projekt - Łukasz Kapustka

Transkrypt

projekt - Łukasz Kapustka
PROJEKT
Łukasz "BaRoWh" Kapustka
[email protected]
Projekt - 1/26
Podziękowania dla Marcina za drobne uwagi ;)
Projekt - 2/26
National
Security
Agency
(NSA)
-
Agencja
Bezpieczeństwa
Narodowego) - amerykańska wewnętrzna agencja wywiadowcza koordynująca
m.in. zadania wywiadu elektronicznego, powstała w kwietniu 1952 roku na
bazie struktury działającej od 1949roku, Agencji Bezpieczeństwa Sił Zbrojnych
(Armed Forces Security Agency - AFSA). NSA przechwytuje i analizuje dane
obcych państw w zakresie łączności radiowej, telefonicznej, modemowej oraz
emisji
wszelkiego
rodzaju
urządzeń
radiolokacyjnych
i
systemów
naprowadzania pocisków rakietowych. Podstawą technicznej infrastruktury
szpiegowskiej jest system Echelon. NSA koordynuje wszelkie działania Stanów
Zjednoczonych w zakresie kryptoanalizy i kryptobezpieczeństwa. Jej dwa
podstawowe zadania to łamanie systemów kodowych i szyfrowych innych
państw oraz ochrona bezpieczeństwa systemów informacyjnych
amerykańskiej, w tym łączności Białego Domu.
Projekt - 3/26
łączności
PROJEKT:
W piwnicy pod jednym z nadmorskich domów śmierdziało śmiercią.
Ustawione wzdłuż ścian drewniane trumny pełne były nieboszczyków. Każda z
osób pożegnała się z życiem w innych okolicznościach: byli topielcy,
samobójcy, ofiary wypadków, zabójstw. Były tutaj także ciała starców umarłych
z przyczyn całkowicie naturalnych.
Z korytarza wyłonił się mężczyzna w białym fartuchu. Przyciskając do
piersi tradycyjną wiązaną teczkę minął rząd różnokolorowych trumien. Nie
robiły one na nim najmniejszego wrażenia. Od wielu lat obcował ze śmiercią na
co dzień.
- Przywieźli kolejnych doktorze - powiedział jeden z mężczyzn z czarnym
garniturze,
gdy
ubrany
w
biały
fartuch
przekroczył
próg
kolejnego
pomieszczenia.
- Wspaniale. Nie traćmy zatem czasu. Kogo mamy tym razem? - zapytał doktor
odbierając od rozmówcy szpitalne akta.
- Kobieta, lat trzydzieści. Ofiara wypadku samochodowego. Ciało totalnie
zmasakrowane. Nie wiem czy coś z tego będzie. Kolejne ciało, dziecko lat
osiem niedopilnowane przez rodziców, utonęło podczas kąpieli. Jest również
mężczyzna lat pięćdziesiąt zginął raniony nożem, gdy robił zakupy w sklepie
spożywczym. No i czwarty nieboszczyk kierowca autobusu miejskiego. Zszedł
na zawał serca.
Doktor pokiwał głową. Pospiesznie przejrzał akta.
- Idealnie. Tego nam było trzeba. Czy mamy jakiś ochotników do
przeprowadzenia badań? - lekarz przeniósł wzrok na mężczyznę w garniturze.
- Tak. Przywieźli jakiegoś bezdomnego. Zgodził się wziąć udział w
eksperymencie za kilkanaście dolców.
- Wspaniale. Zatem nie traćmy czasu. Zaczynamy od zasztyletowanego
pięćdziesięciolatka.
Projekt - 4/26
***
Chłopak zarzucił na głowę kaptur. Rozejrzawszy się po okolicy
przebiegł na druga stronę ulicy. Nowy Jork pełen był turystów chodzących w
każdym kierunku i o każdej godzinie dnia. Z jednej strony miasto męcząco
oblegane przez obcokrajowców z drugiej ułatwiało ucieczkę i ostatecznie
zniknięcie.. Chłopak obejrzał się za siebie. Odetchnął. Wszystko wskazywało
na to, że udało mu się zgubić ścigających go ludzi Agencji Bezpieczeństwa
Narodowego. - Nie jest to łatwe, a jednak - pomyślał wchodząc do jednej z
waszyngtońskich galerii handlowych. Tylko poruszanie się wśród ludzi
gwarantowało mu pełne bezpieczeństwo. Spokojnie nie wzbudzając podejrzeń
oraz zainteresowania osób postronnych przeszedł przez centrum handlowe.
Stanął przy drzwiach wyjściowych rozglądając się przez szybę.
- Cholera już tu są - stwierdził dostrzegając dwóch mężczyzn w czarnych
garniturach stojących na zewnątrz nieopodal wyjścia. W oczy rzucał się
również charakterystyczny ciemny Chevrolet Suburban - taki sam jakim w
zwyczaju mieli poruszać się pracownicy agencji. - Ich się chyba nie da zgubić.
Można co najwyżej odwlekać chwilę spotkania - pomyślał. Rozejrzał się po
galerii po czym podszedł do drewnianej ławeczki. Zajął miejsce koło starszego
jegomościa przeglądającego gazetę. Raz jeszcze zmierzył wzrokiem stojących
na zewnątrz w oddali agentów. Upewniwszy się, że ścigający go nie zamierzają
wejść do galerii, mimowolnie przeniósł wzrok na trzymaną przez staruszka
gazetę. "Kolejny alarm bombowy w centrum handlowym w Waszyngtonie...".
Chłopak zerwał się nagle klnąc w myślach, że też wcześniej nie wpadł
mu do głowy podobny pomysł. Powoli, starając się nie zwracać na siebie
uwagi, podszedł do wmurowanego nieopodal przycisku z napisem "ALARM
PRZECIWPOŻAROWY". Uśmiechnął się tylko i bez większych ceregieli
zbijając szybkę nacisnął guzik. W galerii rozległ się dźwięk alarmu oraz
uspakajający i proszący o zachowanie spokoju głos pracownika ochrony.
Klienci sklepów nie zwracając uwagi na apele mówiącego rzucili się tłumnie do
Projekt - 5/26
wyjść: głównego, bocznych, garażowych. Chłopak zdjął bluzę i ruszył w ścisku
w stronę bocznego wyjścia.
Nie minęło piętnaście minut, gdy siedział w pędzącej na dworzec
taksówce.
***
Siedzieli przy stoliku jednej z eleganckich restauracji w Waszyngtonie.
Dziennikarz
śledczy
magazynu
"Truth"
Frank
Simson,
młody
agent
Federalnego Biura Śledczego Jim oraz chłopak w czarnych, krótkich włosach.
Byli w lokalu całkiem sami. Właściciel ze względu na powagę sprawy zgodził
się na kilka godzin zamknąć restauracje.
Dziennikarz uruchomiwszy dyktafon postawił go na stoliku przed
młodym chłopakiem. Przelawszy Cole ze szklanej butelki do niewielkiej
szklanki zadecydował:
- Zaczynajmy zatem.
Chłopak kiwnął głową.
- Jak się nazywasz i czym się zajmujesz? - zapytał dziennikarz.
- Jestem John Marik. Mam dwadzieścia pięć lat i od kilkunastu miesięcy jestem
pracownikiem naukowym Nowojorskiego Uniwersytetu Medycznego.
- Co jest zainteresowaniem Twojej pracy?
- Wchodzę w skład katedry naukowej zajmującej się badaniami nad ludzkim
mózgiem. Według powszechnie panującego przekonania mózg człowieka
wykorzystywany jest tylko w dziesięciu procentach. My pracujemy nad
aktywnością pozostałej części.
- To znaczy? Proszę rozwinąć odpowiedź. Jestem laikiem w dziedzinie
medycyny.
Chłopak pokiwał głową po czym rozpoczął.
- Jak już wspomniałem człowiek wykorzystuje zaledwie dziesięć procent
mózgu. Wszystko co robimy, co mówimy, o czym myślimy, a nawet to że
oddychamy zawdzięczamy właśnie tej dziesięcioprocentowej aktywności.
Projekt - 6/26
Badania które prowadzę wraz z katedra naukową zmierzają do odkrycia
umiejętności, które posiadłby człowiek, gdyby jego mózg wykorzystywany był w
pełni. Niektórzy naukowcy uważają na przykład, że wszelkie zdarzenia
paranormalne, wszystkie wróżby, czy wyginanie łyżek pod wpływem woli, to
właśnie nic innego jak umiejętność wykorzystania przez niektórych kilku
dodatkowych procent mózgu.
- Rozumiem. Kilka dni temu zadzwoniłeś do redakcji gazety w której pracuję i
chciałeś umówić się ze mną na rozmowę. Mówiłeś, że chciałbyś podzielić się
ze światem mroczną stroną prowadzonych przez katedrę doświadczeń. Co
miałeś na myśli?
- Jakiś czas temu doktor Jonathan Foxler neurolog wchodzący w skład naszej
katedry naukowej dokonał niezwykłego odkrycia. Udało mu się przekształcić
elektroimpulsy wytwarzane przez ludzki mózg na konkretne znaki zrozumiałe
dla człowieka. Odkrycie to pozwala na bezbłędne czytanie w myślach osoby
podłączonej do komputera. Wyniki badań same w sobie nie są szkodliwe, ale
gdy połączono je z innym odkryciem doktora..
- To znaczy?
- Wszystko przez co człowiek przechodzi w życiu, wszystko co mówi, wszystko
co robi i widzi jest zapisywane w jego pamięci: w mózgu. W mózgu też
zapisane są cechy charakteru, osobowość człowieka, to czego się boi i to co
lubi. Wszystko to przechowywane jest w mózgu w formie elektroimpulsów.
Ładunki te są tak silne, że swoją aktywność zachowują jeszcze przez wiele dni
po śmieci człowieka. Doktor zaczął więc odczytywać wszystko co zapisane jest
w mózgu człowieka. Wszystko byłoby dobrze, gdyby odkrycie służyło nauce.
Pech chciał, że badaniami zainteresowała się Agencja Bezpieczeństwa
Narodowego. Uznano, że odkrycie doktora niesie za sobą wielkie możliwości
wywiadowcze. Agencja zgodziła się pokrywać rosnące koszty badań przez co
doktor Foxler zgodził się na współpracę.
- Współpracę, czyli?
Projekt - 7/26
- Agencja nie była zainteresowana czytaniem w myślach... Znaczy, to też ich
obchodziło ponieważ można byłoby przesłuchiwać świadków bez zadawania
im pytań. Po prostu podłączyć do komputera i na ekranie zobaczyć wszystko
co dana osoba widziała, czy słyszała. Ich jednak interesowało coś znacznie
gorszego. Zapis. Dokonywanie modyfikacji w ludzkim mózgu. Na początku
doktor był temu przeciwny, ale udało się Im go namówić. Zresztą.. bardzo
spodobał mu się ten pomysł. Agencja rozpoczęła program o nazwie "Mind
Project".
Frank i Jim popatrzyli po sobie. Dziennikarz sięgnął po Cole upijając nieco.
- Udało się Im? - zapytał agent FBI.
- Na początku były problemy. Niezwykle trudno było wprowadzić drobne
modyfikację. O wiele łatwiejsze okazało się skopiowanie zawartości jednego
mózgu i przekazanie ich do mózgu drugiego człowieka. Na początku z żywymi
nie szło najlepiej. Dochodziło do kompletnych uszkodzeń mózgu. Wiele osób
na których prowadzono badania kończyło tragicznie z całkowitym paraliżem
umysłowym i fizycznym. Doktor postanowił zatem z czytywać elektroimpulsy z
mózgów zmarłych osób. Zapewniało to stabilność przekazu. Mózg zmarłego
nie był już aktywny i nie wprowadzał żądnych bieżących modyfikacji. Aktywne
pozostawały tylko impulsy pamięciowe oraz te definiujące osobowość
zmarłego. Doświadczenia prowadzone przy użyciu zwłok okazały się być
trafionym z punktu widzenia eksperymentu pomysłem. Naukowcom udało się w
mózg człowieka żyjącego wprowadzić elektroimpulsy zmarłego tym samym
przeprogramować w taki sposób, że w ciele żyjącego znajdował się tak
naprawdę inny człowiek: ten zmarły. Osoba taka posiadała charakter,
umiejętności i wiedzę nieboszczyka.
- Czyli w ten sposób można by zapewnić człowiekowi nieśmiertelność? Umiera
ciało, ale nie umysł? - zapytał redaktor.
- Dokładnie tak. To ciało się starzeje i umiera. Umysł jednak, jako system
informacji możliwych do przeniesienia pozostaje wieczny.
Projekt - 8/26
- Wróćmy jednak do doświadczenia. Jak zareagowała Agencja na bądź co
bądź pozytywne zakończenie eksperymentu?
- Przedstawiciele Agencji niezwykle ucieszyli się z wyników. W jednym z
ośrodków w centralnej części Stanów poddano przesłuchaniu jednego z
zatrzymanych przez Agencje. Analizy jego wiedzy dokonano przy pomocy
komputera odczytującego impulsy mózgu. W innej placówce Agencji pod okiem
doktora przeprowadzono próbę "wskrzeszenia" jednego z zabitych w
strzelaninie agentów. Udało się. Zabity agent po prostu ożył w ciele innego
człowieka. Zlecono więc doktorowi i katedrze naukowej prowadzenie dalszych
badań. Tym razem celem miało być zamienianie miejscami dwóch żyjących
osób. Rozumiecie Panowie: ja posiadam Pana ciało, a Pan ze swoim umysłem
przejmuje moje. Tego na szczęście nadal nie osiągnięto. Dwa pracujące na
najwyższych obrotach mózgi są zbyt aktywne, aby dopasować w odpowiednim
momencie przekaz neuronowy. Dla Agencji priorytetem stało się więc dowolne
modyfikowanie mózgu. Doktor rozpoczął prace, które jednak nie trwały długo,
bowiem udało się osiągnąć cel. Nauczyliśmy się przeprogramować ludzkie
cechy, ich umiejętności, poglądy. Z jednej strony możemy ludzi pozbawić
skłonności do strachu, do stresu, do pedofilii czy innych schorzeń czysto
umysłowych. Z drugiej jednak strony możliwe jest wprowadzanie zmian w
poglądach ludzi. Można zaprogramować człowieka w sposób taki, jaki chce
programista. To właśnie te badania najbardziej interesowały Agencje.
Rozumiecie Panowie jaka to potęga? Móc wpływać na osobowość innych w
sposób całkowicie niezauważalny. Nie trzeba ludzi straszyć. Nie trzeba ich
korumpować. Wystarczy ich przeprogramować.
- Człowiek stał się maszyną. To zabawa w Boga - zauważył Jim.
- Tak. To zabawa w Boga.
- Co się stało takiego, że porzuciłeś pracę u boku doktora i postanowiłeś
podzielić się z nami tymi informacjami? - zapytał redaktor mierząc chłopaka
wzrokiem.
Projekt - 9/26
- Póki wszystkie badania pozostawały w sferze doświadczeń uznawałem je za
czystą naukę. Jakiś czas temu jednak zainteresowała mnie pewna sprawa.
Niektórzy z kongresmenów w niewyjaśniony sposób zmieniali decyzje i
dokonywali innych niż wcześniej zapewniali wyborów w sprawach ważnych dla
kraju. O wpływie Agencji na ich decyzję dowiedziałem się jakiś czas później,
gdy w jednym z laboratoriów Agencji w których często bywaliśmy zauważyłem
jednego z kongresmenów leżącego na łóżku. Zrozumiałem, że Agencja zaczęła
wykorzystywać
wynalazek
do
własnych
celów.
Wtedy
tak
naprawdę
uświadomiłem sobie jak duży błąd popełniliśmy. Człowiek nigdy nie powinien
bawić się w Boga. Zrozumiałem, że sposoby prowadzenia badań na które
wcześniej wyrażałem zgodę były niczym innym jak aktem najczystszego
plugastwa. Zadzwoniłem do doktora chcąc się z nim spotkać. Omówić z nim
moje wątpliwości oraz poinformować go o tym, że Agencja używa wynalazku
do własnych celów. Chciałem wspomnieć o widzianym przeze mnie
kongresmenie. Doktor Jonathan zgodził się ze mną spotkać w jednej z
nowojorskich restauracji. Jednak zamiast niego czekało na mnie kilku agentów
Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Próbowali mnie porwać jednak na
szczęście udało mi się zniknąć i opuścić miasto.
- A doktor Jonathan? Nadal z nimi współpracuje? - zapytał agent.
- Tak.
Jak uciekłem z Nowego
Jorku zadzwoniłem do przyjaciela.
Dowiedziałem się od niego paru istotnych rzeczy. Mam powody, by
przypuszczać, że doktor padł ofiara własnego wynalazku. Obawiam się, że
Agencja przeprogramowała jego umysł tak, aby wiernie jej służył. Mogli
pozbawić go wszelkich wyrzutów sumienia i wszelkich wątpliwości. Tak
naprawdę nie mam pewności z którym momencie doktor przestał być sobą.
Może już dawno w jego mózgu wprowadzono modyfikacje.
- Dobra. Powiedz mi, a skąd właściwie podczas doświadczeń brano chętnych?
Skąd brano zmarłych? - zainteresował się Frank.
- Agencja załatwiała zwłoki. Z tego co wiem mieli jakieś kontakty w kostnicach i
Projekt - 10/26
szpitalach. Zresztą sami Panowie wiecie jakie silne wpływy ma Agencja. Co do
żywych. Cóż... z tego co wiem bardzo często korzystano z pomocy
bezdomnych. Płaciliśmy im po kilkanaście, kilkadziesiąt dolarów. To znaczy
obiecywaliśmy im zapłatę. Po eksperymencie byli już innymi ludźmi, oczywiście
o ile przeżyli, więc pieniądze nie były im już potrzebne. Inne osoby, które brały
udział w eksperymentach to porwani: głównie na zachodnim wybrzeżu.
Agencja
dbała
o
obiekt
do
badań.
My
zajmowaliśmy
się
samymi
eksperymentami.
- Czy znasz jakieś nazwiska? Imiona? Adresy? Czy możesz wskazać osoby,
które zamieszane są w program "Mind Project"?
-
Poza
doktorem
Jonathanem
Foxlerem
oraz
dwójka
jego
bliskich
współpracowników nikogo nie znam z imienia i nazwiska. Twarzy pamiętam
wiele, ale żadnych konkretnych danych nie posiadam.
- A adresy? Miejsca, gdzie prowadzono badania? - Jim zapytał z nadzieją.
Chłopak na małej karteczce napisał kilka adresów. Podał ją Frankowi.
- Tam mieszczą, albo mieściły się pracownie. Wątpię jednak, że po mojej
ucieczce Agencja zaryzykuje i nie przeniesie laboratoriów. Oni wiedzą, że jeżeli
nie nagłośnie sprawy teraz, zrobię to za jakiś czas...
- Dlatego albo będą chcieli Cię zabić, albo posprzątają po badaniach,
przeniosą się w inne miejsce, a o Tobie po prostu zapomną. Nie masz żadnych
dowodów na to, że Twoja opowieść jest prawdziwa. Nie masz nic co może im
zaszkodzić. Każdy może opowiadać podobne, niestworzone historie podsumował Jim.
- Sugeruje mi Pan kłamstwo? - młody chłopak wyraźnie zaniepokoił się.
- Nie. Jim nic nie sugeruje. Proszę jednak przyznaj, że Twoja opowieść zdaje
się być z pogranicza thrilleru i fikcji - usprawiedliwił przyjaciela Frank.
- Nie kłamię. Zresztą, po co miałbym kłamać i narażać się Agencji?
- Nie wiem. Dla sensacji? - zapytał redaktor.
- Zanim mnie i moją opowieść skreślicie zróbcie coś dla mnie. Sprawdźcie
Projekt - 11/26
informacje o alarmie przeciwpożarowym w Nowym Jorku, który wywołałem
uciekając przez agentami. Sprawdźcie adresy podane przeze mnie oraz
zainteresujcie się osobiście badaniami doktora Jonathana. Jest Pan agentem
Federalnego Biura. Ma Pan dojścia, kontakty.
- Tak też zrobimy. Musisz jednak wiedzieć chłopcze, że bez względu na to czy
mówisz prawdę, czy historie swoją wymyśliłeś zadarłeś z Agencją. Oni nie lubią
wymysłów na ich temat tak samo jak nienawidzą zdrajców. Ja mogę dać
wywiad do druku, Jim może pociągnąć za federalne sznurki, ale bez względu
na wszystko narazisz się Agencji i może się to źle dla Ciebie skończyć. Czy
jesteś na to gotowy? - wyjaśnił Frank.
- Naraziłem się im dzwoniąc do doktora, a później uciekając przed nimi. I tak
mam już przesrane.
- Zgoda. Zatem radzę Ci zniknąć. My zajmiemy się sprawą. - podsumował Jim.
- Dziękuję bez względu na wszystko. Dziękuję za poświęcony czas. Jakbyście
jeszcze chcieli zadać jakieś pytania to napiszę Panom numer telefony pod
którym będę uchwytny.
Po zostawieniu numeru telefonu chłopak opuścił lokal. Frank dolawszy Coli
zapytał:
- I co myślisz?
- Prawdę mówiąc nic mnie już w dzisiejszych czasach nie zdziwi. Żal mi
chłopaka, ale nie dostarczył nam absolutnie żadnych dowodów. Nie mam ani
jednej podstawy, aby dzwonić do swoich i kogoś zatrzymywać czy
przeszukiwać. Każdy może opowiedzieć podobną historie.
- Zgadza się. Jedyne co możemy zrobić to opublikować wywiad w gazecie.
Pytanie czy w dziale sensacja, czy "opowiadania i mity". Zastanawia mnie
jeszcze jedno: skąd Agencja wiedziała o badaniach doktora? Dzięki
nasłuchowi?
- Tak myślę. Agencja Bezpieczeństwa Narodowego archiwizuje wszystkie
rozmowy stanowe. Widocznie komputer wychwycił interesujące kogoś z
Projekt - 12/26
Agencji słowa i tak trafili do profesora.
- Pewnie tak. Chociaż sam nie wiem. Z drugiej strony jeśli chłopak mówi
prawdę. Wtedy..
- Wtedy i on i my, mamy zdrowo przejebane..
***
- Halo?! - rzucił Frank do słuchawki. Jednocześnie przeklął w duchu, ponieważ
nienawidził rozmawiać przez telefon podczas jazdy.
- Frank? Redaktor naczelny kazał zadzwonić i przekazać, że umówił Ciebie z
jakimś gościem..
- Co? Z kim?
- Nie wiem. Gość zadzwonił do redakcji i powiedział, że ma dla Ciebie
informacje w sprawie "Mind Project". Przeczytał Twój artykuł w gazecie i uznał,
że posiada informacje które mogą mieć związek ze sprawą.
- Dobra. Gdzie i kiedy mam się z nim zobaczyć?
- Dziś. Za pół godziny w kawiarni na starym. Nazywa się "Dzika róża"..
- "Dzika wierzba" - poprawił Frank.
- O właśnie. Facetowi bardzo się spieszy. Mówił, że specjalnie przyjechał z
Nowego Jorku w tej sprawie.
- Dobra, dzięki. Jadę więc od razu na spotkanie.
Dziennikarz nie zdążył rzucić telefonu na fotel pasażera, kiedy ponownie
rozległ się dzwonek. Zaklął znów po czym odebrał ponownie telefon.
- Tak!? - wrzasnął zdenerwowany.
- Frank z tej strony Jim. Nie uwierzysz. Jestem w Nowym Jorku i mam kilka
ciekawych informacji.
- Mów. Byle szybko zanim policja złapie mnie za rozmawianie podczas jazdy.
- Ok. Słuchaj. Byłem w tej galerii handlowej w której ostatnio uruchomiono
alarm przeciw pożarowy. Poprosiłem ochronę o udostępnienie nagrań i
faktycznie był tam nasz informator. Z nagrań wynika, że to on uruchomił alarm i
Projekt - 13/26
dał nogę. Co ciekawe ochrona zeznała, że w tym samym dniu agenci Agencji
Bezpieczeństwa Narodowego przeglądali te same nagrania co ja. Na taśmie z
przed centrum handlowego jest też kilku buraków z Agencji. Dziwne nie?
- Kurwa! - wrzasnął Frank.
- Co jest?
- Nie nie, wybacz. Jakąś baba chciała wymusić pierwszeństwo. Mów dalej.
- Wykorzystałem też swoje kontakty i ustaliłem, że Agencja w tym dniu sporo
się nabiegała w Nowym Jorku. Kogoś szukali. Dzwoniłem do jednego
znajomego z Agencji i sprawdził raporty. Oficjalnie w dokumentach wpisane
jest,
że
planowali
zatrzymanie
jakiegoś
chińczyka
podejrzanego
o
organizowanie ataków cybernetycznych na Pentagon.
- Hmm... - wydobył z siebie Frank.
- Ale to nie koniec. Spotkałem się też z jednym z byłych neurologów, wiesz
stary znajomy ze szpitala świętej Anny w Nowym Jorku. Opowiedziałem mu co
nieco z naszej niewiarygodnej historii i uznał, że nie jest to wcale nie możliwe.
Mało tego, przekazał mi, że całkiem niedawno naukowcy koreańscy prowadzili
podobne badania i osiągnęli całkiem zadowalające wyniki. Kryzys jednak
pochłonął budżet tak więc naukowcy zmuszeni byli zaprzestać prac.
- Czyli nasz informator mógł mówić prawdę.
- Wszystko na to wskazuje. Powęszę jeszcze w Nowym Jorku i wracam do
Waszyngtonu.
- Dobra. Słuchaj u mnie też się coś ruszyło. Redaktor naczelny umówił mnie z
jakimś typem. Podobno ma informacje odnośnie projektu. Twierdzi, że
przyjechał specjalnie z wybrzeża.
- Uważaj na siebie. Może to prowokacja Agencji.
- Spokojnie. Jeżeli tak to nie pierwszy raz w moim życiu.
- Wiem. Dobra. Trzymaj się. I zadzwoń jak skończysz z tym gościem.
- Jasne. Powodzenia.
Frank odłożył telefon. Zaklął po raz kolejny tym razem na siebie, że od samego
Projekt - 14/26
początku nie dał wiary w opowieść informatora.
***
The New York Palace Hotel słynął w mieście z nie tylko z najwyższych
cen, ale także z niecodziennego standardu. W hotelu tym nie raz nocowały
gwiazdy show-biznesu oraz wpływowi politycy z zagranicy. Znana pozostawała
również restauracja hotelowa, miejsce spotkań amerykańskich służb
specjalnych, polityków, dziennikarzy, czy jak pisał "New York Times" miejsce
biznesowe afgańskich ugrupowań terrorystycznych. Tego wieczoru restauracja
hotelowa została wynajęta przez Uniwersytet Medyczny Nowego Jorku. Wśród
zaproszonych gości byli nie tylko czołowi profesorowie, ale także mający
olbrzymi wkład w rozwój świata nauki politycy. Przy jednym z okrągłych stołów
siedziało kilka osób. Wśród nich dostrzec można było znanego neurologa
Jonathana Foxlera.
- Panie doktorze, pańskie odkrycie będzie niezwykłym narzędziem w walce z
wszelkimi schorzeniami, których źródło tkwi w mózgu człowieka. Zdaje Pan
sobie sprawę z tego, że na tej technologii koncerny mogą zarobić miliony, jeżeli
nie miliardy? - zapytał jeden siedzących przy stole niewysokich mężczyzn.
- Oczywiście. Docelowo chciałbym, abyśmy mieli możliwość podejmowania
ogólnoświatowej terapii. Tak jak Pan wspomniał, moje odkrycie
zrewolucjonizuje przemysł medyczny. Wszelkiego rodzaju choroby psychiczne,
zboczenia, lęki.. Wszystko to będzie można wreszcie leczyć, a właściwie
usuwać z mózgu człowieka.
- Do tej pory mogliśmy usuwać schorzenia ciała, teraz otwierają się przed nami
nowe możliwości.. Ingerowanie w ludzki mózg i umysł. Nie boi się Pan panie
doktorze, że znajdą się osoby, które zechcą wykorzystać tą technologie w
innych, niemedycznych celach?
Doktor Jonathan zawahał się.
- Cóż, oczywiście istnieje takie niebezpieczeństwo, jednak bez ryzyka nie ma
sukcesu. Każdy wynalazek w historii udało się zrealizować tylko dlatego, że
Projekt - 15/26
jego twórca podjął ryzyko.
- Jak zwykle ma Pan doktorze rację. Odkrycie nie ma prawa się zmarnować
pod żadnym pozorem. Osobiście tego dopilnuję.
***
Redaktor Frank Simson przygotował dyktafon. Postanowił uruchomić
go przed wejściem do lokalu, aby nie informować swojego rozmówcy o fakcie
rejestrowania rozmowy. Upewniwszy się, że wszystko działa jak należy wszedł
do kawiarni.
"Dzika Wierzba" nie wyróżniała się niczym od innych waszyngtońskich
kawiarni. Skromna, nieduża ze ścianami w drewnie. Wiktor rozejrzał się po
czym zajął miejsce przy jednym z okrągłych stolików. Nie minęła chwila, kiedy
do stolika podszedł niewysoki mężczyzna z niewielką aktówką w ręku.
Redaktor spojrzał na niego, skinął głową. Nieznajomy bez zaproszenia zajął
miejsce obok.
- Witam serdecznie, Peter Wood - przedstawił się pospiesznie nieznajomy.
- Redaktor Frank Simson.
- Tak poznałem Pana od razu. W gazecie przy artykule co prawda wygląda Pan
nieco młodziej, ale...
- Do rzeczy Panie Peter - przerwał mu redaktor.
- Ahh tak, oczywiście. Jak już wspomniałem dzwoniąc do redakcji mam
informacje, które mogą Pana redaktora zainteresować. Otóż, prowadzę w
Nowym Yorku niewielki zakład pogrzebowy. Jakiś czas temu zjawiło się u mnie
dwóch nieznajomych. Wyszli do mnie z pewną propozycją. Oferowali
pieniądze.. mówiąc konkretniej sporo pieniędzy za pewną przysługę.
- Tak? - ponaglił Frank.
- Otóż, mężczyźni Ci poprosili mnie, abym dzwonił do nich za każdym razem,
gdy do mojego domu pogrzebowego zostanie dostarczone ciało. Dali słowo, że
będą odbierać ciała tak, że nikt tego nie zauważy. Obiecali też, że zwrócą
Projekt - 16/26
każde zwłoki najdalej po godzinie, dwóch. Za każdym razem wywiązywali się z
obietnicy więc nie miałem powodu nie iść z nimi na współpracę. Zrozumiałem o
co mogło tak naprawdę chodzić, dopiero gdy przeczytałem Pana artykuł w
gazecie. Wiem, że wydaje się to Panu dziwne, ale niewiele zysku przynosi dom
pogrzebowy, a pieniądze które proponowali... były sporym wsparciem próbował usprawiedliwić się mężczyzna.
- Spokojnie, rozumiem. Mówi Pan, że dostał numer telefonu. Ma Pan go przy
sobie?
- Oczywiście. Nieznajomi kazali dzwonić na ten numer - Peter zanotował
numer na kawałku chusteczki. - Za każdym razem odbierał ten sam człowiek.
- Czy dyktowali Panu jakieś warunki? Mieli jakieś wymagania? - zapytał
redaktor.
- Tak - pokiwał twierdząco głową mężczyzna. - Chcieli informacji tylko o ciałach
ludzi powyżej piątego roku życia oraz ciała, które... mhm... miały nie
uszkodzoną czaszkę.
- Mózg - stwierdził Frank.
- Właśnie. Też tak pomyślałem po lekturze pańskiego artykułu.
- Świetnie, że się Pan ze mną skontaktował...
- Mam jeszcze coś. Niedawno przy moim domu pogrzebowym zainstalowałem
monitoring. Mam tutaj wydruk fotografii, na której widać auto, którym
przyjeżdżali po zwłoki. O całkiem dobrze widoczny jest numer rejestracyjny.
- Wspaniale! Bardzo dobra robota - pochwalił rozmówcę redaktor.
- Dziękuję za wszystkie informację i proszę na siebie uważać.
- Nie ma sprawy.
Mężczyźni wstając uścisnęli sobie dłonie. Wiktor zaraz po wyjściu z kawiarni
wsiadł do swojej wysłużonej już Audicy. Złapał za telefon, po czym wybrał
numer oficera Federalnego Biura.
- Witaj znów, co masz? - odezwał się znajomy głos Jim'a.
- Słuchaj.. Widziałem się z właścicielem nowojorskiego domu pogrzebowego.
Projekt - 17/26
Opowiedział mi o ludziach, którzy przyjeżdżali po zwłoki. Mam na nich
namiary.. to znaczy numer telefonu i blachy auta. Sprawdzisz?
- Jasne, dyktuj.
Frank podał przyjacielowi numery, po czym znów zaczął rozmowę:
- A jak u Ciebie? Coś nowego?
- Próbowałem spotkać się z doktorem Jonathanem, ale facet jest mówiąc
delikatnie dziwny.
- Słuchaj póki jesteś w Nowym Jorku odwiedź tamtejszy Szpital Psychiatryczny.
Informator mówił nam przecież, że wiele osób, które brały udział w
doświadczeniu dostało paraliżu umysłowego. Myślę, że nie zabijano tych ludzi,
ale odstawiano ich na leczenie. W końcu Agencja musiała zakładać, że kiedyś
znów będą mogli być przydatni. Jeżeli w pewnym okresie czasu drastycznie
wzrosła liczba nowych pensjonariuszy ośrodka dla obłąkanych to mamy kolejny
dowód na to, że informator miał rację.
- Dobry pomysł. Zadzwonię też do swoich, żeby zlokalizowali mi numer
telefonu i podali właściciela auta.
- Dobra, do usłyszenia. Ja jadę do redakcji. Trzymaj się.
Na ulicy rozległ się dźwięk ruszającego z piskiem opon samochodu.
Frank przeklął. Prowadzenie auta nie należało do jego ulubionych zajęć, lecz
ze względu na specyfikę pracy zmuszony był korzystać często z tego środka
lokomocji.
***
Agent federalny Jim siedział w nowojorskiej taksówce z twarzą
przyklejoną do szyby. Rzadko kiedy bywał w Nowym Jorku więc korzystał z
okazji, aby zobaczyć ile się da chociaż przez szybę samochodu. W lokalnym
radiu właśnie zaczynały się codzienne wiadomości. - Pewnie znowu całe
pasmo poświecą na zbliżające się wybory prezydenckie - pomyślał agent. -"...
całkowitym zaskoczeniem dla obserwatorów przedwyborczych była informacja
Projekt - 18/26
podana przez komitet wyborczy partii Demokratów o wystawieniu w walce o
fotel prezydencki kongresmena Davida Maxwella. Republikanie krytykują
wybór Demokratów zarzucając, że wystawiany przez nich kandydat ostatni
czasy znany jest z częstego mijania się z prawdą oraz działania wbrew
własnym
wcześniejszym
zapowiedzią.
Przypomnijmy:
o
kongresmenie
Davidzie Maxwellu zrobiło się głośno kilka miesięcy temu, kiedy w kongresie
zagłosował wbrew własnej ustawie mającej wprowadzić znaczące zmiany w
funkcjonowaniu Agencji Bezpieczeństwa Narodowego oraz Centralnej Agencji
Wywiadowczej..." - Jim po chwili podniósł głowę otwierając szerzej oczy.
Dopiero teraz uświadomił sobie powagę sytuacji oraz głębokość bagna, w które
wkroczyli.
***
Mężczyzna rzucił spojrzenie na wiszący na ścianie zegar pamiętający
czasy prezydenta Reagana. Kilka dni temu zakupił go za kilkanaście dolarów w
jednym z waszyngtońskich antykwariatów. Bez wątpienia była to niezwykła
okazja. Zegar tej klasy z taką historią wart jest kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Co ten nadmuchiwany kryzys robi z ludźmi - stwierdził w duchu, po czym
przewrócił się na drugi bok obejmując leżącą obok kobietę. Mimo, że jej imienia
nie pamiętał zdawał sobie sprawę, że długo nie zapomni przeżytej z nią nocy.
Pomyślał, że gdyby miał uczucia, gdyby zależało mu na budowaniu związku to
byłaby to idealna kandydatka na życiową partnerkę. Nie zależało mu jednak,
ani trochę. Ważny jest tylko seks, przyjemność i pieniądze. Wszystko inne to
brednie, z którymi trzeba walczyć - przynajmniej w jego mniemaniu.
Już ponownie zamykał oczy odpływając do krainy snu, gdy w pokoju
rozległ się dźwięk dzwonka. Uniósł głowę szukając telefonu, po czym
wypatrzywszy aparat niechętnie wygrzebał się z łóżka. Zrobił kilka kroków
czując, że wieczorne spotkanie loży jeszcze przez kilka godzin nie pozwoli o
sobie zapomnieć. Złapał za wibrującą teraz komórkę na wyświetlaczu której
widniał znajomy i popularny ostatnio napis: "ZASTRZEŻONY".
Projekt - 19/26
- Halo? - rzucił niechętnie.
- To ja, nie śpiesz już? - zapytał głos w słuchawce.
- Nie kurwa, nadal śpię - rzekł mężczyzna poirytowany zerkając na nagą
kobietę.
- Widzę, że nie w humorze od rana.
- Mów czego chcesz - ponaglił dzwoniącego.
- Coraz więcej osób węszy w sprawie projektu. Mówiłeś, że gdy doktor będzie
nasz to zapomną, a nadal kurwa węszą.
- Kto węszy? - zapytał wcale niezdziwiony.
- Redaktorek z tego szmatławca i jakiś nadgorliwy agencik z FBI.
- Kurwa - rzucił tylko mężczyzna drapiąc się po głowie.
- Ano, kurwa. Wiesz co to oznacza? Szafa jest już pełna trupów, a pod dywan
nikt się nie zmieści. Musimy coś innego wymyślić - niewyraźny głos w telefonie.
- Nie zmieniamy planów. Przekonajcie redaktora do naszej sprawy, a ja swoimi
kanałami załatwię agenta. Chyba cierpi na brak obowiązków skoro wtrąca się
w nie swoje sprawy.
- Wiesz, że szef nie będzie zadowolony? Już po próbie porwania asystenta
doktora robił problemy.
- A co mamy kurwa zrobić? Iść do telewizji? Szef od początku wiedział, że tak
to się może skończyć. Nie pierdol więc, tylko weź się do roboty.
- Jak chcesz, ale ostrzegam. Źle to się dla Ciebie skończy. Zbyt głośno się
zrobiło.
- Dzięki za troskę i nie dzwoń więcej. Cześć. - mężczyzna rzucił telefon w
stertę ubrań. Spojrzał na przebudzoną kobietę. Uśmiechnął się tylko i
powiedział:
- No kotku zanim dostaniesz to na co zasłużyłaś czeka Cię jeszcze przyjemna
praca do wykonania. Tutaj i teraz. Zaczynaj.
***
Projekt - 20/26
W redakcji jak zwykle panował niesamowity gwar: można było odnieść
wrażenie, że każdy z pracowników skupiał się na prowadzeniu rozmowy
telefonicznej. Nie inaczej było też w boksie redaktora Franka Simsona.
Mężczyzna dokończywszy kawę złapał za telefon. Po raz kolejny w
dzisiejszym dniu wystukał na klawiaturze numer swojego przyjaciela. Po
odczekaniu kilku sygnałów usłyszał w słuchawce głos:
- Hej znów, co jest?
- Dowiedziałeś się już czegoś w sprawie tego numeru telefonu i blach auta? zapytał zniecierpliwiony Frank.
- Tak.. prawdę mówiąc miałem zaraz dzwonić do Ciebie.. Słuchaj.. samochód
zarejestrowany jest na mały zakład stolarski pod Nowym Jorkiem. Numer
telefonu który mi podałeś jest natomiast numerem właściciela tego właśnie
zakładu.
- Chryste Jim, myślisz, że byli by aż tak nie uważni? Żeby samochód i telefon
prowadziły do jednego miejsca?
- Pamiętaj, że Agencja tylko zlecała i nadzorowała badania. Wykonywali je
niemający pojęcia o zasadach bezpieczeństwa wywiadowczego. Ale słuchaj
dalej.. co ciekawe, syn właściciela zakładu stolarskiego studiował na
nowojorskiej Akademii Medycznej.
- A więc jednak. Czekaj.. porównałeś adres tego zakładu z adresami, które
dostaliśmy od informatora? - zapytał Frank.
- Tak sprawdziłem. Nie zgadza się. Chłopak nie znał tego miejsca. Dobra.
Musze kończyć. Czeka na mnie dyrektor nowojorskiej placówki Biura. Chcę go
wprowadzić w sprawę.
- Dobra, ja też muszę kończyć mam drugie połączenie - stwierdził szybko
redaktor zerkając na mrugającą czerwono lampkę telefonu.
- Do usłyszenia - rzucił pospiesznie po czym wcisnął przycisk aparatu.
- Redaktor Frank Simson, słucham?
- Panie Frank na parkingu czeka na Pana informator. Mówi, że nazywa się
Projekt - 21/26
John Marik i że już z Panem rozmawiał. Prosił, abym przekazała, że ma dla
Pana jakieś nowe informację.
- Dobrze zaraz zejdę. Proszę mu przekazać, aby chwilkę poczekał - rzucił bez
namysłu.
- Oczywiście.
Gdy głos w słuchawce urwał się redaktor jak zwykle przyszykował dyktafon.
Złapał pospiesznie telefon komórkowy i ruszył do windy.
***
Otworzył oczy. Jedyne co czuł to silny ból w skroni. - Musiałem nieźle
oberwać - pomyślał z trudem. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Leżał całkiem
nagi z przypiętymi dłońmi i kostkami do szpitalnego łóżka. Jedyne co pamiętał
to windę. Później otwierające się drzwi na poziomie P. Wyszedł, rozejrzał się..
ciemność. Nic więcej nie był w stanie sobie przypomnieć. - Hej! - wrzasnął
szarpiąc za skórzane paski. - Hej! - jego głos odbił się echem w pustym
pomieszczeniu. Ponownie rozejrzał się. Nic tylko on, łóżko i stojący obok
komputer. - Cholera to tu programują ludzi - stwierdził.
Drewniane drzwi uchyliły się: weszło dwóch mężczyzn. Jeden w białym
lekarskim fartuchu, drugi w czarnym garniturze. Mężczyzna w białym fartuchu
podszedł do komputera, drugi do leżącego na łóżku.
- Witam Pana redaktorze - rzekł zimnym, lecz spokojnym głosem.
Frank szarpnął za trzymające go przy łóżku pasy.
- Zrobił Pan nam wiele problemów publikując artykuł. Myślałem, że wystarczy
sprawę przeczekać, ale Pan nie dał za wygraną i nadal szukał.. Lekarz chciał
Pana poddać operacji podczas snu, ale ja poprosiłem, aby pozwolił mi z
Panem porozmawiać.
- Zatem mam być Panu wdzięczny? - wycedził przez zęby Frank ponownie
szarpiąc pasy.
- Proszę się uspokoić. Nie ma Pan szans wyrwać się z pasów. Tylko traci Pan
Projekt - 22/26
cenne siły. Niewiele osób z zewnątrz ma możliwość podziwiać nasze
rewelacyjne dzieło. Jak się Panu podoba?
- Jesteście chorzy! Nikt nie ma prawa bawić się w Boga! - wrzasnął Frank.
- Bóg kazał nam się rozwijać i podporządkowywać sobie stworzoną nam
ziemię.
- Ziemie tak, ale nie ludzi! - znów szarpnął pasy.
- Panie Frank. Spójrzmy na to z innej perspektywy. Odkrycie może przyczynić
się do wprowadzenia olbrzymich zmian na świecie. Rozumie Pan? Można
wszystkich rządzących krajem, a nawet światem zmienić. Zmienić na lepsze.
Możemy sprawić, że ludzie którzy sprawują władzę: czy to prezydenci, czy
ministrowie wreszcie zaczną mówić jednym głosem. Możemy doprowadzić do
zaprzestania wojen...
- Wcześniej zabijając, mordując i bezczeszcząc ciała!
- Póki co to jest wojna, a wojna wymaga ofiar. Jednak ludzie tacy jak Pan nie
rozumieją tego. Dla Was liczy się tu i teraz: dobro jednostek ludzkich. Dla mnie
liczy się dobro ogółu.. lepsza przyszłość dla naszych dzieci. Tylko zmiany..
wielkie zmiany, zmienią świat. Te zmiany może zapewnić nam wykorzystanie
wynalazku.
- Co to za życie kontrolowane przez Was!
- Życie ludzkie od dawna jest kontrolowane przez wielkie korporacje medialne.
Nie zaprzeczy Pan. Jest Pan redaktorem prasowym, więc doskonale wie o
czym mówię. To media: prasa, telewizja, radio kształtują w ludziach
umiejętność odbierania i analizowania informacji. Jeżeli tacy jak Pan powiedzą
ludziom, że czarne jest białe, a białe czarne.. ludzie uwierzą w to.. Jeżeli
napisze Pan o wojnie która nie istnieje ludzie będą się bali. Żyć będą w strachu
i ciągłym przekonaniu, że niedługo i ich czeka śmierć. To Wy kształtujecie
rzeczywistość i to Wy wpływacie na wygląd świata, więc niech mi Pan nie robi
wykładu na temat kontrolowania świata.
- Wy chcecie ludzi zmieniać wbrew ich woli. Porywać, pozbawiać tożsamości.
Projekt - 23/26
Nie ma to nic wspólnego z działalnością mediów.
- Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia panie Frank. Zarówno czytelnik i
telewidz, jak i osoba przez nas zmieniona nieświadoma jest tego co się wokół
niego dzieje.
- Jesteście chorzy! - powtórzył redaktor.
- Cóż.. to Pana opinia. Ale dość już kłótni. Pozwolę Panu wybrać sobie, kim
chce Pan zostać po przebudzeniu. Mam dla Pana dwie propozycje. Możemy w
Pańskim życiu niewiele zmieniać: nadal będzie Pan redaktorem, jednak o nieco
bardziej przychylnych dla nas poglądach. Wymażemy z pańskiego umysłu
wszystko co Pan o nas wie i uczynimy Pana naszym człowiekiem. Ma Pan
również drugą możliwość: niedawno w akcji zginął jeden z moich ludzi. Może
Pan przyczynić się do planu zmiany świata i odstąpić swoje ciało mojemu
człowiekowi. Myślę, że zadowolony byłby z takiego ciała. Istnieje jednak pewne
ryzyko i nie dam gwarancji, że wszystko pójdzie tak, jak powinno.
- Wal się gnoju! - Wiktor krzyknął.
- No cóż. Zatem ja wybiorę.
Mężczyzna w garniturze kiwnął głową. Lekarz podszedł do leżącego na łóżku z
przygotowaną wcześniej strzykawką.
- Proszę się odprężyć i pożegnać z tożsamością.
- Walcie się, obaj! - wrzasnął raz jeszcze Frank, po czym poczuł jak powieki
same zaczynają opadać.
***
Otworzył oczy zrywając się nagle. Rozejrzał się.
- Frank Simson - tak się nazywam pomyślał. - Przynajmniej tak mi się wydaję.
Spojrzał na wyposażenie pokoju różniące się od tego, które pamiętał.
- Szpital. Zdecydowanie szpital. Do sali wszedł Jim, uśmiechnął się tylko i
rzekł:
- Ale stracha mi napędziłeś.
Projekt - 24/26
- Jim, co jest.. co się stało? - Frank zapytał.
- W ostatniej chwili ludzie nowojorskiej placówki Federalnego Biura Śledczego
odbili Cię. Już leżałeś na stole podłączony do tej diabelnej maszyny. Kilka
minut później i nie byłoby Ciebie. Znaczy byłbyś, ale inny...
- Ale.. ale jak, skąd wiedzieliście?
- Parę godzin po Twoim zniknięciu zobaczyłem w telewizji materiał na Twój
temat. Kamera na parkingu zarejestrowała chwilę Twojego uprowadzenia z pod
redakcji. Mówili w telewizji, że uprowadzono redaktora popularnej gazety, a
Twoja sekretarka opowiadała jak to ktoś zadzwonił i wyciągnął Ciebie na
parking.
- Ale skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? - zapytał redaktor.
- Monitoring redakcji uchwycił auto do którego Ciebie pakowali. Numery na
blachach świadczyły, że to nasz nowojorski samochód zarejestrowany na
zakład stolarski. Zebrałem grupę reagowania operacyjnego FBI i upewniwszy
się, że koło zakładu stolarskiego stoi samochód uderzyliśmy. Jak widać, była to
dobra decyzja.
- Po raz kolejny ratujesz mi dupę.
- A Ty po raz kolejny przekraczasz wszelkie granicę bezpieczeństwa. Kiedyś
nie zdążymy.
- Gadanie.. Powiedz mi, a co z tymi ludźmi, co z wynalazkiem?
- W zakładzie stolarskim zabezpieczyliśmy cała masę dokumentów w tym
zapiski z badań doktora Jonathana. Zatrzymaliśmy kilka osób w tym wysoko
postawionego
pracownika
Agencji
Bezpieczeństwa
Narodowego.
Podejrzewamy, że to on kierował projektem. Czeka nas cała masa czynności
operacyjnych. Musimy przesłuchać po raz kolejny naszego informatora,
przesłuchać wszystkich zatrzymanych i cała masa innych działań...
- A co z urządzeniem do.. przerabiania mózgu? - spytał z ciekawością Frank.
- Osobiście byłem przy tym, jak nasi ludzie niszczyli urządzenie. Nikt nie ma
prawa bawić się w Boga.
Projekt - 25/26
- Wspaniale. Jednak wiesz, że to wiele nie zmienia? Człowiek zbudował coś
takiego raz to zbuduje i drugi. Mało to na świecie podobnych fanatyków?
- Masz rację, ale o tym będziemy myśleć jak będzie taka potrzeba.
- Dziękuję Ci raz jeszcze stary, gdyby nie Ty..
- Przestań. Ważne, że wszystko dobrze się skończyło.
- Tak, na szczęście. I radzę Ci odpocząć. Na korytarzu czeka na Ciebie dwóch
ludzi z FBI i dwóch z Agencji. Wszyscy mają ochotę z Tobą porozmawiać w
sprawie Twojego uprowadzenia. Więc śpij, a potem pozwól zadać sobie parę
pytań.
- Zgoda.
- No trzymaj się, będziemy w kontakcie.
Jim opuścił salę zostawiając Franka z wątpliwościami. A może fanatycy
mieli jednak trochę racji? Dzisiejszy świat wymaga poprawy. Zmian, które
należy rozpocząć wewnątrz człowieka. Jeżeli ludzie natomiast nie chcą
zmieniać się sami, może trzeba im tą zmianę narzucić? Tak dla dobra ogółu?
Może... Jedno jest pewne. "Mind Project" został zakończony. Przynajmniej jak
na razie.
KONIEC
"Według rzecznika prasowego nowojorskiej Policji doktor Jonathan
Foxler, neurolog, profesor medycyny Nowojorskiego Uniwersytetu Medycznego
został wczoraj rano uprowadzony ze swojego domu w Nowym Jorku. Policja
prosi wszystkie osoby mające informacje mogące pomóc w ustaleniu
sprawców porwania o kontakt z komisariatem NYPD..."
Projekt - 26/26

Podobne dokumenty