Metoda, uzasadnienia i prawda T. L. Beauchamp, J. F. Childress

Transkrypt

Metoda, uzasadnienia i prawda T. L. Beauchamp, J. F. Childress
Niektórzy filozofowie i teologowie dowodzili, że istnieje wiele rodzajów dylematów
praktycznych, lecz nigdy moralnych. Nie przeczą oni, że ludzie stając w obliczu wyboru,
odczuwają zakłopotanie i różnią się w swych opiniach, ale podkreślają z naciskiem,
że gdyby istniały moralne dylematy, dwie powinności byłyby ze sobą sprzeczne i nikt
nie mógłby zrobić tego, co do niego należy, bez niewypełnienia tego, co również do
niego należy. Przeświadczenie, że ktoś nie może zrobić tego, co powinien, wynika
zdaniem wspomnianych autorów - z niezrozumienia natury języka moralnego i natury
obowiązku. Wielu sławnych filozofów broniło w historii etyki takiego stanowiska
zarówno dlatego, że akceptowali jakąś jedną - bądź moralną, bądź pozamoralną
nadrzędną wartość, wykluczającą w sytuacji konfliktu wszystkie inne, jak i dlatego,
że stanowczo odrzucali myśl o sprzecznych obowiązkach jako niespójną logicznie.
Jedyna powinność to powinność wynikająca z powiększania najwyższej wartościll,
W przeciwieństwie do tych filozofów będziemy utrzymywać, że w życiu ludzkim
może dochodzić i rzeczywiście dochodzi do konfliktu różnych zasad moralnych.
Czasami konflikt taki przeradza się w dylemat, gdyż nie jest możliwe odwołanie się
do wyższej zasady, pozwalającej na wybranie nadrzędnej powinności. Mimo to może­
my zaproponować pewne sposoby wnioskowania, jak powinniśmy postąpić. W niektórych sytuacjach dylemat może być rozwiązany, w innych jednak nawet po drobiazgowej analizie wydaje się jeszcze trudniejszy niż na początku.
T. L. Beauchamp, J. F. Childress, Zasady etyki medycznej, Warszawa: KiW
1996, ss. 21-49
Metoda, uzasadnienia i prawda
Człowiek
dobrej woli nie będzie miał na ogół trudności z wydaniem sądów w spraczy uniknięcia nierozwiązywalnego konfliktu interesów. Do~wiadczenie w tej dziedzinie nabywamy w trakcie odwoływania się do norm, wzorców
czy przypowieści. Owe moralne drogowskazy zazwyczaj wystarczają, gdyż nie wymaga się od nas, byśmy przemyśliwali albo uzasadniali wydawane przez nas sądy lub
normy leżące u ich podstaw. Kiedy jednak czujemy się zakłopotani lub niepewni,
musimy zapytać, co zaleca i czego żąda od nas moralność. Oznacza to, że musimy
zagłębić się w rozważania nad tym, jak powinniśmy postąpić. Często pojawia się
wówczas potrzeba moralnego uzasadnienia.
Snując takie refleksje jednostki lub grupy starają się rozwinąć i poddać ocenie swe
przekonania w celu podjęcia decyzji. Jak zauważył kiedyś John Dewey, refleksja
zaczyna się wraz z „wyobrażeniem sobie możliwych linii postępowania"12. Kiedy
zaczynamy rozmyślać, zwykle wybieramy jedną z nich jako moralnie uzasadnioną np. dlatego, że stoją za nią najmocniejsze racje. Racje, które w końcu wybieramy,
wyznaczają jednocześnie warunki, w jakich
naszym zdaniem - pewne działania są
moralnie uzasadnione.
Czym jest jednak, ściśle mówiąc, uzasadnienie w etyce i w wyniku jakiego rozumowania do niego dochodzimy? Słowo „uzasadnienie" ma wiele znaczeń, z których
wie
prawdomówności
21
część
odnosi się wyłącznie do takich dziedzin jak teologia i prawo. W zwyczajnym
sensie „uzasadnić" to wykazać zasadność, dowieść, dostarczyć wystarczających dowodów, usprawiedliwić. W tradycji teologicznej uzasadnienie jest warunkiem uwolnienia się od grzechu i osiągnięcia cnoty. W prawie z kolei uzasadnienie polega na
wykazaniu w sądzie, że ktoś ma wystarczającą rację, by kogoś oskarżyć lub by
samemu uwolnić się od oskarżenia. W dyskursie etycznym uzasadnienie jest rozumiane
analogicznie. Celem jest tu wykazanie, że żywione przekonania albo podejmowane
działanie wspiera się na wystarczających racjach. Jeśli ktoś chce wykazać, że jego
moralne przekonania są uzasadnione, musi przedstawić popierające je dowody. Nie
wystarczy jednak sporządzenie listy takich przekonań. Podawane racje nie zawsze
bowiem uzasadniają konkluzję. Nie wszystkie racje są dobrymi racjami, nie wszystkie
zaś dobre racje są wystarczające do uzasadnienia. Pojawia się w tym miejscu potrzeba
odróżnienia wartości racji sądu moralnego od jej konkluzywności. Czym innym będzie
w konsekwencji uzasadnienie wartościowe, ale niekonkluzywne, a czym innym
uzasadnienie wartościowe i konkluzywne.
Oto przykład: Przez długi czas uważano, że obecność niebezpiecznych związków
chemicznych w miejscach pracy oferowanych przez amerykańskie koncerny chemiczne
stanowi prawnie i moralnie wiarygodną rację, aby wykluczyć z tej pracy kobiety w
ciąży. Jednak w 1991 r. Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych wycofał takie rozporządzenie jako dyslayminującel3. Zagrożenie dla zdrowia i życia, jakie niesie kontakt
z trującymi związkami chemicznymi, jest bowiem dobrą racją dla usunięcia z zagrożonych miejsc pewnych pracowników, ale nie jest racją wystarczającą, by usuwać
z nich wyłącznie kobiety. Bez względu na zajmowane stanowisko oczekujemy od
wszystkich stron, że wyjaśnią nam, dlaczego uważają swoje racje nie tylko za dobre,
ale i wystarczające.
Trzy modele uzasadnienia
W teoriach etycznych funkcjonuje kilka różnych modeli uzasadnienia. Obecnie
poddamy analizie trzy z nich, ponieważ są pouczające, a nadto odbiły się echem
w historii etyki. Pierwszy ujmuje problem uzasadnienia niejako od góry, obierając
teońę i ogólne normy za podstawę wiarygodnych sądów moralnych. Drugi przyjmuje
uzasadnienie od dołu, traktując tradycje, doświadczenie i wydanie sądu jako właściwą
podstawę ogólnych norm i teorii. W końcu trzeci odrzuca zarówno strategię oddolną,
jak i odgórną. Spróbujmy najpierw poddać analizie dwa pierwsze modele, by zaproponować pod koniec model trzeci, łączący w sobie najważniejsze cechy poprzednich.
Deduktywizm: model regulatywny. Model regulatywny lub - jak nazywa się go
obecnie - deduktywistyczny zastrzega, że sąd moralny uzasadniony jest wtedy, gdy
da się go wywieść z istniejącej uprzednio teoretycznej struktury, na którą składają się
twierdzenia normatywne. Pomysł został zaczerpnięty z matematyki, gdzie jakieś twierdzenie uznaje się za uzasadnione, gdy wynika logicznie (dedukcyjnie) ze zbioru
wiarygodnych przesłanek. Wspomniany rodzaj rozumowania, spotykany czasami
22
w etyce, powinien zdaniem deduktywistów stanowić wzór uzasadniania sądów moralnych. Zakłada się tu, że uzasadnienie możliwe jest wtedy i tylko wtedy, gdy sąd
moralny da się logicznie wywieść z koniunkcji ogólnych reguł i zasad oraz zdań
opisujących istotne fakty. Model ten jest prosty i zgodny ze sposobem, w jaki ludzie
zazwyczaj uczą się myśleć o moralności: sąd moralny jest zastosowaniem reguły
(zasady, ideału, prawa) do niekontrowersyjnego przypadku podlegającego owej regule.
Deduktywistyczne uzasadnienie jest więc czasami określane jako odgórne „zastosowanie" ogólnych norm do poszczególnych przypadków, co dało asumpt do nazwania
tej gałęzi etyki „etyką stosowaną".
Poniżej przedstawiamy przykład dedukcyjnego zastosowania reguły. Kluczowym
terminem normatywnym w naszym rozumowaniu będzie raczej słowo obowiązkowy
niż dozwolony czy zabroniony, chociaż model dedukcyjny obejmuje wszystkie trzy
terminy:
1. Każdy czyn o deskrypcji A jest obowiązkowy.
2. Czyn b ma deskrypcję A.
Zatem:
3. Czyn b jest obowiązkowy.
Korzystając z tego schematu, rozważmy następujący przykład:
lx. Każdy czyn, który leży w najlepiej pojętym interesie pacjenta, jest obowiązkowy
dla jego lekarza14.
2x. Resuscytacja b leży w najlepiej pojętym interesie pacjenta.
Zatem:
3x. Resuscytacja b jest czynem obowiązkowym dla lekarza naszego pacjenta.
Uzasadniające normy 1 i lx występują zazwyczaj na różnych poziomach ogólności.
Szczegółowy sąd, przekonanie czy hipotezę uzasadnia się przez przyporządkowa­
nie ich ogólniejszym regułom i zasadom, te zaś z kolei - przez przyporządko­
wanie ich jeszcze ogólniejszej teorii etycznej. Rozważmy przykład pielęgniarki, która
nie zgadza się na udział w zabiegu przerwania ciąży. Odmowę może uzasadnić
odwołując się do reguły głoszącej, że zabijanie niewinnej istoty ludzkiej jest czymś
złym. Spytana o uzasadnienie dla przywołanej reguły, wskaże zapewne ogólniejszą
zasadę świętości życia. Sąd szczegółowy, reguła i zasada w ostatecznej instancji
uzasadniane są przez teorię etyczną, pobrzmiewającą implicite w pierwotnej ocenie
pielęgniarki. Z punktu widzenia deduktywisty główny problem etyki praktycznej
polega na doborze odpowiedniej teorii oraz zastosowaniu jej jako pierwszego ogniwa
w łańcuchu uzasadnień. Przypuszczalnie wszystkie teorie stające ze sobą w szranki
odsyłają swych reprezentantów do różnych norm i proponują odmienne rozwiązania
problemu.
Model deduktywistyczny wskazuje dwa kierunki: dobieranie racji do następstw
i wnioskowanie z racji o następstwach. W poszukiwaniu racji każe nam przechodzić
od poziomu szczegółowych sądów do poziomu ogólnych reguł i zasad, następnie zaś
- od poziomu reguł i zasad do poziomu teorii etycznej. Kierunek wnioskowania
biegnie odwrotnie: racjami dla sądów stają się zasady i reguły, a te z kolei wynikają
23
ze zdań należących do teońi etycznej. Omawiany model możemy przedstawić na
rysunku. Każda strzałka wskazuje kierunek uzasadnienia, w którym mniej ogólne
zdania są uzasadniane przez odwołanie się do nadbudowanych nad nimi. ogólniejszych
norm:
4. Teońa etyczna
i
3. Zasady
i
2.
Reguły
i
l.
Sądy szczegółowe
Powyższy
model funkcjonuje sprawnie tylko wtedy, gdy sąd szczegółowy może
jednej regule lub zasadzie. Nie ilustruje
natomiast sytuacji, gdy w grę wchodzi kilka różnych zasad, a więc gdy myślenie
moralne i uzasadnianie przebiega w warunkach skomplikowanych.
Uproszczeniem jest przyjęcie jednopiennej koncepcji, w której zakłada się, że sądy
wynikają bezpośrednio z bardziej ogólnych zasad. Oto przykład uzasadnienia dedukcyjnego: „Musisz powiedzieć panu Kowalskiemu, że ma raka i prawdopodobnie
wkrótce umrze, gdyż reguły prawdomówności są istotne dla zachowania zasady autonomii pacjentów". Omawiany model zakłada, że treść zdania: „Nie powinieneś
kłamać", wynika z treści stojącej za nim zasady: „Powinieneś szanować autonomię'',
oraz reguły: „Nie powinieneś okłamywać pacjentów". Duża część życia moralnego da
się wprawdzie z grubsza przełożyć na takie jednopienne uzasadnienia, pozostanie
jednak cała sfera moralności, z którą nie da się tego zrobić. Z kilku powodów obecne
myślenie moralne oraz uzasadnianie ocen wydaje się bardziej skomplikowane, niż to
przedstawia deduktywizm.
Dyrektywy działania związane są bowiem nierozłącznie z elementami doświadcze­
nia. Związek między ogólnymi normami i szczegółowymi kontekstami doświadczenia
jest dwupienny, a nie jednopienny. Jak utrzymuje Jerome Schneewind, nie istnieje
„niezależny od kontekstu porządek zależności między zdaniami moralnymi"15. Tego,
czy poznajemy jakieś zdanie dzięki wnioskowaniu czy niezależnie od wnioskowania,
nie rozstrzyga ani treść zdania, ani charakteryzujący je stopień ogólności. Na pytanie,
czy ogólne dyrektywy działania zależą od szczegółowych doświadczeń, czy też od
nich nie zależą, możemy odpowiedzieć dysponując pewną wiedzą i przeprowadzając
wnioskowanie w specyficznych kontekstach. Wnioskowania logiczne przebiegają zawsze w określonym kontekście poznawczym. Przekonania moralne powstają zarówno
w wyniku uogólniania szczegółowych doświadczeń, jak i w wyniku odnoszenia szczegółowych sądów, uwikłanych w konkretne okoliczności, do ogólnych zasad. Nie
istnieje żaden uniwersalny porządek wnioskowania czy zależności między zdaniami,
który umożliwiłby osiągnięcie wiedzy moralnej.
być bezpośrednio pr.lyporządkowany jakiejś
24
Wydawanie sądów moralnych często zakłada uszczegóławianie i porównywanie
norm odnoszących się do konkretnych sytuacji, a nie tylko przypisywanie szczegóło­
wego sądu odpowiadającej mu regule czy zasadzie. Abstrakcyjne zasady i reguły
wchodzące w skład teorii etycznych są w dużym stopniu nieokreślone. Inaczej mówiąc,
w deskrypcjach czynu pozwalających przypisać im odpowiednie obowiązki brak szczegółowych informacji, potrzebnych do wydania szczegółowego sądu w konkretnej
sytuacji. W trakcie wyważania norm, uszczegóławiania ich oraz wydawania sądów
często musimy brać pod uwagę nasze rzeczywiste przeświadczenia dotyczące świata,
oczekiwania rozbudzone przez kulturę, w której żyjemy, szacowane prawdopodobień­
stwo, z jakim nastąpią przewidywane skutki, poprzednie doświadczenia oraz wiele
innych czynników. Dopiero ich suma daje nam pełną deskrypcję czynu, nadając
konkretną treść regułom, zasadom i teoriom.
Dobrym przykładem trudności, jakie wiążą się z deduktywistycznym traktowaniem
etyki, jest spór o aborcję. Uzasadnienie przerywania ciąży zależy w mniejszym stopniu
od przyjmowanych reguł i zasad, a w większym - od przekonań dotyczących natury
i rozwoju płodu. Oponenci zgadzają się z ogólną regułą, że zabijanie niewinnych istot
jest czymś złym, przyjmują jednak odmienne deskrypcje praktyki aborcji. Nie jest to
dziwne, jeśli zważyć, że na naszą interpretację rzeczywistych sytuacji mają wpływ
zwyczaje wynikające z odmiennych tradycji, teorie naukowe, założenia metafizyczne,
aparaty pojęciowe i wierzenia religijne. W rezultacie debaty moralne nie wynikają
z poważnych różnic co do akceptacji ogólnych dyrektyw moralnych, lecz są najczę­
ściej pochodną sporów o to, czy dana deskrypcja czynu jest poprawna z punktu
widzenia nauki, metafizyki, religii.
Poza tym w konkretnych sytuacjach mogą pojawić się fakty, do których żadna
z istniejących ogólnych reguł czy norm nie da się zastosować, nawet jeśli wszyscy
zgadzają się na ten sam kodeks moralny. Zniszczenie niezdolnego do życia płodu
ludzkiego nie jest wyraźnym przykładem pogwałcenia reguł zabraniających zabójstwa
czy morderstwa. Z drugiej strony aborcji nie sposób również uzasadnić odwołaniem
się do reguły, że każdy ma prawo do nienaruszalności swego ciała i własności. Fakty
mają najczęściej charakter złożony. Stosować się mogą do nich różne normy, ale
wynik jest niezadowalający: normy nie są w stanie ogarnąć faktów albo też prowadzą
do sprzecznych dyrektyw. W wypadku aborcji nawet jeśli wiemy, jakie fakty wybierać,
to i tak nie musimy wybierać tak samo. Jeden i ten sam sąd może być zgodny z
jednym zbiorem faktów i przyporządkowanych im reguł, a niezgodny z innym. Ani
deduktywistyczny model uzasadniania sądów, ani też skorzystanie z dobrodziejstw
ogólnej teorii nie wystarczy do odkrycia właściwego zbioru faktów i przyporządkowa­
nia im właściwego zbioru reguł.
Inna trudność modelu deduktywistycznego polega na tym, że prowadzi on do
regresu w nieskończoność w łańcuchu uzasadnień. Każde zdanie musi zostać uzasadnione przez jakieś inne zdanie, to przez jeszcze inne itd. Zarzut ten zdołalibyśmy
przypuszczalnie uchylić twierdząc, że możemy się zatrzymać na zasadzie, która sama
siebie uzasadnia, albo też na takiej, której nieprzyjęcie byłoby czymś nieracjonalnym.
25
Gdyby jednak deduktywiści utrzymywali, że każda norma używana do uzasadnienia
innej normy sama nie jest uzasadniona dopóty, dopóki nie podpada pod inną
linię uzasadnienia, to pozbawiliby podstaw nie tylko szczegółowe sądy moralne, ale
i całą instytucję moralności.
W końcu odwołanie się do teorii w deduktywistycznym modelu uzasadniania sugeruje, że może istnieć tylko jedna poprawna normatywna teoria. Wiadomo jednak,
iż istnieje cała mnogość teorii i że wiele z nich znalazło swych światłych obrońców.
Nie ma też zgody co tego, która najlepiej spełnia wymagania, jakie stawiamy każdej
teorii. Choć narazimy się przypuszczalnie sporej części filozofów ostatnich 20 lat,
uważamy, że nie ponosimy dużych strat, uwalniając proces podejmowania decyzji
moralnych od ciasnego gorsetu ogólnych teorii. Reguły i zasady powtarzające się w
wielu z nich lepiej nadają się na podstawę do wydawania szczegółowych sądów
moralnych niż same teorie. Ta paradoksalna sytuacja doskonale wyjaśnia, dlaczego
nurt deduktywistyczny stracił ostatnio na znaczeniu. Model nakładających się norm
może okazać się wartościowy, jeżeli uzupełnimy go innymi modelami, lepiej sobie
radzącymi ze złożonością myślenia i uzasadniania moralnego.
Induktywivn: model indywidualnych przypadków. Wielu ludzi wierzy dziś, i my
do nich należymy, że uzasadnianie moralne postępuje nie tylko dedukcyjnie, czyli
z góry w dół, lecz także indukcyjnie - z dołu do góry. Induktywizm utrzymuje, że
musimy wychodzić od istniejących społecznych umów i praktyk, by na drodze uogólnień docierać do zasad i reguł. Induktywiści podkreślają rolę szczegółowych i sytuacyjnych sądów w kształtowaniu naszego życia moralnego. Uzasadnienia poglądów
moralnych społeczeństwa nie są oparte na ahistorycznej analizie logicznej dyskursu
moralnego lub jakiejś teorii racjonalności, lecz raczej na zakorzenionej w nim tradycji
moralnej oraz zbiorze technik umożliwiających zmianę i rozwój. Z przedstawionej
koncepcji nie musi wynikać moralny konserwatyzm. Nie wystąpi on tak długo, jak
długo będziemy dysponowali tradycyjnymi technikami i metodami posuwającymi naprzód refleksję moralną, a w rezultacie i samą tradycję. Nowe doświadczenia i wynalazki w życiu zbiorowym prowadzą do zmiany przekonań. Instytucji moralności nie
można jednak oderwać od szeroko rozumianej kultury, w której - z biegiem czasu przekonania te się kształtowały i rozwijały.
Induktywiści utrzymują, że indukcja (wnioskowanie od poszczególnych przypadków
do ogólnych twierdzeń na ich temat), a także wnioskowanie przez analogię (rodzaj
indukcji, w której wnioskuje się, że jeśli jakieś zdarzenia lub czyny podobne są do
siebie pod pewnymi względami, to są też podobne pod innymi), stanowią jądro procesu
uzasadniania i myślenia w moralności. Induktywiści proponują, by pewne rodzaje
przypadków i związanych z nimi szczegółowych sądów stanowiły wiarygodną podstawę wniosków moralnych niezależnie od ogólnych norm i tradycji historycznej.
W miarę jak rozwija się nasze doświadczenie oraz myślenie uogólniamy nasze wyjściowe sądy, dochodząc z czasem do reguł i zasad obowiązujących w analogicznych
kontekstach. Induktywiści sądzą jednak, że owe zasady i reguły są w porządku wiedzy
czymś wtórnym, nie zaś pierwotnym. Pojawiające się nowe fakty prowadzą nas do
jakiejś
26
stałego doskonalenia naszych sądów i uogólnień. Reguły moralne stanowią więc
tymczasowe drogowskazy na kulturowej mapie możliwych dyrektyw.
Jako przykład może posłużyć rosnące od 1976 r. zainteresowanie pośmiertną realizacją decyzji, które pacjenci podejmowali jeszcze za życia. Seria przypadków zapoczątkowana historią Karen Ann Quinlan pobudziła etyków oraz sędziów do poszukiwania zupełnie nowych reguł, pozwalających określić, w jakich warunkach należy
wyrazić zgodę na zastosowanie aparatury podtrzymującej życie oraz kto powinien o
tym decydować. Koncepcje te rozwijały się w trakcie analizowania przypadków pokrewnych. Na nich sprawdzano użyteczność nowych regulacji, zastępujących przestarzałe, tradycyjne normy. W etyce i w prawie łańcuch kazusów podobnych do siebie
pod pewnymi względami (i niepodobnych pod innymi) otworzył nowe horyzonty w
rozstrzyganiu wspomnianych problemów. Nawet jeśli zasada czy reguła, na jaką się
powoływano, nie była całkiem nowa, jej treść ulegała modyfikacji w sytuacjach
wymagających rozwiązania w praktyce. Stopniowo w środowisku sędziów i etyków
uzyskano w tej sprawie konsens. Fałszywie brzmiałoby stwierdzenie, że podstawy do
podejmowania decyzji wyrażających ostatnią wolę pacjentów istniały już wcześniej,
a w latach siedemdziesiątych doszło jedynie do ich zastosowania w nowej sytuacji.
Niektórzy induktywiści wprowadzają do swych rozważań elementy dedukcyjne
głosząc, że istniejące wcześniej normy powinny stanowić punkt wyjścia w procesie
wyszukiwania analogii. Poprawka ta zwiększa atrakcyjność modelu indukcyjnego, nie
chroni go jednak przed zarzutami. Najmgliściej przedstawia się rola szczegółowego
doświadczenia i indywidualnych sądów. Jeśli sądy jednostek są nadrzędne, to czy
ogólne normy mają jakikolwiek wpływ na modyfikowanie stronniczych sądów lub
uprzedzeń przemycanych w normach uogólnionych z jednostkowych do~wiadczeń? Co
mogłoby zapewnić przewagę ogólnych norm nad jednostkowymi sądami?
Omawiając ten problem, Henry Sidgwick twierdzi, że gdyby „poszczególny przypadek mógł być właściwie oceniony przez sumienie (w sądzie praktycznym bez
odniesienia do ogólnej normy)" to musiałoby „zniknąć praktyczne zapotrzebowanie
na tego rodzaju ogólne reguły". Gdybyśmy z kolei byli w stanie „sformułować ogólne
twierdzenia, opierając się na indukcji ze szczegółowych, choć przemyślanych sądów,
a następnie ułożyć je w systematycznym porządku [... ], to system taki miałby charakter
czysto spekulatywny", a nie praktycznyl6. Argument Sidgwicka wymierzony w czysty
induktywizm prowadzi go do wniosku, że w istocie używamy ogólnych norm, by
ograniczać wybujałość i oceniać wartość moralnych sądów jednostkowych. Teoretyczne zainteresowanie tym, co ogólne, nie prowadzi jedynie do spekulatywnego klasyfikowania danych, które uzyskaliśmy już wcześniej w konkretnym doświadczeniu.
Chcemy znać ogólne normy, bo chcemy wiedzieć, jak powinniśmy postępować.
Czysty induktywizm boryka się z podobnym problemem. Często krytykujemy niesłuszne sądy lub tradycje odwołując się do ogólnych kryteriów, np. praw człowieka.
Jakiego uzasadnienia dla tak ogólnych kryteriów mógłby narn dostarczyć induktywizm,
gdyby stały się one przedmiotem krytyki poza instancją doświadczenia i szczegółowych
sądów? Induktywizm ma też niewiele do powiedzenia, gdy dwie osoby o jednakowej
27
wiedzy i na równi bezstronne dochodzą do uznania niezgodnych ze sobą sądów. Tak
więc model indukcyjny musi oprzeć się na teorii uwzględniającej istotną rolę reguł
i zasad w rozstrzyganiu dysput i wpływaniu na szczegółowe sądy.
Zanim przyjrzymy się trzeciej propozycji uzasadniania i osądzimy, czy może pełnić
rolę takiej teorii, musimy podsumować wyniki naszych rozważań. Omówiliśmy dotychczas dwa szerokie ujęcia metody i uzasadnienia w etyce. Jeśli dostrzeżemy ograniczenia obu modeli, nie będziemy musieli doszukiwać się niezgodności między nimi
ani z marszu ich odrzucać. Induktywizm słusznie podkreśla, że ani historia, ani
filozofia nie tworzą niezmiennych systemów norm moralnych. Bez przerwy podejmujemy jakieś decyzje, przechodząc od nowych doświadczeń i problemów do nowych
i doskonalszych dyrektyw działania. Deduktywizm natomiast ma słuszność, gdy kła­
dzie nacisk na potrzebę uzasadniania szczegółowych sądów moralnych za pomocą
odwołań do zbioru ogólnych dyrektyw, gdy taki zbiór już się uformował.
Przyglądając się współczesnym teoriom moralnym, odnosimy wrażenie, że dzieli
je przepaść. Tymczasem deklarowane różnice w metodach oraz fałszywa rywalizacja
prowadzą często do znacznych uproszczeń, płynących z upodobania do szufladkowania
teorii oraz z przekonania, że zwolennicy metod przyjętych przez jedną teorię muszą
odrzucać metody proponowane przez inną. W tym miejscu wypada podać przykłady
postaw etyków, których poglądy będziemy jeszcze nieraz referować (zob. s. 105-107
oraz 117-119). Bernard Gert i Danner Clouser tak opisują proponowaną przez siebie
metodę: „Formułując teorię zaczynamy od szczegółowych sądów moralnych, co do
których jesteśmy pewni, że są słuszne, następnie wyabstrahowujemy istotne cechy
ocenianych przypadków, by na tej podstawie podjąć decyzję w przypadkach niejasnych"17. Stwierdzenie to jest uderzające, ponieważ Gert i Clouser cieszą się sławą
(mniejsza o to - zasłużoną czy nie) zdecydowanych deduktywistów. Tymczasem
powyższa konstatacja ma zabarwienie raczej induktywistyczne.
Inni autorzy, Albert R. Jonsen i Stephen Toulmin, zyskali miano (mniejsza o to zasłużone czy nie) zdeklarowanych przedstawicieli induktywizmu, kładącego nacisk
na przeprowadzanie analogii, porównywanie jednego przypadku z drugim, przechodzenie od tego, co moralnie jasne, do tego, co niejasne; nazywali taką metodę
kazuistyką. Charakteryzują oni „dobrą kazuistykę" jako teorię, która „stosuje ogólne
reguły do poszczególnych przypadków na mocy rozróżnień"18. Jonsen otwarcie popiera
strategię polegającą na formułowaniu ogólnych zasad, które są na tyle pojemne, by
wskazać moralny kierunek tam, gdzie zastosowanie analogii wydaje się niewystarczające lub niebezpieczne. Autor ten uważa, że zgromadzone przez nas doświadczenie
i nasze opisy kazusów często nie wystarczają do rozwiązywania nowo powstających
problemów moralnych w takich dziedzinach jak sztuczna reprodukcja życia oraz
inżynieria genetyczna19. Podobnie Toulmin przyznaje, że zasady odgrywają ważną rolę
w sytuacjach, w których ma się do czynienia z ludźmi obcymi, a nie z bliskimi, a
więc np. w instytucjach służby zdrowia20. Uwagi Jonsena i Toulmina wskazują jednoznacznie na deduktywistyczny charakter proponowanej przez nich metody, co kłóci
28
się ze sceptycznymi wnioskami tych autorów na temat bezpośredniej przydatności
ogólnych zasad do formułowania szczegółowych sądów.
Powinniśmy zatem odnosić się ostrożnie do prób naklejania etykietek. Łatwo tu
popaść w stereotypowe myślenie o metodach filozoficznych lub kogoś niewłaściwie
zaszufladkować. Szufladkowanie teońi czyni z nich łatwy cel, gdyż bez trudu możemy
je odrzucić, posługując się argumentami, jakie właśnie przedstawiliśmy. Jeszcze raz
podkreślamy więc z naciskiem. że w pracach zwolenników obu modeli znaleźliśmy
więcej wątków pozytywnych niż negatywnych i że chcemy je na równi spożytkować.
Jednocześnie nie uważamy, by oba modele, nawet połączone w jeden, właściwie
ujmowały uzasadnienie w etyce. W dalszej części tego rozdziału zajmiemy się opracowaniem trzeciego - preferowanego przez nas - modelu uzasadnienia.
Koherentyzm. Trzeci model nazwiemy koherencyjnym. Nie proponuje on drogi
z góry w dół ani z dołu do góry, lecz akceptuje oba kierunki. John Rawls używa
terminu refleksyjna równowaga na oznaczenie celu tego rodzaju uzasadniania. Od
Rawlsa też przejmiemy niektóre wątki pomagające zrozumieć istotę nowego modelu.
Rawls, na wstępie, uzależnia akceptację teorii etycznej od tego, co nazwaliśmy „rozważnymi sądami", czyli przekonaniami, do których mamy największe zaufanie, że nie
wynikają z uprzedzeń. Określenie Rawlsa rozważne sądy odnosimy do „sądów, w których nasza zdolność moralna objawia się w całej krasie i bez uprzedzeń". Przykładami
takich sądów są negatywne oceny dyskryminacji rasowej, nietolerancji religijnej i reprezentacji politycznej. Owe rozważne sądy obecne są na wszystkich poziomach
ogólności w myśleniu moralnym. Składają się na nie sądy „dotyczące szczegółowych
sytuacji oraz instytucji, powszechne kryteria i pierwsze zasady, a także formalne
i abstrakcyjne warunki, jakie stawiamy teoriom moralnym"21. W medycynie rozważ­
nym sądem o długiej tradycji jest reguła: „Lekarz nie może wykorzystywać pacjentów
do swoich celów, gdyż najważniejszy jest interes pacjenta". Z reguły tej wynika, że
nie powinno się stawiać na równi interesów lekarza i jego zobowiązań wobec pacjenta.
Przedsiębiorczy lekarze, mający własne laboratoria lub dochodowe centra medyczne,
mogą stanąć w obliczu niedopuszczalnego konfliktu interesów, jeśli sami zatrudnią
się w takich placówkach jako lekarze. Ich postępowanie będzie niezgodne z etosem
zawodowym, mimo iż w innych sferach biznesu lokowanie swych udziałów w placówkach, w których się pracuje, nie jest niczym zdrożnym. Biznesmeni nie są ograniczeni regułą typu: „Najważniejszy jest interes nabywcy i klienta". Zasada obowią­
zująca lekarzy, a nie obowiązująca w innych zawodach, stanowi właśnie przykład
przemyślanego sądu na temat istoty stosunków, jakie powinny łączyć lekarzy i pacjentów.
Jednak nawet rozważne sądy, które uznajemy za „tymczasowe punkty odniesienia",
mogą być - jak sądzi Rawls - „poddane rewizji". Celem refleksyjnej równowagi jest
zestroić, przykroić oraz zsynchronizować ze sobą rozważne sądy, a następnie uzgodnić
z założeniami teorii22. Inaczej mówiąc, zaczynamy od wzorcowych sądów na temat
słuszności i niesłuszności, potem zaś konstruujemy bardziej ogólną teorię, maksymalnie spójną z wyjściowymi sądami. W ten sposób wszystkie luki zostają wypełnione,
29
a wszelkie postacie niekonsekwencji - wytropione. Następnie sprawdzamy powstałe
dyrektywy, by przekonać się, czy nie prowadzą do niespójnych rezultatów. Jeśli
prowadzą, dokonujemy niezbędnych modyfikacji albo rezygnujemy z owych dyrektyw.
Proces wciąż się powtarza, gdyż nigdy nie będziemy w stanie uzyskać kompletnej
i stałej równowagi. Przykrawanie i zestrajanie odbywa się na drodze refleksji i godzenia przeciwieństw, a celem tych zabiegów jest zbliżanie się do ideału refleksyjnej
równowagi. Odwołajmy się jeszcze raz do reguły nakazującej lekarzowi przedkładać
interes pacjenta nad własny.
Osiągnięcie równowagi w tym wypadku polegałoby na uzgodnieniu wspomnianej
normy z innymi rozważnymi sądami w bioetyce, odnoszącymi się do zobowiązań
lekarzy wobec asystentów, przeprowadzania eksperymentów z udziałem ludzi czy
stosunku personelu medycznego do rodziny pacjenta.
Jak wykażemy w rozdz. 7., trudno pogodzić wszystkie te sądy z moralnymi
regułami bezstronności oraz uczciwości i zamknąć w jednym spójnym systemie.
Reguła nakazująca przedkładać interes pacjenta nad własny jest wiarygodnym punktem wyjścia, nie może jednak obowiązywać absolutnie we wszelkich sytuacjach.
W efekcie sami musimy zdecydować, jak powinniśmy ją uszczegóławiać i kiedy
przedkładać nad inne. Dopóki nie możemy wyeliminować przypadkowych konfliktów
mimo akceptacji powszechnie uznanych oraz prawomocnych reguł i zasad składają­
cych się na system lub teorię moralną, dopóty absolutna spójność pozostanie chimerą.
Weźmy niezbyt skomplikowany przykład z zakresu etyki medycznej
przeszczep
organów
i wyobraźmy sobie, że skłaniamy się do przyjęcia każdego z dwóch
następujących stwierdzeń: I. kryterium dystrybucji organów powinna być spodziewana liczba lat, jakie ma do przeżycia pacjent po operacji, i 2. kryterium dystrybucji
organów powinien być okres oczekiwania na nie w kolejce, co zapewnia równe
szanse każdemu kandydatowi. Na pierwszy rzut oka te dwie zasady sprawiedliwego
podziału nie są ze sobą zgodne. Stosując jedną, wykluczamy automatycznie drugą.
Moglibyśmy jednak wykorzystać zarówno kryterium pierwsze, jak i drugie, gdyby
tylko udało nam się nałożyć na oba odpowiednie ograniczenia oraz przedstawić teorię
wyboru między nimi. Wspomniane modyfikacje i dodatki muszą być spójne z innymi
zasadami i regułami, takimi jak normy regulujące dostęp ludzi starych do organów
oraz indywidualne możliwości płacenia za kosztowne zabiegi medyczne.
Powyższe rozważania prowadzą do słusznego wniosku, że we wszystkich systemach
moralnych znajduje się ziarnko nieokreśloności i niespójności, bo nie są one w stanie
wyeliminować przypadkowych konfliktów zasad i reguł. Do spójności i równowagi
refleksyjnej nie można dojść wyłącznie na drodze eliminacji niekonsekwencji. Osiąg­
nięcie spójności jest sprawą dalszego rozwoju norm i ich dopasowania.
Tak zwana szeroka równowaga refleksyjna ma miejsce wtedy, gdy oceniamy mocne
i słabe strony wszystkich możliwych do przyjęcia sądów, zasad oraz pozostających
w tle odpowiednich teorii etycznych. Inaczej mówiąc, przyjmujemy jak najszerszy
wachlarz różnych rodzajów prawomocnych przekonań moralnych, w tym i sądy, które
sprawdziły się w doświadczeniu23. Musimy jeszcze raz mocno podkreślić idealny
30
(choć
nie utopijny) charakter omawianej procedury. Niezależnie od tego, jak szeroki
wachlarz przekonań weźmiemy pod uwagę, nie ma powodu, by myśleć, że proces
dostosowywania, cyzelowania i uzgadniania kiedykolwiek się skończy lub przyjmie
doskonalszą postać. W rzeczywistości żaden zbiór teoretycznych uogólnień uzyskanych w wyniku refleksyjnej równowagi nie osiągnie stanu pełnej zgodności
z rozważnymi sądami, dlatego też jedynym adekwatnym modelem teorii moralnej
będzie najdokładniejsze zbliżenie się do ideału całkowitej spójności. Musimy pogodzić się z losem wiecznych tropicieli niekonsekwencji i pamiętać, że zostaliśmy na
niego skazani wobec występowania niezgodnych przekonań oraz nieprzewidzianych
sytuacji24.
Teorie etyczne moglibyśmy zapewne lepiej uzgodnić z rozważnymi sądami za
pomocą metody refleksyjnej równowagi niż kontrowersyjnych i czysto teoretycznych
pouczeń na temat tego, co nam narzuca, a czego zabrania racjonalność. W ten sposób
wiele wątków obecnych w życiu moralnym można poddać pod rozwagę i porównać
z innymi bez wprowadzania dodatkowych zalożeń dotyczących racjonalności i nieracjonalności teorii, a stanowiących kość niezgody między współczesnymi filozofami
i teologami. Jeśli spojrzymy na moralność z tego punktu widzenia, to jej zdania będą
przypominać hipotezy naukowe, które się testuje, modyfikuje lub odrzuca w świetle
doświadczenia i wyników eksperymentu. Uzasadnianie nie ma charakteru jedynie
dedukcyjnego (nie zakłada pierwszeństwa ogólnych dyrektyw) ani też indukcyjnego
(nie zakłada pierwszeństwa doświadczenia czy analogii). Wiele różnych rodzajów
rozważań wspiera się wzajemnie w próbie powiązania przekonań moralnych w spójną
całość. W taki właśnie sposób przekonania te są testowane, rewidowane, uszczegóła­
wiane. Koncepcja ta zasadniczo różni się od podejścia dedukcyjnego, gdyż przyjmuje,
że teorie etyczne nie są nigdy dostatecznie kompletne ani wystarczające do rozwiązania
problemów moralnych. Teoria sama powinna zostać poddana testowi sprawdzającemu,
do jakich praktycznych konkluzji prowadzi. Założony wyżej cel - osiągnięcie refleksyjnej równowagi
chroni etykę przed wtargnięciem do niej przesądów i czysto
intuicyjnych sądów szczegółowych. Teoria i praktyka wspomagają się nawzajem i korygują.
Reasumując, przyznajemy rację Rawlsowi w tym, że uzasadnienie „wymaga róż­
norakich rozważań, które - wspierając się wzajemnie - razem składają się na jeden
spójny pogląd"25. Nadszedł czas,· byśmy rozwinęli tę tezę, opierając się na naszym
własnym koherencyjnym modelu uzasadnienia.
Koherencyjna teoria uzasadnienia
W
późnych
latach
siedemdziesiątych,
kiedy
ukazało się
pierwsze wydanie niniejszej
uzasadniania na użytek etyki praktycznej, co miało być odpowiedzią na marazm, jaki ogarnął nie w pełni wyartykułowaną
jeszcze wtedy bioetykę. W owym czasie nie istniała bowiem ani uznana teoria bioetyki,
ani też systematyczne ujęcie jej zasad i normatywnych reguł. Kiedy ukazywały się
książki, naszkicowaliśmy pobieżnie koncepcję
31
kolejne wydania, czytelnicy zażądali, byśmy dokładnie określili nasz pogląd w sprawie
metody i uzasadnienia.
Ich życzenie spełniamy w tym rozdziale.
Idąc za Joelem Feinbergiem i pewnymi tradycjami greckiej filozofii, opisaliśrw
początkowo stosunek między doświadczeniem moralnym a teoriami moralnymi jako
dialektyczny. Rozwijamy teorie, by rzucić światło na doświadczenie i określić, jak
powinniśmy postępować, lecz jednocześnie odwołujemy się do doświadczenia, by
sprawdzać, potwierdzać i korygować teorie26. Jeśli teoria prowadzi do konsekwencji
niezgodnych z rozważnymi sądami jeśli np. zezwala, by dzieci (w przeciwieństwie
do dorosłych) były poddawane eksperymentom biomedycznym bez ich zgody marny
powód, by do takiej teorii odnieść się podejrzliwie, zmodyfikować ją lub znaleźć
inną. Taką dialektyczną strategię postępowania uważamy za sposób zbliżenia się do
ideału spójności między sądami szczegółowymi a ogólnymi27. Jak zauważa Feinberg,
procedura ta przypomina wnioskowanie przeprowadzane w sądach. Jeśli zasada nakłania nas do wydania sądu, który uprzednio był - naszym zdaniem - nie do
przyjęcia, to powinniśmy ją zmodyfikować albo uzupełnić tak, by pasowała do innych szczegółowych i ogólnych przekonań potraktowanych jako system. Jeśli zaś
wiarygodna zasada wskazuje na potrzebę zmiany szczegółowego sądu, nadrzędne
postulaty spójności wymagają, by dostosować do niej sąd28. Twierdzenie, że zasady nie wywodzą się z przypadków, ale się do nich stosują, wydaje się jednak
błędne. Co więcej
zarówno ogólne, jak i szczegółowe rozważne sądy dostarczają
podstaw teorii oraz stają się jej probierzem. Prowadzą nas do modyfikacji i udoskonalenia pierwotnych twierdzeń, zwłaszcza przez wskazanie na ograniczenia i błędy
teorii29.
Chociaż uzasadnienie jest nieodłącznie związane z pojęciem „spójność", wielu
filozofów uważa jednak, że warunek czystej koherencji nie wystarcw do sformuło­
wania wiarygodnego uzasadnienia. Za ich stanowiskiem przemawia fakt, że całkowicie
spójny system sądów i zasad może być jednak wadliwy z moralnego punktu widzenia.
Twierdzenie, że uzasadnienie polega jedynie na spełnieniu warunku spójności, wywołuje jeszcze jeden poważny zarzut: możemy sobie wyobrazić bez trudu cały rząd
spójnych, lecz niezgodnych ze sobą systemów moralnych. Ze względu na naszą
wyjściową przesłankę musielibyśmy przyznać, że wszystkie one są równie dobrze
uzasadnione. Nie przedstawiając dodatkowych kryteriów, pozbawilibyśmy się sami
możliwości uzasadnienia oraz osiągnięcia wiedzy moralnej. Pewną ilustracją tego
problemu może być piracki Kodeks etyczny albo zwyczajowy braci wybrzeża?>O. Opracowany demokratycznie przez konfraternię piratów około 1640 r., jest przykładem
spójnego kodeksu, na który składa się ostrożnie dobrany zbiór reguł mówiących o
niesieniu sobie wzajemnie pomocy w niebezpieczeństwie, o karach za czyny zabronione, zasadach podziału łupów, sposobach porozumiewania się, zadośćuczynieniu za
krzywdy i „sądach honorowych" rozwiązujących spory. Ów zbiór reguł i zasad jest
spójny, ale moralnie nie do przyjęcia. Nawołuje do gromadzenia łupów, przewiduje
przydział niewolników w ramach zadośćuczynienia za krzywdę i tym podobne nie32
moralne praktyki. Co uzasadnia nasze stwierdzenie, że ten spójny kodeks jest nie do
przyjęcia z punktu widzenia etyki?
Postawione pytanie wskazuje, że powinniśmy zaczynać od rozważnych sądów,
" ·rastających z ustalonych przekonań moralnych i usytuowanych w szerokiej przestrzeni etycznej, a następnie przesiewać je, poddając uszczegóławianiu, testowaniu
i dalszym korektom. Koherencyjny model uzasadniania nie wyczerpuje się w bezmyślnym sprowadzaniu przekonań moralnych do zbioru absolutnie spójnego.
W etyce, tak jak i w innych dziedzinach, zaczynamy od szczegółowych przekonań
- zbioru rozważnych sądów (zwanych również samooczywistymi normami i wiarygodnymi intuicjami) - przyjmowanych bez żadnych dodatkowych założeń. Nie możemy uzasadniać każdego sądu moralnego odwołaniem się do innego bez popadnięcia
w nieskończony regres albo w błędne koło wykluczające uzasadnienie jakiegokolwiek
sądu. Jedynym wyjściem z tej pułapki jest przyjęcie pewnych sądów jako uzasadnionych bez pomocy innych. Tylko taki zbiór może stanowić prawomocny punkt wyjścia
naszych rozważań.
Owe rozważne sądy sięgają swymi korzeniami do bogatej warstwy moralnego doświadczenia ludzi, stanowiącego podstawę zmysłu moralnego, który
ocenia je jako wartościowe i godne zaufania; rozważne sądy nie są więc jedynie produktem indywidualnej intuicji. Poczucie pewności moralnej towarzyszące przyję­
tym normom wywodzi się najprawdopodobniej z nabytych przekonań, które
były wielokrotnie sprawdzane i modyfikowane ze względu na to, czy dobrze słu­
żyły celom, dla jakich powstały, czy nie. Zgodność z wyjściowymi normami jest
czymś istotnym dla ich przyjęcia, a ich niezgodność stanowi dobrą rację do odrzucenia takich „fundamentalnych", lecz wadliwych twierdzeń. Kodeks piracki mógł być
spójny i godny przyjęcia wśród piratów, nie zdaje jednak egzaminu dojrzałości moralnej.
Zaczynamy wprawdzie od początkowo wiarygodnych przesłanek, ale ogólny obraz
tworzących je osób oraz kodeksów, instytucji czy kultur, jaki wyłania się z pozostawionych dokumentów, nie musi za każdym razem budzić zaufania i zbierać braw
z tytułu wyczerpującego potraktowania problemu. Tradycja np. hipokratejska, stanowiąca przez wieki punkt wyjścia dla etyki medycznej, nie może już dłużej służyć jej
za fundament z powodu swej wyrywkowości i małej wiarygodności. Problem ten
można rozwiązać w ramach koherencyjnej teorii uzasadnienia, przywołując szerszy
zespół doświadczeń pozwalających ustalić punkty styczne. Sięgnijmy do praktyki
sądowniczej: Jeśli relacje wielu świadków zdarzenia pokrywają się ze sobą, to powstała
wersja zdarzeń staje się wiarygodna, choćby poszczególni świadkowie wiarygodnością
nie grzeszyli. I analogicznie możemy wyeliminować taką wersję wydarzeń, co do
której relacje świadków nie są zgodne lub która nie jest spójna z uznanymi powszechnie faktami. Im większa jest spójność w szerokim zbiorze konkluzji wyprowadzonych
z początkowo wiarygodnych założeń, tym więcej mamy powodów, by się na nim
oprzeć. To samo dotyczy teorii moralnej. Wraz z coraz większą liczbą wyprowadzanych twierdzeń i ustalonych punktów zbieżnych oraz podwyższaniem stopnia spójności
33
wzrasta poczucie, że nasz zespół twierdzeń jest uzasadniony i powinniśmy go przyjąć.
Im więc silniej potwierdzane są hipotezy, tym bardziej rośnie nasze poczucie, że są
one właściwe. Zdobycie takich potwierdzeń, choć trudne, stanowi zasadniczy cel teorii
moralnej.
Czy z tego wynika, że uzasadnienie oraz wiedza są stopniowalne? Często możemy
osiągnąć jedynie niski stopień zgodności, przytaczając mniej lub bardziej wiarygodne
opinie. Stopień uzasadnienia przekonań jest względny. Zależy od przytoczonych na
ich korzyść argumentów oraz od stopnia zgodności między nimi. Uzasadnienie w takich dziedzinach jak aborcja czy prawa zwierząt jest rozpaczliwie trudne i nie daje
się osiągnąć nawet w stanie refleksyjnej równowagi. Poniżej przyjmiemy, bez dalszych
argumentów, że teza o stopniowalnym charakterze uzasadnienia jest prawdziwa.
Uznamy też, iż spójność jest głównym, choć nie jedynym, warunkiem uzasadnienia
moralnego.
Jeśli chcemy dokonać rekonstrukcji pojęć i norm moralnych posługując się modelem koherencyjnym, musimy wprowadzić dodatkowe warunki bezpieczeństwa. Będzie­
my je traktować jako element chroniący nas przed błędnie pojmowanym ideałem
spójności. Pierwszy wymóg nazwijmy warunkiem podobieństwa. Warunek ten wymaga, by teorie moralne przypominały zasady i pojęcia, jakie posłużyły im za punkt
wyjścia. Po dokonaniu selekcji danych i skonstruowaniu teorii końcowy produkt
powinien przypominać zasady i pojęcia, jakie legły u jego podstaw. Przypuśćmy, że
próbujemy przeforsować projekt wysuwający na pierwszy plan kwestię zaufania pacjentów do lekarzy, licząc, że pozwoli on rozwiązać poważne problemy moralne,
z jakimi boryka się nasz obecny system opieki zdrowotnej. Wyobraimy sobie dalej,
że większość miejsca w nowym projekcie zajmują postulaty poszanowania prawa do
prywatności - aż do tego stopnia, że tracimy z oczu problem zaufania, sporządzając
na użytek szpitali jedynie listę praw do prywatności należnej pacjentom. Jeśli problem
zaufania zniknął po drodze, to nasz pierwotny plan spalił na panewce, nawet jeśli
końcowy produkt odznacza się wysokim stopniem spójności. Chociaż musimy przyjąć
jakiś margines niezgody dotyczącej właściwego punktu wyjścia do takiej analizy
(a więc tego, w stosunku do czego musimy określać podobieństwo końcowego produktu), warunek podobieństwa wydaje się ważnym ograniczeniem każdej teorii. Jednocześnie warunek ten nie mote służyć za parawan dla utrzymania status quo. Nie
zezwala on wprawdzie na przekształcenie jednej zasady lub pojęcia w coś zupełnie
innego, ale nie może przeszkodzić w uznaniu początkowego sądu czy stanowiska za
całkowitą pomyłkę.
Drugim, niezwykle często przywoływanym warunkiem bezpieczeństwa jest wymóg
Nie wynika z niego, że rozmaite normy uznawane w jednym społe­
czeństwie (a nie uznawane w innym) nie mogłyby w sensie logicznym tworzyć
kodeksu moralnego lub że moralne sądy i kryteria są dla wszystkich identyczne. Nie
jest też prawdą, że uogólnialność nie zostawia miejsca na indywidualne czy grupowe
różnice, odmienne tradycje, specjalne związki, autonomiczne sądy i niezgodę moralną.
Warunek uogólnialności wymaga raczej, by każda osoba, która twierdzi, że działanie
uogólnialności.
34
x jest moralnie
pożądane (wartościowe,
mywała jednocześnie, że działanie
cnotliwe itp.) w
x jest moralnie
okolicznościach
C1, utrzy-
pożądane (wartościowe,
cnotliwe
C2, jeśli C1 i C2 nie różnią się od siebie pod istotnymi moralnie
względami. Dokonujemy zatem uogólnienia, gdy żądamy, by wszyscy ludzie postę­
powali w pewien sposób, jeśli znajdą się w określonych okolicznościach; może się
jednak zdarzyć, że osoby wyposażone w jednakową wiedzę, jednakowo racjonalne
i bezstronne będą w tych samych okolicznościach wymagać od ludzi zupełnie innego
rodzaju postępowania. Uogólnialność nie przypomina więc materialnej zasady sprawiedliwości czy zasady nakazującej traktować wszystkich tak samo; stanowi raczej
warunek formalny niż zasadę o substancjalnej treści.
Wymóg ten zobowiązuje nas, byśmy przy formułowaniu zasad moralnych opierali się raczej na cechach ogólnych niż szczegółowych. Dla moralności nie może być
istotna różnica między „ja", „on", „ona" w ustalonych kryteriach słuszności i niesłuszności31. Takie ujęcie moralności chroni przed uprzedzeniami, przesądami oraz
idiosynkratycznymi preferencjami. Niemniej uznaje się niektóre różnice między osobami za istotne: nie jest bez znaczenia, czy ktoś jest rodzicem, doradcą czy uczniem
w zawodzie. Uogólnialność żąda zatem, byśmy konsekwentnie przyjmowali na siebie
zobowiązania w ramach określonego systemu sądów, reguł i zasad, choć nie wypo. wiada się na temat tego, jakie różnice i podobieństwa są istotne oraz czy możliwa
jest jednomyślność w sprawie przyjęcia określonego zbioru reguł i zasad.
Musimy wspomnieć również o pozostałych warunkach zapewniających sprowadzenie uzasadnienia twierdzeń moralnych do zgodności między nimi. Rozmaite teorie
i zasady możemy porównywać ze względu na ich trwałość, plastyczność czy produktywność. Kryteriami ich wiarygodności, przyczyniającymi się do uzyskania stanu
refleksyjnej równowagi, jest więc to, czy wytrzymują w starciu z innymi teoriami lub
zasadami, czy łatwo adaptują się do zmian oraz czy twórczo i praktycv1ie rozwiązują
nowe problemy. W rozdz. 2. określimy bliżej warunki skonstruowania poprawnej teorii.
Zadaniem naszej analizy będzie dostarczenie kolejnego argumentu na rzecz tezy, że
od teorii można wymagać, by spełniała określone warunki w maksymalnym stopniu.
Broniąc koherencyjnego modelu uzasadnienia, nie sugerujemy, że o wartości teorii
decyduje jedynie kryterium spójności.
itp.) w
okolicznościach
Koherencyjne i niekoherencyjne teorie prawdy
w teorii moralnej, epistemologii oraz filozofii nauki zwykło się
od uzasadnienia. Przykłady tego typu co wspomniany już kodeks
piracki nasuwają wielu ludziom myśl, że teoria moralna musi być prawdziwa, a nie
tylko spójna. Z kolei inni utrzymują, że koherencyjna teoria uzasadnienia może
występować w podwójnej roli
również jako teoria prawdy. Chodzi im o to, że test
spójności (rozumiany jako zbliżanie się do stanu refleksyjnej równowagi) pomaga
osiągnąć prawdę, nie zaś jedynie uzasadnienie. Jeszcze inni zaprzeczają tej opinii
głosząc, że spójność nie prowadzi do prawdy. Na poparcie swej opinii przytaczają
Tradycyjnie
już
odróżniać prawdę
35
następujący argument: Wyobraźmy sobie kilka niezgodnych ze sobą teorii wywiedzionych z wiarygodnych założeń początkowych, odznaczających się wewnętrzną spójnością i harmonią. Jeśli zakładamy, że spójność decyduje o prawdzie, będziemy musieli
przyjąć, iż może istnieć kilka różnych prawdziwych teorii. Jednakowo prawdziwe
okażą się np. niezgodne ze sobą teorie sprawiedliwości.
Trudność ta prowadzi do pytania, czy poza wymogiem spójności istnieje jeszcze
jakieś inne kryterium prawdziwości systemu moralnego. Załóżmy, że model koherencyjny jest właściwą teorią uzasadnienia i że nie istnieje żaden inny sposób dowiedzenia
dyrektyw moralnych. Nie możemy zweryfikować wyników otrzymanych przy zastosowaniu tego modelu inaczej niż tylko powtórnie sprawdzając spójność norm, dokonując ostrożnego wglądu w treść pierwotnych przekonań oraz wprowadzając w życie
wcześniej wymienione warunki. Aby dowieść, że jakieś przekonanie jest fałszywe,
musielibyśmy poddać wiarygodnej krytyce wyniki otrzymane przy zastosowaniu koherencyjnej teorii uzasadnienia. Czy możemy to zrobić inaczej niż przez dokładniejsze
zbadanie spójności badanych norm, czyli przez zastosowanie tej samej metody koherencyjnej?
Najlepszym wyjaśnieniem faktu, że jakiś system norm jest całkowicie spójny,
mogłoby być stwierdzenie, że system ten trafnie rozpoznaje istotę tego, co słuszne,
cnotliwe itp. Jeśli rzeczywiście na tym polegałaby prawda moralna, to moglibyśmy
powiedzieć, że spójność moralna idzie w parze z dostrzeżeniem prawdy. Tak samo
postępujemy w analogicznych sytuacjach w dziedzinie nauki: Jeżeli jakiś zespół
hipotez poddawany jest wielokrotnym testom i ich spójność zostaje zachowana, to
dzieje się tak dlatego, że system ten jest prawdziwy albo do prawdy się zbliża. Jeśli
godzimy się na teorię prawdy w nauce, to dlaczego mielibyśmy odrzucać ją w
moralności?
się
jednak wątpliwe, czy takie ujęcie moralnej prawdy jest trafne. Możemy
czy spójność jakiegoś systemu przekonań - niezależnie od tego, jak
długo utrzymywana - rzeczywiście stanowi dowód jego prawdziwości. Po pierwsze
- wątpliwe jest, czy twierdzeniom moralnym możemy przyporządkować wartości
logiczne prawdy i fałszu oraz czy kategoria prawdy ma w ogóle zastosowanie w moralności. Po drugie - musielibyśmy wypracować teorię prawdy, co samo w sobie
wydaje się zadaniem skomplikowanym i napotykającym sprzeciwy. Tu musimy zadowolić się stwierdzeniem, że potrafimy z powodzeniem uzasadniać zdania etyki oraz
że najlepszą metodą uzasadnienia jest model koherencyjny - zarysowany niżej, a rozwinięty w rozdz. 2. Jeśli ktoś będzie jednak upierał się, iż wszystkie uzasadnione
przekonania są zdaniami prawdziwymi, nie mamy powodu, by piętnować taki punkt
widzenia. Chcemy jedynie zastrzec, że w tej książce nie posuniemy się aż tak daleko.
Przypisanie kwalifikacji prawdziwościowych sądom moralnym przyniosłoby więcej
Wydaje
powątpiewać,
nieporozumień niż pożytku.
36
Uszczegóławianie
i
równoważenie
zasad
Nadszedł już
czas, by przedstawić wspomniane wcześniej metody uszczegóławiania
zasad. Metody te wypełniają treścią koherencyjny model uzasadnienia,
dostarczają sposobów rozwiązywania problemów moralnych i pozwalają uniknąć nierozwiązywalnych konfliktów.
i
równoważenia
Uszczegóławianie
Filozof niemiecki G.W.F. Hegel słusznie krytykował Immanuela Kanta, wytykając
mu „czysty formalizm" gloryfikujący obowiązek dla samego obowiązku i niezdolność
do wypracowania „immanentnej doktryny powinności". Hegel myślał, że „treść
i uszczegółowienie" obecne w żywym kodeksie etycznym zostały w teorii Kanta
zastąpione abstrakcyjnymi spekulacjami3 2• Teoria etyczna kładąca nacisk na zasady
spotkała się z takim samym zarzutem33. Krytyka ta wskazuje na jeden ważny punkt.
Każda ogólna norma, a nawet moralność jako całość, zawiera w sobie element
nieokreśloności. Rozwój i wzbogacanie norm moralnych muszą słabość tę przezwyciężać. Jeśli chcemy, by zasady przedstawione w tej książce zawierały dostatecznie
dużo treści, musimy sprowadzić je z wyżyn abstrakcji i umieścić w świecie konkretnych zdarzeń, definiując przypadki, które pod nie podpadają34. Nie uszczegółowiona
zasada jest pusta i niepraktyczna.
Posłużmy się przykładem zasady nieszkodzenia. Głosi ona, że nie powinmsmy
wyrządzać zła lub krzywdy innym ludziom, i w takim brzmieniu dostarcza jedynie
ogólnego punktu wyjścia do wyszczególnienia warunków, w jakich wyrządzanie
krzywdy jest zabronione. Normalnie uważamy zabójstwo za wyrządzenie krzywdy, ale
czy rzeczywiście wyrządza krzywdę ten, kto pomaga komuś innemu w samobójstwie
lub dokonuje czynnej eutanazji na prośbę cierpiącego? Mamy wątpliwości, czy w
takich sytuacjach zostaje naruszona zasada niekrzywdzenia. Czy zabójstwa z litości
nie można czasem uznać za czyn nie krzywdzący, a nawet dobroczynny? Jeśli nie
wiemy, czy lekarz, który pomaga pacjentowi popełnić samobójstwo, wyrządza mu
krzywdę czy też dobrodziejstwo, prŁyznajemy tym samym, że z naszej nie uszczegółowionej zasady nieszkodzenia nie płyną żadne wskazówki praktyczne. Bez uszczegółowienia zasada ta staje się nieprzydatna jako punkt wyjścia do rozwiązywania problemów eutanazji i samobójstwa w asyście. Abstrakcyjne zasady musimy często
poddawać obróbce pojęciowej, wydobywając z nich jednocześnie ich normatywną
zawartość. Ujawnia się ona w konkretnych przypadkach, gdy umożliwia wydanie
praktycznego sądu lub sformułowanie dyrektywy postępowania. Uściślając nasze zasady, musimy brać pod uwagę takie czynniki, jak skuteczność, reguły obowiązujące
w instytucjach, z którymi się stykamy, obowiązujące prawo i oczekiwany stopień
akceptacji proponowanych dyrektyw. W końcu powinniśmy opracować praktyczne
sposoby radzenia sobie z tak przyziemnymi problemami, jak wymogi gry politycznej,
ograniczenia prawne, niepewność co do 'ryzyka itp. Biorąc pod uwagę nieokreśloność
37
cechującą
ogólne normy moralne, godzimy się z myślą Henry'ego Richardsona, że
naszych zasad ma istotne znaczenie dla sprecyzowania zakresu ich
obowiązywania oraz dla rozstrzygnięcia niektórych konfliktów moralnych. Richardson
zauważa, że czasami stosujemy normy bezpośrednio do przypadków. Często też
równoważymy niezgodne ze sobą normy. W pewnych warunkach obie metody z równym powodzeniem zdają egzamin. Zajmując się jednak nowymi, złożonymi czy
wątpliwymi przypadkami, powinniśmy najpierw zająć się uszczegółowieniem naszych
norm, a tym samym usunięciem niejasności i trudności. W bardzo skomplikowanych
sytuacjach bezpośrednie zastosowanie norm jest raczej niemożliwe. Z kolei metoda
równoważenia norm wydaje się zbyt subiektywna i przez to zawodna przy rozwią­
zywaniu problemów i zapobieganiu im. W najkłopotliwszych przypadkach pozostaje
więc tylko uszczegóławianie - i to tak długo, jak długo potrafimy przytaczać racje
przemawiające za jego stosowaniem35. Oczywiście, raz uszczegółowiona norma może
w jakiejś nowej sytuacji konfliktowej wymagać dalszego uszczegółowienia. Ten postępujący proces przyczynia się do rozstrzygania kolejnych problemów, stopniowo
eliminując wiele dylematów i konfliktów, z którymi nie mogły sobie poradzić normy
ogólne.
By zrozumieć, czym jest uszczegółowienie, powróćmy do cytowanej już reguły:
„Lekarze powinni przedkładać interes pacjentów nad wszystko inne". Obecnie w Stanach Zjednoczonych zdarza się, że pacjenci mogą sobie pozwolić na komfortowe
leczenie tylko wtedy, gdy ich lekarze podadzą fałszywe informacje lub przynajmniej
ominą prawdę przy wypełnianiu formularzy kierowanych do towarzystw ubezpieczeniowych. Z reguły nakazującej przedkładać interes pacjenta nie wynika, że lekarze
powinni łamać prawo i oszukiwać towarzystwa ubezpieczeniowe. Reguły zakazujące
kłamstwa oraz reguły nakazujące stawiać na pierwszym miejscu interes pacjenta nie
mają charakteru absolutnego. Wymagają one uszczegółowienia, by dać lekarzom moralne wskazówki, czy mogą dla dobra swych pacjentów posuwać się czasami do
kłamstwa, a jeśli tak, to w jakich okolicznościach.
Z ostatnich badań postaw lekarzy wobec kłamstwa wynika, że uszczegółowienie
ich zobowiązań wobec pacjentów przy jednoczesnym uznawaniu reguły prawdomówności jest sprawą ogromnie złożoną. Dennis H. Novack i jego współpracownicy
przygotowali specjalny kwestionariusz, by zbadać opinie lekarzy na temat czterech
trudnych problemów etycznych. Potencjalnym rozwiązaniem było m.in. dopuszczenie
się oszustwa. W jednym z przykładów lekarz zaleca 52-letniej kobiecie poddanie się
rutynowemu badaniu mammograficznemu. Kobieta stwierdza, że w poprzednim roku
towarzystwo ubezpieczeniowe nie zwróciło jej pieniędzy za takie badanie i musiała
opłacić je z własnej kieszeni, choć nie było jej na to stać. Sekretarka sugeruje, że
towarzystwo ubezpieczeniowe pokryłoby koszt badania, gdyby lekarz napisał w formularzu, że powodem przeprowadzenia testu jest „wykluczenie raka", a nie rutynowe
badanie mammograficzne, choć w rzeczywistości tylko ten drugi powód był prawdziwy. Z badanej grupy prawie 70% lekarzy oświadczyło, że w przedstawionej sytuacji
wpisaliby „wykluczenie raka", a 85% stwierdziło, że taki czyn nie jest „oszustwem"36.
uszczegóławianie
38
Decyzję lekarzy możemy uznać za prymitywną próbę uszczegółowienia reguł w celu wykluczenia oszustwa. Większość z nich nie zgadzała się na sugerowaną przez
badaczy definicję oszustwa („oszukać kogoś znaczy sprawić, by myślał, że coś jest
prawdą, choć nią nie jest, innymi słowy - wprowadzić go w błąd"). Może lekarze
byli naprawdę przekonani, że oszustwem jest odmowa udzielenia informacji lub podanie informacji mylnej komuś, kto ma prawo do informacji prawdziwej. Jeśli więc
uważali, że towarzystwa ubezpieczeniowe prowadzą niesprawiedliwą politykę wobec
swych klientów, to mogli dojść do wniosku, że nie mają one prawa do prawdziwej
informacji. A może myśleli, że oszustwo ma miejsce wówczas, gdy bez dania racji
wprowadza się kogoś w błąd. Tymczasem za wprowadzeniem w błąd towarzystw
ubezpieczeniowych przemawiają potężne racje, toteż nie będzie ono oszustwem. Jest
też możliwe, że przez regułę zabraniającą dopuszczania się oszustwa lekarze rozumieli
zakaz podejmowania działań krzywdzących innych lub czynów mających na widoku
osobistą korzyść. Nie jest wykluczone, że w ich mniemaniu zakaz taki mógł dopuszczać oszustwo dla dobra tych, których interes powinien przeważać.
Ankietowani lekarze nie zgodziliby się przypuszczalnie na jedną wersję uszczegółowienia reguły zabraniającej oszustwa oraz reguły nakazującej przedkładanie interesów pacjenta nad interesy innych. Wprawdzie wszystkie wersje uszczegółowienia
rozwiązywałyby konflikt (lub raczej: pozbywały się go), ale powstałby zapewne spór
na temat właściwego ich uzasadnienia. Kwestionariusz dostarcza przykładu eliminowania pozornego dylematu bez uciekania się do „wprowadzania norm w życie" czy
ich „równoważenia". Mimo to proponowane wersje uszczegółowienia nie muszą dostarczać najtrafniejszego albo najlepiej uzasadnionego rozwiązania. „Rozwiązanie" lub
„zlikwidowanie" problemu polega na przyjęciu, iż treść norm została na tyle określona,
że w każdym wypadku, w którym znajduje ona zastosowanie, potrafimy zadecydować,
jak powinno się postąpić.
Poprawne uszczegółowienie musi spełniać jeszcze warunek spójności z innymi
uznanymi przez nas normami. Uszczegóławianie jest sposobem rozwiązywania problemów poprzez refleksję, ale żadne uzasadnienie nie będzie poprawne, jeśli nie
wykażemy dodatkowo, że uszczegółowiona norma jest zgodna z innymi przyjętymi
normami. Wszystkie normy mogą zostać w zasadzie poddane takiej rewizji, czyli
uszczegóławianiu i uzasadnianiu. Skłania nas do tego ciągła potrzeba powiększania
ich zawartości. Jak zauważa Richardson, „złożoność moralnych zjawisk zawsze przekracza naszą zdolność do ich ujmowania za pomocą ogólnych norm"3 7 . Powyższe
trudności nie mogą zmniejszyć znaczenia faktu, że czasami udaje nam się rozstrzygać
konflikty i dylematy właśnie dzięki poprawnemu uszczegółowieniu norm.
Wiarygodność naszej koncepcji i jej przydatność w etyce medycznej zależą w dużej
mierze od tego, czy reguły i zasady, które proponujemy, mogą być uszczegółowione,
a kolejne uszczegółowienia - uzasadnione. Reguły materialne, reguły pierwszeństwa
oraz reguły proceduralne dyskutowane poniżej (s. 48-49) zawierają uszczegółowione
wersje głównych zasad, rekomendowanych w tej książce. W rozdz. 3.-7. będziemy
starali się pokazać, jak proces uszczegóławiania powinien przebiegać.
39
kilka ograniczeń i słabości związanych nieodłącznie
by dać jasno do zrozumienia, że nie zamierzamy jej
traktować jako panaceum na wszystkie dręczące nas dylematy. Po pierwsze - nie
możemy przeceniać różnicy między uszczegóławianiem a równoważeniem i stosowaniem norm do poszczególnych przypadków. Nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy mogli
równoważyć zasady i reguły jednocześnie je uszczegóławiając. Posługiwanie się modelem uszczegóławiania nie wyklucza bezpośredniego stosowania ogólnych norm tam,
gdzie jest to możliwe. W razie jakiejkolwiek kontrowersji czy dylematu uszczegóło­
wione wersje ogólnej normy będą stanowić możliwe rozwiązania problemu, przenosząc
nas z powrotem do sytuacji wyjściowej, w której musieliśmy dokonać wyboru i po
raz pierwszy odwołać się do uszczegółowienia. (Model polegający na równoważeniu
norm wyjaśnimy później). Po drugie ponieważ (a zgodzi się z tym chyba każdy)
konflikty moralne są nieuchronne i nie można ich wyeliminować czy obejść nawet
przy najszczelniejszej sieci uszczegółowień zakres stosowania naszej metody zostanie
ograniczony do tych przypadków, w których uszczegółowienie zdaje egzamin. Po
trzecie - uszczegóławianie norm nie chroni przed przemycaniem ani uprawomocnianiem własnych przesądów, uprzedzeń, smaków czy irracjonalnych poglądów. Gdybyśmy w wyniku uszczegółowienia zdołali wyeliminować wszystkie przypadkowe konflikty, to i tak uszczegółowiona wersja pietWotnej normy może mieć charakter arbitralny, odznaczać się brakiem bezstronności oraz innymi wadami. Richardson bez
ogródek stwierdza: „Jeśli proces uszczegóławiania rozumiemy właściwie, dochodzimy
do wniosku, że musimy połączyć go z metodą równoważenia i stosowania norm w
dostatecznie pojemnym hybrydowym modelu"38.
Metodę uszczegóławiania należy traktować jako część modelu koherencyjnego,
opartego z jednej strony na rozważnych sądach, z drugiej zaś dążącego do wypracowania ostatecznej zgodności między nimi, możliwej do osiągnięcia właśnie na drodze
uszczegóławiania. Naszym celem jest obrona tak pojętego ogólnego modelu, który
akceptuje również cytowany przez nas Richardson (przyznaje on zresztą, że uszczegóławianie i spójność muszą iść w parze, ale zaznacza, że mają do spełnienia odmienne
funkcje). Tak rozumiany proces uszczegółowienia otwiera przed nami możliwość
rozwijania naszego moralnego punktu widzenia zgodnego z wyjściowymi przekonaniami (których się nie wyrzekliśmy), a następnie uściśla raczej niż rozluźnia zgodność
akceptowanych przez nas norm.
Jaką zaletę posiada uszczegóławianie w porównaniu z innymi sposobami rozwią­
zywania konfliktów? Podobnie jak Richardson sądzimy, że na to pytanie powinniśmy
„odpowiedzieć, odwołując się do ostatecznej spójności i wzajemnego wsparcia udzielanego sobie przez zbiór norm [... ]. Wymóg spójności w odniesieniu do logiki uszczegóławiania [... ] faktycznie jest próbą sprowadzenia idei «szerokiej refleksyjnej
równowagi» Rawlsa do poziomu konkretnych przypadków"39. Z tego punktu widzenia
uszczegóławianie stanowi jeden z filarów ogólniejszej metody koherencji, wzmacniający nasze wcześniejsze przekonanie, że głównym warunkiem U7lłsadniania jest spójność i że interpretacja, konstrukcja i rekonstrukcja norm odgrywają kluczową rolę
Musimy jednak
z
40
odnotować
metodą uszczegóławiania,
„
zarówno w teorii etycznej, jak i w etyce praktycznej. Tylko taka wersja uszczegóło­
wionej zasady jest uzasadniona, która bardziej niż inne wersje alternatywne zgadza
się z całością uznawanych przez nas norm.
Z naszej analizy wymogu spójności i uszczegółowienia wynika następująca konkluzja: Pierwszym celem teorii moralnej, kluczowym zwłaszcza dla koncepcji uzasadnienia, jest przejście od ogólnego poziomu teorii do szczegółowych reguł, sądów
i programów, mających bezpośredni wpływ na decyzje podejmowane w codziennym
życiu. Jak rzeka z wieloma dopływami zagarnia dla siebie coraz to nowe obszary,
tak zasady i reguły będące odgałęzieniami teorii penetrują w procesie uszczegóławiania
nie znane dotąd tereny życia moralnego. Właściwe uszczegółowienie zachowuje lub
powiększa stopień spójności, jakim już wcześniej odznaczała się teoria. W obliczu
konfliktu moralnego uszczegóławianie stanowi idealną okazję do ponownego przeprowadzenia testu spójności i do modyfikowania zasady lub reguły tak długo, aż konflikt
zniknie. Uszczegóławianie stanowi też pożyteczne narzędzie w tworzeniu programów
na polu bioetyki.
Zgoda na taką linię postępowania nie gwarantuje, że konflikty będą znikać za
każdym razem, gdy uszczegółowimy jakąś regułę lub program. Zmorą moralności są
bowiem i pozostaną konflikty przypadkowe, których nie sposób wyeliminować. Nasz
cel ma charakter pragmatyczny. Jest nim wypracowanie cząstkowej metody rozwią­
zywania problemów, pomocnej w wielu wypadkach, a nie poszukiwanie algorytmu
rozwiązującego nasze moralne problemy raz na zawsze.
Wyważanie
i
przedkładanie
Zasady, reguły i prawa wymagają wyważania nie mniej niż uszczegóławiania.
Zasady mogą wskazywać nam pewne sposoby postępowania jako właściwe, same
z siebie nie mogą jednak tworzyć sytuacji konfliktowych. Dokonując uszczegółowienia
rozwijamy treść i powiększamy zakres norm, natomiast wyważanie polega na określeniu, która z nich ma większe znaczenie. Wyważanie pomaga czasem przy uszczegóławianiu, a uszczegóławianie przy wyważaniu. Obie czynności powinny więc jawić
się nam jako wzajemnie uzupełniające się podejścia, metody czy strategie zespolone
w całość w ?Pisanym wcześniej modelu koherencyjnym. Wyważanie przynosi szczególnie dużo pożytku przy ocenie indywidualnych przypadków, uszczegóławianie przy opracowywaniu programów.
Odejście od „absolutnych" norm. Różnorodne normy, jakie możemy wyważać,
a więc zasady, reguły, prawa itp., traktowaliśmy zawsze jako normy prima facie (zob.
s. 42--46). Nie rozpatrywaliśmy ich ani jako nakazów absolutnych, ani jako reguł
wskazujących jedynie ogólny kierunek, czyli tzw. reguł kciuka, ani też jako zasad
ułożonych w porządku leksykalnym, czyli hierarchicznym. Jednak pewne specyficzne
normy mają wydźwięk zdecydowanie absolutny i zazwyczaj nie mogą być przedmiotem
wyważania. Należą do nich ro.in. zakaz torturowania i okrutnego obchodzenia się
z ludźmi. Czyny te można określić jako niczym nie usprawiedliwione zadawanie bólu
41
i cierpienia. (Inne zakazy, np. reguły wymierzone przeciwko morderstwu, są absolutne
na mocy znaczenia słów w nich użytych. Stwierdzenie, że ,;morderstwo jest absolutnie
złe" jest równoważne zdaniu „nieuzasadnione zabójstwo jest nieuzasadnione").
Normy absolutne są dokładnymi i rozstrzygającymi wersjami uszczegółowionych
zasad i reguł. Występują rzadko i ze względu na swój absolutny wymiar nie podlegają
dyskusji. Ciekawsze zjawisko stanowią normy kontrowersyjne, pretendujące do wyliczenia własnych wyjątków. Przykładem takiej normy jest: „Przed podjęciem interwencji medycznej staraj się zawsze uzyskać świadomą zgodę pacjenta - ustną lub pisemną
- jeżeli jest on kompetentny, chyba że zajdzie co najmniej jeden z trzech warunków:
I. pacjent znajdzie się w sytuacji krytycznej, 2. interwencja nie będzie dla niego zbyt
ryzykowna, 3. zrzekł się on swego prawa do pełnej informacji". Powyższą normę
trzeba oczywiście poddać dalszej interpretacji i uszczegółowieniu, bo nie wiadomo,
co znaczą wyrażenia „świadoma zgoda", „stan krytyczny", „zrzeczenie się prawa",
„zbyt ryzykowna". Teoretycznie jednak rzecz biorąc, po wymienieniu wszystkich
uprawnionych wyjątków w uszczegółowionej regule nabiera ona wymiaru absolutnego.
Jeśli uda nam się w procesie uszczegóławiania uwzględnić wszystkie wyjątki i wykazać, iż są one uzasadnione, reguła stanie się absolutną i nie będzie już musiała być
wyważana, gdyż możliwość, że dojdzie do konfliktu między nią a innymi normami,
spadła do zera. Jeśli jednak takie absolutne normy istnieją, to są niezmiernie rzadkie.
Biorąc pod uwagę możliwość wystąpienia nieprzewidzianych, przypadkowych konfliktów między zasadami, sformułowanie normy absolutnej, zawierającej w sobie wszystkie swe wyjątki, stanowi raczej ideał etyki niż jej gotowy produkt.
Wyważanie norm prima facie. Idąc za W.D. Rossem, wyróżniamy obowiązki prima
facie oraz obowiązki aktualne. Pierwsze są obowiązkami, które muszą być spełnione,
jeżeli w pewnych okolicznościach nie popadną w konflikt z obowiązkami mocniejszymi lub o takiej samej mocy. Obowiązek prima facie jest wiążący, dopóki nie
zostanie przeważony czy zdominowany przez jakiś inny. Czynom przypisujemy zazwyczaj pewne istotne cechy i konsekwencje, np. kłamstwo może przyczynić się do
czyjegoś dobra, zabicie - do złagodzenia lub uśmierzenia bólu, a nawet do poszanowania cudzej autonomii, gdy cierpiący pacjent prosił o skrócenie jego męczarni. Czyny
takie są jednocześnie prima facie słuszne i niesłuszne, jeżeli w danych okolicznościach
dochodzi do konfliktu norm. Decydent musi dokonać wyboru, jak powinien postąpić.
Musi zatem uznać któryś obowiązek za nadrzędny czy też aktualny (w odróżnieniu
od obowiązku prima facie), musi odnaleźć „największą nadwyżkę" słuszności nad
niesłusznością. Aktualny obowiązek człowieka w danej sytuacji określony jest przez
bilans ciężaru obowiązków prima facie (względny ciężar wszystkich obowiązków
prima facie, takich jak dobroczynność, dotrzymywanie obietnic, sprawiedliwość)40.
Porównanie siły obowiązków do ciężarów, które mogą być ważone na szali, dobrze
oddaje to, co mamy na myśli mówiąc o „wyważaniu", choć z drugiej strony może
zaciemnić rzeczywisty proces wyważania obowiązków sugerując, że ma on charakter
całkowicie intuicyjny i subiektywny. Uzasadniony wybór jednej z porównywanych
opcji zakłada tymczasem, że sąd, jaki wydajemy, poparty jest przez dobre racje.
42
Wyobraźmy sobie, że lekarka styka się z przypadkiem krytycznym i musi zostać
w szpitalu po godzinach pracy, przez co nie może spełnić obietnicy danej synowi, że
zabierze go do biblioteki. W takiej sytuacji musi ona rozważyć, jak silna jest potrzeba
syna, by odwiedzić bibliotekę, czy nie mógłby pójść tam wieczorem, czy jakiś inny
lekarz nie zechciałby jej zastąpić itp. Jeśli lekarka zdecyduje się zostać z pacjentem,
to obowiązek ten stanie się nadrzędny. Stawką w grze jest bowiem ludzkie życie, a
tylko ona wie, jak je ratować. Decyzja o odwołaniu spotkania z synem może być
bolesna i kłopotliwa, ale za to poparta dobrą i wystarczającą racją. Wyważanie jest
więc procesem uzasadniania na podstawie dobrych racji.
Pod pewnym względem proces wyważania przypomina, a nawet krzyżuje się
z uszczegóławianiem. Jak uświadomił nam David DeGrazia, dobre i wystarczające
racje proponowane przez kogoś w akcie wyważania obowiązków można interpretować
jako rodzaj uszczegółowienia norm włączający jego racje. Racje te mogą być uogólniane na podobne przypadki: „Jeśli stawką jest życie pacjenta, a lekarz będący w
pobliżu jest jedyną osobą, która wie, jak je ratować, to obowiązek wobec pacjenta
musi przeważyć nad innymi, niezgodnymi z nim obowiązkami domowymi". Połączenie
uszczegóławiania i wyważania ma swoje zalety, ale wypowiadanie ogólnych uwag na
temat wszystkich sytuacji, w których mogłoby to mieć miejsce, byłoby zbyt śmiałe
i niefrasobliwe. Wyważanie odbywa się często w trakcie uszczegóławiania, nie jest
to jednak reguła. Uszczegóławianie często zawiera w sobie wyważanie, ale wprowadzone poprawki mogą mieć postać jedynie retuszu. Nie mamy zamiaru utożsamiać
obu metod. Chodzi tylko o to, byśmy zdali sobie sprawę, że uszczegóławianie i wyważanie nie leżą na antypodach, lecz razem składają się na model koherencyjny.
Proponujemy zatem, by połączyć obie wspomniane metody w jeden ogólny model,
wymagający od nas uzasadniania racji dla działań i norm. Jak wcześniej zauważyliśmy,
wyważanie jest szczególnie użyteczne przy analizie konkretnych przypadków, natomiast uszczegóławianie przydaje się do formułowania programów.
Warunki ograniczające wyważanie. Odpowiadając na zarzut, że wyważanie norm
jest zbyt intuicyjne i doraźne, wymienimy kilka warunków ograniczających dowolność
w tej dziedzinie, a pomagających sprecyzować poprzedni postulat uzasadniania norm
i działań dobrymi racjami.
Aby uzasadnić naruszenie jakiejś normy prima facie w celu zadośćuczynienia innej,
trzeba spełnić następujące warunki:
1. Norma wybierana musi być poparta lepszymi racjami niż nonna odrzucana
(zazwyczaj jeśli ktoś ma do czegoś prawo, to jego interes przeważa nad porównywanymi z nim interesami innych osób, które nie mają analogicznego
prawa).
2. Moralny cel, jaki nam przyświeca, gdy naruszamy jakąś normę, musi mieć
szansę realizacji.
3. Nie istnieje moralnie lepsza alternatywa niż podjęcie działania naruszającego
jakąś normę.
43
normy musi mieć postać najłagodniejszą z możliwych, proporcjodo najważniejszego celu założonego w działaniu.
5. Decydent minimalizuje negatywne skutki pogwałcenia normy.
Wymienione warunki mają charakter norm prima facie, a więc nie obowiązują
absolutnie. Chociaż niektóre z nich wydają się tautologiczne albo przynajmniej niekontrowersyjne, nie zawsze są przestrzegane w życiu. Gdybyśmy się ich trzymali,
przypuszczalnie część naszych działań miałaby zupełnie inny przebieg. Wiele np.
propozycji w bioetyce, dotyczących użycia nowoczesnych technologii, aby przedłużyć
życie ludzkie, nie spełnia warunku 2., gdyż podejmowane interwencje nie mają szans
na powodzenie. Do działań takich dochodzi na ogół wtedy, gdy lekarze uważają, że
wymaga ich prawo. Czasami stanowią one element rutynowej praktyki, jaką stosuje
się od lat. Jeszcze częściej łamany jest warunek 3. Zwykle podejmujemy działania
bez poważnego rozważenia wszystkich alternatywnych czynów, możliwych w sytuacji
konfliktu między dwoma obowiązkami. W kwestiach dotyczących właściwej opieki
nad zwierzętami powtarza się np. konflikt między obowiązkiem sporządzenia wiarygodnych protokółów z badań a obowiązkiem niezadawania niepotrzebnych cierpień.
Zazwyczaj komisje naukowe uznają protokóły za wiarygodne wtedy, gdy wspomina
się w nich, że podczas eksperymentów stosowano zwykłe sposoby znieczulania.
Jednak zwykłe sposoby znieczulania nie są najlepszą formą ochrony zwierząt przed
cierpieniami. Aby stwierdzić, jakie analgetyki są dla nich najlepsze w trakcie
eksperymentów, trzeba przeprowadzić osobne badania. Z naszego zbioru warunków
wynika, że uznawanie wiarygodności protokółów opisujących znieczulanie zwierząt
zwykłymi środkami jest czymś nieuzasadnionym, podobnie jak kontynuowanie
eksperymentów bez osobnych badań, określających najlepsze formy analgezy. Wydaje
nam się, że wymienione warunki są nie tylko oczywiste i tautologiczne, lecz ponadto
mają moc moralnych żądań. W połączeniu z wymogami spójności powinny pomóc
nam w wypracowaniu bariery ochronnej przeciwko arbitralnym i czysto intuicyjnym
4.
Pogwałcenie
nalną
sądom.
Niezależnie
od wspomnianych zabezpieczeń i tak powstanie kontrowersja wokół
tego, która z dwóch niezgodnych ze sobą norm powinna przeważyć. Moglibyśmy
wprawdzie wprowadzać kolejne ograniczenia w rodzaju: „prawa są nadrzędne w stosunku do niepraw" lub „zasada wolności jest nadrzędna w stosunku do innych zasad'',
lecz wszystkie te metareguły zawiodą z pewnością w sytuacji, gdy powoływanie się
na przysługujące komuś prawa lub zainteresowanie wolnością nie będzie miało wię­
kszego znaczenia. Zwykła uczciwość każe nam przypomnieć to, co powiedzieliśmy
już o dylematach moralnych: zdarza się, że w pewnych okolicznościach nie potrafimy
wskazać normy nadrzędnej. Wyważanie obowiązków komplikuje dodatkowo obecność
innych względów, które mogą się okazać istotne w danej sytuacji. Czasami takim
względem będzie istnienie jakiegoś długiego związku między dwojgiem ludzi, co może
skłonić nas do rozwiązania konfliktu na rzecz jednej ze stron. Czasem znów okaże
się, że na naszej decyzji zaważy niewspółmierność poczucia krzywdy obu stron przy
każdej wersji rozwiązania konfliktu, np. jednej stronie można wynagrodzić przegraną,
44
drugiej nie. Innym znów razem uznamy, że fakt, iż ktoś jest odpowiedzialny za
krzywdę, daje skrzywdzonemu przewagę, której druga strona jest pozbawiona. Ilustracją może być tu sytuacja, w której pan X powoduje swym działaniem skutki szkodliwe
dla pana Y. Skłaniamy się, by myśleć, że pan Y ma większe prawo żądać zadośću­
czynienia od pana X niż pan Z, który także - podobnie jak pan Y - doznał szkody,
ale nie od pana X; interes pana Y powinien więc mieć większą wagę w starciu
z interesem pana X, nawet jeśli pan Z poniósł większą szkodę.
We wszystkich tych sytuacjach nie możemy uniknąć intuicyjnych sądów i subiektywnego porównywania racji stron znajdujących się w konflikcie, podobnie jak nie
możemy uniknąć porównywania różnych dóbr w życiu - wszystko jedno, czy będzie
to jedzenie, sposoby nauki gry w tenisa czy też czas po~więcany różnym zajęciom
w naszym planie dnia. Fakt ten jednak nie uzależnia porównywania i wyważania
obowiązków od kapryśnych, subiektywnych preferencji. Wyobraźmy sobie typowy
przykład chorych na AIDS oraz zderzenie dwóch zasad: zasady szacunku dla autonomii i zasady dobroczynności (wymagającej działań nie dopuszczających do krzywdzenia innych). Szacunek dla autonomii sprzeciwia się prima facie nakazowi poddania
grup zwiększonego ryzyka testom na wykrycie wirusa HIV. Z drugiej strony swobodne działania ludzi zarażonych wirusem mogłyby narazić na niebezpieczeństwo
ludzi zdrowych. Społeczeństwo ma obowiązek prima facie niedopuszczania do krzywdy zagrożonych. Te dwie zasady prima facie kolidują ze sobą. Broniąc obowiązko­
wych testów, musimy wykazać, iż nakaz poddania się im jest konieczny, by nie
dopuścić do wyrządzenia krzywdy innym. Musimy też udowodnić, że wprowadzenie
tego nakazu w życie rzeczywiście przyczyni się do zapobieżenia krzywdzie. Naruszenie autonomii musi mieć wreszcie postać najłagodniejszą z możliwych, a decydenci powinni starać się zmniejszyć uboczne efekty całego przedsięwzięcia (np.
konsekwencji stosowania testów, czego badani się obawiają). Jak pokażemy w
rozdz. 7., wiele prób (choć nie wszystkie) wprowadzenia obowiązkowych testów na
obecność wirusa HIV nie jest uzasadnionych, bo istnieją moralnie lepsze alternatywy
- o wyższym prawdopodobieństwie osiągnięcia tego samego celu bez naruszania
zasady autonomii41.
Podobnie jak na uszczegóławianie, również na wyważanie teoria etyczna nie daje
uniwersalnej recepty. Model zakładający wyważanie nie zadowoli ani tych, którzy
poszukują jasnych i dokładnych wskazówek, jak się zachować w konkretnych sytuacjach, ani tych, którzy wierzą, że zasady można ułożyć w porządku leksykalnym
- w charakterze wyczerpującej instrukcji, ułatwiającej korzystanie z nich. Nic dziwnego, że niektórzy próbowali w swych teoriach wyszydzić procedurę wyważania
norm, wypunktowując cechy decydujące jednoznacznie o nadrzędności jednych nad
drugimi. Inni z kolei przywiązywali wielką wagę do praw, nazywając je „kartą
atutową" (Ronald Dworkin) albo „bocznym wiązaniem" dopuszczalnych sądów (Robert Nozick). Wysiłki te jednak spełzły na niczym, gdyż okazało się, że „karty
atutowe" i „boczne wiązania" muszą same w wielu sytuacjach podlegać procesowi
wyważania (zob. rozdz. 2., s. 82-83).
45
Rozróżnienie
wprowadzone przez Rossa na obowiązki prima facie i obowiązki
jego metoda porównywania „wagi" różnych obowiązków prima facie
wyglądają obiecująco również dlatego, że zgadzają się z naszymi moralnymi doświad­
czeniami. Ciągła troska o rolę intuicji i subiektywnych elementów w podejmowaniu
decyzji, nawet jeśli przeciwstawiamy je koncepcji dobrych racji, nie dyskwalifikuje
naszego modelu. Możemy rozważać trudne problemy moralne nawet wtedy, gdy
istnieje różnorodność niezgodnych ze sobą wartości, utrudniająca wyważanie. Mnogość
wartości i sądów nie stoi na przeszkodzie w snuciu rozsądnych rozważań, wyważaniu
obowiązków, uzasadnianiu i podejmowaniu decyzji. Prawie codziennie ścieramy się
z sytuacjami, w których musimy dokonywać wyboru między wieloma niezgodnymi
wartościami obecnymi w naszym życiu, a zatem musimy porównywać ze sobą różne
racje. Niektóre z tych wyborów mają charakter moralny, inne - pozamoralny. Planując
budżet domowy, musimy np. zdecydować się, czy kupić książki czy bilet na pociąg,
którym pojedziemy odwiedzić rodziców. Brak książek nie bardzo nam się uśmiecha,
bo oznacza pewną stratę, a rezygnacja z wizyty w domu zasmuci rodziców.
Wybór nie jest może łatwy, ale zazwyczaj zastanawiamy się wtedy nad innymi
możliwościami, rozważamy „za" i „przeciw", porównujemy różne warianty postępo­
wania, a w końcu znajdujemy rozwiązanie.
Naszym celem w tym paragrafie nie było przeforsowanie jakiejś mechanicznej
metody wyważania, tak jak w poprzednim nie zamierzaliśmy przedstawić jakiejś
ostatecznej metody uszczegóławiania norm. Stwierdziliśmy tylko, że zarówno wyważanie, jak i uszczegóławianie wymagają najwyższej uwagi, gdyż obie te czynności są
niezbędne dla rozumienia sądów moralnych. Zanim sformułujemy końcowe wnioski
na temat metody i uzasadniania, musimy zająć się obroną normatywnych założeń czy
zasad, które legły u podstaw naszej koncepcji. W pozostałej części tego rozdziału
naszkicujemy (choć jeszcze nie uzasadnimy) normatywne przesłanki teorii przyjętej
w tej książce.
aktualne, a
także
Miejsce zasad i
moralności
potocznej
Bronimy stanowiska, które czasami bywa nazywane teorią czterech zasad w etyce
medycznej 42, a czasami - nieco z przekąsem - pryncypializmem43. Zasady te wywodzą
się z rozważnych sądów obecnych w moralności potocznej oraz z tradycji medycznej,
którą w tym rozdziale uczyniliśmy punktem wyjścia. Zasada np. dobroczynności
pochodzi częściowo z tradycyjnego obowiązku lekarza, którym było używanie wiedzy
medycznej dla dobra pacjenta. Naszym celem jest uszczegółowienie i wyważenie
wspomnianych zasad za pomocą teoretycznych metod naszkicowanych wcześniej. Taki
a nie inny zbiór przedstawionych zasad oraz ich treść wynikają z chęci ujęcia potocznej moralności w spójną całość. W niniejszym paragrafie przedstawimy zarys naszej
koncepcji, zaczynając od analitycznego rozbioru jej podstawowych elementów. Teo-
46
retyczny szkielet tej koncepcji tworzą rozne rodzaje normatywnych komponentów,
takich jak zasady, reguły, prawa i cnoty. Wprawdzie reguły, prawa i cnoty mają
największe znaczenie dla etyki medycznej, ale zasady, czyli najogólniejsze normy, są
jej kręgosłupem.
Każdą z czterech zasad poddamy osobnej analizie w następnych rozdziałach. Tutaj
przedstawimy jedynie teoretyczną strukturę naszej koncepcji.
Cztery kategorie podstawowych zasad
Zacznijmy od naszych założeń. Teza, że cztery kategorie „zasad" moralnych (w innych koncepcjach mogą one występować jako „prawa'', "cnoty" lub „wartości") są
fundamentem etyki medycznej, nie została jeszcze w pełni uzasadniona. Sięga korzeniami do naszych poszukiwań rozważnych sądów i ustalenia zgodności między nimi.
Jednak w kolejnych rozdziałach spróbujemy uzasadnić wybór takich a nie innych
zasad oraz niezwykłe znaczenie każdej z nich. Wprowadzone przez nas rozróżnienie
na reguły i zasady również nie jest ścisłe. Obie te kategorie odnoszą się do normatywnych uogólnień regulujących nasze działania. Z tego, co powiedzieliśmy, wynika
jednak, że treść reguł jest w porównaniu z treścią zasad bardziej szczegółowa, a ich
zakres - bardziej określony. Zasady nie funkcjonują jako ścisłe dyrektywy pouczające
nas, jak w każdej sytuacji mamy postępować. Jest to zadanie szczegółowych reguł.
Zasady są ogólnymi drogowskazami, pozostawiającymi nam wolną rękę w wydawaniu
sądów w poszczególnych sytuacjach. Wskazują z grubsza kierunek bardziej konkretnym regułom czy programom. Ograniczenie to nie jest wadą zasad, lecz naturalną
cechą życia moralnego, w którym jesteśmy rozliczani z tego, w jaki sposób zastosujemy ogólne wskazówki do rozwiązywania szczegółowych problemów. Musimy także
odróżnić reguły i zasady od ścisłego systemu norm składających się na teorię. Nasza
dyskusja na temat spójności teorii dała nam już pewien wgląd w jej naturę oraz
sposób jej konstruowania. Do kwestii tej powrócimy jeszcze w rozdz. 2.
Cztery kategorie zasad to:
1. Szacunek dla autonomii (norma nakazująca poszanowanie dla woli autonomicznych osób podejmujących decyzję).
2. Niekrzywdzenie (norma zakazująca wyrządzania krzywdy).
3. Dobroczynność (zbiór norm nakazujących wyświadczanie dobra oraz maksymalizację nadwyżki zysków nad kosztami i ryzykiem).
4. Sprawiedliwość (zbiór norm nakazujących odpowiednią dystrybucję dobra, ryzyka i kosztów).
Niekrzywdzenie i dobroczynność zawsze odgrywały w etyce medycznej główną
rolę, podczas gdy szacunek dla autonomii i sprawiedliwość przez długi czas były
lekceważone - aż do dziś, kiedy to znalazły się na fali zainteresowań epoki.
Pewną ilustracją nierównego stosunku do czterech wymienionych zasad może być
stanowisko brytyjskiego lekarza Thomasa Percivala, który w 1803 r. wystąpił po raz
pierwszy z dobrze opracowaną doktryną etyki medycznej. Jego praca zainspirowała
47
Amerykańskie Towarzystwo Lekarskie (American Medical Association - AMA) do
uchwalenia w 1847 r. pierwszego w Ameryce kodeksu etycznego. Niezwykle wpły­
wowy na polu etyki medycznej w Ameryce i Anglii Percival utrzymywał (używając
nieco innego języka), że niekrzywdzenie oraz dobroczynność wyznaczają granice
najważniejszych obowiązków lekarza i w razie poważnego konfliktu dominują nad
preferencjami pacjentów oraz ich prawami44. Percival nie docenił znaczenia zasady
szacunku dla autonomii i zasady sprawiedliwości dystrybutywnej, ale musimy odnieść
się do jego poglądów ze zrozumieniem: na początku XIX w. w Wielkiej Brytanii nie
interesowano się tematami, które dzisiaj rozpalają wyobraźnię etyków.
Rodzaje
reguł
Obok czterech kategorii zasad będziemy bronić rozmaitych reguł powstałych w wyniku uszczegółowienia zasad i służących jako dyrektywy działania.
Reguły treściowe. Reguły prawdomówności, dochowania tajemnicy lekarskiej, prywatności, dotrzymywania obietnic, finansowania i racjonowania opieki zdrowotnej,
powstrzymania się od leczenia, asystowania przy samobójstwie oraz świadomej zgody
muszą być sformułowane jako dyrektywy działania o pewnej konkretnej treści, nie
zaś jako abstrakcyjne normy. Typowym przykładem reguły uszczegóławiającej zasadę
szacunku dla autonomii poprzez wzbogacenie jej treści jest dyrektywa: „Słuchaj wcześ­
niejszego zalecenia pacjenta, jeśli jest ono istotne i jasno wyrażone".
Reguły upoważnienia. Będziemy również bronić reguł upoważnienia do podejmowania decyzji, czyli reguł określających, kto może lub powinien podejmować decyzje.
Reguły upoważnienia w zastępstwie określają np., kto powinien występować w charakterze pełnomocnika niepoczytalnego pacjenta. Reguły upoważnienia z racji zawodu
orzekają, czy i kto może odrzucić lub zaakceptować nie przemyślaną i medycznie nie
uzasadnioną decyzję pacjenta, a reguły upoważnienia do dystrybucji wskazują osoby
i instytucje odpowiedzialne za podejmowanie decyzji w sprawie rozdziału niewystarczających środków medycznych. Reguły upoważnienia nie ustalają konkretnych kryteriów podejmowania decyzji. Przykładami norm, które miałyby już pewną treść, są
reguły wskazujące, jak należy podejmować decyzje z upoważnienia kogoś innego.
Liczy się tu wcześniejsza wola pacjenta, jego interes oraz wczucie się w jego preferencje. Innym przykładem są reguły racjonowania deficytowych środków medycznych.
Mogą one np. zalecać, by przy dystrybucji takich środków brać pod uwagę zgodność
z odpowiednim prawem oraz użyteczność medyczną. Wspomniane reguły są moralnymi dyrektywami, należącymi do pierwszej kategorii reguł treściowych. Reguły
upoważnienia różnią się zasadniczo od reguł treściowych, ale współwystępują zarówno
w teorii, jak i w praktyce. Reguły upoważnienia są częściowo uzasadnione stopniem,
w jakim wyrażają reguły i zasady treściowe.
Reguły proceduralne. Będziemy też uzasadniać reguły, których rola polega na
ustanowieniu określonych procedur wiążących. Typowymi przykładami mogą tu być
procedury precyzujące warunki wyboru deficytowych środków medycznych lub pro48
cedury kierowania zażaleń do wyższych władz. Do reguł proceduralnych odwołujemy
się zazwyczaj wtedy, gdy nie mamy pod ręką odpowiednich reguł treściowych lub
gdy reguły upoważnienia są niekompletne czy niewystarczające. Jeśli reguły treściowe
albo upoważnienia błędnie określają, którym pacjentom powinniśmy przyznać deficytowe środki medyczne, odwołujemy się do reguł proceduralnych w rodzaju: „Kto
pierwszy, ten lepszy", „Każdemu według miejsca w kolejce", „Ciągnijmy losy" (zob.
s. 399-401 w rozdz. 6.)
Prawa, cnoty, uczucia i wybrane
względy
moralne
Nasza koncepcja oparta na zasadach i regułach raczej nie odwołuje się do praw
jednostek, charakterów i cnót działających czy uczuć moralnych, chociaż wszystkie
te moralne względy zasługują na swoje miejsce w dostatecznie pojemnej teorii. Prawa,
cnoty i reakcje uczuciowe liczą się czasem bardziej niż zasady i reguły. Etyka cnoty
pomoże nam przekonać się, dlaczego do dokonania słusznych wyborów moralnych
nie wystarczy przestrzeganie zasad i reguł. Może także ułatwić - i to w większym
stopniu niż etyka oparta na zasadach
ocenę charakteru człowieka. W tym miejscu
odnotujemy tylko dwie uwagi na temat przedstawionej przez nas teorii. Po pierwsze
- nie rezygnuje ona z takich terminów, jak prawa, uczucia i cnoty; w odpowiednim
czasie postaramy się włączyć te pojęcia do naszych rozważań. Po drugie - uważamy,
że zasady i reguły są jądrem bioetyki, bez którego nie mogłaby ona spełniać funkcji
kompasu w działaniu moralnym. Ostateczny wniosek w tej sprawie wyciągniemy
jednak w rozdz. 2. i 8., gdzie rzucimy więcej światła na wspomniane pojęcia.
Wnioski
W niniejszym rozdziale wyjaśniliśmy, dlaczego dyskurs moralny jest bardziej skomplikowany, niż to sugeruje niemodne określenie „etyka stosowana". Wspomnieliśmy
mimochodem o interdyscyplinarnej naturze bioetyki. Każda solidnie ugruntowana dyscyplina etyki musi dysponować wiedzą faktograficzną, umieć oceniać tę wiedzę,
zaplanować alternatywne rozwiązania opisanych problemów. W trakcie tych czynności
przyjdzie nam czasem przedstawiać - i bronić - racje uzasadniające cały wachlarz
deskryptywnych, pojęciowych i moralnych sądów, a jednocześnie analizować i oceniać
leżące u ich podstaw założenia i zobowiązania. Teoria etyczna stanowi więc tylko
fragment mozaiki, na którą składają się oprócz niej takie dyscypliny, jak nauki
medyczne, pielęgniarstwo, zdrowie publiczne, prawo i nauki społeczne.
Naszą dyskusję w tym rozdziale ograniczyliśmy do metody, rozważań moralnych,
uzasadnienia i prawdy, a więc do kwestii stanowiących przedmiot metaetyki. Zrezygnowaliśmy na razie - odstępstwem jest krótki zarys naszej teorii normatywnej z omawiania teorii normatywnych pretendujących do wzbogacenia etyki medycznej
nowymi wątkami, bo tematowi temu poświęcimy miejsce w następnym rozdziale.
49