Anna Dymna: Marzenia się urzeczywistniają

Transkrypt

Anna Dymna: Marzenia się urzeczywistniają
Źródło: http://old.mimowszystko.org/pl/aktualnosci/biezace/3792,Anna-Dymna-Marzenia-sie-urzeczywistniaja.html
Wygenerowano: Piątek, 3 marca 2017, 12:59
Anna Dymna: Marzenia się urzeczywistniają
„Kto z nas ma prawo rozsądzać, jakie życie ludzkie, czyje marzenia i potrzeby są więcej warte? Często cytuję
słowa Jana Pawła II, które, od bardzo dawna, są dla mnie drogowskazem: »Kimkolwiek jesteś, jesteś kochany.
Pamiętaj, że każde życie, nawet bezsensowne w oczach ludzi, ma wieczną i nieskończoną wartość w oczach
Boga«” – mówi Anna Dymna, opowiadając o potrzebie budowy ośrodka „Spotkajmy się” w Lubiatowie.
– Pod koniec lipca, w nowo wybudowanych i prowadzonych przez fundację
„Mimo Wszystko” Warsztatach Terapii Zajęciowej w nadbałtyckim
Lubiatowie, już po raz drugi, zorganizowała Pani wieczór poezji. Jak zrodził
się pomysł na takie spotkania?
– Może najpierw opowiem, skąd wzięło się to miejsce. Zacznę od początku. Od wielu,
bardzo wielu lat spędzam wakacje na Wybrzeżu. W Lubiatowie wyczuwa się magię:
w tym lesie, morzu… Takiego piasku nie ma nigdzie indziej na świecie. Kiedy kładę
się tam na plaży, czuję, jak wchodzi we mnie dobra energia. Dlatego, kilka lat temu,
pomyślałam, że ta piękna, naprawdę niezwykła przestrzeń mogłaby również służyć
osobom niepełnosprawnym. Tak sobie marzyłam…
– Skąd te marzenia?
– Wzięły się stąd, że poznałam marzenia, problemy i los wielu osób niepełnosprawnych w Polsce. W telewizyjnym programie
„Anna Dymna – Spotkajmy się”, którego jestem gospodynią od 2003 roku, niejednokrotnie słyszałam od moich rozmówców,
że
chociaż raz w życiu
chcieliby zobaczyć morze, położyć się na piasku, pooddychać leśnym powietrzem, ale że nie mają na to najmniejszych szans.
Kiedy założyłam fundację „Mimo Wszystko”, przyszło mi do głowy, że może udałoby się przejąć w Lubiatowie, opuszczony
przez wojska rakietowe, obszar i wybudować na nim ośrodek dla osób niepełnosprawnych. Walczyłam o to przez kilka lat.
Łatwo nie było, ale, ostatecznie, moja fundacja otrzymała ten teren na trzydzieści lat.
– Jednak, przed trzema laty, inwestycja została wstrzymana.
– Sytuacja wyglądała bardzo poważnie. Fundacja „Mimo Wszystko” wydała już przecież pieniądze nie tylko na projekty,
badania ekologiczne, uporządkowanie oraz uzbrojenie terenu, ale rozpoczęła też budowę pierwszego budynku. Plan był taki,
że najpierw powstaną w Lubiatowie warsztaty terapeutyczne dla niepełnosprawnych mieszkańców gminy Choczewo, które
obiecałam tamtejszej społeczności, a – w drugim etapie – ośrodek wypoczynkowo-rehabilitacyjny „Spotkajmy się”, dla osób
niepełnosprawnych z całej Polski. Kiedy budowa budynku warsztatów była w połowie, z Warszawy nadeszła widomość, że
moja fundacja ma wstrzymać w Lubiatowie wszelkie inwestycje, ponieważ to miejsce brane jest pod uwagę jako jedna z
trzech lokalizacji elektrowni atomowej.
– Zatem pat.
– Po różnych konsultacjach, między innymi z premierem, postanowiłam, że budowa siedziby naszych warsztatów zostanie
jednak ukończona. Gdybyśmy z wszystkiego zrezygnowali, byłoby to marnotrawstwem ogromnych społecznych pieniędzy.
Wyszłam z założenia, że, nawet gdyby w Lubiatowie taka elektrownia rzeczywiście miała powstać, nastąpi to dopiero za
kilkanaście lat. Przez ten okres warsztaty terapeutyczne mogą służyć ludziom niepełnosprawnym z terenu gminy Choczewo,
którzy, niestety, nie mają dostępu do takiej terapii, jaka ma miejsce w Krakowie, Warszawie czy innych dużych miastach.
Najczęściej siedzą pozamykani w domach i czują się dramatycznie bezużyteczni. Uważałam, że jeśli nawet te warsztaty
miałyby im służyć tylko przez dziesięć lat, to i tak warto je budować.
– Budynek nowoczesnych warsztatów terapeutycznych już stoi. Oddano go do użytku w listopadzie ubiegłego
roku. Korzysta z niego dwadzieścioro niepełnosprawnych mieszkańców gminy Choczewo.
– Niedługo będzie ich więcej. Postępujemy zgodnie z przepisami. Żeby móc przyjąć większą liczbę podopiecznych, musimy
spełniać określone warunki. Myślę, że, z czasem, z naszych warsztatów korzystać będzie czterdziestu albo pięćdziesięciu
mieszkańców gminy Choczewo. Jest to placówka dzienna. Zajęcia trwają od ósmej do szesnastej. Funkcjonują w niej różne
pracownie, między innymi komputerowa, ceramiczna, malarska, gastronomiczna. Osoby niepełnosprawne, które jeszcze do
niedawna bezczynnie siedziały w domach, zaczęły wytwarzać piękne przedmioty, które innym sprawiają radość. Ludzie je
kupują. A co najważniejsze – sami uczestnicy warsztatów są z tych zajęć niezmiernie zadowoleni. Zadowoleni są także
włodarze regionu, bo takich warsztatów w gminie Choczewo do tej pory nie było.
– Wróćmy do tematu spotkań poetyckich, które organizuje Pani w Lubiatowie.
– Jak wspomniałam, zajęcia terapeutyczno-rehabilitacyjne trwają od ósmej do szesnastej. Jest jednak moim marzeniem, żeby
budynek warsztatów służył popołudniami całej gminnej społeczności. Powoli zaczyna się to dziać. Nawiązujemy kontakty,
myślimy o przygotowywaniu nowych projektów. Zamierzamy otworzyć spółdzielnię socjalną, w której byliby zatrudnieni
ludzie niepełnosprawni czy bezrobotni z tych popegeerowskich terenów. Mamy już zaprzyjaźnione dwa Koła Gospodyń
Wiejskich z gminy Choczewo. Realizacja takich planów nie jest jednak prosta. Należy zjednoczyć siły, mieć wspólną wizję,
napisać projekty. Wszystko wymaga czasu. Dzięki zaufaniu darczyńców i sponsorów, dokonaliśmy już wiele. Kiedy staję teraz
przed budynkiem warsztatów w Lubiatowie, pięknymi również pod względem architektonicznym, to zamykam oczy i
przypominam sobie czas, gdy w tym miejscu stał wyglądający ponuro, opuszczony przez wojsko, bunkier do przechowywania
i remontu rakiet. Ta
metamorfoza wydaje mi się cudem
A spotkania poetyckie wzięły się stąd, że mieszkają na tym terenie poeci. Jako aktorka i gospodyni Krakowskich Salonów
Poezji, pomyślałam, że warto propagować ich twórczość. W tym roku, na wiosnę, odbył się pierwszy wieczór poetycki w
Lubiatowie. Czytałam wtedy poezję księdza Jana Twardowskiego oraz wiersze twórców z gminy Choczewo, nagradzanych
przez ostatnich kilka lat na konkursach poetyckich. Obecny był tłum ludzi. Cisza, zasłuchanie… Publiczność zażyczyła sobie,
żebym na kolejnym takim spotkaniu zaprezentowała poezję Wisławy Szymborskiej. I, w lipcu, to się stało. Naturalnie
czytałam też wiersze poetów z terenu gminy Choczewo. Jest bardzo istotne, by pokazać tym ludziom, że ich twórczość jest
zauważana i doceniana. Co prawda niewielu poetów posiada talent Wisławy Szymborskiej albo księdza Twardowskiego, ale,
kiedy takiemu spotkaniu towarzyszy muzyka i skupienie publiczności, ta poezja naprawdę posiada swoją wartość. 5
października organizujemy kolejne spotkanie: z Adamem Nowakiem, jego piosenkami i poezją. Będzie pięknie.
– Ale co dalej? Teren w Lubiatowie nadal jest zablokowany.
– Mam wielką, graniczącą z pewnością, nadzieję, że – mimo wszystko – nasz ośrodek powstanie. Przypuszczam, że sprawy
ruszą w tym roku, na jesieni. Niedawno otrzymaliśmy wiadomość, że w miejscu tym elektrownia atomowa nie będzie jednak
budowana. Jej lokalizacja została zmieniona. A skoro tak, to nie ma przeciwskazań dla kontynuowania naszej inwestycji.
Wierzę, że stworzymy ten ośrodek, ponieważ taka przestrzeń jest potrzebna niepełnosprawnym Polakom, podobnie jak
mieszkańcy gminy Choczewo potrzebowali, wybudowanych przez moją fundację, Warsztatów Terapii Zajęciowej.
Zawieszenie budowy pokrzyżowało nam wiele planów i zatrzymało impet działania, ale nie damy się zniechęcić. Oczywiście
wszystko zależy od naszych darczyńców, od ich zaufania, życzliwości, wpłat jednoprocentowych. Przecież powstawanie
takiego ośrodka nie bierze się znikąd.
– Można powiedzieć, że wszystkie inwestycje budowlane fundacji „Mimo Wszystko” powstają głównie dzięki
podatnikom.
– Warsztaty w Lubiatowie, tak samo jak „Dolinę Słońca” w podkrakowskich Radwanowicach, otwarliśmy dzięki darczyńcom
przekazującym mojej fundacji jeden procent podatku, a także sponsorom oraz wielu prospołecznym inicjatywom. Na ośrodek
wypoczynkowo-rehabilitacyjny „Spotkajmy się” również musimy zgromadzić środki. To wymaga czasu. Problem polega też
na tym, że w naszym kraju obowiązują przepisy, które często się zmieniają. Początkowe ustalenia nierzadko biorą w łeb.
Uważam jednak, że musimy działać ściśle według obowiązującego prawa. I tak wiele rzeczy udaje nam się zrealizować. Na
szczęście i władze leśne, i gminne są życzliwe naszej inicjatywie. Dowiedziałam się też na przykład, że Nadleśnictwo
Choczewo, razem z moją fundacją, chce wybudować specjalną drogę prowadzącą na plażę. Osoby, poruszające się na
wózkach, będą więc mogły dojechać do samego morza. Takie współdziałania są dla mnie największą radością. Okazuje się,
że wszystko staje się powoli możliwe, a moje – zdawałoby się – głupie plany oraz marzenia się urzeczywistniają.
– Proszę wybaczyć kolokwializm. Czy nie trafiał Panią szlag, gdy okazało się, że, zamiast ośrodka fundacji
„Mimo Wszystko”, w który zainwestowano już społeczne pieniądze, w Lubiatowie stanie elektrownia atomowa?
– Czułam się przez chwilę jak Syzyf, któremu kamień właśnie spadł na głowę. Nie przespałam wiele nocy, odbyłam dziesiątki
rozmów, pokonałam w tej sprawie wiele kilometrów… Jednego byłam pewna: nie pozwolę na to, by, w wyniku tej decyzji,
zmarnowała się nawet złotówka społecznych pieniędzy. Oburzać się nie było sensu. Przecież nic by nie dało, gdybym, w
proteście,
przykuła się łańcuchami do drzew w lubiatowskim lesie
Trzeba działać spokojnie, rzeczowo, w taki sposób, by – ewentualne – straty były jak najmniejsze. Nie należy rozbudzać w
sobie nienawiści, walczyć za wszelką cenę, ścigać się z innymi. Trzeba przełknąć łzy, schować głęboko żal i robić to, co się
da. Na tego rodzaju zasadach od początku funkcjonuje cała moja fundacja. Budowa elektrowni atomowej w Lubiatowie miała
dla państwa znaczenie strategiczne. Usłyszałam kilka razy, że bezpieczeństwo energetyczne kraju to sprawa priorytetowa i
koniec dyskusji. Żaden mój protest nie odniósłby więc skutku. Teraz, kiedy wszystko wskazuje na to, że teren w Lubiatowie
zostanie odblokowany, z równym spokojem i rzetelnością przystąpimy do budowy ośrodka „Spotkajmy się”.
– Niektórzy nie mają pieniędzy na zakup sprzętu medycznego albo lekarstw, które ratują życie. Tymczasem
Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko” zamierza budować ośrodek wypoczynkowy dla osób
niepełnosprawnych. Nie sądzi Pani, że zakrawa to na absurd?
– Raczej to pytanie jest absurdalne. Przecież ośrodek ten będzie służył wszystkim ludziom niepełnosprawnym. Od dwunastu
lat prowadzę fundację zajmującą się osobami, które, jak nikt inny, potrzebują wsparcia drugiego człowieka, bo same nie są w
stanie poradzić sobie w życiu i, nierzadko, o pomoc dla siebie nie potrafią nawet prosić. Ale wszystkim pomóc nie zdołam.
Istnieją przecież inne organizacje charytatywne zajmujące się osobami chorymi. W wyjątkowych sytuacjach również takich
ludzi bierzemy pod opiekę albo kierujemy ich tam, gdzie wsparcie mogą otrzymać. Organizujemy również Ogólnopolskie Dni
Integracji „Zwyciężać Mimo Wszystko”, Festiwal Zaczarowanej Piosenki, projekt edukacyjny „Akademia Odnalezionych
Nadziei” oraz kilka innych. W miarę możliwości działamy zatem na rzecz całego środowiska osób niepełnosprawnych. Jednak
– podkreślę to raz jeszcze – moja fundacja wszystkim pomóc nie zdoła. Doskonale też rozumiem, że w jednych nasze
działania budzą uwielbienie, natomiast w innych, którym zmuszeni jesteśmy odmówić pomocy – gorycz, a nawet nienawiść i
agresję. Tak to już jest. Wiem jednak, po co założyłam fundację i że musi ona mieć priorytety. Kiedy takich priorytetów brak,
nikomu pomóc nie można. Osobiście się o tym przekonałam…
– W jaki sposób?
– Kiedy w Polsce padła komuna, zaczęto organizować liczne bale charytatywne. W którąś z sobót zaproszono mnie na jeden z
takich dobroczynnych bali, mający wesprzeć dzieci chorujące na nerki. Oczywiście zgodziłam się przyjść i kwestować. W
następnym dniu otrzymałam jednak zaproszenie na, odbywającą się w tym samym terminie, imprezę na rzecz dzieci z
nowotworami. Kiedy telefonowałam do organizatorów i tłumaczyłam, że na tym drugim balu nie mogę być obecna, słyszałam
oburzony ton: „To znaczy, co? Los dzieci z rakiem jest pani obojętny?!”. Nie brano pod uwagę, że w dwóch miejscach naraz
nie mogę być obecna. Takie sytuacje nauczyły mnie, że
jeśli nie ma priorytetów, nie można pomagać konkretnie i celowo
Poza tym pytanie o potrzebę i sens budowania przez moją fundację ośrodka wypoczynkowego dla osób niepełnosprawnych
nad morzem jest w rodzaju tego, które nieraz słyszałam: „Dlaczego zajmuje się pani debilami?”. Na takie pytania nie
odpowiadam.
– Może stawiają je ci, dla których pomoc ludziom ciężko chorym, lecz w pełni władz umysłowych, jest więcej
warta niż wspieranie dorosłych osób niepełnosprawnych intelektualnie?
– Kto z nas ma prawo rozsądzać, jakie życie ludzkie, czyje marzenia i potrzeby są więcej warte? Często cytuję słowa Jana
Pawła II, które, od bardzo dawna, są dla mnie drogowskazem: „Kimkolwiek jesteś, jesteś kochany. Pamiętaj, że każde życie,
nawet bezsensowne w oczach ludzi, ma wieczną i nieskończoną wartość w oczach Boga”. Warsztaty Terapii Zajęciowej w
Lubiatowie mają służyć temu, by mogli w nich rehabilitować się niepełnosprawni mieszkańcy gminy Choczewo i
przygotowywać się do ewentualnej pracy w ośrodku wypoczynkowym „Spotkajmy się”. Ten ośrodek będzie przeznaczony dla
ludzi trwale okaleczonych przez choroby albo wypadki, którzy stracili radość życia. Będą mogli oni przebywać na pięknej
plaży, w cudownym lesie, widzieć wschody i zachody słońca… Oczywiście pod opieką fachowców.
– Fakt. Sylwoterapia działa cuda.
– Wiem sama, że w Lubiatowie działa jakaś magia, która daje człowiekowi siłę, budzi radość i pozwala inaczej patrzeć na
świat. To nie jest tylko drzewoterapia, ale też piaskoterapia, morzoterapia, słońcoterapia, nieboterapia, deszczoterapia,
uśmiechoterapia. Marzę, by w tym ośrodku mogły odpoczywać razem rodziny, które mają niepełnosprawne i całkiem zdrowe
dzieci. Muszę to jakoś tak wymyślić, by również osoby niepełnosprawne w ciężkiej sytuacji materialnej mogły tam spędzać
radosne wakacje.
– Niby są to solidne argumenty „za”. Ale podejrzewam, że i tak usłyszy Pani: „Są pilniejsze i ważniejsze
potrzeby”.
– Może niektórzy stwierdzą, że, zamiast budować ten ośrodek, powinnam wspierać przeszczepy płuc u chorujących na
mukowiscydozę. Ale inni zaraz powiedzą: „Po co pomagać tym z mukowiscydozą, skoro to i tak jest nieuleczalne? Czy nie
lepiej ratować dzieci z białaczką?”. Pewnie usłyszałabym jeszcze parędziesiąt opinii oraz rad na temat tego, komu warto
pomagać i co jest bardziej sensowne. Aż w końcu
powiedziałabym: „Odpieprzcie się wszyscy ode mnie. Nie robię nic”
Po co działać ze świadomością, że cokolwiek człowiek robi, zawsze znajdą się tacy, którzy będą dostrzegać w tym bezsens?
Wiem jednak, że taki ośrodek jest potrzebny. Będą w nim mogły przebywać i osoby chore na mukowiscydozę, i na białaczkę,
i z zespołem Huntingtona, i z różnego rodzaju dysfunkcjami fizycznymi. Przecież moja świadomość o konieczności powstania
nad morzem takiego miejsca wynika nie z tego, że coś sobie wymyśliłam albo jestem egzaltowaną aktorką. Jak wspomniałam,
od trzynastu lat prowadzę w telewizji program „Spotkajmy się”, w którym rozmawiam z osobami ciężko chorymi i
niepełnosprawnymi. Poznałam marzenia i potrzeby tych ludzi.
– Obecnie, w Narodowym Starym Teatrze, występuje Pani w czterech przedstawieniach i przygotowuje kolejny
spektakl. W ostatnich miesiącach film „Dzień Babci”, z Anną Dymną w roli głównej, został nagrodzony na kilku
festiwalach. Niebawem wejdą również na ekran „Ekscentrycy” z Pani udziałem. Praca ze studentami w szkole
teatralnej, coniedzielne Salony Poezji, kierowanie fundacją „Mimo Wszystko”, działalność na rzecz innych
organizacji charytatywnych… Czy nie za dużo obowiązków bierze Pani na siebie? Czy to nie ponad siły?
– Ale właśnie z mojej pracy czerpię i radość, i energię. W jednej przestrzeni odpoczywam od drugiej. A poza tym część
wakacji poświęciłam na rehabilitację i podreperowanie nadszarpniętych ciężkim sezonem sił. Czeka mnie bowiem znów
pełen wielu atrakcji rok. Właśnie jadę nagrywać program „Spotkajmy się”, potem czytam „Lalkę”, w ramach projektu
„Narodowe Czytanie”. Następnie muszę być w Lublinie, by wziąć udział w wydarzeniu organizowanym przez fundację
„Oswoić los”, po czym gram „Trylogię” w Świdnicy. Jadę też na festiwal filmowy do Gdyni i tak minie wrzesień.
– A potem?
– Czeka mnie wspaniały rok. Warto żyć!
Rozmawiał Wojciech Szczawiński
Tweet