Bóg kobiet Bóg, którego (jeszcze) nie znamy
Transkrypt
Bóg kobiet Bóg, którego (jeszcze) nie znamy
Bóg kobiet 21 września 2013, autor: monika Kobiety tworzą Boga na swój wzór i podobieństwo, tak jak mężczyźni teolodzy tradycji chrześcijańskiej, widzący w Bogu męskie przymioty. Bóg feministek nie jest kolejnym bogiem naszych czasów, ale próbą uzupełnienia obrazu Boga o przymioty żeńskie, które pomagają feministkom w odbudowie tożsamości religijnej. Aleksander Gomola w swoim studium językoznawczo-teologicznym nad teologią feministyczną stwierdza, że odmienne konceptualizacje Boga odgrywają różne role w dyskursie religijnym, zgodnie z potrzebami uczestników tegoż dyskursu[1]. W tej perspektywie zauważa, że feministyczne określenia Boga jako matki, spełniają rolę terapeutyczną i nadającą sens ludzkiemu cierpieniu. Teolożki tworzą nowy język i pojęcia teologiczne z perspektywy silnej świadomości dyskryminacji we wspólnocie wiary. Ich propozycje rozumienia Boga są czasami tylko rozwinięciem tradycyjnych konceptualizacji Boga w chrześcijaństwie, lub stanowią zupełnie nową jakość teologiczną[2]. Warto dodać, że feministyczne konceptualizacje ze względu na własny kontekst historyczny, uwzględniają dorobek wiedzy, który wypracowały nowożytne nauki przyrodnicze, co już jest źródłem odmienności wobec tradycji chrześcijańskiej. Na pierwszy plan w propozycjach teologii feministycznej wysuwa się przedstawienie Boga jako matki (dawanie życia, troska, opieka nad dziećmi). Ten obraz Boga służy do przedstawiania Jej[3] w kategoriach immamencji i bliskości wobec ludzi, czy przedstawień nowego rozumienia teodycei[4]. Bóg feministek jest zaangażowany w rzeczywistość świata. Nie jest jedynie dawcą życia, który znika z horyzontu doświadczenia dziecka, jak często czyni to ojciec, lecz jak matka – pozostaje w ścisłej więzi ze światem bezustannie. Bóg-Matka jest również twórczą i pozostającą w relacji mocą istnienia, która ożywia, podtrzymuje i spowija wszechświat, jak również współcierpi ze wszechświatem. [1] Zob. A. Gomola, Bóg kobiet. Studium językoznawczo-teologiczne, Tranów 2010, s. 267. [2] Zob. Tamże, s. 268. [3] Zaimek „Jej” używam świadomie, choć Aleksander Gomola zgrabnie unika form żeńskich zaimków w określaniu Boga w swojej książce; od czego jednak nie uciekają feministki, które są podmiotem jego badań. [4] A. Gomola, s. 268. Bóg, którego (jeszcze) nie znamy 21 września 2013, autor: monika Teolożki feministyczne odkrywają nowy sposób mówienia o Bogu, którego źródło leży w doświadczeniu bycia kobietą. Indywidualne poszukiwania specyficznie kobiecych form wrażliwości, uzupełniają się z doświadczeniem typowo wspólnotowym. Feministki są zgodne, że bycie i nieustanne stawanie się kobietą to także poszukiwanie nowego języka, również nowego języka duchowości. Mary Daly sugeruje, że historia nadania przez Adama (i bez Ewy) nazw stworzeniu, o jakim czytamy w Księdze Wyjścia 2,18-20, jest swoistym paradygmatem błędu zachodniej kultury, która wykluczyła kobiety z obszaru definiowania i nazywania świata, w jakim żyjemy[1]. W ten sposób rzeczywistość, jaka nas otacza posiada przeważnie męskie znamiona samo rozumienia, zubożone o kobiecą perspektywę i nie przystające w wielu aspektach do doświadczenia kobiet. Toteż teologia feministyczna jest miejscem dojścia do głosu milczącej dotąd – jeżeli chodzi o wyrażenia swojej refleksji nad wiarą – połowy ludzkości. Aby dojść do samodzielnego teologizowania, konieczny jest etap uświadomienia sobie, na ile życie kobiety, jej duchowość określają inni. Należy również dojść do procesu samostanowienia. Ważnym jest poczucie „osobistego dotknięcia”, świadomość, że chodzi o moje własne życie[2]. Teologizowanie kobiet jest otwarciem się na zmianę znaczeń, przedefiniowaniem symboli i wartości (remitologizację), przestrzenią na neologizmy językowe, nowe obszary refleksji itp. Przebudzenie świadomości kobiet, które wykorzystuje całą potencję w kreatywności i działaniu, zakładając równorzędne partnerstwo z mężczyznami w społeczeństwie, może przynieść nowe samo objawienie się Boga. Te „drugie przyjście Bożej inkarnacji” wypełni ukrytą? obietnicę w pierwszym objawieniu, że mężczyzna i kobieta są stworzeni na obraz i podobieństwo Boże[3]. Mary Daly zachęca kobiety do teologizowania, które ma charakteryzować się usilnym dążeniem do poszukiwań prawdziwego Boga, a ucieczką od bogów (idoli), którzy „ukradli naszą tożsamość”[4]. Owo feministyczne teologizowanie jest formą ikonoklazmu, który walczy z nieprawdziwymi obrazami, wyobrażeniami i przedstawieniami Boga, który jest przede wszystkim Bogiem poza i ponad nami. Idąc za tradycją starotestamentową, Daly pyta, dlaczego nie określamy Boga czasownikowo? Dlaczego Bóg musi być rzeczownikiem? Czy rzeczownikowe określanie Boga nie jest „aktem morderstwa” dokonanym na dynamicznym Czasowniku? Pytania te odnajdują odpowiedź w religijnym doświadczeniu kobiet, które przechodzą proces od bolesnego poczucia „niebycia” po przypływ i utwierdzenie samo-afirmacji. Kobiety są bardziej skłonne przyjąć transcendencję, jako formę czasownikową, w której mają udział – transcendencję, która: żyje, porusza się, zawiera nasze jestestwo[5]. Ów Czasownik jest „Czasownikiem Czasowników – jest nieprzechodni[6]”. Nie ma potrzeby być dookreślony (poczęty, conceived)[7] jak potrzebuje tego językowe dopełnienie, którego dynamizm w ten sposób zostaje ograniczony. Tak bywa również z doświadczeniem przez kobiety niebytu. W procesie wyzwolenia kobiety dostrzegają pewien rozdźwięk ponieważ feministyczne wyzwolenie składa się z odrzucenia bycia Inną („the Other”), a jednocześnie zapewnieniem Jestem („I am”). Forma czasownikowa zaprzecza narzuconej przez maskulinistyczną kulturę formie rzeczownikowej. Kobiece wykluczenie z tożsamości należącej do patriarchatu domaga się ontologicznego samo-określenia. Poza daną nieobecnością paradoksalnie kobiety doświadczają istnienia. Nie jest to obecność „nadrzeczywistości Czegoś”, ale siła istnienia (bycia), które jednocześnie jest już i jeszcze nie[8]. Religijne doświadczenie kobiet domaga się więc zauważenia, odkrycia jego duchowej dynamiki i wyrażania go bezpośrednio w poszczególnym życiu oraz słowach. [1] Mary Daly, Beyond God the Father, s.8. [2] E. Adamiak, Błogosławiona…, s. 33. [3]Zob. M. Daly, After the Death of God the Father, w: Womanspirit Rising: A Feminist Reader in Religion, [red.] C. P. Christ, J. Plaskow, 1979, s.60. [4] M. Daly, Why Speak About God, w: Womanspirit…, s.211. [5] Tamże, s.213. [6] Zob. Tamże. [7] Ciekawa gra słów w j. angielskim: It need not be conceived as having an object that limits its dynamism. [8] Zob. Tamże, s. 216. Zmieniająca się wciąż na nowo tożsamość współczesnych chrześcijanek 19 września 2013, autor: monika Pytanie: Kim jestem? jest kluczowym pytaniem egzystencjalnym, które od zawsze towarzyszy człowiekowi. Niestety oczekiwania społeczne często ignorują wyjątkowość poszczególnego istnienia, jak i naturę wolności ludzkiej. Zdarza się, że człowiek walczy o samego siebie przez całe swoje życie. Walka kobiet o własną godność i własne miejsce w Kościele trwa dłużej niż jedno życie. Emancypacja kobiet w ramach chrześcijaństwa sięga korzeniami do początków konstytuowania się pierwszych wspólnot chrześcijańskich. Jednak współczesny feminizm to swoista „tradycja” od kilku pokoleń kobiet. Każde z tych pokoleń miało inną odpowiedź na pytanie: Kim jestem? ale i wspólne doświadczenia, wspólne marzenia i podobne cele. Każde następne pokolenie kobiet osiągało i doświadczało więcej, niż zakładały to „prababki i matki feminizmu”. Zmieniająca się sytuacja kobiet to wciąż zmieniająca się kobieca tożsamość, lub też tożsamość otwarta na naturę zmiany. Kobieca tożsamość religijna odnajduje w teologii feministycznej i w solidarności z innymi kobietami, dowartościowanie i własną drogę. Odwaga w eksperymentowaniu, uczeniu się na błędach oraz niezłomne poszukiwanie rozumienia wyjątkowości kobiecej duchowości, sprawiły, że feministki po latach własnych doświadczeń podejmują teologiczną refleksję nad kobiecą religijnością. Ich wnioski, nowe pytania i refleksja nad własnym procesem samo rozumienia są dzisiaj bogatym źródłem dla współczesnych kobiet (niestety jeszcze nie w Polsce). Natura nieustannej przemiany współczesnego świata, sprawia, że dzisiejsze refleksje nad kobiecą religijnością i jej tożsamością religijną, ulegną niewątpliwym zmianom w najbliższych latach, również w Polsce. Niestety w polskiej przestrzeni społecznej dyskusji nad rolą, tożsamością, powołaniem czy naturą kobiety brakuje dyskursu feministycznej teologii, który mógłby stanowić ciekawą alternatywę wobec tradycyjnej teologii chrześcijańskiej czy wobec feminizmu nowej lewicy. Owa alternatywa nie jest jedynie dodatkowym głosem w dyskusji, ale próbą szukania odpowiedzi na aktualne potrzeby duchowe kobiet – mam tutaj na myśli zarówno potrzebę kobiecego teologizowania, jak i doświadczanie nowych treści i form religijnych. Moje zainteresowania ograniczają się do twórczości teolożek, tzw. feminizmu reformistycznego, który pozostaje w granicach ortodoksji chrześcijańskiej. Niemniej jednak feministki radykalne są często cytowane przez teolożki reformistyczne, a kobiety obu nurtów razem współpracują czy tworzą wspólne projekty (organizacje zrzeszające teolożki[1]). Myślę, że interesującym z punktu widzenia psychologii religii byłoby badanie ekstremistycznych ruchów feministycznych, które wywodzą się z chrześcijaństwa. Ciekawym wydaje się fakt, że duża część radykalnych teolożek pochodzi z kościoła rzymsko-katolickiego, jak wspominana często przeze mnie i cytowana – Mary Daly. Na pewno interesującym byłoby również porównanie tożsamości religijnej feministek wyznania katolickiego i protestanckiego, ze względu na odmienne rozumienie (sakramentu) kapłaństwa, służby duchownych i powszechnego kapłaństwa w obu nurtach teologicznych. Kościoły protestanckie nawet jeżeli nie dopuszczają ordynacji kobiet, inaczej rozumieją rolę osób świeckich (jako tak samo powołanych do budowania Kościoła, Por. I Kor 12-13) w życiu parafialnym, czy nawet w zaangażowaniu liturgicznym. Dlatego kobiety w kościołach protestanckich mają większą możliwość realizowania własnych darów i powołań. Teolożki są zgodne, że teologia feministyczna ma charakter tymczasowy – w swojej prorockiej misji ma zadanie odmienić sposób teologizowania i uzupełnić tradycyjną teologię o kobiece doświadczenie i kobiecą perspektywę. Kobiety nie posiadając bogatych świadectw swojej historii, skupione są na tworzeniu własnej, nowej tradycji i są silnie zorientowane na przyszłość. Nikt jednak nie może przewidzieć, jak dialog tradycyjnej teologii z teologią feministyczną, odmieni naszą przyszłość. [1] Przykładem takiego zrzeszenia są: Women’s Alliance for Theology, Ethics and Ritual (WATER), http://www.waterwomensalliance.org/about-us/, dostęp z dn. 20.05.2013, Institute of African Women in Religion and Culture at Trinity Theological Seminary w Ghanie (założony przez teolożkę Marcy Amba Oduyoye). idźmy na terapię 16 lipca 2010, autor: monika Zajmując się feministyczną analizą patriarchalnych struktur społecznych, mam wrażenie że owa „walka płci” to jakiś związek typu: ofiara – oprawca. Związek ów z perspektywy psychologicznej jest silny i co ciekawe, niejednoznaczny. Zarówno ofiara bowiem odgrywa rolę oprawcy, jak i oprawca gra rolę ofiary. Ta naprzemienna wymiana ról i cała relacja pełne jest emocjonalnych zranień i bazuje na niskiej samoocenie obu stron. Nie będę pisać o wszystkich aspektach tej neurotycznej więzi, ale najważniejsze wypunktuje: - oprawca czuje się lepszym poniżając ofiarę i daje ofierze do zrozumienia, że jest gorsza (ty szmato) - ofiara czuje się lepsza będąc ofiarą i poniża ze swojej perspektywy oprawcę (ty grzeszniku) - obie strony starają się manipulować drugą stroną, bowiem nie ma tu miejsca na szczerość - obie role dają poczucie władzy: poniżająca (oprawca wygrywa) i manipulująca (ofiara wie, że tak naprawdę ona rządzi) - obie strony nie chcą rezygnować z własnych ról (nie chcą zmiany sytuacji, bowiem nie dojrzeli by z niej wyjść) A teraz przeniesienie na teren socjologiczny. W systemie patriarchalnym wiadomo, że mężczyźni rządzą (wygrywają, poniżają), bo kobiety są gorsze (np. słabsze). Jednak kobiety (i mężczyźni) wiedzą, że to kobiety wygrywają (manipulują, matkują). Kobiety grają rolę ofiary (tyle pracuję, nie mam czasu odpocząć) a jednocześnie oprawcy (traktują mężczyzn jak niedorajdów). Mężczyźni się odgryzą. I tak bez końca. Boję się by feministki zwyczajnie nie powielały wzorca na zasadzie „odpłaty”, czyli wchodzenia w ten sam chory układ „ofiara – oprawca” i przybrania akurat roli oprawcy. A jak wiadomo oprawca za chwile będzie ofiarą… Cóż więc? IDŹMY NA TERAPIĘ!!! Przerwanie tego łańcucha zależności każe wyjść poza układ; co ważne: docenić siebie i dojrzeć osobowościowo poszczególnej jednostce, by miała siły wyrwać się z własnej roli (ofiary, oprawcy). Tak więc jeżeli feminizm ma coś zmienić, to nie na zasadzie odpłaty mężczyznom, ale przemiany przede wszystkim kobiet. Jeżeli feminizm pozwoli kobietom rozkwitnąć, zobaczyć własną wartość, zachwycić się sobą (osobiście i wzajemnie), to pomoże przerwać patriarchalny problem różnicowania płci w hierarchię. Życzę sobie i każdemu: powodzenia. =) nie jestem jak Ojciec/Syn… jaka autoidentyfikacja? 16 lipca 2010, autor: monika Najbardziej kontrowersyjny współcześnie wciąż pozostaje wymiar kobiecego tworzenia czy współtworzenia rzeczywistości religijnej w wymiarze instytucji Kościoła. Owa nieobecność kobiet w Kościelnej hierarchii, tradycyjnej teologii czy duszpasterstwie jest źródłem kolejnych problemów kobiecej autoidentyfikacji religijnej. Czynnikiem utrudniającym bowiem rozwój procesów tożsamościowych jest m.in. niedostatek wartościowych wzorców identyfikacji. Proces autoidentyfikacji religijnej kobiet przebiega więc często poza aspektem własnej płciowości, bądź nawet konta niej (nie jestem jak Ojciec/Syn). Taka sytuacja prowadzić może do szeregu kryzysów czy dylematów tożsamościowych. Jednym z nich jest wysiłek przeciwstawienia się kobiecości we własnym interesie autonomii oraz emocjonalnego rozwoju u małych dziewczynek budujących podstawy własnej tożsamości. Dzieje się to w sytuacji, kiedy matczyne (kobiece) symbole religijne i reprezentacje kulturowe kojarzą się głównie z zależnością, a nie indywidualnością, niezawisłością. Ów konflikt to wymierzanie sobie i własnej relacji z matką kary dożywotnego więzienia, bowiem kobieta zwraca się ku męskości by budować „prawdziwą siebie”, jako będącą w opozycji wobec matczynej pierwotnej autoidentyfikacji, co stanowi pewnego rodzaju doświadczenie samej siebie częściowo nierealnej. Być kobietą w kontekście judeochrześcijańskiej symboliki jest równoznaczne z byciem pomniejszym, byciem jakby mniej prawdziwym i mniej ważnym, byciem jakby nie z istoty Boga (L. Stucky-Abbott). Kobiety doświadczające pewnego rodzaju kryzysu tożsamości, w tym – identyfikacji religijnej, muszą poszukiwać nowych źródeł tożsamości, które zniosą niewygodne skutki deficytu, jak i konfliktu tożsamościowego. odwrócenie :D 16 lipca 2010, autor: monika Co by się zdarzyło, kiedy role płciowe odwróciłyby się? Gdyby na uniwersytecie na wydziale teologii większość stanowiłyby profesorki, studentki, a studenci pozostawaliby w mniejszości. Za to nie brakowałoby sekretarzy w sekretariatach uczelnianych, którzy pomagaliby zapracowanej Rektorce, Prorektorce czy Dziekance. Profesorki-teolożki uczyłyby teologii, akcentując macierzyńskie oblicze Boga, Materlogii – historii i nauki Matek Kościoła. Na zajęciach z homiletyki studenci by usłyszeli, że dla nich ten przedmiot jest fakultatywny, bowiem i tak nie mogą głosić kazań w Kościołach, ponieważ to powołanie nadane przez Chrystusa i Ducha Świętego kobietom. Zachęcano by chłopców, by lepiej studiowali pedagogikę/ katechetykę, ew. nauczali małe dzieci w szkółce niedzielnej, ale już dorosłych na pewno nie. Na pewno teolożki by podkreślały, jak bardzo cenią mężczyzn, ich rolę w Kościele, szczególnie kiedy opiekują się dziećmi, kiedy się poświęcają, by one mogły oddawać czas wyższym celom, jak rozwój nauki, Kościoła, społeczeństwa, kultury… Ze smutkiem stwierdziłyby , że chciałyby coś zrobić, aby praca mężczyzn, taka jak zajmowanie się domem, opieka nad dziećmi były doceniane. Jednak na pewno nagroda mężczyzn czeka w niebie, gdzie Chrystus wynagrodzi im ich poświęcenie, oddanie, posługiwanie i chęć niesienia pomocy. Zapewniając jednocześnie, że urząd nauczycielski to służba, a nie przywilej, więc powinni zastanowić się, czego się czasem domagają, bowiem to wysoce wymagająca praca. A mężczyźni są słabo wykształceni, ulegają emocjom w sporach, interesują się małostkowymi sprawami, stąd przywódcze stanowiska raczej nie są im przeznaczone. Ale niech pamiętają : Bóg – Matka ich rozumie. W Kościele oczywiście kaznodziejki chętnie by posłuchały, co mężczyźni mają do powiedzenia, ale może tak raz do roku – w święto mężczyzn 8. marca. Poza tym nie miałyby nic przeciwko gdyby czasem jakiś mężczyzna, no może dwóch zjawili się na synodzie teolożek i pastorek, może wzięli udział w komisji ds. rodziny. Bowiem ich głos jest ważny i kobiety chcą to zawsze podkreślać, że mężczyzna jest na „piedestale” i zawsze w historii i kulturze kobiet był doceniany i uwielbiany, nawet jak nie osiągnął wielkiej pozycji społecznej. To nic nie szkodzi, że mężczyźni zarabiają mniej i trudno im zatrudnić się na wyższym stanowisku, bowiem przecież ich żony ich utrzymują i pomagają. Poza tym w Kościołach coraz liczniej powstają „Koła mężczyzn”, gdzie mężczyźni się mogą w końcu spotkać, porozmawiać o wspólnych tematach (dom, dzieci, zakupy…), jak i nauczyć czegoś pożytecznego, jak haftowanie na szydełku, malowanie kartek świątecznych, organizowanie przyjęć dla małych dzieci. W tym samym czasie kobietyżony obiecały, że się poświęcą i ten czas spędzą z ich dziećmi, aby oni mieli choć chwilę czasu dla siebie i kolegów. Nawet nie muszą w tym dniu gotować obiadu (tutaj nie wszystkie żony się zdeklarowały, ale wiecie, jak jest z kobietami-nie każda umie gotować). można tak jeszcze długo…