Azymut na Borne 2005

Transkrypt

Azymut na Borne 2005
Azymut na Borne 2005
(20.03.2006.) - Autor: Mazby - Zmieniony (05.02.2007.)
-"Na czym polega ten rajd, skoro to nie wyścig na czas?"-"Masz dokładnie przejechać wyznaczoną trasę.""To, na czym polega trudność?"-"Dotrwać do końca"
. . . upał, upał, upał i piach. Piąta gleba, mam już dosyć ... za stary jestem na takie wyczyny. Wczołguję
się pod motocykl i wypycham go ramieniem w górę. Zaczynam widzieć w czarno-białych odcieniach.
Początek udaru. Odpalam silnik i ciężko dyszę. Po chwili wrzucam bieg . . ."The show must go on"
Marka łapię na "Zakopiance" tuż przed Krakowem. Właśnie przyjechał z Anglii. Tak jak ja myślał przez
cały wyjazd tylko o jednym- Borne. Ja skróciłem pobyt w Norwegii, by nie przegapić tej "piaskownicy".
Wpadamy do Konstancina, gdzie odbieramy Rafała. Haneczka nas ratuje obiadem i już szukamy
"Szwajcara" na Wisłostradzie. Krzysiek czeka na stacji paliw. Graba, graba i ryk boxerków. "Seba" miał
czekać, ale poleciał przodem. Tego niezwykłego podróżnika poznamy już na miejscu. Trzymamy dobre
tempo 120. Prowadzę stadko, a mnie prowadzi elektronika. Odbijamy za Wałczem już w nocy. Parę
dowcipów GPSa i odnajdujemy kemping nad rzeką. Wojtek nas wita ciepłym piwem i jeszcze cieplejszą
grochówką.
- "Dawaj, jedziemy na objazd trasy"- Budzi mnie szarpanie, słyszę Wojtka głos. Wczoraj coś wspominał,
że o świcie przelecimy poligon, ale nie brałem tego serio. Wyłażę z namiotu. Łykam suchy chleb z zimną
kiełbasą, popijam mineralną i rozglądam się wokoło. Kemping jest tuż nad rzeką, a raczej szerokim
rozlewiskiem, jak jezioro. Strzelam kilka "przebitek" kamerą, ale Wojtek pogania i nie mam czasu
wyciągnąć aparatu. Z asfaltu zjeżdżamy w las. Dalej szuter przechodzi w piach i otwiera się szeroka
przestrzeń poligonu. Pamiętam, jak dwa lata temu ten widok zrobił na mnie wrażenie. Teraz też mam
uczucie wkroczenia w inny świat. Zaciskam kolana na zbiorniku i "dajemy po garach". Wojtka dochodzę z
trudnością. Muszę odpuścić, bo tumany pyłu ograniczają widoczność. Biedny filtr- pomyślałem, za kilka
godzin będę miał inne zmartwienia.
Zaczyna się poligon. Daję się zaskoczyć i rozstawiam nogi. Przednie koło wrzyna się w piach. Kontruję, za
mocno, gleba. Wyciągam nogę z pod zakopanego cylindra. Znowu się rozpędzam. Tym razem nie dam
się. Koło się wrzyna, a ja gaz. Wychodzi. Przyspieszam. Kolejna "wrzynka" i następna. Daję w rurę i
widzę przedni reflektor. Wyrzuciło mnie górą, cudem ominąłem szybę. Oceniam straty - żadnych!?
Prostuję lusterko i maszyna "na nogach".
Czuje się trochę, jak bywalec. Brak elementu zaskoczenia. Poprzednia wizyta na tej pustyni była
odkrywaniem nieznanego. Wszystko było niespodzianką. Teraz wydaje mi się, że nic mnie nie zaskoczy myliłem się.
Wojtek poprawia oznaczenia trasy i zawiesza nowe. Tym razem nie będzie żywiołowej " pogoni za lisem",
tylko "myślówka". Tym razem będziemy sami i nikt nie będzie nadawał tempa, ani prowokował do
wyścigów. Nikt za nas nie będzie przesuwał progu ryzyka. Zabawa będzie bardziej wyrafinowana. Sami
będziemy decydować, czy kończymy, czy jedziemy dalej ...bez mamusi i tatusia ...sami.
Wraz z mapami dostaniemy kartę z zadaniami. Zadania banalne, ale to one udowodnią, że byliśmy w
danym punkcie trasy. Wojtek ustawia na wzgórzu tablicę, którą każdy musi odczytać. Na starym moście
bańka po oleju. Byłeś tu, więc wiesz, jaki był w niej olej. Odnajdziesz naklejkę "motorola" to odpowiesz
"czyj to motor?" Chcesz zaliczyć kolejny punkt, musisz pobajerować panią w sklepie. Wizyta w lokalnym
muzeum - kolejny punkt w rajdzie off-road.
Doganiam Wojtka. Wchodzi w skręt, bardzo powoli ...gleba! Wojtek leży. Podjeżdżam zadowolony, że
"Mistrz też potrafi zglebić" i ...horyzont zaczyna się obracać. Powierzchnia piachu idzie do góry i wali mnie
w lewy policzek. Światło zgasło i czuję, że "gryzę piach". Otwieram oczy i widzę zadowoloną minę Wojtka.
Wypadamy na czarną szutrówkę.
-"Masz 1200 metrów czyste"- Krzyczy Wojtek i puszcza mnie przodem. Spinam kobyłę ostrogami i
wchodzę na obroty. Za mną czarny tuman. Na budziku 120km/h, rekord pobity. Dokręcam 130 i pękam,
w końcu to szuter. Za kilka godzin odszukamy ten odcinek w GPSie Marka. Tracklog zanotuje 161km/h.
Wracamy do obozowiska. Jestem skonany i rzucam się na butelkę wody. To był tylko objazd trasy, a upał
coraz większy.
-"Jak Tam jest?"- Chłopaki próbują coś odczytać z mojej upapranej gęby.
Wojtek robi odprawę i omawia zadania. Ja wprowadzam punkty do GPSa, gdzie będą najlepsze ujęcia,
czytaj: gleby.
http://www.motostrada.net
Powered by Mambo Open Source
Utworzony: 03. 03. 2017, 16:14
Powoli jeden za drugim, w pięciominutowych odstępach, wypuszczane są kolejne maszyny. Po czasie
zadziała instynkt stadny i zaczną się tworzyć na trasie nieformalne zespoły. Jeden drugiemu będzie
pomagał postawić motocykl. Jeden na drugiego poczeka. Jeden ma wodę, drugi żarcie, inny gps'a. Maski
spadną i ukażą się prawdziwe twarze. Jeden pomoże, inny zostawi cię w piachu i odjedzie. Tak powstają
przyjaźnie, tak też się kończą.
Wjeżdżam na pierwszy "odcinek specjalny" i ustawiam kamerę. W ostatniej chwili odskakuję słysząc ryk
silnika i przelatuje koło mnie czarne BMW. Zaraz następna i następna. Zwijam sprzęt i odpalam.
Doganiam Marka i Krzyśka.
Podchodzimy do zakopanego po osie sprzętu Seby). Ten podjazd Wojtek wykreślił, ale Seba to Seba,
zaatakował. Wyciągamy kobyłę. Jadę przodem i czekam na chłopaków.
Filmuję wywrotkę Krzyśka. Marek stawia motor i biegnie mu pomóc. To będzie najpiękniejsze ujęcie w
filmie. Podjeżdża Rafał i razem wyciągają motocykl. Chłopaki dyszą jak miechy, ale żartują. Jest w tej
krótkiej chwili coś szczególnego, szczególnie ważnego. Jadę dalej i czekam przy następnej piaskowej
pułapce.
Pędzi czarny GS. Zarzuca tylnim kołem i na pełnej prędkości wpada w zagajnik. Szamotanie wśród
drzewek i cisza. Biegnę pomóc i staję jak wryty. Rafał.
-"Co ty tam robisz wujek"- rzucam ze śmiechem. Znamy się ponad trzydzieści lat, ale takiej miny u niego
jeszcze nie widziałem. No cóż, nie tylko do Bornego go wciągnąłem. Powrót do motocykla to też mój
udział. Miał to na twarzy.
Dzwoni komórka.
- "Leć na bunkier, zaczynają podjazd" - Wojtek nie daje mi wytchnąć. Uruchamiam GPS i jadę na skróty.
Upał bezlitosny. Mam jeszcze dwie butelki wody. Sprawdzam czy je nie zgubiłem i wbijam się w piach.
Kierownica wyrywa się z rąk, ale stoję na kołach. Wkoło pustynia, jestem wyczerpany tą krótką walką.
"- Odpuść, wracaj.." - Odpędzam złowieszcze myśli.
Zaczynają się piachy. Cała szkoła "gaz do dechy" bierze w łeb. Samo południe i piach jest jak pył, aż do
podłoża. Szybsza jazda to większe szkody w motocyklu. Daje jednak po garach i wbijam cały lewy
cylinder w pustynię. Leżę i patrzę w niebo. Piąta gleba, mam już dosyć ...za stary jestem na takie
wyczyny.
"- O co my walczymy?" O kasę? O nagrody? O nic! No właśnie! Walczymy tylko ze sobą. Z własnym
zmęczeniem. Wczoraj w garniturze, w restauracji. Dziś w piachu, w Bornem! Już masz dosyć!
"-Na tyle Cię stać? Na tyle siebie poznałeś?" - Zaczynam bredzić, upał.
Wczołguję się pod motocykl i wypycham bestię ramieniem w górę. Zaczynam widzieć w czarno-białych
odcieniach. Początek udaru. Odpalam silnik i dyszę ciężko. Po chwili wrzucam bieg . . . "the show must go
on".
Mija mnie rozpędzona "12-tka"- brzytewka nówka. Następny motocykl się zatrzymuje. Artek podnosi
przyłbicę kasku.
-"Spóźniłeś się, właśnie zaliczyliśmy podjazd" - przytakuję.
-" Aha, leży tam jeden ... pomóż mu się wykopać " - rzuca przez ramie i odjeżdża. Stoję z rozdziawioną
gębą.
Podjeżdżam pod zaspę i widzę wywróconego GSa. Chłopak siedzi obok i patrzy w moją stronę. Podaję mu
butelkę z wodą i chwilę milczymy. Motocykl zsunął się na pobocze, wryty do połowy w piach. Zlani potem
wykopujemy go i zapalamy silnik. Dociążam tył, koło buksuje i po chwili zostaję sam. Wieczorem, w
obozie, podejdzie do mnie i poda mi rękę. Mam go na filmie. Stoi obok Artka. Jechali razem.
Bunkier jest na wzgórzu. Wokół niesamowity widok. Ogrom przestrzeni "ziemi niczyjej" przytłacza. Pode
mną najdłuższy podjazd. Ustawiam statyw. Po chwili pojawiają się pierwsze motocykle. Rano zaliczyliśmy
ten szlak "od strzała". Teraz suchy pył topi maszyny po silnik. Motocykle zbijają się w grupy. Co chwila
tuman kurzu oznajmia kolejnego "dzwona". Obok mnie zjawia się Franek i Seba. Pomylili trasę i objechali
bunkier od tyłu.
Odległe wycie silnika odwraca nam głowy na Zachód. Nagła cisza i ogromny tuman pyłu unosi się nad
poligonem. Później okaże się, że Marek testował "gaz do dechy" w piachu i wyciął spektakularnego orła.
- " Jedź na hopki " - kolejny rozkaz z "wieży kontrolnej", czyli od Wojtka.
Zbieram sprzęt i znów trawersuję pustynię.
Hopki. Wyjeżdżone przez czołgi doły tworzą niesamowitą trasę. Wpadam na głowę i strzelam w
powietrze. Jeszcze raz i jeszcze raz. Daję gaz i klapnięcie zawieszenia oznajmia, że byłem w powietrzu.
Jeszcze raz i ... cholera, kamera i aparat! Zwalniam i adrenalina odpływa.
http://www.motostrada.net
Powered by Mambo Open Source
Utworzony: 03. 03. 2017, 16:14
Jadą chłopaki. Początkowo z rezerwą. Udziela im się zachwyt i już są w powietrzu. Wyglądają jak stado
kangurów. Przelecieli i znów cisza.
- " Podaję Ci koordynaty. Piach i duże gleby " - Wojtek drze się przez komórkę. Ustalamy miejsce i jadę.
Popołudnie. Upał zelżał i mogę myśleć. Siedzę w piachu i czekam. Przelatuje motor. Drugi wcina się w
pobocze. Trzeci próbuje go ominąć i przewraca się. Chłopaki zobaczyli jak filmuję i grożą pięścią. No, a po
co ja tu się czaję? Jasne, że czekam na takie widowisko.
Do obozu wracam późnym popołudniem. Ale nie jestem ostatni. W trasie zostało jeszcze parę zespołów.
Zjeżdżają się do wieczora. Twarze zmęczone i zakurzone. Ci, co dali czadu na szutrówce wyglądają jak
górnicy przodkowi. Czarny pył wbity w skórę jak ślamazarny makijaż.
Krzysiek ogląda obity motor. Jeszcze nieprzerejestrowany, na szwajcarskich tablicach. Uchwyt lusterka,
obudowa manetki, migacze, guz na głowie. Rafał odrywa resztki wizjera z kasku i dyndające kable po
kierunkowskazie.
Piwko i wraca dobry nastrój. Zaczynają się opowieści.
Co chwilę gwar przebija "Bam!", "Gleba", "Było zaje...fajnie". Machanie obu rąk oznacza "hopki".
Wojtek nie daje wytchnąć. Po kolacji spotkanie z tutejszym leśnikiem. Opowiada historię BornegoSulinowa. Chłopaki zmęczeni, ale słuchają. Podchodzę bliżej i wciągam się w opowieści o tych ponurych
czasach.
Zapada mrok. Ekipa rozpina ogromny ekran i stawia projektor. W środku lasu, nad cichym rozlewiskiem
rzeki, przenosimy się do Mongolii i Chin. Seba opowiada o swojej wyprawie. Ranek budzi nas pięknym
słońcem. Kałuże przypominają o szalejącej w nocy burzy. Wymieniamy się mailami i komórami.
Odjeżdżamy.
Za nami zryte piachy poligonu w Bornem-Sulinowie. Kilka lusterek i migaczy zostanie tu na zawsze. Kilka
wgnieceń na baku, jak blizny po walce. Nauczyliśmy się lepiej jeździć na motorze? Być może.
Przekroczyliśmy granice swojej wytrzymałości?
Przekroczyliśmy granice ryzyka?
Poznaliśmy siebie samych ?
Na pewno.
Zbigniew Mazuś
"Mazby"
http://www.motostrada.net
Powered by Mambo Open Source
Utworzony: 03. 03. 2017, 16:14

Podobne dokumenty