Polityka - Śledzą, ścigają, zabijają

Transkrypt

Polityka - Śledzą, ścigają, zabijają
Sławomir Kosieliński
6 kwietnia 2012
Roboty pomagają. Co będzie, gdy się zbuntują?
Śledzą, ścigają, zabijają
Coraz częściej strzegą nas roboty i sieci specjalistycznych czujników. Czy taka permanentna
inwigilacja nie obróci się kiedyś przeciwko nam? Kto weźmie odpowiedzialność za atak
zbuntowanych robotów?
Zdalnie sterowany pojazd PROTEUS przeznaczony do działań antyterrorystycznych i
antykryzysowych.
Robot patrolujący systemu TELOS - wykrywa, obserwuje i śledzi obiekty.
Czytaj także
Nad bezpieczeństwem Londynu czuwa ok. 7 tys. kamer – więcej niż gdziekolwiek indziej –
które pomagają schwytać sprawców sześciu przestępstw dziennie. Prawie o połowę mniej
kamer śledzi Warszawę, lecz wykrywalność za ich pomocą przestępstw kształtuje się
podobnie. Nie ma znaczenia, że stolica uchodzi za jedno z najbezpieczniejszych polskich
miast – kamer wciąż przybywa. Ogrom spływających z nich danych do analizy wymaga
inteligentnego systemu informacyjnego wspierającego obserwację. Pracuje nad tym
krakowska AGH i jej partnerzy w projekcie INDECT.
System przeanalizuje informacje z monitorowanego terenu i wykryje nienaturalne zachowania
oraz sytuacje. Sieci czujników wychwycą zmiany położenia obiektów, nagłe zmiany
temperatury, stężenia niebezpiecznych związków itp. Wykorzysta się też kamery, mikrofony
zdjęcia lotnicze i satelitarne. Powstaną również narzędzia ułatwiające np. walkę z pornografią
dziecięcą w Internecie.
Czy to już permanentna inwigilacja? – Absolutnie nie, to projekt naukowy, w którym chcemy
przede wszystkim usprawnić techniki analizy danych. Ale aby zachować równowagę między
wolnością osobistą a bezpieczeństwem publicznym, powołaliśmy Radę Etyki. W tym roku
zbadamy prawne aspekty wykorzystywania w procesie karnym dowodów pozyskanych
z naszego systemu. Uważamy, że INDECT powinien służyć przede wszystkim do łapania
sprawców najcięższych przestępstw, jak zabójstwa, czy terrorystów, nie zaś kieszonkowców –
tłumaczy dr Zbigniew Rau, koordynator ds. realizacji projektów Polskiej Platformy
Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która jest członkiem krakowskiego konsorcjum.
Same kamery nie wystarczają do ochrony tzw. infrastruktury krytycznej, obejmującej obiekty
budowlane, urządzenia, instalacje i usługi kluczowe dla bezpieczeństwa państwa. Stają się
częścią wyrafinowanych systemów wczesnego ostrzegania: sieci czujników i robotów. Ich
rozwój napędzają obawy przed atakami terrorystycznymi oraz nielegalna imigracja i przemyt.
Port morski mogą zaatakować małe, szybkie łodzie motorowe wypełnione materiałem
wybuchowym, ale również nurek czy też wytrenowane zwierzęta z ładunkami wybuchowymi.
Tu trzeba zastosować wielosensorowe systemy wczesnego ostrzegania. Położony na dnie
wejść do basenów portowych łańcuch czujników magnetycznych (bariera), będących
elementem opracowanego w gdyńskim Centrum Techniki Morskiej SA (CTM) systemu
KRYL Mk3, odnotowuje zmianę pola magnetycznego w odległości 20–25 m, powodowaną
przez poruszające się nad nim obiekty. Tak pozyskany sygnał o intruzie jest dodatkowo
weryfikowany przez sonary oraz kamery nadzorujące kontrolowaną strefę.
– Gdyby poprzestać tylko na czujnikach akustycznych, zakłócenia w toni wodnej, np. po
przepłynięciu nawet niewielkiej łodzi motorowej, na długo „oślepiałyby” system – tej wady
nie ma bariera magnetyczna, co stanowi o unikalności naszej technologii sensorów
magnetycznych. Udowodniły to prowadzone od 2006 r., organizowane zarówno przez NATO,
jak i EuropeanDefenceAgency, coroczne testy systemów tego typu – wyjaśnia Andrzej Kilian,
prezes zarządu CTM. KRYL strzeże wejścia do portu wojennego w Gdyni już od 2001 r.
Ochraniał także gdyńskie regaty TallShipRaces w 2009 r.
Dźwięk na granicy
Dla takich systemów prawdziwym poligonem doświadczalnym jest ochrona granic
państwowych. W Stanach Zjednoczonych mieszka ok. 11,5 mln meksykańskich imigrantów,
z tego aż 85 proc. nielegalnie. Aby uszczelnić granicę, rząd USA wciąż rozbudowuje mur na
liczącej ponad 3 tys. km granicy z Meksykiem. Zastosowane tam kamery mogą z odległości
10 km odróżniać ludzi od zwierząt oraz rozpoznawać wielkość grup ludzkich. Wkrótce
uzupełni je bariera akustyczna.
W tym celu Uniwersytet Arizony, na zlecenie rządu USA, przetestował niedawno nowy
system monitorowania HELIOS, brytyjskiej firmy Fotech Solutions. 45 cm pod ziemią
zakopano specjalny światłowód, pełniący funkcję czujnika. Fala dźwiękowa wytworzona
przez poruszający się obiekt trafia do światłowodu i powoduje zniekształcenie przebiegającej
w nim wiązki świetlnej, które jest odczytywane przez analizator. System został przebadany
pod kątem rozróżniania małego zwierzęcia, konia, pojazdu, pojedynczego człowieka lub
grupy ludzi w trudnych warunkach pustynnych (słabe przenoszenie fali dźwiękowej
w piasku). Testy wypadły zadowalająco. Gdyby USA zdecydowały się na taki system –
fachowo określany jako ochrona perymetryczna – to wydałyby raptem 10–20 proc. kosztów
budowy ok. 1600-km muru granicznego wycenionego na 2 mln dol. za milę.
Ochroną perymetryczną miała być również objęta nasza granica wschodnia. Wzdłuż granicy
chciano postawić wysokie wieże z bardzo czułymi kamerami termowizyjnymi oraz położyć
kable perymetryczne. Ostatecznie Straż Graniczna zdecydowała się na budowę raptem
kilkunastu wież obserwacyjnych oraz zakup specjalnych samochodów patrolowych.
Zamontowany na nich sprzęt umożliwia monitorowanie terenu w promieniu kilkunastu
kilometrów. Natomiast w ubiegłym roku Morski Oddział Straży Granicznej przetestował
system KRYL na odcinku granicy polsko-rosyjskiej na Mierzei Wiślanej.
Mózg w samochodzie
Rynek infrastruktury krytycznej w nowych krajach członkowskich UE rozwija się niezwykle
szybko, głównie ze względu na budowę elektrowni oraz modernizację portów lotniczych
i morskich – uważa międzynarodowa firma doradcza Frost&Sullivan. Do 2017 r. osiągnie
wartość 2,2 mld dol. Znaczną część tej kwoty stanowić będą unijne dotacje dla naukowców
i firm. Widać to po projektach z dziedziny bezpieczeństwa, przedstawionych na unijnej
Security Research Conference, która odbyła się we wrześniu 2011 r. w Warszawie.
W ramach 7 Programu Ramowego UE warszawski Przemysłowy Instytut Automatyki
i Pomiarów (PIAP) wraz z konsorcjantami prowadzi projekt TALOS. W kwietniu tego roku
pokaże prototyp mobilnego systemu do patrolowania dużych terenów, który umożliwia
wykrywanie, lokalizację, obserwację i śledzenie osób oraz pojazdów. Będzie się składał m.in.
z mobilnego centrum dowodzenia, dwóch samojezdnych robotów i przenośnego masztu
czujników. Z czasem dojdzie do tego samolot bezzałogowy. Dowódca misji na swoim
komputerze śledzić będzie dane ze wszystkich czujników, w tym umieszczonych
w bezzałogowych pojazdach. Steruje się nimi zdalnie lub półautonomicznie po wyznaczeniu
trasy. Ten tryb wymaga zastosowania precyzyjnego systemu nawigacji oraz zaawansowanych
mechanizmów wykrywania i omijania przeszkód. Gdy robot dostrzeże intruza, będzie go
śledzić do momentu przybycia strażników.
PIAP prowadzi również projekt PROTEUS, który ma wspomóc działania antyterrorystyczne
i antykryzysowe policji i straży pożarnej. – W ubiegłym roku, na potrzeby projektu, działanie
robotów mobilnych produkowanych obecnie przez PIAP sprawdzili strażacy płockiej
Petrochemii, zaś techniki satelitarne oraz techniki przetwarzania i analizy danych
opracowane dla tego systemu wykorzystano podczas likwidacji skutków powodzi 2011 r. –
opowiada Paweł Wojtkiewicz, koordynator projektu.
Mózgiem PROTEUSA ma być Mobilne Centrum Dowodzenia. To duży samochód
wyposażony w skomplikowane systemy łącznościowe i operacyjne. Tutaj będą zapadały
decyzje, co robić, gdy samolot bezzałogowy przekaże obraz np. palącej się fabryki lub
awantur po meczu piłkarskim.
Prawa w robocie
Pojawia się nie lada dylemat: jak zachować podstawowe prawa robotyki zdefiniowane przez
Isaaca Asimova w 1942 r.:
• robot nie może skrzywdzić człowieka ani przez zaniechanie działania dopuścić, aby
człowiek doznał krzywdy;
• robot musi być posłuszny rozkazom człowieka, chyba że stoją one w sprzeczności
z pierwszym prawem;
• robot musi chronić sam siebie, jeśli tylko nie stoi to w sprzeczności z pierwszym lub drugim
prawem.
Centrum Rozwoju Koncepcji i Doktryny, think tank brytyjskiego ministerstwa obrony,
w swoim raporcie o samolotach bezzałogowych, tzw. dronów, wzywa do powszechnej debaty
o etycznych i prawnych aspektach korzystania z robotów. Tylko brytyjskie bezzałogowce
odpaliły od czerwca 2008 r. do września 2011 r. w Afganistanie 167 rakiet, zabijając 124
rebeliantów. Amerykańskie maszyny dokonują ataków nieporównywalnie częściej i zdarzają
się wypadki zabicia niewinnych osób. Piloci latający w Afganistanie bardziej boją się kolizji
z dronami niż wrogiego ostrzału. Niedawno media ujawniły, że amerykański samolot
transportowy Herkules zderzył się w powietrzu z dronem, ale udało mu się wylądować mimo
uszkodzonego skrzydła.
Brytyjczycy są przekonani, że już wkrótce wojna będzie całkiem bezzałogowa w powietrzu,
na lądzie i na morzu. Czy operatorzy bezzałogowych samolotów, oddaleni tysiące kilometrów
od pola walki, podlegają prawu wojennemu? Jaki wpływ na psychikę człowieka może mieć
zdalne prowadzenie wojny? Czy wojna prowadzona przez roboty jest moralna? Co się stanie,
jeśli maszyna pomyli się i dokona zbrodni wojennej? Czy będzie za nią odpowiedzialny
człowiek, który źle napisał jej oprogramowanie?
– Dzisiaj nie ma żadnych regulacji prawnych na ten temat. W konsekwencji drony mogą latać
na wojnie, ale nie mogą patrolować granic ani nadzorować naszych miast. Co prawda
ostatnia nowelizacja Prawa lotniczego wprowadziła możliwość korzystania z samolotów
bezzałogowych na polskim niebie, lecz odsyła do rozporządzenia, którego treść będzie
zależała od międzynarodowych ustaleń, a na te trzeba będzie poczekać aż do 2014 r. Ściślej,
my musimy samodzielnie ustalić zasady dotyczące aparatów o masie do 150 kg, zaś powyżej
tej granicy mają obowiązywać przepisy międzynarodowe (Unii Europejskiej) – wyjaśnia Piotr
Goździk, radca prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego. To kwadratura koła. Nikt w Polsce nie
zdecyduje się na opracowanie rozporządzenia, które za dwa lata może się okazać albo zbyt
rygorystyczne, albo nazbyt łagodne w stosunku do przepisów międzynarodowych. Generalnie
– stopień bezpieczeństwa używania dronów ma się niczym nie różnić od bezpieczeństwa
zwykłych statków powietrznych.
Samolot bezzałogowy FlyEye przeznaczony do lotów patrolowych.
Grazyna Myslińska / Forum
Gdy na początku marca br. firma Flytronic z grupy WB Electronics prezentowała
dziennikarzom możliwości swojego bezzałogowcaFlyEye w locie patrolowym nad węzłem
autostrad A1 i A4 w Gliwicach, to musiała wystąpić o wyodrębnienie specjalnej strefy
w przestrzeni powietrznej. Żaden inny samolot nie miał wówczas prawa pojawić się w tej
okolicy. Jeśli nawet Policja czy Straż Pożarna zdecydowałaby się kupić tego 10-kg drona,
przed każdym użyciem musiałaby występować do Urzędu Lotnictwa Cywilnego o zamknięcie
danej strefy. I jeszcze jedno: FlyEye odbył lot w trybie autonomicznym. Samolot wystartował
automatycznie, nadleciał nad wskazany odcinek drogi, zaś po wykonaniu misji sam
wylądował. Kunszt inżynierski godny podziwu, lecz wiążący się z ryzykiem utraty kontroli
nad robotem.
Właśnie z tego powodu w projektach TALOS i PROTEUS nie dopuszczono możliwości ich
całkowicie autonomicznej pracy. TALOS obserwuje i przekazuje komunikaty, ale czeka na
interwencję ludzi. Również proteusowe maszyny nie mają na pokładzie broni ani systemu
obezwładniania – świadomie z nich zrezygnowano w ramach projektu, co nie wyklucza
możliwości ich zainstalowania później. Za każdym razem decydować ma człowiek.
W niedalekiej przyszłości zwiększy się autonomia maszyn wyposażanych w elementy
sztucznej inteligencji i „uczonych” przez konstruktorów zachowania na wypadek utraty
łączności z centrum dowodzenia. Natomiast kamery oraz inne czujniki będą nas pilnować
dosłownie na każdym kroku. Co bardziej cenimy: większe bezpieczeństwo czy więcej
swobody?
Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/nauka/technika/1525487,3,roboty-pomagaja-cobedzie-gdy-sie-zbuntuja.read#ixzz1rIMvcVSs

Podobne dokumenty