marta bałaga: (nie) być jak john malkovich
Transkrypt
marta bałaga: (nie) być jak john malkovich
MARTA BAŁAGA: (NIE) BYĆ JAK JOHN MALKOVICH Dodano: 20.11.2015 Wydaje się wam, że ukazany w kultowym filmie Spike’a Jonze świat zapełniony hordami Malkovichów to tylko jednorazowa fantazja? Nic bardziej mylnego. Sandro Miller, który od lat pracuje z amerykańskim aktorem, postanowił wykorzystać ten pomysł na swój własny sposób i odtworzył najbardziej znane portrety w historii fotografii. Całe doświadczenie można opisać tylko w ten sposób: Malkovich Malkovich. Malkovich? Malkovich! Porozmawiajmy o Piss Christ – słynnej fotografii Andresa Serrano. Albo może lepiej nie – w końcu jej tytuł mówi sam za siebie. „Serrano zanurzył plastikowy krucyfiks w naczyniu z własnym moczem, ale oczywiście akurat tego raczej nie mogłem zrobić z Johnem” – wyjaśnia Sandro Miller i wszyscy słuchacze jego seminarium oddychają z wyraźną ulgą. „Przygotowaliśmy więc krucyfiks naturalnych rozmiarów i zawiesiliśmy na nim Johna. Potem wziąłem olbrzymie akwarium i starając się nawiązać do tego, co zrobił Serrano, umieściłem w nim wcześniej zrobione zdjęcie i napełniłem je własnym moczem. Najgorsze było to, że potem musiałem wsadzić w to wszystko słomkę i zawzięcie w nią dmuchać, aby na fotografii widać było te drobne pęcherzyki powietrza.” I pomyśleć, że niektórzy wciąż uważają ten zawód za prestiżowy. Autor wystawy Malkovich, Malkovich, Malkovich: Homage to Photographic Masters, która właśnie została otwarta w Toruniu w galerii Tumult, fotografował ludzi przez całe swoje życie; bez względu na to, czy mowa o hiszpańskim matadorze Joselito, czy o kubańskich sportowcach. Omal nie przekreśliło tego jednak pewne tragiczne wydarzenie: „Cztery lata temu zdiagnozowano u mnie raka” – przyznaje otwarcie Miller. „Nie wiedziałem, czy kiedykolwiek będę w stanie wrócić do fotografii. Zacząłem wtedy rozmyślać o rzeczach, które mnie inspirują i o wszystkich mistrzach fotografii, których prace wywarły na mnie wpływ. Myślę, że po prostu chciałem im w jakiś sposób podziękować”. Wpadł więc na dość nietypowy pomysł. A jeśli wpada się na nietypowy pomysł, do kogo oprócz Pogromców duchów warto wtedy zadzwonić? Sandro Miller; Archiwum Sandro Millera Odkąd 18 lat temu poznali się podczas sesji fotograficznej dla założonej przez Gary’ego Sinise’a kompanii teatralnej Steppenwolf z Chicago, Miller i Malkovich pracowali wspólnie nad wieloma projektami – od kampanii reklamowej Nikona po wyreżyserowane przez fotografa wielokrotnie nagradzane filmy krótkometrażowe. „Kiedy John po raz pierwszy zobaczył zdjęcia, jakie mu zrobiłem, od razu się w nich zakochał. Stwierdził, że nikomu wcześniej nie udało się tak wiele uchwycić. Od tego momentu stało się dla nas jasne, że to początek długotrwałej współpracy” – przyznaje Miller. „Zawsze był wyjątkowo otwarty na moje propozycje. John wchodzi do mojego studia i po prostu staje się tym czystym płótnem, które aż prosi o to, żeby na nim malować. Czy jest jakaś granica, której by nie przekroczył? Nie wiem – jeszcze jej nie odkryłem”. Niewielu się to udało. W końcu Malkovich zgodził się zagrać nawet w Transformers 3, prawda? W 2012 roku Miller i Malkovich rozpoczęli pracę nad serią 41 fotografii zainspirowanych twórczością tak znanych fotografów jak Irving Penn, Dorothea Lange, Robert Mapplethorpe, Annie Leibovitz i wielu innych. Ich sukces, zupełnie jak diabeł, tkwił w szczególe. „Kiedy od początku zdajesz sobie sprawę, że ludzie będą porównywać te zdjęcia… po prostu musisz zrobić to dobrze. Nie było tu miejsca na żadne pomyłki – w przeciwnym razie od razu stałbym się pośmiewiskiem całego mojego środowiska. Miesiącami poszukiwałem informacji o każdym z tych zdjęć – czytałem o nich w Internecie, dowiadywałem się jak powstawały, starałem się wybadać, gdzie dokładnie znajdował się wtedy fotograf. Musiałem dowiedzieć się tego wszystkiego zanim John pojawił się w studiu, bo na wspólną pracę mieliśmy tylko 5 dni”. Bert Stern _ Marilyn in Pink Roses (from The Last Session, 1962), 2014 Arthur Sasse _ Albert Einstein Sticking Out His Tongue (1951), 2014 Tak daleko posunięta dbałość o precyzję przyniosła kilka fascynujących odkryć – po 9 miesiącach pracy Miller odkrył, że słynne ujęcie Arthura Sasse przedstawiające Alberta Einsteina z zawadiacko wysuniętym językiem powstało na tylnym siedzeniu… londyńskiej taksówki, a Bert Stern przed rozpoczęciem pracy wlewał w Marilyn Monroe litry martini. „Te zdjęcia powstały w hotelu o 3 nad ranem. Myślę, że kiedy Marilyn zdjęła bluzkę i zakryła swoje piersi apaszką, atmosfera zrobiła się dość swobodna. Starałem się to odtworzyć – ja też stałem się wtedy Bertem Sternem a John, dosłownie w przeciągu kilku sekund, stał się Marilyn Monroe. A potem stał się „Matką tułaczką”, ikoną wielkiego kryzysu, i Salvadorem Dalí.” Zapomnijcie o jedzeniu wyimaginowanego jabłka – to dopiero prawdziwy sprawdzian aktorskiego warsztatu. „Widzowie spoglądają na te zdjęcia i myślą: Malkovich, Malkovich, Malkovich. Ale tak naprawdę chodzi tu przecież o te wyjątkowe fotografie” – zaznacza krytyk Terry Barrett i trudno nie przyznać mu racji. „Sandro to skromny facet, ale wydaje mi się, że ludzie nie doceniają jego roli w tym przedsięwzięciu. A przecież zwrócił on uwagę ludzi na niezwykłe portrety, o których już zapomniano, bo żyjemy w społeczeństwie, które preferuje przedmioty jednorazowego użytku”. Jak zaznacza sam Miller, jego głównym założeniem było zachęcenie ludzi do ponownego odkrywania fotografii, które wywarły na niego największy wpływ. „Te obrazy wciąż mnie poruszają. Każde z tych zdjęć widziałem setki razy, ale gdybym miał teraz otworzyć książkę i zobaczyć Picassa Irvinga Penna, ponownie ugięłyby się pode mną kolana. Wydaje się nam, że mamy jakiś określony potencjał, który staramy się osiągnąć. Ja już w to nie wierzę – jeśli tylko spróbujemy, uda nam się sięgnąć po wszystko, o czym marzymy”. Albo stać się tym, kim tylko zechcemy. Bo czy warto być tylko jak John Malkovich? Marta Bałaga Wystawa Camerimage zdjęć Sandro Millera; zdj. Sylwester Rozmiarek