Pultusk24
Transkrypt
Pultusk24
Pultusk24 Z wielkim smutkiem odebraliśmy wiadomość, iż 25 lutego 2011 roku zmarł Jan Kazimierz Estkowski kawalerzysta, co pod generałem Andersem w Nowogródzkiej Brygadzie Kawalerii walczył w 1939 roku z Niemcami i Sowietami, żołnierz Armii Krajowej – Obwód „Rajski Ptak” więzień NKWD i UB strona 1 / 6 Pultusk24 Kiedy półtora roku temu, na 70 – tą rocznicę wybuchu II wojny światowej, postanowiliśmy opublikować specjalne wydanie Pułtuskiej Gazety Powiatowej od razu zdecydowaliśmy się na tekst o trzech Pułtuszczanach – uczestnikach Kampanii Wrześniowej. „Trzej Muszkieterowie”, bo tak zatytułowaliśmy główny artykuł tego wydania, przedstawiał losy: „Trzynastaka”, piechura Stefana Cisaka, kawalerzysty Jana Estkowskiego i pilota Włodzimierza Gedymina. Niestety, dwóch z trzech Muszkieterów odeszłu już na wieczną służbę. We wrześniu ubiegłego roku zmarł Stafan Cisak. Wczoraj odszedł Jan Estkowski... Poniżej prezentujemy fregment tamtego artykułu dotyczący Ś.P. Jana Kazimierza Estkowskiego. Tekst powstał na podstawie rozmów z Nim i Jego wspomnień. strona 2 / 6 Pultusk24 Kilkadziesiąt kilometrów na północny zachód od Gruduska, nad Welem powoli zapadał zmierzch. Ułani z 3 szwadronu 25 pułku ułanów Nowogródzkiej Brygady Kawalerii zdążyli już się przyzwyczaić do tych zmierzchów i świtów na północnym Mazowszu. W zasadzie były one podobne do tych z dalekich kresów, z Wołkowyska, gdzie stacjonował ich pułk. Różniły się tylko jedną rzeczą – tu było znacznie mniej komarów. Te kresowe, poleskie, wielkie jak muchy brzęczały natarczywie i atakowały nieustanie. Te mazowieckie były jakieś takie delikatniejsze. Pułki Nowogródzkiej Brygady Kawalerii już od końca marca stały w pogotowiu nad samą granicą z Prusami. Zmobilizowane w pierwszym rzucie z dalekiego Wołkowyska szybko przetransportowane zostały na północne Mazowsze i przez trzy miesiące stacjonowały wokół Sierpca. Kiedy Niemcy przeprowadzili w Prusach powszechną mobilizację, dowództwo Armii Modlin, w skład której wchodziła brygada, rozpoczęło realizację planu obrony północnych rubieży. Zakładał on, iż nowogródzka brygada będzie broniła się w okolicach Lidzbarka i Działdowa. Odcinek środkowy linii obronnej brygady obsadził 25 pułk ułanów. Miał on bronić podejść do Lidzbarka. W opuszczonym dworze Cibórz nad Welem stacjonowało dowództwo 3 – ciego szwadronu. We dworze urządziła się także większość ułanów szwadronu. Żołnierze byli bardzo zadowoleni z warunków – wszak sypianie w dworskich pokojach nie kojarzy się raczej ze służbą wojskową. Podchorąży Jan Estkowski wpatrywał się uparcie w ostatnie ślady dnia na zachodzie. Szukał natchnienia. Zaczął właśnie pisać list do Matki, ale jakoś nie nasuwały mu się odpowiednie myśli. Zdecydował więc, że teraz już pójdzie spać, a jak obudzi się o świecie, to list dokończy. Musi go wszak do ósmej oddać na polową pocztę tak, aby na Stefanii – w imieniny matki – dotarł do adresatki. (...) 1 Września Jan Estkowski obudził się nad ranem. Dokończył list do matki. Kiedy około piątej schodził powoli szerokimi schodami na dół dworu, wpadł do przestronnego holu pułkownik Stachlewski. Poprzedzając kilkoma niecenzuralnymi słowami wykrzyczał do przecierających oczy żołnierzy, że właśnie wybuchła wojna. Już w kilkanaście minut później szwadron siedział w solidnych okopach. CKM – y i RKM – y ukryte w dobrych stanowiskach wychylały lufy. Żołnierze zaciskali ręce na kolbach. Na przedpolu działały patrole. Niemców jednak nie był widać. O tym jednak, że jest wojna przypominał głuchy pomruk armat z prawej strony. To pod Mławą Niemcy atakowali zażarcie broniącą się 20 dywizję piechoty. (...) 2 Września Pierwszy dzień wojny nie przyniósł ułanom z Nowogródzkiej Brygady Kawalerii zbyt wielu emocji. Tylko jeden patrol nawiązał walkę z Niemcami. Żołnierze pod dowództwem por. Wacława Witkowskiego przekroczyli granicę i zaatakowali mały oddział niemiecki który rozbili i wzięli jeńców. Pierwszego dnia doszło także do poważniejszych walk pod Działdowem, gdzie bronił się batalion piechoty przydzielony do Brygady. 25 pułk ułanów w którym służył Jan Estkowski tak naprawdę to nawet nie zobaczył Niemców. Do głównej pozycji obronnej pułku nie zbliżył się żaden patrol wroga. Wysłane nad granicę podjazdy kawaleryjskie miały okazję trochę postrzelać. We swoich wspomnieniach Jan Estkowski pisze, że wysłany ze swoim plutonem na placówkę w miejscowości Jeleń bardziej się wczasował niż wojował. Oto fragment wspomnień: „Noc upłynęła nam sielankowo, można by rzec beztrosko. O północy zjawił się w naszym okopie ułan z dwoma wiadrami parującego mięsa wieprzowego, a dla pana podchorążego (czyli dla mnie) z ugotowanym i zanurzonym w rosole kurczakiem. (…) Rano podesłano nam śniadanko, papierosy, a w godzinach południowych obiadek – jednym słowem żyć nie umierać. (…) dowódca czujki przy kościele przysłał gońca z meldunkiem, że na przedpolu nic ważnego się nie dzieje, a także z butelką wina... mszalnego dla pana podchorążego”. O tym jednak, że naprawdę wybuchła wojna Janowi Estkowskiemu uświadamiał monotonny huk armat, gdzieś daleko na wschodzie - Niemcy atakowali 20 dywizję piechoty pod Mławą. strona 3 / 6 Pultusk24 3 Września W godzinach popołudniowych 3 września dowództwo Armii Modlin zrozumiało w pełni tragizm sytuacji. 20 dywizja była kompletnie wyczerpana, z prawej strony Mazowiecka Brygada Kawalerii zepchnięta została daleko do tyłu, Niemcy zaczęli okrążać Mławę, a ich zagon pancerny parł do Ciechanowa. Wszystko wskazywało na to, że wojska polskie zostaną na północnym Mazowszu rozbite. Kiedy atak na Grudusk zakończył się klęską, nakazano odwrót wszystkich sił. 20 dywizja i rozbite pułki 8 cofały się na Modlin i Płońsk. Także Nowogródzka Brygada Kawalerii dostała rozkaz wycofania się do Sierpca, a wkrótce jeszcze dalej aż do Płocka. Ułani z 25 pułku byli lekko sfrustrowani. Nie mieli okazji walczyć z Niemcami, a przyszedł rozkaz opuszczenia niezłych stanowisk bez walki. Jan Estkowski z żalem opuszczał stanowisko. Jego brygada rozpoczęła odwrót do do Płocka. Dalsze losy kawalerzysty... Pułk podchorążego Estkowskiego rozlokował się 6 września na południe od Wisły w okolicach Płocka. Ułani trochę poweseleli, bo pojąc konie w pobliskiej wsi mieli okazję popisywać się przed dziewczynami. 8 września nadszedł rozkaz wymarszu na Warszawę. Trzeci szwadron szedł jako jeden z ostatnich. Przed nimi maszerowało kilka tysięcy kawalerzystów, więc po trasie nigdzie nie było już wody. Zdarzył się przykry wypadek śmierci koni z pragnienia. W nocy z 10 na 11 września ułani przeszli przez most w Nowym Dworze Mazowieckim. O tej przeprawie Jan Estkowski napisał: „przez ten ostrzeliwany most cała brygada przeprawiła się znów na prawy brzeg Wisły. Na moście trzeba było mocno wytężać wzrok, bo był już podziurawiony pociskami artyleryjskimi. (…) Trasę z Nowego Dworu do lasów w okolicach Zegrza oddziały pokonały w szyku rozwiniętym. (…) wybuchy artyleryjskie towarzyszyły nam szczególnie w terenie odkrytym. Znalazłszy się w lesie, większość ułanów natychmiast zasypiała. Ja osobiście, udając, że nie śpię, oparty plecami o pień sosny, majaczyłem: wydało mi się, że cały czas traktem ciągną wojska, czołgi... a tymczasem wszyscy spali.” Wkrótce Nowogródzka Brygada weszła wraz z Wołyńską Brygadą i resztkami Kresowej Brygady Kawalerii w skład specjalnej Grupy Operacyjnej Kawalerii, na czele której stanął generał Anders. Grupa dostała zadanie uderzyć na Mińsk Mazowiecki i Kałuszyn i odrzucić z tego rejonu niemiecką 11 dywizję piechoty. Atak ten miał być wsparty od północy przez uderzenie polskiej piechoty. Niestety zanim kawalerzyści Andersa przygotowali się do ataku zmieniono rozkazy i grupa wypadowa z Modlina została odwołana. Polska kawalerii atakowała samotnie. Mimo to, ułani bardzo cieszyli się, ze w końcu będą się bić. Do wczesnego popołudnia 13 września, mimo silnego oporu niemieckiego, wyznaczone cele ataku zostały osiągnięte. Im bardziej jednak kawaleria posuwała się do przodu, tym więcej odwodów podciągali Niemcy i tym silniej biła ich artyleria. Ok. godziny 18 – tej natarcie ugrzęzło i wobec ogromnej przewagi wroga wydano rozkaz odwrotu. Wkrótce Anders dostał zadanie wycofania swojej Grupy Kawalerii aż za rzekę Wieprz. Przez osiem dni i nocy, najpierw wzdłuż Wisły, potem niedaleko Lublina kawalerzyści maszerowali na południe. Pułki potraciły ze sobą kontakt i dopiero w okolicach Tomaszowa Lubelskiego cała grupa zebrała się ponownie. Tam skoncentrowały się też stosunkowo duże oddziały dowodzone przez gen. Dąb – Biernackiego. Ustalono plan działań na najbliższe dni – wojska miały przełamać kordon niemiecki między Zamościem a Tomaszowem Lubelskim i przebić się do Lwowa. W okolicach tego miasta koncentrowała się grupa wojsk pod dowództwem gen. Kazimierza Sosnkowskiego. Atak wojsk polskich nastąpił w nocy 22 września. Ułani, mimo zmęczenia i przygnębienia ciągłym odwrotem, z ochotą przystąpili do walki. W nocy zostały zlikwidowane niemieckie patrole i o 7 rano 23 września ruszyła brygada na Krasnybród. Idące w ariergardzie szwadrony 25 pułku ułanów uderzyły z ogromnym impetem i z marszu zdobyły miasteczko. Jan Estkowski, jak i inni ułani, byli zachwyceni. Wreszcie bili Niemców i to solidnie. Miasteczko zostało zdobyte szarżą tak szybką, że Polacy wzięli do niewoli ponad 100 jeńców i rozbili sztab niemieckiej 8 dywizji piechoty. Dalsza droga polskich oddziałów pełna była drobnych starć i małych bitew. Tak jedną z nich opisuje Jan Estkowski: „Na lewym skrzydle wychodzi na szosę III pluton, w chwili gdy od strony Cierzanowa widać zbliżający się szybko oddział motocyklistów niemieckich. Przywitamy ich salwą – ułani bezzwłocznie zajmują stanowiska ogniowe w rowie, strona 4 / 6 Pultusk24 na skarpie szosy i za drzewami. Odległość 200 metrów – salwa – ognia. Część motocykli zawraca, część dodaje gazu. Kilku minęło nas z maksymalną szybkością. Na szosie z brzękiem walą się trzy motocykle, ułani opróżniają chlebaki zabitych. (…) cała akcja trwała 15 minut. Droga w nakazanym kierunku była wolna. (…) walki tego dnia musiały być prowadzone także w innych miejscach na drogach przemarszu naszej brygady i to nie tylko w szyku pieszym. Dowodem tego mijane przez nas grupki jeńców, niektórych z poharatanymi twarzami. „Die Polen haben aber scharfe sabel” odpowiedział jeden z Niemców na pytanie por. Potockiego. Widocznie i szable były w tych bojach w robocie.” Generał Anders nie zatrzymał swych wojsk nawet na chwilę i ruszył dalej w kierunku Lwowa. Jako pierwszy posuwał się na południe 25 pułk w którym walczył Jan Estkowski. Dla zwycięskich polskich ułanów nadchodziły jednak złe wiadomości. Najpierw taka, że idący kilkanaście kilometrów z boku 4 pułk został otoczony przez Niemców i rozbity. Potem nadeszła wiadomość jeszcze gorsza – Lwów skapitulował a grupa gen. Sosnkowskiego została rozgromiona. Nie było więc sensu już się w tamtym kierunku przebijać. Sytuacja grupy kawalerii pod dowództwem generała Andersa była tragiczna. Jedynym wyjściem było podjęcie próby przebicia się do granicy węgierskiej. Tak też zrobiono. Polacy ruszyli do przodu i wkrótce napotkali wroga. 26 września rano pod miejscowością Krakowiec drogę zatarasowali Niemcy z 28 dywizji. Idący w przodzie 26 pułk natychmiast zaatakował i rozbił jedną z niemieckich kompanii. Wywiązała się walka, w której ogromne straty poniósł 27 pułk ułanów. Jego szarża na wieś Morańce została odparta silnym ogniem ckm – ów. Cała polska brygada cofnęła się i zbierała siły do kolejnego ataku, gdy przybyli niemieccy parlamentariusze. Anders z dowódcą niemieckiej dywizji zawarł porozumienie. Polacy mieli bez walki przejść na południe, a Niemcy – wycofujący się z terenów które w pakcie Ribentropp - Mołotow przyznano Sowietom – na zachód. Jedni i drudzy nie chcieli walczyć i powiększać swoich strat. Kawaleria ruszyła więc natychmiast na południe. Nocnym marszem Polacy podeszli pod miejscowość Wola Sudowska. O świcie przed Polakami pokazała się wojska sowieckie. Część dowódców polskich pułków chciała natychmiast szarżować. Ponieważ sowieci byli zaskoczeni i nieprzygotowani, taki szturm na pewno by się udał i brygada miała szansę dotrzeć do granicy węgierskiej. Niestety, ale generał Anders mając w pamięci układ z Niemcami postanowił spróbować tego samego z Sowietami. Zatrzymał więc wojsko i wysłał parlamentariuszy. Ci zostali przez Rosjan wzięci do niewoli. Tak te dramatyczne chwile wspomina Jan Estkowski: „w czasie przerwy w wymianie ognia nasz szwadron dostał rozkaz zebrania rannych i przeszedł do odwodu. Ułani byli bardzo zaszokowani bramą triumfalną na skraju najbliższej wsi przez którą maszerowaliśmy. Na bramie był portret Stalina i napis po ukraińsku: niech żyje Armia Czerwona. W krótkim czasie (…) okazało się, że nasze wojsko jest oskrzydlone przez broń pancerną, kawalerię i piechotę sowiecką. Sowieci ok. 9- tej obłożyli nas silnym ogniem artyleryjskim. (…) Wojsko nie wytrzymało ciężkiego ostrzału i rozproszyło się kierując się głównie do pobliskiego lasu. W odległości ok. 7 km. od kotła znalazłem się w oddziale grupującym się wokół rannego gen. Andersa. Zebrało się około 300 – 400 ułanów różnych pułków. Dowódca usiłował nas w różnych kierunkach wyprowadzić, ale ze wszystkich stron byli sowieci. Dowódca pułku zebrał grupę oficerów i z pocztem sztandarowym udał się w gęsty las. Tam zakopano sztandar. Po wyjściu na trakt, gdzie oczekiwali ułani dowódca oświadczył, że pułk nasz już nie istnieje i każdy żołnierz ma na własną rękę udać się w wybranym kierunku. Taki był koniec naszego 25 pułku ułanów w dniu 27 września 1939 roku.” Po rozproszeniu brygady Jan Estkowski postanowił razem z jednym przyjacielem trzymać się razem. Ulotnili się z miejsca ostatnich walk i zastanawiali czy ruszyć na Węgry. Kolega jednak szybko postanowił iść do żony i dzieci w Warszawie. Jan Estkowski, którego matka mieszkała koło Pułtuska, po krótkim wahaniu postanowił także ruszyć do stolicy. Aby nie wzbudzać podejrzeń postanowili zostawić konie. To była przykra chwila, rozsiodłane i poklepane czule zostały na leśnej polanie gdzieś na Zamojszczyźnie. Ułani pozbyli się broni i oporządzenia i ruszyli na północ. Kilka razy udało im się uzyskać pomoc od Polaków. Najtrudniej było przekroczyć graniczny, między terenami zajętymi przez Niemców i Sowietów, San. Gdy dwaj wędrowcy dotarli w okolice mostu na Sanie dowiedzieli się, że na tereny zajęte przez Niemców mogą wchodzić tylko Niemcy, Ukraińcy i Czesi. Niestety, ale próba oszukania strażników nie powiodła się. Niezłomni wędrowcy próbowali jednak dalej i podczas pełnej niebezpiecznych przypadków eskapady dotarli do domów. Jan Estkowski 22 października przywitał się z mieszkającą w Niestępowie pod Pułtuskiem matką. Jan Estkowski pracował w kilku gospodarstwach rolnych i przy budowie dróg. W marcu 1941 roku został strona 5 / 6 Pultusk24 zaprzysiężony w komórce podziemnej organizacji wojskowej w Kacicach. Okolice Pułtuska były na terenie Rzeszy i działalność organizacji podziemnych była bardzo skromna. Dlatego w 1942 roku Jan Estkowski zdecydował się uciec do Generalnej Guberni. Tam został po raz drugi zaprzysiężony i został dowódcą plutonu ZWZ – AK na terenie Ośrodka Wyszków – Obwód „Rajski Ptak”. W listopadzie 1943 roku przeniesiony został do Ośrodka Tłuszcz i tu działał jako zastępca komendanta Ośrodka odpowiedzialny za szkolenie. Zaczęła się dla niego niebezpieczna partyzancka praca. Odbierał zrzuty, brał udział w akcji wysadzenia pociągu na stacji w Urlach, ogołacał z cukru niemiecki magazyn w Radzyminie i odbijał kolegów z aresztu. Jan Estkowski miał konspiracyjny pseudonim Szczapa. W lipcu 1944 roku, gdy zaczął się zbliżać front, partyzanci dokonali koncentracji i atakowali małe oddziały niemieckie. Kiedy jednak w rejon ich działania Niemcy skierowali duże siły pancerne i skutecznie pod Radzyminem odrzucili Armię Czerwoną przyszedł rozkaz rozwiązania oddziału. Kiedy tereny działania oddziału „Szczapy” zajmują Rosjanie polscy partyzanci nie są traktowani jak sprzymierzeńcy, ale jako wrogowie. „Szczapa” został 17 grudnia 1944 roku aresztowany przez NKWD. Po wielu przesłuchaniach, które nic sowietom nie dały Jan Korzyb – bo takie zmyślone nazwisko podał nasz bohater - przekazany został polskiemu Urzędowi Bezpieczeństwa. Wkrótce przewieziono go na warszawską Pragę. Tam 19 lutego 1945 roku został skazany na 10 lat więzienia za działalność w organizacji AK, mającej na celu obalenie demokratycznego ustroju Polski. Jan Korzyb siedział w więzieniu na Pradze do lipca 1945 roku, a później został przewieziony do Wronek. Z więzienia wyszedł po drugiej amnestii 17 VI 1945 roku. Wkrótce Jan Korzyb przybył do Pułtuska, gdzie odpowiednią decyzją Starosta Pułtuski zezwolił mu na używanie prawdziwego nazwiska Jan Estkowski. Pan Jan podjął pracę w pułtuskim nadleśnictwie, gdzie pracował do emerytury. We wrześniu 2009 roku - w siedemdziesiątą rocznicę wybuchu II wojny światowej - otrzymał medal "Zasłużony dla Pułtuska". Zmarł 25 lutego 2011 roku. Pogrzeb Ś. P. Jana Kazimierza Estkowskiego odbędzie się 28 lutego o godz. 14.00 w Kościele Miłosierdzia Bożego na Popławach. Grzegorz Gerek strona 6 / 6