Robert Kania "spot", Stowarzyszenie Salon - latarnia

Transkrypt

Robert Kania "spot", Stowarzyszenie Salon - latarnia
Robert Kania "spot", Stowarzyszenie Salon Literacki, Warszawa 2014, str. 48
poniedziałek, 25 maja 2015 13:51
Leszek Żuliński
ORYGINALNE, PROSTE, CELNE
Piszę tę recenzję w poniedziałek, po wyborczej niedzieli. Debiutancki tomik Roberta Kani
(autora w Warszawie już nieźle znanego; rocznik 1964) otworzył mi się na wierszu p jak Polska.
Oto on:
grawitacja / działa tu coraz słabiej // odpadają kolejni i kolejne / zostają tylko stare drzewa /
kamienice bez ogrzewania / zapomniane ordery / w pudełkach po czekoladkach / ci których nie
stać na bilet do kina / w telewizji oglądają m jak miłość // na dobre i na złe.
To celny wiersz na nasz dzisiejszy klimat, choć jego intencją nie była wymowa polityczna.
Ale zaraz po tym wierszu pojawia się drugi – o stanie wojennym. A potem Kania jeszcze nie
raz drąży naszą pamięć i sumienia, m.in. pisze:
moje sumienie / pomieściło pełny worek grzechów / na wyrzuty / zabrakło miejsca.
Ależ to wspaniały, celny, przewrotny epigramat! Pamiętajmy, że autor jest entuzjastą haiku
(które drukowane już były w Japonii i USA) i na tej niwie odnosi sukcesy. Nieprzegadaność jego
poezji rzuca się w oczy. Poszukiwanie sedna to jedna z domen tych wierszy. I koniecznie trzeba
dodać, że „sedna” Kani są niebanalne.
Tak więc z jednej strony znajdujemy w tym tomiku empatyczne wiersze nawiązujące do
przyziemnej biedy ludzkiej, a z drugiej pojawiają się echa postrzegania wyższego rzędu
mechanizmów, jakie nas osaczają. Kania notuje: po coraz większych wielkich wybuchach /
coraz większe czarne dziury
. Nie mam Pana
Roberta
za astronoma, więc tego typu zdania czytałem za pomocą klucza egzystencjalnego. Gdy
przeczytałem zdanie:
włosy nie pamiętają / że mają rosnąć / po śmierci
to już zupełnie przeniosłem się w sferę dwuznaczności metaforycznej.
Kania
niby trzyma się konkretu, lubi chodzić po ziemi, jednak wielu jego prostym zdaniom trzeba
1/3
Robert Kania "spot", Stowarzyszenie Salon Literacki, Warszawa 2014, str. 48
poniedziałek, 25 maja 2015 13:51
przypatrywać się podejrzanie, bo tam tkwi tzw. drugi sens.
Kania pomieścił w tym tomiku sporo wątków. Znajdziemy tu na przykład dwa wiersze o
konotacjach historycznych, związanych z gordyjskim węzłem polsko-niemieckim. Ale i tu
zaskakuje nas dykcja do tej pory nie spotykana w utworach o tej tematyce. W wierszu pt.
"sturm", gdzie
słońce bombarduje promieniami / półnagie ciała leżą na piasku (…)
chłopczyk pyta mamy / jak brzmi burza po niemiecku
. No – powiedzmy –
taka ładna widokówka z nadmorskich wakacji i tylko te dwa słowa (
sturm
i
burza
) czynią ten wiersz czymś innym. W utworze "gotyk 1939" pojawia się katedralna „strzelistość
do nieba”, ale zaraz potem i słowa
Gott mit uns
, po których
witraże przestały załamywać światło
. Po wszystkich tekstach poetyckich odnoszących się do roku 1939 – ten wydaje mi się
szczególnie oryginalny, osobliwy i odmienny. Wspaniałe są tego typu skojarzenia
Kani
; one przypieczętowują jego „dar oryginalności”. To jedna z tajemnic poezji: możemy pisać
wiersze o wszystkim, co już zostało opowiedziane. Pod warunkiem, że opowiemy to od nowa i
na nowo, językiem, z jakim dotychczas się nie spotkaliśmy.
Kania
ma dar skojarzeń niecodziennych, niepowielanych i na nowo odsłaniających istotę wielu rzeczy.
W końcowej części tomiku znajdujemy kilka wierszy autotematycznych, tzn. „kręcących się”
wokół poezji. Są one poniekąd spersonalizowane, bo m.in. dedykowane Zbigniewowi
Mysłowickiemu
czy M
ariuszowi Grzebalskiemu
. Mnie szczególnie wpadł w oko wiersz zatytułowany "e-pitafium dla
Karola Samsela
". Cytuję:
walkę ze śmiercią / zaczynasz od porannego golenia / albo od rozbalsamowania języka / walki
ze śmiercią / nie kończysz ostatnim tomikiem / ostatnim pytaniem bluźnierstwem / śladem w
błocie.
Kto zna
Karola
, ten wie, jak czuły temat został tu poruszony i poprzez jakie opłotki
Kania
dotknął i traumy, i szamotaniny naszego kolegi po piórze.
2/3
Robert Kania "spot", Stowarzyszenie Salon Literacki, Warszawa 2014, str. 48
poniedziałek, 25 maja 2015 13:51
I na koniec jeszcze jeden wiersz – pod tytułem "udręka": poeta musi pisać // na serwetce / po
trzeciej kawie / drugim kieliszku / czwartym papierosie / już go mdli pisanie / w domu przy żonie
/ lub kochance / musi zmyślać // kiedy pisze prawdę / wymyśla kolejne /
julie izoldy beatrycze
/ tusz narusza strukturę celulozy.
Mój Boże: jakie to proste i jakie to celne. Jakie smutne i jakie perwersyjne. A najważniejsze: jaki
komunikatywny jest
Kania
, zaś ta jego komunikatywność jest nieprostym narzędziem drążenia sensów.
Pojawił nam się poeta o nowym języku, nowej dykcji i nowych skojarzeniach – tak
semantycznych, jak aksjologicznych. Wyraz spot – to tytuł tego tomiku – ma znaczenia
wieloznaczne. Jednym z tych znaczeń jest ujednoznacznienie.
Kania
niczego nie
ujednoznacznia
. On prześwietla znaczenia, umieszczając je w nowej przestrzeni skojarzeń i w semantyce
własnych imaginariów.
Robert Kania "spot", Stowarzyszenie Salon Literacki, Warszawa 2014, str. 48
Leszek Żuliński
3/3