ryśka - Polska Zbrojna

Transkrypt

ryśka - Polska Zbrojna
RYŚKA
2012-10-27
Miała dar zjednywania sobie ludzi, a każdy, kto ją poznał, był pod wielkim jej urokiem –
mówi komandor Bożena Szubińska o „Ryśce”, podpułkownik Marii Sobocińskiej.
Niezwykła kobieta – żołnierz, patriotka, działaczka społeczna i wielki człowiek. Te słowa najlepiej oddają, jaka była. Przez całe swoje życie, tak jak z
pokolenia na pokolenie kobiety w jej rodzinie, z wielką odwagą walczyła z przeciwnościami.
Na wojnie
Już jako dwudziestoletnia dziewczyna od 1940 roku zaangażowała się w walkę konspiracyjną. Działając pod pseudonimem „Ryśka”, utrzymywała
kontakty z konspiracją warszawską i uczestniczyła w przeprowadzaniu żołnierzy polskich zbiegłych z niewoli niemieckiej. Należała do Związku
Walki Zbrojnej na terenie powiatu lipnowskiego. Zajmowała się służbą zdrowia, łącznością, brała udział w akcjach wywiadowczych. Pełniła funkcję
kurierki i organizowała Wojskową Służbę Kobiet (WSK). Na stanowisku zastępcy zajmowała się jej sprawami w Inspektoracie AK Włocławek. W
1942 roku objęła stanowisko komendantki WSK przy komendzie Okręgu AK Pomorze. Pod tą wyliczanką funkcji, które pełniła, kryją się setki akcji,
ciągła gotowość do poświęceń, nieustanne narażanie życia. I niezwykła odwaga. Sobocińska wielokrotnie zastanawiała się, skąd ta odwaga się
bierze. „Bo człowiek nie rodzi się od razu odważny. Odwagi nabiera, jak raz, drugi raz mu się uda. Człowiek uznaje wtedy, że szczęście mu
dopisuje, i ryzykuje dalej”, mówiła Teresie Torańskiej w lipcu 2009 roku w reportażu zamieszczonym w „Wysokich Obcasach”. Jej udawało się
przez pięć lat okupacji.
Ciastka od Bliklego
W listopadzie 1945 roku została aresztowana. Stanęła przed sądem wojskowym i została skazana na śmierć. Na szczęście wyroku nie wykonano.
„Marylka miała niesamowitą charyzmę”, mówi major rezerwy Aleksandra Michalik. „Jako 25-letnia, młoda dziewczyna, bez obrońcy, już
napiętnowana wyrokiem śmierci, stanęła przed sądem i wygłosiła taką mowę obronną w swoim imieniu, że sędzia zmienił wyrok na sześć lat
Autor: Paulina Glińska
Strona: 1
pozbawienia wolności. Można powiedzieć, że wybroniła samą siebie”. Jednak dokument z wyrokiem z 13 lutego 1946 roku, który trzymała w swoim
sztokholmskim mieszkaniu wśród licznych książek, nie pozwolił zapomnieć o tym, co przeżyła. Unieważniono wtedy jej stopnie wojskowe i
odznaczenia, w tym srebrny Krzyż Walecznych z Mieczami i Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari (wręczony dopiero w 2002 roku).
Jej pięciu współtowarzyszy dostało kary poniżej pięciu lat, a trzech kolejnych młodych żołnierzy AK – karę śmierci. Razem ze swoimi
współwięźniarkami dobrze słyszały huk wystrzałów, gdy wykonano egzekucję.
„To ważne mieć przy sobie kogoś bliskiego w czasie koszmaru śledztwa. Jak łatwo się w takich warunkach zatracić, zaprzedać złu. Bo więzieniem
rządzi zło i przemoc, ale jest też możliwość przyjrzenia się sobie i lepszego poznania samej siebie. I jakże inne z czasem obowiązują kryteria i jakie
rodzą się zażyłości oraz solidarność”, mówiła „Ryśka” w wywiadzie udzielonym Krystynie Stochli w 2002 roku.
Swoją karę odsiadywała w Toruniu, Fordonie w Bydgoszczy i najcięższym zakładzie karnym w Polsce dla kobiet w Inowrocławiu. Niemal w każdej
sytuacji starała się dostrzegać coś dobrego, wywołującego uśmiech w ponurej powojennej rzeczywistości. Paradoksalnie, nawet w więzieniu ten
uśmiech się pojawiał.
„Zgodnie z regulaminem paczki mogły przychodzić tylko raz w miesiącu, dwa kilogramy na osobę, z określoną zawartością. Kiedyś dostałam taką
paczkę od stryja, pieczołowicie, pięknie zapakowaną, Otwieram, a tu ciasteczka od Bliklego! A najbardziej oczekiwane były cebula, czosnek i
tłuszcz”.
Marylka na emigracji
Na wolność wyszła po amnestii w grudniu 1948 roku. Z perspektywy czasu oceniała, jak trudny był to start w „normalność”. Wojna i okupacja
zabrały jej młodość, a więzienie nadszarpnęło zdrowie. Problemy ze znalezieniem pracy, a nade wszystko swojego miejsca w życiu nie polepszały
sytuacji. Pracy dla takich ludzi, z jej „życiorysem”, nie było. Zaczęła wątpić, traciła nadzieję na poukładanie własnego życia. Rano wychodziła z
domu, brała drugie śniadanie i szła do Łazienek karmić łabędzie lub udawała się do kościoła przy placu Trzech Krzyży. W porę zdążyła się
otrząsnąć. Kolejny raz znalazła w sobie dość siły, by na nowo zbudować swój świat. Za namową kuzyna zmieniła swój życiorys. Posługiwała się
nim przez następnych kilkanaście lat. Zaczęła chodzić na kursy, pracowała w kilku miejscach, by w efekcie dostać pracę na Politechnice
Warszawskiej. Tam pozostała już do emerytury, do 1980 roku, kiedy odeszła ze stanowiska kierownika działu w Instytucie Elektroniki.
W 1983 roku zamieszkała w Sztokholmie. Aktywnie działała w organizacjach polonijnych, była członkiem Rady Naczelnej AK na Zachodzie z
siedzibą w Londynie. Wśród Polonii cieszyła się wielkim autorytetem. O kraju jednak nie zapomniała. W październiku 1994 roku z kilkoma innymi
więźniarkami odsłoniła tablicę na murze inowrocławskiego więzienia. Wielokrotnie zresztą odwiedzała to miasto. Zawsze wtedy ból wspomnień
mieszał się z radością i wzruszeniem. Przy każdej okazji podkreślała, jak bardzo cieszy się, że zwycięsko wyszła z tego całego okrucieństwa. W
wywiadzie udzielonym w 2002 roku mówiła:
„To moje największe zwycięstwo: wyrzucić nienawiść, która potem mogłaby zatruć życie moje i bliskich. Po tym wszystkim nie szukałam moich
oprawców, lecz wybawicieli, by im podziękować”. Często wspominała o najważniejszej z tych osób – doktorze Czesławie Zagórskim, więziennym
lekarzu z Inowrocławia. „Aby nawiązać rozmowę, upozorował badanie ginekologiczne i w ten sposób pozbył się z gabinetu strażniczki. Ten lekarz z
narażeniem życia własnego i rodziny przekazywał w obie strony grypsy, a w końcu umożliwił ucieczkę moim współtowarzyszom. Ja siedziałam
dalej, ale doktor ułatwiał mi życie na każdym kroku”. Marii Sobocińskiej udało się go zobaczyć dopiero w 1990 roku w Zakopanem. Bardzo przeżyła
to spotkanie, a doktor dziwił się, że traktowany jest niemal jak bohater. Ale dla Sobocińskiej nim był.
Nie zapomniała też o trzech młodych akowcach rozstrzelanych pod więziennym murem. W 2001 roku uczestniczyła w ich powtórnym pochówku w
Inowrocławiu.
Kobieta pełna życia
Przewodnicząca Rady do spraw Służby Kobiet w Siłach Zbrojnych komandor Bożena Szubińska poznała panią Marię w 2008 roku, podczas Dni
Polskich w Szwecji.
„Od razu ją pokochałyśmy. Była już wówczas chora, ale po naszym spotkaniu nabrała ogromnego wigoru i starała się utrzymywać z nami kontakty.
Autor: Paulina Glińska
Strona: 2
Towarzyszyłyśmy jej w uroczystościach patriotycznych w rodzinnym Skępem, w Toruniu, Warszawie. To ona poznała nas z generał Elżbietą
Zawacką na kilka miesięcy przed jej śmiercią. Były niesamowite, kiedy witały się i żegnały hasłem «nasza służba trwa»”.Z wielu tekstów
opisujących historię Marii Sobocińskiej, między innymi reportażu Teresy Torańskiej z 2009 roku, a także z książki Krystyny Wojtowicz „Marylka:
opowieść konspiracyjna” (ukazała się w 2005 roku w Krakowie) wyłania się ciepła, pełna dystansu do siebie kobieta. Mimo tragicznych przeżyć do
końca zachowała wielką radość życia. Była otwarta, ciekawa świata i ludzi. Jej mieszkanie – niemal jak muzeum AK – tętniło życiem, zawsze była
gotowa każdemu pomóc. W rozmowach często podkreślała ogromną rolę kobiet w służbie wojskowej, jej zdaniem w dużej mierze pomijaną lub
umniejszaną. To dowodziło, jak ważna dla niej samej była służba w polskim wojsku. „Tym bardziej więc naszą rolą jest dziś, by pamięć o wielkich
kobietach służących w mundurach przetrwała”, mówi komandor Szubińska.
Maria Sobocińska zmarła 1 sierpnia w Sztokholmie. Jej pogrzeb odbył się 28 sierpnia 2012 roku. Polskie pożegnanie planowane jest na jesień.
Autor: Paulina Glińska
Strona: 3

Podobne dokumenty