeczeni już przed ślubem tworzą wspólnotę przynajmniej do pewnego stopnia wyłączną.
Choć relacja ta nie jest jeszcze małżeństwem, więc nie posiada wszystkich cech i praw
związku sakramentalnego, to jednak można powiedzieć, że młodzi ludzie w jakimś stopniu
już teraz tworzą wspólnotę życia i miłości, oraz że przynależą do siebie nawzajem. Ta
wspólnota, która niebawem zostanie „przypieczętowana” na całe życie, oficjalnie
potwierdzona przez Kościół oraz uznana przez środowisko, już przed zawarciem małżeństwa
staje się niejako częścią ich najgłębszej tożsamości, podstawową rzeczywistością
i powołaniem życiowym. Młody człowiek, który wybrał już towarzysza swojego życia
i buduje z nim trwałą więź, identyfikuje się z tym wyborem. Druga osoba, narzeczeńska
(a później małżeńska) więź z nią, stają się najważniejszą sprawą w życiu, a wszystko co wiąże
się z realizacją tej jedności (czyli np. pragnienie współżycia) staję się naturalną
konsekwencją tego wyboru, naturalną częścią owej tożsamości związanej z konkretną relacją
do konkretnej osoby.
Co z tego wynika? Otóż para narzeczonych musi stanąć wobec silnego i zupełnie naturalnego
pragnienia by zjednoczyć się w akcie cielesnym. To pragnienie nie jest tylko sprawą popędu,
szukania jedynie cielesnej przyjemności, wyżycia seksualnego lub rozładowania napięcia
cielesnego. Nie można więc sprowadzać go tylko do kategorii zagrożenia i pokusy, które
należy zwalczać. Pragnienie to wiąże się z opisaną wyżej podstawową tożsamością dwojga
ludzi – wyborem siebie nawzajem i relacją ich łączącą. Krótko mówiąc – z ich wzajemną
miłością. Współżycie seksualne, w subiektywnym odczuciu młodych ludzi może się więc
wydawać czymś zupełnie naturalnym, wręcz koniecznym. Rezygnacja z tego współżycia
z kolei jawić się będzie jako występowanie przeciwko sobie, jako nienaturalne tłumienie
najgłębszych pragnień obydwojga narzeczonych. Osoby te po prostu chcą się zjednoczyć, by
dopełnić wyboru, który podjęły, chcą już przeżyć i doświadczyć pełnej jedności, na którą
czekają, chcą spełnić najgłębsze i najbardziej życiodajne dla nich marzenia o wspólnym
życiu.
Opisany wyżej „niuans” – sposób przeżywania i zachowywania przez młodych ludzi
czystości przedmałżeńskiej należy wziąć pod uwagę, zarówno we własnym życiu, „walcząc”
o zachowanie czystości w relacji z ukochaną osobą jak i w nauczaniu i wychowywaniu do
czystości. Rezygnacja z kontaktów seksualnych rzeczywiście może być subiektywnie
odczuwana przez młodego człowieka jako zanegowanie własnych najgłębszych pragnień,
jako pewna fundamentalna strata - brak istotnej wartości.
Sytuację komplikuje fakt stopniowego przesuwania się wieku zawierania małżeństw – a co za
tym idzie wydłużania się okresu przedmałżeńskiego, a więc czasu gdy trzeba „opanowywać
się” i „walczyć ze sobą”. Jeszcze kilka pokoleń wcześniej ludzie pobierali się w bardzo
młodym wieku. Już na styku okresu dojrzewania i dorosłości żyli w małżeństwach
i realizowali się w swoim powołaniu pod każdym względem – także seksualnym. Nikt nie
mówił zbyt wiele wtedy o „czekaniu”, czy o „opanowywaniu się” przed ślubem, gdyż po
prostu problem był o wiele mniejszy. Nieco upraszczając, można powiedzieć, że trudności
z zachowaniem czystości przedmałżeńskiej to problem, który w dzisiejszych czasach ludzie
sami sobie stworzyli poprzez przemiany cywilizacyjne, kulturowe i społeczne. Uczciwie
trzeba więc przyznać, że zbytnie zwlekanie ze ślubem i nieuzasadnione przedłużanie okresu
przedmałżeńskiego to rzeczywiście pewnego rodzaju „katorga” dla ludzi chcących zachować
czystość. Para narzeczonych, która ma szczerą chęć „wytrwania do ślubu”, lecz nie mająca
odpowiedniej motywacji do zachowania wstrzemięźliwości, nie rozumiejąca do końca sensu
czystości, która nie pragnie i nie fascynuje się czystością, ale przeżywa ją bardziej jako nakaz
moralny, nie do końca zrozumiały wymóg lub górnolotny ideał, prędzej czy później stanie
wobec kryzysu i zacznie zadawać sobie pytanie: „po co właściwie tak się męczyć?”, „jaki
sens ma ta ciągła asceza?”. Jeżeli okres przedmałżeński trwa długo, a młodzi mają
świadomość swojej dojrzałości do wspólnego życia, coraz bardziej zaczynają postrzegać
zbliżający się ślub tylko jako pewnego rodzaju formalność, którą właściwie można by
„załatwić” już teraz, „od ręki”, ale niestety trzeba jeszcze długo czekać (czasem z własnego
wyboru, czasem w wyniku obiektywnych okoliczności życiowych). Pojawia się więc
stwierdzenie: „wszystko już mamy – brakuje nam tylko papierka”. Jednocześnie owy
„papierek” przestaje być w rozumieniu młodych czymś wystarczająco znaczącym, aby dla
niego poświęcać istotną wartość, jaką jest realizacja wzajemnych potrzeb jedności cielesnej.
Odkładanie współżycia do ślubu, szczególnie gdy okres oczekiwania jest relatywnie długi,
zaczyna jawić się jako swoista „strata czasu”.
Może więc dojść do niebezpiecznego w skutkach wypalenia się młodych w ich wartościach
i ideałach, oraz do bardzo głębokiej i destruktywnej frustracji. Niebezpieczeństwo owego
kryzysu nie polega wcale w pierwszej kolejności na tym, iż młodzi mogą upaść w czystości,
współżyć seksualnie a nawet począć dziecko. Największe niebezpieczeństwo kryje się
bowiem w kryzysie wartości, w upadku wiary w sens czystości, w zanegowaniu wartości
sakramentalnego małżeństwa, oraz w pojawieniu się swoistego cynizmu życiowego wobec
wskazówek Kościoła i religijnych norm moralnych. Takie podejście może się utrwalić
w sercach obojga ludzi jako pewna postawa życiowa, która będzie spłycała dalsze życie
małżeńskie, rodzinne i duchowe. Utracić oni mogą pewną wrażliwość moralną, intuicję
duchową pozwalającą odróżnić sprawy zagrażające czystości ludzkiej duszy na wielu innych
płaszczyznach życia.
Idealizowanie i dramatyzowanie czystości przedmałżeńskiej
Uzasadnienie potrzeby zachowania czystości przedmałżeńskiej nie może popadać w dwie
skrajności. Pierwszą skrajnością będzie idealizacja samego oczekiwania na ślub, polegająca
na zbytnim akcentowaniu woli człowieka, która ma tylko „opanować popędy ciała”,
z jednoczesnym pomijaniem obiektywnych problemów i trudności, które wcale nie są
związane z „wystawianiem się na pokusę” przez młodych. Pogląd taki nie bierze pod uwagę
opisanych powyżej specyficznych przeżyć pary narzeczonych i dynamiki pragnień
seksualnych, które nie ograniczają się tylko do potrzeb czysto cielesnych. Panowanie nad
sobą jest tu zrównywane z czystością seksualną każdego innego człowieka – np. osoby
żyjącej samotnie, księdza zachowującego celibat, a nawet małżonka tylko okresowo
powstrzymującego się od współżycia, . Każda z tych osób w ramach czystości stosownej do
swojego stanu życiowego rezygnuje całkowicie lub tymczasowo z kontaktów seksualnych.
Oczywiście - wszystkie te osoby, podobnie jak narzeczeni, muszą za pomocą własnej woli
opanowywać popęd seksualny. Sytuacja dwojga narzeczonych jest jednak nieco inna.
Oczywiście oni także muszą mieć silna wolę – są przecież osobami wolnymi, mają Łaskę
Uświęcającą i zdrowy rozsądek, mogą więc rozumnie kierować swoimi czynami. To co ich
jednak różni od wymienionych przypadków to fakt, że już żyją w związku, kochają się –
a jeszcze nie mogą współżyć, niby już są razem - a jednak jeszcze osobno, tworzą jedność choć jeszcze niepełną. Ich sytuacja może się więc subiektywnie wydawać sprzeczna. Bowiem
na przykład ksiądz, będąc wierny swojemu powołaniu, rzeczywiście rezygnuje z seksu, i to na
całe życie, jednak, jeśli zaakceptował on celibat i wewnętrznie się z nim utożsamił, to nie
odczuwa bolesnego rozdarcia, choć oczywiście przeżywa naturalne potrzeby seksualne.
Rezygnuje on bowiem z jednej wartości i pragnień na rzecz innej wartości związanej
z pragnieniami dla niego głębszymi, ważniejszymi i bardziej życiodajnymi. Ta rezygnacja jest
więc częścią jego powołania, szczęścia i tożsamości. Gdyby porzucił kapłaństwo i związał się
z kobietą, to przede wszystkim zdradziłby siebie samego, swój wybór którego dokonał, swoje
wartości, którym się poświęcił. Można by zaryzykować stwierdzenie, że łatwiej jest zachować
czystość osobie samotnej, lub księdzu, niż parze narzeczonych, a trudność ta nie polega tylko
na tym, że odczuwają oni większą pokusę, lub że mają więcej okazji do popełnienia grzechu.
Po prostu osoba samotna, ksiądz lub małżonek, który nie zdradza drugiego współmałżonka,
zaakceptowały swój stan życiowy, utożsamiły się z nim– dla nich czystość i wierność są po
prostu realizacją własnej tożsamości. U narzeczonych jest inaczej – ich tożsamością
i wyborem jest zjednoczenie ze sobą – zarówno duchowe jak i cielesne – a pomimo tego
wyboru muszą na to zjednoczenie czekać, odkładać je.
W argumentacji katechetycznej stosuje się często porównanie czystości przedmałżeńskiej do
wierności małżeńskiej - jeśli człowiek przed ślubem nie potrafi opanować swego popędu
i „musi” współżyć seksualnie, to istnieje niebezpieczeństwo, że także w małżeństwie,
z nieumiejętności opanowania się będzie zdradzał współmałżonka. Słusznie mówi się, że seks
przedmałżeński przyzwyczaja człowieka do współżycia seksualnego poza kontekstem
związku małżeńskiego - wyłącznej, nieodwołalnej więzi, czyli do seksu z osobą nie będącą
mężem lub żoną. Jednak nie można generalizować i przypisywać takiego podejścia
wszystkim parom, które miały przedślubne doświadczenia seksualne. Nie każda taka para jest
przecież skazana na niewierność w przyszłym małżeństwie. Gdyby tak było to sytuacja
byłaby dramatyczna! Mimo wszystko człowiek, który decyduje się na kontakty seksualne
przed ślubem, we własnym odczuciu nie zdradza nikogo. Z kolei będąc w małżeństwie prawie
każdy odczuwa przynależność do współmałżonka – zdrada małżeńska jest więc dla niego
o wiele bardziej radykalnym wykroczeniem przeciwko własnym wyborom życiowym niż seks
przedślubny (mówimy cały czas o subiektywnym odczuwaniu danej sytuacji oraz
o motywacji człowieka). Decyzja, aby nie czekać do ślubu z podjęciem współżycia
seksualnego nie rodzi się więc tylko z jednego powodu - braku panowania nad popędem
seksualnym lub braku dyscypliny w tej sferze.
Drugą skrajnością jest dramatyzowanie trudności związanych z zachowaniem czystości
przedmałżeńskiej. Ma ono miejsce wtedy, gdy przedstawia się relację dwojga młodych,
kochających się ludzi jako dramatyczną walkę z szatanem o dusze, na śmierć i życie. W takim
spojrzeniu wiele jest podejrzliwości i lęku, wszędzie widzi się grzech, kładzie się nacisk na
unikanie okazji do niego. Wiąże się z tym lęk przed bliskością fizyczną, czułością cielesną,
która może rozbudzić i podniecić seksualnie (co jest naturalne). Niestety – takie podejście,
choć bywa skuteczne w przekonywaniu do unikania współżycia (a właściwie odstraszania
od niego), może doprowadzić do złego rozumienia i przeżywania kontaktu cielesnego
w późniejszym małżeństwie. Bliskość cielesna i pragnienia seksualne mogą bowiem zostać
wręcz „zohydzone” w rozumieniu młodych ludzi (najczęściej o silnej motywacji religijnej).
Jeżeli przed małżeństwem każde nawet przytulenie czy pocałunek jest traktowany jako
grzech, lub przynajmniej „wystawianie się na pokusę”, to nie będzie łatwo w małżeństwie
nagle „przestawić się” i harmonijnie przeżywać jedność cielesną, która jest przecież,
zamierzoną przez Stwórcę integralną częścią sakramentalnego małżeństwa i wspaniałym
przeżyciem jedności małżonków. Człowiek to nie komputer, który można przeprogramować
w jednej chwili. W podejściu tym brakuje pozytywnego spojrzenia na miłość i seksualność
oraz afirmacji uczuć i pragnień w tej sferze, które przecież prowadzą młodych
do sakramentalnego małżeństwa i są częścią ludzkiej natury, na której „buduje Łaska Boża”.
Zamiast tego dochodzi do deprecjonowania ludzkiej seksualności, przedstawiania jej jako
sfery najbardziej zagrażającej duszy i zbawieniu, traktowaniu pragnień seksualnych tylko jako
pokusy i przejawu pożądliwości. Takie spojrzenie nie jest zgodne z chrześcijańską wizją
człowieka.
Trzeba uczciwie przyznać, że zachowanie czystości przedmałżeńskiej nawet dla ludzi
religijnych jest trudne, jest walką wymagającą mądrego i pełnego wyrozumiałości podejścia
zarówno samych młodych, jak i tych, którzy ich wychowują i prowadzą. Nie wolno dawać
młodym ludziom złudzenia, że rezygnacja ze współżycia nie rodzi trudności, że wystarczy
mieć silną wolę i wszystko załatwione. Nawet najbardziej religijna, „uduchowiona”
i zdecydowana na czystość para narzeczonych, prędzej czy później musi stanąć wobec
pewnego konfliktu wewnętrznego między naturalnym pragnieniem zbliżenia seksualnego
a wymogiem wstrzemięźliwości. Konfrontacja ta wynika z naturalnych i dobrych pragnień.
Nie koniecznie z braku wiary i nieopanowania w sferze seksualnej. W tych zmaganiach nie
wystarcza tylko znajomość wymogów moralnych, traktowanych jako odgórny nakaz.
Potrzebna jest , dobrze ugruntowana i przemyślana osobista motywacja.
Dać nadzieję zamiast moralizować
Świadomość specyficznych cech okresu przedmałżeńskiego rodzi pytanie: jak mówić
i przekonywać do czystości przedmałżeńskiej oraz w jaki sposób przeżywać sytuację
pewnego „zanegowania” własnych najgłębszych pragnień związanych z relacją do ukochanej
osoby? Jak poradzić sobie z bolesnym rozdarciem i pewną sprzecznością między przyjętymi
zasadami a potrzebą serca? Z pewnością nie wystarczy tu sama motywacja negatywna –
skupianie się tylko na zakazach, na tym, że tak nie wolno. Nawet bardzo trafnie
przedstawione argumenty „przeciw” przedmałżeńskim kontaktom seksualnym nie brzmią
przekonująco dla człowieka przeżywającego kryzys wartości, choć wiedza o bolesnych
skutkach takich zachowań może stać się skutecznym hamulcem w momentach próby. Jednak,
aby człowiek mógł harmonijnie przeżywać zasady moralne własnej wiary jak i własne
pragnienie miłości i bliskości cielesnej, ważne aby sam zapragnął czystości, aby stała się ona
dla niego wartością pozytywną, aby go fascynowała, aby sam ją wybrał.
Fundamentalna zasada wychowawcza mówi, że wychowanie jest skuteczne wtedy, gdy
doprowadza wychowanka do osobistego i świadomego przyjęcia określonych wartości, do
pewnej samodzielności w czynieniu dobra i unikania zła, a nie tylko wtłaczaniu go w pewne
postawy, czy korygowaniu określonych zachowań poprzez obwarowywanie go normami
i zakazami, które pod różnego rodzaju presją (np. karą za grzech) musi realizować. Innymi
słowy – młodzi ludzie muszą wybrać czystość jako swoją własną drogę, a nie tylko odgórny
nakaz. W chwilach wątpliwości lub walki duchowej wiążącej się z kryzysem wartości
rozwiązanie nie przyjdzie poprzez odpowiedź na pytanie: „dlaczego Kościół tego zabrania”,
lub „dlaczego przykazania tak mówią?”. Aby zbudować w sobie trwały fundament trzeba
odpowiedzieć na inne pytanie „dlaczego ja tak chcę żyć?”, „jaką wartość dla mnie ma
czystość?”, „dla jakich wartości chcę i potrafię zrezygnować z seksu w aktualnym okresie
życia?”. Narzeczeni muszą zrozumieć, że wstrzemięźliwość seksualna przed ślubem jest
częścią przygotowania na przyjęcie wspaniałego daru - najgłębszego doświadczenie miłości
i jedności w małżeństwie. A więc to właśnie ich małżeństwo, ich wspólnota, ich szczęście są
tymi wartościami, dla których warto zrezygnować w tej chwili ze współżycia. Krótko mówiąc
– trzeba dać im nadzieję – nadzieję na wspaniałe małżeństwo, na głęboką więź,
uszczęśliwiającą jedność międzyosobową, wyrażaną poprzez zjednoczenie cielesne. Wielu
ludzi nie stosuje się do chrześcijańskich zasad w tym względzie nie ze złej woli, rozpusty czy
niewiary, ale po prostu z braku nadziei na wspaniałe małżeństwo. Gdyby ludzie ci
przeczuwali czym jest małżeństwo, do czego są powołani, do jakiej wspaniałej drogi są
zaproszeni, innymi słowy gdyby wiedzieli na co czekają, nie rezygnowaliby tak łatwo
z czystości przedmałżeńskiej. Zrozumieliby, że wstrzemięźliwość nie jest stratą, lecz
pewnego rodzaju „inwestycją” w przyszłość, oraz że tego czego mają doświadczać
w przyszłości nie da się zrealizować już teraz - przed małżeństwem – że będzie to tylko iluzja,
złudzenie miłości i jedności. Wtedy czystość przedmałżeńska w mniejszym stopniu będzie
przeżywana przez młodych jako brak czy strata czegoś istotnego. Nie będzie rodziła frustracji
i zostawiała pustki, gdyż rezygnacja z jednej wartości zostanie zastąpiona inną – głębszą,
ważniejszą. Nie będzie ona wyborem negatywnym lecz pozytywnym, nie tylko odrzuceniem
czegoś ale przede wszystkim wyborem czegoś innego, innej wartości. A więc nie
opowiedzeniem się „przeciwko”, ale „ku” czemuś, nie walką „ze sobą” ale walką „o siebie”
i swoje szczęście. Zawsze lepsze skutki w życiu przynosi pozytywna niż negatywna
motywacja moralna.
Opisane pozytywne podejście nie neguje rzecz jasna potrzeby wiedzy o zagrożeniach
związanych z nieuporządkowaną seksualnością. Oprócz argumentów za czystością muszą się
również pojawić argumenty przeciw nieczystości. Często świadomość zagrożeń wzbudza
w człowieku ostrożność, która w chwili kryzysowej może uchronić go przed bolesnymi
w skutkach błędami. Jednak podstawową motywacją w wyborach moralnych nie może być
tylko strach, lęk czy poczucie winy. Człowiek powinien przede wszystkim chcieć czystości
jako wartości samej w sobie, oraz jako zabezpieczenia innych wartości życiowych – np.
miłości, małżeństwa, rodziny. Ukazane mu natomiast zagrożenia powinny odnosić się właśnie
do owych wartości – wychowanek powinien zrozumieć, że określone zachowania zagrażają
osiągnięciu szczęścia, którego pragnie.
Noc poślubna – wejście w misterium
Dziewictwo jest wspaniałą bazą dla miłości małżeńskiej. Jeżeli noc poślubna jest pierwszym
spotkaniem seksualnym, a więc zjednoczeniem duchowo – cielesnym dwojga małżonków, to
wtedy nabiera szczególnego znaczenia – staje się wyrazem o wiele głębszych wartości
i niezwykłych przeżyć niż tylko doznania satysfakcji cielesno – uczuciowej i rozładowania
napięcia seksualnego. Małżonkowie bowiem są teraz złączeni świętym węzłem –złożyli sobie
przysięgę i całkowicie się sobie oddali. Należą do siebie, tworzą jedność, mają poczucie, że
z miłości wybrali siebie na całe życie, na dobre i na złe. Ta więź jest dla nich czymś
niezwykłym, szczególnym, odczuwają atmosferę pewnego sacrum. To co ich teraz łączy to
nie tylko uczucia, ludzkie pragnienie siebie czy chęć wspólnego życia. Duchowa głębia ich
wspólnoty wykracza poza ludzkie kalkulacje i postrzeganie tylko ziemskiej rzeczywistości –
nabiera barw czegoś ponadnaturalnego, duchowego, mistycznego, pewnego misterium
miłości. Takiej jedności nie da się osiągnąć w innym układzie niż małżeństwo sakramentalne
– tylko bowiem w małżeństwie człowiek tak bardzo oddaje się drugiej osobie, że bierze Boga
na świadka i Jemu powierza stworzenie wspólnoty, odwołuje się więc do najgłębszych
warstw duszy, tam gdzie spotyka się z tym co niewidzialne. Tylko w małżeństwie człowiek
przysięga drugiemu człowiekowi miłość bezwarunkową, do śmierci, na dobre i złe – a więc
neguje w pewnym sensie samego siebie, wybiera drugą osobę aż do końca, chce z nią być
nawet za cenę cierpienia.
Jeżeli ludzie czekają z seksem do ślubu, to późniejsze współżycie małżeńskie może stać się
o wiele łatwiej i szybciej głębokim, szczęściodajnym doświadczeniem. Mają bowiem
pewnego rodzaju przeczucie, intuicję, świadomość, że spotkanie cielesne jest dla nich
wyrazem i przeżyciem jedności i niezwykłej intymności, oraz że ten akt angażuje ich
w całości – jest darem totalnym – nie tylko ciało ale i całe życie. Intuicyjnie wyczuwają, że
łącząca ich wspólnota jest święta, że takiej więzi nie mogliby osiągnąć własnymi tylko siłami.
Tak też będą przeżywali zjednoczenie cielesne – jako dopełnienie i uwznioślenie tej
wspólnoty. Wytwarza się w nich przeświadczenie o połączeniu zbliżeń seksualnych
i niezwykłej więzi ze sobą, powstania wspólnoty życia i miłości ubogaconej przez sakrament.
Zjednoczenie duchowo - cielesne w małżeństwie jest darem integralnym – małżonkowie dają
się sobie w całości. Poza małżeństwem zawsze będzie to tylko dar częściowy. Taki
całościowy dar małżonków nie spowszednieje ani nie znudzi się, gdyż jest doświadczeniem
duchowym a nie tylko doznaniem cielesnym. Pozwala on także pogłębić i utrwalić
w małżonkach przekonanie o wartości ich małżeństwa jako sakramentu – znaku obecności
Boga, wspólnoty nierozerwalnej, oraz o wyjątkowej wartości współżycia małżeńskiego.
Wspomniany fakt, że współżycie przedmałżeńskie jest darem częściowym, niepełnym
i spłycającym późniejsze przeżywanie współżycia małżeńskiego ma jeszcze jeden ważny
aspekt. Chodzi mianowicie o wcześniejsze kontakty seksualne któregoś z małżonków, które
stają się raną w obecnej relacji. Większość ludzi z pewnością mogłoby przyznać, że nie
chciałoby aby towarzysz ich życia miał wcześniejsze doświadczenia seksualne z kimś innym.
Nawet gdy w obecnym związku panuje szczera chęć przebaczenia i rozpoczęcia wszystkiego
od nowa, to jednak świadomość obecności w życiu współmałżonka kogoś innego jest bolesna.
Tworzenie intymnej więzi jest w takim układzie utrudnione, choć oczywiście możliwe.
Wcześniejsze kontakty seksualne zostają w pamięci – także emocjonalnej. Wdrukowują się
w psychikę, pozostawiają obrazy, powodują porównania obecnych doświadczeń a także
powracają w postaci uczuć i emocji. Można więc zdradzić swego współmałżonka zanim się
go poślubi, a nawet zanim się go pozna. Jeżeli już raz się komuś oddało to trudno być
całościowym darem dla innej osoby. Miłość małżeńska zakłada bowiem wyłączność.
Kontakty seksualne ze swej natury są silnie wiążące psychicznie (nie tylko w sensie
pozytywnym) – te więzy często trzeba z wielkim bólem i wysiłkiem zrywać.
Nigdy nie można mieć pewności, że osoba, z którą decyduję się na współżycie będzie moim
mężem lub żoną. Podejmując pozamałżeńskie kontakty seksualne ryzykuje się krzywdę kilku
osób – siebie oraz partnera, a także ewentualnych współmałżonków z jednej i drugiej strony.
Jest jeszcze piąta osoba, której krzywdę się ryzykuje – to dziecko, które przecież zawsze
może się począć. Wbrew bowiem temu co próbują nam wmówić propagatorzy
„bezpiecznego” seksu, mimo nawet najbardziej skutecznych metod antykoncepcyjnych
zawsze istnieje możliwość poczęcia dziecka (abstrahując oczywiście w tym momencie od
faktu okresowej płodności ludzkiej). Dziewictwo jest więc pięknym prezentem ślubnym jaki
mogą sobie ofiarować małżonkowie. Ten dar dodatkowo ubogaca ich miłość.
Małżeństwo najlepszym zabezpieczeniem współżycia przed krzywdą
Sakramentalna więź małżeńska nie tylko ubogaca spotkanie seksualne dwojga ludzi, oraz
nadaje mu niezwykłą wartość duchową, ale także niejako „zabezpiecza” to doświadczenie
przed tym wszystkim co jest sprzeczne z miłością – egoizmem, wykorzystywaniem,
porzuceniem, przemocą. Nie znaczy to rzecz jasna, że w małżeństwie nie może dojść
do wynaturzeń, lub że samo małżeństwo automatycznie chroni przed krzywdą i cierpieniem.
Byłoby to traktowanie sakramentu małżeństwa w sposób magiczny. W małżeństwach może
dochodzić i dochodzi do nadużyć seksualnych i krzywd. Jednak wiąże się to zawsze ze złym
rozumieniem i przeżywaniem więzi małżeńskiej, czyli de facto z czymś, co tylko małżeństwo
przypomina lecz zupełnie nie oddaje jego istoty.
Ślubowanie składane sobie nawzajem przez małżonków wobec Boga, Kościoła
i społeczeństwa nie jest tylko pustą w treść formalnością. Człowiek ma potrzebę ceremonii –
decyzja o wspólnym życiu potrzebuje takiego wyrażenia, przypieczętowania – wtedy staje się
„aktem ludzkim” mającym swoje znaczenie i konsekwencje dla człowieka, wywierającym
zasadniczy wpływ na jego podstawową tożsamość i samoświadomość – od teraz nie jest już
tylko indywidualną jednostką, ale częścią integralnego organizmu jakim jest małżeństwo
i rodzina. Rodzi się poczucie przynależności głębsze niż tylko związek oparty jedynie na
uczuciach, wspólnych pragnieniach czy deklaracjach bez pokrycia. Między innymi dlatego
tzw. związki na próbę lub wspólne życie bez ślubu nigdy nie dadzą szczęścia
porównywalnego z małżeństwem, gdyż nie stwarzają warunków dla tak intymnej i głębokiej
więzi międzyludzkiej. Niebezpieczeństwo życia w takich związkach nie zawiera się tylko
w „ciągłej okazji do grzechu”, ale przede wszystkim właśnie w owym udawaniu małżeństwa,
życiu tylko na chwilowej umowie, lub nawet dłużej trwającej zbieżności interesów i korzyści
życiowych, ale bez nieodwołalnego wyboru. Jeśli nawet ludzie tacy są przekonani
o wzajemnej miłości, to jednak ich postawa zawiera w sobie przekaz – „chcę Ciebie, chcę żyć
z Tobą (czyli realizować własne określone potrzeby) ale nie chcę Ciebie wziąć do końca, nie
chcę podjąć tej decyzji, że będę z Tobą na dobre i na złe”. Takie życie utrwala w sercach
ludzkich postawy egoistyczne, a przynajmniej nie pozwala w pełni rozwinąć się miłości
osoby do osoby.
Wspomniane „zabezpieczenie” miłości w małżeństwie dotyczy między innymi opisanego
przez Karola Wojtyłę w „Miłości i Odpowiedzialności” doświadczenia przełamania bariery
wstydu w kontakcie seksualnym. Zbliżenie cielesne wiąże się z pewnym radykalnym
otwarciem – dopuszczeniem drugiej osoby do najintymniejszych sfer własnej osobowości.
Nie tylko nagość w sensie fizycznym, ale oddanie się drugiej osobie niejako w posiadanie,
zjednoczenie, pokazanie najgłębszych pragnień – to wszystko zawiera w sobie i wyraża
współżycie seksualne. Ta radykalna otwartość przed drugim człowiekiem z jednej strony
pozwala rozwinąć się najbardziej intymnej i bliskiej więzi łączącej małżonków, z drugiej
grozi bólem, zranieniem, a czasem zniszczeniem delikatnej sfery intymności. Dlatego
jedynym miejscem gdzie ta otwartość może się rodzić bez „skutków ubocznych” jest właśnie
sakramentalne małżeństwo. Tam bowiem akt otwarcia się przed drugim spotyka się z aktem
miłości i przyjęcia osoby przez osobę, taką jaka ona jest, na całe życie. Jest więc otoczone
miłością nieodwołalną, która nie tylko chce przyjmować ale i dawać, chronić oraz
towarzyszyć na zawsze. Przełamanie bariery wstydu w układzie innym niż małżeństwo jest
raną zadaną najgłębszej intymności człowieka – nie ma tu bowiem jeszcze miłości
nieodwołalnej, nie ma świadomości wyboru przez drugą osobę na dobre i na złe. Jest więc
nieproporcjonalność darów. Współżycie poza małżeńskie zawsze więc będzie jakąś formą
nadużycia, wykorzystania siebie nawzajem. Zawsze będzie pozostawiało pustkę, niedosyt,
rozczarowanie, nieraz skutecznie zagłuszane przez emocje i przekonanie o słuszności
własnego postępowania. Niepełne przeżycie jedności podczas kontaktów przedmałżeńskich
może się ciągnąć za małżonkami w późniejszym życiu jako pewne piętno – będą oni mieli
utrudnione przeżycie intymnego, jednoczącego i szczęściodajnego spotkania. Ich współżycie
może być naznaczone tym pierwotnym doświadczeniem upośledzonej miłości i niepełnego
daru. Istnieje psychologiczna zasada pierwszych połączeń. Mówi ona, że pierwsze przeżycia
seksualne, na wszystkich płaszczyznach – cielesnej, emocjonalnej, psychicznej i duchowej –
utrwalają się w człowieku, niejako wdrukowują, stając się pierwotnym schematem
przeżywania podobnych doświadczeń. Jeśli więc pierwsze spotkania dwojga ludzi
naznaczone były nieufnością, lękiem, poczuciem winy, cierpieniem, poczuciem
wykorzystania, pretensjami, obawą przed poczęciem dziecka czy choćby zwykłą frustracją
i rozczarowaniem, to istnieje duże prawdopodobieństwo przeżywania podobnych uczuć
w późniejszym życiu seksualnym. Ludzka psychika łączy bowiem to doświadczenie z innymi
sytuacjami. To połączenie trzeba nieraz zrywać w długim procesie uzdrawiania
wewnętrznego lub terapii, ponieważ jest przeszkodą w przeżyciu intymnej więzi dwojga
ludzi.
Kolejna wartość – przygotowanie do małżeństwa
To co buduje szczęście małżeńskie to szeroko rozumiana wspólnota życia – małżonkowie
uczą się siebie nawzajem, poznają najskrytsze przeżycia, swoje myśli, wartości, pragnienia,
marzenia. Uczą się rozpoznawać i spełniać wzajemne oczekiwania, razem budują dom - nie
koniecznie w sensie materialnym – owo budowanie jest tworzeniem wspólnoty miłości,
wspólnym trudem o wzajemne dobro i szczęście. Dzielą się miłością ze swoimi dziećmi –
mają niezwykłe doświadczenie tego, że ich miłość jest twórcza i płodna, a płodność ta nie
ogranicza się tylko do wydania na świat potomstwa. Rodzice przekazują dzieciom własne
życie i człowieczeństwo, i pielęgnują te dary. Mają więc okazję głęboko doświadczyć
sensowności i owocności własnego życia i małżeństwa. Aby wytworzyć tak szeroko
rozumianą wspólnotę życia trzeba zaangażować swoje siły w budowanie tej więzi. To
budowanie wymaga czasu i pracy. Okres przedmałżeński ma tu zasadniczy wpływ – to
właśnie przed małżeństwem młodzi uczą się przeżywać swoją własna obecność, uczą się
siebie nawzajem, poznają swój wewnętrzny bogaty świat
Zażyła i głęboka więź międzyosobowa rozwija się także w późniejszym małżeństwie,
a właściwie proces ten trwa przez całe życie. Jednak to co młodzi ludzie wypracują przed
ślubem jest nie do przecenienia. Jeśli dojrzale budują więź - wzajemnie poznają się, szanują
się, przyjaźnią, odkrywają wspólne wartości - to wnoszą ją w małżeństwo jako nieoceniony
skarb. Z drugiej strony zaniedbania okresu przedmałżeńskiego mogą się boleśnie odbić na
życiu późniejszych małżonków. Choć nie da się człowieka poznać do końca, to jednak pewne
istotne cechy osoby, z którą ma się spędzić resztę życia trzeba odkryć przed ostateczną
decyzja o zawarciu sakramentalnego związku. Istnieją fundamentalne sprzeczności
w najbardziej podstawowych sferach życia, które będą rodziły radykalne konflikty. Także
pewne negatywne skłonności jednego z narzeczonych powinny być rozpoznane – może się
bowiem okazać, że późniejsze małżeństwo nie będzie mogło trwać z powodu destruktywnych
skłonności i zachowań, lub zupełnej niezdolności do tworzenia trwałej więzi przez jedną
z osób. Krótko mówiąc opłaca się włożyć wiele pracy i wysiłku w jak najlepsze poznanie
drugiej osoby i stworzenie głębokiej więzi opartej nie tylko na uczuciach, ale także na
solidnym fundamencie i wspólnych wartościach.
Bez wątpienia proces ten może być zakłócony poprzez przedwczesne doświadczenia
seksualne. Są one bowiem silnie absorbujące i koncentrujące parę na samych doznaniach.
Gdy nie ma jeszcze pełnej wspólnoty życia a już są stosunki seksualne to pewne rzeczy po
prostu przestaje się zauważać. Seks zaczyna dominować młodą relację. Łatwo jest wtedy
przeoczyć ważne aspekty decydujące o prawidłowym poznaniu przyszłego współmałżonka.
Istnieje absurdalna, lecz niestety powszechna wśród ludzi opinia, że seks jest konieczny, aby
ludzie mogli się dobrze poznać. Za takim poglądem idzie niesłychanie cyniczny, nieludzki
wręcz i tragiczny w skutkach mit o dopasowaniu seksualnym i o potrzebie „sprawdzenia się”
przed ślubem. Pomijając fakt, że pogląd ten zarówno od strony psychologicznej jak
i fizjologicznej jest zupełnie nieprawdziwy (można go zaliczyć do szerokiej dziedziny tzw.
„mitologii medycznej”), to postawa taka wprost godzi w godność człowieka, sprowadzając go
do roli towaru, który można, a nawet trzeba „wypróbować”, użyć przed „kupieniem”.
Niestety młodzi ludzie próbując budować relacje miłości wpadają w takie postawy, które
niszczą miłość na samym początku. Takie konsumpcyjne podejście, nawet gdy nie wynika
z wyrachowania i cynizmu lecz ze zwykłej naiwności i niedojrzałości, zawsze prowadzi do
bolesnych zranień i uprzedmiotowienia drugiej osoby. Na takim fundamencie nie da się
budować miłości.
Zapragnąć miłości
Czystość seksualna lub raczej czystość w miłości, w gruncie rzeczy oznacza wybór miłości
prawdziwej. Jeśli bowiem mówimy, że coś jest „czyste” to zazwyczaj mamy na myśli, że owa
rzeczywistość w całej swej pełni jest tym czym ma być – nie ma w niej zanieczyszczeń, które
nie należą do jej istoty i czynią ją niepełnowartościową. Skoro zatem czystość jest wyborem
prawdziwej miłości, to nie może ona być przeżywana tylko jako strata czegoś ważnego lub
wieczna walka z samym sobą. Czystej miłości trzeba zapragnąć, trzeba zafascynować się nią
jak najcenniejszym skarbem w życiu, jak niezwykłą przygodą, której nie dorówna żadne,
nawet najbardziej ekscytujące i podniecające doznanie. Miłość prawdziwa to kwintesencja
szczęścia. Szczęśliwy jest tylko ten kto kocha i jest kochany, a właściwie – kto potrafi
przyjmować i dawać miłość. Wreszcie – miłość prawdziwa to istota wiary i relacji z Bogiem.
W Bogu człowiek wierzący odnajduje samą miłość, niepojętą w swej głębi i pięknie.
Jeżeli zatem człowiek ma wybrać w swoim życiu czystą miłość, to musi się tą miłością
zafascynować i zapragnąć jej, musi uwierzyć w jej istnienie. Z tego spotkania, czy choćby
przeczucia istnienia czystej miłości rodzi się nadzieja – nadzieja, że i ja sam mam szansę na
miłość, na szczęście i spełnienie. Wtedy człowiek nie będzie rozrywany sprzecznymi
namiętnościami, nie będzie czuł fundamentalnego rozdarcia, nie będzie próbował „wykradać”
namiastki miłości, która właściwie z prawdziwą miłością niewiele ma wspólnego. Większość
grzechów seksualnych, oraz niewłaściwych postaw i zachowań w tej sferze można by tak
właśnie wytłumaczyć – człowiek nie wierząc we własne szczęście, próbuje wykraść od życia
jakieś chwilowe doznanie bliskości, cząstkowe przeżycie miłości, ulotne doświadczenie
szczęścia. Gdyby człowiek ten zrozumiał i uwierzył do jak wielkiej miłości jest zaproszony,
jak cudownego szczęścia może doświadczyć, nigdy nie sięgałby po coś, co jest tylko imitacją
i tanią podróbką miłości. Trzeba w końcu przestać traktować wiarę i moralność katolicką jak
najbardziej zniewalające piętno, które ogranicza człowieka, trzeba zerwać z widzeniem
świętości jako ciągłej, wyjaławiającej ascezy, pozostawiającej pustkę i frustrację, trzeba
przestać podejrzewać Boga o zakazywanie ludziom szczęścia i przyjemności, a radość
współżycia seksualnego postrzegać jako „zakazany owoc”, który trzeba Bogu wykraść, gdyż
On sam nie chce go dać ludziom.
Potrzeba zafascynowania się miłością prawdziwą odnosi się także do tych wszystkich, którzy
chcieliby innych prowadzić i wychowywać. Tylko bowiem ten kto doświadczył miłości
i wierzy w nią, może tą miłością fascynować innych, może ku niej pociągać i pokazywać
ideał, który zawiera w sobie czystość. Ideał ten wiąże się z pewnym wyrzeczeniem, ale tylko
po to aby zyskać jeszcze więcej. Nie jest to ideał w sensie braku wad, lub doskonałości
zewnętrznej, ale w znaczeniu obietnicy trwałego i pełnego szczęścia. Osoba, która wierzy
w tę obietnicę potrafi także zrozumieć i pokochać osoby nie widzące sensu miłości, błądzące
po omacku w poszukiwaniu szczęścia tam gdzie go nie ma. Nie będzie ich potępiać i straszyć,
nie będzie im tylko udowadniać, że się mylą, i że są grzesznikami. Osoba, która nie
doświadczyła miłości nie będzie potrafiła skutecznie przekonać do czystości. Jej działalność
zawsze będzie się sprowadzało do walki z ludźmi, zamiast o ludzi, do obalania błędnych
poglądów, zamiast promowania właściwych, do demaskowania i piętnowania zła, zamiast
szukania i zachęcania do dobra.
Wreszcie, aby przekonać do miłości prawdziwej – czyli czystej, trzeba samemu kochać,
samemu stać się czytelnym znakiem. Jeśli za słowami idzie autentyczne świadectwo życia,
jednak nie tylko w znaczeniu poprawności czynów czy pewnej etyki postępowania, ale
autentycznej miłości okazywanej bliźnim, wtedy miłość, do której się przekonuje innych,
sama zaczyna działać, nabierając pięknego, pociągającego blasku. Wiara w miłość rodzi
nadzieję, nadzieja zaś daje siłę do walki o czystą, prawdziwą miłość we własnym życiu.
I właśnie w tym zawiera się istota wszelkiej pracy nad sobą, nawracania się i walki o czystość
seksualną.
Mateusz Włodarczyk

Podobne dokumenty