Jeden z „czterech pokoi”

Transkrypt

Jeden z „czterech pokoi”
Jeden z „czterech pokoi”
Ktoś macha do ciebie twoją własną ręką. Następne dwadzieścia lat poświęcasz, żeby ją odnaleźć,
pozbawiając rzeczonej kończyny napotkanych ludzi. W międzyczasie ciągle dzwonisz do mamusi,
żeby spytać, co u niej, a kiedy dowiadujesz się, że znalazła twoje świerszczyki, które bardzo
przypadły jej do gustu, podejmiesz każdą decyzję, byle zrobić jej na złość. Dodajmy jeszcze, że
wyglądasz jak nowe, bezrękie wcielenie Doktora No i możemy już przejść do konkretów.
Nowa produkcja krakowskiego Teatru Barakah utrzymuje poziom endorfin na najwyższym poziomie. Widzowie
wchodzą do pokoju hotelowego przez drzwi, które zostaną za nimi zasunięte. Ewentualna możliwość ucieczki,
wyjście awaryjne dla niezadowolonych lub niedomagających na pierwszy rzut oka zostaje odcięte. Ściany pokoju
wytapetowane są szarawą tapetą, kolażem zdjęć sytuującym akcję w kontekście Ameryki: jest tam między innymi
zdjęcie Jamesa Deana czy Bulwar Zachodzącego Słońca. Pod sufitem siedzi gitarzysta w ciemnych lenonkach, w
czarnym kapeluszu i czarnej marynarce, który lekko brzdąka na swoim instrumencie, wprawiając publiczność w
subtelny trans. Przed nami mosiężne łóżko z grubym materacem, stolik, fotel, nakastlik, telefon. I palący
papierosa, groźnie wyglądający Jednoręki, który ewidentnie na coś czeka. Zaraz zadzwoni do mamusi. Do pokoju
wpada platynowłosa Marylin, wymachując pakunkiem, który okazuje się ręką aborygena. Jednoręki z nakastlika
wypuszcza jej chłopaka, Murzyna – z czarnym afro i ciemną rajstopą na głowie. Ale Jednorękiego nie oszukasz,
przyniesiona przez dziewczynę ręka jest czarna i na pierwszy rzut oka widać, że do jego nienaturalnie białej skóry
nie pasuje. Lepiej z nim nie zadzierać. Akcję w hotelowym pokoju monitoruje portier żywcem wzięty ze
znakomitego filmu Cztery pokoje reżyserskiego kwartetu Tarantino-Anders-Rockwell-Rodriguez.
Spektakl każdym porem skóry oddycha czarnym humorem, absurdem, a aktorzy bardzo dobrze czują się w tej
konwencji. Trudno byłoby wyłonić lidera tego teatralnego peletonu, ponieważ tworzą tak zgraną ekipę, że metę
przekraczają ex aequo. Paweł Sanakiewicz jako Jednoręki ze swoją znakomitą dykcją, świetnie operujący głosem,
zdołał utrzymać dystans wobec swojej groteskowo-strasznej postaci, od której trudno oderwać wzrok. Duet KufelNowicka, grając na przerysowanych stereotypach, skutecznie je demaskuje, wywołując salwy śmiechu. Nie sposób
także nie wspomnieć o Lidii Bogaczównie, paradującej z doklejonym wąsikiem w stroju hotelowego boya, która
zwraca się wprost do publiczności z opowieściami o swoim złamanym życiu. W teatrze takim jak Barakah kontakt
aktor-widz ma swoją specyfikę. Ze względu na niewielkie rozmiary sali i atmosferę w niej panującą aktor ma
prawo na przykład się zagotować czy puścić oko do widowni (oczywiście, w zdrowych granicach). Od razu
wytwarza się tam swego rodzaju rodziny nastrój, bo to chyba jedyne miejsce, gdzie może w nas trafić ucięta,
dmuchana ręka.
Obserwuję Barakah już od jakiegoś czasu i z przyjemnością stwierdzam, że ten nowy rodzaj teatru, który



nazwałabym kanapowym, zdecydowanie nabiera rumieńców. Twórcy pozwalają sobie na coraz więcej, ciągle
szukają oryginalnych inspiracji, dobrze się przy tym bawiąc. Trzeba przyznać, że to świetna alternatywa dla
szeroko rozumianej bagatelnej rozrywki.
Magdalena Talar
Dziennik Teatralny Kraków
31 sierpnia 2011
"Jednoręki ze Spokane", Teatr BARAKAH w Krakowie, reżyseria: Ana Nowicka
mod

Podobne dokumenty