Krzysztof Cichoń rozmawia z Krzysztofem Skarbkiem

Transkrypt

Krzysztof Cichoń rozmawia z Krzysztofem Skarbkiem
Krzysztof Cichoń
rozmawia z Krzysztofem Skarbkiem
K.C. Na pańskich obrazach panuje atmosfera radosnej zabawy. Humanistyka często dowołuje
się do Homo ludens Huizingi z jego koncepcją zabawy, która może być równocześnie najgłębszą
powagą, zabawy bliskiej kontemplacji, gdzie jeśli uda się nam zatracić w tej zabawie to człowiek
zapomina o pragmatycznym, codziennym kontekście... tak Pan maluje? Ale bardzo dużo jest
w pańskich obrazach przedmiotów, urządzeń współczesności: samochody, samoloty, komputery...
K.S. Traktuję to jako stronę ikonografii życia współczesnego. W dawnych czasach Holendrzy
malowali pięknie zastawiane stoły, czy jeszcze wcześniej atrybuty władzy. W malarstwie religijnym były to atrybuty związane z kultem, w świeckim tworzonym dla arystokracji, atrybuty
związane z władzą. Wielka sztuka na tym się opierała. Oczywiście z dystansem podchodzę do
pewnych tez, które mówią o przyszłości świata. Chciałbym tego wszystkiego dotykać w sposób
intuicyjny, przy czym słowo zabawa nie jest głównym kluczem do tego co robię, bo jednak
odwołuje się do tego, co w nas tkwi, w naszej świadomości zbiorowej a mianowicie: archetyp, znak, symbol, które możemy w sposób analityczny przełożyć na wszystkie czynności dnia
codziennego jak i na to, co intelektualiści wiążą z szeroko pojmowaną humanistyką. Raczej bym
się odwoływał do takiego spojrzenia, jakie reprezentowała grupa badaczy myślenia irracjonalnego, myślę o grupie angielskich słynnych prześmiewców: Mothy Python Group, przy czym oni
są do bólu wyszydzali ludzką hipokryzje, a ja raczej bardzo ciepło patrzę na człowieka i pokazuje
poprzez tę zabawę pewne zagrożenia cywilizacyjne. W moich obrazach pojawia się na przykład
samolot w różnych kontekstach: może być on wbity jak totem, jak pomnik przeszłości, może to
być monitor jako element wykraczający poza tą utylitarną stronę przekazywania informacji.
K.C. Spotkał się Pan z jakimiś świeżymi interpretacjami motywu samolotów po 11 września?
K.S. Traktowałem to jak groźną zabawkę w rękach ludzi, którzy są też sterowani przez media czy politykę, przez ponadnarodowe struktury, ale tutaj bym się nie zatrzymywał, polityka
mnie tak bardzo nie obchodzi. Bardziej, mnie zajmują relacje międzyludzkie, międzyludzka komunikacja, którą chciałbym w jakiś sposób pokazać. Pokazać, że można żyć lepiej, ciekawiej
i w sposób niekonwencjonalny komunikować się między sobą.
K.C. Rysował Pan samoloty jako dziecko? Kiedy się Pan zdecydował, że Pan będzie malarzem?
K.S. Wiedziałem o tym od wczesnego dzieciństwa. Mój dziadek był malarzem i rzeźbiarzem
w Krakowie przed wojną, moja matka ma wybitnie uzdolniona plastycznie, siostra mojej matki
skończyła Akademię w Krakowie. Nie byłem do tego zachęcany, wręcz przeciwnie. Siedziało to
zawsze we mnie i moją wypowiedzią był zawsze znak, rysunek, malarstwo.
K.C. Był pan tak obciążony i uświadomiony plastycznie, że..
K.S. Tak szczerze mówiąc, zawsze starałem się budować jakieś nowe światy. Zazwyczaj młodzież
w wieku dorastania interesuje się elementami z historii sztuki, które ciągną albo w stronę mimetycznego odtwarzania świata, albo w stronę metafizyczną, albo impresyjną. W moim wypadku to była duża fascynacja Hieronimem Boschem, Brueglem, ale też i pop-artem, surrealizmem, przy czym zawsze starałem się w moim mniemaniu budować własny świat realizmu,
czyli budować środkami widocznymi coś, co mogłoby się wymykać dotychczasowym definicjom z historii sztuki. Ktoś mi powiedział, że moje obrazy można porównać do tego, jak obce
cywilizacje wyobrażają sobie życie na Ziemi. Czyli nie do końca uświadamiając sobie wszystkie
realia. Generalnie chodzi mi o stwarzanie świata lepszego, ciekawszego, o takim prawdziwym
i szczerym oglądzie obecnej sytuacji.
K.C. Do tego służy malarstwo Pana zdaniem?
K.S. Tak, choć ja to mówię w swoim imieniu, o swojej twórczości dlatego, że bardzo łatwo
jest stworzyć - jeśli mówimy o sztuce - figuratywnej pewną zbitkę negatywnych zjawisk,
2
kontrastujących elementów, które dadzą łatwy dramat. Mamy więcej pociągających i głębokich
czarnych dramatów niż pozytywnych odpowiedzi na humanistyczne problemy.
K.C. To Bacona Pan chyba nie lubi?
K.S. To jest tak, że są pewne rzeczy, które nie interesują mnie w kontekście własnej twórczości.
Pewne kompozycje czy to muzyczne, czy plastyczne mogą mnie nie interesować, choć uważam,
że są cenne i dobre. Nie wartościuje tego: lubię nie lubię...
K.C. Krytycy dla ułatwienia sobie pracy mają niepiękny, ale praktyczny zwyczaj wiązania artystów w pęczki. Mam problem z kim można Skarbka zestawić? Gdybyśmy wybrali sobie na
przykład wspomnianego już Bacona, jakiegoś przedstawiciela “strony impresyjnej” Cézanne’a
i Matejkę, to najbliżej będzie chyba do Matejki.
K.S. W jakimś swoim tekście piszę, że moim ulubionym artystą jest Jan Matejko. Miałem w pewnym okresie taką metodę kładzenia plamek, każda plama była oddzielnych biologicznym bytem, to nie jest Sisley czy optical art, tylko stwarzanie takich mikroorganizmów, które później
oddziaływają ze sobą. Dla mnie kolor jako symbol ma działać w ten sposób, że ma podnosić
wagę chwili, podkreślać pewną euforyczność chwili, z drugiej strony ciemne barwy kojarzą się
z pewną refleksją ale może to być wymienne, na zasadzie kontrastu, coś co jest niebezpieczne
może być przestawione takimi euforycznymi zestawieniami barwnymi.
K.C. Czyli malarstwo powinno pokazywać jasną stronę życia?
K.S. U mnie tak. Z jednej strony jest to taki uśmiech wobec słabości cywilizacji i ludzi, a z drugiej malarstwo ma pokazywać nową drogę. Żeby tworzyć z tych wszystkich elementów, jak
samolot, samochód, które są symbolami - nowy, ciekawszy świat na miarę własnych pragnień,
a nie wynikający z determinacji funkcjonalności. Zawsze podkreślam, że dotychczas narzędzia
służyły do kształtowania naszej cywilizacji i otoczenia, a w tej chwili pewne narzędzia, jak
telefon komórkowy, samochód czy telewizor plazmowy nie są już tylko narzędziami a tylko
bytami samymi w sobie, którym się oddaje pewnego rodzaju kult. Młodzi ludzie muszą mieć
coraz ciekawsze te, jak Pan mówi, gadżety. Ja bym tego słowa nie używał, bo gadżet jest rozumiany jako przedmiot niepotrzebny, tylko ozdobny, a to jest coś więcej. To jest fetysz, tu chodzi
o oddawanie czci, takiej współczesnej, technologicznej. Tak jak samochód, nowy silnik, nowe
elementy w tym silniku, czy telefon komórkowy, który nie służy tylko do rozmowy, a spełnia
jakieś niemalże magiczne funkcje...
K.C. Jest jak węzeł, który spina rzeczywistość, jakby nagle telefony znikły, to wszystko by się
rozsypało...
K.S. Tak, no właśnie.
K.C. Miał Pan kiedyś pokusę, żeby złożyć ze swoich obrazów jakąś całość?
K.S. Chciałem coś takiego zrobić jak taka wielka panorama, gdzie na horyzoncie jest historia
grupy ludzi, którzy przechodzą przez różne wydarzenia, bardzo dramatyczne i fantastyczne,
realne i będące na pograniczu snu, wyobraźni i podświadomości. W wielu kulturach uważa się,
że sen i byt realny mają ze sobą dużo wspólnego.
K.C. Wydaje się, że hołduje Pan przekonaniu, że malarstwo jest formą metafizyki, w Pańskich
obrazach stale powraca szeroko pojęty wątek sakralny. Parafrazując tytuł książki Jacka
Woźniakowskiego, czy malarstwo może zbawić?
K.S. To jest pytanie o moc zaczynu, o moc sprawczą pewnych idei, zaczęło się to od słowa,
które jest takim bardzo mocnym elementem, który ma niemalże siłę zaczynu chemicznego...
K.C. Chyba zawsze w kulturze europejskiej słowo było ważniejsze niż obraz...
K.S. Przy czym, jeżeli by było tylko słowo, to nie byłoby abstrakcyjnego dźwięku muzyki. To są
takie byty, jak muzyka czy obraz, które wychodzą w pozawerbalną stronę i najlepiej, gdy działają
3
na ludzką świadomość, potrafią zmienić człowieka i nie potrzeba uzupełniać tego słowem. Na
tym polega walka tak zwanej czystej formy malarskiej z przedstawiającym malarstwem, żeby
odgrodzić tę sferę malarską od sfery słowa. Często doświadczałem takich rozmów, że jeżeli
chce Pan sobie coś opowiedzieć, to najlepiej napisać esej w gazecie, a tu należy zająć się czystą
formą i kompozycją. Zawsze byłem temu przeciwny, wydawało mi się, że można tworzyć pewne
interesujące sytuacje, ale nie tylko układy malarskich pociągnięć, geometrii, plam i rytmów, ale
też i symboliczne, znakowe opowiadania malarskie.
K.C. Pogdybajmy, gdyby było tylko słowo, co by Pan robił? Byłby Pan szamanem, opowiadaczem historii?
K.S. Człowiek oprócz tego, że ma aparat mowy, ma aparat ruchu. Więc ruch i organizacja
przestrzeni wokół siebie plus słowo.
K.C. Czy mógłby wymienić Pan jakichś malarzy tworzących, podobnie jak Pan obrazy radosne,
optymistyczne?
K.S. Generalnie przeżycia, które są oddawane na płótnie wynikają z pewnych bardzo dramatycznych i traumatycznych przeżyć, i ciężko ludziom pokazywać coś co jest optymistyczne,
dlatego że w sztuce najczęściej zadaje się pewne pytania, a odpowiedzi mówiące o lepszym
świecie wydają się ludziom niebezpieczne. Wydaje im się, że będą śmieszni lub banalni i dlatego
boją się takich odpowiedzi. Trzeba z jednej strony trochę odwagi, a z drugiej trochę badawczego podejście, żeby stworzyć, przynajmniej próbować, coś, co wymyka się definicjom komedii, czy też żartu i stworzyć nową, optymistyczną rzeczywistość. Warto próbować i często to
daje nowe rozwiązania.
K.C. Czy zna Pan kogoś takiego?
K.S. Zastanawiam się... Może niektóre obrazy Zdzisława Nitki, kiedy pokazuje on człowieka
w lesie, z wilkiem, z orłem, ze słonecznym niebem, człowieka, który jest zharmonizowany
z przyrodą. Oczywiście sama forma jest ekspresyjna, ostra, nie ma tam wyraźnego uśmiechu na
twarzy, ale jest pewna prawda o naturze.
K.C. Wydaje się, że w historii malarstwa polskiego raz, w latach osiemdziesiątych, nastąpiła
taka erupcja malarzy radosnych. Optymizm pokoleniowy? Jak to wytłumaczyć? Najprościej
tym, że naoglądaliście się malarzy spod znaku Neue Wilde i...
K.S. To nie było tak. Historia jest poważniejsza, w akademiach sztuk pięknych, na całym świecie
malarstwo było zdefiniowane, w oparciu o teorie Cezanne’a, który mówił: malarstwo to kolor.
W związku z tym, można sprawdzić umiejętność dostrzegania kolorów, wrażliwość studentów
i kandydatów, sprawdzając umiejętność transpozycji tego, co widzą, na przykład w martwej
naturze, na płaszczyznę obrazu. W praktyce dochodzi do tego, że poważny artysta, artysta,
który dojrzewa, zaczyna zawężać gamę i tworzyć szlachetne szarości, operować w zgaszonych
gamach wokół brązu i szarości. Wtedy teoretycznie mówi się o poważnym podejściu do malarstwa. W naszej ówczesnej socjalistycznej rzeczywistości, gdzie poligrafia była na kiepskim poziomie, gdy nie było porządnych albumów, ani kolorów widocznych dziś na ulicach, ta
szarość miała dwuznaczny charakter. Szarość była w życiu codziennym, szarość pogody, szare
dni i szare noce spowodowały, że u pewnych ludzi narastał bunt przeciwko tak ustalonym
regułom kulturowego pojmowania malarstwa. I między innymi paru moich kolegów i ja w latach
osiemdziesiątych, z potrzeby serca, zaczęliśmy wprowadzać ostre zestawienia barw, by trochę
dodać słońca tej szarej rzeczywistości.
K.C. Wierzy Pan w to, że malarstwo jest sferą racjonalną? Wypowiada się Pan o nim precyzyjnie
i logicznie. Co to za zwierzę to malarstwo?
K.S. Z jednej strony nie powinno być racjonalne, bo powinno być bratnią duszą poezji, a z drugiej
4
strony w akademiach kształci się i warsztat twórczy, i świadomość plastyczną. Zarówno obraz
wykształconego artysty jak i obraz chorego umysłowo może być genialny, ale obraz świadomego
artysty przechodzi przez własne ja, własnej duchowości, natomiast człowiek nieświadomy,
który tworzy genialne rzeczy, jest tylko pewnym przekaźnikiem, medium siły sprawczej, boskiej.
Natomiast w naszej kulturze śródziemnomorskochrześcijańskiej człowiek jest siłą sprawczą
w porozumieniu z Bogiem. W moim rozumieniu sztuki należy zwracać uwagę nie na totalną
wolność wypowiedzi, ale na przesłania, które kierują artystą przy tworzeniu sztuki. Tylko te
przesłania mogą być racjonalne lub irracjonalne, a sam przedmiot sztuki może być nieodgadniony, odczytywany na wiele sposobów. Przy czym trzeba pamiętać o teorii, która mówi, że to
jest sztuką najnowszą do odczytania czego, nie mamy narzędzi. Jeżeli społeczeństwo daje carte
blanche krytykom i muzealnikom, żeby przetłumaczyli sztukę na zrozumiałą, to znaczy, że język
i metodyka są już znane, czyli, że odwoływały się do starej sztuki.
K.C. W katalogu Pańskiej wystawy z 1992 roku znalazłem cytat pochodzący z tomu opowiadań
Jak żyć i być szczęśliwym autorstwa Krzysztofa Skarbka. Istniej taki tom?
K.S. Jak żyć i być szczęśliwym? Zastanawiają się nad tym wszyscy, nikt nie dał odpowiedzi
uniwersalnej. Warto, żeby każdy pokusił się na takie afirmatywne spojrzenie na swoje życie
i widział przynajmniej zalążek celu w swoim życiu. Mam mnóstwo notatek w swoich szkicach,
które dotykają tego problemu.
5