Moje magiczne miejsca - Montes Tarnovicensis

Transkrypt

Moje magiczne miejsca - Montes Tarnovicensis
Montes Tarnovicensis - Tarnowskie Góry
Moje magiczne miejsca
Maria Pańczyk – Pozdziej
Takich magicznych miejsc było w Tarnowskich Górach i okolicy wiele. Niektóre dane mi jest podziwiać po
dziś dzień, a inne zniknęły. Nie ma ich, pozostały jedynie w pamięci bądź na wyblakłych fotografiach.
Był schyłek lat 50-tych ubiegłego wieku. Jako małe dziecko wraz z rodzicami i innymi zaprzyjaźnionymi
rodzinami jeździliśmy rowerami do Świerklańca. Wówczas to stały tam jeszcze dostojne mury zamczyska
z fosą przy drodze i pięknego pałacu w centrum parku. Ten pałac przykuwał uwagę każdego. W dziecięcej
wyobraźni widziałam siebie odzianą w strojną suknię kroczącą po pałacowych schodach wprost na brzeg
jeziora, które po dziś dzień rozlewa swe wody u stóp budowli, której już nie ma. Było to miejsce
zjawiskowe. Pamiętam, że poza wypalonymi i ograbionymi wnętrzami było tam wiele unikatowych
malowideł i rzeźb ściennych, łazienki w kaflach, których próżno byłoby dziś szukać w najzamożniejszych
domach. I witraże przez które kolorowe światło tworzyło klimat jakiejś prawdziwej tajemnicy. Każda
następna tam wizyta to był żal i rozczarowanie. Powybijane witraże, obłupane kafle, połamane
balustrady. Ludzie dopełnili aktu zniszczenia, które pozostawił po sobie okupant i wyzwoliciel. A potem
już zbudowany na wzór Wersalu pałac pozostał jedynie w pamięci najstarszych mieszkańców.
Podobnie było z innym pałacem w parku repeckim. Przed laty, gdy wraz z rówieśnikami goniłam po jego
ruinach nigdy mi do głowy nie przyszło, że 20 lat później jako początkująca dziennikarka będę z
mikrofonem rejestrować tam powstające kolejne obiekty późniejszego Centrum Rehabilitacji. I dobrze że
powstał. Szkoda tylko, że wpierw musiała zniknąć budowla, która była swoistą perłą ziemi tarnogórskiej.
Dziś, gdy coraz częściej korzystam z lekarskiej pomocy reptowskich medyków i rehabilitantów często
odtwarzam sobie w pamięci krajobraz sprzed lat. I zawsze jawi mi się on jako miejsce magiczne. Pewnie i
dlatego, że było częścią dzieciństwa.
I jeszcze jedno miejsce, którego dziś nie ma. Na obrzeżach dzisiejszego Zespołu Szkół Technicznych i
Ogólnokształcących, u wylotu ulicy Styczyńskiego było kiedyś ogrodnictwo pana Sojki. Olbrzymie zagony
kwiatów i szklarnie, w których królowały doniczkowe cyklameny zwane fiołkami alpejskimi i pachnące
prymule. Te ostatnie to były kwiaty mojego dzieciństwa. Przed urodzinami mamy czy Dniem Matki ojciec
wysyłał mnie do pana Sojki niezmiennie z dyspozycją kupna prymulki. Pewnie dlatego, że był to wówczas
kwiat najtańszy, a portfel ojca – nauczyciela nie grzeszył zasobnością. A może i dlatego, że mama
bardzo lubiła doniczkową prymulkę ozdobioną kolorową krepą, której brzegi pani Sojkowa zawsze
zawijała w rulonik. Ten pachnący kwiat długo radował oczy stojąc na parapecie okna. Razu pewnego
wiedziona swoim zauroczeniem kwitnącą przyrodą weszłam do ogrodu Sojków przez dziurę w płocie i
narwałam bukiet dla mamy. Przyniosłam go do domu i radośnie obwieściłam - to dla ciebie. Mama
spojrzała i zapytała - skąd to masz?
- Narwałam dla ciebie.
- Czyli ukradłaś.
Powrotna droga do domu Sojków była najdłuższą drogą mojego życia. Drzwi otworzył gospodarz.
- Przyszłaś po kwiatki - zapytał.
- Nie ja przyniosłam kwiatki i wyciągnęłam zza pleców bukiet.
Roześmiał się, kazał zatrzymać i powiedział – jak będziesz potrzebowała coś z mojego ogrodu to
zawsze przyjdź i powiedz. Dostaniesz.
Takie było wówczas dzieci chowanie. Dziś nie ma już ogrodnictwa pana Sojki i nie ma pachnących
prymul. Wyparły je modne gerbery i egzotyczne storczyki czy skrzydłokwiaty.
Na szczęście są jeszcze w Tarnowskich Górach miejsca, których mam nadzieję nikt nie zburzy i nie
zniszczy. Jest ich wiele, bo miasto ze swą odległą historią zdołało za sprawą ludzi ochronić i nadal swe
cenne zabytki hołubi.
Nie będę przywoływać tych, które są ogólnie znane bo obcujemy z nimi na co dzień. Zaproszę jednak
przybyszów do parku miejskiego, który był i jest miejscem spotkań i rekreacji. Górki z których zimą
zjeżdżaliśmy na sankach to pozostałość po wydobyciu kopalnianego kruszcu. Zalesione, zadrzewione
stały się prawdziwą oazą zieleni dla tarnogórzan. Przepiękne ogrodowe altany, ławki w ustronnych
miejscach, to były miejsca spotkań młodych ludzi, którym nie raz przyszło się „urwać” z
zajęć lekcyjnych. A szkół w Tarnowskich Górach zawsze było wiele, bo wiele było w ludziach miłości do
nauki, do historii, do tradycji. A w wierszu „Tarnowskie Góry” dedykowanym mi przez śp.
Bolesława Lubosza czytamy:
http://www.montes.pl/montes
Kreator PDF
Utworzono 3 March, 2017, 14:37
Montes Tarnovicensis - Tarnowskie Góry
O tej odnalezionej porze,
kiedy schodzą się podmuchy
wszystkich pokoleń - w tym miejscu,
gdzie pulsuje środek mojego świata,
codziennie od nowa wprowadzam się
do miasta moich wielkich obowiązków.
Wiem, że tylko tu mogę odnaleźć
niebo i ziemię i ową rozkwitającą
w mrokach roboczych myśl człowieczą.
... Tak będzie po wsze czasy!
Maria Pańczyk – Pozdziej
– Senator RP, Honorowa Obywatelka Tarnowskich Gór,
autorka konkursu „Po naszymu czyli po Śląsku”, publicystka Radia Katowice
http://www.montes.pl/montes
Kreator PDF
Utworzono 3 March, 2017, 14:37

Podobne dokumenty