NISKIE, WYSOKIE PŁACE

Transkrypt

NISKIE, WYSOKIE PŁACE
NISKIE, WYSOKIE PŁACE
Utworzono: czwartek, 16 października 2003
NISKIE, WYSOKIE PŁACE
Górnik zarabia za mało, podczas gdy kopalnie wydają za dużo pieniędzy na płace. Pytanie, czy
można zmienić te relacje?
Górnicze związki zawodowe żądają znacznych podwyżek dla pracowników kopalń. Przedsiębiorcy w odpowiedzi przekonują, że
podwyższą płace na tyle, na ile nie zachwieje to równowagi ekonomicznej spółek. Jedni i drudzy używają w negocjacjach
płacowych przekonujących argumentów. O płacowy kompromis będzie zatem bardzo trudno.
Najtrudniej będzie w Kompanii Węglowej. Spółka zakończyła ubiegły rok ze stratą ponad 50 mln zł. Niemniej związkowcy żądają aż
7 proc. podwyżki w bieżącym roku. Rywalizacja pomiędzy samymi związkowcami (w negocjacjach bierze udział kilkanaście central)
nie wskazuje, by związkowcy byli skłonni ustąpić choćby na krok. Zarząd Kompanii przekonuje, że jego propozycja 4,8 proc. to
wszystko na co spółkę stać. Inaczej kolejny rok będzie na minusie. Przykład Kompanii Węglowej najlepiej obrazuje, przed jak
poważnym problemem stoi polskie górnictwo węgla kamiennego. Zarobki w tym sektorze nie nadążają bowiem za wzrostem płac w
gospodarce, a co za tym idzie, maleje atrakcyjność pracy w kopalniach, to zaś w dłuższej perspektywie może oznaczać spore
problemy dla przedsiębiorstw górniczych.
Główny Urząd Statystyczny podał kilka dni temu, że przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło w grudniu o 9,7
proc. w stosunku do listopada, a w stosunku do grudnia 2005 roku zwiększyło się o 8,5 proc. i wyniosło średnio 3027,51 zł.
Górnicze płace na tym tle wciąż wyglądają nienajgorzej. Średnia płaca w sektorze w ubiegłym roku wyniosła 4528 zł brutto (KW SA
– 4332 zł; KHW – 4542 zł; JSW – 5179 zł).
Tymczasem w dynamicznie rozwijających się sektorach gospodarki, jak w budownictwie i drogownictwie płace rosną w tempie
kilkunastu procent rocznie. Wykwalifikowani specjaliści, tacy jak: murarz, brukarz, zbrojarz, spawacz, tynkarz czy dekarz mogą
liczyć na pensję miesięczną w wysokości nawet 4 tys. zł netto. Kilkunastoprocentowy wzrost wystąpił także w grupie kierowców,
czy pracowników magazynowych. Mimo to, o pracowników tych specjalności coraz trudniej. Powód? Po naszym wejściu do Unii
Europejskiej za granicę wyemigrowało ponad milion Polaków i zaczęło dramatycznie brakować rąk do pracy.
Nie ma się zatem co dziwić, że autorzy opublikowanego niedawno raportu „Stan HRM w Polsce 2007” uważają, że należy się
spodziewać dalszego wzrostu wynagrodzeń w 2007 roku, zwłaszcza na stanowiskach podstawowych i specjalistycznych.
Na problem niskich płac zwracają uwagę związkowcy z „Solidarności”, którzy rozpoczęli ogólnopolską kampanię społeczną pod
nazwą „Niskie płace barierą rozwoju Polski”. Zdaniem władz związku płace w Polsce powinny rosnąć dwukrotnie szybciej, by
zahamować coraz bardziej niepokojący odpływ wykwalifikowanych pracowników za granicę.
A problem ten w pewnej mierze dotyczy także górników. Niedawno 25-osobowa grupa polskich górników znalazła pracę w
angielskiej kopalni Thoresby, należącej do prywatnej spółki UK Coal. Ich miesięczne zarobki mają wynosić ok. 14 tys. złotych.
Jeżeli się sprawdzą, spółka zatrudni kolejnych Polaków. Być może nawet 900. W czerwcu i we wrześniu pierwsi górnicy ze Śląska
wyjadą do pracy przy kopaniu tuneli w Hiszpanii, w Autonomicznym Kraju Basków. Górnicy mogą liczyć na ok. 20 tysięcy euro
pensji rocznie i kontrakt opiewający na co najmniej półtora roku, z możliwością przedłużenia.
Polscy górnicy mogą liczyć także na pracę w Niemczech, Francji, Włoszech, Czechach a nawet w Indiach lub Indonezji, wszędzie
tam, gdzie potrzeba wykwalifikowanych pracowników do likwidacji kopalń lub ich budowy.
Polskie kopalnie także prowadzą nabór nowych pracowników, lecz ich oferta zarobkowa może okazać się niezbyt atrakcyjna dla
młodych adeptów górnictwa. Kompania Węglowa na początek oferuje zarobek w wysokości 1200 zł netto.
– Boje się, że 1200 zł na rękę nie wystarczy, by zatrzymać młodych w pracy pod ziemią. Taka płaca może ich szybko zniechęcić do
tego zawodu – mówi jeden z liderów górniczych związków zawodowych.
Trudno się z tą opinią nie zgodzić. Tu jednak pojawia się zasadniczy dylemat, w jaki sposób uatrakcyjnić górnicze zarobki, skoro
już dziś stanowią one ponad połowę ogólnych kosztów funkcjonowania branży (50,4 proc.). W gospodarce jest to rzadko spotykany
wskaźnik. Nie trzeba chyba dodawać, że bardzo niekorzystny.
Zdaniem prof. Marty Juchnowicz z Szkoły Głównej Handlowej, cytowanej przez autorów wspomnianego raportu „Stan HRM w
Polsce 2007”, wyzwaniem, przed którym stoją firmy, jest poprawa efektywności gospodarowania, która zrównoważy, a nawet
wyprzedzi wzrost kosztów pracy, by nie pogorszyć pozycji konkurencyjnej.
Innymi słowy – w odniesieniu do górnictwa – mniej ludzi musi wydobywać więcej węgla (przy założeniu, że ten węgiel zostanie
korzystanie sprzedany). Wówczas możliwe będą znaczące podwyżki. To zadanie wydaje się jednak karkołomne. Obecny stan
techniczny większości kopalń, jak i warunki górniczo-geologiczne eksploatowanych złóż utrudniają to zadanie. Co nie oznacza, że
jest to niemożliwe. Przykładem tego jest lubelska „Bogdanka”. Nowoczesny park maszynowy, a zarazem korzystne warunki
występowania złoża, owocują wysoką efektywnością wydobycia. Płace, które należą do najwyższych w branży (ok. 5 tys. zł brutto)
są powiązane z wydajnością pracy. Co więcej, koszty wynagrodzeń w „Bogdance” stanowią mniej niż 40 proc. ogółu kosztów.
Prawda jest jednak taka, że w polskich warunkach podobnych górniczych bytów nie da się mnożyć. Na Śląsku jest tak naprawdę
tylko kilka zakładów wydobywczych, w których można uzyskać podobne efekty. Takie rezultaty osiągają np. kopalnie Jastrzębskiej
Spółki Węglowej z uwagi na produkcję drogiego węgla koksowego. Gorzej sytuacja wygląda z producentami węgla
energetycznego. Porównywalna do „Bogdanki”, pod względem efektów produkcyjnych, kopalnia „Piast” zatrudnia jednak prawie
dwukrotnie więcej ludzi. To najlepiej pokazuje skalę problemu.
– Dla mnie nie ulega wątpliwości, że płace w górnictwie muszą wzrosnąć, ponieważ jest naturalną rzeczą, że po kilku czy
kilkunastu latach dojdziemy do średniej unijnej – uważa Janusz Olszowski, prezes Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej. –
Dlatego obawiam się, że polskie górnictwo węglowe w dłuższej perspektywie nie ma szans na rentowność.
Zdaniem prezesa GIPH to państwo powinno odpowiedzieć na pytanie, czy opłaca mu się dopłacać do wydobycia węgla czy nie?
– Moim zdaniem opłaca się, bo utrzymanie wydobycia w polskich kopalniach jest gwarancją bezpieczeństwa energetycznego
państwa – twierdzi Olszowski.
Jednak ten argument wydaje się, że jest poważnie traktowany jedynie w kręgach górniczych, no i może częściowo w kręgach
energetycznych. Trudno się spodziewać, że państwo wyłoży z pustej sakwy pieniądze na dalsze funkcjonowanie górnictwa. A
skoro państwo nie da pieniędzy, to można oczekiwać tylko cudu, np. znaczącego wzrostu cen węgla. W biznesie nie należy jednak
liczyć na cuda, należy działać, a to oznacza konieczność podjęcia niepopularnych decyzji, jak np. redukcji zatrudnienia na
powierzchni. Brak działań może doprowadzić do tego, że za kilka lat obudzimy się „z ręką w nocniku”. Nie łudźmy się, młodzi nie
przyjdą do pracy pod ziemię za 1200 zł czy nawet 2000 zł, skoro gdzie indziej będą w stanie zarobić więcej, choć może jeszcze
dziś wydaje się to czystą abstrakcją.
Jacek Srokowski