Każdy górnik tak potrafi
Transkrypt
Każdy górnik tak potrafi
Każdy górnik tak potrafi Utworzono: czwartek, 02 maja 2002 Każdy górnik tak potrafi W mieszkaniu państwa Idziaszków piętrzą się drewniane skrzynie. Zapakowano do nich malowane na szkle obrazy. Każdy z nich jest dodatkowo zabezpieczony gąbką i zapakowany w specjalną kopertę. Rodzina wróciła właśnie z wystawy prac Marka Idziaszka zorganizowanej w Leimen koło Heidelbergu. – Trochę jestem rozgoryczony, bo miała to być początkowo wystawa prac moich i syna. W ostatniej chwili organizatorzy zdecydowali się zamiast prac Michała pokazać obrazy Lucińskiego – zwierza się pan Marek. Michał, syn Marka Idziaszka, wcześniej nauczył się malować niż pisać. Zaczęło się jednak od wymazywania fragmentów z prac ojca. Kiedy Michał miał cztery lata, wytarł do czysta fragment obrazu „Pacyfikacja”. Teraz sam jest nagradzanym już młodym artystą, uczniem Liceum Plastycznego w Zabrzu, a spięcia z ojcem zdarzają się tylko wtedy, gdy weźmie bez pozwolenia jakiś pędzel. Obrazy na szkle, malowane dwoma ulubionymi pędzlami, powstają od 22 lat. Zaczęło się od tego, że Marek Idziaszek, wówczas górnik kopalni „Halemba”, trafił na grupę plastyczną spotykającą się przy domu kultury w Bielszowicach. Wcześniej interesowała go rzeźba, pilnując pod ziemią pracy jakiejś maszyny, potrafił nawet rzeźbić w łupku kawałkiem drutu, ale przyznaje, że do malarstwa ciągnęło go od dawna. Mama zachęcała go nawet, żeby zdawał do szkoły plastycznej w Zakopanem, przestraszył się jednak egzaminów i został w rodzinnej Goduli. W grupie bielszowickiej obserwował najpierw kolegów: Lucińskiego, Walczaka, Nowaka. Stopniowo dopracowywał swoją technikę, bo nie chciał malować identycznie jak inni. W pierwszym roku malowania jego obraz zakupiło muzeum. Bardzo go to zdziwiło, ale i zachęciło do dalszej pracy. Dzisiaj jego obrazy znajdują się w między innymi w zbiorach Muzów: Śląskiego, Miejskiego w Zabrzu, Historii Katowic, w Wągrowcu, Stargardzie Szczecińskim, a także wielu kolekcjach prywatnych w Niemczech, Włoszech i USA. Tematyka tych pierwszych obrazów związana była ze Śląskiem i kopalnią. W późniejszych latach, w związku z rozmaitymi konkursami, powstawały także prace o tematyce sportowej, czy religijnej. – Brałem na przykład udział w konkursie zorganizowanym z okazji 400-lecia przetłumaczenia Biblii na język polski. Żeby stworzyć odpowiedni nastrój, słuchałem wtedy muzyki „Gregorian”, obok stołu, na którym maluję, rozłożone było Pismo Święte – wspomina. Tych konkursów i zdobywanych na nich nagród jest zresztą tyle, że trudno spamiętać: pierwsze i drugie nagrody na kilku kolejnych edycjach Rudzkiej Jesieni, kilka nagród i grand prix na konkursach im. Pawła Wróbla, Ogólnopolskim Konkursie im. van Gogha, Ogólnopolskim Konkursie im. Ks. Wujka i wiele innych. Wyjazd na konkurs jest zresztą atrakcją dla całej rodziny. – Pakujemy obrazy na dach samochodu, namiot do bagażnika, jamnika na kolana i jedziemy na drugi koniec Polski – opowiada Idziaszek. Z takim cygańskim artystycznym życiem zetknął się po raz pierwszy przed laty, na wakacjach w Zakopanem, spędzanych u kolegi Andrzeja Jesionka, aktora Teatru Witkacego. Teatr był wówczas w trakcie organizacji i aktorzy potrzebowali pomocy przy różnych pracach. – Największym przeżyciem dla mnie było jednak nie uczestniczenie w spektaklach, ale to, że wprost z okna widziałem galerię Hasiora – śmieje się pan Marek. Artysta najbardziej lubi malować to, co widzi. Uwielbia Nikiszowiec, zaludnia go na swoich obrazach postaciami pijaczków i żebraków spotykanych na co dzień na ulicach. Nie jest to Śląsk z pierwszych stron gazet, choć często obrazy Idziaszka nawiązują do aktualnych wydarzeń. Żeby obraz był wiarygodny, na początku robi zdjęcia lub szkice interesujących go miejsc. Szkic przenosi na brystol, to ważne, bo brystol w odróżnieniu od zwykłego papieru jest trwałym materiałem i nie niszczy się podczas kilkumiesięcznej pracy nad obrazem. Brystol podkłada się pod szkło i bezpośrednio na nim maluje. Pomysł na obraz często wpada mu do głowy podczas przejażdżki na rowerze. – Trudno jest o tym opowiedzieć, musiałbym to narysować, żeby wytłumaczyć pani, o co mi chodzi – wyjaśnia. Znani z malarstwa na szkle przedstawiciele klasycznej zakopiańskiej szkoły swoje obrazy malują akwarelami. Idziaszek, jako jedyny, maluje farbami olejnymi, jakimi maluje się na płótnie. Pod szkło podkłada czarny papier i gąbkę, dopiero tak przygotowany obraz oprawia w ramy. Pracując w kopalni długo ukrywał swoją pasję przed kolegami. Najlepiej tworzyło mu się, gdy po spędzonej nad obrazem nocy zjadał śniadanie i szedł do pracy. Po wystawach i konkursach posypały się jednak wywiady i ten czy ów skojarzył malarza z telewizji z Markiem Idziaszkiem pracującym 1000 metrów pod ziemią. – Trochę mnie to złościło, bo zaczęli mnie inaczej traktować. Wcześniej nie raz zabierali mi premię, a potem, gdy dyrektor zaczął podawać mi rękę, wszyscy chcieli się ze mną przywitać – wspomina. Marek Idziaszek nie dopracował do emerytury pod ziemią. Dwa lata przed jego przejściem na urlop górniczy kopalnia potrzebowała kogoś do wykonania dekoracji. Okazało się, że firma dekoratorska zażądała za usługę 18 tys. złotych. Zastanawiano się więc, czy roboty nie wykonałby jakiś pracownik. Ktoś przypomniał sobie o górniku, który maluje obrazy. Miał zostać oddelegowany na miesiąc, a zajęć plastycznych zleconych przez kopalnię wystarczyło na całe dwa lata. Oprócz dekoracji barbórkowych, scenografii dla zespołu „Śląsk” ozdobił także kopalnianą cechownię, do której przeniósł ornament z kościoła w Bujakowie. Jest autorem i częściowo wykonawcą projektu witraża podarowanego przez kopalnię kościołowi w Halembie. Pracował przy finansowanym przez kopalnię remoncie oddziału chirurgicznego w Szpitalu Górniczym w Bytomiu. Trudno powiedzieć, ile obrazów namalował, z każdym jest mu się trudno rozstawać. Na pewno łatwiej jest, gdy ma się świadomość, że obraz idzie w dobre ręce. Wszystkie dokonania Marka Idziaszka wpisane są do prowadzonej od lat kroniki. Oprócz wycinków prasowych i fotografii zbiera też dedykacje znanych ludzi. Do dokumentowania osiągnięć namówił go jego przyjaciel – malarz z grupy bielszowickiej – Władysław Luciński. Kronika przydaje się, kiedy w gronie rodzinnym wspominają spędzone na jakimś konkursie wakacje lub podczas rozmowy z dziennikarzami. – O co dziennikarze pytają mnie najczęściej? – odpowiada na moje pytanie artysta. – Chyba o to, skąd wziął się we mnie taki talent. A ja mówię, że każdy górnik tak potrafi, tylko być może nie miał okazji spróbować. Anna Zych