Współczesna szkoła z perspektywy

Transkrypt

Współczesna szkoła z perspektywy
Numer 1/ 2015 (4)
Mariola Kinal
Współczesna szkoła z perspektywy neurodydaktyków
Żylińska Marzena, 2013: Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi.
Toruń: Wydawnictwo Naukowe uniwersytetu Mikołaja Kopernika.
Nowa szkoła, która jest miejscem przyjaznym dla ucznia a także stymulującym jego
rozwój i miejscem w którym może on rozwijać swoje indywidualne uzdolnienia jest pożądana
nie tylko przez rodziców, uczniów, ale także nauczycieli. Szkoła taka powinna uwzględniać
zmieniające się czasy tak by wychowywać uczniów do wykonywania zadań przyszłości, a nie
ograniczać do przygotowywania ich do celów wyznaczonych przez XIX wieczny model
wychowania.
Celem autorki „Neurodydaktyki” jest ukazanie jak szkoła powinna się zmienić, aby
edukacja służyła uczniom i była dla uczniów. Marzena Żylińska postuluje aby w nauczaniu
uwzględniono najnowsze badania nad mózgiem, nad tym jak mózg się uczy, co go stymuluje
a co hamuje zdobywanie wiedzy i umiejętności. Autorka w recenzowanej książce wykazuje
wady obecnego systemu edukacji, jako opartego na przymusie, systemie nagród i kar, który
nie zachęca uczniów do podejmowania nauki a wręcz zniechęca ich do zdobywania nowych
doświadczeń. Przedstawia również w jaki sposób mózg dziecka, a także dorosłego uczy się
najchętniej. Proponuje zmianę modelu edukacyjnego, jednak nie precyzuje jak tą zmianę
wprowadzić oraz co dokładnie poza uwzględnieniem neuronauk w edukacji miałoby się
zmienić. Książka Marzeny Żylińskiej jest ciekawą pozycją włączającą się w ogólną dyskusję
nad potrzebą zmian w edukacji, która pobudza do refleksji – rodziców nad tym co jest ważne
dla dzieci i dlaczego zabawa nie jest stratą czasu, nauczycieli – nad własną praktyką
dydaktyczno-wychowawczą.
Recenzowana książka zawiera wstęp, cztery rozdziały, podsumowanie, bibliografię
oraz słownik terminów. Poszczególne rozdziały traktują o: (1) neurobiologicznych
Art deco w ujęciu Tamary Łempickiej
podstawach procesu uczenia się; (2) neuronach lustrzanych; (3) cyfrowych tubylcach
i cyfrowych imigrantach; (4) szkole przyjaznej mózgowi. W podsumowaniu autorka
zamieściła tabelę, w której ukazuje główne różnice między szkołą, w której proces edukacji
zorganizowany jest wokół ucznia oraz nauczania, które uwzględnia wiedzę o mózgu a szkołą
tradycyjną,
W pierwszym rozdziale autorka skupia się na przedstawieniu biologicznych aspektów
funkcjonowania mózgu i ich wpływu na edukację. Przedstawia jakie ośrodki mózgowe
wpływają na takie a nie inne rozumienie, zapamiętywanie, odtwarzanie określonych
informacji. Zakłada ona, iż dzięki metodom neuroobrazowania można bezinwazyjnie badać
ludzkie mózgi i stwierdzić jaka edukacja jest dla nich najlepsza. Nauczyciele powinni umieć
ocenić jaką wartość mają poszczególne zadania i czy aktywują one neurony do podjęcia
wysiłku czy jedynie obciążają ludzkie mózgi bez przynoszenia konkretnych korzyści.
Efektywna nauka jest bowiem możliwa tylko wtedy kiedy mózg ucznia jest aktywny. Wynika
z tego między innymi fakt iż lepiej zapamiętywane są dla uczniów informacje o zabarwieniu
emocjonalnym, odnoszące się do ich doświadczeń, które tworzą pewną historię, a nie są
jedynie suchym faktem. Autorka obala edukacyjne mity jakoby człowiek wykorzystywał
tylko 10% swojego mózgu, nie istniała współpraca między lewą a prawą półkulą mózgową
a niepowodzenia w nauce brały się z tego, że nauczyciele przekazują wiedzę w sposób
typowy dla tzw. „prawopółkulowców” lub odwrotnie. W rozdziale tym zawarty jest także
rozległy opis tego jak działa mózg, który kończy się podsumowaniem, że aby osiągnąć
wysokie kwalifikacje mózg musi być poddawany wielu godzinom dobrowolnych ćwiczeń, co
prowadzi do konkluzji, że nauka wymaga czasu, którego często w szkołach nie ma. Innym
wnioskiem płynącym z analizy budowy mózgu jest ten, iż mózg każdego człowieka jest inny,
co wynika z doświadczeń poszczególnych osób, a skutkiem tego jest odmienny sposób
rozumowania i wyciągania wniosków. Autorka zaznacza również, że efektywność nauczania
zależy od następujących czynników: motywacji, głębokości przetwarzania informacji oraz
czasu poświęconemu zagadnieniu. Z głębokością przetwarzania wiąże ona problem
podręczników szkolnych oraz zadań jakie wykonują uczniowie, które nie pobudzają uczniów
do głębszej analizy i wytężonej pracy. Do powyższych, dość oczywistych i znanych
wniosków, autorka dołącza również stwierdzenie, że nie tylko merytoryczne przygotowanie
nauczycieli jest ważne, ale także ich osobowość, sposób reagowania, poczucie humoru. Pisze
także o tym, iż uczniowie mogą osiągać lepsze wyniki w środowisku przyjaznym,
wyzwalającym poczucie szczęście i dającym poczucie bezpieczeństwa aniżeli w atmosferze
2
Art deco w ujęciu Tamary Łempickiej
stresu i strachu. Warty zapamiętania jest fakt, iż mózg aby uczyć się potrzebuje odpowiednich
substancji chemicznych, kiedy ich zabraknie uczeń nie będzie mógł się skupić, zapamiętać,
powtórzyć, czy choćby zaangażować w proces uczenia się.
Ludzki mózg nie został
stworzony do pracy w 45-minutowym systemie, dlatego w szkole przyjaznej mózgowi
nauczyciel nie powinien traktować mózgów dzieci jako organów, które można dowolnie
włączać i wyłączać, w zależności od potrzeb nauczyciela.
W drugim rozdziale autorka porusza zagadnienie neuronów lustrzanych, które zostały
odkryte na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku. Są to neurony,
które łączą cechy wizualne i motoryczne oraz reagują w jednakowy sposób, gdy dana
czynność jest przez kogoś wykonywana lub jedynie u kogoś obserwowana. Dzięki
wykorzystaniu potencjału neuronów lustrzanych uczenie się może przebiegać w sposób
spontaniczny, porzedrefleksyjny, zwłaszcza u dzieci w przedszkolu oraz młodszym wieku
szkolnym. Dzięki ich istnieniu można ćwiczyć empatię, motywację oraz zachowania
prospołeczne. To między innymi za przyczyną neuronów lustrzanych dzieci chętnie i często
naśladują dorosłych, ich zachowanie, mowę, sposób poruszania się. Co ciekawe, zwłaszcza
w kontekście wykorzystania nowych mediów w edukacji, tylko ludzie mogą pobudzać
w mózgach innych ludzi niektóre struktury – w przypadku neuronów lustrzanych uczenie
odbywa się tylko wtedy, gdy podmiotem jest drugi człowiek. Oznacza to, że żadna maszyna,
czy program nie mogą zastąpić człowieka. W rozdziale tym, autorka kolejny raz, bardziej
szczegółowo porusza kwestię atmosfery panującej w klasie a efektów nauczania. Przytacza
ona badania według których dzieci chętniej uczą się jeśli nauczyciel stwarza przyjazną
atmosferę, wierzy w umiejętności swoich uczniów i pobudza ich do aktywności. Dzieci
ignorowane zazwyczaj osiągają gorsze wyniki, nie mają motywacji do podejmowania
samodzielnej nauki, nie chcą naśladować ani współuczestniczyć w propozycjach nauczyciela.
Autorka zwraca uwagę także na istotny problem jakim jest coraz częstsze orzekanie u dzieci o
zaburzeniach psychoruchowych. Trafnie zauważa, że każdy brak pożądanego zachowania,
nawet już u kilku latka, traktowany jest jak zaburzenie, podczas gdy dzieci potrzebują ruchu,
aktywności, zabawy, a nie siedzenia w ławkach. Zwraca również uwagę na ważny problem
jakim jest pomijanie przez nauczyciel osoby dziecka w edukacji. Nauczyciele na pierwszym
planie często stawiają realizację programu, dążenie za realizacją celów, zamiast skupić się na
tym co dziecko wie, a w czym trzeba mu jeszcze pomóc. Na końcu rozdziału autorka zwraca
uwagę na zabawę dziecięcą. Jest to ważne zagadnienie, ze względu na to, że wielu
nauczycieli, rodziców uznaje zabawę za najmniej ważny element w przedszkolu czy szkole,
3
Art deco w ujęciu Tamary Łempickiej
podczas gdy to właśnie podczas zabawy dziecko ćwiczy najwięcej umiejętności, rozwija
wyobraźnię, uczy się kompetencji społecznych. W rozważaniach na temat zabawek dla
chłopców i dziewczyn za przykład podaje przedszkola szwedzkie, w których zwraca uwagę
na to że nie istnieje tam taki podział i wszystkie dzieci bawią się wszystkimi zabawkami –
warto dodać, że w przedszkolach polskich taki podział również nie istnieje. Rozdział ten
autorka kończy trafnym wnioskiem iż największym nieszczęściem każdego dziecka jest
wymuszona bierność spowodowana tym, że obraca się w środowisku ubogim w bodźce, co
uniemożliwia mu naturalny stan uczenia się.
W trzecim rozdziale autorka opisuje cyfrowych tubylców i cyfrowych imigrantów.
Autorka na początku charakteryzuje obie grupy w kontekście możliwości i ograniczeń
pojawiających się w szkole. Następnie przechodzi do interesującego zagadnienia związanego
z tym, iż młodzi ludzie spędzający wiele godzin przed nowymi mediami mają problemy
z nawiązywaniem kontaktów interpersonalnych. Komputery i telewizja uniemożliwiają
dzieciom, młodzieży nabywanie kompetencji miękkich. Autorka zwraca również uwagę na
ciekawe zagadnienie jakim jest brak oczywistego związku między fenomenami a słowami
w przekazie telewizyjnym, co ma istotny wpływ na rozwój mózgu. Autorka zdaje się być
sceptycznie nastawiona względem nowych mediów i ich wykorzystania przez dzieci.
Przytacza badania zgodnie z którymi czas spędzony przez małe dzieci przed telewizorem
znacząco wpływa na wystąpienie dysleksji i dysgrafii na etapie edukacji wczesnoszkolnej.
Wysuwa również hipotezę że istnieje związek między używaniem przez dzieci multimediów
a pojawieniem się u nich autyzmu czy nadpobudliwości psychoruchowej. W dalszej części
rozdziału autorka poddaje analizie cechę cyfrowych tubylców jaką jest multitasking. Przytacza
informacje, zgodnie z którymi, wielozadaniowość może prowadzić do zmian w przednim
płacie czołowym, co wiąże się między innymi z podniesieniem poziomu stresu, problemami
z koncentracją oraz obniżeniem efektywności pracy. Marzena Żylińska zwraca uwagę na
problem jakim jest sposób wykorzystania multimediów przez nauczycieli. Trafnie zauważa,
że kompetencje medialne młodzieży są dość niskie. Zazwyczaj nie potrafi ona selektywnie
wyszukać potrzebnych informacji i krytycznie ocenić danych. Co więcej takich umiejętności
nie zdobywa też w szkole, bo nowe media są wykorzystywane do nauki umiejętności
technicznych – obsługi komputera, edytorów graficznych, tekstowych. Niewielu nauczycieli
wykorzystuje je tak, aby poruszyć kreatywność uczniów, zmusić ich do korzystania z różnych
źródeł i tworzenia na tej podstawie czegoś nowego. Autorka słusznie postuluje zmiany
4
Art deco w ujęciu Tamary Łempickiej
kształcenia nauczycieli, tak by potrafili wykorzystać multimedia w pracy metodycznodydaktycznej.
W ostatnim rozdziale autorka omawia cele dla których został stworzony XIX wieczny
system kształcenia, zadając pytanie, dlaczego skoro cele się zmieniły, rzeczywistość się
zmieniła, system wciąż jest ten sam. Zarzuca współczesnej edukacji zbyt dużą koncentrację
na wynikach edukacji, a zbyt mały nacisk na sam proces. Uważa, że pomiar nie może być
metodą nauczania i nie może być mu podporządkowane całe życie szkoły, ponieważ odbywa
się to ze szkodą dla uczniów. Motywacja wewnętrzna ustępuje wówczas miejsca motywacji
zewnętrznej, a ta nie jest wystarczającym bodźcem dla mózgu aby zapamiętywał informacje.
M. Żylińska słusznie zwraca uwagę na fakt, że lekcje powinny być dla uczniów przeżyciem,
fascynujacą historią, w której mogą brać udział. Już od XX wieku wiadomo, że najlepsze
uczenie następuje wtedy gdy uczeń widzi, słyszy, działa i doświadcza. Podczas gdy
współcześnie, jak zauważa autorka, najczęściej doświadczanymi w szkole uczuciami są:
„mam przyjaciół”, „nudzę się”, „boję się niektórych lekcji”. Zwraca także uwagę na fakt, iż
dzieci z defaworyzowanych środowisk nie mają szansy na wyrównanie swoich umiejętności
i wiedzy ze względu na brak poczucia bezpieczeństwa i niewystarczającą ilość czasu. Autorka
przedstawia również wizję szkoły, w której dziecko jest wolne i bezpieczne, współdecyduje
o tym czego się uczy i jak wygląda jego edukacja.
Recenzowana książka stanowi ważny element w dyskusji na temat kształtu
współczesnej edukacji, autorka poddaje krytyce obecny system edukacji i proponuje nowe
spojrzenie na edukację przez pryzmat neuronauk. Niepotrzebnie autorka wielokrotnie
powraca do tych samych zagadnień w różnych miejscach książki. Mimo to, książka jest
interesującą pozycją wydawniczą dotyczącą wyzwań przed jakimi stają nauczyciele, rodzice
i uczniowie w XXI wieku.
5