projekt - Łukasz Kapustka
Transkrypt
projekt - Łukasz Kapustka
PROJEKT Łukasz "BaRoWh" Kapustka [email protected] Projekt - 1/26 Podziękowania dla Marcina za drobne uwagi ;) Projekt - 2/26 National Security Agency (NSA) - Agencja Bezpieczeństwa Narodowego) - amerykańska wewnętrzna agencja wywiadowcza koordynująca m.in. zadania wywiadu elektronicznego, powstała w kwietniu 1952 roku na bazie struktury działającej od 1949roku, Agencji Bezpieczeństwa Sił Zbrojnych (Armed Forces Security Agency - AFSA). NSA przechwytuje i analizuje dane obcych państw w zakresie łączności radiowej, telefonicznej, modemowej oraz emisji wszelkiego rodzaju urządzeń radiolokacyjnych i systemów naprowadzania pocisków rakietowych. Podstawą technicznej infrastruktury szpiegowskiej jest system Echelon. NSA koordynuje wszelkie działania Stanów Zjednoczonych w zakresie kryptoanalizy i kryptobezpieczeństwa. Jej dwa podstawowe zadania to łamanie systemów kodowych i szyfrowych innych państw oraz ochrona bezpieczeństwa systemów informacyjnych amerykańskiej, w tym łączności Białego Domu. Projekt - 3/26 łączności PROJEKT: W piwnicy pod jednym z nadmorskich domów śmierdziało śmiercią. Ustawione wzdłuż ścian drewniane trumny pełne były nieboszczyków. Każda z osób pożegnała się z życiem w innych okolicznościach: byli topielcy, samobójcy, ofiary wypadków, zabójstw. Były tutaj także ciała starców umarłych z przyczyn całkowicie naturalnych. Z korytarza wyłonił się mężczyzna w białym fartuchu. Przyciskając do piersi tradycyjną wiązaną teczkę minął rząd różnokolorowych trumien. Nie robiły one na nim najmniejszego wrażenia. Od wielu lat obcował ze śmiercią na co dzień. - Przywieźli kolejnych doktorze - powiedział jeden z mężczyzn z czarnym garniturze, gdy ubrany w biały fartuch przekroczył próg kolejnego pomieszczenia. - Wspaniale. Nie traćmy zatem czasu. Kogo mamy tym razem? - zapytał doktor odbierając od rozmówcy szpitalne akta. - Kobieta, lat trzydzieści. Ofiara wypadku samochodowego. Ciało totalnie zmasakrowane. Nie wiem czy coś z tego będzie. Kolejne ciało, dziecko lat osiem niedopilnowane przez rodziców, utonęło podczas kąpieli. Jest również mężczyzna lat pięćdziesiąt zginął raniony nożem, gdy robił zakupy w sklepie spożywczym. No i czwarty nieboszczyk kierowca autobusu miejskiego. Zszedł na zawał serca. Doktor pokiwał głową. Pospiesznie przejrzał akta. - Idealnie. Tego nam było trzeba. Czy mamy jakiś ochotników do przeprowadzenia badań? - lekarz przeniósł wzrok na mężczyznę w garniturze. - Tak. Przywieźli jakiegoś bezdomnego. Zgodził się wziąć udział w eksperymencie za kilkanaście dolców. - Wspaniale. Zatem nie traćmy czasu. Zaczynamy od zasztyletowanego pięćdziesięciolatka. Projekt - 4/26 *** Chłopak zarzucił na głowę kaptur. Rozejrzawszy się po okolicy przebiegł na druga stronę ulicy. Nowy Jork pełen był turystów chodzących w każdym kierunku i o każdej godzinie dnia. Z jednej strony miasto męcząco oblegane przez obcokrajowców z drugiej ułatwiało ucieczkę i ostatecznie zniknięcie.. Chłopak obejrzał się za siebie. Odetchnął. Wszystko wskazywało na to, że udało mu się zgubić ścigających go ludzi Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. - Nie jest to łatwe, a jednak - pomyślał wchodząc do jednej z waszyngtońskich galerii handlowych. Tylko poruszanie się wśród ludzi gwarantowało mu pełne bezpieczeństwo. Spokojnie nie wzbudzając podejrzeń oraz zainteresowania osób postronnych przeszedł przez centrum handlowe. Stanął przy drzwiach wyjściowych rozglądając się przez szybę. - Cholera już tu są - stwierdził dostrzegając dwóch mężczyzn w czarnych garniturach stojących na zewnątrz nieopodal wyjścia. W oczy rzucał się również charakterystyczny ciemny Chevrolet Suburban - taki sam jakim w zwyczaju mieli poruszać się pracownicy agencji. - Ich się chyba nie da zgubić. Można co najwyżej odwlekać chwilę spotkania - pomyślał. Rozejrzał się po galerii po czym podszedł do drewnianej ławeczki. Zajął miejsce koło starszego jegomościa przeglądającego gazetę. Raz jeszcze zmierzył wzrokiem stojących na zewnątrz w oddali agentów. Upewniwszy się, że ścigający go nie zamierzają wejść do galerii, mimowolnie przeniósł wzrok na trzymaną przez staruszka gazetę. "Kolejny alarm bombowy w centrum handlowym w Waszyngtonie...". Chłopak zerwał się nagle klnąc w myślach, że też wcześniej nie wpadł mu do głowy podobny pomysł. Powoli, starając się nie zwracać na siebie uwagi, podszedł do wmurowanego nieopodal przycisku z napisem "ALARM PRZECIWPOŻAROWY". Uśmiechnął się tylko i bez większych ceregieli zbijając szybkę nacisnął guzik. W galerii rozległ się dźwięk alarmu oraz uspakajający i proszący o zachowanie spokoju głos pracownika ochrony. Klienci sklepów nie zwracając uwagi na apele mówiącego rzucili się tłumnie do Projekt - 5/26 wyjść: głównego, bocznych, garażowych. Chłopak zdjął bluzę i ruszył w ścisku w stronę bocznego wyjścia. Nie minęło piętnaście minut, gdy siedział w pędzącej na dworzec taksówce. *** Siedzieli przy stoliku jednej z eleganckich restauracji w Waszyngtonie. Dziennikarz śledczy magazynu "Truth" Frank Simson, młody agent Federalnego Biura Śledczego Jim oraz chłopak w czarnych, krótkich włosach. Byli w lokalu całkiem sami. Właściciel ze względu na powagę sprawy zgodził się na kilka godzin zamknąć restauracje. Dziennikarz uruchomiwszy dyktafon postawił go na stoliku przed młodym chłopakiem. Przelawszy Cole ze szklanej butelki do niewielkiej szklanki zadecydował: - Zaczynajmy zatem. Chłopak kiwnął głową. - Jak się nazywasz i czym się zajmujesz? - zapytał dziennikarz. - Jestem John Marik. Mam dwadzieścia pięć lat i od kilkunastu miesięcy jestem pracownikiem naukowym Nowojorskiego Uniwersytetu Medycznego. - Co jest zainteresowaniem Twojej pracy? - Wchodzę w skład katedry naukowej zajmującej się badaniami nad ludzkim mózgiem. Według powszechnie panującego przekonania mózg człowieka wykorzystywany jest tylko w dziesięciu procentach. My pracujemy nad aktywnością pozostałej części. - To znaczy? Proszę rozwinąć odpowiedź. Jestem laikiem w dziedzinie medycyny. Chłopak pokiwał głową po czym rozpoczął. - Jak już wspomniałem człowiek wykorzystuje zaledwie dziesięć procent mózgu. Wszystko co robimy, co mówimy, o czym myślimy, a nawet to że oddychamy zawdzięczamy właśnie tej dziesięcioprocentowej aktywności. Projekt - 6/26 Badania które prowadzę wraz z katedra naukową zmierzają do odkrycia umiejętności, które posiadłby człowiek, gdyby jego mózg wykorzystywany był w pełni. Niektórzy naukowcy uważają na przykład, że wszelkie zdarzenia paranormalne, wszystkie wróżby, czy wyginanie łyżek pod wpływem woli, to właśnie nic innego jak umiejętność wykorzystania przez niektórych kilku dodatkowych procent mózgu. - Rozumiem. Kilka dni temu zadzwoniłeś do redakcji gazety w której pracuję i chciałeś umówić się ze mną na rozmowę. Mówiłeś, że chciałbyś podzielić się ze światem mroczną stroną prowadzonych przez katedrę doświadczeń. Co miałeś na myśli? - Jakiś czas temu doktor Jonathan Foxler neurolog wchodzący w skład naszej katedry naukowej dokonał niezwykłego odkrycia. Udało mu się przekształcić elektroimpulsy wytwarzane przez ludzki mózg na konkretne znaki zrozumiałe dla człowieka. Odkrycie to pozwala na bezbłędne czytanie w myślach osoby podłączonej do komputera. Wyniki badań same w sobie nie są szkodliwe, ale gdy połączono je z innym odkryciem doktora.. - To znaczy? - Wszystko przez co człowiek przechodzi w życiu, wszystko co mówi, wszystko co robi i widzi jest zapisywane w jego pamięci: w mózgu. W mózgu też zapisane są cechy charakteru, osobowość człowieka, to czego się boi i to co lubi. Wszystko to przechowywane jest w mózgu w formie elektroimpulsów. Ładunki te są tak silne, że swoją aktywność zachowują jeszcze przez wiele dni po śmieci człowieka. Doktor zaczął więc odczytywać wszystko co zapisane jest w mózgu człowieka. Wszystko byłoby dobrze, gdyby odkrycie służyło nauce. Pech chciał, że badaniami zainteresowała się Agencja Bezpieczeństwa Narodowego. Uznano, że odkrycie doktora niesie za sobą wielkie możliwości wywiadowcze. Agencja zgodziła się pokrywać rosnące koszty badań przez co doktor Foxler zgodził się na współpracę. - Współpracę, czyli? Projekt - 7/26 - Agencja nie była zainteresowana czytaniem w myślach... Znaczy, to też ich obchodziło ponieważ można byłoby przesłuchiwać świadków bez zadawania im pytań. Po prostu podłączyć do komputera i na ekranie zobaczyć wszystko co dana osoba widziała, czy słyszała. Ich jednak interesowało coś znacznie gorszego. Zapis. Dokonywanie modyfikacji w ludzkim mózgu. Na początku doktor był temu przeciwny, ale udało się Im go namówić. Zresztą.. bardzo spodobał mu się ten pomysł. Agencja rozpoczęła program o nazwie "Mind Project". Frank i Jim popatrzyli po sobie. Dziennikarz sięgnął po Cole upijając nieco. - Udało się Im? - zapytał agent FBI. - Na początku były problemy. Niezwykle trudno było wprowadzić drobne modyfikację. O wiele łatwiejsze okazało się skopiowanie zawartości jednego mózgu i przekazanie ich do mózgu drugiego człowieka. Na początku z żywymi nie szło najlepiej. Dochodziło do kompletnych uszkodzeń mózgu. Wiele osób na których prowadzono badania kończyło tragicznie z całkowitym paraliżem umysłowym i fizycznym. Doktor postanowił zatem z czytywać elektroimpulsy z mózgów zmarłych osób. Zapewniało to stabilność przekazu. Mózg zmarłego nie był już aktywny i nie wprowadzał żądnych bieżących modyfikacji. Aktywne pozostawały tylko impulsy pamięciowe oraz te definiujące osobowość zmarłego. Doświadczenia prowadzone przy użyciu zwłok okazały się być trafionym z punktu widzenia eksperymentu pomysłem. Naukowcom udało się w mózg człowieka żyjącego wprowadzić elektroimpulsy zmarłego tym samym przeprogramować w taki sposób, że w ciele żyjącego znajdował się tak naprawdę inny człowiek: ten zmarły. Osoba taka posiadała charakter, umiejętności i wiedzę nieboszczyka. - Czyli w ten sposób można by zapewnić człowiekowi nieśmiertelność? Umiera ciało, ale nie umysł? - zapytał redaktor. - Dokładnie tak. To ciało się starzeje i umiera. Umysł jednak, jako system informacji możliwych do przeniesienia pozostaje wieczny. Projekt - 8/26 - Wróćmy jednak do doświadczenia. Jak zareagowała Agencja na bądź co bądź pozytywne zakończenie eksperymentu? - Przedstawiciele Agencji niezwykle ucieszyli się z wyników. W jednym z ośrodków w centralnej części Stanów poddano przesłuchaniu jednego z zatrzymanych przez Agencje. Analizy jego wiedzy dokonano przy pomocy komputera odczytującego impulsy mózgu. W innej placówce Agencji pod okiem doktora przeprowadzono próbę "wskrzeszenia" jednego z zabitych w strzelaninie agentów. Udało się. Zabity agent po prostu ożył w ciele innego człowieka. Zlecono więc doktorowi i katedrze naukowej prowadzenie dalszych badań. Tym razem celem miało być zamienianie miejscami dwóch żyjących osób. Rozumiecie Panowie: ja posiadam Pana ciało, a Pan ze swoim umysłem przejmuje moje. Tego na szczęście nadal nie osiągnięto. Dwa pracujące na najwyższych obrotach mózgi są zbyt aktywne, aby dopasować w odpowiednim momencie przekaz neuronowy. Dla Agencji priorytetem stało się więc dowolne modyfikowanie mózgu. Doktor rozpoczął prace, które jednak nie trwały długo, bowiem udało się osiągnąć cel. Nauczyliśmy się przeprogramować ludzkie cechy, ich umiejętności, poglądy. Z jednej strony możemy ludzi pozbawić skłonności do strachu, do stresu, do pedofilii czy innych schorzeń czysto umysłowych. Z drugiej jednak strony możliwe jest wprowadzanie zmian w poglądach ludzi. Można zaprogramować człowieka w sposób taki, jaki chce programista. To właśnie te badania najbardziej interesowały Agencje. Rozumiecie Panowie jaka to potęga? Móc wpływać na osobowość innych w sposób całkowicie niezauważalny. Nie trzeba ludzi straszyć. Nie trzeba ich korumpować. Wystarczy ich przeprogramować. - Człowiek stał się maszyną. To zabawa w Boga - zauważył Jim. - Tak. To zabawa w Boga. - Co się stało takiego, że porzuciłeś pracę u boku doktora i postanowiłeś podzielić się z nami tymi informacjami? - zapytał redaktor mierząc chłopaka wzrokiem. Projekt - 9/26 - Póki wszystkie badania pozostawały w sferze doświadczeń uznawałem je za czystą naukę. Jakiś czas temu jednak zainteresowała mnie pewna sprawa. Niektórzy z kongresmenów w niewyjaśniony sposób zmieniali decyzje i dokonywali innych niż wcześniej zapewniali wyborów w sprawach ważnych dla kraju. O wpływie Agencji na ich decyzję dowiedziałem się jakiś czas później, gdy w jednym z laboratoriów Agencji w których często bywaliśmy zauważyłem jednego z kongresmenów leżącego na łóżku. Zrozumiałem, że Agencja zaczęła wykorzystywać wynalazek do własnych celów. Wtedy tak naprawdę uświadomiłem sobie jak duży błąd popełniliśmy. Człowiek nigdy nie powinien bawić się w Boga. Zrozumiałem, że sposoby prowadzenia badań na które wcześniej wyrażałem zgodę były niczym innym jak aktem najczystszego plugastwa. Zadzwoniłem do doktora chcąc się z nim spotkać. Omówić z nim moje wątpliwości oraz poinformować go o tym, że Agencja używa wynalazku do własnych celów. Chciałem wspomnieć o widzianym przeze mnie kongresmenie. Doktor Jonathan zgodził się ze mną spotkać w jednej z nowojorskich restauracji. Jednak zamiast niego czekało na mnie kilku agentów Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Próbowali mnie porwać jednak na szczęście udało mi się zniknąć i opuścić miasto. - A doktor Jonathan? Nadal z nimi współpracuje? - zapytał agent. - Tak. Jak uciekłem z Nowego Jorku zadzwoniłem do przyjaciela. Dowiedziałem się od niego paru istotnych rzeczy. Mam powody, by przypuszczać, że doktor padł ofiara własnego wynalazku. Obawiam się, że Agencja przeprogramowała jego umysł tak, aby wiernie jej służył. Mogli pozbawić go wszelkich wyrzutów sumienia i wszelkich wątpliwości. Tak naprawdę nie mam pewności z którym momencie doktor przestał być sobą. Może już dawno w jego mózgu wprowadzono modyfikacje. - Dobra. Powiedz mi, a skąd właściwie podczas doświadczeń brano chętnych? Skąd brano zmarłych? - zainteresował się Frank. - Agencja załatwiała zwłoki. Z tego co wiem mieli jakieś kontakty w kostnicach i Projekt - 10/26 szpitalach. Zresztą sami Panowie wiecie jakie silne wpływy ma Agencja. Co do żywych. Cóż... z tego co wiem bardzo często korzystano z pomocy bezdomnych. Płaciliśmy im po kilkanaście, kilkadziesiąt dolarów. To znaczy obiecywaliśmy im zapłatę. Po eksperymencie byli już innymi ludźmi, oczywiście o ile przeżyli, więc pieniądze nie były im już potrzebne. Inne osoby, które brały udział w eksperymentach to porwani: głównie na zachodnim wybrzeżu. Agencja dbała o obiekt do badań. My zajmowaliśmy się samymi eksperymentami. - Czy znasz jakieś nazwiska? Imiona? Adresy? Czy możesz wskazać osoby, które zamieszane są w program "Mind Project"? - Poza doktorem Jonathanem Foxlerem oraz dwójka jego bliskich współpracowników nikogo nie znam z imienia i nazwiska. Twarzy pamiętam wiele, ale żadnych konkretnych danych nie posiadam. - A adresy? Miejsca, gdzie prowadzono badania? - Jim zapytał z nadzieją. Chłopak na małej karteczce napisał kilka adresów. Podał ją Frankowi. - Tam mieszczą, albo mieściły się pracownie. Wątpię jednak, że po mojej ucieczce Agencja zaryzykuje i nie przeniesie laboratoriów. Oni wiedzą, że jeżeli nie nagłośnie sprawy teraz, zrobię to za jakiś czas... - Dlatego albo będą chcieli Cię zabić, albo posprzątają po badaniach, przeniosą się w inne miejsce, a o Tobie po prostu zapomną. Nie masz żadnych dowodów na to, że Twoja opowieść jest prawdziwa. Nie masz nic co może im zaszkodzić. Każdy może opowiadać podobne, niestworzone historie podsumował Jim. - Sugeruje mi Pan kłamstwo? - młody chłopak wyraźnie zaniepokoił się. - Nie. Jim nic nie sugeruje. Proszę jednak przyznaj, że Twoja opowieść zdaje się być z pogranicza thrilleru i fikcji - usprawiedliwił przyjaciela Frank. - Nie kłamię. Zresztą, po co miałbym kłamać i narażać się Agencji? - Nie wiem. Dla sensacji? - zapytał redaktor. - Zanim mnie i moją opowieść skreślicie zróbcie coś dla mnie. Sprawdźcie Projekt - 11/26 informacje o alarmie przeciwpożarowym w Nowym Jorku, który wywołałem uciekając przez agentami. Sprawdźcie adresy podane przeze mnie oraz zainteresujcie się osobiście badaniami doktora Jonathana. Jest Pan agentem Federalnego Biura. Ma Pan dojścia, kontakty. - Tak też zrobimy. Musisz jednak wiedzieć chłopcze, że bez względu na to czy mówisz prawdę, czy historie swoją wymyśliłeś zadarłeś z Agencją. Oni nie lubią wymysłów na ich temat tak samo jak nienawidzą zdrajców. Ja mogę dać wywiad do druku, Jim może pociągnąć za federalne sznurki, ale bez względu na wszystko narazisz się Agencji i może się to źle dla Ciebie skończyć. Czy jesteś na to gotowy? - wyjaśnił Frank. - Naraziłem się im dzwoniąc do doktora, a później uciekając przed nimi. I tak mam już przesrane. - Zgoda. Zatem radzę Ci zniknąć. My zajmiemy się sprawą. - podsumował Jim. - Dziękuję bez względu na wszystko. Dziękuję za poświęcony czas. Jakbyście jeszcze chcieli zadać jakieś pytania to napiszę Panom numer telefony pod którym będę uchwytny. Po zostawieniu numeru telefonu chłopak opuścił lokal. Frank dolawszy Coli zapytał: - I co myślisz? - Prawdę mówiąc nic mnie już w dzisiejszych czasach nie zdziwi. Żal mi chłopaka, ale nie dostarczył nam absolutnie żadnych dowodów. Nie mam ani jednej podstawy, aby dzwonić do swoich i kogoś zatrzymywać czy przeszukiwać. Każdy może opowiedzieć podobną historie. - Zgadza się. Jedyne co możemy zrobić to opublikować wywiad w gazecie. Pytanie czy w dziale sensacja, czy "opowiadania i mity". Zastanawia mnie jeszcze jedno: skąd Agencja wiedziała o badaniach doktora? Dzięki nasłuchowi? - Tak myślę. Agencja Bezpieczeństwa Narodowego archiwizuje wszystkie rozmowy stanowe. Widocznie komputer wychwycił interesujące kogoś z Projekt - 12/26 Agencji słowa i tak trafili do profesora. - Pewnie tak. Chociaż sam nie wiem. Z drugiej strony jeśli chłopak mówi prawdę. Wtedy.. - Wtedy i on i my, mamy zdrowo przejebane.. *** - Halo?! - rzucił Frank do słuchawki. Jednocześnie przeklął w duchu, ponieważ nienawidził rozmawiać przez telefon podczas jazdy. - Frank? Redaktor naczelny kazał zadzwonić i przekazać, że umówił Ciebie z jakimś gościem.. - Co? Z kim? - Nie wiem. Gość zadzwonił do redakcji i powiedział, że ma dla Ciebie informacje w sprawie "Mind Project". Przeczytał Twój artykuł w gazecie i uznał, że posiada informacje które mogą mieć związek ze sprawą. - Dobra. Gdzie i kiedy mam się z nim zobaczyć? - Dziś. Za pół godziny w kawiarni na starym. Nazywa się "Dzika róża".. - "Dzika wierzba" - poprawił Frank. - O właśnie. Facetowi bardzo się spieszy. Mówił, że specjalnie przyjechał z Nowego Jorku w tej sprawie. - Dobra, dzięki. Jadę więc od razu na spotkanie. Dziennikarz nie zdążył rzucić telefonu na fotel pasażera, kiedy ponownie rozległ się dzwonek. Zaklął znów po czym odebrał ponownie telefon. - Tak!? - wrzasnął zdenerwowany. - Frank z tej strony Jim. Nie uwierzysz. Jestem w Nowym Jorku i mam kilka ciekawych informacji. - Mów. Byle szybko zanim policja złapie mnie za rozmawianie podczas jazdy. - Ok. Słuchaj. Byłem w tej galerii handlowej w której ostatnio uruchomiono alarm przeciw pożarowy. Poprosiłem ochronę o udostępnienie nagrań i faktycznie był tam nasz informator. Z nagrań wynika, że to on uruchomił alarm i Projekt - 13/26 dał nogę. Co ciekawe ochrona zeznała, że w tym samym dniu agenci Agencji Bezpieczeństwa Narodowego przeglądali te same nagrania co ja. Na taśmie z przed centrum handlowego jest też kilku buraków z Agencji. Dziwne nie? - Kurwa! - wrzasnął Frank. - Co jest? - Nie nie, wybacz. Jakąś baba chciała wymusić pierwszeństwo. Mów dalej. - Wykorzystałem też swoje kontakty i ustaliłem, że Agencja w tym dniu sporo się nabiegała w Nowym Jorku. Kogoś szukali. Dzwoniłem do jednego znajomego z Agencji i sprawdził raporty. Oficjalnie w dokumentach wpisane jest, że planowali zatrzymanie jakiegoś chińczyka podejrzanego o organizowanie ataków cybernetycznych na Pentagon. - Hmm... - wydobył z siebie Frank. - Ale to nie koniec. Spotkałem się też z jednym z byłych neurologów, wiesz stary znajomy ze szpitala świętej Anny w Nowym Jorku. Opowiedziałem mu co nieco z naszej niewiarygodnej historii i uznał, że nie jest to wcale nie możliwe. Mało tego, przekazał mi, że całkiem niedawno naukowcy koreańscy prowadzili podobne badania i osiągnęli całkiem zadowalające wyniki. Kryzys jednak pochłonął budżet tak więc naukowcy zmuszeni byli zaprzestać prac. - Czyli nasz informator mógł mówić prawdę. - Wszystko na to wskazuje. Powęszę jeszcze w Nowym Jorku i wracam do Waszyngtonu. - Dobra. Słuchaj u mnie też się coś ruszyło. Redaktor naczelny umówił mnie z jakimś typem. Podobno ma informacje odnośnie projektu. Twierdzi, że przyjechał specjalnie z wybrzeża. - Uważaj na siebie. Może to prowokacja Agencji. - Spokojnie. Jeżeli tak to nie pierwszy raz w moim życiu. - Wiem. Dobra. Trzymaj się. I zadzwoń jak skończysz z tym gościem. - Jasne. Powodzenia. Frank odłożył telefon. Zaklął po raz kolejny tym razem na siebie, że od samego Projekt - 14/26 początku nie dał wiary w opowieść informatora. *** The New York Palace Hotel słynął w mieście z nie tylko z najwyższych cen, ale także z niecodziennego standardu. W hotelu tym nie raz nocowały gwiazdy show-biznesu oraz wpływowi politycy z zagranicy. Znana pozostawała również restauracja hotelowa, miejsce spotkań amerykańskich służb specjalnych, polityków, dziennikarzy, czy jak pisał "New York Times" miejsce biznesowe afgańskich ugrupowań terrorystycznych. Tego wieczoru restauracja hotelowa została wynajęta przez Uniwersytet Medyczny Nowego Jorku. Wśród zaproszonych gości byli nie tylko czołowi profesorowie, ale także mający olbrzymi wkład w rozwój świata nauki politycy. Przy jednym z okrągłych stołów siedziało kilka osób. Wśród nich dostrzec można było znanego neurologa Jonathana Foxlera. - Panie doktorze, pańskie odkrycie będzie niezwykłym narzędziem w walce z wszelkimi schorzeniami, których źródło tkwi w mózgu człowieka. Zdaje Pan sobie sprawę z tego, że na tej technologii koncerny mogą zarobić miliony, jeżeli nie miliardy? - zapytał jeden siedzących przy stole niewysokich mężczyzn. - Oczywiście. Docelowo chciałbym, abyśmy mieli możliwość podejmowania ogólnoświatowej terapii. Tak jak Pan wspomniał, moje odkrycie zrewolucjonizuje przemysł medyczny. Wszelkiego rodzaju choroby psychiczne, zboczenia, lęki.. Wszystko to będzie można wreszcie leczyć, a właściwie usuwać z mózgu człowieka. - Do tej pory mogliśmy usuwać schorzenia ciała, teraz otwierają się przed nami nowe możliwości.. Ingerowanie w ludzki mózg i umysł. Nie boi się Pan panie doktorze, że znajdą się osoby, które zechcą wykorzystać tą technologie w innych, niemedycznych celach? Doktor Jonathan zawahał się. - Cóż, oczywiście istnieje takie niebezpieczeństwo, jednak bez ryzyka nie ma sukcesu. Każdy wynalazek w historii udało się zrealizować tylko dlatego, że Projekt - 15/26 jego twórca podjął ryzyko. - Jak zwykle ma Pan doktorze rację. Odkrycie nie ma prawa się zmarnować pod żadnym pozorem. Osobiście tego dopilnuję. *** Redaktor Frank Simson przygotował dyktafon. Postanowił uruchomić go przed wejściem do lokalu, aby nie informować swojego rozmówcy o fakcie rejestrowania rozmowy. Upewniwszy się, że wszystko działa jak należy wszedł do kawiarni. "Dzika Wierzba" nie wyróżniała się niczym od innych waszyngtońskich kawiarni. Skromna, nieduża ze ścianami w drewnie. Wiktor rozejrzał się po czym zajął miejsce przy jednym z okrągłych stolików. Nie minęła chwila, kiedy do stolika podszedł niewysoki mężczyzna z niewielką aktówką w ręku. Redaktor spojrzał na niego, skinął głową. Nieznajomy bez zaproszenia zajął miejsce obok. - Witam serdecznie, Peter Wood - przedstawił się pospiesznie nieznajomy. - Redaktor Frank Simson. - Tak poznałem Pana od razu. W gazecie przy artykule co prawda wygląda Pan nieco młodziej, ale... - Do rzeczy Panie Peter - przerwał mu redaktor. - Ahh tak, oczywiście. Jak już wspomniałem dzwoniąc do redakcji mam informacje, które mogą Pana redaktora zainteresować. Otóż, prowadzę w Nowym Yorku niewielki zakład pogrzebowy. Jakiś czas temu zjawiło się u mnie dwóch nieznajomych. Wyszli do mnie z pewną propozycją. Oferowali pieniądze.. mówiąc konkretniej sporo pieniędzy za pewną przysługę. - Tak? - ponaglił Frank. - Otóż, mężczyźni Ci poprosili mnie, abym dzwonił do nich za każdym razem, gdy do mojego domu pogrzebowego zostanie dostarczone ciało. Dali słowo, że będą odbierać ciała tak, że nikt tego nie zauważy. Obiecali też, że zwrócą Projekt - 16/26 każde zwłoki najdalej po godzinie, dwóch. Za każdym razem wywiązywali się z obietnicy więc nie miałem powodu nie iść z nimi na współpracę. Zrozumiałem o co mogło tak naprawdę chodzić, dopiero gdy przeczytałem Pana artykuł w gazecie. Wiem, że wydaje się to Panu dziwne, ale niewiele zysku przynosi dom pogrzebowy, a pieniądze które proponowali... były sporym wsparciem próbował usprawiedliwić się mężczyzna. - Spokojnie, rozumiem. Mówi Pan, że dostał numer telefonu. Ma Pan go przy sobie? - Oczywiście. Nieznajomi kazali dzwonić na ten numer - Peter zanotował numer na kawałku chusteczki. - Za każdym razem odbierał ten sam człowiek. - Czy dyktowali Panu jakieś warunki? Mieli jakieś wymagania? - zapytał redaktor. - Tak - pokiwał twierdząco głową mężczyzna. - Chcieli informacji tylko o ciałach ludzi powyżej piątego roku życia oraz ciała, które... mhm... miały nie uszkodzoną czaszkę. - Mózg - stwierdził Frank. - Właśnie. Też tak pomyślałem po lekturze pańskiego artykułu. - Świetnie, że się Pan ze mną skontaktował... - Mam jeszcze coś. Niedawno przy moim domu pogrzebowym zainstalowałem monitoring. Mam tutaj wydruk fotografii, na której widać auto, którym przyjeżdżali po zwłoki. O całkiem dobrze widoczny jest numer rejestracyjny. - Wspaniale! Bardzo dobra robota - pochwalił rozmówcę redaktor. - Dziękuję za wszystkie informację i proszę na siebie uważać. - Nie ma sprawy. Mężczyźni wstając uścisnęli sobie dłonie. Wiktor zaraz po wyjściu z kawiarni wsiadł do swojej wysłużonej już Audicy. Złapał za telefon, po czym wybrał numer oficera Federalnego Biura. - Witaj znów, co masz? - odezwał się znajomy głos Jim'a. - Słuchaj.. Widziałem się z właścicielem nowojorskiego domu pogrzebowego. Projekt - 17/26 Opowiedział mi o ludziach, którzy przyjeżdżali po zwłoki. Mam na nich namiary.. to znaczy numer telefonu i blachy auta. Sprawdzisz? - Jasne, dyktuj. Frank podał przyjacielowi numery, po czym znów zaczął rozmowę: - A jak u Ciebie? Coś nowego? - Próbowałem spotkać się z doktorem Jonathanem, ale facet jest mówiąc delikatnie dziwny. - Słuchaj póki jesteś w Nowym Jorku odwiedź tamtejszy Szpital Psychiatryczny. Informator mówił nam przecież, że wiele osób, które brały udział w doświadczeniu dostało paraliżu umysłowego. Myślę, że nie zabijano tych ludzi, ale odstawiano ich na leczenie. W końcu Agencja musiała zakładać, że kiedyś znów będą mogli być przydatni. Jeżeli w pewnym okresie czasu drastycznie wzrosła liczba nowych pensjonariuszy ośrodka dla obłąkanych to mamy kolejny dowód na to, że informator miał rację. - Dobry pomysł. Zadzwonię też do swoich, żeby zlokalizowali mi numer telefonu i podali właściciela auta. - Dobra, do usłyszenia. Ja jadę do redakcji. Trzymaj się. Na ulicy rozległ się dźwięk ruszającego z piskiem opon samochodu. Frank przeklął. Prowadzenie auta nie należało do jego ulubionych zajęć, lecz ze względu na specyfikę pracy zmuszony był korzystać często z tego środka lokomocji. *** Agent federalny Jim siedział w nowojorskiej taksówce z twarzą przyklejoną do szyby. Rzadko kiedy bywał w Nowym Jorku więc korzystał z okazji, aby zobaczyć ile się da chociaż przez szybę samochodu. W lokalnym radiu właśnie zaczynały się codzienne wiadomości. - Pewnie znowu całe pasmo poświecą na zbliżające się wybory prezydenckie - pomyślał agent. -"... całkowitym zaskoczeniem dla obserwatorów przedwyborczych była informacja Projekt - 18/26 podana przez komitet wyborczy partii Demokratów o wystawieniu w walce o fotel prezydencki kongresmena Davida Maxwella. Republikanie krytykują wybór Demokratów zarzucając, że wystawiany przez nich kandydat ostatni czasy znany jest z częstego mijania się z prawdą oraz działania wbrew własnym wcześniejszym zapowiedzią. Przypomnijmy: o kongresmenie Davidzie Maxwellu zrobiło się głośno kilka miesięcy temu, kiedy w kongresie zagłosował wbrew własnej ustawie mającej wprowadzić znaczące zmiany w funkcjonowaniu Agencji Bezpieczeństwa Narodowego oraz Centralnej Agencji Wywiadowczej..." - Jim po chwili podniósł głowę otwierając szerzej oczy. Dopiero teraz uświadomił sobie powagę sytuacji oraz głębokość bagna, w które wkroczyli. *** Mężczyzna rzucił spojrzenie na wiszący na ścianie zegar pamiętający czasy prezydenta Reagana. Kilka dni temu zakupił go za kilkanaście dolarów w jednym z waszyngtońskich antykwariatów. Bez wątpienia była to niezwykła okazja. Zegar tej klasy z taką historią wart jest kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Co ten nadmuchiwany kryzys robi z ludźmi - stwierdził w duchu, po czym przewrócił się na drugi bok obejmując leżącą obok kobietę. Mimo, że jej imienia nie pamiętał zdawał sobie sprawę, że długo nie zapomni przeżytej z nią nocy. Pomyślał, że gdyby miał uczucia, gdyby zależało mu na budowaniu związku to byłaby to idealna kandydatka na życiową partnerkę. Nie zależało mu jednak, ani trochę. Ważny jest tylko seks, przyjemność i pieniądze. Wszystko inne to brednie, z którymi trzeba walczyć - przynajmniej w jego mniemaniu. Już ponownie zamykał oczy odpływając do krainy snu, gdy w pokoju rozległ się dźwięk dzwonka. Uniósł głowę szukając telefonu, po czym wypatrzywszy aparat niechętnie wygrzebał się z łóżka. Zrobił kilka kroków czując, że wieczorne spotkanie loży jeszcze przez kilka godzin nie pozwoli o sobie zapomnieć. Złapał za wibrującą teraz komórkę na wyświetlaczu której widniał znajomy i popularny ostatnio napis: "ZASTRZEŻONY". Projekt - 19/26 - Halo? - rzucił niechętnie. - To ja, nie śpiesz już? - zapytał głos w słuchawce. - Nie kurwa, nadal śpię - rzekł mężczyzna poirytowany zerkając na nagą kobietę. - Widzę, że nie w humorze od rana. - Mów czego chcesz - ponaglił dzwoniącego. - Coraz więcej osób węszy w sprawie projektu. Mówiłeś, że gdy doktor będzie nasz to zapomną, a nadal kurwa węszą. - Kto węszy? - zapytał wcale niezdziwiony. - Redaktorek z tego szmatławca i jakiś nadgorliwy agencik z FBI. - Kurwa - rzucił tylko mężczyzna drapiąc się po głowie. - Ano, kurwa. Wiesz co to oznacza? Szafa jest już pełna trupów, a pod dywan nikt się nie zmieści. Musimy coś innego wymyślić - niewyraźny głos w telefonie. - Nie zmieniamy planów. Przekonajcie redaktora do naszej sprawy, a ja swoimi kanałami załatwię agenta. Chyba cierpi na brak obowiązków skoro wtrąca się w nie swoje sprawy. - Wiesz, że szef nie będzie zadowolony? Już po próbie porwania asystenta doktora robił problemy. - A co mamy kurwa zrobić? Iść do telewizji? Szef od początku wiedział, że tak to się może skończyć. Nie pierdol więc, tylko weź się do roboty. - Jak chcesz, ale ostrzegam. Źle to się dla Ciebie skończy. Zbyt głośno się zrobiło. - Dzięki za troskę i nie dzwoń więcej. Cześć. - mężczyzna rzucił telefon w stertę ubrań. Spojrzał na przebudzoną kobietę. Uśmiechnął się tylko i powiedział: - No kotku zanim dostaniesz to na co zasłużyłaś czeka Cię jeszcze przyjemna praca do wykonania. Tutaj i teraz. Zaczynaj. *** Projekt - 20/26 W redakcji jak zwykle panował niesamowity gwar: można było odnieść wrażenie, że każdy z pracowników skupiał się na prowadzeniu rozmowy telefonicznej. Nie inaczej było też w boksie redaktora Franka Simsona. Mężczyzna dokończywszy kawę złapał za telefon. Po raz kolejny w dzisiejszym dniu wystukał na klawiaturze numer swojego przyjaciela. Po odczekaniu kilku sygnałów usłyszał w słuchawce głos: - Hej znów, co jest? - Dowiedziałeś się już czegoś w sprawie tego numeru telefonu i blach auta? zapytał zniecierpliwiony Frank. - Tak.. prawdę mówiąc miałem zaraz dzwonić do Ciebie.. Słuchaj.. samochód zarejestrowany jest na mały zakład stolarski pod Nowym Jorkiem. Numer telefonu który mi podałeś jest natomiast numerem właściciela tego właśnie zakładu. - Chryste Jim, myślisz, że byli by aż tak nie uważni? Żeby samochód i telefon prowadziły do jednego miejsca? - Pamiętaj, że Agencja tylko zlecała i nadzorowała badania. Wykonywali je niemający pojęcia o zasadach bezpieczeństwa wywiadowczego. Ale słuchaj dalej.. co ciekawe, syn właściciela zakładu stolarskiego studiował na nowojorskiej Akademii Medycznej. - A więc jednak. Czekaj.. porównałeś adres tego zakładu z adresami, które dostaliśmy od informatora? - zapytał Frank. - Tak sprawdziłem. Nie zgadza się. Chłopak nie znał tego miejsca. Dobra. Musze kończyć. Czeka na mnie dyrektor nowojorskiej placówki Biura. Chcę go wprowadzić w sprawę. - Dobra, ja też muszę kończyć mam drugie połączenie - stwierdził szybko redaktor zerkając na mrugającą czerwono lampkę telefonu. - Do usłyszenia - rzucił pospiesznie po czym wcisnął przycisk aparatu. - Redaktor Frank Simson, słucham? - Panie Frank na parkingu czeka na Pana informator. Mówi, że nazywa się Projekt - 21/26 John Marik i że już z Panem rozmawiał. Prosił, abym przekazała, że ma dla Pana jakieś nowe informację. - Dobrze zaraz zejdę. Proszę mu przekazać, aby chwilkę poczekał - rzucił bez namysłu. - Oczywiście. Gdy głos w słuchawce urwał się redaktor jak zwykle przyszykował dyktafon. Złapał pospiesznie telefon komórkowy i ruszył do windy. *** Otworzył oczy. Jedyne co czuł to silny ból w skroni. - Musiałem nieźle oberwać - pomyślał z trudem. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Leżał całkiem nagi z przypiętymi dłońmi i kostkami do szpitalnego łóżka. Jedyne co pamiętał to windę. Później otwierające się drzwi na poziomie P. Wyszedł, rozejrzał się.. ciemność. Nic więcej nie był w stanie sobie przypomnieć. - Hej! - wrzasnął szarpiąc za skórzane paski. - Hej! - jego głos odbił się echem w pustym pomieszczeniu. Ponownie rozejrzał się. Nic tylko on, łóżko i stojący obok komputer. - Cholera to tu programują ludzi - stwierdził. Drewniane drzwi uchyliły się: weszło dwóch mężczyzn. Jeden w białym lekarskim fartuchu, drugi w czarnym garniturze. Mężczyzna w białym fartuchu podszedł do komputera, drugi do leżącego na łóżku. - Witam Pana redaktorze - rzekł zimnym, lecz spokojnym głosem. Frank szarpnął za trzymające go przy łóżku pasy. - Zrobił Pan nam wiele problemów publikując artykuł. Myślałem, że wystarczy sprawę przeczekać, ale Pan nie dał za wygraną i nadal szukał.. Lekarz chciał Pana poddać operacji podczas snu, ale ja poprosiłem, aby pozwolił mi z Panem porozmawiać. - Zatem mam być Panu wdzięczny? - wycedził przez zęby Frank ponownie szarpiąc pasy. - Proszę się uspokoić. Nie ma Pan szans wyrwać się z pasów. Tylko traci Pan Projekt - 22/26 cenne siły. Niewiele osób z zewnątrz ma możliwość podziwiać nasze rewelacyjne dzieło. Jak się Panu podoba? - Jesteście chorzy! Nikt nie ma prawa bawić się w Boga! - wrzasnął Frank. - Bóg kazał nam się rozwijać i podporządkowywać sobie stworzoną nam ziemię. - Ziemie tak, ale nie ludzi! - znów szarpnął pasy. - Panie Frank. Spójrzmy na to z innej perspektywy. Odkrycie może przyczynić się do wprowadzenia olbrzymich zmian na świecie. Rozumie Pan? Można wszystkich rządzących krajem, a nawet światem zmienić. Zmienić na lepsze. Możemy sprawić, że ludzie którzy sprawują władzę: czy to prezydenci, czy ministrowie wreszcie zaczną mówić jednym głosem. Możemy doprowadzić do zaprzestania wojen... - Wcześniej zabijając, mordując i bezczeszcząc ciała! - Póki co to jest wojna, a wojna wymaga ofiar. Jednak ludzie tacy jak Pan nie rozumieją tego. Dla Was liczy się tu i teraz: dobro jednostek ludzkich. Dla mnie liczy się dobro ogółu.. lepsza przyszłość dla naszych dzieci. Tylko zmiany.. wielkie zmiany, zmienią świat. Te zmiany może zapewnić nam wykorzystanie wynalazku. - Co to za życie kontrolowane przez Was! - Życie ludzkie od dawna jest kontrolowane przez wielkie korporacje medialne. Nie zaprzeczy Pan. Jest Pan redaktorem prasowym, więc doskonale wie o czym mówię. To media: prasa, telewizja, radio kształtują w ludziach umiejętność odbierania i analizowania informacji. Jeżeli tacy jak Pan powiedzą ludziom, że czarne jest białe, a białe czarne.. ludzie uwierzą w to.. Jeżeli napisze Pan o wojnie która nie istnieje ludzie będą się bali. Żyć będą w strachu i ciągłym przekonaniu, że niedługo i ich czeka śmierć. To Wy kształtujecie rzeczywistość i to Wy wpływacie na wygląd świata, więc niech mi Pan nie robi wykładu na temat kontrolowania świata. - Wy chcecie ludzi zmieniać wbrew ich woli. Porywać, pozbawiać tożsamości. Projekt - 23/26 Nie ma to nic wspólnego z działalnością mediów. - Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia panie Frank. Zarówno czytelnik i telewidz, jak i osoba przez nas zmieniona nieświadoma jest tego co się wokół niego dzieje. - Jesteście chorzy! - powtórzył redaktor. - Cóż.. to Pana opinia. Ale dość już kłótni. Pozwolę Panu wybrać sobie, kim chce Pan zostać po przebudzeniu. Mam dla Pana dwie propozycje. Możemy w Pańskim życiu niewiele zmieniać: nadal będzie Pan redaktorem, jednak o nieco bardziej przychylnych dla nas poglądach. Wymażemy z pańskiego umysłu wszystko co Pan o nas wie i uczynimy Pana naszym człowiekiem. Ma Pan również drugą możliwość: niedawno w akcji zginął jeden z moich ludzi. Może Pan przyczynić się do planu zmiany świata i odstąpić swoje ciało mojemu człowiekowi. Myślę, że zadowolony byłby z takiego ciała. Istnieje jednak pewne ryzyko i nie dam gwarancji, że wszystko pójdzie tak, jak powinno. - Wal się gnoju! - Wiktor krzyknął. - No cóż. Zatem ja wybiorę. Mężczyzna w garniturze kiwnął głową. Lekarz podszedł do leżącego na łóżku z przygotowaną wcześniej strzykawką. - Proszę się odprężyć i pożegnać z tożsamością. - Walcie się, obaj! - wrzasnął raz jeszcze Frank, po czym poczuł jak powieki same zaczynają opadać. *** Otworzył oczy zrywając się nagle. Rozejrzał się. - Frank Simson - tak się nazywam pomyślał. - Przynajmniej tak mi się wydaję. Spojrzał na wyposażenie pokoju różniące się od tego, które pamiętał. - Szpital. Zdecydowanie szpital. Do sali wszedł Jim, uśmiechnął się tylko i rzekł: - Ale stracha mi napędziłeś. Projekt - 24/26 - Jim, co jest.. co się stało? - Frank zapytał. - W ostatniej chwili ludzie nowojorskiej placówki Federalnego Biura Śledczego odbili Cię. Już leżałeś na stole podłączony do tej diabelnej maszyny. Kilka minut później i nie byłoby Ciebie. Znaczy byłbyś, ale inny... - Ale.. ale jak, skąd wiedzieliście? - Parę godzin po Twoim zniknięciu zobaczyłem w telewizji materiał na Twój temat. Kamera na parkingu zarejestrowała chwilę Twojego uprowadzenia z pod redakcji. Mówili w telewizji, że uprowadzono redaktora popularnej gazety, a Twoja sekretarka opowiadała jak to ktoś zadzwonił i wyciągnął Ciebie na parking. - Ale skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? - zapytał redaktor. - Monitoring redakcji uchwycił auto do którego Ciebie pakowali. Numery na blachach świadczyły, że to nasz nowojorski samochód zarejestrowany na zakład stolarski. Zebrałem grupę reagowania operacyjnego FBI i upewniwszy się, że koło zakładu stolarskiego stoi samochód uderzyliśmy. Jak widać, była to dobra decyzja. - Po raz kolejny ratujesz mi dupę. - A Ty po raz kolejny przekraczasz wszelkie granicę bezpieczeństwa. Kiedyś nie zdążymy. - Gadanie.. Powiedz mi, a co z tymi ludźmi, co z wynalazkiem? - W zakładzie stolarskim zabezpieczyliśmy cała masę dokumentów w tym zapiski z badań doktora Jonathana. Zatrzymaliśmy kilka osób w tym wysoko postawionego pracownika Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Podejrzewamy, że to on kierował projektem. Czeka nas cała masa czynności operacyjnych. Musimy przesłuchać po raz kolejny naszego informatora, przesłuchać wszystkich zatrzymanych i cała masa innych działań... - A co z urządzeniem do.. przerabiania mózgu? - spytał z ciekawością Frank. - Osobiście byłem przy tym, jak nasi ludzie niszczyli urządzenie. Nikt nie ma prawa bawić się w Boga. Projekt - 25/26 - Wspaniale. Jednak wiesz, że to wiele nie zmienia? Człowiek zbudował coś takiego raz to zbuduje i drugi. Mało to na świecie podobnych fanatyków? - Masz rację, ale o tym będziemy myśleć jak będzie taka potrzeba. - Dziękuję Ci raz jeszcze stary, gdyby nie Ty.. - Przestań. Ważne, że wszystko dobrze się skończyło. - Tak, na szczęście. I radzę Ci odpocząć. Na korytarzu czeka na Ciebie dwóch ludzi z FBI i dwóch z Agencji. Wszyscy mają ochotę z Tobą porozmawiać w sprawie Twojego uprowadzenia. Więc śpij, a potem pozwól zadać sobie parę pytań. - Zgoda. - No trzymaj się, będziemy w kontakcie. Jim opuścił salę zostawiając Franka z wątpliwościami. A może fanatycy mieli jednak trochę racji? Dzisiejszy świat wymaga poprawy. Zmian, które należy rozpocząć wewnątrz człowieka. Jeżeli ludzie natomiast nie chcą zmieniać się sami, może trzeba im tą zmianę narzucić? Tak dla dobra ogółu? Może... Jedno jest pewne. "Mind Project" został zakończony. Przynajmniej jak na razie. KONIEC "Według rzecznika prasowego nowojorskiej Policji doktor Jonathan Foxler, neurolog, profesor medycyny Nowojorskiego Uniwersytetu Medycznego został wczoraj rano uprowadzony ze swojego domu w Nowym Jorku. Policja prosi wszystkie osoby mające informacje mogące pomóc w ustaleniu sprawców porwania o kontakt z komisariatem NYPD..." Projekt - 26/26