Rozdział 20-I - Instytut Wydawniczy Rozekruis Pers w Wieluniu
Transkrypt
Rozdział 20-I - Instytut Wydawniczy Rozekruis Pers w Wieluniu
All rights reserved – Wszelkie prawa do niniejszej publikacji są zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji ani też całość nie mogą być powielane bez pisemnej zgody właściciela praw autorskich. Copyright © Instytut Wydawniczy Rozekruis Pers Zanim istniało niebo i ziemia, istniała nieokreślona istota. Jakże spokojna i cicha. Jakże niematerialna. Spoczywa sama w sobie i nie ulega zmianie. Przenika wszystko i nie popada w żadne zagrożenie. Można ją nazwać Matką Wszechrzeczy pod niebiosami. Nie znam jej imienia. Jeśli miałbym nadać „jej” imię, nazwałbym ją Tao. Gdybym miał ją opisać, nazwałbym ją wielką. Po wielkiej nazwałbym ją ulotną. Po ulotnej nazwałbym ją daleką. Po odległej nazwałbym ją „tą, która powraca”. Dlatego Tao jest wielkie, niebiosa są wielkie, ziemia jest wielka i król jest wielki. Są to cztery wielkie siły istniejące w świecie, zaś król jest jedną z nich. Prawo króla jest z ziemi, prawo ziemi jest z niebios, prawo niebios jest z Tao. Lecz prawo Tao jest samo z siebie. Tao Te King, rozdział XXV 25-I Religia i teologia Zanim istniało niebo i ziemia, istniała nieokreślona istota. Tak właśnie zaczyna się dwudziesty piąty rozdział Tao Te King. Być może z tych słów będziecie mogli wywnioskować, że ich celem jest wyjaśnienie kwestii powstania wszechrzeczy oraz dwóch jej aspektów: kosmosu i antroposu; świata i człowieka. Nasza uwaga zostaje przy tym skierowana przede wszystkim na to, że zanim istniały niebo i ziemia, istniało już coś „innego”. Większość ludzi zbliżających się do metafizyki, do nauki o tym, co ponadzmysłowe, całkowicie zapomina o tym fakcie. Jest to doprawdy godne ubolewania, ponieważ brak takiej wiedzy na tym etapie prowadzi niewątpliwie do błędów. Gdy skierujecie swoją uwagę na pierwszy wers dwudziestego piątego rozdziału, będziecie musieli zrozumieć, że od samego początku mówi się tu o dwóch polach astralnych, o dwóch obszarach. Jako młodzi gnostycy jesteśmy z tą ideą dobrze zaznajomieni, ponieważ bardzo często mówimy o naturze śmierci i naturze życia: o naturze dialektycznej i o naturze pierwotnej. Idei tej można dowieść nie tylko w sposób czysto filozoficzny, lecz również na podstawie naukowej. Na fakcie tym opiera się całe gnostyczne objawienie zbawienia, jako ścieżka prowadząca od natury dialektycznej do natury prapoczątku. O tych dwóch obszarach, o tych dwóch wszechświatach mówiła filozofia gnostyczna wszystkich epok. Zawsze mówiono o obszarach życia i obszarach zbawienia. Zwróćcie uwagę przede wszystkim na subtelną i łatwą do przeoczenia różnicę pomiędzy wodami życia a żywą wodą. Nauka Powszechna mówi, że żywa woda służy wyzwoleniu tych, którzy unoszą się na powierzchni wód życia lub są w nich zanurzeni. W przeszłości miało bowiem miejsce głębokie współdziałanie żywej wody i wód życia, gdy te ostatnie nie były jeszcze zepsute i nie było mowy o upadku, lecz o polu rozwoju pozostającym w równowadze z jedyną naturą, z naturą samego Boga. Co więc wtedy służyło do tworzenia, dziś jest używane do odtwarzania. Istnieją dwa potężne pola astralne: jedno z nich nieustannie dąży do tego, by w tym drugim polu astralnym utworzyć ład i by ten ład zachować. Tę pradawną naukę o dwóch naturach odnajdujemy również w Biblii. Gdy stwierdza się tam: „Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię”, to chodzi o to samo. Stanie się to jasne, jeśli przypomnimy sobie, że w pierwotnych pismach nie stosowano określenia „Bóg”, lecz często używano liczby mnogiej, na przykład Sefirot i Elohim. Nazwy te odnoszą się do fal życiowych stojących o wiele wyżej od nas, określanych mianem absolutnie czystych, doskonałych lub boskich. Teolodzy różnych kierunków religijnych celowo pomijali te nazwy, ponieważ ich teologię, tak samo jak dziś, można nazwać jedynie „nauką”, która nie opiera się na uniwersalnej mądrości. Chcieli w ten sposób uniknąć sytuacji, w której ich wierni, uważający ich za wszystkowiedzących, zadaliby im pytanie o to, kim też są owi Sefiroci i Elohimowie. Teolodzy ci nie potrafiliby udzielić odpowiedzi na takie pytania lub też musieliby się powołać na filozofów gnostycznych, którzy nigdy nie odstąpili od prawdy, ponieważ była ona ich wewnętrznym posiadaniem i mogli się do niej zbliżyć. Teolodzy natomiast prędzej woleliby umrzeć, aniżeli w tak wyraźny sposób okazać swoją małość wobec tych, których odrzucali, prześladowali i wydawali na śmierć. A przede wszystkim utraciliby wówczas wszystkich swoich wiernych. Ukryli się więc za abstrakcyjnym pojęciem „Bóg”. Także w prologu Ewangelii Jana wspomina się wyraźnie o dwóch polach, jako o „Słowie” i „ciemności”. W wyniku tego, że ciemność nie rozumie Słowa, wysłannicy Słowa przychodzą do ciemności. I wciąż na nowo widzimy, że właśnie wysłannicy Światła oraz ich słudzy w każdej epoce byli i są prześladowani przez różne grupy teologów. Czy użyjemy zwrotu teolog, czy „uczony w piśmie”, czy też „znawca prawa” – oznacza to jedno i to samo. Jezus Pan był prześladowany i został zabity przez ówczesny kościół, współpracujący przy tym z wladzami. Dopóki będzie istniał świat dialektyczny – natura śmierci – dopóty nie będzie możliwa żadna zmiana w tym punkcie. I tak dostrzeżecie zapewne, że owo wielkie nieszczęście, jakie od początku naszej ery ponownie krzewi się w naszym obszarze życiowym, nie zrodziło się z tego, co zwykliśmy nazywać „religią”, lecz było i jest wyłącznie wynikiem czegoś, co ludzie zwykli nazywać „nauką”. Teologia jest nauką opierającą się na całym szeregu faktów o charakterze intelektualnym. Jest ona tylko i wyłącznie wytworem pewnej aktywności rozumowej. Musi zatem nieodmiennie, tak jak każda inna obecna czy przyszła nauka, prowadzić do zguby, o ile nie odnajdzie swej podstawy w uniwersalnej filozofii Życia, a jej źródłem nie stanie się żywa woda. Każda nauka, która nie wypływała z tego podstawowego źródła, była w dziejach ludzkości zawsze przyczyną niedoli. Byłoby rzeczą bardzo pożyteczną, gdyby człowiek już teraz potrafił zrozumieć, co jest wymogiem, który musi zostać postawiony wszystkim. Przede wszystkim pośród zwyrodnienia życia musi przemówić serce pragnące rozwiązania wszelkich życiowych klęsk i problemów, które w coraz większym stopniu zalewają świat i ludzkość. Napór serca, pragnienie serca i dążenie do mądrości jest zawsze łonem rodzącym prawdziwą religię i naukę. Jeśli znacie ten stan, tę udrękę serca, to pragnienie i napór serca ku uwolnieniu się od życiowych klęsk, to w wyniku tego musi zrodzić się w was dążenie ku mądrości. Czym jest świat i czym jest ludzkość? Jakie jest zadanie i droga ludzkości? Pod naporem serca zostaje uruchomiony organizm rozumowy, który wspiera pragnienia serca i poszukuje rozwiązania, zwracając się we wszystkie strony. W ten sposób początkowo rodzi się filozofia opierająca się na spekulacji. Usta mówią i świadczą zarówno o pragnieniu serca, jak i o rozważaniach czy poszukiwaniach rozumu, a zatem o wszystkim, co zostało odkryte i co się napotkało. Rezultatem jest tu cała ścieżka doświadczeń. Człowiek idzie więc swoją drogą pośród przeciwności natury śmierci i odkrywa, że wszystko przychodzi i odchodzi, lecz nic nie pozostaje takie samo. Stan ten pobudza zarówno pragnienie – jako aktywność serca, jak też poszukiwanie rozumowe – jako aktywność przybytku głowy, a wszystko w celu dalszych poszukiwań, dążeń i w celu podjęcia próby służenia ludzkości. Aż wreszcie, gdy nadchodzi po temu czas, kończy się całe to spekulowanie, ponieważ do tego procesu przebija się światło innego Królestwa. Słowo przełamało ciemność i wówczas, dzięki łasce i prawdzie, filozofia spekulatywnego myślenia zostaje zastąpiona przez samą wielką rzeczywistość, przez jedyną absolutną siłę i mądrość, która jest z Tao. Dopiero z tej filozofii, z Nauki Powszechnej – pochodzącej z pierwszej ręki – mogą się zrodzić religia i nauka, które rzeczywiście przyniosą ludzkości szczęście, pokój, miłość i radość. To dlatego powiedziane jest również, że tylko Miłość może was uwolnić i że Bóg jest Miłością; to dlatego powiedziane jest: „Miłujcie Boga ponad wszystko, a bliźniego swego jak siebie samego!” Zrozumcie dobrze te słowa, każdy człowiek kocha w tym świecie wiele rzeczy: partnera, rodzinę, materię, swój kraj, naród, rasę, przyjaciół, swoje własne życie – i poprzez napór swojego humanizmu trzyma wielu ludzi i wiele rzeczy w swoich objęciach, być może również Szkołę Różokrzyża. Wszystko to wiąże się jednak wyłącznie z pierwszą fazą nieuniknionego procesu, fazą pragnienia i spekulatywnego myślenia – dopóki nie zrodzi się w was sama żywa Prawda. Wówczas Bóg, który „jest Miłością”, wstąpi w was, stając się waszym bezpośrednim posiadaniem „z pierwszej ręki”. Wówczas wy sami staniecie się Miłością, tak jak Bóg jest Miłością. Miłujcie Boga ponad wszystko. Jeśli odnaleźliście w ten sposób Boga – i nie patrzcie na to jak na mistyczne słowo, którego nadużywa się na tak wiele sposobów – jeśli odnaleźliście Go na gnostycznej drodze stawania się świadomym, to dopiero wtedy możecie naprawdę Boga miłować. I jeśli w ten sposób stajecie się równi Bogu w prawdzie i rzeczywistości, wówczas będziecie mogli – tacy, jacy jesteście, z siłą, jaką posiadacie – zbliżyć się do waszych bliźnich. I będziecie mogli miłować swych bliźnich jak siebie samego. Wówczas będziecie potrafili czynić tylko dwie rzeczy na mocy niezłomnej, niewzruszonej postawy życiowej: służyć Bogu i miłować go jako istotę, która jest ponad niebem i ziemią i poza nimi – jako to, co jest istotą innego Królestwa. I ponieważ staniecie się podobni tej istocie, to w tym usposobieniu i stanie bytu będziecie potrafili również miłować waszych bliźnich i służyć im. Nie będziecie potrafili czynić inaczej. Będziecie wtedy mogli – dlatego, że niczego innego nie będziecie potrafili czynić – jedynie stawiać waszych bliźnich przed wymaganiami ścieżki, obdarzając ich równocześnie siłą do ich wypełnienia. Wyobraźcie sobie, że mocą całej waszej egzystencji staliście się Światłem. Czy moglibyście wówczas zbliżyć się do waszego bliźniego, niosąc mu ciemność? Czy moglibyście znieść to, że wasz bliźni służy ciemności? To, czym jesteście, objawiacie wtedy w innych i dla innych. Ofiarowujecie swoim bliźnim jedyną możliwą dla was w tym stanie rzecz, objawiając im przez to siłę do spełnienia jedynego wymogu. Jeśli nie odpowiedzą pragnieniem lub też nie będą w stanie spełnić tego wymogu miłości, to wówczas będziecie ich miłować, zostawiając ich w spokoju, w całkowitej wolności i wyzwoleniu. Albowiem wiecie o tym: kto nie należy do Gnozy, kto jeszcze nie potrafi do niej należeć, ten nie wejdzie do innego Królestwa. Trzymanie go przemocą oznaczałoby wówczas spalenie. Zaś to absolutnie nie byłoby czynem miłości. Dlatego wielka miłość bliźniego pochodząca z samej rzeczywistości zawsze będzie gotowa czekać – i to tak długo, aż wytworzy się równowaga pomiędzy dwiema naturami: pomiędzy naturą pochodzącą od samego Boga a drugą naturą, polem rozwoju. Gdy tylko pomiędzy tymi dwoma polami, dwoma ładami natury, wytworzy się równowaga, stopią się one w jedno. To wszystko musicie zrozumieć, zanim będziemy mogli przejść do analizy rozdziału dwudziestego piątego. 25-II Zanim istniało niebo i ziemia, istniała nieokreślona istota Istnieją, jak powiedzieliśmy, dwa obszary, dwie natury. Określamy je jako naturę życia i naturę śmierci; naturę boską i naturę dialektyczną. W naturze dialektycznej ma miejsce nieustanny ruch przeciwieństw. Nie rozumiejąc tego ruchu, człowiek doświadcza wielu przykrości i cierpień, zwłaszcza jeśli przywiązuje się do jakiegoś jego aspektu i próbuje go zatrzymać. Natura dialektyczna przewidziana jest jako szkoła ćwiczeń wieczności. Dlatego jest niezbędne, by rzeczy ciągle przychodziły i odchodziły, a ich oblicza raz po raz się zmieniały. Dlatego w wielkiej przestrzeni natury śmierci widzimy nie tylko zmiany dotyczące rozmaitych aspektów ludzkiego współżycia – czyli zmiany powodowane przez cykliczny obieg i rotację promieniowań – lecz także zmiany fundamentalne i strukturalne. I tak, od czasu do czasu zmienia się struktura naszej planety. Jedne kontynenty znikają pod wodą, a inne wyłaniają się z morskich otchłani. Poprzez ruch precesyjny osi Ziemi wraz z przemieszczaniem się biegunów zmienia się klimat. Nadejdzie jednak również i taki czas, gdy cała planeta zniknie, umrze i ulegnie rozpadowi. W ten sposób cały Układ Słoneczny jest życiem, które podlega różnym inkarnacjom. Zatem nie tylko osobowość człowieka przemija i rozpada się, lecz także cała objawiająca się planeta. Chodzi tu również o zakończenie oraz ponowne ożywienie całego systemu słonecznego. A teraz prosimy, byście ożywili w sobie cały ten obraz. Skierujcie całą waszą uwagę na fakt, że zanim jeszcze pojawiła się wasza osobowość, istniało już coś innego, a mianowicie mikrokosmos albo monada. Zanim pojawiliście się wy, istniała nieokreślona istota, absolutnie niematerialna, której stan życia w porównaniu z waszym był pełen spokoju i ciszy. Jakaż wielka różnica! Wy, którzy pochodzicie z istoty ruchu; i wasza monada, która pochodzi z tego całkowicie Innego. To samo można powiedzieć, jeśli chodzi o Ziemię. Zanim powstała Ziemia, istniała już pewna nieokreślona, absolutnie niematerialna Istota. Od czasu do czasu Ziemia zwija się w sobie z powodu poruszeń, które ją dotykają, wypływając z jej własnego wnętrza. Jednak owa inna Ziemia, której zstąpienie obserwował Jan i która została przed nim odsłonięta – ta inna Ziemia jest całkowicie niematerialna. Rozróżniamy Ducha Planety, manifestację materialną, oraz Logos Planety – monadyczną egzystencję planetarnej istoty. To samo rozróżnienie rozpoznajemy również w życiu Słońca – w życiu zodiakalnym i w życiu mgławic gwiezdnych oraz w całej przestrzeni dialektycznej. Przyglądając się teraz temu i doświadczając tego wszystkiego, należy jednak dojść do wniosku, że całej przestrzeni dialektycznej, wraz z przejawiającymi się w niej formami i aspektami w najgłębszej swej istocie nie ma. Czegoś, co powstaje i ponownie znika, nie można przecież nazwać rzeczywistością? Jest to samorozwiązująca się iluzja. Nie-iluzją zaś, lecz rzeczywistością, jest – w odniesieniu do was samych – mikrokosmos. Mikrokosmos jest tym, co wieczne, rzeczywiste; osobowość jest tym, co się kończy, jest nierzeczywistością. W naszym kosmosie czymś, co naprawdę istnieje, jest wiecznie się objawiający Logos Planety. W odniesieniu do życiu Słońca jest to Vulcanus. Zaś w odniesieniu do całego uniwersum jest nim to inne Wszechobjawienie, wzniosła, wielka rzeczywistość, natura prawdziwie żywej wody, Tao. Z tego Tao pochodzi i istnieje mikrokosmos, a także Logosy Planet, Wulkanidy i Kosmokratorzy. Tak więc to, co materialne, przeciwstawione jest temu, co niematerialne. To, co niematerialne, wielka rzeczywistość prawdziwego boskiego Wszechobjawienia, o której tutaj jest mowa – spoczywa sama w sobie i nie ulega zmianie. Przenika wszystko i nie popada w żadne zagrożenie. W istocie jest ona Ojcem-Matką tego innego, materialnego wszechświata. I tak, ponaglani przez Lao Tse, odwracamy wszystkie relacje. Wielka rzeczywistość tego, co niezmienne, jest diametralnym przeciwieństwem tego, co zwykliśmy nazywać rzeczywistością, a co w najdalszej głębi swej istoty w ogóle nie istnieje. Czy przypadkiem nie mówicie każdego dnia: „To jest dla mnie ważne, to jest moja rzeczywistość, to jest moje życie”? Jeśli tak mówicie, to jeszcze nie żyjecie. Gdyby tylko tak było! Gdy tak mówicie, w waszej najgłębszej istocie nie istniejecie. Nie istnieć? Pytamy was: Czy to, co stale na nowo się rozpada, co całkiem znika, można nazywać rzeczywistością? Doświadczacie tego wciąż od nowa jako rzeczywistości, ponieważ wysilacie się stale, aby postrzegać to jako rzeczywistość, nieustannie próbujecie to pochwycić i zachować. Gdybyście wewnętrznie rozpoznali nieprawdziwość tej pozornej rzeczywistości oraz gdybyście ujrzeli i doświadczyli, że w istocie – z punktu widzenia Tao – jej nie ma, gdybyście w rzeczywistości przeżyli ten stan niebytu w sposób psychiczny, to wówczas moglibyście faktycznie wkroczyć do wzniosłego królewskiego stanu. Jako mikrokosmos doświadczacie rzeczywistości; jako osobowość – jedynie odbicia, służycie jedynie projekcji. A odbicie nie jest przecież rzeczywistością! Pomimo to ta jedyna rzeczywistość za pośrednictwem swojego odbicia może wywołać silną aktywność promieniowania, jakby refleks lustrzany. Jedyna absolutna rzeczywistość ma możliwość objawienia się poprzez to lustrzane odbicie. Dzięki odzwierciedlaniu możliwa staje się praca potężnych promieniowań. Gdy tylko opuści was iluzja, gdy tylko zrzucicie z siebie cały ten błazeński strój i rozpoznacie siebie jako projekcję Wieczności, będzie mogło się rozwinąć potężne dzieło promieniowania. Wówczas Światło będzie mogło świecić w ciemności, wszędzie tam, gdzie panuje ciemność. To wszystko jest prawdą w odniesieniu do nie-bytu. A zatem nie ja, lecz Bóg we mnie; nie ja, lecz ten Inny; nie ja, lecz Ojciec. Tak jak projektowany obraz ma swą przyczynę w projektującym, tak Syn pochodzi od Ojca. Z tego powodu Syn może powiedzieć: „Ojciec i ja jesteśmy jednym”. Gdy tylko ten element samoutwierdzania upadnie, gdy wasza iluzja: „To jestem ja i ja to posiadam” zostanie w was zniszczona, gdy to wszystko zniknie, wówczas i wy będziecie mogli powiedzieć: „Ojciec i ja jesteśmy jednym”. Gdy wy sami wzniesiecie się do nie-bytu, gdy wejdziecie w endurę i zastosujecie wielkie samooddanie, a zatem gdy całkowicie zneutralizujecie w sobie złudzenie własnego istnienia, wówczas staniecie się jednością z tym Innym. Wówczas prawdą staną się słowa: „Kto swoje życie” – swoje egoistyczne istnienie – „pragnie stracić dla mnie, ten je zachowa”. Osobowość musi ponownie zacząć przestrzegać prawa tej innej natury. Oto tajemnica istnienia: doprowadzić siebie samego jako człowieka-osobowość do takiego stanu, do takiej postawy życiowej, aby to, co rzeczywiste, Jedyne, mogło być przez was projektowane. Czy zatem nie jest rzeczą oczywistą i najbardziej pożyteczną, abyście położyli akcent na tym, co jedyne i nieprzemijalne? I na tym, aby zapominając o samym sobie, nie utrzymując już samego siebie, całkowicie nie-będąc, przeminąć? Wówczas nadejdzie wszystko. Wówczas jest wszystko. Potężne Światło rozprzestrzenia się wtedy po ciemnych obszarach tej egzystencji, aby udzielić błogosławieństwa wielu, zaś natura śmierci i jej groza zostaje zneutralizowana. Jeśli rozumiecie to we właściwy sposób, to w waszym wciąż jeszcze zanieczyszczonym i zamglonym zwierciadle serca będzie mógł zabrzmieć głos róży, głos monady, a dokona się to poprzez wu-wei, przez nie-bycie, przez endurę. Wówczas wasze serce pragnąć będzie tylko tego jedynego możliwego rozwiązania. Z tego pragnienia, jak to już wcześniej zostało opisane, uwolni się dążenie ku mądrości. I gdy spekulatywna mądrość dotrze do swego kresu, zamglone lustro zostanie oczyszczone przez światło i siłę innego Królestwa. W danym momencie człowiek zaczyna widzieć „twarzą w twarz”; zaczyna odsłaniać się wielka rzeczywistość. Wtedy postawą życiową staje się religia, „oglądanie niewidzialnej istoty Boga”, jak nazywa to Paweł. Odtąd nauka boskiego myślenia, które odzwierciedla się w rozumie, prowadzi do praktykowania wielkiej sztuki życia. W ten oto sposób przez zrozumienie i postawę życiową nie-bycia wszystko zostaje uwolnione. To, co jest, to, co absolutne, może się odbijać w tym, co nie-jest. Wielka wspaniałość jako nowe słońce rozprzestrzeni się w naturze przeciwieństw niby jutrzenka, zaś natura ponownie stanie się szkołą ćwiczeń wieczności. Jak można opisać tę radość, tę wspaniałość? Nie znamy jej imienia, nazywamy ją Tao. Gdybyśmy mieli ją opisać, nazwalibyśmy ją wielką. Po wielkiej – ulotną. Po ulotnej – daleką. Po dalekiej – „tą, co powraca”. Albowiem istnieją potężne, wirujące i krążące siły, które trzymają wszystko w swym uścisku. U podstaw boskiego Wszechobjawienia leży wielki plan. Plan ten musi zostać spełniony; i zostanie spełniony! Jak? W jaki sposób? Za pomocą projekcji, za pomocą odzwierciedlenia. Plan ten, projektując się wszędzie, stworzy sobie warsztat, alchemiczny warsztat; stworzy sobie astralną rzeczywistość jako warsztat. Do tego miejsca, do tej kuźni zstąpią mikrokosmosy, Kosmokratorzy i wszyscy wielcy, którzy pochodzą od Boga. Rozbrzmiewać będą potężne uderzenia młota i wzniesie się śpiew, radosny śpiew tych, którzy pracują nad jedynym wielkim planem Wszechurzeczywistnienia. Ten, który projektuje samego siebie, jest Architektem, a to, co projektowane, ożywiające siły i istoty, są wykonawcami. Wielki cud staje się rzeczywistością; Misterium Magnum, Wielkie Dzieło! 25-III Poczwórne prawo Tao Dwudziesty piąty rozdział Tao Te King kończy się słowami: Dlatego Tao jest wielkie, niebiosa są wielkie, ziemia jest wielka i król jest wielki. Są to cztery wielkie siły istniejące w świecie, zaś król jest jedną z nich. Prawo króla jest z ziemi, prawo ziemi jest z niebios, prawo niebios jest z Tao. Lecz prawo Tao jest samo z siebie. W ukazanym nam tutaj obrazie pełni objawienia rozpoznajemy wyraźnie dwie skrajności: z jednej strony jest Tao, a z drugiej – król. Kim jest król? Jest to ludzka osobowość, która w swojej postaci wyraża stan królewski. Czym jest stan królewski? Jest to czyste odzwierciedlenie wszystkiego tego, co zawarte jest w Tao. Dlatego też prawdziwy człowiek-osobowość w całej literaturze wtajemniczenia zwany był świątynią i do niej był porównywany. Od czasu do czasu człowiekowi temu zadawano z wyrzutem pytanie: „Czyż nie wiesz, że jesteś świątynią Boga?” Świątynia Boga jest świątynią królewskiego stanu Ducha, świątynią rodu królewskiego i kapłańskiego. Jest to świątynia, w której znajduje swój wyraz wzniosłe znaczenie Tao. Z Tao wypływa promieniowanie. Od tych, którzy zrodzili się z Tao, a mianowicie od mikrokosmosów czy też monad, także wypływa promieniowanie. Poprzez to promieniowanie wszystko, co zawarte jest w mikrokosmosie, może zostać doprowadzone do wyrażania się, do projekcji. Zrozumcie i wyobraźcie sobie z całkowitą jasnością to, co chce wam przekazać Lao Tse. Człowiek-osobowość jest jedynie projekcją tego, co jest. Sama z siebie projekcja ta jest czymś nieistniejącym. Jedynie razem tworzą one boską rzeczywistość. Bez tego współdziałania w całkowitej harmonii i w absolutnym wzajemnym zrozumieniu, człowiekosobowość jest czymś w rodzaju przekleństwa i jest skazany na unicestwienie. Bez tego współdziałania monada jest jakby „żyjącym umarłym”, jak sfinks, o którym opowiadają egipskie misteria. Z tego względu wszyscy, którzy pragną dostąpić udziału w prawdziwie nowej świadomości, muszą podjąć konkretne wysiłki, by osiągnąć wyznaczony cel. Wiąże się to z przyjęciem nowej, praktycznej postawy życiowej, bez przyzwalania sobie na jakiekolwiek kompromisy i w stałym ukierunkowaniu na to, aby we właściwy sposób dostrajać się do wszystkich promieniowań dobywających się z istoty jądrowej. Człowiek-osobowość otrzymuje od Boga nie tylko życie, lecz również promieniującą, żywą naukę. Dlatego na początku zawsze jest Słowo. Być może ważny jest w tym kontekście fakt, że pierwotne pojęcie „religii” w swym znaczeniu i istocie było czymś całkowicie odmiennym niż w naszym obecnym stanie życia. Dawny kapłański człowiek nie był z pewnością kimś, kto wypełnia religijne obrządki i odprawia modły, lecz był przede wszystkim człowiekiem, który faktycznie realizował bezpośrednią boską praktykę. To wszystko, co monada rzutowała do wewnątrz, cała promieniująca projekcja, była natychmiast rozumiana oraz stosowana; i w ten sposób stawiana w służbie. Aby to odpowiednio zrozumieć, zwróćcie jeszcze uwagę na prastare znaczenie słowa „kapłan”. Klasyczny kapłan nie był sługą religijnych rytuałów i ceremonii. Słowo „kapłan” w zamierzchłej starożytności oznaczało „mędrca”. Poprzez żywy stan duszy takiego mędrca, w jego osobowości objawiała się projekcja samego Ducha. Kapłan żył w tej sile, z tej siły i przez tę siłę, pozostając tym samym w całkowitej harmonii z Tao. Nie potrafił czynić inaczej. Grupa istot z rodu królewsko-kapłańskiego stanowiła więc prawdziwe Braterstwo ludziBogów, a mianowicie Zakon Melchizedeka. Jezus Chrystus nazywany jest słusznie arcykapłanem tego zakonu. Zakon Melchizedeka wyznawał jedno prawo: prawo prawdziwej istoty człowieka; prawo Tao w żywej rzeczywistości. W ten sposób to „co na górze” stawało się tym „co na dole”. Prawo Tao było prawem Króla, prawem królewskiego Człowieka. Dotyczyło ono naturalnie całego zadania, jakie musiało zostać spełnione na ziemi. Gdy grupa takich królewsko-kapłańskich ludzi rzeczywiście zaczyna wypełniać na ziemi takie zadanie, wówczas – i nie może być inaczej – na całą ziemię wylewa się z niej błogosławiący wpływ. Królewski stan człowieka sławi wtedy ziemię. A sławiona ziemia staje się jednością z niebem, z oczyszczonym polem astralnym. I tak – nie może być inaczej – w tym wyniesieniu musi się przejawić majestat Tao. Jeśli rzeczywiście wszystko to rozumiecie, pochylcie się w pokorze przed czterema wielkimi mocami i przed poczwórnym prawem, a mianowicie prawem stanu królewskiego, prawem ziemi, prawem nieba i prawem Tao. Zgłębcie fakt, że Bóg jest Światłem. Poprzez Światło, poprzez niebo i ziemię Boskość, rzeczywistość, prawda Tao objawia się w was. Czego więc wymaga się od człowieka-osobowości, by urzeczywistnić te cztery prawdy? Jest to po pierwsze: wielkie oczyszczenie poprzez wu-wei, nie-bycie, nie-czynienie, samooddanie. Po drugie: poprzez powyższe – odrodzenie duszy. Jeśli wtedy – po trzecie – nastąpi dzięki temu jedność promieniowania, to po czwarte – stanie się możliwe hermetycznie rozumiane współporuszanie. Wówczas zostanie na nowo ustanowione poczwórne prawo, prawo boskiej pełni. Kto wstąpił do współporuszania się, odtworzył w sobie prastary rytm Tao. W przeszłości takie współporuszanie bywało czasem przedstawiane w formie tańca. Późniejszy rytuał tańca można co najwyżej nazwać przybliżeniem tego, czym kiedyś był ten rytuał, i co musi urzeczywistnić w sobie człowiek żyjący prawdziwie w Tao. Promieniowanie światła wprawia atomy w wirujący ruch. Astralna substancja tworzy w ten sposób koła – koła misteriów, koła wszechstawania się. Kto widzi te ogniste koła, musi w sposób świadomy i pozytywny wznieść się i poruszać w harmonii z tym ruchem sił, aż do wypełnienia: „I spojrzałem, a oto gwałtowny wiatr powiał z północy i pojawił się wielki obłok, płomienny ogień i blask dokoła niego, a z jego środka spośród ognia lśniło coś jakby błysk polerowanego kruszcu. A pośród niego było coś w kształcie czterech żywych istot. A z wyglądu były podobne do człowieka, lecz każda z nich miała cztery twarze i każda cztery skrzydła. (…) biegały tam i z powrotem jak błyskawice. (…) A gdy spojrzałem na żywe istoty, oto na ziemi obok każdej ze wszystkich czterech żywych istot było koło. (…) tak wyglądały i tak były wykonane, jakby jedno koło było w drugim. (…) A gdy żywe istoty posuwały się naprzód, wtedy i koła posuwały się obok nich”. (Ezechiel 1, 4-19).