Kurier Trzodowy

Transkrypt

Kurier Trzodowy
Ogłoszenia
bez
płatne
# Sprzedam kury nioski koloru czerwonego rasy rossa i lohman. Kurki są w
wieku od 22 do 26 tygodni. Cena 20 zł/sztuka [za: aukcjezwierzat.pl]
# Kupie kradziony radioodtwarzacz - tel. 997
# Sprzedam tanio!!! Ferrari F430 F1 BLACK 2007r - 39000 km, bezwypadkowy,
Wyposażenie: komputer, klimatyzacja, nawigacja, klima, 520 KM, 4300 cm3
-499 999 PLN !!! kontakt przez: samochody.trovit.pl
# W każdą środę spotykają się młode mamy. Na panie pragnące do nich
dołączyć czekamy w zakrystii w czwartki wieczorem -s zczegóły w redakcji!
# Na sprzedaż: pies, je wszystko, lubi dzieci. Tel. 8785454678
# Jesteś analfabetą? Napisz do nas już dziś! Mamy dla Ciebie ofertę nie do
odrzucenia! - [email protected] # Kupię kolekcje znaczków z całego świata sprzed 1945 roku. Tel. 601 22 33 03
# Masz problemy z potencją? Z wytryskiem? Od dzisiaj koniec twoich
problemów! Nasi wysokiej klasy specjaliści wydupczą i skończą za ciebie!
***
Z życia wzięte
Bo ważne, żeby nie być tylko molem książkowym spędzającym weekend na
Szajnochy. „Z życia wzięte” jest rubryką, w której prezentujemy warte uwagi anegdoty i
sytuacje mające miejsce na naszej Alma Mater w budynku B-3 (oznaczenie to wiele
mówiące), które uczą więcej niż wszystkie książki prof. Jerzego Topolskiego razem wzięte.
Najlepszą Szajnochą jest życie.
Zimny, deszczowy poranek na ul. Szewskiej. Zajęcia z Regionalistyki. Studenci
bezskutecznie wypatrując za oknem słońca, biorą na przetrzymanie. Wtem zaspanemu
audytorium wykładowczyni zadaje pytanie:
-Powiedzcie proszę, jakie warzywo sprawia że ludzie płaczą?
Zgłasza się Piotrek:
-rzepa proszę pani...
-Smyku, chyba chciałeś powiedzieć cebula?
-nie proszę pani, pani chyba nigdy rzepą po jajach nie dostała
***
W tym miesiącu polecamy:
www.kwasnica.eu
Redakcya:
[email protected]
Nakładem: Hanys & Hanys Comp.
Druk: Ksero pod Zegarem
Nakład: 600 000 egz.
Przeczytaj i podaj dalej! W tej chwili.
Kurier Trzodowy
Głos trzody w twoim domu.
Nr 4/2010 (6) Wychodzi kiedy chce i kiedy może
Witajcie! Można powiedzieć, ba! trzeba to nawet stwierdzić z całą
świadomością tej humorystycznej sytuacji, że pobiliśmy kolejny rekord. Naszego
wyczynu nikt wcześniej nie dokonał i być może już nigdy nie powtórzy. I nie
chodzi tu bynajmniej o hodowlę największej ilości championów z rodziny
świniowatych, ale o coś zgoła bardziej doniosłego! O co? - zapytacie. Dowód
mianowicie trzymacie w rękach - jeszcze nigdy w historii żadne wydawnictwo
nie wydało szóstego numeru „KT”. Z pełną świadomością możemy powiedzieć,
że do tej cyfry nigdy się nawet nie zbliżyły. Cele, które sobie stawiamy są jednak
bardziej ambitne i nie zamierzamy poprzestać na wspomnianym, acz nie
notowanym rekordzie Guinessa, lecz z pomocą Waszą i Naszą chcemy
zdominować rynek prasowy.
Redakcya
PS. Poniższy numer wydajemy w związku z „Historyczną fiestą”, trzecią już trzodoprezą
naszej zacnej społeczności. Zachęcamy do napisania wspomnieć z tego doniosłego
(miejmy nadzieję) wydarzenia, które opublikujemy w następnym numerze.
***
Jak donoszą meteorolodzy, tegoroczna zima ma być wyjątkowo uciążliwa
i wredna, dlatego warto się do niej przygotować, a najlepszą ku temu drogą jest
przeczytanie poniższych przemyśleń.
Zima
Na koniec kalendarzowej jesieni tego roku, możemy podziwiać jak pierwsze
kroki stawia zima. Czy to dobrze czy nie? Jak wszystko, tak i zima ma swoje plusy i
minusy. Jedną z bardziej kłopotliwych rzeczy związanych z zimą, oprócz kataru i
zaparowanych okularów są moim zdaniem kalesony. Ileż to problemów przysparzał ten
element odzieży! Pamiętam te krótkie, pełne powagi rozmowy z babcią czy rodzicami –
„…to ja będę szedł… A założyłeś kalesony? Oj tam kalesony, ja tylko na chwilę… No
przestań, zakładaj kalesony… Ale… Bez marudzenia!”. I siup. I już nogi opinają ciepłe
kalesonki. To był koniec męskości. Nic dziwnego, że w szkole prawdziwi młodzi kowboje,
żołnierze i łowcy aligatorów zagrzewali się do walki z „rajtuzianym lobby” i kontrolowali
siebie nawzajem, czy ktoś nie dał się „upupić”. Sprawa kalesonów była sprawą honoru.
Potrafiła jednoczyć. Kształtowała charaktery. Uczyła życia. Można powiedzieć, że
wyrośliśmy na kalesonach. Wraz z upływem lat w każdym człowieku ginie powoli
idealista, a dominować zaczyna pragmatyk. Zaczyna się koncentrować na bardziej
przyziemnych wartościach od „dumy”, takich jak ciepło… Mimo to do kalesonów nadal
podchodzę nieufnie. Są one jednak pewnym symbolem zniewolenia. W kalesonach nie
jest się równie wolnym człowiekiem co bez. Tak to widzę.
Jako licencjonowany historyk nie mogłem jednak napisać artykułu
jednostronnego, opartego tylko na moim zdaniu. Zrobiłem więc wywiad wśród
studentek Uniwersytetu Ekonomicznego. Jedna z nich zgodziła się podzielić swoimi
spostrzeżeniami. Dowiedziałem się, że kalesony są „śmieszne i wyglądają fatalnie” ale
są też „ciepłe i praktyczne”. W związku z tą opinią odradzam zakładanie ich na
„poważniejsze” randki. Natomiast wspólne lepienie bałwana w kalesonkach jest ok.
„Męskie rajtuzy” są również przydatne podczas uprawiania sportów zimowych, kiedy to
warto zabezpieczyć przed mrozem całe ciało z nogami włącznie. W tym miejscu
pozdrawiam zaprzyjaźnioną z Redakcją Brygadę Saneczkową ;) Całość zakończę
starożytnym chińskim przysłowiem – „pokochaj twoje kalesony takimi jakie są”.
Maćko
skoro całe otoczenie wręcz emanuje jego elementami? Nosiciel więc poddaje się zanim na
dobrą sprawę podejmie walkę. Nie jest to wcale powód do smutku. Świadomość własnej
słabości jest w tym momencie nawet w pewnym sensie kojąca… Bo któż wolny jest od
uzależnień niech pierwszy rzuci kamień!
A co jest najgorsze? Frustracja. Frustracja, którą wyładowuje się na otoczeniu,
bardzo często nieświadomym uzależnienia Nosiciela. W ten sposób można zakończyć
wieloletnie przyjaźnie, związki, kontakty z rodziną… Dla Nosiciela nie liczy się nic poza
czasem spędzonym przy uzależnieniu. Każda sekundę, minutę i godzinę wypełnia tęsknota
oraz chęć wprowadzenia w życie dziesiątek rozwiązań, do których doszło się podczas
długich przemyśleń na głodzie.
Ktoś może powiedzieć, że to straszne. Ktoś może powiedzieć, że to pozbawia
Nosiciela radości z życia. Nie jest to do końca prawdą. Nosiciel jest szczęśliwy. On ma swój
własny świat, rządzący się swoimi surowymi prawami, w którym każde potknięcie może
oznaczać pogłębienie rezygnacji i depresji. Wbrew pozorom jest to świat barwny oraz
bogaty, zdolny dostarczyć wspaniałych wrażeń oraz pozytywnych emocji. Duma, poczucie
wyższości, a nawet przekonanie o własnym geniuszu – to elementy towarzyszące hossie
tego specjalnego uzależnienia. Nosiciel może i bardzo często jest szczęśliwy.
Bo Football Manager naprawdę może dać Ci szczęście, Szanowny Czytelniku. Ale
może też przerzuć Cię i wypluć jak wypluwa się gumę pozbawioną smaku. To uzależnienie
jest zwyczajnie bezkompromisowe i brutalne. Jak życie…
Nelson.
***
KSIĄŻECZKA SANEPIDOWSKA
***
O specjalnym uzależnieniu
Jest wiele uzależnień. Krzewicieli idei trzody nie trzeba o tym zbytnio
przekonywać, gdyż w tej materii mają z pewnością bogaty bagaż doświadczeń. Jest jednak
takie uzależnienie, które działa inaczej, bo jawnie. Nosiciel takiego uzależnienia jest go jak
najbardziej świadomy, ba! Doskonale zdaje sobie sprawę, że będzie coraz gorzej. Że powoli
zacznie się zarywać noce. Że powoli wszelkie obowiązki zaczną być spychane na drugi plan.
Nawet na uczelni (tudzież w pracy) na nudnym wykładzie czy wymagających ćwiczeniach
umysł Nosiciela, niczym natrętna pszczoły, atakować będą myśli oscylujące wokół
jednego…
Oczywiście można i powinno się z tym walczyć. Ale Nosiciel jest świadomy, że jest
to walka z góry skazana nie niepowodzenie… Bo jak można walczyć z czymś o czego
istnieniu przypomina dokładnie wszystko wokół? Jak uwolnić się o tego zgubnego nałogu,
O tym, że żyjemy w kraju socjali… wróć, społecznej gospodarki rynkowej
wiadomo nie od dziś. O tym, że w kraju mamy już ponad pół miliona urzędasów
(wpier… jedzących ciastka i pijących kawę), a według Związku Socjalistycznych
Republik Europejskich ze stolicą w Brukseli marchewka to owoc a nie warzywo
także wiadomo. Jednak po raz kolejny odczułem absurd tego systemu na
własnej skórze… wróć, kieszeni. Każdy z nas chcąc smażyć hamburgery w
MaCu, panierować kurczaki w KFC, kręcić Pizzę czy nawet nalewać browar w
pubie musi posiadać książeczkę sanepidowską. O tym jak wyrabia się ową
książeczkę każdy kto wyrabiał wie. Należy trzy raz zanosić własnego kloc...
wróć, materiał lub próbkę jak nazywają to eufemistycznie pracujące tam
kobiety (które notabene mają codziennie dosłownie i w przenośni „kupę” roboty)
do badania. Co owe badania wykazują??? Ano podobno obecność groźnego
wirusa Shigelli. Odbierając ostatnio ową książeczkę podpytałem pracującej tam
kobieciny u ilu osób dających „materiał” do zbadania wykrywa się bakterię.
Otóż na 300 wydawanych dziennie książeczek wirusa (która wg kobieciny może
zarazić tysiące jak nie miliony ludzi) posiada coś takiego 12 osób. Dokonując
prostego matematycznego obliczenia wynika, że jest to 4% <sic!>. Zatem 96%
osób musi bulić 84 złote (za które można kupić z 4 flaszki), aby dać zarobić
paniom z sanepidu mających „kupę” roboty. Komentarz zbędny…
/Śmiałek/